Za, a nawet przeciw Herodowi
Ćwiczenia z cyklu: dynamika grupowa, co to takiego? W grupie łatwiej wyćwiczyć pożądane społeczne zachowania. Zachowania najbardziej dziś cenne, pożądane, to takie, w których grupa społeczna ignoruje rzeczywistość. Bierze za coś realnego sytuację wykreowaną, sztuczną. Sztuczną sytuacją są widowiska, spektakle, także może nią być coś, co określa się mianem jasełek ulicznych. Do zachowań pożądanych – np. z punktu widzenia władzy politycznej – należy ignorowanie prawdy. Przede wszystkim Prawdy objawionej. W to miejsce wciska się podróbkę, fałszerstwo. Wreszcie – ignorowanie zasad moralnych. Żeby ułatwić ludziom ignorowanie rzeczywistości, prawdy i zasad moralnych, wymyśla się dziś możliwie atrakcyjne scenariusze. Dużej grupie osób – w której są zarówno osoby spolegliwe i bierne, jak i pełne temperamentu i bezkompromisowe – łatwiej jest narzucić pewne postawy, sądy i opinie niż poszczególnym osobom, bowiem grupa zawsze wpływa „uśredniająco”, modyfikująco na sądy, opinie, przekonania i postawy ludzkie. Taka jest jej specyfika.
Jaki może być scenariusz? Na przykład taki: 6 stycznia w Święto Trzech Króli wszyscy, dorośli i dzieci wychodzimy na główne ulice naszych miast i wkładamy sobie na głowy korony, choć jest to gest zupełnie niezrozumiały, wręcz absurdalny, zważywszy, że mamy być częścią „Orszaku Trzech Króli”, a nie paradą trzystu czy trzech tysięcy króli.
Albo: Idziemy w tym orszaku – paradzie, którego honorowym patronem jest osoba, która wsławiła się haniebnym postępowaniem wobec znanego obrońcy życia, wierzącego lekarza. Po tym haniebnym fakcie w jego dawnym szpitalu uśmiercono nienarodzone dziecko. Idziemy jednak do symbolicznego Żłobka, by złożyć symboliczny hołd Bożemu Dzieciątku, przy śpiewie polskich kolęd. Dajemy się przekonać organizatorom, że w ten sposób – ignorując osobę honorowego patrona, która odpowiada za zabójstwo nienarodzonego dziecka w szpitalu, skąd wyrzuciła szlachetnego lekarza – uprawiamy „apostolstwo”, a może nawet kogoś zaciągniemy do konfesjonału.
Gdyby jeszcze kilka lat temu ktoś powiedział, że coś takiego jest możliwe w Polsce, wśród katolików, pukalibyśmy się w czoło.
Dziś szczypiemy się w rękę słysząc, jak cały chór głosów gwałtownie usprawiedliwia to zestawienie: Herod, Królowie, pasterze, Święta Rodzina, symbolicznie połączeni w jedną całość, w jednym „ewangelizacyjnym” orszaku, zgodnie z postmodernistyczną zasadą, że wszystko ze wszystkim można wymieszać i dobrze będzie. Będzie ewangelizacja…
W jaki sposób usprawiedliwia się swój udział – a więc także akceptację osoby honorowego patrona – w tego rodzaju wykreowanej, z moralnego i religijnego punktu widzenia szkodliwej i nie do obrony sytuacji publicznej, którą nazywa się manifestacją wiary?
Sposoby są trzy:
„Na głupka” – nie my jesteśmy organizatorami, dajcie nam spokój, nie wiemy o co tu chodzi, idziemy w Orszaku, bo zawsze chodziliśmy. Kardynał Nycz przecież rozpocznie orszak od modlitwy Anioł Pański… Tak odpowiadają, przez swojego rzecznika prasowego, np. Skauci Europy.*)
„Na zatroskanego” – to jakieś nieporozumienie, ktoś czegoś nie dopatrzył, warto by przeanalizować, ale trudno, idziemy, dla dobra sprawy. Tak tłumaczą zaangażowanie w Orszak niektórzy działacze ruchów pro life.
