Masoneria wykorzystuje Watykan żeby zislamizować Europę
“Trzecia Wojna Światowa musi się rozpocząć od przewagi różnic spowodowanych przez agentury Illuminati pomiędzy politycznymi syjonistami oraz liderami świata islamu. Owa wojna musi być prowadzona w taki sposób, ze islam (islamski świat arabski) oraz polityczny syjonizm (państwo Izrael) wzajemnie się zniszczą.
W tym samym czasie inne państwa, ponownie podzielone w tej kwestii, będą powstrzymywane do punktu kompletnego wyczerpania fizycznego, moralnego, duchowego oraz ekonomicznego.
Wypuścimy nihilistów oraz ateistów i sprowokujemy niezwykły socjalny kataklizm, który w całym tym horrorze wykaże jasno i dobitnie narodom efekty absolutnego ateizmu, pochodzenie zdziczenia i najbardziej krwawe orgie.
Wtedy na każdym miejscu, wszędzie, obywatele, zmuszeni do własnej obrony przed mniejszościami etnicznymi i rewolucjonistami, będą eksterminować owych niszczycieli cywilizacji a masy pozbawione iluzji wobec chrześcijaństwa, którego boskie duchy, formujące chrześcijaństwo bez kompasu oraz kierunku, pożądających ideałów ale bez wiedzy, gdzie umieścić swoje oddanie i adorację, otrzymają rzeczywiste światło poprzez uniwersalną manifestację czystej doktryny Lucyfera, wystawionej w końcu na publiczny widok.
To wyjawienie spowoduje w rezultacie generalny reakcyjny ruch, po którym nastąpi zniszczenie chrześcijaństwa oraz ateizmu, obydwu zwyciężonych oraz zniszczonych w tym samym czasie.”
Pisał Albert Pike, mason 33 stopnia. Dziś widzimy realizację tego planu. Nawet jeżeli przyjąć że jest to fałszywka i “spiskowa teoria dziejów”, to i tak trzeba uznać że ktoś postanowił ten szablon wykorzystać w praktyce bo realizuje się na naszych oczach, a “po czynach ich poznacie” jak mówił Jezus.
Wydarzenia biegną bardzo szybko. Biskupi w Polsce i papież Franciszek nawołują do przyjmowania muzułmanów. Każda parafia ma przyjąć jedną muzułmańską rodzinę. Co ciekawe, kilka dni wcześniej komisarze UE ustalili że Polska ma przyjąć 10 tysięcy tak zwanych “uchodźców” a zupełnym przypadkiem w Polsce jest około 10 tysięcy parafii. Jak to się dobrze składa. Jako że większość “uchodźców” to młodzi mężczyźni, można się spodziewać że ściągną za sobą kilkuosobową rodzinę. Już zachodziła obawa że Polska odmówi przyjęcia imigrantów z powodu braku funduszy i odpowiedniej organizacji a także z powodu zbliżających się wyborów. Szkoda by było żeby przegrała rządząca liberalna PO która godzi się na każdy pomysł eurokratów. I oto arcybiskup prymas W. Polak napisał na twitterze 3 września:
“Jesteśmy wezwani, by rozpoznać twarz Chrystusa w uchodźcach, bo byłem przybyszem, mówił, a przyjęliście mnie.”
Dwa dni później przyszedł mu w sukurs przewodniczący komisji episkopatu, abp. S. Gądecki, mówiąc w czasie mszy świętej w Chełmie:
“Trzeba przygotować się, jak pomóc w cierpieniu. Trzeba żeby każda parafia przygotowała miejsce dla tych ludzi, którzy są prześladowani”
Następnego dnia podobną wizję przedstawił papież Franciszek. “Niech każda parafia przyjmie uchodźców” zaapelował w podczas niedzielnej modlitwy Anioł Pański do wszystkich parafii, wspólnot religijnych, klasztorów i sanktuariów w całej Europie.
W tym samym czasie władze USA i Izraela zapowiedziały że nie zamierzają przyjmować uchodźców. Mamy więc do czynienia z planem celowej destabilizacji Europy, doprowadzenia jej mieszkańców do punktu “kompletnego wyczerpania fizycznego moralnego i duchowego” w celu odrzucenia chrześcijaństwa przez “masy pozbawione iluzji” co do tego że może ono im dać obronę przed dzikimi hordami islamistów. Nie będzie pozwolenia ze strony Kościoła nie tylko na obronę przed islamem, ale będzie nakaz jego bezwarunkowej akceptacji. To spowoduje masowy odwrót od chrześcijaństwa w Europie. Ktoś kto wymyślił ten koncept, musiał znać księgę “Sztuka wojny” starożytnego chińskiego myśliciela Sun Zi. Pisał on pięćset lat przed Chrystusem że najwyższą formą strategii jest zaatakowanie strategii przeciwnika. I oto ktoś zaatakował chrześcijańskie miłosierdzie i chce je wykorzystać do zniszczenia samego chrześcijaństwa.
Tak więc zbliżamy się do końca przedstawienia skoro nawet biskupi zrzucają maski bezwstydnie wykorzystując słowa Jezusa do zniszczenia chrześcijaństwa w Europie. Przy tym robią to całkowicie świadomie, jak bowiem przyznał w wywiadzie z 5 września, abp H. Hoser, “nie ulega wątpliwości że Europa będzie muzułmańska jeżeli tendencje się nie zmienią”.
Grzegorz Braun: imigranci? Przyjmijmy najpierw Polaków ze Wschodu!
Potomkowie Polaków wywiezionych na Wschód mają dziś trudności z udowodnieniem swojej polskości, muszą ją urzędowo dowodzić, są odpytywani z języka. Najpierw niech ojczyzna będzie otwarta dla tych wszystkich Polaków, którzy chcieliby zamieszkać w jej aktualnych granicach – mówił w jednym z wywiadów Grzegorz Braun, odnosząc się do pomysłu przyjęcia przez Polskę imigrantów z Bliskiego Wschodu i Północnej Afryki.
– Potomkowie rodaków wywiezionych do Kazachstanu czy na Ukrainę mają dziś trudność z udowodnieniem swojej polskości, muszą ją dowodzić urzędowo, są egzaminowani, odpytywani z języka. Opowiadam się za równością wobec prawa i pytam, gdzie tu jest równość skoro równocześnie obywatelstwo polskie jest nadawana bądź uznawane w wypadku zgłaszających się z taką prośbą mieszkańców Izraela? Ci, jak się zdaje, nie natrafiają na takie przeszkody, które w istocie mają charakter szykan – mówił Grzegorz Braun w rozmowie z dziennikarką kanału „Przeciwko Antypolonizmowi”.
– Co zaś do ogłoszeń pana Donalda Tuska o tym, że on tu chętnie przyjmie uchodźców z basenu Morza Śródziemnego, to trzeba tu zapytać: a skąd tu uchodźcy? Kto wywołał wojnę, która ludzi wypędza dziesiątkami, setkami tysięcy i każe im szukać bezpieczeństwa w Europie? Ci, którzy tę wojnę rozpętali, niech zajmą się zapewnianiem lepszego bytu uchodźcom – mówił reżyser kandydujący w wyborach prezydenckich. – My każdemu chętnie nieba przychylimy, ale najpierw niech ojczyzna będzie otwarta dla tych wszystkich Polaków, którzy chcieliby zamieszkać w jej aktualnych granicach – dodał Grzegorz Braun.
– Być może po to się rozpętuje takie wojny, by następnie przerzucać skutki kataklizmów wojennych na tych najmniej odpowiedzialnych, a służących zawsze jako chłopiec do bicia. To jest – na przykład – na Polaków. Myślę, że to kolejny pomysł na pogłębienie dezintegracji polskiego społeczeństwa, jak wpędzić Polskę w kolejne kłopoty, z których być może się już nie wydobędzie – ocenił.
– Bardziej tłumne osadnictwo uchodźców na terenie Polski może służyć jako generator konfliktów. Łatwo przeprowadzić prowokację po to, by Polaków następnie przedstawić w świecie jako nieodpowiedzialnych, może niegościnnych, a może wręcz nieszanujących praw ludzkich. To mogłoby być dobrym pretekstem do poddania Polski głębiej idącej kurateli międzynarodowej. Taki widzę najczarniejszy scenariusz – mówił Grzegorz Braun.
Jak dodał, faktycznym źródłem zagrożenia nie są imigranci a politycy. To oni stwarzają popyt na imigrację utrzymując świadczenia socjalne na atrakcyjnym poziomie, ale nie wiążąc z nimi wymogu uznawania obowiązujących w danym społeczeństwie norm kulturowych. – To problem Niemców, Francuzów i teraz przyszedł czas na nas. Ci którzy walczą z cywilizacja łacińską być może planowo dążą do rozmiękczenia tego pnia cywilizacyjnego, który u nas jeszcze jakoś się trzyma – zauważył Braun.
Źródło: youtube.com
mat
Za: PoloniaChristiana – pch24.pl (2015-05-18)
BBC: Państwo Islamskie przerzuca swoich bojowników do Europy na łodziach z uchodźcami
Według informacji doradcy libijskiego rządu dżihadyści są przerzucani przez Morze Śródziemne na łodziach pełnych imigrantów. W procederze mają brać udział gangi przemytników, które dzielą się z zyskami z islamskimi bojownikami.
Abdul Basit Haroun powołuje się na swoje rozmowy z przemytnikami w częściach północnej Afryki kontrolowanych przez dżihadystów. Mają oni zezwalać przemytnikom na kontynuowanie działalności w zamian za udział w zyskach w wysokości 50%. Wcześniej przedstawiciele władz Włoch i Egiptu ostrzegali, że muzułmanie z tzw. Państwa Islamskiego mogą próbować w ten sposób dostać się do Europy.
Zdaniem Harouna, dżihadyści wykorzystują fakt, że europejskie służby policyjne nie są w stanie zidentyfikować bojowników pośród uchodźców, przy czym moją oni często zajmować w łodziach oddzielne miejsca.
Wcześniej europejska agencja kontroli granicznej Frontex przestrzegała o istnieniu potencjalnej możliwości wykorzystywania przez muzułmańskich bojowników nietypowych sposobów, by dostać się do Europy. Zdaniem ekspertów kwestia ta jest jednak trudna do weryfikacji.
bbc.com / Kresy.pl
100 lat agresji żydowskiej na Polskę
Lata kłamstw, propagandy i manipulacji historią Polski odniosły swój przykry skutek – większość Polaków nie ma zupełnie pojęcia, że kraj nasz, od co najmniej stu lat, jest przedmiotem otwartej żydowskiej agresji wobec naszej niepodległości.
Prób stworzenia zarządu nad miejscową ludnością było w Polsce kilka, a każda z nich miała zupełnie inny charakter, była też realizowana za pomocą różnych sojuszy, państw, czy też organizacji międzynarodowych. Z dzisiejszej perspektywy, możemy niestety zauważyć, że starania te zostały uwieńczone – z punktu widzenia żydowskiego lobby – sukcesem.
Niestety, stopień przemilczenia prawdy przez większość źródeł, takich jak opracowania historyczne i naukowe, zarówno w PRL jak i III RP, jest powodem, że temat ten właściwie nie istnieje na polu debaty publicznej. Większość Polaków nawet nie wie o planach utworzenia państwa na terenach Polski w czasie I wojny światowej, ani o pogromach na Polakach dokonywanych w 1939 roku przez Żydów, które przygotowywały pole do okupacji z ramienia ZSRR. Nie widzą też oczywistej ciągłości pomiędzy elitami tzw. „żydokomuny”, a elitami III RP.
Naród ogląda za to ciągle kłamliwą i obraźliwą nagonkę na samego siebie, nagłaśnianą przez posłuszne syjonistom media świata euro-atlantyckiego, które wmawiają nam, że to my jesteśmy coś winni Żydom za, wyssany z palca, „polski nazizm” i „polskie obozy”.
Tymczasem oczywista prawda jest taka, że od ponad 100 lat, członkowie tego narodu, tworzą wewnętrzne, polskojęzyczne, ale skrajnie wrogie lobby, którego celem jest przejęcie władzy i protektoratu nad Polakami oraz pozbawienie ich suwerenności i praw do samostanowienia. Poniżej podaję relacje, fakty, dokumenty i źródła. Mam nadzieje, że ten skrótowy materiał, jedynie wzmiankujący problem, posłuży dla Polaków za bazę do dalszej analizy.
1. Pierwszy projekt żydowskiej okupacji Polski z ramienia niemieckiego zaborcy.
Wrzesień 1914 – Organizacja Żydów niemieckich, tzw. Niemiecki Komitet Ocalenia Żydów Rosyjskich, proponuje władzom niemieckim utworzenie tzw. „Judeopolonii”. Miała ona powstać na terenie ziem polskich zaboru rosyjskiego, a nadzór nad Polakami, z ramienia Niemiec, mieli objąć Żydzi. Projekt ten powstał zresztą dużo wcześniej. Wykrojenie państwa żydowskiego z ziem polskich postulował min. Jakub Frank już w XVIII w. A to, z kolei, fragment „Okólnika kierowników politycznych kół żydowskich z XI 1898 r. do żydów polskich”, przytoczony w książce S. Wysockiego „Żydzi w dziejach Polski”:
„Bracia i współwyznawcy! Trzeba aby kraj został naszym królestwem (…). Starajcie się po trochu usunąć Polaków ze wszystkich ważniejszych stanowisk i skupić w naszych rękach wszystkie nici władzy społecznej. Wszystko, co do chrześcijan należy, powinno stać się naszą własnością, związek izraelski dostarczy wam potrzebnych do tego środków. Dla doprowadzenia do skutku planu wyrwania stanowczo Galicji chrześcijanom, wszyscy nasi wielcy bogaci zapisali się na znaczne sumy. Da baron Hirsch, dadzą Rotszyldzi, Bleichredowie i Mendelsonowie i inni dadzą (…).”
Początkowo zastanawiano się nad realizacją projektu „Judeopolonii” z ramienia carskiej Rosji. Sądzono, że uda się go przeforsować z racji silnej pozycji ekonomicznej na ziemiach Polski, która tym bardziej urosła w okresie zaborów. W pierwszych latach XX wieku Władimir Żabotyński nawoływał do popierania rusyfikacji Polaków pod zaborem rosyjskim i głosił hasło utworzenia „Judeopolonii”. Przewidywał pełną judaizację miast, a osiadła na wsi ludność polska miała pracować dla Żydów.
Żydowski poeta okresu Młodej Polski, Antoni Lange postulował judaizację Polaków i działanie, aby „naród polski stał się narodem pół-semickim”, co skutkowałoby „stworzeniem nowej rasy, nowego człowieka i nowego Boga”. Tego typu postulaty opisuje Feliks Koneczny w książce „Cywilizacja żydowska”.
Julian Unszlicht, Żyd, który sprzeciwiał się planom przejęcia Polski przez syjonistyczne lobby alarmował, że rewolucja z 1905 roku, będąca przedłużeniem wydarzeń rozpętanych ewidentnie przez masonerię w Rosji, „była rewolucją żydowską, mającą na celu utrwalić hegemonię Izraela nad Polską (…). Coraz natarczywiej żądano od socjalistów polskich by się wyparli swej narodowości, swych ideałów, a z proletariatu polskiego uczynili hołotę nacjonalizmu żydowskiego” (T. Jeske-Choński, Historia Żydów w Polsce).
Po wybuchu wojny, w wyniku podziału Europy na dwa bloki przeważyła jednak idea stworzenia państwa z ramienia Niemiec. Niemądrym byłoby twierdzić, że wszyscy Żydzi popierali projekt, jednak faktem historycznym jest, że był on poparty przez wszystkie organizacje żydowskie na terenie kraju i mógł liczyć na oczywistą aprobatę rodaków z terenów Rosji. Nie trzeba udowadniać, że realizacja takiego projektu, mogłaby bezpowrotnie przekreślić polskie szanse na niepodległość.
Niemcy, licząc na zjednanie sobie kapitału żydowskiego min. w USA , poważnie traktowały projekt „Judeopolonii”. Świadczyć o tym może min. fakt, że po zajęciu Warszawy wydano w Niemczech mapę, gdzie terytorium Polskie opatrzone było nazwą „Polacy silnie przemieszani z Żydami” z adnotacją, że będą to narody równoprawne. Nie było to jednak zadowalające dla wszystkich syjonistów i spowodowało rozłam wśród organizacji żydowskich. Wkrótce również losy wojny pokazały, że realizacja projektu w takim czy innym wariancie będzie niemożliwa.
Na fiasko idei stworzenia państwa na terytorium Polski reagowały również międzynarodowe organizacje żydowskie. Otwarcie sprzeciwiano się powstaniu po wojnie wolnej Polski. 28 IV 1918 w „Joodsche Wachter” apelowano: „A do was panujący wszystkich państw całej ziemi, zwracamy się z żądaniem (…) strzeżcie Izraela, nie dopuśćcie do największego nieszczęścia, jakie w dwudziestym wieku nasz naród mogło dosięgnąć; nie dopuśćcie do wolnej Polski, kosztem zniszczonego żydostwa” (Janusz Orlicki, „Szkice z dziejów stosunków polsko-żydowskich 1918-1949”).
Proces powstawania idei żydowskiego państwa w Polsce opisał min. dr. Andrzej Leszek Szcześniak w pracy pt. „Judeopolonia – żydowskie państwo na ziemiach polskich”. Mieszkającym na naszej ziemi semitom nie udało się zablokować utworzenia II Rzeczypospolitej. Nim przejdziemy do następnej, udanej próby stworzenia żydowskiego protektoratu nad Polską, pozwolę sobie podsumować cytując autora:
„Próba przywalenia Polski kamieniem grobowym – jak określił to profesor J.R.Nowak – przez stworzenie na ziemiach polskich sztucznego tworu przy pomocy Niemców, zwanego Judeopolonią, zakończyła się fiaskiem. (…) Wrogowie nie potrafili docenić narodowych dążeń Polaków i wydawało im się, że nieograniczone pieniądze i wsparcie potężnego mocarstwa mogą być silniejsze nad wolę narodu do odrodzenia własnej ojczyzny. Z obłędnych planów jednak zrezygnowano (…), więc już od roku 1919 zaczęto planować zniewolenie Polski przy pomocy bolszewików, co zaowocowało w 1944 r. stworzeniem tzw. Polski Ludowej, (…)”
2. Idea żydowskiego protektoratu z ramienia ZSRR.
Już Jędrzej Giertych, przedwojenny polityk narodowy, w książce „Tragizm Losów Polski” z 1937 przewidział powojenny los ojczyzny:
„Rzeczą na stałe odpowiadającą widokom polityki żydowskiej w Polsce są trwałe rządy bezpośrednio żydowskie. (…) Gdyby nastąpiła w Polsce, rewolucja komunistyczna, żydzi automatycznie podnieśliby się do roli warstwy rządzącej”.
O roli Żydów i masonerii w rewolucji bolszewickiej w Rosji napisano wiele pokaźnych książek, ograniczę się więc do podania kilku liczb i faktów, a ocenę niech czytelnik wyrobi sobie sam.
Na przykład – w pierwszym rządzie bolszewickim na 22 ministrów, 18 było Żydami. W Komisariacie Wojny na 43 członków, Żydami było 34. Robert Wilton, korespondent „Times’a” podał, że na 556 stanowisk kierowniczych w armii, 447 piastowali Żydzi. Oprócz tego, bezspornym faktem jest, że zarówno Lenin, syn Marii A. Blank, jak i Trocki (prawdziwe nazwisko Lejba Bronsztajn) byli z pochodzenia Żydami. Dane przytoczone za książką R. Horynia „Geneza zbrodni bolszewickich 1917-53”. Zainteresowanych odsyłam do literatury tematu.
Wielu syjonistów widziało dla siebie szansę w zapowiadanym pochodzie bolszewizmu na zachód, a zmierzającym do podboju świata. Uznano, że żywioł żydowski będzie mógł pełnić ważną rolę w procesie „sowieckiej globalizacji”. W skali lokalnej natomiast, opcją minimum był sojusz Żydów polskich i rosyjskich i dążenie do scalenia go w obrębie jednego państwa. Jednocześnie w tych czasach przedstawiciele tego narodu mieli bardzo silną pozycję w kapitalistycznej Ameryce i przejęli już ogromną część sektora bankowego. Zarówno Trocki, jak i Lenin byli finansowani przez międzynarodowy kapitał żydowski, min. banki Marcusa Samuela i Morgana.
Popularność bolszewizmu była przyczyną masowych zdrad Żydów polskich podczas najazdu komunistów w 1920 roku, min. przez zdominowaną niemal wyłącznie przez nich, Komunistyczną Partię Polski. Miażdżąca skala kolaboracji z wrogiem żydowskich żołnierzy, a nawet całych batalionów spowodowało konieczność internowania wszystkich żydowskich członków armii, według klucza etnicznego, w obozie w Jabłonnie. Rozkaz ten wydał minister spraw wojskowych, Kazimierz Sosnkowski.
http://wiadomosci.robertbrzoza.pl/historia-polski/jak-zydzi-zdradzali-polske-w-1920-roku/
Fakt niemal całkowitego zdominowania przedwojennego ruchu komunistycznego przez semitów potwierdza ks. dr. Stanisław Trzeciak w książce „Talmud o gojach, a kwestia żydowska w Polsce”, wydanej w 1939 roku.
„W r. 1935 w Warszawie na 4000 aresztowanych za działalność komunistyczną było 3.600 żydów, a 400 Polaków, czyli 90 % żydów i 10 % Polaków. Na 1 stycznia 1937 r. warszawska organizacja Komunistycznej Partii Polski liczyła 70 % żydów, a 30 % Polaków, związek zaś komunistycznej młodzieży polskiej liczył 85 % żydów, a 15 % Polaków.
Wyroki sądowe Warszawskiej Apelacji, równającej się mniej więcej Województwu Warszawskiemu, skazały za komunistyczną działalność w r. 1937:
w styczniu: 87,50% żydów, 12,50% Polaków,
w lutym: 77,00% żydów, 23,00% Polaków,
w marcu: 87,50% żydów, 12,50% Polaków,
w kwietniu: 91,25% żydów, 8,75% Polaków,
w maju: 95,00% żydów, 5,00% Polaków,
w czerwcu: 87,50% żydów, 12,50% Polaków,
w lipcu: 90,00% żydów, 10,00% Polaków,
w sierpniu: 100,00% żydów, 0,00% Polaków,
we wrześniu: 96,00% żydów, 4,00% Polaków,
w październiku: 95,00% żydów, 5,00% Polaków,
w listopadzie: 60,00% żydów, 40,00% Polaków,
w grudniu: 90,00% żydów, 10,00% Polaków.”
Identyczne zjawisko masowej kolaboracji żydowskiej przeciwko Rzeczpospolitej miało miejsce w roku 1939, na początku II wojny światowej, w czasie IV rozbioru Polski.
Dlaczego zupełnie nieznany jest w Polsce fakt krwawych pogromów dokonywanych na Polakach przez Żydów, które miały miejsce podczas wkraczania Armii Czerwonej na kresy wschodnie, min. 18 września w Grodnie?
