Świat po epidemii
Już wiek XX był wiekiem inżynierii społecznych, wcielanych w życie przez tytanów myśli, takich jak Włodzimierz Lenin, Adolf Hitler, czy Józef Stalin, z niebywałym rozmachem, chociaż metodami brutalnymi i chamskimi. W wieku XXI, z którego tak dumni są mikrocefale, że przyszło im żyć akurat teraz, inżynierie społeczne rozwinęły się jeszcze bardziej, ale i jeszcze bardziej wysubtelniały. Owszem, jeszcze tu i ówdzie, na peryferiach świata, stosowane są metody brutalne i chamskie, ale generalnie dominuje dyskrecja, dzięki której coraz więcej ludzi, zwłaszcza tych, których umysłowość kształtowana jest przez niezależne media głównego nurtu, uważa, że żadnych społecznych inżynierii, przez starszych i mądrzejszych pogardliwie nazywanymi „teoriami spiskowymi”, nie ma, że to pełny rozwojowy spontan i odlot, słowem – że to wszystko naprawdę. I tego zadowolenia ze swego rozumu nic nie potrafi im zmącić, nawet kiedy słyszą, jak „głębocy ekologowie” uważają, iż dla dobra „planety” gatunek ludzki trzeba by było wytępić, gwoli udostępnienia Lebensraumu gatunkom dotychczas dyskryminowanym, żeby nie powiedzieć – uciśnionym przez ludzkich krwiopijców – bo retoryka głębokich ekologów jest bardzo podobna do marksistowskiej. Nie może być zresztą inaczej, skoro wyrasta ona z tego samego pnia, z którego wyrastają inne pozornie sprzeczne ze sobą, społeczne inżynierie. Bo są one rozmaite; radykalne i umiarkowane, jak na przykład inżynieria zalecana przez prof. Ehrlicha z pierwszorzędnymi korzeniami. W odróżnieniu od głębokich ekologów, którzy pewnie nie zdają sobie sprawy z antysemickiego charakteru swej społecznej inżynierii, bo przecież siłą rzeczy musiałaby ona objąć również bezcenny naród żydowski, pan prof Ehrlich tak daleko nie idzie i pozwala zachować gatunek ludzki, ale nie więcej, jak miliard osobników. Nie wyjaśnia, dlaczego akurat miliard, ale i bez tego możemy się domyślić, że po to, by było komu pożyczać pieniądze na wysoki procent.
Ale to są tylko inżynierie wycinkowe, podczas gdy od XIX wieku, a może nawet od czasów dawniejszych, mamy do czynienia z inżynierią całościową, obejmującą wszystkie aspekty egzystencji gatunku ludzkiego. Mam na myśli rewolucję komunistyczną, która przewala się przez świat od początku wieku XX – ale też ewoluuje – oczywiście nie w dziedzinie celów, które są cały czas takie same, tylko w dziedzinie strategii. Strategia bolszewicka została bowiem zarzucona nie tylko jako brutalna i chamska, a poza tym – ekonomicznie zawodna – na rzecz strategii „kulturowej”, której fundamenty położył jeszcze w latach 20-tych XX wieku Antoni Gramsci, którego myśl twórczo rozwinął Altiero Spinelli, którego inżynierię realizuje w Europie Unia Europejska, a w Ameryce Północnej – obłąkani docenci, co zainfekowali kulturowym marksizmem tamtejsze uniwersytety. Absolwenci tych uniwersytetów kierują instytucjami, dzięki czemu rewolucja prowadzona według tej strategii, nie jest skierowana przeciwko nim, tylko starannie wykorzystuje ich możliwości dla świętej sprawy. W rezultacie całe narody, otumanione przez niezależne media głównego nurtu, które też zostały pozyskane dla Sprawy, zostają zmuszone do finansowania działalności mającej na celu doprowadzenie ich do zguby, to znaczy – do przekształcenia ich w „nawóz Historii”.
