OJCU, SYNOWI I DUCHOWI ŚWIĘTEMU

Od liberalizmu do personalizmu, detronizacja Chrystusa Króla – Ks. John Jenkins FSSPX

Szanowni Państwo, drodzy Wierni,

W roku obecnym obchodzimy ważną rocznicę, pięćdziesięciolecie zakończenia II Soboru Watykańskiego. Wszystkie rocznice są okazją do refleksji nad znaczeniem pewnych wydarzeń, nad ich wypływem oraz skutkami, jakie wywarły. Podczas niniejszej konferencji chciałbym powiedzieć pokrótce o jednym z doktrynalnych fundamentów Vaticanum II, czy nawet idei przewodniej promulgowanych przez niego dokumentów. Aby właściwie zrozumieć sobór, musimy przede wszystkim poznać fundamentalne doktryny, które stanowiły dla niego inspirację oraz siłę napędową.

Nie od rzeczy będzie przypomnienie w tym miejscu, że około czterdzieści lat przed soborem, w roku 1925, promulgowana została encyklika Quas primas – O społecznym panowaniu Chrystusa, potwierdzająca to, co powiedział św. Paweł w Liście do Koryntian (1Kor 15,25): „Trzeba bowiem, żeby królował”. Zaledwie dwadzieścia lat przed soborem, Pius XII raz jeszcze powtórzył tę doktrynę, stwierdzając: „Ratunek i zbawienie dla współczesnego człowieka znajduje się tylko w czci dla Chrystusa jako Króla, w uznaniu uprawnień wynikających z władzy, jaką On sprawuje, oraz w doprowadzeniu do powrotu poszczególnych ludzi i całej ludzkiej społeczności do chrześcijańskiego prawa prawdy i miłości” (Summi pontifucatus, 1939). Leon XIII w swej encyklice Diuturnum illud podkreślał, że „spokój i pomyślność trwały dopóty, dopóki pomiędzy władzą duchowną a świecką panowała zgodna przyjaźń”. Od samych początków chrześcijaństwa, od chrztu Konstantyna aż po czasy poprzedzające II Sobór Watykański, papieże zawsze pracowali na rzecz społecznego panowania naszego Pana Jezusa Chrystusa, którego najpełniejszym wyrazem jest publiczne uznanie prawdziwości wiary katolickiej.

Po soborze jednak jesteśmy świadkami nie tylko dramatycznej zmiany, nie tylko pewnych trudności w głoszeniu praw Boga i Kościoła – które w całej historii napotykało na rozmaite przeciwności – na naszych oczach dokonuje się całkowity zwrot. Podczas, gdy do tej pory papieże potępiali tak zwane „prawa człowieka” jako poroniony płód rewolucji, obecnie jesteśmy świadkami, jak samo papiestwo stało się narzędziem propagandy głoszącej idee masońskiej rewolucji francuskiej. Podczas, gdy uprzednio papieże zawsze walczyli o wiarę chrześcijańską, która ukształtowała katolicką Europę, obecnie angażują oni swój autorytet w promowanie utopijnej wizji Europy, która odmawia uznania praw Kościoła.

Co więcej, Stolica Apostolska sama domaga się zaprzestania uznawania katolicyzmu za jedyną prawdziwą religię. W konsekwencji tak zwanych „reform” Vaticanum II katolicki kanton Valais w Szwajcarii usunął ze swej konstytucji wszelkie wzmianki o religii katolickiej – a uczynił to w wyniku nacisków ze strony nuncjusza papieskiego w Berne. Podobnie Kolumbia, reformując w roku 1991 swa konstytucję, usunęła z niej zapis uznający katolicyzm za jedyną prawdziwą religię – znów na naleganie ze strony Watykanu, wbrew woli narodu oraz rządu. Włochy, kraj, w którym znajduje się sam Rzym, zniosły przywileje Kościoła w roku 1984, również wskutek nacisków ze strony Watykanu, w imię Dignitatis humanae.

W trakcie minionych pięćdziesięciu lat byliśmy świadkami nie tylko detronizacji Chrystusa Pana w konstytucjach państw do tej pory katolickich, ale nawet detronizacji samego papieża. 13 listopada 1964 roku Paweł VI zdjął papieską tiarę, symbol duchowej i świeckiej władzy papieża, której historia sięga co najmniej VII wieku. Od tego czasu żaden inny papież nie założył jej już, co ma symboliczne znaczenie dla nowego rozumienia władzy i godności.

Owe minionych pięćdziesiąt lat były świadkami głębokich zmian nie tylko w liturgii i Mszy, ale nawet w najbardziej fundamentalnych instytucjach Kościoła – nawet w sakramencie małżeństwa, tak niezbędnym dla budowania społeczeństwa chrześcijańskiego. Reforma Kodeksu Prawa Kanonicznego w roku 1983 wprowadziła nowe zasady, prowadzące do całkowicie nowego rozumienia małżeństwa, a katastrofalny rezultat, jaki miało to dla życia Kościoła, widoczny jest dla każdego. W roku 1968, wkrótce po zakończeniu obrad soboru, Kościół katolicki w Stanach Zjednoczonych ogłosił 450 dekretów stwierdzających nieważność małżeństwa – w większości przypadków w sprawach dotyczących konwertytów – podczas gdy w roku 1997 dekretów takich ogłoszono już 73 tysiące – i dotyczyły one w większości zadeklarowanych katolików.

