Islamizacja – kara za apostazję – rozmowa z ks. Guyem Pagesem
Poddając się strachowi, już ulegamy islamizacji, bo islam znaczy właśnie „poddanie”. Francuzi, nawet kiedy dostrzegają ten problem, nie mają możliwości rozwiązania go, ponieważ krępuje ich republika, która – w imię rzekomej wolności religijnej – zabrania im działać. Nie uznaje przy tym faktu, że islam wcale nie jest religią, tylko totalitarnym systemem politycznym – mówi ksiądz Guy Pagès, autor książki Przesłuchać islam; 1501 pytań, które należy postawić muzułmanom, w rozmowie z Piotrem Doerre.
Zamachy, do jakich doszło niedawno w Paryżu, wstrząsnęły całą Europą. Chyba nikt we Francji nie ma już wątpliwości, że islam to poważny problem?
Nie byłbym tego taki pewien. Przede wszystkim o islamie nie mówi się dziś prawdy – to wielkie nieszczęście. Z tego powodu muzułmanie nie mogą się nawrócić, a niemuzułmanie, którzy nic o islamie nie wiedzą, myślą, że jest on w gruncie rzeczy religią dobrą, a źli są tylko fanatycy.
Co więcej, w panującej obecnie mentalności postępu, w której za lepsze uważa się zawsze to co nowsze, islam – późniejszy w historii od chrześcijaństwa – jawi się wielu ludziom jako coś z definicji od chrześcijaństwa doskonalszego. Kraje Europy Zachodniej, wyrzekając się chrześcijaństwa, zaczęły sprzyjać islamizacji, a sam Kościół wydaje się nie mieć nic przeciwko opinii, że islam jest religią dobrą. Droga do islamizacji Europy jest więc otwarta, a na całym globie żyje miliard czterysta tysięcy muzułmanów – przekonanych, że ich misją jest narzucenie światu szariatu.
Najgorsze zaś jest to, że prawodawstwo europejskie zaczyna się do szariatu dostosowywać. Na przykład, we Włoszech odbył się proces muzułmanina, który pobił i uwięził swoją córkę dlatego, że spotykała się z niemuzułmaninem. Sędzia włoski uniewinnił oskarżonego uzasadniając, że zrobił to dla dobra córki i działał według własnych wartości. Tak oto prawo islamskie okazało się ważniejsze od prawa włoskiego.
Jest wiele przykładów na to, że muzułmanie zamieszkujący Europę żyją w zupełnej niezgodzie z panującymi tu prawami, szczególnie rażąca wydaje się jednak poligamia. Czy to częste zjawisko we Francji?
Zgodnie z obecnymi przepisami na temat rodziny jeden mężczyzna – nawet jeśli oficjalnie nie jest zdeklarowanym poligamistą – może mieć kilka kobiet, z którymi ma dzieci. I albo te kobiety mieszkają razem z nim, albo deklarują się jako matki samotnie wychowujące dzieci, nabywając tym samym prawo do subwencji socjalnych, przydziału mieszkania i wszelkiej innej pomocy. Mężczyzna z taką sytuacją rodzinną może bardzo dobrze żyć dzięki świadczeniom socjalnym przekazywanym jego kobietom. W niektórych przypadkach taka comiesięczna pomoc pozwala na uzbieranie całkiem pokaźnej fortuny. Poligamia jest zatem metodą zarabiania pieniędzy.
Dlaczego francuskie władze nie przeciwdziałają tego rodzaju praktykom i w ogóle ekspansji islamu?
Bo zaślepia je zasada laickości, która postuluje równość wszystkich religii. Francuska klasa polityczna nie rozumie, czym jest islam i nie może tego zrozumieć, nie odwołując się do Chrystusa. Bo islam istnieje tylko po to, aby zniszczyć chrześcijaństwo. Kiedy nie wierzy się w Chrystusa, nie jest się w stanie poznać prawdy na temat islamu.