„My wiemy lepiej co jest dobre, co złe” – po co się czepiać, kiedy wiadomo, że bierze to wszystko na siebie ksiądz kardynał… To nawiązanie do stylu ostatniego rzymskiego synodu o rodzinie… Nie wtrącać się, nie komentować, nie przeszkadzać. W tym duchu wypowiedział się rzecznik prasowy diecezji warszawskiej. „Nie ma powodu, aby archidiecezja wycofała patronat nad tak cennym dziełem, jakim jest Orszak (ks. Przemysław Śliwiński) **). I oto nagle dialog, tak skądinąd hołubiony, okazał się całkowicie passe...
Nad tak cennym dziełem ?…
Sens teologiczny święta Trzech Króli zwanego także Objawieniem Pańskim, czyli Epifanią ***), to upamiętnienie dnia, w którym świat pogański składa hołd Prawdzie. Uczeni (mędrcy, zwani też Magami), ci, którzy studiowali prawa przyrody i patrzyli w gwiazdy, dzięki mądrości, wiedzy, umiejętności obserwowania zjawisk astronomicznych dochodzą do wniosku, że we wszechświecie, w przyrodzie wydarzyło się coś absolutnie niezwykłego. Zawieszone zostały jej prawa. To coś może oznaczać tylko jedno: na ziemię zstąpił jej Stwórca.
Rozum dyktuje człowiekowi, który to odkrył jedyną możliwą postawę: przed Bogiem trzeba się ukorzyć. Złożyć mu pokłon, oddać hołd. Pogańscy myśliciele wędrują więc setki kilometrów, by dokonać tego aktu uniżenia swoich umysłów przed Bogiem-Prawdą i złożyć Mu cenne dary. Są mądrzy, czyli pokorni. Mądrzy tak dalece, że nie peszy ich Postać tego Boga, który zstąpił na ziemię, maleńkiego Dziecka leżącego wśród całkowitej nędzy, nagiego, które ogrzewają tylko ramiona Matki i oddechy zwierząt. Uznają w Nim bowiem Króla, który przybył na ziemię, „którego panowanie ogarnia nie tylko wszystkie narody, ale i cały wszechświat”. Mędrcy przybywają ze Wschodu – według tradycji chrześcijańskiej . Są nimi „pierwociny narodów pogańskich. Za nimi w bramy Kościoła Chrystusowego wchodzą coraz to nowe ludy. W ten sposób spełnia się proroctwo Izajasza” ****). Ta zapowiedź jest jasna, na wiarę w Chrystusa nawrócą się wszystkie religie, wszystkie ludy. Na Imię Jezusa zegnie się każde kolano.
Dziś mamy w Warszawie sytuację odwrotną. To nie przed Bogiem mają się ukorzyć tłumy idące pod patronatem honorowym pani prezydent, ale „przed tak cennym dziełem”. Skoro jest ono tak cenne, co tam Bóg chrześcijański… Ewengelizować to może oznaczać – w tym języku pomieszanych pojęć – bawić się i tańczyć (a nawet śpiewać kolędy!) na zgliszczach religii chrześcijańskiej.
Sens Objawienia Pańskiego to przecież, w tradycyjnym, a więc pewnym przekazie wiary, „ukazanie powołania wszystkich narodów do wiary w Trójjedynego Boga. Także budzenie uczuć wdzięczności za łaskę wiary i prośbę o wytrwanie w niej, kształtowanie także odpowiedzialności za wiarę innych”*****)
James Tissot – Trzej Królowie
Sens teologiczny Święta Objawienia Pańskiego a sens ulicznych widowisk wykorzystujących nazwy i symbolikę świąt chrześcijańskich w naszych czasach to dwie różne rzeczy, nie mające ze sobą wiele wspólnego. Jeżeli warszawiacy zgodzą się pójść w tym dziwacznym orszaku będzie to oznaczało, że wiara jest dla nich pojęciem pustym, nie rozumieją treści świąt chrześcijańskich, a ponad prawdę przedkładają autorytet (np. hierarchy, mediów, PT organizatorów) przed czym przestrzegał już w naszych czasach św. Maksymilian Maria Kolbe. Przestrzegał mądrze, wiele celnych myśli poświęcając posłuszeństwu: Jak Pan Bóg objawia swą wolę? – pisał 21 kwietnia 1919 r z Rzymu, w liście do brata Alfonsa – Przez swoich zastępców tu na ziemi. Posłuszeństwo więc i tylko święte posłuszeństwo objawia nam z pewnością Wolę Bożą. Przełożeni mogą się pomylić, ale my przez posłuszeństwo nigdy nie błądzimy. Czy to apoteoza ślepego posłuszeństwa? W innym miejscu autor tych słów pisał o posłuszeństwie jeszcze mocniej: Ani zachwycenia, ani wewnętrzne natchnienia nie zawsze są wolą Bożą, bo to potrafi nieraz i duch ciemności (…). Jedynie głos świętego posłuszeństwa jest pełnieniem ustawicznym woli Bożej. Posłuszeństwo jest więc niejako tajemnicą wiary. Bo jak w Hostii Przenajświętszej chociaż widzę tylko zwyczajny opłatek, jednakowoż silnie wierzę, że pod osłoną jego jest prawdziwy Bóg z duszą i ciałem, tak samo i w posłuszeństwie świętym, choć widzę w przełożonych tylko osobę ludzką, lecz również wierzę, że w osobie ich rozkazuje i działa Chrystus, który rzekł: „Kto was słucha, mnie słucha” (Łk 10,16)******).