Nadarzyła się sposobność
Rewolucja – jak to rewolucja – rozłożona jest na etapy. W pierwszym etapie promotorzy kładą nacisk na jutrzenkę swobody, co wyraża się w haśle: „zabrania się zabraniać”. Słowem – wprawdzie wszytko wolno, bo jużci – człowiek musi się samorealizować – ale nikt za skutki swojej samorealizacji nie odpowiada. Dobrą ilustracją jest dziedzina seksu. Wszyscy mogą, a nawet powinni, rżnąć się ze wszystkimi, bez względu na płeć, która zresztą też jest pojęciem płynnym – ale co ze skutkami tej radosnej swobody? Zabraniać niczego nie wolno, to jasne, więc w ramach społecznej inżynierii trzeba stworzyć system zachęt, z narzędziami do „bezpiecznego seksu”, a gdyby coś poszło nie tak, to również w postaci legalizacji ćwiartowania niewiniątek w specjalnych rzeźniach. O ile w strategii bolszewickiej promotorzy rewolucji stawiali na ludzką chciwość, dzięki czemu mogli z masowym poparciem doprowadzić do likwidacji własności prywatnej, to znaczy – do jednej z ważnych gwarancji autonomii człowieka względem władzy politycznej, to w nowej strategii postawili na beztroskę, czyli nieodpowiedzialność, zgodnie z zasadą permisywizmu; wszystko wolno, ale nikt za nic nie odpowiada. Ta zasada doprowadziła do znacznej destrukcji organicznych więzi społecznych, co doprowadziło tradycyjne, historyczne społeczności do stanu bezradności i bezsilności w obliczu tej cierpliwej i metodycznej strategii, skierowanej na uchwycenie władzy nad zdezorganizowaną większością przez zorganizowaną mniejszość. Zatem na etapie umizgów nie wolno było „zabraniać”, ale kiedy już się okazało, że proces degrengolady jest już bardzo zaawansowany, można było przejść do etapu następnego, czyli etapu surowości. Pojawiły się kategorie nie tylko potępione, ale również represjonowane – oczywiście w imię dobra powszechnego, żeby wszystkie człowieki były „braćmi” – w rodzaju „mowy nienawiści” i temu podobnych. Przynosiło to rezultaty, nie można powiedzieć, ale z punktu widzenia promotorów rewolucji te działania najwyraźniej zostały uznane za ślamazarne, co łatwiej zrozumieć, gdy uświadomimy sobie, że jeden z promotorów, stary żydowski grandziarz finansowy Jerzy Soros, liczy sobie lat 90 i zbyt długo czekać na frukta rewolucji nie może.
W tej sytuacji, niczym dar Niebios, trafił się zbrodniczy koronawirus, który dlaczegoś precyzyjnie uderza w schorowanych, nieproduktywnych starców, oszczędzając ludzi młodych, których można będzie potem skutecznie sproduktywizować. Tym razem promotorzy komunistycznej rewolucji nie stawiali ani na chciwość, ani na lekkomyślność, tylko – na instynkt samozachowawczy. Dzięki temu niemal na całym świecie rządy z dnia na dzień przejęły władzę dyktatorską, o jakiej nie mógł marzyć ani wybitny przywódca socjalistyczny Adolf Hitler, ani drugi wybitny przywódca socjalistyczny Józef Stalin. W dodatku Hitler otwarcie krytykował demokrację, w odróżnieniu od Stalina, lansującego demokrację „prawdziwą”, podczas gdy teraz rządy mają pełne usta demokratycznych frazesów, którymi swoją dyktatorską władzę osłaniają. Odwołanie się do instynktu samozachowaczego – w czym niezależne media głównego nurtu, zgodnie z leninowskimi normami o „organizatorskiej” funkcji prasy, kładą wiekopomne zasługi, ekscytując nastroje paniczne – sprawiło, że ta operacja nie napotkała prawie żadnego sprzeciwu, chociaż pod pretekstem epidemii z dnia na dzień narzucone zostały restrykcje nie tylko nie znane przedtem nawet w sytuacjach nadzwyczajnych, ale w dodatku – nie znajdujące żadnego uzasadnienia nawet w statystykach, według których liczba ofiar epidemii nie przekracza dzięsięciotysięcznych części procenta ludności świata. Nawiasem mówiąc, nawet te statystyki są zawyżone, bo zbrodniczemu koronawirusowi przypisuje się wszystkie przypadki zgonów, nawet gdyby człowiek zarażony koronawirusem wypadł z 10 piętra i się zabił, to jest rejestrowany jako ofiara epidemii. Wreszcie narzucane restrykcje przekraczają granice absurdu na przykład, gdy policja, która dopiero w takich okolicznościach, niczym kapral Priszybiejew z opowiadania Czechowa, może spełniać wszystkie swoje marzenia, łupi mandaty kierowcom tankującym samochody „bez wyraźnej potrzeby”.