Wynika z tego, że to laicyzacja otworzyła Francję na przyjęcie islamu…
We Francji laickość jest dogmatem, którym Francja się szczyci na całym świecie. Właśnie ta laickość, to zepchnięcie całego życia religijnego do sfery prywatnej pozwala, dać muzułmanom miejsce we francuskim społeczeństwie. Ale – uwaga! – miejsce to chce definiować republika pragnąca kierować islamem w taki sposób, aby stał się on „islamem francuskim”.
Rząd francuski zamiast walczyć przeciwko islamowi szuka raczej środka, aby go oswoić. Politycy wierzą, że islam jest zdolny zaakceptować oddzielenie domeny religijnej od państwowej. Tymczasem religia ta nie dopuszcza podobnego rozróżnienia, bo islam to reżim totalitarny. Oczywiście, muzułmanie się do tego nie przyznają, ponieważ nie są jeszcze w większości i tymczasowo tolerują politykę rządu, na co pozwala im takija – islamska strategia okłamywania i udawania. Ale od dnia, w którym zdobędą liczebną przewagę, będą chcieli żyć według szariatu, który nie odróżnia ani sfery państwowej od religijnej, ani publicznej od prywatnej. Islam pozbędzie się wtedy swego „francuskiego” oblicza i ukaże się takim, jakim jest, czyli systemem reguł kompletnie barbarzyńskich i totalitarnych. Projekt stworzenia przez rząd lokalnej odmiany islamu jest więc krokiem fałszywym.
Ale przecież rząd to nie wszystko. Co z samym społeczeństwem francuskim?
Współcześni Francuzi są kompletnie znieczuleni strachem wobec postępów islamu. Myślą, że ustępując coraz więcej pola muzułmanom, inwestują kapitał na przyszłość na zasadzie: Kiedy wy będziecie u władzy, to będziecie dla nas tak mili, jak my byliśmy mili dla was. Nie ma innej reakcji – serca wszystkich ludzi odpowiedzialnych za życie polityczne i społeczne we Francji poddały się strachowi.
A poddając się strachowi, już ulegamy islamizacji, bo islam znaczy właśnie „poddanie”. Francuzi, nawet kiedy dostrzegają ten problem, nie mają możliwości rozwiązania go, ponieważ krępuje ich republika, która – w imię rzekomej wolności religijnej – zabrania im działać. Nie uznaje przy tym faktu, że islam wcale nie jest religią, tylko totalitarnym systemem politycznym – i niczym innym. Jest systemem najgorszym, jaki tylko może być, ponieważ ingeruje nawet w życie prywatne ludzi.
Czy w kontekście dążenia islamu do narzucenia światu prawa szariatu jest w ogóle możliwe pokojowe współżycie chrześcijan i muzułmanów w jednym kraju?
Nie, ponieważ islam w założeniu ma podzielić ludzkość na muzułmanów i niemuzułmanów i zbudować miedzy nimi mur nienawiści. Koran zawiera setki wersetów wzywających do nienawiści i zabijania niemuzułmanów. W jego narracji wszystko, co nie jest muzułmańskie, jest z definicji złe i musi zostać zniszczone, a niewierni albo się nawrócą, albo spotka ich śmierć, bądź też będą żyć pod islamskim panowaniem, akceptując swój upośledzony, niższy status społeczny i polityczny.
Europejczycy, jako niemuzułmanie, powinni się obawiać islamu, ponieważ islam chce ich uczynić poddanymi. Zresztą, jak już wspomniałem, samo słowo „islam” znaczy „poddanie”. Poddanie czemu? Antychrystowi. Któż inny bowiem może przybyć po Chrystusie, jeśli nie Antychryst? Islam nadchodzi, aby zniszczyć dzieło Chrystusa. W tej religii Jezus nie jest Bogiem, nie umarł i nie zmartwychwstał, grzechy nie są zmazywane, a człowiek wierzy, że może się zbawić tylko wypełniając nakazy prawa. Jest to system, w którym zamiast miłości praktykuje się ślepe posłuszeństwo względem rozkazów boga, którego się nie zna i którego się nigdy nie zobaczy.