Kiedy patrzy się głębię i rozmiar zmian w wewnętrznym życiu Kościoła, a zwłaszcza w relacjach Kościoła ze światem, nasuwa się w sposób naturalny pytanie: skąd pochodziła inspiracja do tych zmian? Reforma prawa kanonicznego, która doprowadziła do nowego pojmowania małżeństwa oraz laicyzacja państw niegdyś katolickich wywodzą się z jednej wspólnej zasady, wspólnego błędu, który zatruł umysły duchowieństwa – a doktryna ta nosi nazwę personalizmu.

Doktryna personalizmu

Personalizm, jak na to wskazuje sama nazwa, jest systemem filozoficznym, stawiającym człowieka w centrum wszelkich filozoficznych rozważań. Personalizm upatruje najwyższą rzeczywistość i wartość w osobie, która nadaje znaczenie całej rzeczywistości i stanowi jej najwyższą wartość. Tak więc termin personalizm może być w sposób uprawniony odnoszony do szerokiego zakresu szkół filozoficznych. Z historycznego punktu widzenia jest to raczej kierunek reakcyjny, będący opozycją wobec ekstremalnych form totalitaryzmu, którego świadkiem było minione stulecie, czyli komunizmu i faszyzmu. Jako taki jest on często mglistym i eklektycznym nurtem, który nie posiada prawdziwie uniwersalnego punktu odniesienia, a ze względu na podkreślanie przed personalistów podmiotowości osoby i związków z fenomenologią oraz egzystencjalizmem, niektóre główne nurty personalizmu wymykają się jakiejkolwiek klasyfikacji.

Zwłaszcza jeden filozof personalistyczny wywarł szczególnie przemożny wpływ na II Sobór Watykański. Sam Paweł VI, papież który promulgował i wdrażał w życie dokumenty soborowe, nazywał go swym „mistrzem intelektualnym”. Był on również jednym z autorów tekstu Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka, a także bliskim przyjacielem Saula Alinsky’ego, znanego agitatora z Chicago. Człowiekiem tym był Jacques Maritain, autor książki Humanizm integralny, która wywarła ogromny wpływ na samego Pawła VI oraz autorów dokumentów soborowych. Jego wpływ dostrzec można w całości tekstów Vaticanum II, nawet w takich szczegółach jak naiwna koncepcja postępu rodzaju ludzkiego.

W hołdzie dla jego wpływu Paweł VI poświęcił Maritainowi swą mowę wygłoszoną na zamknięcie soboru, „Orędzie do ludzi myśli i nauki”.

By zrozumieć błędy Maritaina i powód, dla którego jego utopijna wizja nowego chrześcijaństwa stała się wizją Vaticanum II, musimy powiedzieć nieco więcej o jego życiu i postaciach, które wywarły wpływ na jego poglądy. Później chciałbym pokazać, w jaki sposób ów konkretny nurt personalizmu stał się motorem zmian w doktrynie, a nawet w jaki sposób dzięki niemu rewolucja francuska wkroczyła do Kościoła.

Życie Maritaina

Jacques Maritain urodził się w roku 1882 w Paryżu, jako syn wybitnego prawnika, którego matka Genevieve Favre była córką jednego z architektów III Republiki. Urodził się poza Kościołem i dorastał w liberalnym, protestanckim środowisku. Podczas studiów na Sorbonie spotkał swą przyszłą żonę, Raissę, żydowską emigrantkę z Rosji. Jako studenci odczuwali oboje głód prawdy, jednak francuski scjentyzm tego czasu nie oferował im odpowiedzi na najbardziej fundamentalne pytania. Pewne wyobrażenie o poczuciu bezsensu, jakie przepełniało wówczas jego samego i jego przyszłą żonę dać nam może fakt, że oboje ślubowali popełnić samobójstwo, jeśli nie będą potrafili znaleźć sensu życia pełniejszego niż ten, jaki oferował im empiryzm.

Opatrznościowo Maritain poznał wówczas francuskiego pisarza Charlesa Peguy i pod jego wpływem zaczął uczęszczać na wykłady Henri Bergsona. Filozofia Bergsona wywarła na niego wielki wpływ, zwłaszcza idee siły witalnej, ewolucji ku doskonałości i podkreślanie znaczenia osoby. Później, pod wpływem katolickiego pisarza Leona Bloya, Maritain nawrócił się i w roku 1906 stał się członkiem Kościoła katolickiego. Zarówno on sam jak i jego żona pozostawali pod silnym wpływem filozofii św. Tomasza z Akwinu.

Bezpośrednio po konwersji Maritaina i jego żonę słusznie zaliczyć można było do jednych z najgorliwszych obrońców Kościoła. W pierwszych dwudziestu latach po nawróceniu bronił on żarliwie „filozofii wieczystej”, podobnie jak to czynili jego koledzy-filozofowie i zarazem przyjaciele: ks. Clerrisac i ks. Reginald Garrigou-Lagrange. Interesował się również zagadnieniami politycznymi, związując z Akcją Francuską, ruchem, który choć w sposób niedoskonały, dążył do przywrócenia monarchii i uzdrowienia życia publicznego we Francji.

W roku 1926 miało jednak miejsce tragiczne wydarzenie, które przeobraziło Maritaina z krzyżowca walczącego z ateistycznym światem współczesnym w zwolennika ideałów masońskich. W grudniu 1926 roku, wskutek kalumnii i podszeptów ze strony ludzi, którzy pragnęli zawrzeć nieroztropny pokój z Republiką Francuską, papież Pius XI potępił Action Francaise. Wydarzenie to zmieniło autora znakomitej książki „Trzej reformatorzy” w reformatora właśnie, reformatora Kościoła, dążącego do zaszczepienia mu masońskich idei Republiki Francuskiej.