Następstwa polityczne
Następstwa polityczne uchwycenia się sposobności, jaką stwarza zadekretowana epidemia, juz się objawiają, ale to zaledwie zwiastuny tego, co nas czeka. Przede wszystkim epidemia ogarnęła cały świat, nie zważając na polityczne granice. Wprawdzie lokalne, tubylcze rządy, skwapliwie skorzystały z tej okazji, by rozszerzyć swoje imperia na tereny dotychczas bezpańskie, to przecież sama logika wskazuje, że skoro zagrożenie ma charakter globalny, to i walka z nim też musi przybrać taki charakter. Musi być prowadzona w skali światowej, a skoro tak, to działania tubylczych rządów muszą być skoordynowane w skali światowej. Zatem musi pojawić się Koordynator, który będzie dyrygował rządami poszczególnych bantustanów – oczywiście dla Dobra Powszechnego. Tak oto spełni się program Alfiero Spinelliego, że trzeba zlikwidować historyczne narody, bo z nimi tylko same zgryzoty, a świat się męczy. Zapowiedzi takiej koordynacji w skali globalnej juz mamy, choćby w postaci deklaracji Billa Gatesa, że teraz będzie można podróżować tylko z certyfikatem odporności. Kto będzie takie certyfikaty wystawiał, w jaki sposób stwierdzał odporność, no i oczywiście – ile to będzie kosztowało – tego na razie jeszcze nie wiemy, ale nie ulega wątpliwości, że w stosownym momencie zostanie nam to objawione. Z tego może rozwinąć się potężny przemysł, podobnie jak z wypłukiwania złota z powietrza, w postaci handlu limitami dwutlenku węgla, ustanowionymi przez anonimowych Dobroczyńców Ludzkości. A przecież trzeba będzie jeszcze te certyfikaty kontrolować, więc na lotniskach, w portach i na granicach pojawią się zupełnie nowe formacje żandarmerii. Wprawdzie swoboda podróżowania nadal zostanie podstawowym prawem człowieka, ale pamiętamy, że i w Związku Sowieckim też była. Z tą może osobliwością, że do kolejki przed kasą biletową podchodził oficer NKWD i uprzejmie pytał: a dokąd do się wybieracie, grażdżanie? Zawsze się trafił jakiś jegomość bardziej od innych wrażliwy na prawa człowieka, który retorycznie pytał: a co, nie wolno? – na co oficer uprzejmie odpowiadał: wolno – ale po co? Wtedy kolejka znikała sprzed kasy, jakby rozwiało ją tornado i nic już nie kolidowało z podstawowymi prawami człowieka. Być może Koordynator pozostawi lokalne, tubylcze rządy, bo nie będzie mu się chciało użerać ze wszystkimi plemionami – ale wszystkie one – to znaczy, pardon – oczywiście nie wszystkie, tylko tę mniej wartościowe, będą miały pozostawione kompetencje wykonawcze, podobnie jak to zostało przetrenowane w bantustanach przyłączonych do Unii Europejskiej. Towarzyszyć będzie temu potężna propaganda, którą za pośrednictwem niezależnych mediów głównego nurtu będą faszerowani przede wszystkim „młodzi, wykształceni, z wielkich miast”, jako że ta kategoria jest bardziej zaawansowana niż inne w utracie poczucia rzeczywistości. O schorowanych starców nikt zabiegał nie będzie, bo epidemia zbrodniczego koronawirusa znacznie przetrzebi ich szeregi.