Stosunek Allacha do człowieka ma charakter przemocy i będzie się każdorazowo powtarzał w relacjach muzułmanów do niemuzułmanów, mężczyzn do kobiet, panów do niewolników. W Koranie Allach zabrania zniesienia niewolnictwa. Kobieta w islamie nie ma tej samej godności co mężczyzna, nie ma prawa dziedziczenia jak jej brat, w sądzie jej słowo ma wartość połowy słowa mężczyzny, nie może także sama decydować o swoim małżeństwie, i tak dalej…
Niemuzułmanie powinni więc zrozumieć, że skoro odrzucili Chrystusa, będą mieli Antychrysta. Rozwój islamu na Zachodzie to ciężka kara za apostazję. Trzeba zatem, aby ludzie Zachodu zadali sobie pytanie: Czy chcę być muzułmaninem? Statystycznie bowiem wszystko zmierza właśnie w tym kierunku. Muzułmanie są przekonani, że mają rację i dla tej racji gotowi są wysadzać się w powietrze, zabijać i narzucać islam wszędzie.
Zatem ludzie Zachodu albo staną się muzułmanami, aby mieć święty spokój, albo stawią opór. Muszą jednak wiedzieć, dlaczego nie mogą się poddać. A do tego konieczny jest powrót do początków ich tożsamości. Niezbędne jest ponowne odkrycie tego, co sprawia, że chcą żyć jako ludzie wolni. Postępy islamu stawiają Europejczyków przed nieuchronnym wyborem: albo powrócą do Chrystusa, który ich wyzwolił z niewoli demona, albo popadną w system siedem razy gorszy niż ten, którego ich praojcowie zaznali przed chrześcijaństwem.
Islam nie jest więc – jak się twierdzi – religią pokoju?
Kiedy nasz Pan Jezus Chrystus opuszczał ziemię, przekazał władzę św. Piotrowi, czyli pierwszemu papieżowi. My, katolicy wiemy zatem, do kogo się mamy zwrócić z problemami dotyczącymi wiary i moralności: „Cokolwiek zwiążesz na ziemi będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi będzie rozwiązane w niebie”. Mahomet nikomu nie powierzył swojego autorytetu. Islam nie jest zdolny przynieść światu pokoju, ponieważ w sobie samym nie ma zasady jedności. Zawsze znajdą się tacy muzułmanie, którzy będą twierdzili że mają interpretację Koranu bardziej autentyczną od ich sąsiadów. Z tego powodu wszyscy pierwsi kalifowie zostali zgładzeni. Jedyny możliwy system polityczny w krajach muzułmańskich to tyrania. Nie ma innego, ponieważ w islamie nie ma zasady jedności. Islam to strach, poddanie się. Poddanie czemu? Tego nie wiadomo, bo Allacha się nie widzi i tak naprawdę nikt nie wie, kim lub czym on jest.
W islamie istnieje instytucja muftich, ludzi posiadających głęboką wiedzę na temat religii, którzy pełnią również rolę sędziów. Jeśli oni stwierdzą, że jakiś człowiek prowadzi życie niezgodne z zasadami Islamu, mogą zażądać ukarania go śmiercią. Nosi to nazwę fatwy – jest to wyrażona na piśmie interpretacja islamskiego prawa, której praktykowanie zaleca się muzułmanom. Fatwa może być decyzją zarówno arbitralną, jak i śmieszną i absurdalną. Na przykład w czasie dojścia do władzy Bractwa Muzułmańskiego w Egipcie na uniwersytecie Al-Azhar w Kairze wydano fatwę, która dopuszczała stosunek płciowy muzułmanina z jego zmarłą żoną do 6 godzin po jej śmierci. Istnieje też fatwa, w której muzułmańskiej kobiecie pracującej z mężczyzną nienależącym do jej rodziny doradza się, aby dała mu do picia mleka z własnej piersi. W ten sposób będzie mogło między nimi powstać coś na podobieństwo relacji matka-syn, co wykluczy możliwość wszelkich relacji seksualnych, jako, że kazirodztwo jest w islamie nie do pomyślenia.