Najlepiej będzie zacytować przykładowe relacje świadków, przytoczone w drugiej części książki „Judeopolonia” dr. Andrzeja Leszka Szcześniaka:
„Wieczorem z 18 na 19 września 1939 roku, w mieście wybuchła gwałtowna strzelanina zorganizowana przez komunistów, głównie Żydów i nacjonalistów białoruskich. (…) W pierwszych czołgach atakujących miasto nazajutrz miasto znajdowali się grodzieńscy Żydzi (…) wskazywali oni załogom czołgów strategiczne punkty w mieście. Tej nocy rebelianci z bronią długą i krótką atakowali rodziny inteligencji polskiej, urzędników, a nawet żołnierzy w pobliskich miasteczkach: w Skidlu, Łuninie, Jeziorach i innych.”
„Już wiedzieliśmy, że poprzedniej nocy wybuchła rebelia komunistyczno-żydowska. Strzelano do policji, do żołnierzy, do pojedynczych osób (…)”
„Bardzo okrutny los spotkał żołnierzy polskich i setki mieszkańców Grodna, których wskazały bojówki żydowskie i białoruskie. Mężczyzn najpierw okrutnie okaleczano. Obcinając nosy, członki, uszy, wydłubywano oczy, następnie wiązano po piętnastu drutem kolczastym, przywiązywano do czołgów i wleczono kamienistą drogą po kilkaset metrów. Wrzucano ich następnie do przydrożnych rowów i lejów po bombach. Jęki i krzyki pomordowanych słychać było w promieniu kilku kilometrów od miasta. Grozę sytuacji potęgowały pożary – to płonęły polskie domy niszczone przez młodych Żydów, przystrojonych w czerwone chusty i kokardy. (…) w Grodnie wymordowano 130 uczniów i podchorążych, dobijano rannych i obrońców. 12-letniego Tadzika Jasińskiego przywiązano do czołgu i ciągnięto po bruku. (…) Na placu pod Farą leżał wał zamordowanych (…) wielu uczniów gimnazjum kupieckiego zostało rannych, wielu znalazło się w więzieniach, ciężko ranni ukrywali się w mieście.”
Na przykładzie Grodna opisaliśmy jak przebiegał udział Żydów w bolszewickiej rewolucji. Podobne zdarzenia miały miejsce również w Rohatyniu, Łucku, Tyszowicach, Szczebrzeszynie, Przebrażu, Kołomyi, Lubomlu, Kownie i wielu innych. Zainteresowanych większą ilością relacji świadków, dokumentami i tekstami źródłowymi, odsyłam do obszernej książki dr. Szcześniaka.
Krwawe pogromy żydowskie na Polakach, będące początkiem procesu eliminacji polskiej elity przez sowietów i ich kolaborantów, przygotowywały grunt pod powstanie fasadowego państwa „polskiego” pod żydowskim protektoratem z ramienia Związku Radzieckiego.
3. Żydzi przejmują kontrolę nad Polską.
W latach 1939-41 rola Żydów w organizowaniu sowieckiej władzy w Polsce była potężna. Rozpoczął się plan realizacji drugiego projektu objęcia władzy nad naszym krajem. Tym razem nie miało to być wprawdzie własne państwo, lecz raczej pomysł administracji Polakami i utworzenie na naszej ziemi warstwy uprzywilejowanej, składającej się ze „swoich”, ewentualnie z udziałem miejscowych pożytecznych idiotów-karierowiczów.
Dr. A. L. Szcześniak przytacza zatrważające dane: Żydzi, podczas okupacji sowieckiej w tych latach, zajmowali 75 – 90 % stanowisk administracyjnych (!) oraz poważny procent dolnych warstw aparatu terroru. Dokonano wtedy ich rękami ogromnej zbrodni na narodzie polskim, wymordowano elity intelektualne i wojskowe, a na ich miejsce wprowadzono własnych uzurpatorów.
W tym celu utworzono w 1943 roku w Moskwie tzw. Związek Patriotów Polskich, którego organem prasowym było pismo „Wolna Polska”. Organizacja ta powstała z inicjatywy zbolszewizowanych Żydów, często zdrajców Polski i kolaborantów z KPP. Byli to min. Jakub Berman, Alfred Lampe, Hilary Minc, Julia Brygystierowa, Jerzy Borejsza (Goldberg) i Paweł Hofmann. Oczywiście, dla niepoznaki, dobrano sobie kilku, etnicznie polskich, zatwardziałych komunistów, jak Wanda Wasilewska, czy skoligacony z Żydami, Aleksander Zawadzki (miał żonę Żydówkę).
Aby zagwarantować ich posłuszeństwo, ludziom tym umożliwiano szybką karierę w aparacie sowieckim. Mimo, iż wielu z członków ZPP wcześniej, oficjalnie deklarowało brak zainteresowania istnieniem, w ogóle, niepodległej Polski jako takiej (!), zwrócili się oni do Moskwy z pomysłem utworzenia armii „polskiej”. Historyk Jerzy Brochocki, w książce „Rewolta marcowa” pisze:
„W czasie gdy Berling szkolił dywizję, prowadził ją (….) w bój pod Lenino, potem organizował korpus, a następnie armię – oni opanowali bez reszty aparat polityczny, służby specjalne, prokuraturę i sądownictwo dywizji, korpusu, armii. Oto jeden tylko, ale jakże wymowny przykład: na 30 politruków w drugiej dywizji dwudziestu siedmiu było Żydami”. „Swoimi” obsadzono prawie wszystkie stanowiska pełnomocników Związku Patriotów Polskich.”
Oprócz tego utworzono Komitet Organizacyjny Żydów w Polsce. Inicjatorem był Jakub Berman, który przedstawił ten plan, sowieckiemu Żydowi, szefowi radzieckiego MSW, Ł. Berii. W skład kierownictwa weszli J. Berman, E. Szyr i H. Minc. Wśród członków był min. Ozjasz Szechter, ojciec syjonisty Adama Michnika.
Stalin rozumiał, że Żydzi, co najmniej nieprzywiązani do naszej tradycji, a często wręcz wrogo nastawieni do Polaków, będą doskonałą kadrą zarządzającą, która dopiero „wychowa” przyszłe pokolenie obywateli nawykłych do radzieckiej władzy. Nawet Stefan Kisielewski pisał w 1968 roku w swych dziennikach:
„Dwadzieścia lat temu powiedziałem Ważykowi, że to, co robią Żydzi, zemści się na nich srodze. Wprowadzili do Polski komunizm w okresie stalinowskim, kiedy mało kto chciał się tego podjąć z gojów. (…) Po wojnie grupa przybyłych z Rosji Żydów-komunistów (Żydzi zawsze kochali komunizm) otrzymała pełnię władzy w UB, sądownictwie, wojsku, dlatego że komunistów nie-Żydów prawie tu nie było, a jeśli byli, to Rosja się ich bała. Ci Żydzi robili terror, jak im Stalin kazał”.
Jeśli chodzi o pierwsze lata powojenne to liczby przedstawia Jan Bodakowski:
„Sowiecki doradca czyli nadzorca oddelegowany z Moskwy do Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego pułkownik Mikołaj Steliwanowski w raporcie z 20 października 1945 do Ludowego Komisarza Spraw Wewnętrznych Ławrientija Berii informował, że Żydzi w MBP stanowią 18,7% zatrudnionych i zajmują 50% stanowisk kierowniczych. W I Departamencie Żydzi stanowili 27% zatrudnionych i zajmowali 100% stanowisk kierowniczych, w Wydziale Personalnym 23% pracowników było Żydami, a w kierownictwie było siedmiu Żydów. Wydział do spraw Funkcjonariuszy (inspekcja specjalna) składała się w 33% z Żydów, wszyscy oni zajmowali stanowiska kierownicze. W Wydziale Sanitarnym Żydzi stanowili 49%, w Wydziale Finansowym 30%. (….) Zarządem Politycznym Wojska Polskiego dowodził Mieczysław Mietkowski (Mojżesz Bobrowiecki). Zarząd składał się z 44 osób w tym z 34 Żydów. Stanowiska dowódcze obsadzone były przez Żydów (udających katolików, co budziło w wojsku zgorszenie). Wychowawcami politycznymi w Wojsku Polskim byli Żydzi. Na 28 odpowiedzialnych pracowników w wydziałach politycznych dywizji 17 było Żydami, na szczeblu pułku na 43 pracowników 31 było Żydami. Na 89 zastępców dowódców batalionów do spraw politycznych 57 było Żydami.
(….)
Innym przykładem obecności Żydów w komunistycznym aparacie terroru były Kielce gdzie 57% pracowników UB stanowili Żydzi. Od 1946 roku komendantem Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa publicznego był Adam Kornacki (Dawid Kornhendler) agent NKWD. Szefem Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa był Albert Grynbaum. W kieleckiej bezpiece pracowali Moryc Kwaśniewski (szef wydziału personalnego wojewódzkiego UB w Kielcach) i Natan Bałanowski. Tłumaczem komendantury Armii Czerwonej był Wolf Zalcberg (garnizonem ludowego Wojska Polskiego dowodził sowiet Andrej Kupryj). Żydami byli też pierwszy sekretarz PPR w Kielcach Jan Kalinowski, prezydent miasta Tadeusz Zarecki, szef wydziału organizacyjnego PPR Julian Lewin, część pracowników wojewody – rzekomo wszyscy oni pozwolili by na spontaniczny i wielogodzinny pogrom Żydów w Kielcach. Instrumentem komunistycznego terroru było też ludowe Wojsko „Polskie”. Armia Berlinga tuszowała żydowskie pochodzenie kadry dowódczej (służyły temu powszechne zmiany nazwisk na polsko brzmiące). Zastępcami dowódców dywizji i brygad byli Żydzi, podobnie było na niższych szczeblach dowodzenia. Sowieci prowadzili politykę awansowania Żydów i wykluczania Polaków. Sam Zygmunt Berling jako student prawa na Uniwersytecie Jagiellońskim w 1915 roku deklarował, że jest wyznawcą judaizmu.”
http://www.prawy.pl/historia/5475-w-prl-zydzi-stanowili-wiekszosc-kadry-kierowniczej
Aby zrozumieć te liczby dodam, że oficjalnie udział Żydów w społeczeństwie drugiej połowy lat czterdziestych stanowił około….1 procenta. Było to jednak świadome kłamstwo, mające zakamuflować fakt semickiej dominacji. Dlatego po wojnie utworzono mit, który z powodzeniem funkcjonuje do dzisiaj. Kłamliwa propaganda głosiła jakoby w Polsce już nie było Żydów. Nieprzypadkowo podawano, po wyzwoleniu Oświęcimia przez Armię Czerwoną, że zginęło tu 3 mln 400 tys ludzi żydowskiego pochodzenia, co odpowiadało prawie w stu procentach ich liczbie w przedwojennej Polsce.
Ostatnie dane, akceptowane również przez samych Żydów, oceniają liczbę zgładzonych w Oświęcimiu ludzi na 1 milion 100 tys. w tym 600-800 tys. Żydów. Nawet polska wikipedia podaje je i przyznaje, że: „Nadal jednak istnieją poglądy, podtrzymujące ocenę liczby ofiar w wysokości 4 lub więcej milionów osób. Liczby te wyprowadzane są z pewnych danych cząstkowych według zasad, którymi posłużyła się wspomniana komisja radziecka. Nie znajduje to uznania u większości współczesnych badaczy.”
Tymczasem, dla niepoznaki, zmieniano masowo nazwiska, a nawet imiona ojców i matek. Ciągłe przypominanie tematu „holokaustu”, miało również inny cel – ogrom cierpienia i krzywdy ludzkiej wykorzystywano cynicznie, aby każdego, kto byłby przeciwny obcej dominacji, przyrównać w propagandzie do hitlerowców. W ten sposób wytwarzano w zmęczonych i zdziesiątkowanych wojną Polakach, odruch nie poddawania Żydów jakiejkolwiek krytyce.
Tak więc od 1945 roku udaje się Żydom zrealizować, po niepowodzeniu koncepcji tzw. „Judeopolonii”, projekt protektoratu nad rdzenną ludnością polską – judeobolszewię. To rękami tego lobby dokonano eksterminacji polskich elit patriotycznych.
4. 1968 – Kontrolowany desant „żydokomuny” na pozycje pro-zachodnie.
Interes syjonistów w rewolucji bolszewickiej doskonale sprecyzował Murry Butler podczas bankietu organizacji British – Israel World Federation w 1937 roku: „Komunizm jest narzędziem, które służy do zniszczenia państw narodowych i do ustalenia jednego rządu światowego, jednej policji światowej i jednego pieniądza światowego” (Henryk Pająk – „Piąty rozbiór Polski”). Ponad 35 lat później, w 1972 roku, w tej samej British – Israel World Federation, światowe żydostwo oficjalnie zadekretowało rozbiórkę bolszewickiego komunizmu czyli ZSRR. Sam plan kontrolowanego upadku komunizmu, w wyniku auto-rozkładu, został nakreślony dużo wcześniej.
Po rozpadzie alianckiej koalicji syjonistów radzieckich i amerykańskich i nastaniu okresu „zimnej wojny”, polityka politycznego światowego lobby żydowskiego musiała ulec znacznej modyfikacji. Z czasem stało się jasne, że ZSRR nie zagwarantuje im ekspansji, ani nawet utrzymania wpływów, które systematycznie tracili. Po wojnie w siłę urosły Stany Zjednoczone, gdzie już od lat mieli oni niezwykle silną pozycję.
Z czasem stało się więc jasne, że powstały z udziałem Żydów i masonerii, sowiecki twór, musi przestać istnieć, ponieważ nie zagwarantuje on ogólnoświatowej dominacji syjonistów, co zdawało się być możliwe do zrealizowania, za pomocą Stanów Zjednoczonych.
W PRL, po śmierci Stalina, Żydzi stracili w Polsce monopol na władzę i, pomimo utrzymania bardzo silnej pozycji, do głosu doszło stronnictwo natolińczyków, popierane przez Chruszczowa.
Wobec tych uwarunkowań w skali lokalnej, jak i wskutek zmiany polityki międzynarodowych syjonistów, skonstruowano plan desantu kilkunastu tysięcy członków elity żydowskiej na zachód, jako męczenników i ofiar „odwiecznego polskiego anty-semityzmu”. Już w 1956 kierowane przez nich lobby post-stalinowskie (tzw. „puławianie”) rozpoczęło organizowanie koncesjonowanej opozycji, takiej jak np. Klub Krzywego Koła, powołany z inicjatywy Bermana, lub Klub Inteligencji Katolickiej.
Po utraceniu monopolu na władzę syjoniści zaczęli wszem i wobec krytykować błędy socjalizmu i „walczyć z systemem”. Tak tworzony był grunt pod wydarzenia z marca 1968 roku. Wtedy to lobby morderców naszego narodu przyjęło maskę patriotów broniących polskiej sztuki i kultury.
Wielu Polaków, czyni tutaj błąd przedstawiając lidera natolińczyków, Gomułkę, jako zwolennika „polskiej drogi do socjalizmu”, który mimo iż był komunistą, przejawiał resztki świadomości pro-polskiej i chciał Polski rządzonej przez Polaków. Niektórzy są nawet skłonni okrzyknąć go bohaterem narodowym.
Trochę światła na sprawę, rzuca – po raz kolejny – dr. Szcześniak w książce „Judeopolonia II”:
„Jako ciekawostkę można tu przytoczyć fakt, iż Julia (Luna) Brygisterowa, odpowiedzialna za politykę kadrową ZPP, założyła tajne żydowskie biuro matrymonialne, którego celem było kojarzenie małżeństw zdolnych i sprawujących władzę Polaków z młodymi Żydówkami (Gomułka, Jóźwiak, Zawadzki, Sztachelski, Bieńkowski, Kliszko i wielu innych)”.
Znamienne jest, że W. Gomułka brał udział w tajnej konspiracji Żydów, mającej zmylić miejscowych. Według żydowskiego prawa, był ostatnim Polakiem w swoim rodzie, a jego dzieci mogłyby być już uznane za „stuprocentowych” Żydów. Wobec tego zasadne jest podejrzenie, że Władysław Gomułka mógł również konspirować, w 1968 roku, kontrolowany desant „wypędzonych” członków lobby syjonistycznego, które sprawowało władzę w okresie stalinizmu. Zauważmy, że duża ich część została przy władzy, natomiast ani zbrodnie, ani okupacja z ramienia Sowietów nie zostały nazwane po imieniu. Nikt nie osądził katów narodu polskiego. Dopuszczono tylko kosmetyczną krytykę stalinowskich mordów i represji.
Sprawa rzekomego „wypędzenia” Żydów do dzisiaj stanowi „argument” potwierdzający tezę „odwiecznego polskiego antysemityzmu”. Przykładowo, w trzydziestolecie wydarzeń marcowych organizowane były wielkie uroczystości, z udziałem żydowskiej Gazety Wyborczej, Fundacji Batorego oraz wiernopoddańczymi mowami „polskich”, kajających się polityków. Odbyło się seminarium pod wymownym tytułem „Co można uratować z dziedzictwa Żydów polskich po Holokauście, Kielcach i Marcu 68 ?”. Marzec 68 został przyrównany do obozów koncentracyjnych. A jak było naprawdę? Jerzy Brochocki pisze:
„Badając sprawę marca 1968 roku i jego konsekwencji szukałem jakiegokolwiek dowodu, że którykolwiek z ówczesnych emigrantów został do wyjazdu zmuszony. Ani w relacjach ludzi czynnych wówczas po obu stronach, ani w dokumentach na taki przypadek nie natrafiłem. (….) nikt dotychczas nie zaprezentował przypadku „wyrzucenia” Żyda z Polski, ani w marcu 1968, ani w którejkolwiek z poprzednich emigracji po II wojnie światowej”.
1968 był zaplanowanym początkiem zrzutu polskojęzycznych Żydów na zachód. Zasilali oni min. organizacje emigracyjne. Wielkim paradoksem i kłamstwem było to, że w USA i Europie zachodniej byli i są znani i podziwiani jako anty-systemowi dysydenci i bojownicy o wolność i prawa człowieka. Tak rozpoczynają się przygotowania do procesu przygotowywania powrotu Żydów do władzy w Polsce – tym razem z ramienia USA, czyli międzynarodowej, żydowskiej finansjery.
5. Żydzi tworzą nowy protektorat nad Polską – z ramienia międzynarodowej syjonistycznej finansjery.
Jako że próba zarządzania Polakami za pomocą terroru okazała się niemożliwa, jak i z powodu zmiany polityki światowego lobby syjonistycznego, zrobiono wszystko, aby niedawni funkcjonariusze stalinowskiego reżimu oraz ich potomkowie stali się w oczach Polaków gorliwymi patriotami i anty-komunistami. Na tym polega tragedia naszego narodu, że inter-nacjonalistyczny socjalizm wprowadzali w Polsce przedstawiciele tego samego lobby (często ci sami ludzie, lub ich potomkowie i rodziny), które dokonywało jego demontażu.
Oni zostali bohaterami i ikonami III RP. Bronisław Geremek, syn rabina z Nalewek, Adam Michnik vel. Szechter, Kwaśniewski vel. Stolzman, Marek Borowski (Jakub Berman to jego wuj) czy kat Polaków, przemianowany potem na kapitalistycznego ekonomistę, Zygmunt Bauman to tylko niektóre przykłady, będące czubkiem góry lodowej.
Do elit weszli członkowie, założonego przez „Puławian” – Klubu Krzywego Koła, czy Klubu Poszukiwaczy Sprzeczności, jak znany z anty-polskich publikacji Jan Tomasz Gross, Jan Lityński vel. Lorenz, Jacek Kuroń, Helena Łuczywo vel. Chaber, Jerzy Turowicz vel. Turnau czy Jerzy Urban vel. Urbach. Utworzono z tych ludzi główny trzon KOR, potem za ich pomocą, przedstawiając jako „doradców” i „ekspertów” przejęto Solidarność. Jednocześnie ta część Żydów, która utrzymała dość mocne wpływy w Polsce, włączyła się w plan auto-likwidacji PRL-u.
Henryk Pająk w książce „Grabarze polskiej nadziei 1980-2005”, napisał:
„Fenomen Solidarności to fenomen bezbolesnego zwijania żydowskiego Sowłagru przez nowoczesny syjonizm sowiecki i zachodni – to przyzwolenie na ten niby „fenomen polskiego zrywu”, prowokowany przez incydenty w rodzaju podwyżek cen na żywność, obcinanie norm produkcyjnych, represjonowanie niepokornych „użytecznych durniów”.
(….)Ten sam Jaruzelski, który jeszcze w latach 70. patronował usuwaniu Żydów z armii, w stanie wojennym i potem radykalnie przestawił azymuty na służalczość wobec nowych panów. Pod groźbą izolacji reżimu w kręgach politycznych i gospodarczych Zachodu, zaczął usłużnie zabiegać o akceptację wpływowych kręgów żydowskich w Europie i na świecie.
Występował jako przyjaciel Żydów, który rozgromił pierwszą „Solidarność”, gdyż była „antysemicka”, „nacjonalistyczna”. Sprzyjała kreowaniu takiego obrazu „otwartego” na Zachód Jaruzelskiego jego komitywa z Michnikiem. Starając się zyskać poparcie światowego lobby, Jaruzelski oskarżał Polaków o „antysemityzm”, co było szczególną podłością tego zdrajcy i zaprzańca polskości. Są tego przynajmniej dwa nikczemne przykłady. Jeden z nich podaje osławiony Aleksander Smolar, zaciekły wróg polskości na łamach podziemnego „Aneksu” z 1986 roku (nr 41-42, s. 121)’. Potwierdzał takie przykłady żydowski publicysta z USA Michael Kaufman w książce Mad dreams saving grace, Poland: A Nation in Conspiracy, New York 1989, s. 17P. Kaufman opisał tam zachowanie Jaruzelskiego w czasie wizyty w Polsce prezesa Światowego Kongresu Żydów Edgara Bronfmana. Pisał, że rządowi oficjele wciąż powtarzali oskarżenia, że Solidarność wyrażała antysemickie poglądy i postawy.
Tak oto sami światowej rangi Żydzi – syjoniści potwierdzali, że w zniszczeniu pierwszej „Solidarności” hunta Jaruzelsko-Kiszczkowa sprzęgła swoje wysiłki z polskojęzycznymi Żydami w walce z „Solidarnością”, z jej twórcami, a nurt ten reprezentowała właśnie „banda czterech” – Kuroń, Geremek, Mazowiecki, Michnik i cały KOR, bastion późniejszej Unii Demokratycznej i Unii Wolności.
Mając dookoła tylu wrogów – w szeregach własnych, w wojsku, Bezpiece, w KOR i w zachodnim syjonizmie – „Solidarność” musiało spotkać to, co ją spotkało – rozbicie od wewnątrz, eliminacja jej twórców o narodowym, robotniczym rodowodzie. Ciąg dalszy, czyli skutki tej zmasowanej dywersji, sabotażu, pałek ZOMO i pałek propagandy medialnej polskojęzycznej i zachodniej – już znamy.”
