OJCU, SYNOWI I DUCHOWI ŚWIĘTEMU

Wiara

Chrystus Zmartwychwstał !!! Chrystos Woskres !!!

Droga Rodzino Cyrylo-Metodiańska!

Zbawiciel nasz Jezus Chrystus, idąc na dobrowolną mękę Krzyżową, tymi słowami zwrócił się do kobiet, które idąc za Nim płakały.

«Córki jerozolimskie, nie płaczcie nade Mną; płaczcie raczej nad sobą i nad waszymi dziećmi! Oto bowiem przyjdą dni, kiedy mówić będą: “Szczęśliwe niepłodne łona, które nie rodziły, i piersi, które nie karmiły”. Wtedy zaczną wołać do gór: Padnijcie na nas; a do pagórków: Przykryjcie nas! Bo jeśli z zielonym drzewem to czynią, cóż się stanie z suchym?» (Mat. 23. 28)

Otóż my wszyscy grzeszni ludzie jesteśmy drzewem suchym … Co Pismo Święte mówi o naszej przyszłości. Oto, słowa Zbawiciela dotyczące naszych czasów:

“Strzeżcie się, żeby was kto nie zwiódł. Wielu bowiem przyjdzie pod moim imieniem i będą mówić: Ja jestem Mesjaszem. I wielu w błąd wprowadzą. Będziecie słyszeć o wojnach i o pogłoskach wojennych; uważajcie, nie trwóżcie się tym. To musi się stać, ale to jeszcze nie koniec! Powstanie bowiem naród przeciw narodowi i królestwo przeciw królestwu. Będzie głód i zaraza, a miejscami trzęsienia ziemi. Lecz to wszystko jest dopiero początkiem boleści.” (Mat. 24. 4-8)

Każdy kto przygląda się wydarzeniom, jakie obecnie dokonują się w świecie, bez trudu dostrzeże, że ta przepowiednia Chrystusowa wypełniła się na naszych oczach. Wojny, kataklizmy, trzęsienia ziemi, głód, potężne grady, nieustanne powodzie, to już nie nowość! Te nieszczęścia dotykają świat już od wielu lat, ale niektóre z nich nigdy jeszcze nie miały takiej siły i rozmiarów jak obecnie.

“Wszystko to jest dopiero początkiem boleści”- po tych słowach, Chrystus mówi, co będzie dalej:

“Wtedy wydadzą was na udrękę i będą was zabijać, i będziecie w nienawiści u wszystkich, z powodu Mego imienia. Wówczas wielu zachwieje się w wierze; będą się wzajemnie wydawać i jedni drugich nienawidzić. Powstanie wielu fałszywych proroków i wielu w błąd wprowadzą; a ponieważ wzmoże się nieprawość, oziębnie miłość wielu. Lecz kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony.” (Mat. 24. 9-12)

Po okresie kataklizmów i innych nieszczęść, zaczną się prześladowania o których Chrystus mówi tak: “Będzie bowiem wówczas wielki ucisk, jakiego nie było od początku świata aż dotąd i nigdy nie będzie.” (Mat. 24.21)

Upadek wiary, zawiść jedni wobec drugich, nienawiść, donosicielstwo …. to już stało się codzienną rzeczywistością! Przed nami jeszcze wielki ucisk, jaki właśnie się zaczyna, wygnanie i męczeńska śmierć za Chrystusa.

Z Pisma Świętego oraz przepowiedni wielu Świętych, wiemy o tym, że tuż przed końcem świata objawi się na świecie antychryst, który zwiedzie i podporządkuje sobie cały świat. Nasz Monaster już od pięciu lat regularnie informował i ostrzegał wszystkich, że antychryst, który przy pomocy siły szatana zniewoli cały świat, żyje już na świecie i dorasta do swej roli.

Pierwsza oficjalna informacja o nim, została ogłoszona na konferencji prasowej w Jerozolimie dnia pierwszego lutego 2015 roku.

Tutaj można poczytać o tym dokładniej:
>http://wiadomosci.monasterujkowice.pl/?p=16450

Później pojawiały się kolejne potwierdzenia o czym również informowaliśmy. Natomiast, w obecnym roku 2020 czołowi rabini chasydzcy, włącznie z Yaakowem Litzmanem – izraelskim ministrem zdrowia ogłosili, że ich „mesjasz” ukaże się bardzo szybko tj. na święto żydowskiej paschy.