Ale przecież islam przedstawia się często jako wielką religię i wspaniałą cywilizację. Tyle się mówi chociażby o wyższości cywilizacyjnej krajów muzułmańskich nad Europą w wiekach średnich…
Historia pokazuje, że islam nigdy nie doprowadził ludzkości do jakiegokolwiek stopnia doskonałości. Owszem, czasami słyszymy: popatrzcie tylko na Andaluzję, obejrzyjcie miniatury perskie z XIV wieku… Ale to przecież nie islam to wszystko stworzył, lecz zislamizowane podbite ludy, którym udało się zachować z ich macierzystych kultur nasiona ich własnych zdolności, które zaowocowały nie dzięki islamowi, ale wbrew niemu.
W Andaluzji muzułmanie zastali to, co stworzyła cywilizacja rzymska i chrześcijańska. Arabscy budowniczowie meczetów i medycy byli chrześcijanami – to nie byli muzułmanie! Dzisiaj we Francji nawet prezydent ośmiela się powiedzieć, że to islam przyniósł do Europy skarb filozofii greckiej i starożytności. To fałsz, to bezwstydne kłamstwo! Naprawdę bowiem to zislamizowani chrześcijanie arabscy, a nie Arabowie‑muzułmanie, przetłumaczyli na język arabski dokumenty nauki i filozofii greckiej. I to oni, aby uniknąć prześladowań, przynieśli ze sobą te dokumenty do Europy.
Zresztą wiele z tych tekstów znano na Zachodzie jeszcze przed przybyciem tu arabskich przekładów z greki. Udowadnia to Sylvain Gouguenheim w książce Aristote au Mont Saint‑Michel. Les racines grecques de l’Europe chrétienne (Arystoteles na Mont Saint‑Michel. Greckie korzenie Europy chrześcijańskiej).
Kraje muzułmańskie nie przechodziły nigdy ewolucji ekonomicznej, technicznej i naukowej. Wynika to ze stosunku muzułmanów do Boga i świata – stosunku całkowicie fałszywego. W islamie nie można się rozwijać. Ideałem jest powrót do Złotego Wieku, którym było VII stulecie, czas Mahometa. Wszystko zatem, co jest postępem czy ewolucją, jest grzechem, ponieważ stanowi odcięcie się od doskonałego początku. Islam to niszczenie wszystkiego: trzeba oczyścić wszystko, aby dotrzeć do punktu zerowego – bo tylko wówczas będzie się pewnym, że wokół nie będzie zła… bo nie będzie w ogóle niczego.
Czy nie boi się Ksiądz głosić tak skrajnie antyislamskich poglądów w kraju tak zdominowanym przez strach?
Jestem dobrze znany w niektórych radykalnych środowiskach muzułmańskich, otrzymuję pogróżki, straszą mnie torturami i śmiercią; jasne więc, że po pewnych dzielnicach nie spaceruję. A co do reszty, uważam, że nie należy się bać. Trzeba być roztropnym, ale nie można żyć w strachu. Jezus powiedział: Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle (Mt 10, 28–29).