Dlatego już w 1985 Wojciech Jaruzelski spotkał się z jednym z najważniejszych decydentów międzynarodowej finansjery, Davidem Rockefellerem, co opisuje w swoich pamiętnikach Zbigniew Brzeziński.
W tym samym czasie, synchronicznie, podobny proces zachodził z sowieckiej Rosji, o czym szerzej w książce Henryka Pająka, pełnej faktów i źródeł. Plan bowiem nie dotyczył jedynie Polski, ale całego tzw. „bloku sowieckiego”.
Równocześnie, w Polsce, rozpoczęto pacyfikowanie ewentualnego buntu narodu polskiego przeciwko żydowskiej supremacji. Odbyło się to za pomocą kłamliwej propagandy, wedle której Polacy są tradycyjnymi antysemitami i szowinistami. Skutki tej operacji na umysłach naszych rodaków widzimy, jakże jaskrawo, po dziś dzień.
Należy tu wymienić między innymi anty-polski wiersz Jana Błońskiego pt. „Polacy patrzą na getto” z 1987 roku, który był zlepkiem kłamstw i pomówień na temat – rzekomo – niewłaściwej postawy Polaków podczas wojny. Od tej pory anty-polskie, choć polskojęzyczne, publikacje, mnożą się jak grzyby po deszczu. W procesie tym biorą udział także, zdominowane przez syjonistów, media USA i Europy. W ten sposób Żydzi staną się świętością, której nie wolno krytykować. Gazeta prowadzona przez byłą żydokomunę i jej lobby zostaje gazetą „wolnych”, „demokratycznych” Polaków. To projekt syjonistów amerykańskich i ich wspólników – byłych stalinowców, pseudo-dysydentów był główną dźwignią wydarzeń w 1989 roku.
Oprócz oczywistego faktu, że głównymi architektami i rozgrywającymi okrągłego stołu byli członkowie lobby syjonistycznego, do ustalenia pozostaje procentowy udział osób żydowskiego pochodzenia podczas obrad.
Wg. Henryka Pająka na 57 przedstawicieli strony opozycyjnej było, aż 47 osób pochodzenia semickiego. Powołuje się on tu min. na informacje podane na przedwyborczej ulotce przez Kazimierza Świtonia, który zasłynął z tego, że jako jedyny wygarnął w sejmie Lechowi Wałęsie jego agenturalną przeszłość. Weryfikacja tych danych jest trudna z uwagi na zatajanie swojego pochodzenia przez wielu Żydów.
Znamiennym jest jednak, że najczęściej informacji na temat pochodzenia rodziców tych ludzi nie sposób znaleźć, w ogromnej ilości przypadków wikipedia nie podaje żadnych danych, mimo iż publikacja ich to norma w biografiach, życiorysach, jak i w samej wikipedii. Wg. obiegowych relacji wiele z informacji zawartych jest w danych tajnych kartoteki ludności Polski przy Centralnym Biurze Adresów MSW (nr arch. 1/6526/1 – data archiwizacji 9.07.1984, nr rejestracyjny 14750-99 – data rejestracji Wydz. III-2, SUSW Warszawa). Nie jest jednak możliwe dotarcie do oryginału tego dokumentu, sprawa więc wymaga dalszych badań i dociekań.
Po stronie partyjnej Żydzi stanowili zdecydowaną mniejszość (Henryk Pająk mówi o ok. 20 procentach), lecz byli to polscy zdrajcy i sowieccy namiestnicy, którym za udział w realizacji projektu zagwarantowano bezkarność i nierozliczenie zbrodni na narodzie polskim oraz udział w życiu politycznym i gospodarczym w „nowej Polsce”.
Plan przejęcia Polski udał się w 100 procentach i trwa do dzisiaj. W wyniku transformacji ustrojowej zlikwidowany został dorobek materialny Polaków, a kraj stał się amerykańską kolonią i żerowiskiem dla obcych firm. Tragedią było przyjęcie projektu amerykańskiego spekulanta i syjonisty, Georga Sorosa vel. Schwartza, czyli planu gospodarczego (piątego) rozbioru Polski. Przekonano nas, że musimy wyzbyć się wszystkiego, a im więcej obcych firm przejmie kontrolę nad polskimi przedsiębiorstwami, tym lepiej. Fundacja Batorego, założona przez Sorosa, likwidatora polskiej suwerenności ekonomicznej, przekonywała Polaków aby oddać swą suwerenność na rzecz przystąpienia do „euro-kołchozu” i nawoływała do przyśpieszenia procesu prywatyzacji w imię spełnienia unijnych „wymogów”. Przy okazji niszczono świadomość historyczną i poczucie własnej wartości oraz dezinformowano Polaków, promując min. antypolskie książki J.T. Grossa.
Od tej pory dogmat uległości wobec USA – głównej siły międzynarodowego syjonizmu – jest dla post-okrągłostołowego reżimu niepodważalny. To tam szkoleni są prezydenci, premierzy i liderzy III RP – jak choćby Kwaśniewski, Tusk czy – obecna kandydatka na premiera – Beata Szydło.
Ten projekt żydowskiej dominacji nad Polską – różni się zupełnie od Judeopolonii, czy Judeobolszewii. Teraz chodzi o to, aby włączyć Polskę do globalnego imperium syjonistycznej finansjery, która chce stworzyć jednobiegunowy świat pod kontrolą USA. Również Unia Europejska ma tych samych mocodawców, czego wymownym symbolem może być Fundacja Batorego. To właśnie w sektorze „Stanów zjednoczonych Europy”, jako części światowego imperium, dokonał się V rozbiór Polski. Nacisk kładziony jest na supremację ekonomiczną, min. poprzez Międzynarodowy Fundusz Walutowy czy Europejski Bank Centralny, oraz dalszą likwidację gospodarczej samodzielności.
Jest też stosunkowo dużo etnicznie polskich kosmopolitów, którzy kolaborują w procesie zwijania suwerenności Polski. Nadreprezentacja Żydów w elitach dalej jest jednak ogromna. Oprócz likwidacji ekonomicznej Polski, likwidowane są również polska tradycja, kultura i poczucie własnej wartości.
Ten skrótowy materiał opowiada o niezwykle groźnym, wewnętrznym wrogu – syjonizmie polskojęzycznym – który od ponad 100 lat, mniej lub bardziej otwarcie, domaga się zarządu nad Polską.
Czy nikogo już nie dziwi, że Żydzi pozwalają sobie otwarcie na obrażenie Polaków?
„W czasie wojny zginęli prości Żydzi i wybitni Polacy. Uratowali się wybitni Żydzi i prości Polacy. Dzisiejsze społeczeństwo w Polsce to żydowska głowa nałożona na polski tułów. Żydzi stanowią inteligencję, a Polacy masy pracujące. (…) Dlatego antysemityzm, wszelkie odruchy antyżydowskie w Polsce to choroba umysłowa, to buntowanie się ręki i nogi przeciwko własnej głowie. Żydzi są głową Polaków, bo są lepsi a Polacy to ręce i nogi. Nie może polska ręka bić żydowskiej głowy” – żydowski pisarz Artur Sandauer.
Trzeba ukrócić to żydowskie eldorado na ziemiach polskich. Czytajcie i przekazujcie ten tekst dalej. Nie możemy pozwolić sobie na istnienie wroga wewnętrznego, nie ma tolerancji dla istnienia lobby, które uzurpuje sobie prawo do władzy nad nami i pracuje przeciwko naszej niepodległości.
Socjalnacjonalista
https://socjalnacjonalista.wordpress.com
Olga Tokarczuk – o kabale
Na czym polega ta kabała, co to wszyscy o niej mówią?” – zagaduje Katarzyna Kossakowska księdza Pikulskiego w najnowszej książce Olgi Tokarczuk [1]. No i dobrze, że zagaduje, bo Księgi Jakubowe opowiadają przeważnie o sprawach żydowskich, więc czemu nie miałoby być w nich i o kabale. Ksiądz Pikulski też się z tym zgadza, odkłada na talerz spory kęs wołowiny i uprzejmie wyjaśnia Katarzynie Kossakowskiej:
- Wierzą, że świat został stworzony ze słowa – odpowiada ten, przełykając głośno, i odkłada na swój talerz spory kęs wołowiny, który właśnie wędrował do jego ust.
- No tak, każdy w to wierzy: na początku było Słowo. To tak jak i my. Cóż to więc za herezja?
- Tak, waszmość pani, ale my na tym zdaniu poprzestajemy, a oni je stosują do każdej najmniejszej rzeczy.
[...]
- Każda litera ma swój równoważnik liczbowy. Alef ma jeden, bet ma dwa, gimel – trzy, i tak to idzie dalej. To znaczy, że każde słowo złożone z liter ma swoją liczbę. – Patrzy na nich pytająco, czy rozumieją. – Słowa, których liczby są takie same, są ze sobą połączone głębokim znaczeniem, mimo że po wierzchu wydaje się, iż nie ma między nimi związku. Można na słowach liczyć, kombinować i wtedy dzieją się bardzo ciekawe rzeczy.
Ksiądz Pikulski nie wie, czy na tym skończyć, czy to wystarczy, ale nie, nie może się powstrzymać:
- Weźmy przykład następujący – mówi. – Ojciec to po hebrajsku „aw”. Piszemy to tak: alef, bet, od prawej strony. Matka to „em”, czyli alef-mem. Ale słowo „matka” – „em”, można odczytać też jako „im”. „Aw”, ojciec, ma wartość liczbową 3, bo alef ma 1, a bet 2. „Matka” ma wartość 41, bo alef to 1, a mem to 40. I teraz: jeżeli dodamy do siebie oba słowa, „matka” i „ojciec”, to wyjdzie nam 44, a to liczba słowa „jeled”, czyli dziecko!
Kossakowska, pochylona nad księdzem, odskakuje od stołu, klaszcząc.
- Jakie to sprytne! – woła.
- Jod-lamet-dalet – pisze ksiądz Pikulski na papierze biskupa i patrzy na niego tryumfalnie [2].
Sprowadzenie kabały do gematrii, a gematrii do jednej z jej metod, jest, rzecz jasna, olbrzymim uproszczeniem. Ale widocznie ksiądz Pikulski uznał, że tyle na początek wystarczy. Mógłby jednak dodać starogenderowo, że jeled to dziecko płci męskiej, chłopczyk (ילד). Dziecko-dziewczynka to jalda (ילדה). Ale to głupstwo. Już gorzej, że z lamed, ל, zrobiło się lamet. Ale to też głupstwo. Najbardziej bowiem zgrzyta mi w tej scenie sam język, sprawa w powieści historycznej przecież niebłaha. Prawdziwy ksiądz Pikulski (bo to postać historyczna) nigdy nie użyłby wyrażeń „równoważnik liczbowy” czy „wartość liczbowa”, choć z pewnością potrafiłby oddać ich znaczenie w swojej osiemnastowiecznej polszczyźnie, z której Olga Tokarczuk zostawiła mu na pociechę jeno „waszmość panią” [3].
Być może właśnie ten zgrzyt coś tam obudził w mojej pamięci, a kiedy jeszcze po cichu wymówiłem kilka kabalistycznych formuł, spłynęło na mnie zrozumienie.
Starożytni Żydzi używali hebrajskiego do zapisu liczb. Każda litera jest liczbą. Weźmy hebrajskie a, alef, to 1. B, bet, to 2. Rozumiesz? A teraz spójrz. Liczby są ze sobą powiązane. Weźmy hebrajskie słowo ‚ojciec’, „aw”. Alef, bet. 1 i 2 równa się 3. Zgadza się? Hebrajskie słowo ‚matka’, „em”. Alef, mem. 1, 40 równa się 41. Suma 3 i 41… 44. Zgadza się? Teraz hebrajskie słowo ‚dziecko’. Matka, ojciec, dziecko, „jeled”. To 10, 30 i 4… 44.
Prawda, że brzmi to podobnie do objaśnień uczonego księdza Pikulskiego? I nawet przykład ten sam. Tym razem jednak jest to monolog z filmu Pi Darrena Aronofsky’ego, a wygłasza go do głównego bohatera, genialnego (ale też zwariowanego) matematyka Maxa Cohena, jego znajomy kabalista, Lenny Meyer [4].
W „Nocie bibliograficznej” autorka nie wspomina o tej pożyczce, choć wymienia tam (aczkolwiek niezbyt starannie [5]) trochę cudzych dzieł wykorzystanych podczas pisania Ksiąg Jakubowych. Ponieważ to jednak tylko powieść, w dodatku już w podtytule przypominająca, że została „wspomożona imaginacją, która to jest największym naturalnym darem człowieka”, podaję ten drobiazg wyłącznie jako ciekawostkę oraz świadectwo, z jak różnorodnych źródeł potrafi czerpać imaginacja Olgi Tokarczuk [6].
[1] Olga Tokarczuk, Księgi Jakubowe albo Wielka podróż przez siedem granic, pięć języków i trzy duże religie, nie licząc tych małych [...], Wydawnictwo Literackie, Kraków 2014. Korzystałem z wersji elektronicznej w formacie MOBI przygotowanej na zlecenie wydawcy przez eLiterę.
[2] Księgi Jakubowe, III Księga drogi, część 16, rozdział „O tym, jak ksiądz Pikulski tłumaczy wysoko urodzonym zasady gematrii”.
[3] A oto próbka stylu księdza Pikulskiego, wyjęta z dzieła jego własną ręką pisanego, z rozdziału V O Kabali w poſpolitości y w ſzczegulności otey ktora ſię niedawnemi czaſy ziawiła w Polſzcze:
„Z Okoliczności Kabaliſtow Zydow zdaie mi ſię rzecz ſprawiedliwa niektore dać przeſtrogi Katolikom o Kabali, ktora ſię temi czasy ziawiła w Kroleſtwie Polſkim, ażeby znać przez niewiadomość za grzech ſobie niemieli wyrazney obrazy Pana Boga, y pod płaszczykiem ciekawości niezaszli aż do piekła, według przeſtrogi Auguſtyna S. Curioſitas eſt primus gradus ad Infernum. Trzeba wiedzieć, że Kabala ieſt ſłowo Hebrayſkie, ktore znaczy po łacinie receptio, a po polſku przyięcie. [...] Ta nauka Kabali ieszcze za czasow Jana S. Apoſtoła była w używaniu u wschodnich Narodow. Co ſię daie ztąd poznać, że Jan S. [...] za miaſt liter imienia Antychryſta położył liczbę. Przez co zadał trudność Tłumaczom Piſma S. do poznania z liczby 666, iakie Antychryſt ma mieć swoje własne nazwiſko. [...] Tak y o imieniu Antychryſta radzi S. Ireneusz niebydź zbyt ciekawym, ponieważ ſię łatwo omylić może, ato dlatego że przeciwne ſłowa mieć mogą tę liczbę. Przy tym co ięzyk, to inne litery inszą liczbę znaczące, tak naprzykład u Grekow y Zydow litera L. znaczy 20. C. 3. D. 4. U Łacinników zaś L 50. D. 500. C. 100″ (X. Gaudenty Pikulski, Złość żydowska Przeciwko Bogu y blizniemu Prawdzie y Sumnieniu Na obiaśnienie Talmudystow. Na dowod ich zaślepienia y Religii dalekiey od prawa Bofkiego przez Moyżeſza danego rozdzielona na trzy części, s. 81-84; starałem się zachować pisownię oryginału).
Przytaczana przez księdza Pikulskiego przestroga św. Augustyna Curiositas est primus gradus ad Infernum to naturalnie nasze swojskie „Ciekawość to pierwszy stopień do piekła”. I zdaje się, że w tym wypadku ksiądz Gaudenty w istocie przełożył to polskie porzekadło na łacinę i obdarował nim świętego, bo jako żywo w pismach Doktora Łaski niczego podobnego nie udało mi się znaleźć. Najpodobniejsza myśl znajduje się w traktacie świętego Bernarda z Clairvaux O stopniach pokory i pychy na początku rozdziału X (paragraf 28): Primus itaque superbiae gradus est curiositas. Mowa tam wprawdzie o pysze, ale skoro ciekawość jest pierwszym stopniem pychy, pycha zaś jest pierwszym z siedmiu grzechów głównych, słusznie można stąd wywodzić, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Cytował potem św. Bernarda między innymi dominikanin Wilhelm Perault w swoim traktacie o pysze (De superbia) z dzieła Summa de virtutibus et vitiis na początku rozdziału XXXV „De duodecim gradibus superbiae secundum Bernardum”: Primus gradus est curiositas, quae secundum Bernardum his indiciis deprehenditur… (także tutaj, 12 wers od dołu pierwszej kolumny).
Nb. nie należy mylić curiositas, apetytu na ciekawostki, świerzbienia uszu, o którym pisał św. Paweł w drugim liście do Tymoteusza (4,3), ze studiositas – poszukiwaniem prawdy przy użyciu zdrowej nauki, jako i my tutaj właśnie czynimy.
[4] Pi (1998), reżyseria i scenariusz Darren Aronofsky. Scena w kawiarni, mniej więcej w 14-15 minucie. Tłumaczenie swobodne na podstawie tekstu, który spisałem ze ścieżki dźwiękowej:
„The ancient Jews used Hebrew as a numerical system. Each letter is a number. Like a Hebrew A, Alef, is 1. B, Bet, it’s 2. You understand? And look at this. The numbers are interrelated. Like take the Hebrew word for father, „av”. Alef, Bet. 1, 2 equals 3. Alright? Hebrew word for mother, „am”. Alef, Mem. 1, 40 equals 41. Sum of 3 and 41… 44. Alright? Now, Hebrew word for child. Alright, mother, father, child, „yeled”. That’s 10, 30 and 4… 44″.
Trochę zamieszania sprawia różnica między pisownią a wymową. Słowo ‚ojciec’, אב (z punktacją אָב) zapisuje się (od lewej do prawej) literami alef i bet, ale czyta się aw (bet czyta się b, gdy ma dagesz, kropeczkę w środku, בּ. Słowo ‚matka’, אם (z punktacją אֵם) zapisuje się literami alef i mem, ale wymawia się em (Lenny Meyer wymawia je ejm), gdyż w zapisie punktowanym pod literą alef są dwie kropeczki, cere. Natomiast z dzieckiem nie ma problemu: pisze się je ילד(z punktacją יֶלֶד), czyli jod, lamed, dalet, a segol, trzy kropki pod jod i lamed wskazują, że po tych literach czyta się samogłoskę e (w wyliczeniach gematrycznych nie uwzględnianą).
Nieco inny zapis monologu Lenny Meyera można znaleźć w pożytecznej książce Math Goes to the Movies:
„The ancient Jews used Hebrew as their numerical system. Each letter is a number. Like the Hebrew A, Aleph is one. B, Bet, is two, understand? Look at this. The numbers are interrelated. Like take the Hebrew word for father Ab, Aleph, Bet, one [plus] two equals three, all right. Hebrew word for mother Am, Aleph, Mam, one [plus] forty equals forty-one. Sum of three and forty-one, forty-four, right? Hebrew word for child, mother, father, child, (ye)(le)d, that’s ten [plus] thirty and four, forty-four” (Burkard Polster, Marty Ross, Math Goes to the Movies, The Johns Hopkins University Press, Baltimore 2012, s. 57-58; Filmowi Pi poświęcony jest cały rozdział czwarty „The Annotated Pi Files”).
Wolałem jednak sam sprawdzić, co mówi (i robi) Lenny Meyer zapisujący na marginesie gazety z notowaniami giełdowymi hebrajskie słowa i odpowiadające im liczby, ponieważ autorzy Math Goes… śledzili jego wyliczenia niezbyt uważnie i nawet pomawiają go o pomyłkę w dodawaniu, gdy Lenny przechodzi potem do słowa ‚kadem’, równoważnego liczbie 144: „At this point, Lenny scribbles the numbers 4, 30, and 10, which do not sum to 144″ (s. 58). Autorzy nie zauważyli, że liczby 4, 30 i 10 odnoszą się do poprzedniego przykładu ze słowem ‚jeled’. W wypadku ‚kadem’ Lenny od razu zapisuje wartość liczbową całego wyrazu, bez sumowania wartości poszczególnych liter.
Swoją drogą Lenny rzeczywiście w tym miejscu popełnia błąd (czy też naciąga swoją kabalistyczną interpretację), gdyż ‚kadem’ (קדם) nie jest – jak twierdzi Lenny – słowem oznaczającym ogród Eden („The word for the Garden of Eden, Kadem”), rajski ogród z drzewem wiadomości dobrego i złego. W biblijnej hebrajszczyźnie używano ‚kadem’ na określenie wschodu. Nb. z tego samego rdzenia wywodzi się greckie Kadmos (Κάδμος), imię przybyłego ze wschodu króla Tyru, który założył Teby i dał Grekom alfabet fenicki, z hebrajskim mocno spokrewniony. Dlatego alef, bet, gimel, dalet… żyją również w naszym języku jako greckie alfa, beta, gamma, delta…
[5] Wielki polski historyk nazywał się Szymon Askenazy, nie Aszkenazy. W podtytule angielskiej książki Pawła Maciejki jest Jacob Frank, nie Jakub. Nie istnieje książka zatytułowana R. Jonathan Eibeschütz’s And I Came this Day unto the Fountain. Powinno być: R.[abbi] Jonathan Eibeschütz, And I Came this Day unto the Fountain. Pisze też Olga Tokarczuk: „Wszystkim zainteresowanym polecam lekturę dzieła [księdza Benedykta Chmielowskiego] Nowe Ateny albo Akademia Wszelkiej sciencyi pełna wydanego w świetnym wyborze i opracowaniu Marii i Jana Józefa Lipskich w 1968 roku. Prawdę powiedziawszy, należałoby się tej wspaniałej książce wznowienie”. Ale wydanie z roku 1968 było właśnie wznowieniem, wydaniem drugim, gdyż pierwsze ukazało się dwa lata wcześniej. Z czego naturalnie nie wynika, że Nowym Atenom nie przydałoby się kolejne wznowienie, choć amatorzy tej księgi Benedyktowej mogą dziś bez problemu znaleźć w internecie jej oryginalne wydanie z roku 1745.
[6] Jest to, ma się rozumieć, jedynie hipoteza, gdyż „kabalistyczne równanie” ojciec + matka = dziecko, to niemal locus communis, gdy mowa o liczbowych tajnikach języka hebrajskiego. Pojawia się na przykład w niedawno wydanym Kodzie Estery (Bernard Benyamin, Yohan Perez, Kod Estery, Wydawnictwo Otwarte, Kraków 2013). I to łącznie z pisownią jod-lamet-dalet! Wolałem jednak życzliwie przyjąć ciekawsze źródło inspiracji. Nie jest zresztą wykluczone, że panowie Benyamin i Perez również zapamiętali elokwentnego kabalistę Lenny Meyera z Pi Aronofsky’ego.