Następstwa ekonomiczne
Tutaj zmiany będą największe i to nie tylko na skutek wyłączenia pod pretekstem epidemii całych segmentów gospodarki w poszczególnych krajach, ale przede wszystkim w gospodarce światowej, która juz przecież odczuwa skutki ekonomicznej wojny między Stanami Zjednoczonymi i Chinami. Chińska gospodarka wysunęła się na pierwsze miejsce w świecie, co musiało budzić – no i budziło zaniepokojenie w Ameryce, bo przecież ono właśnie umożliwiło wygranie wyborów Donaldowi Trumpowi. Wprawdzie Chiny stały się gospodarczy m potentatem, ale dolar po staremu pozostał walutą światową, z czego USA ciągną grubą rentę, czego pilnuje potężna amerykańska armia. Obecnie, ponieważ pierwszym ogniskiem epidemii stały się Chiny, może pojawić się presja na ograniczenie gospodarczych kontaktów z Chinami, bo juz teraz pojawiły się opinie o zaletach gospodarczej samowystarczalności – żeby aspirynę I witaminę C można było jednak wytwarzać samemu. Myślę, ze rządy już nie zrezygnują z uchwyconej kontroli nad gospodarką, co widać również i u nas, gdzie okazało się, że „kapitał ma narodowość”. A skąd możemy wiedzieć, że kapitał ma odpowiednią narodowość? To proste, jak budowa cepa. Wtedy, kiedy jest państwowy. Toteż pod pretekstem walki z następstwami restrykcji spowodowanych koniecznością walki ze zbrodniczym koronawirusem, dojdzie do radykalnej kuracji przeczyszczającej w gospodarce. Przede wszystkim średnie firmy albo znikną, albo zostaną przejęte pod kontrolę państwa, bo małe będą już całkowicie zależne od banków i urzędników. Podobna operacja odbyła się w III Rzeszy, gdzie pod pretekstem wojny państwo przejęło całkowitą kontrolę nad przedsiębiorstwami de nomine prywatnymi – o czym w swoich pamiętnikach pisze Albert Speer.
Nasili się też fiskalna eksploatacja obywateli, bo przecież na kogoś muszą zostać przerzucone koszty wszystkich „tarcz” antykryzysowych. Na razie są one finansowane w ten sposób, ze najpierw Polski Fundusz Rozwoju, spółka akcyjna Skarbu Państwa wypuści obligacje, które następnie będą skupowały banki komercyjne. A dlaczego będą skupowały te obligacje? A dlatego, że wykupi je co do jednej Narodowy Bank Polski, a potem „umorzy”. A skąd Narodowy Bank Polski weźmie pieniądze na wykupienie tych obligacji, których wartość przekroczy 300 mld złotych? Ano stąd, co zawsze; to znaczy – puszczając w ruch maszyny drukujące pieniądze. Wprawdzie konstytucja w art. 220 ust. 2 zakazuje pokrywania deficytu budżetowego kredytem NBP, ale po pierwsze – nie będzie żadnego „deficytu budżetowego”, bo przecież Polski Fundusz Rozwoju nie jest budżetem, więc może wypuszczać obligacje, podobnie jak robi to państwowy ZUS. Banki komercyjne mogą inwestować według swego uznania, więc dlaczego nie w obligacje PFR? Nawet powinny, bo dobrze jest, jak w gospodarce rynkowej, zwłaszcza takiej, jak u nas, przedsiębiorstwa „robią na rękę” rządowi. Poza tym żadnego ryzyka nie ma, bo wiadomo, że NBP obligacje te wykupi i nie będzie to żadne „pokrywanie deficytu”, którego przecież nie ma, tylko zwyczajne inwestowanie NBP na „rynku finansowym”. A że potem obligacje „umorzy”, to cóż w tym takiego? Jak widać, można wypłukiwać złoto z powietrza – ale to tylko