Ponieważ nie mamy w tej chwili czasu, by przedstawiać w sposób szczegółowy całą ewolucję myśli Maritaina, przyjrzymy się głównym jego błędom, stanowiącym zasadniczą przesłankę dla jego usiłowań pogodzenia Kościoła ze światem współczesnym.

Błędy Maritaina

Fundamentalne błędy Maritaina znaleźć można w jego książce „Humanizm integralny”, opublikowanej we Francji w roku 1936, a wkrótce przetłumaczonej również na inne języki. W książce tej Maritain rozpoczyna refleksje nad idealnym państwem chrześcijańskim, poddając krytyce zwłaszcza to, co przez długi czas traktowane było jako uosobienie ładu chrześcijańskiego, tj. Święte Cesarstwo Rzymskie. Posunął się nawet do przedstawienia nowego ideału, nowego chrześcijaństwa i nowego ładu chrześcijańskiego, którego urzeczywistnianie napotykało do tej pory na tak wielkie trudności. Wedle swych własnych słów, pragnął:

„(…) nowego chrześcijaństwa, odpowiadającego dzisiejszemu systemowi politycznemu] czy postępowi cywilizacji, którego siłą życiową będzie chrześcijanin i który odpowiadać będzie historycznemu klimatowi epoki, na której progu żyjemy” (Humanizm integralny, wyd. ang., s. 126.

Aby zbudować filozoficzne i teologiczne podstawy tego nowego ładu, Maritain wprowadza fundamentalne rozróżnienie, pochodzące według niego od św. Tomasza, które jednak według niego nigdy nie zostało zrozumiane. W dalszej części tej konferencji wykażemy fałszywość tego twierdzenia.

Maritain twierdzi, że istnieje fundamentalna różnica pomiędzy tym, co nazywamy jednostką, a tym co nazywamy osobą. Dla Maritaina państwo nie ma władzy nad osobami, ale jedynie nad jednostkami, a to ze względu na doczesny cel swej władzy. Jako jednostka istota ludzka jest członkiem państwa, jednak jako osoba przekracza porządek naturalny, jest więc w istocie od państwa niezależna. To właśnie owo rozróżnienie stanowi fundament tego, co zwane jest w dzisiejszym Kościele personalizmem, opiera się on na twierdzeniu, że osoba jest czymś transcendentnym, przekraczającym jednostkę, czy też raczej tym, co nadaje istocie ludzkiej jej autonomię, doskonałość i godność.

Maritain utrzymuje, że dwa sprzeczne ze sobą błędy jego wieku, komunizm i faszyzm, ignorują to rozróżnienie – a stąd prowadzą do totalitaryzmu, w którym państwo stara się rozciągnąć kontrolę nad osobami, a nie tylko jednostkami. Kiedy państwo usiłuje narzucić swój wpływ, a zwłaszcza gdy stara się zmusić osoby do działania wbrew ich wolnej woli – a nawet kierować je ku zbawieniu – staje się wówczas nieludzkie, bezosobowe i totalitarne.

Dlatego też dla Maritaina tak zwany „ład uświęcający”, w którym namaszczony władca miał pomagać ludziom na ich drodze do zbawienia, uznać należy obecnie za całkowicie przestarzały i anachroniczny – musi on więc zostać wyrzucony na śmietnik historii jako smutny relikt przeszłości. W ten sposób Maritain degraduje minionych piętnaście wieków chrześcijaństwa do rangi niedojrzałego tworu, będącego skutkiem niezrozumienia fundamentalnej natury osoby ludzkiej. Uznawał ów „ład uświęcający” nie tylko za anachronizm, ale nawet za „niebezpieczną pokusę” dla katolików – zwłaszcza dla walczących z komunistami katolików hiszpańskich. Do katolików pragnących uczestniczyć w narodzinach tej nowej świeckiej liberalnej epoki, pisał:

„Chrześcijańska Europa musi uwolnić się od wyobrażeń i fantazji o Sacrum Imperium, które było w przeszłości skutecznym i koniecznym etapem w rozwoju historii, obecnie jednak jest stało się jedynie fantazją, która mogłaby posłużyć jedynie temu, by prawda po raz kolejny służyła kłamstwu, maskowaniu pozorami chrześcijaństwa form doczesnego reżimu, stała się ona bowiem obca duchowi chrześcijańskiemu” (ibid. 203-204).

Maritain pisał to w roku 1936, kiedy świat znajdował się na krawędzi katastrofy II wojny światowej. A jednak, podobnie jak heretycy schyłku średniowiecza, prorokował że nadejście „historycznej katastrofy o zasięgu światowym” poprzedzi świetlaną Trzecią Erę, czy też według jego własnych słów „nową epokę”, nowe panowanie Ducha, będące koniecznym warunkiem dla zapanowania na ziemi integralnego humanizmu. Oczekiwał więc „nowej Pięćdziesiątnicy”, która otworzy świat na nowy humanizm integralny i nowe chrześcijaństwo.

Maritain odrzucał nie tylko sankcjonowanie systemu politycznego przez Kościół, ale również wszelkie roszczenia, jakie Chrystus czy Jego Kościół mógłby mieć do społeczności ludzkiej. Pisał o „faktycznej emancypacji porządku publicznego spod kurateli hierarchii kościelnej, jako o koniecznym etapie rozwoju historycznego”.