Nb. na podstawie tego samego przykładu z ojcem, matką i dzieckiem Agnieszka Zielińska spekuluje, czy aby liczba dziecka, 44, nie jest dobrym wyjaśnieniem najsłynniejszej polskiej czterdziestki czwórki, czyli tajemniczego imienia wskrzesiciela narodu z Mickiewiczowskich Dziadów (zob. Agnieszka Zielińska, Ortodoksyjny heretyk. Myśl społeczno-religijna Andrzeja Towiańskiego, Wydawnictwo Pandit, Kraków 2010, s. 106). Miał bowiem Mickiewicz podobno szczególnie cenić ewangeliczną dziecięcość, dającą „radosną chęć życia, wiarę, że wszystko jest możliwe” (s. 105). Cokolwiek karkołomna to interpretacja, jeśli zważyć, że wskrzesiciel narodu z Widzenia księdza Piotra odmalowany został jako „mąż straszny” o trzech obliczach, a „trzy końce świata drżą, gdy on woła”. Zaprawdę, osobliwa dziecina! Co więcej, sam ksiądz Piotr mówi o nim „był dzieckiem” – w czasie przeszłym, bezapelacyjnie minionym.
Marian44 – zamieszczam ten artykuł, żeby pokazać, jak bardzo Żydom jest potrzebna tajemnicza liczba 40 i 4 w Dziadach cz.III A.Mickiewicza. Pomimo, że ponad 10 lat temu tygodnik Wprost opublikował w numerze z dn.13 lutego 2005r.artykuł / Adam 44/ w którym podaje, proponowaną przez Mariana Retelskiego, bardzo prawdopodobną historię tej liczby, nadal jest ona traktowana jako zagadka! Dlaczego???
Widać z tego, że ona MUSI być zagadką, bo inaczej nie byłoby argumentów, które by uzasadniały propagowanie kabały czy gematrii.
Pomimo wielu publikacji, że w czasach współczesnych A.Mickiewicza wszyscy wiedzieli z historii, że Polska miała 43 monarchów, i ten „Wskrzesiciel” będzie jej 44-tym monarchą, nadal, jak widać, ta oczywistość nie może się przebić, ustępując miejsca kabale. Taką mamy dzisiaj naukę i taką historię, którą piszą nam inni, mając w tym swoje interesy.
- Ks. Prof. MICHAŁ PORADOWSKI – TALMUD czy BIBLIA ?
Motto:
„Nie można mówić, że chrześcijanie i żydzi wierzą w tego samego BOGA a kto tak twierdzi jest z punktu widzenia wiary katolickiej ignorantem albo heretykiem.”
JUDAIZM I MOZAIZM – PODSTAWOWE RÓŻNICE
Jedną z największych trosk Apostołów i pierwszych biskupów była obrona wspólnoty chrześcijańskiej od zgubnych wpływów judaizmu, już bowiem wówczas, w pierwszym wieku, judaizm uważał Chrześcijaństwo tylko za jedną z wielu sekt heretyckich. Ta troska o obronę Wiary przed wpływami judaizmu staje się z tylko za jedną z wielu sekt heretyckich. Ta troska o obronę Wiary przed wpływami judaizmu staje się z biegiem czasu prawie obsesją całej hierarchii młodego Kościoła, który broni czystości swej Wiary, opartej na nauce Chrystusa Pana. Skoro jednak Chrystus Pan często odwoływał się do Starego Testamentu, tenże zostaje uznany przez jego uczniów za jedno ze źródeł oficjalnej nauki Kościoła. Istnieje więc ścisły związek między nową nauką Chrystusa Pana i dawnym objawieniem przekazywanym przez Stary Testament, który przez Greków został nazwany Biblia (greckie słowo biblia znaczy księga „par excellence”).
Księga ta składa się z wielu części, a najstarszą i najbardziej szanowaną przez żydów jest ta, którą nazywają Pięcioksięgiem Mojżesza, czyli Prawo, po hebrajsku Tora.
Te nakazy i zakazy dane przez Boga „ludowi wybranemu” przez pośrednictwo Mojżesza (spisane w różnych czasach i okolicznościach), stały się podstawą religii Mojżeszowej czyli Mozaizmu.
Ale z biegiem czasu także i później w ciągu wielu stuleci Pan Bóg nadal poucza przez proroków i przez inne osoby natchnione, a całość Nauki Moralnej tych pism także zostaje nazwana Mozaizmem.
Skoro Pismo Święte starotestamentowe składa się z tak wielu ksiąg spisanych w różnych czasach i okolicznościach, głównie w języku aramejskim (który, jak wszystkie języki, uległ dużym zmianom na przestrzeni ponad 2 tysięcy lat, licząc tylko od czasów Chrystusa Pana), nie może nas dziwić, że ukazały się różne jego komentarze, wytłumaczenia i interpretacje, najpierw ustne, przekazywane tradycją, a później pisemne, aby uprzystępnić Naukę Pisma Świętego, także osobom mniej wykształconym. Zbiór tych komentarzy nazwano Talmudem.
Z czasem Talmud (najpierw tylko ustny, a dopiero po kilku wiekach spisany) był bardziej znany „ludowi wybranemu” niż sama Biblia, a nawet, już na parę stuleci przed Chrystusem Panem, prawie całkowicie wyrugował i zastąpił Biblię. Talmud, jako Miszna i Gemara, a w czasach już chrześcijańskich jego skrócone i uproszczone wydania popularne znane jako Baba Batra (szeroka brama) i Szulchan aruch (stół zastawiony), stały się głównym źródłem żydowskiej moralności, podobnie jak wśród chrześcijan nieraz Naśladowanie Chrystusa Tomasza A ‚Kempis lub jakieś popularne modlitewniki są bardziej znane i czytane w codziennym życiu, niż sama Ewangelia czy NOWY Testament.
Otóż, w dziejach „narodu wybranego” nastąpił wyraźny podział między mozaizmem i judaizmem. Mozaizm jest przede wszystkim religią skodyfikowaną przez Mojżesza, ale także i kulturą inspirowaną przez Torę. Natomiast judaizm jest głównie kulturą, zawierającą elementy religijne. W skrócie można powiedzieć, że mozaizm to religia objawiona i kultura żydowska oparta na Biblii, głównie na Pięcioksięgu Mojżesza (Tora), a judaizm to przede wszystkim kultura żydowska, bardzo stara, zaczynająca się na wiele wieków przed Mojżeszem, dla której jego autorytet jest tylko jednym z wielu, będąc opartą najpierw na bardzo starych tradycjach przedmojżeszowych, a później głównie na Talmudzie, a więc na Misznie i Gemarze, obejmująca najrozmaitsze prądy, w których przeważają tendencje materialistyczne i bałwochwalcze (jak kult złotego cielca).
Żydzi, będąc ludem koczowniczym, zawsze żyjącym w diasporze (w rozproszeniu), a więc wśród różnych ludów i kultur, które częściowo asymilują, wytworzyli w ciągu swej wiele tysięcy lat trwającej historii kulturę zwaną judaizmem, który to judaizm ma niewiele wspólnego z mozaizmem. Co więcej, to właśnie z okazji pojawienia się nauki Jezusa z Nazaretu (w którym nie rozpoznali zapowiedzianego Mesjasza) ten że judaizm stał się reakcją przeciwko Chrześcijaństwu i najpierw starał się Chrześcijaństwo opanować, uważając je tylko za sektę heretycką, a później usiłował je zniszczyć, inspirując prześladowania ze strony władz cesarstwa rzymskiego, a skoro to się nie udało, zaczęli infiltrować pierwotne Chrześcijaństwo, aby je zjudaizować. Nic więc dziwnego, że Apostołowie zwalczali owe wpływy (co jest oczywiste w Listach i w Dziejach Apostolskich), a także i Ojcowie Kościoła w pierwszych wiekach, co jest widoczne w tak licznych traktatach na temat Adversus judaeos o De cavendo judaismo. Mimo jednak tej czujności ze strony biskupów w pierwszych wiekach, judaizm zdołał opanować znaczną część Kościoła przez herezję zwaną arianizmem i to przez prawie sto pięćdziesiąt lat, prześladując biskupów wiernych tradycji, z których wielu stało się męczennikami. Arianizm bowiem był oczywistym judaizmem, gdyż odrzucał dogmat Trójcy Świętej, a także i dogmat, że Chrystus Pan jest Bogiem-Człowiekiem, sprowadzając Go do poziomu stworzenia, które jako takie, nie jest Bogiem, a także nie jest człowiekiem, będąc według arianizmu bytem ponadludzkim. Jest więc wielkim nieporozumieniem mówić, że Chrześcijaństwo ma swe korzenie w judaizmie, a tylko można i trzeba twierdzić, że Chrześcijaństwo ma swe korzenie w mozaizmie, bo w Biblii, poczynając od Pentateuchu aż do ostatnich ksiąg Starego Testamentu (według kanonu Kościoła) znajduje się wprost niezliczona ilość tekstów proroczych, które zapowiadają przyjście Mesjasza-Zbawiciela, opisując dokładnie i w szczegółach Jego Życie i Jego Mękę. Nadto sam Chrystus Pan często cytuje w swych przypowieściach i okolicznościowych naukach odnośne teksty biblijne.
Tak więc tylko w mozaizmie, czyli w Biblii znajdują się korzenie chrześcijańskiej wiary, a nie w judaizmie, czyli w Talmudzie.
Należy pamiętać, że Biblia żydowska jest zasadniczo różna od Biblii chrześcijańskiej, gdyż dla żydów jedyną księgą świętą jest Tora. Czyli Pięcioksiąg Mojżesza (Pentateuch), bo tylko ona zawiera objawienie dane przez Boga Mojżeszowi, a inne księgi należą do żydowskiej kultury i do historii; Są one bardzo cenione, ale nie Są uważane za pisma sakralne. Natomiast Biblia chrześcijańska obejmuje Stary Testament i Nowy Testament. Ten Stary Testament, według kanonu Kościoła, składa się z 46 ,.ksiąg” o różnym charakterze literackim (poezje, opowiadania, historia itd.) i są „natchnione”, czyli że zawierają części objawienia danego przed Przyjściem Chrystusa Pana, a Nowy Testament zawiera objawienie dane przez Chrystusa Pana, a przekazane nam przez Ewangelię, przez Dzieje Apostolskie, Listy Apostołów i Apokalipsę.
JUDAIZM CZY MOZAIZM ?
Według Biblii naród żydowski, już w początkach swej historii, otrzymał od Boga objawienie i, już przez to samo, został narodem wybranym, ale później to wyróżnienie go wobec innych ludów zostaje formalnie potwierdzone i dokładniej określone przez kolejne przymierza i przez zapowiedzi, że to z niego wyjdzie Zbawiciel świata, czyli wszystkich ludów, stąd też całe jego dawne dzieje sprowadzają się do oczekiwania na przyjście zapowiedzianego Mesjasza oraz do służby Bogu. Jednak dzieje te nie są tylko historią służby Bogu i oczekiwaniem na Mesjasza, gdyż, podobnie jak i inne ludy – naród żydowski jest wystawiany na próby wierności Bogu i swej misji (zachowania nieskalanego objawienia i wydania z siebie Zbawiciela świata) i oto część tego narodu zaczyna ulegać wpływom środowiska, w którym żyje, a więc religiom pogańskim, a nawet bezbożnictwu i satanizmowi, co jest już oczywiste i nagminne w czasach przedmojżeszowych, a także w okresie mojżeszowym (kult na pustyni złotego cielca), a najbardziej w czasach pomojżeszowych aż do dziś. Główną misją Mojżesza było wyprowadzenie żydów z Egiptu, gdzie ulegali wpływom tamtejszego bałwochwalstwa i niemoralności, a także kodyfikacja Prawa (religijnego),aby naród żydowski dokładnie wiedział jaka jest wobec niego wola Pana Boga. Część narodu wybranego okazuje wierność religii mojżeszowej, oczekując przyjścia Zbawiciela, ale druga jego część powraca do bałwochwalstwa i do różnych kultów pogańskich, a nawet skłania się do ateizmu i materializmu. Stąd też w historii narodu wybranego – podobnie jak i później w historii narodów chrześcijańskich –powstaje rozdwojenie, gdyż jedni starają się żyć bogobojnie, służąc Bogu i budując ustrój społeczno-gospodarczo-polityczny, który w Biblii otrzymuje nazwę Królestwa Bożego, bo to Bóg króluje w sercach owych ludzi, a cała kultura jest oparta na wartościach nauki biblijnej.
Natomiast druga część narodu wybranego, niestety, świadomie porzuca naukę moralną Biblii, szukając tylko dobrobytu i władzy. Ci pierwsi to mozaiści, bo są wierni nauce Mojżesza, a ci drudzy to judaiści, bo oddani wyłącznie sprawom swego narodu i jego kultury całkowicie laickiej, świeckiej, materialistycznej, a przede wszystkim doczesnej, ziemskiej. I tak, już w czasach starożytnych, a więc na jakieś przeszło tysiąc lat przed Chrystusem Panem, istnieją w narodzie żydowskim dwie orientacje kulturalne: mozaizm i judaizm. Mozaizm to kultura oparta na Biblii, czyli na objawieniu Bożym, a szukająca „Królestwa Bożego”.
Natomiast judaizm znacznie starszy od mozaizmu, to kultura oparta na laicyzmie, bezbożności, więc czysto świecka, doczesna, samowystarczająca, czyli z pretensją, że może obyć się bez Boga, a szukająca szczęścia wyłącznie ziemskiego.
Z czasem, na kilka wieków przed Chrystusem Panem, zostaje wyrażona głównie w Talmudzie. Pod tym względem (podziału między wierzącymi i niewierzącymi) naród żydowski nie różni się niczym od innych narodów, gdyż, niestety, także i inne narody okazują te same tendencje podziału na wierzących i niewierzących, na tych, którzy przez życie świątobliwe pragną zapewnić sobie szczęśliwość wieczną u Boga w Niebie, a inni, nie mając wiary w istnienie życia pozagrobowego, szukają tylko szczęścia doczesnego, a więc przede wszystkim dobrobytu. Ale sprawa losu narodu wybranego nie jest tylko jego sprawą, gdyż naród ten z różnych względów, a głównie dlatego, że został wybrany przez Boga, ma ogromne wpływy na inne narody i ich dzieje, a to nie tylko dlatego, że jest obecny we wszystkich krajach, będąc narodem – koczowniczym, odgrywając ważną rolę w każdym z nich albo dodatnią jeśli chodzi o mozaistów), albo ujemną (jeśli chodzi judaistów), a przede wszystkim dlatego, że jako naród wybrany ma do spełnienia poleconą mu przez Boga rolę, a mianowicie zachowanie objawienia (czystej wiary monoteistycznej) i zaprowadzenia „Królestwa Bożego” na ziemi oraz przygotowanie wszystkich ludów na przyjście Mesjasza. Otóż tylko część mozaistów spełniła tę rolę i uznała w Jezusie z Nazaretu obiecanego Mesjasza, ale inni mozaiści okazali zatwardziałość serca i łącznie z judaistami, przyczynili się do ukrzyżowania Chrystusa Pana, a także później biorą udział w prześladowaniu Chrześcijaństwa.
Mozaizm, jeszcze na wiele wieków przed Chrystusem Panem, wydał wiele świątobliwych postaci, wychwalanych przez Kościół, a wielu z nich, głównie w okresie życia Chrystusa Pana na ziemi, okazało się w pełni świętymi, jak np. święty Józef, święty Jan Chrzciciel, święty Joachim i święta Anna, rodzice Najświętszej Dziewicy Maryi, i wielu innych.
Natomiast judaizm, na przestrzeni kilku tysięcy lat swego istnienia, wydał niezliczoną ilość ludzi złych, a w czasach Chrystusa Pana opanował nawet Sanhedryn, którego niektórzy niegodziwi kapłani zwalczali naukę Jezusa z Nazaretu i doprowadzili do jego ukrzyżowania, a później prześladowali Kościół.
Ten podział w narodzie żydowskim trwa aż do dziś. Nadto, żydzi judaiści stali się „zaczynem” najskrajniejszego liberalizmu prawie we wszystkich kulturach współczesnych. Ale skoro już na całym świecie głosi się Ewangelię i prawie wszystkie już ludy weszły do Kościoła, można przypuszczać, że nadchodzi już czas nawrócenia się całego narodu żydowskiego, jak to przewiduje św. Paweł w Liście do Rzymian.
Źródło: Ks. prof. Michał Poradowski- Talmud czy Biblia ?
Cudowne ocalenia po wybuchu bomby atomowej (Hiroszima, Nagasaki)
6 sierpnia 1945 roku zrzucono na Hiroszimę i Nagasaki bomby atomowe. Piloci, którzy to uczynili, byli w tym celu szkoleni przez 6 miesięcy, aby śmiercionośne bomby trafiły w ściśle określone miejsca.