Zacytujemy tu fragmenty wywiadu, jaki miał miejsce w połowie lutego.

Rabin Zissholtz :

„Więcej już nie podróżuję poza granice Izraela. Mesjasz jest tak blisko, że boję się, że mógłbym przegapić jego przybycie. Rabin Kaniewski powiedział, że mesjasz jest tutaj, w Izraelu, ale nie podał dokładnego czasu, kiedy on się ujawni. Oznacza to, że mesjasz jest tutaj, ale nie ma na razie jeszcze całej tej mocy, której potrzebuje, aby działać jako mesjasz.”

(Żydowski mesjasz tj. dla nas antychryst, bo prawdziwym Mesjaszem jest jedynie Jezus Chrystus!)

Rabin Zissholtz w swoim wywiadzie powiedział więcej różnych rzeczy, ale skoncentrujemy się na powyższym fragmencie.

“Mesjasz jest tutaj, ale nie ma na razie jeszcze całej tej mocy, której potrzebuje, aby działać jako Mesjasz.”

– Co jemu nie pozwala nabrać mocy?

Otóż szatanowi przeszkadzają najbardziej modlitwa i post, a w szczególności Ofiara Eucharystyczna, która w czasie Liturgii jest przynoszona na ołtarzach cerkiewnych na przebłaganie za grzechy świata. Jezus Chrystus jako człowiek mógł ofiarować siebie w imieniu całej ludzkości, a ponieważ jest Bogiem, Jego ofiara ma wartość nieskończoną, wartość jakiej nie równają się wszystkie inne modlitwy ludzi poddanych konsekwencjom grzechu pierworodnego. I tej właśnie Ofiary najbardziej boi się szatan! Ona go osłabia i pozbawia możliwości swobodnego działania!

Bracia i Siostry, musicie wiedzieć, jakie są trzy prawdziwe powody wypuszczenia na świat stworzonego w laboratorium koronowirusa. Nawiasem mówiąc, wiele autorytatywnych osób wypowiada się, że nie jest on wcale aż tak groźny, jak przedstawia to manipulująca faktami telewizja.

Pierwszym z nich była potrzeba znalezienia  P R E T E K S T U  do zamknięcia cerkwi i kościołów! Wszystkie ograniczenia w istocie rzeczy są po to, żeby ustała ofiara Eucharystyczna, a ludzie żeby się nie modlili i przez brak modlitwy, Spowiedzi i Pryczastia stali jeszcze bardziej bezbożni niż są! Po to, żeby szatan mógł swobodnie robić co chce.

Święty Paweł mówi o tym tak:

“Albowiem już działa tajemnica bezbożności. Niech tylko Ten, co teraz powstrzymuje, zostanie usunięty, wówczas ukaże się Niegodziwiec” (2 Tes. 2. 7-8)

Tym, Kto powstrzymuje, jest Jezus Chrystus, a niegodziwiec, to antychryst. Oznacza to, że gdy hierarchia usunie Jezusa Chrystusa, to wtedy szatan zatriumfuje.

W innym miejscu święty Paweł mówi o tym tak:

„Pojawieniu się jego (tj antychrysta) będzie towarzyszyć działanie szatana, z całą mocą, wśród znaków i fałszywych cudów, działanie z wszelkim zwodzeniem, z powodu nieprawości tych, którzy giną, ponieważ nie przyjęli miłości prawdy, aby dostąpić zbawienia.” (2 Tes. 2 7-10)

O fałszywym mesjaszu, czyli antychryście sam Jezus Chrystus mówi do żydów tak:

„Przyszedłem w Imieniu Ojca Mego i nie przyjęliście Mnie; a jeśli ów przyjdzie w imię swoje, jego przyjmiecie” (Jan 5, 43).

Odpowiedź na drugą przyczyną wprowadzenia koronawirusowego terroru daje nam święty Ławrentij Czernihowski. W swojej przepowiedni pisze on tak:

“Antychryst będzie znał wszystkie sztuczki szatańskie i będzie czynił fałszywe znaki. Zobaczy i usłyszy go cały świat jednocześnie”.

Święty Ławrentij mówił:

„Błogosławiony i wielce błogosławiony ten człowiek, który nie zapragnie i nie ujrzy wstrętnego Bogu oblicza antychrysta. Ten, kto ujrzy i usłyszy jego bluźnierczą mowę, jego obietnice wszystkich dóbr ziemskich, ten da się zwieść i wyjdzie mu na spotkanie z pokłonem. I wraz z nim zginie i będzie się palić w wiecznym ogniu”.