Dlatego też dla Maritaina, by człowiek stał się prawdziwie człowiekiem, by był nim w sposób integralny, Kościół musi być oddzielony od państwa, a Chrystus nie może panować w społeczeństwie, ponieważ nakłada to ograniczenia na osoby, państwo zaś może sprawować swą władzę jedynie względem jednostek. Chrystus musi zostać zdetronizowany, ponieważ Jego władza odnosi się nie do jednostek, ale do osób.

Błędy Maritaina w dokumentach soborowych

Nawet przy pobieżnej lekturze tekstów Vaticanum II nie sposób nie dostrzec zbieżności idei głoszonych przez Maritaina z zasadami wyrażanymi przez dokumenty takie jak Gaudium et spes. Rozpoczyna ona nawet swe rozważania nad misją Kościoła wizją zapożyczoną od Maritaina, mówiąc o nowym etapie w historii ludzkości, który musi znaleźć odzwierciedlenie w rozwoju religijnym. Cytując sam sobór:

„Dziś rodzaj ludzki przeżywa nowy okres swojej historii, w którym głębokie i szybkie przemiany rozprzestrzeniają się stopniowo na cały świat. Wywołane inteligencją człowieka i jego twórczymi zabiegami, oddziaływają ze swej strony na samego człowieka, na jego sądy i pragnienia indywidualne i zbiorowe, na jego sposób myślenia i działania zarówno w odniesieniu do rzeczy, jak i do ludzi. Tak więc możemy już mówić o prawdziwej przemianie społecznej i kulturalnej, która wywiera swój wpływ również na życie religijne”. (GS, 4)

Wpływ Maritaina odczuwalny jest nawet obecnie, zwłaszcza w krytyce dawnego miejsca Kościoła w społeczeństwie. Koncepcję zaczerpniętą od Maritaina, wedle której Kościół w jakiś sposób zatracił swą prawdziwą misję i swe prawdziwe miejsce w świecie, odnaleźć można również w słowach, jakie wypowiedział Benedykt XVI w mowie do Kurii kilka tygodni po rozpoczęciu swego pontyfikatu:

„II Sobór Waty­kański, uznając i przyjmu­jąc za własną w deklaracji o wolności religijnej Digni­tatis humanae podstawową za­sadę współczesnego państwa, wydobył w ten sposób na światło dzienne najgłębsze dzie­dzictwo Kościoła”.

Podobnie jak w przypadku Maritaina, papież stwierdza tu, że od czasów Konstantyna Kościół w jakiś sposób błądził, czy też utracił swe dziedzictwo, które odkryć na nowo musiał dopiero II Sobór Watykański. Zgodnie z tą linią rozumowania dziedzictwo Kościoła uosabia obecnie współczesne państwo ateistyczne. Jak za chwilę zobaczymy, konsekwencje tych idei doprowadziły Maritaina do końcowego wniosku, że ideały wolności, równości i braterstwa, idee masonerii i rewolucji francuskiej, są w istocie bardziej chrześcijańskie niż koncepcja państwa katolickiego.

Podobnie jak XVI-wieczni protestanci, którzy odrzucali Tradycję Kościoła tam, gdzie sprzeczna była ona z ich doktrynami i naukami, tak też nowe chrześcijaństwo, modernistyczna wizja Kościoła, odrzuca Tradycję w jej wymiarze praktycznym. Odrzuca tradycyjną wizję Kościoła i nauczanie o jego miejscu w społeczeństwie, jako uświęciciela i źródło inspiracji dla społeczeństwa świeckiego. Stąd też, podobnie jak protestanci odrzucali religijne praktyki Kościoła, tak też personaliści pozostający pod wpływem Maritaina odczuwają konieczność usuwania wszelkich pozostałości po byłych przywilejach, jakimi cieszył się Kościół w społeczeństwie. Podobnie jak rewolucja protestancka niszczyła posągi, ołtarze i obrazy, które przypominały o prawdach doktryny katolickiej, tak też nowe chrześcijaństwo musi usuwać wszelkie pozostałości po średniowiecznym ładzie społecznym, jako pamiątki po Sacrum Imperium.

To właśnie te idee doprowadziły nie tylko do krytyki samej koncepcji państwa wyznaniowego, ale nawet do sformułowania tezy, że aby być chrześcijańskim, państwo nie powinno wyznawać żadnej religii.

Błędy personalizmu odnośnie sakramentu małżeństwa

Jan Paweł II nazywał nowy Kodeks Prawa Kanonicznego, promulgowany w roku 1983 „ostatnim dokumentem II Soboru Watykańskiego” rozumiejąc przez to, że reformował on prawa Kościoła w duchu Vaticanum II. Wpływ personalizmu na nowy Kodeks jest powszechnie uznawany przez wszystkich współczesnych kanonistów. Cytując msgr Cornac Burke’a, sędziego Roty Rzymskiej (najwyższego sądu Kościoła):

„Wpływ idei personalistycznych widoczny jest zwłaszcza w Kodeksie Prawa Kanonicznego promulgowanym w roku 1983. W rozdziale dotyczącym małżeństwa, już pierwszy kanon, odnoszący się do natury i celu małżeństwa, stwierdza: «Małżeńskie przymierze, przez które mężczyzna i kobieta tworzą ze sobą wspólnotę całego życia, skierowaną ze swej natury do dobra małżonków oraz zrodzenia i wychowania potomstwa, zostało między ochrzczonymi podniesione przez Chrystusa Pana do godności sakramentu»” (1055).