pozór, bo emitując obligacje, PRF wypuści na rynek ogromne ilości pieniądza, a zgodnie z prawem podaży i popytu, jeśli na rynku przybywa pieniądza, to staje się on tańszy, a to z kolei oznacza, że rosną ceny. Jak rosną ceny, to rosną też podatki, np. VAT i akcyza, które są procentem od ceny. Tak naprawdę wygląda wypłukiwanie złota z powietrza, więc opinie, że ta cała operacja przyniesie korzyść jedynie, a przynajmniej – przede wszystkim bankom – nie są pozbawione podstaw. Niezależnie od tego, że w efekcie walki ze zbrodniczym koronawirusem państwo będzie przejmowało coraz większą kontrolę nad sektorem prywatnym, to jest też prawdopodobne, że ten sektor znacznie się skurczy, nawet jeśli nie przejdzie pod zarząd państwowy. Znaczna część drobnych przedsiębiorstw nie będzie miała innego wyjścia, jak poddać się kontroli korporacji, a one już tam znajdą drogę do serc urzędników, którzy przecież też potrzebują wypić i zakąsić tym bardziej, ze gwoli zwalczania skutków restrykcyjnych poczynań rządu będą starali się udowodnić swoją niezbędność. W ten oto sposób cel rewolucji komunistycznej w postaci likwidacji, a przynajmniej ograniczenia uprawnień właścicielskich albo zostanie zrealizowany, albo gwałtownie się do tego celu przybliży. Warto w tym kontekście zwrócić uwagę, że w związku z nałożonymi przez amerykański rząd restrykcjami, w USA gwałtownie wzrosła sprzedaż broni. Być może ludzie kupują sobie broń na wszelki wypadek, kiedy np., na skutek restrykcji dojdzie do rozruchów, ale może intuicyjnie czują, że motywem alternatywą wobec rysujących się ekonomicznych skutków walki z epidemią, może być zmiana konwencji, do czego broń jest jak najbardziej potrzebna.
Następstwa ideologiczne
Walka ze zbrodniczym koronawirusem doprowadziła do zamknięcia kościołów, to znaczy – kościołów chrześcijańskich, bo muzułmanie po staremu gromadzą się w meczetach, a policja patrzy na to przez palce, bo przecież takiemu jednemu z drugim policjantowi życie też jest miłe. Warto zwrócić uwagę, że czegoś takiego nie było nawet za Nerona, chociaż Kościół egzystował w głęboki podziemiu, w „katakumbach”, a praktyki religijne były szalenie niebezpieczne. Ale wtedy nikomu, nawet poganom, nie przychodziło do głowy, że życie jest wartością „najwyższą”. Przeciwnie – liczne rzesze świętych męczenników uważały, że wcale tak nie jest, bo gdyby uważali inaczej, to nie zostaliby świętymi męczennikami. Skoro jednak życie zostało uznane za wartość „najwyższą” – co znalazło nawet wyraz w zmienionym przez papieża Franciszka Katechizmie Kościoła katolickiego, w którym kara śmierci została uznana za sprzeczna z chrześcijaństwem – to nic dziwnego, że instynkt samozachowawczy staje się dla wszystkich głównym motywem egzystencji. Po co ta egzystencja – tego nikt dokładnie nie wie – ale w ten właśnie sposób osiągnięty został kolejny cel rewolucji komunistycznej, w postaci przynajmniej sprowadzenia Kościoła do specyficznego przedsiębiorstwa przemysłu rozrywkowego, bo w takiej postaci nie będzie już przedstawił dla promotorów komunistycznej rewolucji żadnego zagrożenia.
Stanisław Michalkiewicz
Felieton • Portal Informacyjny „Magna Polonia” (www.magnapolonia.org) • 13 czerwca 2020