Obecni zaś Ojcowie zapytali Starca: „Jakże to wszystko będzie?”. Święty Starzec odrzekł ze łzami: „Na świętym miejscu będzie stała ohyda spustoszenia i pokazywała obrzydliwych zwodzicieli świata, i będą oni oszukiwać ludzi, którzy odstąpili od Boga, i będą czynić fałszywe cuda. A po nich pojawi się antychryst i cały świat ujrzy go w jednej chwili.”

Ojcowie zapytali Świętego: „Gdzie na świętym miejscu? W cerkwi?”. Przepodobny odpowiedział: „Nie w cerkwi, a w każdym domu. W kącie, gdzie stoją i wiszą teraz święte ikony, będą stały zwodzące urządzenia dla oszukiwania ludzi wielu powie: “Musimy oglądać i słuchać wiadomości”. A w wiadomościach właśnie pojawi się antychryst“

Ludzie, którzy obecnie są na siłę przetrzymywani w domu, nie mając co robić i całymi dniami oglądają telewizję, a jak powiedział św. Ławrentij – w wiadomościach pokażą ludziom antychrysta. I to jest prawdziwą przyczyna zastraszania i przetrzymywania ludzi na siłę przed telewizorami!

W związku z tym, że istnieje ogromne ryzyko objawienia się antychrysta, od dziś nie oglądajcie telewizji, nie oglądajcie wiadomości, tak samo uważajcie na filmy i wiadomości w internecie, w szczególności te publikowane przez oficjalne i antychrześcijańskie media.

“Ten, kto ujrzy i usłyszy jego bluźnierczą mowę, ten da się zwieść i wyjdzie mu na spotkanie z pokłonem.”

Siła antychrysta będzie leżała w szatanie, który użyje całej swej mocy, żeby przy pomocy pięknej mowy, cudów i wspaniałych obietnic, oszukać wszystkich nieprzygotowanych ludzi.
Zgodnie z proroctwami, będzie on wyjątkowo przystojnym człowiekiem – utalentowanym, pełnym wyrozumiałości i dobroci. Zaś po uzyskaniu władzy absolutnej, szybko zmieni się w tyrana, jakiego świat do tej pory nie widział.

Trzecią przyczyną dla jakiej wymyślono pandemonię koronowirusa jest zaczipowanie i kontrola całej ludzkości.

Dnia 18 marca 2020 roku jeden z czołowych wykonawców woli antychrysta, znany na całym świecie Bill Gates wziął udział w spotkaniu „Zapytaj mnie o wszystko” zatytułowanym „Bill Gates o COVID-19. ” Podczas tego wydarzenia Gates otwarcie przyznał światu, że planem na przyszłość jest zaszczepienie każdej osoby na szczepionką przeciw koronawirusowi, a także wszczepienie czipa umożliwiającego śledzenie.

Spotkanie z Billem Gatesem ujawniło plany globalnych przymusowych szczepień, które były przygotowywane już od dawna tyle, że nie było odpowiedniego pretekstu by je zrealizować.

Kto nie da się zaszczepić, prawdopodobnie zostanie wykluczony z reszty społeczeństwa i będzie zmuszony do trwałej izolacji. Wszystko to fachowo nazywa się: agenda ID2020, której celem jest stworzenie globalnego systemu cyfrowej identyfikacji, śledzenia i kontroli każdej osoby na ziemi.

Ten diabelski system w szybkim tempie zmierza bezpośrednio do tego, co opisane jest w Księdze Apokalipsy.

„Potem ujrzałem inną Bestię, wychodzącą z ziemi (…) I sprawia, że wszyscy: mali i wielcy, bogaci i biedni, wolni i niewolnicy otrzymują znamię na prawą rękę lub na czoło i że nikt nie może kupić ni sprzedać, kto nie ma znamienia – imienia Bestii lub liczby jej imienia.” (Ap. 13. 16-17)

Testowanie ID2020 rozpoczęto już w Bangladeszu, umieszczając cyfrowe identyfikatory w ciałach noworodków wraz z ich pierwszym szczepieniem.

Bracia i Siostry, wg niektórych danych, antychryst może z pełną perfidią i bezczelnością, objawić się nie w czasie żydowskiej Paschy (tj 16 kwietnia), ale w tą sobotę lub niedzielę na nasze jedynie prawdziwe święta Zmartwychwstania Chrystusowego. Zrobi to złośliwie rzucając wyzwanie Prawosławnym oraz po to, żeby bardziej zbluźnić przeciw prawdziwemu Bogu!