Szymon Czechowicz – Pokłon Trzech Króli
A jednak ten, który tak wysoko cenił wartość posłuszeństwa potrafił odróżnić posłuszeństwo prawdziwe od fałszywego. W dalszym ciągu listu do brata o. Maksymilian Maria Kolbe pisze: Jedyny jest wyjątek: tj. jeśliby przełożony rozkazywał coś, co jasno, evidenter, bez żadnej wątpliwości, byłoby grzechem, choćby najmniejszym, wtedy bowiem przełożony nie byłby zastępcą Pana Boga, a my nie jesteśmy podwładni nikogo, nikt nam nie może rozkazywać, ani nawet nasz rozum skończony i mogący błądzić; naszym Panem jest Bóg i tylko Bóg nieskończony, najświętszy, najmiłościwszy. (…) Cokolwiek Nim nie jest, o tyle ma wartość, o ile ma łączność z Nim.
„Głupi Amerykanie” –
tak brzmi cykl filmików, które od kilku już lat ukazują się w Internecie, a których zadaniem jest pokazać do jakiego stopnia tzw. zwykli ludzie w Stanach Zjednoczonych, przyłapani na ulicy, w parku, czy na parkingu nie orientują się w podstawowych kwestiach geograficznych, historycznych, czy z dziedziny kultury. Społeczeństwo uliczne ma być tłumem ignorantów, imbecyli, ma być masą, która wzbudza tylko politowanie, bo nie wie nic, nie ma żadnego własnego zdania, jej opinie są zlepkiem komunałów z telewizyjnych newsów, cytatami z seriali, pozbawione jakiejkolwiek intelektualnej wagi. Zachodzi obawa, że ktoś chciałby przedstawić także i nasze społeczeństwo w podobny sposób. Jako ludzi, którzy mimo deklarowanego – ale i bardzo często prawdziwego – katolicyzmu dają się łatwo prowadzić, wodzić za nos, poprzez umiejętne sterowanie, system zachęt i bodźców, również poprzez przekonywujące masowe akcje, np. typu wielkich widowisk ulicznych – które są, bywa, zabiegami psycho- i socjotechnicznymi – do wyzbycia się jasnego oglądu sytuacji, w jakiej się znajdują, jasnego sądu etycznego oraz przywiązania do niezmiennych prawd naszej świętej wiary.
Ewa Polak-Pałkiewicz
____
*) Por. Maciej Marosz: „Honorowa jak Hanna Gronkiewicz-Waltz”, „Gazeta Polska Codziennie” 2 stycznia 2015
**) Za: Maciej Marosz: „Warszawski orszak Heroda”, „Gazeta Polska Codziennie”, 3-4 stycznia 2015
***) Epifania (gr.) – uroczysty wjazd władcy
****) Mszał Rzymski, Pallotinum, Poznań 1963
*****) za: Chrystus Prawdą. cz. I: Prawdy wiary w roku kościelnym, cz. II: Prawdy wiary w życiu chrześcijanina, Księgarnia Św. Wojciecha , Poznań 1966
******) Za: Konferencje świętego Maksymiliana Marii Kolbego, Wydawnictwo Ojców Franciszkanów, Niepokalanów 1990, s. 82-83.