Należy tu zauważyć, że ta definicja małżeństwa zawiera poważne błędy. Po pierwsze stwierdza ona, że małżeństwo jest ze swej natury ukierunkowane na dobro małżonków, jako na cel zasadniczy, zaś prokreacja i wychowanie potomstwa wspominane są na drugim miejscu. Jednak natura ludzka nie jest skonstruowana w taki sposób. Powodem, dla którego mężczyzna i kobieta łączą się w małżeństwie jest przede wszystkim dobro całego rodzaju ludzkiego, czyli potomstwo. Dobro małżonków jest raczej środkiem do tego celu – gdyż, jak możecie sobie wyobrazić, trudno jest wychowywać dzieci, gdy obie strony nie udzielają sobie wzajemnego wsparcia.

Św. Tomasz stwierdza, że sama różnica między płciami, tj. ich różne miejsce w małżeństwie, wynika z faktu biologicznego, z tego, że tylko kobieta zdolna jest zrodzić dzieci. Tak więc z samej natury rzeczy wspólnota małżeńska jest nie tylko rzeczą dobrą, ale wręcz konieczną dla rodzaju ludzkiego jako całości. Błędem jest więc twierdzić, że małżeństwo jest – jak chcą personaliści – „spełnianiem się przez dar z siebie samego” [można by tu dodać, że wielu ludzi, którzy nigdy nie byli w związku małżeńskim, nie tylko osiągnęło „samospełnienie” ale nawet zbawienie swych dusz]. Wzajemna pomoc, jaką zapewnia małżeństwo, nie jest celem samym w sobie, podobnie jak nie jest ona celem samym w sobie w jakimkolwiek innym przypadku – z samej definicji pomoc służyć musi osiągnięciu jakiegoś innego celu, jest więc jedynie środkiem. Małżeństwo jest ze swej definicji społecznością – i jak każda społeczność istnieje nie dla siebie samego, ale dla realizacji jakichś celów.

Zakładając – posługując się językiem personalistów – że „człowiek odnajduje się najpełniej poprzez dar z samego siebie”, można by zadać pytanie, ilu małżonków jest w stanie złożyć w całości samego siebie w darze w dniu ślubu. W przeważającej większości nowożeńcy są całkowicie nieświadomi tego wszystkiego, co pociąga za sobą małżeństwo. Małżeństwo jest w rzeczywistości dla większości ludzi wielką przygodą, pełną wszelkiego rodzaju nieprzewidywalnych sytuacji, przygodą która może zostać zwieńczona sukcesem jedynie poprzez życie ukierunkowane na jego cel, czyli dobro rodziny oraz dzieci. Tylko wówczas, gdy małżonkowie mają cały czas na względzie wspólne dobro całości – co pociąga za sobą konieczność ofiar z obu stron – małżeństwo może przetrwać dłużej niż pierwszy okres uniesień.

Praktycznymi konsekwencjami personalistycznej definicji małżeństwa jest wzrost liczby dekretów stwierdzających jego nieważność, często pod pretekstem „braku dojrzałości” stron. W rzeczywistości mało kto jest w stanie zrozumieć w pełni, co oznacza „wspólnota całego życia”, by posłużyć się językiem nowego Kodeksu. Często pary kochają się po prostu i w pewien niejasny sposób pragną spędzić resztę życia razem, jak chciała natura. W rzeczywistości to nie „przymierze” ale często naturalny instynkt rządzi pierwszymi latami narzeczeństwa i małżeństwa. Częstokroć dopiero po pojawieniu się dzieci małżonkowie zaczynają naprawdę rozumieć bogactwo życia, jakie wybrali i wzajemną potrzebę pomocy.

Jednak w oparciu o nowy Kodeks Prawa Kanonicznego trybunał kościelny często wydaje dekrety stwierdzające nieważność małżeństwa powołując się na niedojrzałość lub niezdolność do „zawarcia przymierza na całe życie”. Podczas, gdy do tej pory jako rzecz normalną postrzegano, że małżonkowie mogą napotykać na trudności, gdy zaczną rozumieć swe obowiązki i że prawo powinno pomagać im pozostać razem przez wzgląd na dobro dzieci, obecnie prawo posługuje się każdym pretekstem, by zniszczyć małżeństwo. Samo prawo, zgodnie z personalistycznym odwróceniem celów małżeństwa, działa przeciwko wspólnemu dobru małżeństwa, jak również przeciwko samym małżonkom.

Trzeba tu pamiętać, że każdy dekret stwierdzający nieważność małżeństwa nie jest jedynie statystyką, ale duchową tragedią pozostawiającą po sobie wielkie emocjonalne blizny tak u małżonków, jak i u dzieci. Praktycznymi konsekwencjami personalizmu jest więc osłabienie związku, będącego fundamentem społeczeństwa chrześcijańskiego, niewypowiedziane krzywdy wyrządzane samym małżonkom oraz zagrożenie dla katolickiego wychowania dzieci.

Odparcie błędów Maritaina

Uważam, że na miejscu będzie przedstawienie teraz krótkiego odparcia błędów Maritaina, gdyż jak widzieliśmy, reprezentowana przez niego odmiana personalizmu jest prawdziwą duchową trucizną. Mamy czas jedynie na przedstawienie krótkiego ich zarysu, a część z nich jest natury raczej filozoficznej.