O godzinie 8:16 Hiroszimę dosięgła zagłada… Na wysokości 565 m nad miastem eksplodowała bomba o wdzięcznej nazwie „Little Boy”. Z oślepiającym błyskiem pojawiła się ognista kula, która błyskawicznie powiększyła objętość – w ciągu sekundy jej średnica wynosiła już 280 metrów. Piekielna temperatura sięgająca 300 000 stopni Celsjusza stopiła wszystko w promieniu 300-400 m – w tym także wszystkich ludzi, którzy się znajdowali blisko centrum wybuchu. W odległości kilometra ciała ludzkie paliły się żywym ogniem. Nawet ci, którzy znajdowali się 3,5 kilometra od miejsca eksplozji, doznali dotkliwych oparzeń. Później pojawiła się fala uderzeniowa. Gnając z prędkością 800 do 1500 km/h, zmiatała wszystko na swej drodze, zrównując z ziemią każdy budynek w promieniu dwóch, trzech kilometrów. Trzynaście kilometrów kwadratowych zabudowy po prostu zniknęło. Po pewnym czasie na konające miasto spadł ciężki, czarny, radioaktywny deszcz. Gigantyczny grzyb dymu i pyłu uniósł się na wysokość piętnastu kilometrów i był długo widoczny jeszcze z odległości sześciuset kilometrów od miejsca eksplozji. Bomba atomowa, która spadła na Hiroszimę, miała siłę dwudziestu kiloton, a więc 20 000 ton trotylu. W jednej chwili zabiła 78 000 ludzi. Blisko 40 000 ludzi doznało ciężkich ran. Najgorsze jednak były późniejsze skutki atomowego uderzenia. W ciągu pięciu lat na chorobę popromienną zmarło w samej Hiroszimie około ćwierć miliona osób, w tym do grudnia 1945 roku około sześćdziesięciu tysięcy. Wielu ludzi, z trwałymi oparzeniami i mocno napromieniowanych, zmarło jeszcze później. Wszyscy mieszkańcy Hiroszimy oraz Nagasaki, którzy zostali dotknięci potwornymi skutkami wybuchu bomb atomowych, nazwani zostali „Hibakusha”. - – - - Czy jednak faktycznie wszystko zostało zrównane z ziemią? I czy tej tragedii można było uniknąć? Na sześć miesięcy przed atomowym atakiem lotnictwa USA w Hiroszimie i Nagasaki pojawiło się dwóch mistyków, którzy trzem milionom katolików głosili konieczność nawrócenia, odmawiania Różańca i pokuty jako jedynego ratunku przed czekającymi dniami nieszczęść. Nawoływali oni japońskich katolików, aby przygotowali się, żyli w stanie Łaski Uświęcającej, często przyjmowali Sakramenty Święte, nosili sakramentalia, byli ostrożni z kim obcują, a w swoich domach trzymali poświęconą wodę i świecę (gromnicę) i odmawiali codziennie Różaniec (przynajmniej jedna część). Po atomowym ataku okazało się, że: - w Hiroszimie bomba została zrzucona o 5 mil od zaplanowanego celu i wylądowała w samym centrum społeczności katolickiej; - w Nagasaki bomba zboczyła o 3,5 mili od zaplanowanego celu, którym było miejsce zamieszkania tamtejszych katolików. W obydwu miastach wszystko zostało zrównane z ziemią – tak, jakby samo słońce spadło na ziemię i wszystko się spaliło. Jednak – jak się okazało – nie wszystko! W obydwu miastach ocalało po jednym budynku. W jednym było 12 osób, a w drugim 18 i pozostali nietknięci. Otaczające dom podwórka i trawa były również nietknięte. Przed domem na ganku w Hiroszimie był kot, a poza domem ogródek z pomidorami i winogronami. Nic nie zostało zniszczone, ani potłuczonej szyby, ani potłuczonej dachówki! Specjaliści Armii Stanów Zjednoczonych przez kilka miesięcy obserwowali ten niezwykły fenomen i próbowali zrozumieć, w jaki sposób oba domy wraz z ich mieszkańcami i otaczającym je dobytkiem mogły ocaleć. W końcu doszli do przekonania, że nie było tam niczego, co po ludzku mogłoby ocalić te domy przed zburzeniem. Stwierdzili, że to musiała zadziałać siła nadprzyrodzona. Uratowani opowiadali, że w nocy poprzedzającej atak bombowy usłyszeli pukanie do drzwi. Ukazał się im Anioł, który powiedział: „Chodźcie ze mną”. Zabrał ich do bezpiecznego domu, w którym była rodzina wierna wezwaniom Matki Bożej i wypełniała jej polecenia codziennie, przez 6 miesięcy odmawiając Różaniec. Do dziś wszyscy ocaleni żyją. Jeden z nich, ksiądz Hubert Schiffer (jezuita), powiedział, że od tego czasu setki ekspertów i badaczy studiowało, czym mógłby się różnić ów ocalały dom od kompletnie zburzonych. Ks. Schiffler podkreślił, że dom ten różnił się od pozostałych jednym: w tym domu posłuchano wezwań Matki Bożej do codziennego odmawiania Różańca! A oto więcej szczegółów: - – - - Rankiem, 6 sierpnia 1945 r., po odprawionej Mszy Św. ojciec Schiffer właśnie zabierał się do śniadania. Kiedy zanurzył łyżeczkę w świeżej połówce grejpfruta, coś nagle błysnęło. Początkowo duchowny pomyślał, że pewnie eksplodował tankowiec w porcie. W końcu Hiroszima była głównym portem, w którym japońskie łodzie podwodne uzupełniały paliwo. Potem, jak powiedział ojciec Schiffer: „Nagle potężna eksplozja wstrząsnęła powietrzem. Niewidzialna siła uniosła mnie w górę, wstrząsała mną, rzucała, wirowała niczym liściem podczas jesiennej zawieruchy.” Nieliczna wspólnota, licząca ośmiu jezuitów, do której należał ojciec Schiffer, mieszkała w domu blisko kościoła parafialnego, oddalonego jedynie o osiem budynków od centrum wybuchu. W tym czasie, kiedy Hiroszima była pustoszona przez bombę atomową, wszyscy jezuici zdołali uciec nietknięci, podczas gdy każda inna osoba znajdująca się w odległości do półtora kilometra od centrum wybuchu natychmiast umierała. Dom, w którym mieszkali katoliccy duchowni, stał na swoim miejscu, podczas gdy wszystkie inne budynki rozpadły się niczym domki z kart. W czasie, kiedy to się zdarzyło, ojciec Schiffer miał 30 lat. Ten jezuita nie tylko przeżył, ale cieszył się również dobrym zdrowiem przez następne 33 lata. W jaki sposób kapłan i pozostali misjonarze mogli przeżyć wybuch atomowy, który spowodował śmierć wszystkich innych w promilu dziesięciu kilometrów od epicentrum wybuchu, a katoliccy duchowni byli oddaleni od niego zaledwie o jeden kilometr? Jest to absolutnie niewytłumaczalne z naukowego punktu widzenia. Interesującym faktem może się okazać to, że ta grupa była szczególnie oddana przesłaniu fatimskiemu. Jezuici „żyli” nim. Codziennie odmawiali różaniec i czynili pokutę. Co ciekawe, historia powtórzyła się kilka dni później w Nagasaki, drugim japońskim mieście dotkniętym wybuchem bomby atomowej. Zarówno w Hiroszimie, jak i Nagasaki jedynymi, którzy ocaleli, byli duchowni katoliccy. Jeszcze więcej budynków zostało zniszczonych. Jednak w obu przypadkach ocalały prawie nietknięte domy misjonarzy. Wszyscy inni znajdujący się w odległości trzy razy większej od miejsca wybuchu, aniżeli ci duchowni, zginęli natychmiast. Według praw fizyki jezuici – nawet jeśli udało im się jakimś cudem przeżyć – powinni byli zginąć w ciągu kilku minut w następstwie promieniowania. Tymczasem tak się nie stało… Po kapitulacji Japończyków amerykańscy lekarze powiedzieli ojcu Schifferowi, że jego ciało wkrótce zacznie się rozkładać w następstwie promieniowania. Ku wielkiemu zdziwieniu medyków ciało ojca Huberta nie tylko nie zaczęło się psuć, ale przez 33 lata nie wykazywało najmniejszych oznak napromieniowania ani żadnych innych skutków ubocznych spowodowanych wybuchem bomby jądrowej. Naukowcy przebadali grupę jezuitów 200 razy w ciągu następnych 30 lat i nie stwierdzili u nich nigdy żadnych skutków ubocznych. Czy mógł to być szczęśliwy traf? Czy konstruktorzy bomby mogli ją tak zbudować, aby nie zabijała amerykańskich obywateli? Nie ma takiej możliwości, by bomba atomowa skonstruowana z uranu 235 pozostawiła nietknięty niewielki obszar, podczas gdy wszystko dookoła znikało z powierzchni ziemi. Jezuici doskonale zdawali sobie sprawę z tego, kto był „sprawcą” tego cudu. Mówili: „Jesteśmy przekonani, że przeżyliśmy, ponieważ żyliśmy przesłaniem fatimskim. Żyliśmy i codziennie głośno odmawialiśmy różaniec w naszym domu.” Świeccy naukowcy nie dają wiary tym tłumaczeniom. Są przekonani, że musi istnieć jakieś inne „prawdziwe” wyjaśnienie tej zagadki. Tymczasem minęło ponad 60 lat od zdarzenia i do tej pory nie są w stanie wytłumaczyć tego zjawiska. Z naukowego punktu widzenia to, co się przytrafiło tym jezuitom w Hiroszimie, wciąż przekracza wszelkie prawa fizyki. Trzeba przyznać, że musiała tam być obecna inna siła, której moc była w stanie przemienić energię i materię tak, by były one znośne dla ludzi. A to już przekracza nasze wyobrażenie. Dr Stephen Rinehart z Departamentu Obrony USA, ceniony na całym świecie ekspert w dziedzinie wybuchów jądrowych, tak to skomentował: „Błyskawiczna kalkulacja pokazuje, że w odległości jednego kilometra od wybuchu dominuje temperatura od 2500-3000 stopni Celsjusza, a fala ciepła uderza z prędkością dźwięku napierając z ciśnieniem większym niż 600 psi (1 psi to około 69 hektopaskali). Jeśli jezuici znajdujący się w obrębie jednego kilometra od epicentrum wybuchu byli poza plazmą bomby atomowej, ich siedziba powinna być ponad wszelką wątpliwość zniszczona. Konstrukcje żelbetowe, jak i z cegły – z których zwykle zbudowane są centra handlowe – ulegają zniszczeniu w wyniku nacisku 3 psi. Takie ciśnienie powoduje uszkodzenie słuchu i wypadanie okien. Przy 10 psi uszkodzeniu ulegają płuca oraz serce. Z kolei ciśnienie rzędu 20 psi rozsadza kończyny. Głowa eksploduje przy ciśnieniu 40 psi i takiego naporu ciśnienia nikt nie jest w stanie przeżyć, gdyż czaszka zostaje zwyczajnie rozsadzona. Wszystkie bawełniane ubrania zapalają się w temperaturze około 200 stopni Celsjusza, a płuca wyparowują w ciągu minuty od wciągnięcia tak gorącego powietrza. W takich warunkach nie jest możliwe, aby ktokolwiek przeżył. Nikt nie powinien zostać przy życiu w odległości jednego kilometra. Ani w odległości dziesięć razy większej – dziesięć do piętnastu kilometrów od epicentrum wybuchu. Widziałem, jak rozpadały się ceglane ściany szkoły podstawowej. Sądzę, że zaledwie kilka osób, które nie uległy całkowitemu spaleniu, przeżyło. Ale umarły one w ciągu następnych piętnastu lat z powodu raka. Rekonesans zdjęć panoramicznego widoku z epicentrum wybuchu, gdzie znajdował się kiedyś szpital Shima Hospital, w pobliżu domu jezuitów, ujawnił, że pozostały dwa budynki nietknięte. Sądzę nawet, że w budynkach widoczne były okna. Jednym z nich był kościół oddalony kilkaset metrów od pierwszego budynku, którego ściany wciąż stały, jedynie zniknął dach. Departament Obrony nigdy oficjalnie nie skomentował tego wydarzenia i przypuszczam, że to było sklasyfikowane, ale nigdy nieporuszane w literaturze przedmiotu. Sądzę, że jest możliwe, iż jezuici zostali poproszeni o to, aby nigdy nie wypowiadali się na ten temat.” To, co się stało w Hiroszimie i Nagasaki, przytrafiło się także w dawnych czasach wiernym sługom Boga: Szadrakowi, Meszakowi i Abed-Nedze, o czym mówi Księga Daniela [3, 19-24]: „Na to wpadł Nabuchodonozor w gniew, a wyraz jego twarzy zmienił się w stosunku do Szadraka, Meszaka i Abed-Nega. Wydał rozkaz, by rozpalono piec siedem razy bardziej, niż było trzeba. Mężom zaś najsilniejszym spośród swego wojska polecił związać Szadraka, Meszaka i Abed-Nega i wrzucić ich do rozpalonego pieca. Związano więc tych mężów w ich płaszczach, obuwiu, tiarach i ubraniach, i wrzucono do rozpalonego pieca. Ponieważ rozkaz króla był stanowczy, a piec nadmiernie rozpalony, płomień ognia zabił tych mężów, którzy wrzucili Szadraka, Meszaka i Abed-Nega. Trzej zaś mężowie, Szadrak, Meszak, Abed-Nega, wpadli związani do środka rozpalonego pieca. I chodzili wśród płomieni wychwalając Boga i błogosławiąc Pana.” Cud w katedrze? Źródło: http://www.companysj.com/v231/august6.htm; www.konflikty.pl; www.rosary.katolik.pl; www.rozancowe-karty.com.pl. |
Polska jest najbogatszym krajem świata!!! O te złoża toczy się III wojna światowa?
Polska jest NAJBOGATSZYM krajem świata położonym w sercu Europy. Oczywiście na nasze bogactwa, które Pan Bóg dał Polakom jest wielu chętnych. Dla przykładu Niemcy w swojej konstytucji nadal uznają granice sprzed 1937 roku. Oszustwem rządów warszawskich jest wmawianie Polakom, że Niemcy uznały naszą granicę zachodnią.
Nic tak nie pokazuje niewyobrażalnej podłości rządów „warszawskich” przez ostatnie 25 lat, ich świadomego antypolskiego charakteru, świadomej eksterminacji i zmuszania do emigracji naszego narodu jak sprawa zatajanych niezwykłych bogactw Polski.
O tych złożach, które kryje Polska Ziemia, pisał w 2009 roku w książce Pola Laska Alef Stern. Już wtedy wskazywał, że całą wojna o Polskę toczy się właśnie o te złoża, o posag, który jest ukryty w ziemi.
Zatem nie należy dziwić się temu co dzieje się na europejskiej i międzynarodowej scenie politycznej. Dziwi jednak fakt, że polskie elity są tak ograniczone i krótkowzroczne, że nie mają pojęcia o tych bogactwach i sprzedają Polskę za garść nędznych srebrników.
Nic tak precyzyjnie nie pokazuje gorliwego służenia obcym interesom, a zarazem bezprzykładnej głupoty rządów warszawskich przez ostatnie 25 lat jak sprawa ukrywanych przed narodem bogactw naturalnych naszego kraju. Przez zaprzedanie i głupotę rządzących jest blokowany szybki rozwoju Polski i dobrobyt całego społeczeństwa w tym naszych “elit”.
Poniższe zestawienie opracował mgr inż. Andrzej Łodziński – nasz Komandor pełnomocnik na Polskę. Powstało ono w oparciu o powszechnie dostępne dane geologiczne. Można sprawdzić poprzez Internet podane tu liczby!
Złoża metali w okolicach Suwałk (tytan, wanad, żelazo i metale ziem rzadkich)
Zasobność – 1 500 000 000 ton rudy (1,5 mld ton);
Wartość samego tytanu to 355 000 000 000 $ (355 mld $). Całkowita wartość złoża przekracza 1 000 000 000 000 $ (bilion $).
W USA Mówimy trylion dolarów, bowiem Anglosasi na miliard mówią bilion.
Rzecz w tym, że prócz 50 milionów ton tytanu złoże to zawiera najwyższej jakości rudy żelaza (w całej Europie, włącznie ze Szwecją i Uralem złoża rud żelaza akurat pokończyły się) oraz ogromne ilości bezcennych dla techniki tzw. metali ziem rzadkich. Bez tych metali nie jest możliwa żadna nowoczesna produkcja elektroniczna czy militarna.
Złoża molibdenu, wolframu, miedzi pod Myszkowem (Jura Krakowsko-Częstochowska). Obok tych metali zawsze występuje złoto, srebro i selen
Zasobność – 726 000 000 ton rudy (726 milionów ton);
Wartość samego tylko molibdenu – 14 520 000 000 $ (14,52 mld $).
Złoża niklu pod Ząbkowicami Śląski. Obok niklu w złożach występuje złoto i platynowce
Zasobność – 14 000 000 ton rudy (14 mln ton);
Wartość tylko niklu około 4 000 000 000 $ (4,00 mld $).
Złoża wysokiej jakości węgla kamiennego na Lubelszczyźnie. Węgiel „zanieczyszczony” jest złotem
Zasobność – 40 000 000 000 ton (40 mld ton);
Wartość – 4 800 000 000 000 $ (4 800 mld $ = 4,8 biliona $).
Złoża węgla brunatnego pod Legnicą
Zasobność – 15 000 000 000 ton (15 mld ton);
Wartość – 87 000 000 000 $ (87,00 mld $).
Złoża złota w różnych lokalizacjach głównie na terenie Dolnego Śląska
Zasobność – 350 ton kruszcu;
Wartość – 14 000 000 000 (14,00 mld $).
Złoża miedzi i złota w rejonie Bytomia Odrzańskiego
Zasobność:
Miedź – 8 000 000 ton metalu (8 mln ton)
Złoto – 100 ton kruszcu
Wartość razem około 62 500 000 000 $ (62,50 mld $).
Konwencjonalne (nie łupkowe) złoża gazu ziemnego, lokalizacja Ziemia Lubuska, Wielkopolska i Podkarpacie
Zasobność – 1,7 bln m3
Wartość – 510 000 000 000 $ (510 mld $)
RAZEM (podsumowując tylko wartość tytanu ze złoża pod Suwałkami) 5 847 020 000 000 $ (5 847,02 mld $ = 5,847 biliona / w USA 5,847 tryliona $)
Jednak to wcale nie wszystko!!!
Ropa, która płynie do Polski rurociągiem „Przyjaźń” jest wydobywana z głębokości około 7km w Tatarstanie, około 1000 km na wschód od Moskwy. Surowiec ten nie jest najwyższej jakości ponieważ jest silnie zasiarczony. Przedstawione powyżej dane pochodzą głównie z raportu z 15 letniego programu poszukiwań geologicznych, jaki zainicjował Edward Gierek w 1971 roku. Prace nad raportem ukończono w 1985 roku. Jednak w raporcie wykazano tylko złoża do głębokości 4km. Sowieci zakazali władzom PRL wiercić głębiej niż 4km! Dlaczego? Czyżby pod naszymi stopami znajdowały się szczególnie ważne złoża?
Polska w całości leży na ogromnym złożu ropy i gazu (w dodatku daleko wychodzącym w polski szelf bałtycki), bowiem twór geologiczny skał porowatych, który jest jak gąbka nasączony gazem i ropą, zaczynający się w Zatoce Perskiej, a kończący w Morzu Północnym pomiędzy Szkocją i Norwegią osiąga swoją kumulację właśnie w Polsce! Tylko, że to ogromne złoże znajduje się na głębokości 5 km – Polska zachodnia i północna i 7 km – Polska południowo-wschodnia. Te głęboko położone złoża szacowane są na 650 mld ton, co daje 4764,50 mld baryłek. Złoża Arabii Saudyjskiej oszacowane są na 265 mld baryłek!!! Eksploatacja głębokich złóż jest dzisiaj z punktu widzenia technicznego możliwa. Wartość tej ropy, biorąc pod uwagę obecne ceny wynosi – 300 163,5 mld $, czyli 300,1635 biliona $ (w USA 300,1635 trylionów $).
W powyższym wyliczeniu nie uwzględniono złóż uranu, srebra, cynku, ołowiu, bursztynu, siarki i soli oraz innych.
Jedno musimy wszak dopowiedzieć!
Polska leży wskutek unikalnego zbiegu czterech płyt tektonicznych na terenach idealnych do produkcji najtańszej i najczystszej energii elektrycznej, jaka powstaje z wyprowadzenia na powierzchnię gorących wód termalnych, albo rozgrzania wody o gorące skały do pary wodnej (geotermia) wystarczającej do napędu turbin elektrycznych.
Ten fenomen geotermalny jest w Polsce tak unikalny, że jego szacunkowa wartość w możliwości produkcji taniej energii elektrycznej i praktycznie darmowej energii cieplnej – w przeliczeniu na tony paliwa umownego – daje wartość co najmniej 70 razy większą niż wartość zasobów ropy i gazu pod dnem Morza Północnego!
Fenomen geotermalny w Polsce odkryto w ramach wspomnianego 15 letniego programu badań geologicznych. Sowieci tak się przestraszyli tych informacji, że polski geniusz geologiczny, prof. Feliks Sokołowski (znany i ceniony i w USA), miał zakaz jakichkolwiek publikacji na ten temat!
Ogólnie uważa się, że Polska wykorzystując geotermię może szybko zwiększyć produkcję energii elektrycznej 15 razy, natomiast pełne możliwości energetyczne naszego kraju to zwiększenie produkcji energii – 150 razy! Dzięki temu możemy być naturalną potęgą energetyczną formatu światowego fundując niezależność energetyczną wszystkim ościennym krajom!
Tymczasem polityka zdrajców stanu to zamykanie kopalń (gdzie jest udokumentowanych 16 miliardów ton wysokiej jakości węgla) by zrobić miejsce dla dotowanego węgla z Rosji oraz wyprzedaż polskich zakładów energetycznych państwowym firmom francuskim, które natychmiast podnoszą dla odbiorców ceny, jak również zachwycanie się drogą i nisko efektywną energetyka wiatrową, którą wciskają nam Niemcy. Niemcy sprzedają nam stare wiatraki jednocześnie u siebie forsownie rozwijają energetykę opartą o spalanie węgla brunatnego i geotermię. W Polsce wiele mówiło się o łupkach (ang. Shale Gas) zatajając przy okazji informacje o ogromnych pokładach gazu naturalnego w podziemnych zbiornikach (ang. Tighten Gas). Na takich zbiornikach stoją np. dwa miasta polskie: Poznań i Rzeszów. Ukrywając wiedzę o naszych bogactwach władza warszawska podpisała z Rosją maksymalnie niekorzystne umowy na dostawy gazu i ropy. Obecnie płacimy Rosji najwyższe na świcie ceny za ropę i gaz (zdrajca Cimoszewicz, zdrajca Pawlak).
Przyczyny szczegółowe polityczne zatajania przed Polakami bogactw Polski
Zatajanie przed Polakami bogactw naturalnych Polski miało prócz przyczyn ogólnych (wygnanie polskiej młodzieży z kraju i eksterminacji Polaków wskutek głodowych rent i emerytur oraz żałośnie niskich zarobków; w historii politycznej świata jest to znana praktyka eksterminacji ekonomicznej, która umożliwia skuteczne zlikwidowanie całych narodów; ogólnie cała polityka tzw. III RP to eksterminacja ekonomiczna plus drastyczny atak na dobre imię Polski i Polaków, czyli eksterminacja prawdy historycznej i godności osobistej/narodowej) również i równoległe bardzo konkretne przyczyny polityczne:
- Antracyty na Lubelszczyźnie odkryto już przed II wojna światową. Po roku 1946 podjęto kontynuację badań geologicznych. Sowieci zakazali kontynuować badania nad antracytami na Lubelszczyźnie pod koniec lata 40-tych, gdy z kolejnych odwiertów potwierdzało się zanieczyszczenie antracytów złotem (dane z dwóch odwiertów potwierdzały też bardzo silną radioaktywność, co wskazywało na dodatkowe bardzo bogate złoże Uranu /lub Plutonu?/). Zanieczyszczenie złotem węgla była tak wysokie, że Stalin przestraszył się, że gdy Amerykanie się o tym dowiedzą – zrewidują Jałtę i Poczdam i zabiorą Sowietom Polskę. Sowieci nakazali zniszczyć dokumentację wykonanych odwiertów! Polscy technicy i inżynierowie zdołali jednak część najważniejszej dokumentacji zachować. Dokumentacja ta jest przechowywana do dziś.
- Złoża polimetaliczne na Suwalszczyźnie, zwłaszcza ogromne zasoby metali ziem rzadkich wymusiłyby “Alliance cordiale” Polska – Chiny. Po prostu dwa jedyne kraje na świecie, które mają takie zasoby – Chiny i Polska – musiałyby koordynować swoje ruchy, a Chiny zrobiłyby co w ich mocy by te zasoby nie wpadły pod kontrolę ich konkurentów (Rosja, USA, Niemcy).
- Ruszenie polimetali na Suwalszczyźnie (podobnie jak i innych bogactw) spowoduje też “zalanie” budżetu szybkimi dochodami. Dzięki temu, że skała, w której znajdują się złoża polimetaliczne jest wolna od niebezpiecznych gazów, a złoża są płytko pod powierzchnią eksploatacja byłaby tania i bezpieczna. W ogóle te bogactwa wiążą się z ogromnym przyrostem dochodów budżetu, co bezpośrednio przekłada się na szybkie wzmocnienie państwa polskiego, w tym Wojska Polskiego. Spodziewane dochody będą tak duże, że Polska po prostu nie będzie miała na co wydawać pieniędzy. Niemcom i Rosji nie w smak taka opcja!
- Bogata dzięki swoim złożom Polska jako potęga umożliwiłaby szybki postęp gospodarczy całego regionu Europy Środkowej i Wschodniej oraz wykreowanie silnego bloku politycznego skupionego wokół Polski. To na dobre przekreśliłoby i plany ekspansji Rosji na Europę, a Niemiec na wschód jednocześnie stabilizując pokój na kontynencie.
- Jakiekolwiek „ruszenie” przez Polskę swoich złóż ropy i gazu oznaczałoby konieczność podzielenia się przez Rosję paliwowym tortem w Europie z Polakami. W dalszej kolejności do podziału zysków musieliby dopuścić nas inni eksporterzy, zwłaszcza z nad Zatoki Perskiej.
Oczywiście – nic nigdy nie będzie, dopóki w Polsce będzie “rząd warszawski”, a nie suwerenny rząd polski!
Bez mówienia o tych tematach kampanii wyborczej się nie wygra! Wiedza o bogactwach Polski ruszy do urn nawet najbardziej zaciekłą absencję wyborczą! I nawet pijacy na moment wytrzeźwieją! Niech tylko zjawi się jeden kandydat, który powie prawdę. Niech do Polaków dotrze jak od ponad 25 lat są oszukiwani i eksterminowani! Powodem są nasze bogactwa, na które jest wielu chętnych.
źródło: eprudnik.pl
Polecamy też film Pana prof. Ryszarda H. Kozłowskiego ,który jest autorem słów: „„Unikalny fenomen geotermalny wskutek zbiegu i nałożenia się czterech płyt tektonicznych pokrywa 80% powierzchni Polski. Tylko północno wschodnia część Polski nie posiada tego potencjału hydrotermalnego i petrotermalnego. W przeliczeniu na tony paliwa umownego wartość energetyczna tego fenomenu co najmniej 70 razy przekracza wartość zasobów ropy i gazu pod dnem Morza Północnego. Polska może produkować praktycznie nieograniczone ilości taniej energii elektrycznej i praktycznie darmowej energii cieplnej.”
„Twór geologiczny, cały jak gąbka nasączony ropa i gazem ziemnym ciągnący się od Zatoki Perskiej po Morze północne – osiąga swoją kumulację geologiczną w Polsce. W 1971 roku Sowieci zakazali PRL wierceń głębszych niż 4 km. Ogromne, bajecznie bogate złoże ropy i gazu, na którym leży Polska w całości plus zajmujące obszar odpowiadający południowemu i środkowemu Bałtykowi – znajduje się nieco głębiej – 5 do 8 km. Tu warto wiedzieć, że ropa płynąca do nas rurociągiem „Przyjaźń” jest wydobywana w Tatarstanie, około 1000 km na wschód od Moskwy – i jest wydobywana z głębokości 7 km. W cenę, jaką płacimy, jest oczywiście wliczona opłata za transport na taka odległość. Nadto ta ropa jest silnie zasiarczona.”
Marian44 – wklejam, jako miłą i oby prawdziwą ciekawostkę.
Tak o Powstaniu Warszawskim nikt by nie napisał! Mało znany tekst Józefa Mackiewicza
Przypominamy tekst Józefa Mackiewicza „Powstanie warszawskie z innej strony”, który został opublikowany w 1947 r. w „Wiadomościach”. Warto go przeczytać choćby z jednego tylko powodu – tak zdroworozsądkowej analizy Powstania Warszawskiego trudno doszukać się u współczesnych historyków i publicystów. Bo Mackiewicz nie ocenia, Mackiewicz właśnie analizuje. I wyciąga wnioski. Jakże trafne!