Jeśli zaś, to się jeszcze teraz nie dokona, będzie to oznaczało wielkie Boże miłosierdzie nad nami i darowanie nam jeszcze odrobiny czasu na pokajanie i lepsze przygotowanie.

Jeśli antychryst się ukaże, będzie to oznaczało, że koniec świata jest już bardzo blisko i nastąpił czas, kiedy każdy jeden człowiek na ziemi musi dokonać wyboru po której stronie stanie. Czy po stronie Boga? Czy po stronie resztek wygodnego i zgniłego świata oraz antychrysta, który będzie wszystkich zwodził i zastraszał?

Bracia i Siostry, czy przyjmiecie tą szczepionkę, która Was zaczipuje, a możliwe, że również wprowadzi w organizmy jakąś kolejną chorobę lub truciznę, po to, żeby w odpowiednim momencie uśmiercić miliardy ludzi?

Czy macie siłę, żeby nie wyprzeć się swojej wiary i nie przyjąć diabelskiego znaku 666?

Czy macie siłę i odwagę, tak jak pierwsi Chrześcijanie oddać życie za Chrystusa?

Czy macie w sobie tyle wiary i miłości do Boga, aby zostawić majątek, pracę, życiowe wygody i w zamian za to wybrać poniewierkę w głodzie, chłodzie, poniżeniu i samotności?

Co zrobicie gdy duchowni powiedzą wam, że wasze obawy są błędne i zupełnie niepotrzebne, ponieważ fałszywy mesjasz będzie się jawił jako wzór dobroci i miłości i że trzeba poddać się tej szatańskiej władzy, aby przeżyć?

Co zrobicie, gdy wasi bliscy przyjmą liczbę bestii i będą was zmuszać do tego samego?? czy będziecie mieli siłę, żeby odejść od nich i sprzeciwić się zdradzie Boga?

Wiemy, że Bóg nigdy nie opuści wiernych Jemu ludzi, jednak każdy z Was musi się wykazać wiarą, nie jakąś tam przeciętną, ale wielką, gorącą i zdecydowaną!

Czas ostatecznej próby jest już się rozpoczął. Wielu ludzi naiwnie myśli sobie, że kwarantanna minie i wszystko wróci do starego porządku … Niestety już nie wróci! Będzie już tylko gorzej, gorzej i gorzej …

Pamiętajcie, że nade wszystko najważniejsze nie jest przedłużenie swojego życia tutaj na ziemi, ale uratowanie swej duszy przed potępieniem wiecznym!

„Kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z Mego powodu, znajdzie je. Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę?” (Mat. 16. 25-26)

Za chwilowe ulgi i możliwość przeżycia nie sprzedawajcie swojej duszy, gdyż nasz krótki okres życia na ziemi jest samą marnością, a przed nami czeka wieczność i Sąd Boży!

Bójcie się bez porównania bardziej Boga, który nie wybaczy ludziom zdrady, niż prześladowców, którzy dziś są groźni i straszni, ale ich czas jest krótki i wkrótce zostaną starci z ziemi przez Bożą sprawiedliwość! Bóg dopuścił na świat te nieszczęścia jako karę za niezliczone ludzkie grzechy, a w szczególności za niewiarę i zdradę Boga!

Ludzie, których serce już odeszło od Boga, poddadzą się szatanowi, a ci którzy są wierni Bogu będą mogli udoskonalić się w prześladowaniach i potwierdzić swoją wiarę trudem i krwią, a za swój podwig osiągną zbawienie.

Panowanie antychrysta będzie trwało przez 3,5 roku, a jaki będzie finał, oznajmia nam Bóg przez Pismo Święte.

„Wy będziecie płakać i zawodzić, a świat się będzie weselił. Wy będziecie się smucić, ale smutek wasz zamieni się w radość” (J. 16,20)

„Kto krzywdzi, niech jeszcze krzywdę wyrządzi, i plugawy niech się jeszcze splugawi, a sprawiedliwy niech jeszcze wypełni sprawiedliwość, a święty niechaj się jeszcze uświęci! Oto przyjdę niebawem, a moja zapłata jest ze mną, by tak każdemu odpłacić, jaka jest jego praca.” (Ap. 22 11- 12)

„Usłyszałem donośny głos mówiący od tronu: «Oto przybytek Boga z ludźmi: i zamieszka wraz z nimi, i będą oni Jego ludem, a On będzie “BOGIEM Z NIMI”. I otrze z ich oczu wszelką łzę, a śmierci już odtąd nie będzie. Ani żałoby, ni krzyku, ni trudu już odtąd nie będzie, bo pierwsze rzeczy przeminęły».