Fundamentalna teza Maritaina, którą rozwija on w licznych książkach głosi, że istnieje rzeczywista różnica pomiędzy tym, co rozumiemy jako jednostka, a tym, co rozumiemy jako osoba. Istota ludzka jest zarówno jednostką jak i osobą, podczas gdy zwierzę na przykład jest jedynie jednostką. Według Maritaina to osoba jest podmiotem praw, mogącym zasłużyć na życie wieczne – dlatego właśnie człowiek może zbawić swoją duszę, pies natomiast nie. Stwierdza, że rozróżnienie to znaleźć można u św. Tomasza z Akwinu i w jego myśli politycznej.

Z twierdzeniem tym jest tylko jeden problem. Jest ono po prostu fałszywe, a ponadto nie sposób doszukać się go nigdzie w pismach św. Tomasza. Św. Tomasz podaje w sposób dość jasny definicję osoby, którą zaczerpnął od Boecjusza: „byt jednostkowy o naturze rozumnej”. Co więcej, nie ma rzeczywistej różnicy między indywidualnym człowiekiem a osobą ludzką – jest to po prostu jedna i ta sama rzeczywistość. Istniejemy jako osoby, jesteśmy indywidualnymi istotami ludzkimi oraz osobami przez ten sam akt istnienia. Nie jest tak, że jesteśmy najpierw „jednostkami”, a potem w jakiś sposób stajemy się osobami. Państwo nie składa się z masy jednostek o ludzkiej naturze, ale z osób, z istot ludzkich. Każda istota ludzka jest z definicji osobą. Nawet, gdybyśmy hipotetycznie dopuścili istnienie takiego rozróżnienia, nie istniałoby ono w rzeczywistości.

Co więcej, św. Tomasz, w swym traktacie o Trójcy Świętej podkreśla, że cechą osobowości, wynikającą z tego, że jest ona jednostkowa, jest fakt, że jest ona nieprzekazywalna. Innymi słowy, nie może być ona nadana komu innemu. Osobowość jest jednostkowa, ponieważ nie jest ona czymś, co może być dzielone, jest niejako „odizolowana” od innych, ponieważ jest indywidualna i nieprzekazywalna.

Można by też zauważyć, że gdybyśmy mieli zastosować to maritainowskie rozróżnienie do naszego Pana i Zbawiciela Jezusa Chrystusa, musielibyśmy powiedzieć, że Chrystus Pan był dwoma różnymi rzeczywistościami w tym samym czasie: osobą i równocześnie jednostką. Przez jeden akt istnienia Chrystus stawałby się człowiekiem, a następnie przez kolejny – Osobą. Jest to bardzo starożytna herezja, znana pod nazwą nestorianizmu. Nestoriusz, biskup Konstantynopola, który potępiony został podczas soboru w Efezie twierdził, że Najświętsza Maryja Panna nie może być nazywana prawdziwie Matką Boga, ale jedynie Matką Jezusa. Według niego była Ona odpowiedzialna za istnienie indywidualnej natury ludzkiej Jezusa, nie dała jednak życia Osobie Boskiej. Jest to jednak oczywiście błąd. Najświętsza Dziewica zrodziła Osobę, a nie jednostkę. Dała życie Osobie, która jest Synem Bożym.

Nestorianizm był rodzajem wstrząsu wtórnego po herezji ariańskiej i w pewien sposób był z nią spokrewniony. Arianizm doprowadził w IV wieku do całkowitego niemal wyniszczenia Kościoła. Ariusz, pod pretekstem zwiększenia wpływu Kościoła dzięki dostosowaniu Jezusa do pogańskiego Panteonu, doprowadził do całkowitego niemal zaniku wpływu Kościoła na społeczeństwo. Te same owoce przypisać można temu, co moglibyśmy nazwać maritainizmem – systematyczne niszczenie Kościoła od środka i całkowite unicestwienie wpływu Kościoła na społeczeństwo świeckie. Dostosowywanie nowego chrześcijaństwa do zasad masońskiego państwa demokratycznego prowadzi ostatecznie do zniszczenia samego Kościoła.

Chaos dogmatyczny i moralny będący owocem arianizmu bardzo przypomina czasy, w których żyjemy obecnie i jeśli przyjrzymy się przyczynom tego stanu rzeczy, takim jak owo fałszywe rozróżnienie filozoficzne między osobą a jednostką, dostrzec możemy prawdę tkwiącą w powiedzeniu: błędy pojawiają się zawsze, zawsze jednak są to te same błędy.

Rewolucja poprzez Ewangelię

Jedną z konsekwencji tego fałszywego rozróżnienia między osobą a jednostką jest fakt, że całe życie publiczne staje się oderwane od religii, a z kolei religia staje się zmaterializowana. Zgodnie z tą nową wizją osoby są autonomiczne, wolne i nie związane w jakikolwiek sposób, co przypisuje się godności nadawanej im według Ewangelii dzięki wierze. Z drugiej strony społeczeństwo jest zbiorem jednostek, który na przestrzeni historii przybierał rozmaite formy. Podobnie jak moderniści, którzy oddzielali „Chrystusa historii” od „Chrystusa wiary”, nowe chrześcijaństwo rozdzielać będzie historyczne formy Christianitas od współczesnego modelu społeczeństwa i czynić wiarę sprawą prywatną, a nie publiczną. Jednak ponieważ w rzeczywistości osoba i jednostka nie są od siebie różne, osobista godność nadawana przez Chrystusa przypisywana jest każdej jednostce bez wyjątku i rozumiana w czysto materialny sposób.