Nasze publicystyczno-literackie pamiętnikarstwo wojenne ma w sobie coś z opowieści Gogola „Wij”. Krąg zarysowany kredą święconą, poza który sami sobie nie pozwalamy wykroczyć. Stąd deptanie na miejscu w otoczeniu licznych „tabu”, zamykających umowne horyzonty. W takim kręgu obraca się m.in. temat powstania warszawskiego, który wciąż nie schodzi ze szpalt i prawdopodobnie przez długi czas nie zejdzie. Żadne jednak z ujęć tego tematu nie będzie całkowite, dopóki nie będzie wolno mówić o pewnych sprawach. Tymczasem wszechstronna ocena ostatniej bitwy o Warszawę jako o stolicę suwerennej Polski musi wyjść z założenia właśnie tej suwerenności, tzn. uznania, że najeźdźca sowiecki (jeżeli nawet przyjmiemy, że nie był gorszy) był równy najeźdźcy niemieckiemu. Od czasu do czasu wyrwie się to komuś, ale zazwyczaj odskakuje się od tego prostego stwierdzenia w pląsach i ukłonach, a koniec końców, Bogiem a prawdą, nikt nie dał dokładnej definicji: czy Sowiety są naszym wrogiem, czy wrogiem nie są? Są najeźdźcą, czy nie? Odebrały nam niepodległość, czy nie odebrały? Czy „Kraj” to jest „Polska”, czy tylko obca okupacja? Czy panowie Mikołajczyk-Bierut-Osóbka-Cyrankiewicz to quislingi, czy też jakieś pośrednie zjawisko: mieszanina „dobrej woli” z agentem NKWD, według fantastycznej recepty rosyjskiego kawału: „smies popa s wiełosipiedom”?
Sytuację tę zrodził sofizmatyczny termin „sojusznik naszych sojuszników”, nadany Związkowi Sowieckiemu jeszcze w r. 1943. Ta nieszczera i dziwaczna definicja mści się na nas do dziś.
Jeżeli natomiast wyjdziemy z założeń prostych, jasnych, ogólnie zrozumiałych i za „dobrych przedwojennych czasów” powszechnie przyjętych, określających mianem wroga każdego, kto najeżdża naszą ojczyznę, to i na powstanie warszawskie będziemy mogli popatrzeć obydwoma oczami, a nie, jak dotychczas, przymrużając jedno dyskretnie.
Na tej fatalnej sytuacji r. 1944 trudno zrozumieć, dlaczego ogół Polaków potępia akcję, której najoczywistszym celem było restytuowanie suwerennej stolicy z suwerennymi władzami i suwerennym wojskiem, wtedy, gdy rzecz ta była łatwa do zrobienia? Jeden wróg odchodził, drugi nadchodził. Pomiędzy tych dwóch wrogów wstawić niepodległy skrawek, ba, centrum Polski! Co w tym było głupiego albo zbrodniczego? Oczywiście, że nic, gdyby sprawę można było jasno postawić. Złożyło się jednak tak, że jeden z wrogów nie tylko odchodził, ale dogorywał. Natomiast tym drugim, który nadchodził, były Sowiety. A zatem ostrze akcji samo przez się skierowane by być musiało przeciwko nim. „Skandal!” „To by nas kompromitowało w oczach demokracji!”… Umówiono się zatem, żeby powstanie przedstawić w innym świetle, i w ten sposób spaczono jego sens od początku do naszych dni.
A jak położenie wyglądało naprawdę?
Odwrót armii niemieckiej był w pełnym toku. W ostatnich dniach lipca osiągał swój punkt szczytowy, a wraz z nim nieuchronny bałagan. O żadnej mobilizacji mężczyzn pod pretekstem robienia fortyfikacji nie było mowy.Głośniki radiowe nadały surowy rozkaz, aby „wszyscy zdolni od lat 16 itd.” zgłosili się z łopatami na wyznaczonym szeregu punktów zbornych, skąd ludzi zabiorą ciężarówki. Byli przekonani, że nie zjawi się nikt. Tymczasem tu i ówdzie poprzychodziło po kilkadziesiąt osób. Sam widziałem, jak na wyznaczonym m.in. pl. Narutowicza zebrało się ok. 70 (!) ludzi z łopatami, którzy daremnie czekali na przyjazd samochodów. Jednego z takich naiwnych spotkałem jeszcze o 11.30 na ulicy Filtrowej, gdy wracał z łopatą zniechęcony i zawiedziony (obiecano przecie wyżywienie i zapłatę).
W piątek i sobotę okna pobrzękiwały od dalekiej kanonady. Radio Londyn nadało wiadomość, że marszałek Rokossowski przeniósł swą kwaterę w orbitę widoczności Warszawy, i że stamtąd spogląda gołym okiem na stolicę Polski. 30 lipca al. Jerozolimskimi wycofywały się ostatnie tabory niemieckie, a później zaczęły iść czołgi za Wisłę. Na ulicach wisiały nie zrywane obwieszczenia delegatury podziemnej. Żałuję, że nie miałem aparatu, gdyż sfotografowałbym następujący dokument historyczny. Na rogu Brackiej i Widok, wokół obwieszczenia Delegatury Rządu, naklejonego na słupie, zebrał się tłum ludzi. W tłumie tym stało czterech „granatowych” policjantów i dwóch żołnierzy Wehrmachtu. Była 10 rano. Żołnierze ci pytali o drogę, a zwabieni zbiegowiskiem, zainteresowali się, co plakat zawiera, i odeszli następnie obojętnie. O 11 byłem na Pradze. Niemcy palili dworce i składy, jak się normalnie pali przed oddaniem terenu w ręce wroga. Powracając, na moście Kierbedzia zauważyłem, że jakiś spotniały kolejarz krzyknął do samochodu, którym jechali z Pragi (widocznie z frontu) kurzem okryci żołnierze:
– Wie weit?!
Żołnierz, pokazując dwa razy po dziesięć palców, odkrzyknął:
– Zwanzig Kilometer!
31 lipca z jednego tylko Dworca Zachodniego usuwano resztki wagonów. Nie było już ani porządku, ani kontroli. Każdy, kto chciał, mógł siadać i jechać bez żadnej przepustki. W takich warunkach powstanie, które wybuchło dopiero 1 sierpnia po południu, mogło liczyć na zupełny sukces i minimalne straty, co najwyżej w potyczkach z cofającymi się strażami tylnymi. Formalnie, przed świtem, Warszawa wyzwolona by była przez wojska polskie, a wkraczającego nowego najeźdźcę powitałyby suwerenny sztandar, zatknięty w suwerennej, wolnej stolicy. Otóż tego bolszewicy chcieli uniknąć za wszelką cenę. Czy można się było spodziewać takiego ich stanowiska? Do pewnego stopnia tak. Na czym więc polegał błąd w rachunku powstańców, który doprowadził do straszliwej katastrofy Warszawy?
Nie wiem, czy w ogóle można tu mówić o błędzie w rachunku logicznym. Bo jeżeli można było się spodziewać, że takie stanowisko zajmą Sowiety, niepodobieństwem było przewidzieć bezmiar zaślepionej, zaciętej tępoty Hitlera.Nawet po wszystkich doświadczeniach okupacji, nawet po zetknięciu się z tymi szaleństwami maniaka, który zatracił wszelkie poczucie rzeczywistości, nawet po tym całym krwawym tańcu epileptycznej polityki na ziemiach naszych i nie naszych. Jakkolwiek sytuacja Niemiec była już wtedy beznadziejna, to choćby dlatego, że czepiały się one rozpaczliwie każdej pozostałej jeszcze możliwości, powinny się były uchwycić oburącz okoliczności, że na drodze marszu Armii Czerwonej stawała suwerenna Polska, nie uznawana i znienawidzona przez Sowiety. Że powstała możliwość nowych incydentów i powikłań w obozie sojuszniczym. W każdym razie z punktu interesu niemieckiego nic nie przemawiało za utrzymaniem ogniska powstania na tyłach swego frontu, a wszystko za pozostawieniem go oko w oko z Armią Czerwoną. Nawet gdyby z tego zetknięcia nie miało być chleba… Manewr Rokossowskiego był tak przejrzysty co do swego celu, iż nie mogli go nie spostrzec Niemcy. Rzecz była oczywista, nie podlegająca dyskusji.
Znam osobiście ludzi o głośnych i patriotycznych nazwiskach, którzy próbowali pośredniczyć w sprawie pozostawienia przez władze niemieckie zbytecznej broni. Pośrednictwo to zostało odrzucone, zarówno przez stronę niemiecką, jak polską. Z jednej strony emocjonalna zaciekłość przeważała nad interesem politycznym, z drugiej obawa przed cieniem nawet „współpracy” przeważała nad obawą i troską o dobro ojczyzny.
Krew, zalewająca oczy Hitlera, pomieszała mu resztę rozsądku. Wiadomo już dziś, że Warszawa to była jego osobista sprawa, jego „Angelegenheit”. W ten sposób, najmniej oczekiwany i nieprawdopodobny, podobnie jak w r. 1939, odnowił się antypolski pakt sowiecko-niemiecki, nie pisany wprawdzie i nie podpisany, ale niemniej namacalny, a bardziej krwawy. Hitler nazwał zupełnie słusznie powstanie „drugim Katyniem”. Gdyż podobnie jak pierwszy, doszedł do skutku wyłącznie w interesach sowieckich, z tą tylko różnicą, że wykonany nie rękami enkawudzistów, ale Niemców. Był to z ich strony obłęd dosłowny i, doprawdy, trudno jest winić kierowników powstania, że go nie przewidzieli.
Charakterystyczne jest to, że dotychczas nie została poddana poważniejszej analizie raptowna zmiana stanowiska niemieckiego przy końcu powstania. A przecież rzecz rzucała się w oczy. Skreśleni zostali przez cenzurę „die polnischen Banditen”; powstańcom przyznano prawa armii regularnej. Wiadomo również, że wymaszerowujące po kapitulacji oddziały Armii Krajowej witano orkiestrą, i że gen. Bora zaproszono na liczne rozmowy, podczas których wysłuchiwać miał nowych propozycji. Oczywiście zrobiono to wszystko niezgrabnie, za późno i wciąż z tym tępym uporem i brutalną „herrenvolkowością”, która charakteryzowała politykę hitlerowską, a która odzierała wszystkich ich sojuszników z postawy suwerennej godności i spychała do roli posłusznych rabów, w rodzaju bałtyckich i ukraińskich oddziałów SS. Z tego punktu widzenia nie jest ważne, czy gen. Bór podczas tych rozmów pił herbatę, jak chce prasa bolszewicka, czy jej nie pił. Propozycje niemieckie odrzucił kategorycznie – i słusznie: gdyż w tym położeniu nie przedstawiały one żadnej rzeczywistej korzyści dla Polski. Ale ta kardynalna wolta w stanowisku niemieckim potwierdza w całej rozciągłości fakt, że gdy minął atak prywatnego szału Hitlera, odsłonił się zarys innej drogi, po której mniej więcej potoczyć by się winny wypadki, gdyby Hitler podobnym atakom szału nie podlegał i był w stanie kalkulować. Niewątpliwie przebieg powstania wyglądałby wtedy inaczej.
Naturalnie słowo „gdyby” nie jest w rozważaniach nad wypadkami minionymi słowem popularnym. Nie znaczy to jednak, ażeby dla zdobycia popularności wyzbywać się rozsądku. Cała sprawa powstania zwekslowana jest dziś na jednotorową propagandę i przedstawiana w ten sposób, jakby chodziło o to, że garstka bezbronnych szaleńców rzuciła się w niepoczytalnym stanie podniecenia i patriotyzmu na opancerzonego kolosa i za straty, jakie wywołała skutkiem swej lekkomyślności, powinna ponieść odpowiedzialność. Tak wcale nie było.
Powstanie warszawskie spowodowało potworne straty materialne. Straty te są do powetowania. Nie do powetowania są straty w zabytkach, dziełach sztuki, pomnikach itd. Co się tyczy strat w ludziach, wyglądają one inaczej, niż to przedstawia powszechnie przyjęta wersja. Himmler, ażeby odstraszyć Polaków od prób nowej akcji zbrojnej, oświadczył, że liczba ofiar wynosi ćwierć miliona. Dla tych samych celów bolszewicy podtrzymali tę cyfrę. Z naszej strony próbowano ją nawet wyśrubować do – trzystu tysięcy! Jeden z najznakomitszych polskich statystów wojennych, który był w powstaniu (nie mogę wymienić nazwiska ze względu na jego obecny pobyt w kraju), utrzymywał, że straty Armii Krajowej łącznie z ludnością cywilną w żadnym wypadku nie przekraczają pięćdziesięciu tysięcy.
W świetle tego wszystkiego trudno mówić o „błędzie” gen. Bora, który dał do niego hasło. Zastrzeżenie mogłoby budzić raczej jego obecne stanowisko. Gen. Bór przebywał w Ameryce i kilku krajach Europy i wszędzie, gdzie mówił albo udzielał wywiadów podkreślał, jak to Polacy wspomagali Armię Czerwoną w akcji, a jej dowódców podejmowali w Polsce śniadaniami i bankietami. Trudno zaprzeczyć, że w tradycji przywykliśmy do innych zwyczajów, które zresztą utrzymywane są w większości krajów. Nie zwykło się wrogów podejmować śniadaniami, gdy wkraczają, by odebrać terytorium i niepodległość. Toteż wydaje się, że niejeden cudzoziemiec, mniej zorientowany w subtelnościach politycznych labiryntów Polski, może wyrazić zdziwienie w taki np. sposób: „Skoroście im tak pomagali w opanowaniu własnego kraju i podejmowali śniadaniami na powitanie, dlaczego się skarżycie, że u was pozostali?!”.
Marian 44 – WIECZNA CHWAŁA BOHATEROM POWSTANIA WARSZAWSKIEGO – 1944 +++
In vitro – szyderstwo z wolności człowieka – prof. Anna Raźny
Ustawa o in vitro w Polsce to kolejny milowy krok na drodze transformacji nie tylko świadomości Polaków, ale również cywilizacji, która określiła nas jako naród i jako społeczeństwo.
In vitro jest szczególnym, bo zbrodniczym elementem koncepcji nowego człowieka i jako taki wpisuje się w ideologię genderyzmu. Co więcej, służy „produkowaniu” dzieci związkom homoseksulanym. Szerokie zastosowanie koncepcji nowego człowieka, nie tylko w sferze kulturowej i społecznej, ale również politycznej, uzasadnia określenie genderyzmu jako ideologii, która wpływa na kształt polityki wewnętrznej i zewnętrznej państw Zachodu. Uzasadnia tym bardziej, iż USA oficjalnie włączyły genderyzm do programu swej globalnej polityki. Przełomowe pod tym względem było wystąpienie wiceprezydenta Stanów Zjednoczonych – Joe Bidena – na zorganizowanym w czerwcu ubiegłego roku w Białym Domu spotkaniu z organizacjami działającymi na rzecz mniejszości seksualnych i małżeństw jednopłciowych – z LGBT Human Rights Forum na czele. Zapowiedział on wówczas, że prawa mniejszości seksualnych muszą być przyjęte w całym świecie – we wszystkich kulturach i tradycjach. Z kolei towarzysząca mu na tym spotkaniu Susan Rice – doradca prezydenta Obamy do spraw bezpieczeństwa – podkreśliła, że prawa gejów są w pełnym tego słowa znaczeniu prawami człowieka. Ugruntowaniem genderyzmu jako wyjątkowo ważnego elementu globalizmu amerykańskiego było powołanie rzecznika praw mniejszości seksualnych w administracji Białego Domu. Stanowisko to otrzymał w maju bieżącego roku doświadczony amerykański dyplomata, Randy Berry. Jego zadaniem jest nie tylko obrona i jednocześnie promocja praw LGBT, ale również walka z ograniczaniem działalności zagranicznych organizacji pozarządowych i określaniem ich mianem organizacji agenturalnych czy instytucji obcego wpływu, jak to ma miejsce w Rosji. Randy Berry – jako przedstawiciel Departamentu Stanu USA – zdążył już złożyć „szkoleniową” wizytę nie tylko na Łotwie, gdzie wziął udział w paradzie równości na ulicach Rygi oraz konferencji promującej gender jako prawa człowieka, ale również w Polsce. Amerykański rzecznik praw LGBT przyjechał do Polski w momencie prac legislacyjnych nad ustawą o in vitro. 17 czerwca br. spotkał się w Biurze RPO, Ireny Lipowicz, z którą omówił działania „na rzecz osób nieheteronormatywnych”[1]. Działania te trudno inaczej nazwać jak dyktaturą nie tylko polityczną i kulturowo-społeczną, ale również moralną. Z dyktatury tej korzystają zwolennicy in vitro. Niemal wszędzie w cieniu walki o prawa LGBT promowana i legalizowana jest bowiem ta sztuczna metoda poczęcia, m.in. jako droga do posiadania dzieci przez osoby i związki „nieheteronormatywne”
O ile jednak promocja – dyktatura LGBT, jawnie i bezpardonowo uderzająca w istotę człowieka oraz rodzinę – spotyka się z jakąś, niestety słabą, krytyką w świecie zachodnim, to in vitro traktowane jest nie tylko ulgowo, ale wręcz przyjmowane jako „humanitarne” rozwiązanie problemu niepłodności. Tak się dzieje nie tylko w środowiskach lewicowych, ale również konserwatywnych, a nawet tych „postępowych” katolickich, które nie podzielają stanowiska Watykanu w tej sprawie. Znamienne, iż te ostatnie traktują wybiórczo samą Ewangelię, gwarantującą poczęciu człowieka tajemnicę mocy Boskiej. Argumentacja dla in vitro jest szatańsko pokrętna. Któż bowiem nie chciałby przyjść z pomocą tym, którzy cierpią z braku upragnionego dziecka. Tylko osobnicy odarci z ludzkich uczuć. Nawet aborcjoniści, którzy pracują w klinikach śmierci bądź je usprawiedliwiają, są za in vitro, krzycząc, że są za życiem. W tej opcji liczy się tylko cel, a on uświęca środki. Do wyznawców tej opcji nie trafia nic: ani badanie i leczenie przyczyn bezpłodności – m.in. cywilizacyjnych, związanych z rewolucją seksualną i promocją antykoncepcji oraz aborcji – ani mechanizmy towarzyszące in vitro. Nie liczy się przede wszystkim prawo do życia nienarodzonego dziecka i do poszanowania jego godności w laboratoriach, gdzie nie tylko dokonywana jest manipulacja nimi i eugeniczna selekcja, ale również bezkarne zamrażanie i przetrzymywanie w „bankach” zarodków, które awangarda polityczno-medyczna in vitro nazywa często zlepkiem ludzkich komórek. Cel, jakim jest posiadanie dziecka, nie tylko uświęca środki, ale czyni ludzi uczestniczących w in vitro osobnikami całkowicie pozbawionymi odpowiedzialności za zło antropologiczne i moralne wynikłe z idei sztucznego zapłodnienia. Pozbawionymi odpowiedzialności nade wszystko za samą istotę ludzką, która w wyniku in vitro przychodzi na świat i za zmianę genezy rodzaju ludzkiego. Zwolennicy in vitro odrzucają wizję człowieka jako osoby, która ma status istnienia niesamoistnego, a co za tym idzie niedoskonałego i skończonego. I rożni się od bytu samoistnego, będącego źródłem istnienia właśnie swym statusem – swą ograniczonością i skończonością. Jest człowiekiem, a nie Bogiem. I wmawianie mu, że jest inaczej, że może stać się człowiekiem-bogiem – jest zwykłym oszustwem, któremu towarzyszy eugenika i zabijanie „niepotrzebnych” zarodków ludzkich.
U podstaw in vitro leży koncepcja człowieka odrzucająca Boga jako źródło istnienia, odrzucająca boską tajemnicę poczęcia człowieka. To odrzucenie jest nie tylko wyrazem szatańskiej pychy, ale również fundamentem całkowicie nowej antropologii – takiej, w której niczym nieograniczona wolność człowieka nie tylko ingeruje w sferę metafizyki i tajemnicę istnienia, ale zawłaszcza ją i profanuje. Jest to świadectwo nie tylko niczym nieograniczonej wolność- odciętej od odpowiedzialności – ale również deifikacji człowieka, nadania mu statusu boskości. In vitro, podobnie jak ingerencja w sferę płci, jest manifestacją postawy, którą można ująć krótko: jeśli Boga nie ma, wszystko jest dozwolone. Wyrugowanie Boga z życia ludzkiego ujął w tej niezwykle trafnej formule dziewiętnastowieczny rosyjski wielbiciel filozofii Zachodu i socjalizmu – Iwan Karamazow w powieści Fiodora Dostojewskiego Bracia Karamazow. Bohater Dostojewskiego pragnący stworzyć nowy świat, alternatywny dla boskiego świat Wielkiego Inkwizytora, kończy „białą gorączką” – rozdwojeniem jaźni i szaleństwem. Nowa materialistyczna, socjal-darwinowska koncepcja człowieka, leżąca u podstaw genderyzmu i in vitro, jest antropologicznym szaleństwem, a co za tym idzie szaleństwem polityki, w którą wnika. To iluzyjna antropologia i ideologia, oparta na fałszu istnieniowym, poznawczym, moralnym. Wprowadza ludzi w straszliwy błąd. Wobec śmierci okazuje się bowiem nicością. Nie tylko nie jest w stanie uchronić od niej nikogo, ale również dać jakiejkolwiek nadziei autentycznie metafizycznej. In vitro jest jej wykwitem, tworzącym iluzyjną medycynę, która już w punkcie wyjścia jest cynicznym oszustwem, gdyż nie leczy bezpłodności. Przeczy jedynie naturze człowieka i jego godności. Umożliwiając „produkcję” „potomka” dla par homoseksualnych, promuje hybrydowe relacje między nimi a dzieckiem, skazując je na niemożność ustalenia swojej tożsamości osobowej i spełnienia pragnienia naturalnej matki i naturalnego ojca.
Natomiast samą bezpłodność leczą metody oparte na realistycznej wizji człowieka – takie jak naprotechnologia – wykluczającej wszelką manipulację, nie tylko medyczną, ale również filozoficzną psychologiczną, kulturową, czy wreszcie polityczną. W realistycznej wizji człowieka problem niepłodności wymaga wielkiej pokory tych, których dotyka i tych, którzy ją leczą. Wymaga autentycznej solidarności, empatii i pomocy opartej na prawdzie o człowieku i jego ograniczoności, determinującej pragnienie nie tylko posiadania, ale również samego bycia. W takiej postawie brak skutków leczenia otwiera na adopcję. Uczy, że przyjęcie sierocego czy wykluczonego dziecka nie jest degradacją, ale nobilitacją, świadectwem bogactwa duchowego, w którym widoczne jest wskazanie na źródło istnienia – byt ponadludzki. Realistyczna wizja człowieka pozwala uchronić przed unicestwieniem status ojca i matki oraz ich dziecka – również usynowionego – a także zachować naturalne więzi między nimi: rodzicielsko-synowskie.