I rzekł Zasiadający na tronie: «Oto czynię wszystko nowe».

I mówi: «Napisz: Słowa te wiarygodne są i prawdziwe».

I rzekł mi: «Stało się. Jam Alfa i Omega, Początek i Koniec. Ja pragnącemu dam darmo pić ze źródła wody życia. Zwycięzca to odziedziczy i będę Bogiem dla niego, a on dla mnie będzie synem. A dla tchórzów, niewiernych, obmierzłych, zabójców, rozpustników, guślarzy, bałwochwalców i wszelkich kłamców: udział w jeziorze gorejącym ogniem i siarką. To jest śmierć druga».” (Ap. 21. 3- 8)

Bracia i Siostry, szczególnie gorliwie módlcie się do Przenajświętszej Bogurodzicy, Która nie zostawi bez pomocy i opieki ludzi wiernych Bogu. Nawet gdyby prześladowania były straszne, to pamiętajcie, że Bóg jest wszechmocny i uratuje każdego człowieka, który szczerze będzie się kajał za grzechy i błagał o Bożą pomoc!

Pamiętajcie, “kto z Bogiem – temu Bóg dopomoże”, a “kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony”

Mnisi Monasteru Św. Cyryla i Metodego

*                        *                         *

Na koniec przypominamy proroctwo świętego Ławrentia Czerhihowskiego odnośnie czasów ostatecznych i antychrysta.

„Zdobywszy obfitość łaski Przenajświętszego Ducha Bożego Starzec Ławrentij często rozmawiał ze swoimi dziećmi duchowymi o czasach ostatecznych, uprzedzał, że trzeba być czujnymi i ostrożnymi, gdyż antychryst jest blisko.

Batiuszka mówił: „Teraz jeszcze głosujemy – to nic takiego, nie głosujemy jeszcze za jednym na cały świat. Ale gdy będą głosować tylko za jednym – to będzie właśnie sam antychryst, głosować wtedy nie wolno”.

O nadchodzącym antychryście oświecony Świętym Duchem Starzec mówił takie słowa: „Będzie czas, gdy będą chodzić, aby podpisać się za jednym królem na całej ziemi. I będą dokładnie spisywać ludzi. Wejdą do domu – a tam mąż, żona i dzieci. I żona zacznie namawiać małżonka: “Chodź, podpiszemy się, mamy dzieci, przecież niczego dla nich nie kupisz”. A mąż powie: “Ty rób jak chcesz, a ja jestem gotów umrzeć, lecz za antychrystem głosować nie będę”. Taki jest poruszający obraz przyszłości.

“Przyjdzie czas – mówił Przepodobny ojciec Ławrentij – gdy nawet nieczynne (zamknięte) świątynie będą odbudowywać, urządzać nie tylko na zewnątrz, ale i wewnątrz. Będą złocić kopuły, zarówno świątyń, jak i dzwonnic. A gdy wszystko to zakończą przyjdzie czas, gdy zakróluje antychryst. Módlcie się, żeby Bóg przedłużył nam jeszcze teraźniejszy czas, dla umocnienia, gdyż oczekuje nas czas straszny. Widzicie, jak podstępnie wszystko jest przygotowywane? Wszystkie świątynie będą bardzo pięknie wykończone, tak, jak nigdy – lecz nie będzie wolno chodzić do tych świątyń.

Antychryst będzie koronowany na króla we wspaniałej świątyni jerozolimskiej. Każdy człowiek będzie mógł swobodnie wjeżdżać i wyjeżdżać z Jerozolimy. Lecz wtedy starajcie się nie jeździć, gdyż wszystko będzie zrobione tak, by człowieka omamić.

Antychryst będzie pochodził od rozpustnej Żydówki, zajmującej się rozpustą w dwunastym pokoleniu. Już jako dziecko będzie bardzo zdolny i inteligentny, a szczególnie od tej chwili, gdy będąc chłopcem dwunastoletnim, w czasie spaceru z matką po ogrodzie, spotka się z szatanem, który wyjdzie z samej otchłani i wejdzie w niego.

