OJCU, SYNOWI I DUCHOWI ŚWIĘTEMU

Pandemicznego szaleństwa ciąg dalszy

Miało być inaczej. Lockdown taki, jak rok temu miał już nie wrócić. Ale rządzą ogarnięci szaleństwem nieodpowiedzialni decydenci mający za nic dobro każdego z nas. Teraz nie tylko zamykają gospodarkę, ale sięgnęli po to, co dla wielu najdroższe: przymykają drzwi naszych świątyń.

Od kilku dni rząd sondował, czy może zamknąć kościoły na Wielkanoc. Minister Adam Niedzielski negocjował ten ruch z episkopatem. Wspólne oświadczenie, wydane przez władze i sekretarza episkopatu, bp. Artura Mizińskiego, jest szokujące. To żyrowanie polityki epidemicznej państwa. Oczywiście bądźmy precyzyjni: nie jest ona sprzeczna z nauczaniem Kościoła, ale czy faktycznie zadaniem biskupów jest zajmowanie się rządowymi restrykcjami? Czy żaden z hierarchów, jeśli już bardzo chce zajmować się lockdownem, nie dostrzega opłakanych skutków niemedycznych metod walki z pandemią? Czy gwałtowny wzrost umieralności osób wśród osób niechorujących na Covid nie mówi wystarczająco wiele o tym, jak tragiczna w skutkach jest polityka rządu? Czy upadające firmy to jest coś, czym kościelny hierarcha, żyrujący rządowy plan walki z epidemią, nie powinien się zainteresować?

Przykro to napisać, ale wygląda na to, że dzień przed ogłoszeniem kolejnych obostrzeń, biskupi zawarli z rządem katastrofalny w skutkach pakt. Jeśli faktycznie bp Miziński przybił pieczątkę na decyzji ministra Niedzielskiego o zastosowaniu wobec świątyń tej samej miary, jaką stosuje on do supermarketów, to włos jeży się na głowie. Czy faktycznie nasi pasterze skapitulowali? Czy podobnie zachowają się, gdy rząd zaproponuje całkowite zamknięcie kościołów?

Nie możemy przecież wykluczyć, że niebawem minister Niedzielski zapuka do drzwi bp. Mizińskiego, by przekonywać go, że trzecia fala jest tak wysoka, iż drzwi kościołów należy zaryglować. Jeśli dzisiaj sekretarz episkopatu podpisuje się pod dokumentem wspierającym narrację rządową o walce z wirusem, to znacznie trudniej będzie naszym hierarchom stanąć w opozycji do kolejnych restrykcji nakładanych przez władze.

A wiele wskazuje na to, że zapewnienia premiera, iż zaraz po Świętach Wielkanocnych sytuacja się zmieni, bo dojadą do nas miliony szczepionek, to czarowanie rzeczywistości.

Tylko dwa tygodnie…

Dokąd zmierza rząd w walce z pandemią? Trudno powiedzieć. Premier apeluje nie wiadomo o co. Jeszcze do niedawna były to 100 dni solidarności, teraz dwa tygodnie „twardego lockdownu”, ale przecież wiemy doskonale, co w języku tego rządu oznaczają dwa tygodnie. Łukasz Szumowski rok temu zamykał nas w domach właśnie na dwa tygodnie, a Niedzielski w październiku też na dwa tygodnie zamykał restauracje, muzea, teatry, kina i kluby fitness.

Co najbardziej przeraża? Głupota tego rządu. Pandemia trwa bowiem rok, o kolejnych, nadchodzących falach słychać właściwie każdego dnia. A rząd nie podjął żadnych kroków, by choć spróbować zmienić strategię walki z pandemią. Dzisiaj wróciliśmy do punktu wyjścia – miejsca, w którym byliśmy rok temu. I to mimo zapewnień, że mamy narzędzia kontroli wirusa, powrót do traumy z wiosny 2020 roku nie jest już możliwy. Dlaczego nie wykorzystano tego roku, by przeprowadzić badania dotyczące miejsc, gdzie najczęściej zakażają się ludzie.