Tymczasem polski parlament stanął po stronie szaleństwa i przyjął in vitro. Jak się to stało? To, że lewica będzie „za”, było wiadome. Jednakże nie stanowi ona większości. Dlaczego tzw. prawica nie potrafiła akurat w tej sprawie uzyskać jedności i większości? Tyle razy w III RP osiągała przecież większość dla celów amerykańskiej geostrategii – w sprawach Bliskiego Wschodu, Afganistanu, euromajdanu i wojny na Ukrainie, sankcji dla Rosji, 100 milionów euro z kieszeni polskiego podatnika dla junty kijowskiej, rozszerzenia NATO i rozmieszczenia jego baz w pobliżu Rosji, m.in. na terenie Polski. Można przytoczyć jeszcze sporo przykładów większości – a co za tym idzie, jedności z lewicą – w parlamencie III RP. Była to zawsze większość w sprawach dyktowanych przez USA czy zwasalizowaną wobec nich UE. Przykładem takiej idealnej jedności polskiego parlamentu i ośrodka prezydenckiego z samym prezydentem na czele była ratyfikacja przez te podmioty polityczne traktatu lizbońskiego. Za kilkadziesiąt lat (norma zachodnia?) Polacy dowiedzą się, jaką rolę w uzyskaniu tej jedności odegrała wówczas nie tylko Bruksela, ale również ambasada USA w Polsce.
W przypadku in vitro brak jedności polskiej prawicy i rezygnacja z utworzenia lobby przeciw jego legalizacji jest tylko konsekwencją ratyfikacji traktatu lizbońskiego, który zawiera nową koncepcję człowieka, daje pierwszeństwo wszystkim mniejszościom przed większością, odcina się od chrześcijańskich korzeni Europy i sankcjonuje postawę: jeśli Boga nie ma, wszystko jest dozwolone.
Anna Raźny
[1] http://autonom.pl/?p=12899, 2015-07-18; https://www.rpo.gov.pl/pl/content/wizyta-przedstawicela-departamentu-usa, 2015-07-18.
Za: Konserwatyzm.pl (19 lipca 2015)
Czy charyzmatyzm to odnowa Kościoła? Ks. karol Stehlin
W historii Kościoła pojawiało się wiele ruchów, wspólnot mających dokładnie takie same cechy jak charyzmatyzm: gorliwość, entuzjazm, intensywna modlitwa, sukces w apostolacie, szybki rozwój, charyzmaty, przywódcy uważający, że są bezpośrednio inspirowani przez Boga.
Takimi ruchami w Kościele były:
– Montaniści w II wieku,
– Waldensi w XII wieku,
– Bracia Ducha Wolnego,
– Alumbrados w XVI wieku,
– Kwietyści w XVII i XVIII wieku.
Rozwój tych zgromadzeń zawsze przebiegał w prawie ten sam sposób. Najpierw założyciel odczuwa potrzebę mocniejszego i żarliwszego życia duchowego. Czuje, że Pan Bóg powołuje go do życia bardziej ewangelicznego: służby, ubóstwa, umartwienia…
Następnie odczuwa potrzebę przekazania swojego doświadczenia Boga innym ludziom. Zaprasza więc do „doświadczania” tych samych uczuć. W ten sposób wtajemnicza małe zgromadzenie uczniów w swoje osobiste doświadczenie. Następuje wspólna modlitwa i intymna atmosfera, które przygotowują grupę na otrzymanie charyzmatów, do doświadczania Boga. Na skutek tego grupa żyje w ciągłym entuzjazmie, podnieceniu pełnym wzniosłych uczuć. Entuzjazm ten z nieprawdopodobną szybkością udziela się innym ludziom doprowadzając do szybkiego rozwoju wspólnoty. (Np. Valdo – przywódca Waldensów – po 5 latach działalności mógł doliczyć ponad 5 milionów uczniów).
Co ważniejsze członkowie tych wspólnot są przekonani, że ich doświadczenie jest gwarancją prawdziwości ich nauki. Depozyt wiary, dogmat, abstrakcyjna reguła wiary są niczym w porównaniu z ich własnymi doświadczeniami.
I tak na przykład Neokatechumenat mówiąc o rzeczywistej obecności Chrystusa w tabernakulum twierdzi, że:
„Kościół Katolicki został opętany ideą rzeczywistej obecności do tego stopnia, że dla niego rzeczywista obecność jest wszystkim. Obsesyjne dyskusje teologiczne nad kwestią czy Chrystus jest faktycznie obecny w chlebie i winie są śmieszne. W pewnym momencie, trzeba było akcentować rzeczywistą obecność, aby przeciwstawić się protestantom, ale obecnie nie jest to wieczne i nie należy już przy tym obstawać…” (Katecheza).
Jeśli w takich sytuacjach hierarchia Kościoła interweniuje i pokazuje błędy lub przynajmniej niebezpieczne tendencje ruchu, wtedy w imię Ducha Św. buntują się przeciw niej. Potępieni przez Magisterium kończą w fanatyzmie. Taka postawa nieuchronnie prowadzi do coraz większych błędów dogmatycznych i uchybień moralnych.
Charyzmatyzm jest ruchem iluminizmu
Koniecznie trzeba zwrócić uwagę na dwa bardzo ważne wydarzenia będące wręcz podręcznikowym przykładem iluminizmu.
Pierwsze jest związane z ruchem Jamaa (Burza) z Zairu. Franciszkanin, ojciec Placide Temples założył „Ruch nowego zesłania Ducha Świętego” („Burza Ducha Św.”), Ruch przeszedł przez typowe stopnie iluminizmu: nowe życie w kościele, entuzjazm, tajemniczość ruchu i różne inicjacje (typowe dla Afryki), fala „nawróceń”, charyzmaty, dużo ludzi w Kościele. W 1972 roku ruch został potępiony przez abp z Kinshasa za heretyckie nauczanie, straszne uchybienia moralne: wspólnota dóbr a nawet osób oraz całkowite zniszczenie instytucji rodziny i małżeństwa.
Drugie wydarzenie, znaczenie bardziej znane to przypadek o. Vlasika, charyzmatycznego proboszcza w Medjugorie i 6 dzieci, którzy twierdzą, że mają regularnie, codziennie objawienia Matki Bożej. O. Vlasik i jego charyzmatyczni przyjaciele propagują te objawienia mimo, że nie przeprowadzono żadnego kanonicznego badania objawień, nie wypowiedzieli się kościelni eksperci (egzorcyści, specjaliści procesów kanonizacyjnych). Twierdzą oni, że dla prawdziwości objawień wystarczającym dowodem są cuda i charyzmaty. Jednak miejscowy biskup z Mostaru zarządza wymagane prawem kanonicznym badanie tych zdarzeń. Wynik jest negatywny: za dużo błędów dogmatycznych, sprzeczności w świadectwach wizjonerów, niedorzeczne wypowiedzi Matki Bożej, niewystarczające znaki nadprzyrodzonego objawienia. Contra factum non est argumentum!
„Są jednakże tacy, którzy się pospieszyli, uprzedzając osąd Kościoła. Ogłosili «cuda i zjawiska nadprzyrodzone», a z ołtarza głosili prywatne objawienia, co jest zakazane aż do czasu, gdy Kościół uzna te objawienia za autentyczne. Z tego też względu wiele środowisk wstrzymało się z organizowaniem pielgrzymek, czekając na osąd Kościoła. Najpierw, Komisja ds. Medjugorie 24 marca 1984 r. wysłała ostrzeżenie. Bez rezultatu. Potem Konferencja Biskupów, w październiku tego samego roku, zakazała organizowania oficjalnych pielgrzymek do Medjugorie («oficjalnie» oznacza organizowanie wspólne i zbieranie osób). Bez skutku. Następnie, w Rzymie, Kongregacja Doktryny Wiary, 23 maja 1985 r. wysłała do Konferencji Biskupów Włoskich list z prośbą o podejmowanie wysiłków w celu ograniczenia pielgrzymek organizowanych z Włoch do Medjugorie… a także wszelkiego rodzaju propagandy. Również bezskutecznie. Wreszcie, J.E. kard. Franjo Kuharic i ja osobiście, w imieniu Konferencji Biskupów Jugosławii, 9 stycznia 1987 r. ogłosiliśmy publicznie deklarację: «Nie jest dozwolone organizowanie pielgrzymek i innych manifestacji motywowanych nadprzyrodzonym charakterem, który mógłby być przypisywany wydarzeniom w Medjugorie». Jest to deklaracja najwyższej wagi kościelnej i winna być respektowana”[1].
Na wyniki tego badania zareagowali wszyscy ważniejsi przywódcy ruchu charyzmatycznego (Tardiff, siostra Bridge McKenna, o. Daniel Ange, Laurentin), którzy ręczą wbrew opinii biskupa za prawdziwość objawień i świętość o. Vlasika. Biskupi zakaz pielgrzymek do Medjugorie i polecenie przeniesienia proboszcza zostały pogardliwie zlekceważone.
Kilka lat później o. Vlasik porzuca sutannę i rozpoczyna wspólne życie z byłą zakonnicą. Ale ile razy w objawieniach w Medjugorie „Matka Boska” go broniła i uroczyście deklarowała jego niewinność!!!
We wszystkich wspólnotach ruchu charyzmatycznego widać tendencję do bezpośredniego kontaktu z Duchem Św. Towarzyszy temu pewność, że słyszane głosy, objawienia i zmysłowe rozpoznawanie Boga są prawdziwe. Każda inspiracja i każde szczególne uczucie religijne jest w ich przekonaniu związane z Bogiem. Podświadomość staje się nieomylnym głosem Boga. Psychologia uczy jakie myśli, słowa, obrazy funkcjonują na poziomie podświadomości: uczucia zemsty, instynkt seksualny, intensywne obrazy (albo niezwykle atrakcyjne, albo niezwykle odrażające), sympatie wywołane miłym wrażeniem albo antypatie wywołane niemiłym wrażeniem. Jeśli brakuje zewnętrznego sędziego, który zadecyduje z autorytetem rozumu i przykazań boskich o tym, co jest dobre i złe w tym wewnętrznym życiu uczuć, doświadczeń i wrażeń, to wtedy sam człowiek staje się samemu sobie najwyższym autorytetem i twierdzi, że te uczucia są charyzmatem, są głosem Ducha Św.
Dlatego właśnie św. Jan od Krzyża i wszyscy znawcy życia mistycznego jednogłośnie mówią, jak niebezpieczne jest myśleć, iż te wewnętrzne głosy pochodzą od Boga. W 90% przypadków chodzi o autosugestię, w 9% to wpływ diabła. Nawet papież Paweł VI, który wiele razy chwalił Odnowę w Duchu Św., dostrzegał fałszywy dar proroctwa:
„Gdyby Duch Św. bez przerwy był do dyspozycji tych ludzi, gwarantując swoje błogosławieństwo i nieomylność zawsze i wszędzie (a ludzie ci twierdzą, że ich osobiste doświadczenie, ich subiektywne i chwilowe inspiracje są sprawdzianem oraz kryterium prawdziwości religii i kanonu, według których cała nauka religijna powinna być interpretowana) to byłoby to ponownym wprowadzeniem protestanckiego fundamentu wolnej inspiracji lub subiektywizmu, w którym każdy przyjmuje swoją wiarę i swoje nauczanie od Ducha Św.” (24 IX 1969 r.)
Subiektywizm oznacza, ze wszystko jest odnoszone do podmiotu, do ducha człowieka, który bezpośrednio decyduje o tym, w co chce wierzyć. Nie ma już innego autorytetu na ziemi, tylko jego własne sumienie i inteligencja. W ten sposób człowiek czyni z siebie samego Pana, który jest sam w sobie sędzią i prawem. On sam decyduje, jak należy interpretować Pismo Święte i w jaki sposób się modlić. Magisterium i autorytet Kościoła nie mają nawet najmniejszego wpływu na charyzmatyzm. Dla ruchu nowym „magisterium” jest charyzmat proroctwa, przy tym głos pasterza czy przywódcy wspólnoty jest traktowany jak bezpośrednie objawienie Boże. Dlatego prawdziwym autorytetem charyzmatyków już nie jest proboszcz parafii czy biskup diecezji, lecz przywódca ruchu, wspólnoty, ojciec chrztu w Duchu Św.
Fundament charyzmatyzmu
Cała duchowość charyzmatyzmu ma jako fundament: doświadczenie religijne oraz głębokie uczucie obecności Boga. Im więcej tych doświadczeń tym doskonalszy jest człowiek.
Św. Jan od Krzyża (Droga na Górę Karmel, II, 10) bardzo szeroko mówi o tej sprawie. Zasadą życia duchowego, życia wewnętrznego jest to, że Pan Bóg i jego jakość daleko przewyższają możliwości percepcji naszych pięciu zmysłów. Bóg jest duchem i zmysły nie mogą sięgnąć realności ducha. Dlatego zmysły nie są instrumentami przystosowanymi, zdolnymi do poznania rzeczywistości niebiańskiej. Bóg jest tak wielki, że zmysły pewno nie mogą doświadczyć czegoś od Niego. Rozum może pośrednio poznać istnienie Boga badając stworzenie (Rz 1, 20) i w ten sposób stwierdzić jedynie Jego istnienie, i kilka przymiotów doskonałych jak np. to, że jest stworzycielem, Najwyższym Dobrem, Celem wszystkich stworzeń, że jest Wieczny, wszechmogący. Jedynie wiara może sięgnąć do jego życia wewnętrznego, przekonać, że wszystko to co nam objawił jest prawdą, nawet jeśli nie możemy tego wiedzieć i doświadczyć.
Próba ogarnięcia Boga przez zmysły i przez doświadczenia zmysłowe grozi wielkim niebezpieczeństwem.
Po pierwsze często takie doświadczenia są tylko iluzją i błędem.
Po drugie uczucia „obecności Bożej” powodują, że dusza jest zadowolona z samej siebie i sądzi że już jest bardzo bliska Panu Bogu, może nawet już jest święta. To pycha przychodząca od szatana, który wie, że pycha jest najstraszniejszym z wszystkich grzechów. I dlatego z chęcią używa swoich możliwości wywierania wpływu na zmysły człowieka by zwodzić go fałszywymi uczuciami. Dlatego nigdy nie wolno twierdzić, że dusza pragnie tych uczuć, wręcz przeciwnie, jeśli takie uczucia są, musi ona uwolnić się od nich i zachować się w czystym i prostym akcie wiary…
Po trzecie dlatego, że te uczucia są niebezpieczeństwem dla wiary. Wiara jest wielką cnotą, polega na trwałej zgodzie i mocnym przekonaniu, że to co Pan Bóg objawił jest prawdą, jedyną prawdą i w tej prawdzie powinien człowiek żyć, powinna ona przenikać wszystkie myśli, słowa, czyny aż do śmierci.
Jeśli sprowadzi się wiarę jedynie do uczucia albo zmysłowych doświadczeń, to religia przestaje być sprawą rozumu, inteligencji, duszy, ducha lecz staje się sprawą instynktu, uczuć, podświadomości. W tym momencie religia straci swoją istotę, swoją więź z Bogiem, stanie się tylko częścią psychologii, sprawą ludzkiej wiedzy i nic więcej. Oto fundament całego modernizmu potępionego przez papieża św. Piusa X:
„W uczuciu religijnym – jeśli je głębiej zbadamy – wykryjemy łatwo pewną intuicję serca, przez którą człowiek bez żadnego pośrednictwa doświadcza rzeczywistości pierwiastka Bożego i w ten sposób powstaje pewność o istnieniu i obecności Boga. (…) I to jest owo prawdziwe doświadczenie, przewyższające wszelkie doświadczenie rozumowe. (…) Według modernistów, gdy ktokolwiek to doświadczenie osiągnie, staje się prawdziwie wierzącym„[2].
Takie doświadczenie nie pomaga, lecz raczej przeszkadza wierze. Zamiast pogłębiać wiarę, tzn. przekonanie i życie w świetle boskich objawień, pogłębia się życie według własnych zmysłów i przekonanie o własnej wartości, innymi słowy: pychę.
Poszukiwanie sensacji
Nie chodzi tutaj o podstawowe przekonanie, że uczucia obecności Bożej są znakami doskonałości i świętości, zasadą naszej religii. Tutaj chodzi o samą istotę aktu religijnego, modlitwy i nabożeństwa! Jak ma się kształtować nabożeństwo i modlitwa? Co to jest? Kto stoi w centrum nabożeństwa? Uwielbienie Pana Boga, kult Chrystusa czy coś innego?
Dla charyzmatyków to przede wszystkim „doświadczenie charyzmatyczne”, uczucie, żywe wrażenie aż do łez. Nadzwyczajne rzeczy dzieją się w głębokościach naszego serca. Żyjemy trochę naszym snem! Modlitwa to rodzaj samorealizacji, szukanie euforii i radości. To żywe świadectwo wiernych o Bogu. Jeśli osiągnie się to szczęście, wtedy czuje się kontakt z Bogiem: ekstaza, dar łez, języków. Uczucie lekkości, otwarcia się na wszystko. „Byłem naprawdę otwarty, zupełnie otwarty. Ale do czego?”[3].
Ta samorealizacja chce wyrażać się w dowolnych gestach i tańcach, w tworzeniu własnych spontanicznych modlitw… Dokładnie ten sam rodzaj wyrażania własnych religijnych uczuć znajdujemy w religiach wschodnich. Więź charyzmatyzmu z Jogą, Zen, Krishną jest bardzo bliska. Zawsze chodzi o własne „JA”. To bardzo niebezpieczne dla zbawienia, jeśli w centrum życia religijnego już nie stawia się Boga i życia wiecznego w niebie, lecz człowieka i szczęśliwe życie na ziemi.
Pragnienie nadzwyczajnych zdarzeń jest cechą charakterystyczną charyzmatyzmu. Jest to dla nich sprawdzenie błogosławieństwa o obecności Ducha Św. jak już to stwierdziliśmy, jest to jedna z przyczyn sukcesu ruchu.
Komentarze świętych np. św. Wincentego z Ferrier podkreślają, że pragnienie uczuć i nadzwyczajnych doświadczeń jak wizje, ekstazy, cuda, zmysłowe doświadczanie Boga jest strasznym niebezpieczeństwem dla duszy. Dlaczego? Dlatego, że takie pragnienia przychodzą z próżnej ciekawości wobec majestatu Bożego, z braku wiary, a może nawet z żądania pysznej, szczególnej bliskości z Bogiem. Dlatego też, diabeł korzysta z tego pragnienia i pokazuje duszy błędne wizje i objawienia, bo on ma naturę anielską i może wywierać wpływ na zmysły, fantazję, i wyobraźnię. Skutkiem takich pragnień jest pycha, duchowy egoizm i utrata wiary. Bowiem w końcu własne t uczucia stają się ważniejsze niż nauczanie Kościoła. (Zob. św. Wincenty z Ferrier, Życie duchowne, VIII, 1.)
W ten sam sposób św. Jan od Krzyża nazywa te pragnienia dziełem diabła:
„Trzeba zaś wiedzieć, że… nigdy nie wolno im ufać ani ich dopuszczać, trzeba raczej od nich uciekać, nie badając nawet, czy są dobre czy złe. Im bardziej bowiem są zewnętrzne i cielesne, tym mniej niepewne jest ich pochodzenie od Boga. Dla Boga bowiem bardziej właściwe i zwyczajne jest udzielanie się w duchu, w czym jest więcej bezpieczeństwa i korzyści dla duszy niż przy udzielaniu się zmysłowym, w którym zazwyczaj jest wiele niebezpieczeństwa ułudy, ponieważ zmysł cielesny chce być sędzią i rozjemcą w sprawach duchowych, uważając je za takie, jakimi je odczuwa, podczas gdy one są tak różne, jak różne jest ciało od duszy, a zmysły od rozumu. Albowiem zmysły ciała jeszcze mniej pojmują rzeczy duchowe, aniżeli zwierzę pojmuje rzeczy rozumne… Ponadto w duszę przeżywającą te nadprzyrodzone rzeczy wkrada się często tajemne przekonanie o swej wartości przed Bogiem, co jest przeciwne pokorze. Także i szatan sprytnie ukazuje jej zmysłom często zjawy, przedstawiając wzrokowi postacie świętych i blaski najwspanialsze; słuchowi łudzące słowa; powonieniu zapachy miłe i słodkości ustom a dotykowi rozkosz, I znęciwszy w ten sposób zmysły, wtrąca je w wielkie nieszczęście… Pożądanie tych objawień otwiera drogę szatanowi, by mógł duszę oszukiwać innymi widziadłami, które umie on bardzo dobrze naśladować i przedstawiać je duszy jako dobre. Mówi bowiem Apostoł, że diabeł może się przemienić w anioła światłości (2 Kor 11, 14)”[4].
Charyzmatyzm a ekumenizm, protestantyzacja Kościoła
Duchowość i wewnętrzne życie ruchu polega na imitacji praktyk protestanckich zielonoświątkowców. Ta „katolicka kalka” tych sekt widoczna jest we wszystkich dziedzinach (modlitwy, nabożeństwo, działalność, charyzmaty…). Często nawet samo nauczanie i regulamin przewiduje kazania, wykłady, uczestnictwo w zjazdach protestanckich pastorów i sekt zielonoświątkowych. I tak na przykład Neokatechumenat wyznaje protestancką naukę spowiedzi:
„Wszystko, co wam głosiliśmy o miłości Boga i o przebaczeniu grzechów, zrealizuje się teraz, ponieważ Bóg daje nam władzę nie tylko zapowiadania przebaczenia ale także głoszenia go za pomocą znaku… W Kościele pierwotnym przebaczenie nie było udzielane poprzez rozgrzeszenie, ale poprzez pojednanie z całą wspólnotą przy pomocy znaku ponownego przyjęcia do zgromadzenia w akcie liturgicznym…
Wartość obrzędu nie tkwi w absolucji, zważywszy, że w Jezusie Chrystusie wszyscy już otrzymaliśmy przebaczenie.. To obecna wspólnota Kościoła, znak Jezusa Chrystusa wśród ludzi, która konkretnie udziela przebaczenia”.
Odnośnie Mszy św. Katecheza Kiko i Carmen mówi:
„Eucharystia, pamiątka paschy Jezusa, to jest jego przejścia ze śmierci do życia, ze świata do Ojca, jest podniosłym wydarzeniem w którym doświadczamy zmartwychwstania…, to jest obwieszczenia naszego przebaczenia i naszego zbawienia, ponieważ to wóz ognisty przybędzie by nas przenieść do chwały… Idee ofiarnicze weszły do Eucharystii poprzez pobłażliwość względem mentalności pogańskiej; masy pogan, przeżywały liturgię chrześcijańską według swojej wizji religijnej skierowanej na ideę ofiary, w budowli, którą tworzy Bóg, fundamentem były idee ofiarnicze, które miał Izrael, a które zostały pokonane przez samych Izraelitów w liturgii paschalnej, obecnie kiedy budowla jest wzniesiona, powraca się do tych fundamentów, to jest do idei ofiarniczych i kapłańskich pogaństwa. Średniowieczne dyskusje o ofierze dotyczyły rzeczy, które istniały w pierwotnej Eucharystii, zważywszy, że nie było tam żadnej ofiary krwawej, ani nikogo kto by się poświęcił, Chrystusa, ofiary krzyża, Kalwarii; ale tylko ofiara uwielbienia poprzez wspólnotę z Paschą Pana, inaczej mówiąc jego przejściem ze śmierci do zmartwychwstania”.
Coraz liczniejsze są również zjazdy ekumeniczne. Od 1985 r. prawie wyłącznie spotkania i pielgrzymki międzyreligijne. Oczywiście, również czasopisma, książki i inne publikacje charyzmatyków pełne są dzieł autorów protestanckich. Łatwo stwierdzić, że oficjalne spotkania ekumeniczne w Kościele są często organizowane i kierowane przez charyzmatyków. Powszechnie uznano, że protestantyzm jest autentycznym środkiem zbawienia.