To właśnie owo materialistyczne i personalistyczne rozumienie Ewangelii toruje drogę całkowicie rewolucyjnemu postrzeganiu chrześcijaństwa. Nowe chrześcijaństwo to nie co innego, jak rewolucja 1789 roku w Kościele katolickim, co przyznał swego czasu kard. Ratzinger, obecny Benedykt XVI:

„Wystarczy nam tutaj zaznaczyć, że tekst gra rolę anty-Syllabusa w takim stopniu, w jakim stanowi próbę oficjalnego pojednania Kościoła ze światem takim, jakim stał się od 1789 roku” (Principles of Catholic Theology, 1987, ss. 381-382).

Wolność

W Piśmie Świętym czytamy miedzy innymi, jak św. Paweł zwraca się do Galatów: „Wy zatem, bracia, powołani zostaliście do wolności” (Gal 5,13). Św. Tomasz wyjaśnia, że stan wolności, o którym mówi Apostoł, jest stanem wiary, wolnością od Starego Prawa, które Żydzi chcieli narzucić konwertytom. Jak jednak wyjaśnia św. Paweł, w Chrystusie „Nie otrzymaliście przecież ducha niewoli, by się znowu pogrążyć w bojaźni, ale otrzymaliście ducha przybrania za synów, w którym możemy wołać: «Abba, Ojcze!»” (Rz 8,15).

Należy zauważyć, że te słowa Apostoła nie miały sensu politycznego w tym sensie, że nie wzywały do emancypacji ludu i niewolników. W innym liście Apostoł stwierdza: „Niewolnicy, bądźcie we wszystkim posłuszni doczesnym panom, nie służąc tylko dla oka”. Wolność ta jest więc raczej wolnością od niewoli grzechu, wolnością czystego sumienia, wolnością Ducha Chrystusowego (2Kor 3,17). Społeczne konsekwencje ewangelicznej wolności są natury pośredniej: jest nią wezwanie wszystkich narodów, wolnych i niewolników, bogatych i ubogich, panów i sług, do wypełniania obowiązków, do praktykowania posłuszeństwa oraz do wzmacniania praw i uprawnionych różnic naturalnych oraz historycznych, jakie istnieją pomiędzy ludźmi. Prawidłowo rozumiane społeczeństwo chrześcijańskie nie niszczy naturalnej hierarchii istniejącej między ludźmi, podobnie jak łaska nie niszczy natury, ale raczej buduje na niej i ją udoskonala.

Jeśli jednak będziemy rozumieli tę wolność w błędnym i materialistycznym sensie, w sensie personalistycznym, będzie ona oznaczała jedynie niezależność, nową świadomość nowych praw i zniesienie wszelkiego podporządkowania jednego człowieka wobec innych – jako sprzecznego z godnością osoby ludzkiej. Władza publiczna byłaby więc tolerowana jedynie w takim zakresie, w jakim byłaby wyrazem ludzkiej godności lub stanowiła w jakiś sposób wyraz ludzkiego consensusu. Jest to wolność rewolucji francuskiej, fundament antychrześcijańskiego społeczeństwa.

A jednak owo fałszywe rozróżnienie wprowadzone przez Maritaina pozwala nam połączyć te dwie rzeczy. Jako osoba, człowiek posiada pewną godność i wolny jest od wszelkiego publicznego przymusu, a jako jednostka stanowi element nowego chrześcijańskiego państwa jedynie o tyle, o ile państwo to uznaje wolność religijną. Według nowego chrześcijaństwa państwo jest chrześcijańskie jedynie wówczas, jeśli gwarantuje wolność religijną.

Równość

Św. Paweł pisał również w Liście do Galatów: „Nie ma już Żyda ani poganina, nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny ani kobiety, wszyscy bowiem jesteście kimś jednym w Chrystusie Jezusie” (Gal 3, 28). Św. Tomasz jasno tłumaczy ten ustęp stwierdzając, że nic nie może przeszkadzać człowiekowi w przyjęciu wiary w Chrystusa i oczyszczeniu z grzechów przez chrzest. Chrześcijaństwo jest religią uniwersalną, nie ograniczającą się do konkretnej rasy, jak to było w przypadku Starego Przymierza.

A jednak św. Paweł nie niszczy w ten sposób naturalnych nierówności istniejących między ludźmi. W rzeczywistości nawet w porządku łaski istnieje pewna hierarchia: „Chwała zaś, cześć i pokój spotka każdego, kto czyni dobrze – najpierw Żyda, a potem Greka” (Rz 2,10). Istnieje naturalna różnica między mężem a żoną, i to do tego stopnia, że ich duchowe obowiązki w sakramencie małżeństwa pozostają różne i nierówne (Ef 5). Podobnie rady, jakie daje Apostoł ojcom i synom, sługom i panom, są różne – w zależności od ich stanu życia. Równość nie jest czymś naturalnym lecz nadprzyrodzonym, polega na równości synów Bożych dzięki łasce. Jednak nawet ta nadprzyrodzona równość posiada stopnie, w zależności od doskonałości miłości, z jaką wykonujemy uczynki zbawienia. Nawet w niebie nie będziemy równi, chwała każdego będzie proporcjonalna do jego wierności łasce. Łaska ta jednak dostępna jest dla wszystkich – na tym właśnie polega równość, jaką daje nam Ewangelia.