Islam zawsze narzuca się za pomocą strachu – wywoływanego przez odrażające metody, którymi się posługuje: masakrami, torturami… Niektórzy ludzie są gotowi wyrzec się własnej wiary i zostać muzułmanami tylko dlatego, aby uniknąć tych strasznych rzeczy. Nie wolno tego akceptować. Trzeba sobie uświadomić, że większą wartością jest umrzeć niż stać się muzułmaninem. Jedyną zaporą zdolną powstrzymać ekspansję islamu jest wiara ludzi gotowych oddać własne życie, aby dać świadectwo prawdzie – jak to zrobił Chrystus.
Rozmawiał Piotr Doerre
Powyższy tekst jest tylko FRAGMENTEM artykułu opublikowanego w magazynie “Polonia Christiana”.
Gwałt jako forma dżihadu
Dla przeciętnego mieszkańca świata islamu – nie myślę tu ani o intelektualistach, ani o tzw. umiarkowanych muzułmanach – wszystkie kraje, które doń nie należą są potencjalnym obszarem ekspansji. Ta logika jest prosta. W jej źródłach i podstawach nie kryje się żaden margines na tak zwaną adaptację czy integrację kulturową. Przeciętny muzułmanin traktuje ludzi spoza sfery islamu jako niewiernych, ale szczególnie charakterystyczna jest tu postawa wobec kobiet niemuzułmanek. Ciało „niewiernej” kobiety jest bowiem polem bitwy, na którym prowadzi się dżihad.
W ramach prowadzenia owej religijnej wojny żadne normy i zakazy nie obowiązują. Przeciwnie, prowadzący koranizację pobożny muzułmanin ma traktować płeć piękną jako zdobycz do seksualnej niewoli, ale i do nawrócenia, o ile tylko uzna za słuszne posiąść ją jako żonę. Dlatego tak bardzo chybione – bo oparte na fałszywym założeniu – są starania feministek, liberałów i socjalistów argumentujących, że imigranci nie rozumieją naszych zasad cywilizacyjnych, że potrzebują nieco więcej czasu do pełnej adaptacji, że szkolenia i kursy integracyjne (w tym pogadanki na temat etosu równości płci) pomogą im w przyswajaniu tutejszych wzorców i zasad postępowania. Nic bardziej złudnego! Ślepi ślepych prowadzą w Europie Zachodniej ku przepaści, dopuszczając do tworzenia się hipergett na obrzeżach własnych metropolii. Gett, z których, co chwilę wyziera realne niebezpieczeństwo dla sytych i samozadowolonych autochtonów.
Polityka integracyjna zawiodła, ponieważ w punkcie wyjścia brak jakiekolwiek porozumienia pomiędzy ideologią muzułmańską a tą reprezentowaną przez liberalnych demokratów. Sprawcy napaści na kobiety, głównie tzw. uchodźcy muzułmańscy, oddają się swoim żądzom, prymitywnym namiętnościom bez krzty strachu, że proceder jawnej i zorganizowanej przestępczości zostanie ukarany. Brak reakcji kolońskiej policji i brak reakcji w niemieckich mediach są tego najlepszym dowodem. Mało tego, wiemy już, że przestępczość na tle seksualnym miała miejsce w innych państwach, nie tylko w tym samym czasie, ale już wcześniej, ale była zamiatana pod dywan – co staje się już niechlubną tradycją. W Szwecji, Wielkiej Brytanii bandyci są kryci przez… policję, której motywacją jest niedopuszczenie do władzy prawicy przeciwnej polityce imigracyjnej.
Przemoc seksualna to także przejaw siły – prowokacja, wypowiedzenie wojny, zaśmianie się w twarz Europejczykom i pokazanie im, „kto tu rządzi”. Brutalna metoda postępowania z niewiernymi jest wszak stara jak sam mahometanizm. Muzułmanie kultywują ją od niepamiętnych czasów w Egipcie, Pakistanie, Indiach (gdzie żyje 130-milionowa wspólnota islamska), w Nigerii czy w Arabii Saudyjskiej. W krajach, gdzie chrześcijanie są mniejszością, codziennie dochodzi do gwałtów, uprowadzeń, molestowania i napadów na chrześcijańskie kobiety oraz dziewczynki. Ofiary nazywane są niewiernymi, nagimi, prowokatorkami – bo nie noszą okrycia włosów i twarzy. W myśl islamu można z nimi zrobić wszystko! Ta muzułmańska mentalność konfrontuje się z etosem katolickim, gdzie geniusz kobiecy jest kultywowany do granic możliwości, czego najlepszym dowodem jest nabożna cześć katolików do Najświętszej Maryi Panny, Matki Jezusa Chrystusa.