„Jestem protestantką, wiem, że Bóg chce, abym pozostała protestantką, aby być świadkiem doświadczeń i bogactw u mojego Kościoła”. (Wypowiedź członka wspólnoty Bethania).
Charyzmatyzm żywi wielki szacunek dla Lutra i innych wybitnych protestantów. W artykułach i książkach charyzmatyków fundamentem argumentacji jest hegeliańska synteza. Porównują tezy autorów różnych wyznań i formułują syntezę.
Wpływ żydowski
„Ekumenizm z Żydami jest ważnym punktem w programie licznych wspólnot charyzmatycznych, a zwłaszcza zgromadzenia «Lew z Judy»” (Monique Hébrard[5])
„Naród żydowski jest narodem Bożym; zawsze jest narodem Bożym! Zawsze posiada swoje obietnice, zawsze jest w nim obecność Ducha Św. Jestem świadkiem, że dzisiaj naród żydowski żyje naprawdę w Duchu Św.” („Revue Tychique”, ks. Georges Mauriac[6])
„Dzisiaj istnieją dwa narody Boże i każdy ma swój grzech. Grzechem narodu Izraela jest zaprzeczenie Chrystusa; grzechem narodu chrześcijańskiego jest zaprzeczenie własnych korzeni tzn. antysemityzm w prawie całej historii Kościoła”. (Reuen Berger[7])
„Dlatego mówimy do Żydów: nauczcie nas! Uczcie nas Pisma Świętego Bo wy jesteście pierwszym, starszym narodem...” (Brat Efraim[8])
Charyzmatycy uznają, że obecna religia Żydów jest drogą do zbawienia. Nie ma potrzeby nawrócenia:
„Pragniemy tylko, aby byli wiernymi swojej własnej tożsamości. Musimy być bezinteresowni. Nie możemy chcieć, aby Żydzi stali się chrześcijanami – to byłoby strasznym egoizmem – lecz po prostu niech będą coraz bardziej wierni temu, czego Pan Bóg oczekuje od nich.
Nie ma prawdziwego dialogu judeochrześcijańskiego, jeśli chrześcijanie nie są prawdziwymi chrześcijanami a Żydzi prawdziwymi Żydami” (ks. Georges Mauriac[9]).
Charyzmatyzm – nowym Kościołem?
Szacunek do wszystkich wyznań i zniszczenie misji nawrócenia do Kościoła Katolickiego. Taki stan uważają charyzmatycy za wolę Bożą. Według nich każdy powinien, zgodnie z Bożym zamysłem pozostać w swojej religii. Oto „prawdziwa Odnowa w Duchu Św. – charyzmatyzm we wszystkich kościołach przez nawrócenie do żyjącego Chrystusa” (A. Bremond[10]).
Kościół Katolicki został w ten sposób umieszczony w szeregu wielu innych kościołów. Bez najmniejszego rozróżnienia mówią o kościołach (prawosławnym, protestanckim i katolickim). Podczas zjazdu „Jerusalem 84” zaprezentowali zarys nowej religii („Convention charismatique de la Porte ouverte”):
„To synteza czterech wielkich tradycji chrześcijańskich. Zjednoczyć bogactwo tych tradycji, przy tym każda z nich zachowa swą tożsamość, ale odtąd o wiele bogatszą niż przedtem„[11].
Jaką rolę w Kościele odgrywa odnowa charyzmatyczna? Mówi się, że to nowa ewangelizacja. Ale jaka?
„To nowa nadzieja. Bóg chce odnowić swój Kościół. Dlatego stworzył ruch nowego zesłania Ducha Św. Pierwszym strumieniem ruchu był ruch zielonoświątkowy, drugim strumieniem jest charyzmatyzm w Kościele. A jaki będzie trzeci? Bo odnowa charyzmatyczna jest ledwie początkiem„[12].
Obecnym zadaniem Ruchu jest przygotowanie wielkiej Odnowy, pracując w zależności od hierarchii kościelnej lecz mając swoją własną duchowość, swoje własne praktyki i regulaminy. Ale już przygotowuje się wielką Odnowę, gdzie wszyscy będą braćmi (protestanci, prawosławni i żydzi). Ruch charyzmatyczny nie jest środkiem, nie jest dziełem Kościoła lecz jest samym Kościołem, jest Kościołem w Ruchu, jest odnowionym Kościołem[13].
Odnowa Charyzmatyczna postrzega się jako super-Kościół!
„Według ks. Matthieu (sekretarz generalny episkopatu kanadyjskiego), Kościół winien obecnie wcielić w siebie, poprzez ustawiczne odradzanie się mistyczne i wspólnotowe, wszystkie ruchy odnowy, jakie zaistniały od półwiecza. Aby utrzymać tym sposobem Kościół w stanie odnowy, nie trzeba, jak mówi, zbytnio instytucjonalizować; proroków trzeba przygarniać, zamiast ich odtrącać z obawy, by nie okazali się fałszywymi, a wszyscy wierni winni się nauczyć używania swoich «duchowych odbiorników»”[14].
Peter Hocken, pisarz charyzmatyczny, mówi o różnych religiach zaangażowanych w ruch charyzmatyczny:
„Skoro zgromadził nas Duch Święty i natchnął nas Bóg w sposób identyczny, to prowadzi do miłości, do szacunku i do zaufania wobec dzieła Bożego w naszym bliźnim”[15].
Można się zapytać, o jakim Bogu on mówi. Dokładnie to samo powiedział mason Yves Marsaudon, tyle, że nie użył imienia Bożego:
„My, masoni, deklarujemy: katolik, prawosławny, protestant, muzułmanin, hindus, agnostyk… to wszystko dla nas jest tylko imieniem. Nazwisko wszystkich imion to: Masoneria!„[16].
Aby osiągnąć ten cel jakim jest uniwersalna religia masońska, potrzebna charyzmatykom własnego autorytetu; taką rolę pełnią przywódcy:
„Jeśli chcemy być Odnową charyzmatyczną, potrzebujemy przywódców charyzmatycznych… Klucze do całej odnowy życia chrześcijańskiego są w rękach naszych pasterzy, liderów, katechetów” (Steve Clark).
Hierarchia przez Chrystusa założona już nie ma wielkiej wartości w takim systemie. Zresztą wielu księży, którzy mają w ruchu autorytet zawdzięcza go funkcji pasterza a nie godności kapłańskiej. To przywódcy, liderzy ruchu organizują nauczanie, propagują ekumenizm i przygotowują wielką Odnowę…
Pochodzenie charyzmatów – boskie czy szatańskie?
Charyzmatycy uważają, że nadzwyczajne zdarzenia są znakiem i sprawdzianem obecności Ducha Św. To nowe doświadczenie wszechmocy Bożej w duszy, prawdziwa Odnowa życia duchowego. Ale jeśli to prawda, to jak Kościół mógł istnieć przez ponad siedemnaście wieków bez tego zasadniczego środka uświęcenia i zbawienia. Tak zresztą otwarcie twierdzi Neokatechumenat:
„Historia Kościoła kończy się edyktem cesarza Konstantyna (313 r.) i zaczyna się na nowo dopiero dzięki Drugiemu Soborowi Watykańskiemu” (Katecheza).
Ruch otrzymał ryt „chrztu” od zielonoświątkowców. Tym samym po raz pierwszy w historii protestancki rytuał znalazł się we wnętrzu Kościoła Katolickiego i jest nawet traktowany jako najważniejszy znak obecności Bożej. Czy więc protestantyzm jest i był prawdziwą religią a katolicyzm przez cały czas tkwił w błędzie? Charyzmaty są identyczne u protestantów, żydów i katolików. Czyżby więc Bóg dawał swoją łaskę wszystkim religiom i potwierdzał prawowitość wszystkich wyznań poprzez swoje cuda? Byłby więc Bóg nielogiczny i w sprzeczności z samym sobą potwierdzając wykluczające się wzajemnie nauczania dotyczące jego jakości, działalności i Jego życia wewnętrznego?
Chrzest w Duchu Świętym jest udzielany poprzez nałożenie rąk. Jest to rytuał i gest inicjacji, przekazania władzy i mocy. Pierwszym ogniwem tego łańcucha jest nie–katolik. Skąd przychodzi nakaz przekazywania? Jeśli ani nie z Pisma Świętego, ani z Tradycji Kościoła, ani nawet z historii protestantyzmu, to zaczął się on 1 I 1900 r. Co to oznacza? Takie rytuały istnieją w różnych tajemnych i zgromadzeniach praktykujących inicjacje: masoneria, różokrzyżowcy, kabała, religie animistyczne…
W Kodeksie prawa kanonicznego (kanon 1258) jest sformułowany zakaz uczestniczenia w ceremoniach niekatolickich pod karą ekskomuniki. A jeśli ktoś nie tylko uczestniczy w rytuale, ale nawet przyjmuje sam istotny ryt tych sekt?
Aż do roku 1960 żaden teolog katolicki nie uznawał mówienia obcymi językami, prorokowania, uzdrawiania za owoce Ducha Świętego. Wręcz przeciwnie. W Rituale Romanum jest napisane, że mówienie w nieznanym języku jest pierwszym z zewnętrznych znaków diabelskiego opętania[17].
Co do cudów uzdrawiania, to też istnieją one w sektach heretyków a nawet w religiach wschodnich. (Zob. Mt 24, 24: „Powstaną bowiem fałszywi mesjasze i fałszywi prorocy i działać będą wielkie znaki i cuda, by w błąd wprowadzić, jeśli to możliwe, także wybranych”). „Po owocach ich poznacie!”. Jeśli nie ma istotnych różnic między cudami u charyzmatyków a cudami sekt heretyckich, spirytyzmu i magii, to znaki te na pewno są diabelskie.
Teologia określa moc diabła na podstawie słów św. Pawła, że diabeł ukazuje się jako anioł światłości. Może objawić się pod zewnętrzną postacią Jezusa Chrystusa, N.M.P, anioła czy świętego. Zwykłe zjawia się pod piękną i postacią i wabi duszę iluzją, że tak piękny może być jedynie Bóg. Może symulować dary nadprzyrodzone: ekstazy, lewitacje. Stygmaty, uzdrowienia, przemieszczanie w przestrzeni rzeczy lub osób, fenomen światła, muzyka, niezwykłe dźwięki, zaskakujące wypowiedzi, objawianie najskrytszych tajemnic serca innemu człowiekowi, mówienie rzeczy które przekraczają rozum człowieka. Cała historia misji Kościoła Katolickiego i nauka demonologii są pełne takich zdarzeń. Kościół zawsze brał pod uwagę rozróżnienie między nadzwyczajnym zjawiskiem a prawdziwym nadprzyrodzonym cudem. Ten kto tego nie odróżnia popada w błąd. Uważa bowiem, że wszelkie nadzwyczajne zjawiska przychodzą od Boga.
Pod postacią anioła światłości może ukazywać się diabeł. W ten sposób łatwiej wprowadzić wiernych w błąd. Dlatego tak długo jak to tylko możliwe próbuje ukryć swoją twarz. Ludzie mają wierzyć, że chodzi o natchnienie Boga. Nie jest problemem dla niego pójść na ustępstwa zakładając, że w końcu osiągnie swój cel: wprowadzi dusze w błąd i zaszkodzi Kościołowi Świętemu.
Nie waha się więc prawić pobożnych kazań, zapraszać do modlitwy, do pokuty, do postu a nawet do przyjmowania sakramentów. Nie waha się trochę przegrać aby potem wygrać wszystko. (By doprowadzić Lutra do pychy zachęcił go do straszliwej pokuty. W wielu ruchach heretyckich jest tak samo: dużo pokuty, modlitwy i z początku lepsze życie).
Moc diabła jest ogromna ale nie bezgraniczna. Można więc poznać drzewo po owocach. Wcześniej czy później można stwierdzić, że to nie sprawa Pana Boga. Pan Bóg jest czystym światłem, nie ma w Nim ciemności. Zaledwie drobny znak ciemności (byłby on sprzeczny z Bożą godnością) wystarczy by dostrzec, że ten ruch, objawienia… nie są dziełem Boga. A jeśli nie są dziełem Boga mogą być jedynie dziełem szatana.
Dlatego Kościół zawsze nakazuje kanonicznie sprawdzać każdy przypadek gdy mają miejsce takie nadzwyczajne zjawiska. W ruchu charyzmatycznym nigdy takiego badania nie przeprowadzono. Podstawową zasadą, fundamentem takiego badania jest zasada: „Bonum ex integra causa, malum ex quocumque defectu” (dobro wynika z całkowitej przyczyny, zło wynika z jakiegokolwiek braku). Ponieważ Pan Bóg jest najwyższym dobrem („całkowitą przyczyną”), nie może być w nim braku, wady czy błędu. Jeśli więc istnieje choćby mały błąd czy wada czy tylko brak integralności dobra, to nie pozostaje nic innego jak uznać, że przyczyną takiego niepełnego dobra czy zjawiska jest diabeł. W charyzmatyzmie jest całe mnóstwo rzeczy na pewno niezgodnych z wolą Boga i prawdziwą religią.
Moralne uchybienia
We wspólnotach charyzmatycznych dochodzi nie rzadko do wielu uchybień moralnych. Kwestionowane są naturalne i nadprzyrodzone instytucje: rodzina, reguły zakonne, kapłaństwo. W niektórych wspólnotach decyzję o ilości dzieci podejmuje ogół członków. Oni również decydują o wychowaniu dzieci. Wspólnota dostosowuje reguły zakonne do swoich potrzeb i demokratycznych opinii członków. Tym samym zakonnik czy zakonnica będący członkiem wspólnoty służy dwóm panom: wspólnocie i zakonowi. Jest to sprzeczne z prawem kanonicznym, które stanowi, że zakonnik podlega tylko regułom zakonnym i prawu kościelnemu.
Również ponad kapłanem znajduje się wspólnota. Władza kapłana we wspólnocie nie wynika ze święceń lecz z i nadania wspólnoty. Najczęściej przełożonymi są ludzie świeccy. Jest to wbrew hierarchicznej strukturze Kościoła. Charyzmatyzm tworzy system w którym to on a nie hierarchia jest najwyższym sędzią i prawem dla tych, którzy i angażują się w życie ruchu.
Przywódcy wspólnot charyzmatycznych posługują się kłamstwem by zjednać sobie przychylność Kościoła. Neokatechumenat nigdy nie poinformował ani Pawła VI ani Jana Pawła II o istnieniu Katechezy, której treść jest jawnym odrzuceniem katolickiej nauki. Pozycja ta jest przeznaczona tylko dla zaufanych członków wspólnoty. Ezoteryzm obecny we wspólnotach charyzmatycznych prowadzi do pychy i pogardy dla nauki i prawa Kościoła.
Podsumowując te krótkie rozważania o ruchu charyzmatycznym który prowadzi do pogardy dla wiary katolickiej, protestantyzuje Kościół, owocuje obojętnością religijną budowaną na modernizmie, stanowi element budowania przy pomocy masonerii religii ogólnoświatowej, otwiera poprzez chrzest w Duchu Św. serca członków na bezpośredni wpływ diabła, nie można zapominać, że wszystko to odnosi się do samego ruchu, jego zasad i metod działania. Nie przekreśla on oczywistych faktów, że w ruchach odnowy charyzmatycznej, tak jak i w wielu innych religiach, działają ludzie wspaniali, bezinteresowni i głęboko pobożni.
Nie ma wątpliwości. Odnowa musi nastąpić. Odnowa musi przyjść od Ducha Świętego. Ale jak będzie działał Duch święty? Sam Jezus Chrystus daje nam odpowiedź:
„A Pocieszyciel Duch Święty, którego Ojciec pośle w moim imieniu, On was wszystkiego nauczy i przypomni wam wszystko, co ja wam powiedziałem” (J 14, 26).
Dzieło zbawienia dokonuje się przez wcielenie, śmierć i zmartwychwstanie Pana Jezusa Chrystusa. To On przyniósł nam całą Prawdę, to On pokazał nam ostateczną drogę do wiekuistego szczęścia. Dzieło Ducha świętego będzie docierało na cały świat i do wszystkich ludzi dobrej woli właśnie z tą Prawdą, z tą łaską zbawienia. Tak więc nie może być innej ewangelii Ducha Świętego, innej nowiny, której nie ma w ewangelii Jezusa Chrystusa. Nie może być nowego chrztu w Duchu Świętym, nowego rytu nie ustanowionego przez Jezusa Chrystusa. Duch Święty działa w Prawdzie Jezusa Chrystusa przypominając tylko to, czego nauczał Jezus Chrystus i nic innego.
Odnowa przychodząca od Ducha Świętego jest przywróceniem wiecznej i niezmiennej Wiary, świętych instytucji ustanowionych przez Jezusa Chrystusa: Mszy Wszechczasów, ważności sakramentów, głębokiego duchowego nauczania Kościoła. Jednym słowem jest odnową Świętej Tradycji Kościoła, Tradycji od której w ciągu ostatnich 30 lat Kościół odchodzi coraz bardziej. Powoduje to, że katolicy są jak dzieci, które utraciły kontakt z rodzicami i korzeniami własnej rodziny. Są jak gałęzie odcięte od pnia i korzeni drzewa. Nic dziwnego, że są zdezorientowani, że każdy mówi coś innego o religii i odnowie życia chrześcijańskiego. Dzisiaj nazywamy to pluralizmem, wielkim słowem, które zdaje się odpowiadać wolności człowieka a w rzeczywistości jest całkowitym fiaskiem zdrowego rozsądku, odrzucając możliwość istnienia Prawdy obiektywnej.
Odnowa musi przynieść przede wszystkim odnowę naszej wiary. Wiary rozumianej nie jako rodzaj nierzeczywistego religijnego uczucia, ale jako przekonanie, że Pan Bóg przemawiał i działał i, że zesłał swojego własnego Syna i, że wszystko co Jezus Chrystus, Syn Boży, mówił i czynił jest prawdziwe, jest jedyną i wieczną Prawdą.
„A to jest życie wieczne: aby znali Ciebie, jedynego prawdziwego Boga, oraz tego, którego posłałeś, Jezusa Chrystusa” (J 17, 3).
Powinniśmy więc również odnowić naszą wiedzę o wierze. Musimy usiąść i znów nauczyć się, czego nauczał nas Bóg poprzez nieomylne magisterium Kościoła, Pismo Święte i Tradycję Apostolską. Jasność powróci do naszego umysłu i będziemy mogli umocnić się dzięki Prawdzie i solidnym fundamentom wiedzy. Powinniśmy zawsze pamiętać, że nikt nie może kochać tego, czego nie zna. Im bardziej kogoś poznamy tym bardziej możemy go kochać.
Ta wiedza oświetli sytuację w której sami się znajdujemy: nasze życie doczesne jest zawieszone „między dwoma wiecznościami”, a na nas spoczywa odpowiedzialność za własną duszę, albo ją zbawimy albo potępimy. Obietnica wiecznego szczęścia i niebezpieczeństwo wiecznego potępienia jest jedną z podstawowych prawd całego chrześcijaństwa. Jeśli ktoś w to nie wierzy to może spalić swoją Biblię, ponieważ niemal na każdej jej stronie można znaleźć potwierdzenie tej prawdy.
Trzeba odrodzić również Miłość. Prawdziwą. Tę, która to Pana Boga a nie MNIE (z moimi uczuciami, instynktami, wrażeniami, z przywiązywaniem wagi do rozwoju własnej osobowości) stawia w centrum całego życia. Skupiona na Bogu duchowość jest obecna w całym nauczaniu i doświadczeniu świętych.
Trzeba odnowić sposoby wyrażania miłości ku Bogu i zjednoczenia z Nim: Mszę Świętą znów pojmować jako Ofiarę Krzyżową Jezusa Chrystusa powtarzaną w czasie i przestrzeni, składaną Bogu w akcie najwyższego uwielbienia, dziękczynienia, zadośćuczynienia i błagania. To w Mszy św. można odnaleźć samego Boga i Jego bijące jedynie miłością do Ojca i do nas serce. To tu odkrywamy źródło przebaczenia i siły do walki z codziennymi trudnościami, nadzieję w rozpaczy i pocieszenie w cierpieniu.
Prawdziwa odnowa nie nadejdzie bez pośrednictwa i nabożeństwa do Najświętszej Maryi Panny. Nie chodzi o sentymentalną pobożność lukrowanych obrazków czy powierzchownych piosenek. Chodzi o prawdziwie głęboką miłość dziecka do duchowej matki, która odkryje przed nim niezwykłe piękno tego wszystkiego co czyste, szlachetne i święte.
Spróbujmy dokonać takiej odnowy. Ocaliła ona już Kościół od arianizmu, wyrwała z głębokiego upadku X i XI wieku, uratowała od protestantyzmu, racjonalizmu i filozoficznego liberalizmu XIX wieku… Dlaczego obecnie nie mogłaby dokonać tego samego?
Przypisy:
[1] Zob. Deklaracja Biskupa Mostaru (Pavao Zanic) o Medjugorie z 25 lipca 1987 r., załączona do listu z 17 sierpnia 1987 r. do ojca Hugh.
[2] Ojciec Święty Pius X, Encyklika Pascendi dominici gregis, I, 2, s. 19.
[3] „Toteż dziwię się wielce, że spotyka się jeszcze dzisiaj dusze, nie posiadające za cztery grosze rozwagi, które posłyszawszy w chwilach skupienia jakieś słowa, uważają je wszystkie za słowa Boga. Twierdzą, że tak jest i mówią: «Bóg mi powiedział!» «Bóg mi dał taką odpowiedź». Najczęściej, oczywiście, nie są to słowa Boże, lecz ich własne odpowiedzi. Pragnienie takich rzeczy i przywiązanie do nich ducha sprawia, że same sobie dają odpowiedzi, sądząc przy tym, że Bóg do nich przemawia (…). Wpadają w wielkie błędy i niedorzeczności” (Św. Jan od Krzyża, Droga na górę Karmel, Kraków 1995, II, 29).
[4] Tamże, II, 11.
[5] A. de Lassus, op. cit., s. 111.
[6] Hilaire Campion w czasopiśmie „Le christ au monde”.
[7] „Tychique”, nr 50, s. 63.
[8] „Tychique”, nr 47, s. 5.
[9] Kaseta Carrefour judaisme, Wspólnota „Lew z Judy”.
[10] Brat Efraim w czasopiśmie „Cahiers du Renouveau”, nr 34, s. 31.
[11] Andre Bremont, Sur le chemin du renouveau, 1980, s. 253.
[12] A. de Lassus, op., cit., s. 122.
[13] Tamże, s. 126.
[14] M. Hébrard, op. cit., s. 124.
[15] Tamże, s. 114.
[16] A. de Lassus, op., cit., s. 126.
[17] „Signa autem obsidentis daemonis sunt: ignota lingua loqui pluribus verbis, vel loquentem intelligere” (Rituale Romanum, Editio typica, Titulus XI, Caput 1, par. 3, s. 607.)
Najnowsze komentarze