Jeśli jednak przyjmujemy, że osoby są równe wobec Boga w sensie materialistycznym i personalistycznym i że zasługują one na życie wieczne przez swe wolne przylgnięcie do wiary, logiczną konsekwencją tego musi być, że aby państwo mogło być uważane za „chrześcijańskie” w nowym sensie tego słowa, musi ono szanować wszelkie wolne przylgnięcie do jakiejkolwiek wiary. Państwo nie może wynosić jednego aktu wiary ponad inny, ale powinno traktować je na równi – unikając dyskryminacji. Dlatego nowe chrześcijaństwo oznacza również nowe państwo chrześcijańskie, w którym Kościół domaga się wolności nie tylko dla siebie, ale dla wszystkich religii, ponieważ wszystkie one są wyrazem dążeń ludzkości do poznania Boga.

Braterstwo

Św. Paweł pisze w swym Liście do Rzymian: „Miłość niech będzie bez obłudy! Miejcie wstręt do złego, podążajcie za dobrem! W miłości braterskiej nawzajem bądźcie życzliwi! W okazywaniu czci jedni drugich wyprzedzajcie!” (Rz 12,10). Św. Tomasz wyjaśnia, że dzięki cnocie miłości kochamy bliźnich tak, jako miłowani jesteśmy przez Boga. Jest to miłość nadprzyrodzona, przekraczająca wszystko (1Kor 13), ponieważ jej źródłem jest sam Bóg. Jednak fakt, że ma ona swe źródło w Bogu, oznacza równocześnie, że szanuje ona ustanowione przez Niego naturalne różnice. Miłość jest cnotą często właśnie dlatego, ze przezwycięża naturalne antypatie wynikające z różnic w kulturze i wykształceniu.

Jednakże nowe chrześcijaństwo, chrześcijaństwo personalistyczne, mówi o powszechnym braterstwie osób podkreślając, że każda istota ludzka jest autonomiczna i wolna. W tym humanistycznym rozumieniu miłość polega na identyfikowaniu się z ubogimi, upodabnianiu się do robotników, angażowaniu się w różne społeczne inicjatywy wedle stale zmieniających się mód kreowanych przez media. Zapomina ono, że choć powinniśmy kochać ubogich, jak nam nakazał sam Chrystus, pewne jest jednak również, że „ubogich zawsze mieć będziecie miedzy sobą” (Mt 26,11). Próby stworzenia nowego chrześcijaństwa, budowanego na fałszywej braterskiej miłości, prowadzą do ignorowania samego celu miłości, jakim jest zjednoczenie z Bogiem.

Konkluzja

Należy zauważyć, że pod przemożnym wpływem Maritaina znajdowali się również intelektualiści będący architektami Unii Europejskiej. Na ironię zakrawa fakt, że większość intelektualistów, którzy stworzyli Unię Europejską, była w istocie katolikami. Pod szczególnie silnym wpływem Maritaina znajdował się Robert Schuman. Istnieje konkretny powód, dla którego Unia jest tak dogłębnie niechrześcijańska – nie jest tak jednak bynajmniej dlatego, że wśród jej założycieli nie było katolików, ale dlatego, że katolicy owi zainfekowani byli ideą nowego chrześcijaństwa, nową wizją Kościoła i społeczeństwa chrześcijańskiego, nową wizją zaszczepioną im przez personalizm Maritaina.

Co ciekawe, nie wszyscy katolicy XX wieku byli tak zauroczeni Maritainem. Wielu krytykowało jego nową wizję chrześcijaństwa. Po drugiej stronie Atlantyku argentyński ksiądz Julio Meinvielle otwarcie potępiał głoszone przez niego tezy. 1 grudnia 1959 roku Etienne Gilson pisał do Antona Pegisa:

„Jacques Maritain uważany jest za heretyka. Dawno już zostałby potępiony – ze względu na [głoszony przez niego] progresiwizm i laicyzm – gdyby nie fakt, że był ambasadorem Francji przy Stolicy Apostolskiej (…) Nigdy nie zostanie potępiony! Jednak progresywizm i laicyzm są heretyckie. Humanizm integralny jest książką niebezpieczną”.

Rzeczywiście, dzięki temu, że Maritain był ambasadorem Francji przy Stolicy Apostolskiej, jego pisma uniknęły jakiejkolwiek oficjalnej krytyki. Jednak jakim kosztem dla Kościoła i całego świata!

Ks. Julio Meinveille w swej książce De Lamennais a Maritain traktuje utopię Maritaina jako kontynuację ideologii Sillonu, potępionego już przez Piusa X. Na miejscu będzie tu przytoczenie fragmentu encykliki Piusa X Notre charge apostolique:

„(…) nie jest możliwe zbudowanie społeczeństwa w inny sposób, niż zbudował je Bóg. Nie jest możliwe zbudowanie społeczeństwa, jeśli Kościół nie położy jego fundamentów i nie będzie kierował jego budową. Cywilizacji nie trzeba już odkrywać, ani budować nowego społeczeństwa w obłokach. Ona była i jest – to cywilizacja chrześcijańska i katolickie społeczeństwo. Chodzi jedynie o ich ustanowienie i nieustanne odnawianie na naturalnych i nadprzyrodzonych podwalinach, przeciwko ciągle odradzającym się atakom szkodliwych utopii, buntów i bezbożności”.

Tak więc, drodzy przyjaciele, dołączmy do naszych modlitw o dobro całego Kościoła również życzenie tego świętego Papieża, by odnowić wszystko w Chrystusie. Dziękuję bardzo za uwagę i zapewniając o moich modlitwach zachęcam wszystkich do pracy na rzecz odbudowy katolickiego ładu społecznego.

Ks. John Jenkins FSSPX

tłum. Scriptor

Za: Scriptorium – z blogosfery Tradycji katolickiej (16/12/2016)

Najnowsze komentarze
    Archiwa
    059993