Hipokryzja lewicy
Oczywiście przemoc wobec chrześcijanek i owa religijna wojna prowadzona na ciele kobiety toczy się także w Demokratycznej Republice Konga, Iraku, i – trzeba uczciwie dodać – nie jest wyłączną domeną islamu. W czasie pogromów w Orisie, gdy dziesiątki tysięcy osób musiały uciekać do lasów, gdzie narażone były na ataki dzikich zwierząt, choroby, głód, wycieńczenie; gdy chrześcijan cięto maczetami, palono żywcem a kobiety okaleczano, gwałcono, bito i upokarzano w imię ideologii hinduczwy, świat Zachodu także wymownie milczał. Feministki w Polsce nie podnosiły głosu, podobnie jak i dziś siedzą cicho, co jest najlepszym wyrazem ich pełnej kompromitacji, tchórzostwa i kapitulacji. Cóż, mogłyby postąpić jeszcze gorzej i iść w zaparte jak ich towarzyszki z Zachodu, np. burmistrzyni Kolonii.
Hinduistyczni oprawcy nie zważali na wiek i płeć. Zabijali, gwałcili, okaleczali dzieci i kobiety. Do dziś nie skazano za te czyny żadnego bandyty, jednak Zachód (w tym feministki) nadal milczy. Pogromów nie zauważono. Rozpaczliwe wołanie upokarzanych i mordowanych także do nikogo nie dociera. Trudno się dziwić, skoro podczas ostatniego Sylwestra nawet opinia publiczna w „demokratycznych” Niemczech nie mogła słyszeć krzyków gwałconych i molestowanych w wielu europejskich miastach. Nie słyszała ich głosu tylko dlatego, że zniewalali je muzułmańscy imigranci, czyli tak zwani uchodźcy szturmujący od wiosny kraj nad Sprewą.
Państwo niemieckie, mieniące się ostoją demokracji, doszło na skraj moralnego bankructwa. Swoboda prasy, zgromadzeń i wolność słowa zostały podeptane, dziennikarze niemieccy okazują się niewolnikami ideologicznej autocenzury. Policja bezradnie patrzyła na akty przemocy seksualnej na kobietach, dokonywanej przez, jak to określono „mężczyzn o północnoafrykańskim wyglądzie” i „pochodzeniu bliskowschodnim”. Miejscowi politycy oskarżają zaś Niemki, że zanadto prowokowały obcokrajowców, że powinny zachować więcej ostrożności, że powinny chodzić w grupach, że uchodźcy są jeszcze niedostosowani do naszych norm cywilizacyjnych i trzeba dać im czas na adaptację kulturową. Do dziś zgłoszono pół tysiąca przestępstw w Kolonii, Stuttgarcie, Hamburgu, Dortmundzie, ale również w innych krajach – Finlandii, Szwecji, Szwajcarii i Austrii – notowano podobne wydarzenia!
Oprócz tego obrzydliwego skandalu, jest druga strona medalu w postaci ataków na obcokrajowców, jakich dokonują neonaziści w odwecie za gwałty. Kto wie, czy nie jesteśmy świadkami początku wybuchu wojny domowej w Niemczech? To jednak wyłącznie problem naszych zachodnich sąsiadów, przynajmniej na razie. A my, Polacy? Bądźmy tym razem mądrzy przed szkodą!
Tomasz M. Korczyński