Laik zauważy, że wzrost zachorowań w Polsce zaczął się niedługo po tym, gdy rząd otworzył galerie handlowe oraz szkoły dla dzieci z klas 1-3. Niewykluczone zatem, że potwierdzają się w naszym przypadku badania Brytyjczyków, którzy ocenili, że najbardziej ryzykownymi z punktu widzenia epidemicznego miejscami są właśnie szkoły i sklepy wielkopowierzchniowe. Co to mogłoby oznaczać dla ludzi logicznie myślących, którym na sercu leży dobro kraju? Przede wszystkim jedno: należy wstrzymać otwieranie placówek edukacyjnych czy galerii handlowych i pozwolić działać mniejszemu biznesowi, gdzie łatwiej przychodzi utrzymanie rygorów sanitarnych.

Także i z tego punktu widzenia absurdalny jest pomysł, by radykalne restrykcje obejmowały świątynie. Kościoły otwarte są z pewnymi ograniczeniami od blisko roku i w tym czasie nic nie wskazywało na to, by to właśnie tam dochodziło do zakażeń. Ich otwarcie nie wpłynęło w żaden sposób na zmianę sytuacji epidemicznej. Liczba zakażeń fluktuowała tak, jak zmienia się na przestrzeni całego roku. Słowem: fakt, że rząd uwzględnił postulat dodatkowych obostrzeń w kościołach w najważniejsze dla chrześcijan Święto, wskazuje na danie posłuchu przeciwnikom Kościoła. Innego wytłumaczenia nie widzę.

Tłuste koty

Rok po rozpoczęciu pandemia możemy śmiało powiedzieć, że rządzą nami ludzie, dla których jakikolwiek wysiłek intelektualny stanowi epokowe wyzwanie. Najłatwiej jest „zamykać wszystko”, jak mówi minister Niedzielski. Według własnego widzimisię. I tego, co napisano rok temu w Nejczer. Czy naprawdę w ciągu roku nie mogliśmy przeprowadzić jednego badania, stanowiącego jakąś podstawę do nakreślenia metody nakładania i zdejmowania obostrzeń?

W maju 2020 roku Marcin Kędzierski z Klubu Jagiellońskiego wspominał, że wraz ze swoim zespołem opracowuje algorytm obostrzeń, przewidując nasilenie pandemii. Oparty o konkretne liczby i dane, zakładające ilość zakażeń i obciążenie służby zdrowia, pozwalał on nadać polityce „reżimu sanitarnego” nadać choćby pewne znamiona przewidywalności. Dzięki temu przedsiębiorcy wiedzieliby, jakie wskaźniki zakażeń, zachorowań czy obciążenia łóżek szpitalnych prowadziłyby do nałożenia ograniczeń na daną branżę. Co rząd zrobił z tym algorytmem? Nie zainteresował się nim. Dlaczego? Bo jest zbieraniną leniwych, tłustych kotów, których celem nie jest troska o nasze dobro, ale wygrana w kolejnych wyborach. Kiedy interes wyborczy nakazywał odwołać pandemię, premier Morawiecki gardłował, że wirusa nie należy się już bać. Gdy prezydent Andrzej Duda dostał przepustkę do Pałacu Namiestnikowskiego na kolejnych pięć lat, zagrożenie pandemią zaczęło powracać.

Nie ma zatem żadnego pomysłu, jak żyć w reżimie pandemicznym, rząd jest pozbawiony strategii. Nadzieje, jakie we wrześniu wiązaliśmy ze sprawnym menedżerem i ekonomistą na fotelu ministra zdrowia, Adamem Niedzielskim, okazały się płonne. To doktryner tępo realizujący jasno postawione zadanie: Adam, zrób tak, żeby nie było katastrofy w służbie zdrowia. I Adam robi, co może, żeby tych łóżek starczyło – przynajmniej na papierze, bo lekarze alarmują, że to, co ogłasza ministerstwo zdrowia w oficjalnych danych dotyczących dostępności łóżek lekarskich to mrzonka – respiratorów było tyle, ile potrzeba, no i żeby zaspokoić oczekiwania przerażonych wirusem niektórych wyborców PiS. Reszta? Zastanowimy się jeszcze, jak to wszystko się skończy.

Kłopot w tym, że niewiele wskazuje, by pandemia miała dobiec końca w najbliższym czasie. To naprawdę przerażające, że władza po roku pandemii nie jest nam w stanie nakreślić żadnej perspektywy.

Tomasz Figura

Za: PoloniaChristiana – pch24.pl (2021-03-25)

Najnowsze komentarze
    Archiwa
    059962