Chłopiec zadrży ze strachu, a szatan powie: “Nie bój się, będę ci pomagał”. I z tego dziecka dojrzeje antychryst w obrazie ludzkim.

Z Nieba zstąpią prorocy — Henoch i Eliasz, którzy także będą mówić wszystkim, że przyszedł antychryst: “To antychryst, nie wierzcie mu”. I zabije on proroków, lecz oni zmartwychwstaną i wstąpią do Nieba.

Antychryst będzie znał wszystkie sztuczki szatańskie i będzie czynił fałszywe znaki. Zobaczy i usłyszy go cały świat jednocześnie”. Święty Ławrentij mówił: „Błogosławiony i wielce błogosławiony ten człowiek, który nie zapragnie i nie ujrzy wstrętnego Bogu oblicza antychrysta. Ten, kto ujrzy i usłyszy jego bluźnierczą mowę, jego obietnice wszystkich dóbr ziemskich, ten da się zwieść i wyjdzie mu na spotkanie z pokłonem. I wraz z nim zginie i będzie się palić w wiecznym ogniu”.

Obecni zaś Ojcowie zapytali Starca: „Jakże to wszystko będzie?”. Święty Starzec odrzekł ze łzami: „Na świętym miejscu będzie stała ohyda spustoszenia i pokazywała obrzydliwych zwodzicieli świata, i będą oni oszukiwać ludzi, którzy odstąpili od Boga, i będą czynić fałszywe cuda. A po nich pojawi się antychryst i cały świat ujrzy go w jednej chwili.

Ojcowie zapytali Świętego: „Gdzie na świętym miejscu? W cerkwi?” Przepodobny odpowiedział: „Nie w cerkwi, a w każdym domu. W kącie, gdzie stoją i wiszą teraz święte ikony, będą stały zwodzące urządzenia dla oszukiwania ludzi wielu powie: “Musimy oglądać i słuchać wiadomości” A w wiadomościach właśnie pojawi się antychryst.

„Będzie on swoich ludzi ‘pieczętować” pieczęciami. Będzie nienawidził chrześcijan. Zaczną się ostatnie prześladowania każdej duszy chrześcijańskiej, która odmówi przyjęcia pieczęci szatana… Chrześcijanie nie będą mogli niczego kupić, ani sprzedać. Ale nie wpadajcie w beznadziejność: Bóg nie zostawi swoich dzieci… Bać się nie trzeba!

Będą cerkwie, ale prawosławnemu chrześcijaninowi nie wolno będzie wolno do nich chodzić, gdyż nie będzie tam przynoszona Bezkrwawa Ofiara Jezusa Chrystusa, lecz będzie tam cały zbór szatański…

Powtarzam jeszcze raz: nie wolno chodzić do tych świątyń, łaski Bożej w nich nie będzie”.
Chrześcijan będą uśmiercać, albo zsyłać na miejsca pustynne. Lecz Bóg będzie pomagał i będzie żywił swoich wyznawców.

Żydów też będą zganiać w jedno miejsce. Niektórzy Żydzi, którzy prawdziwie żyli według zakonu mojżeszowego, nie przyjmą pieczęci antychrysta. Będą wyczekiwać i przyglądać się jego czynom. Wiedzą, że ich przodkowie nie uznali Chrystusa za Mesjasza, a tutaj Bóg tak da, że otworzą się im oczy i nie przyjmą pieczęci szatana, a uznają Chrystusa i będą królować z Chrystusem.

Cały zaś słaby lud pójdzie za szatanem, i gdy ziemia nie da urodzaju, ludzie pójdą do niego z prośbą o chleb, lecz on odpowie: “Ziemia nie rodzi chleba. Niczego nie mogę uczynić”. Wody także nie będzie, wszystkie rzeki i jeziora wyschną. „To nieszczęście będzie trwało trzy i pół roku, lecz z powodu Swoich wybranych Bóg skróci te dni.

Będą w tych dniach jeszcze mocni bojownicy, filary Prawosławia, którzy znajdą się pod silnym działaniem serdecznej modlitwy Jezusowej. I Bóg będzie chronił ich Swoją Wszechmocną Łaską, i nie będą oni widzieli tych fałszywych znaków, które zostaną przygotowane dla wszystkich ludzi.

„Będzie wojna – kontynuował Batiuszka – i tam, gdzie ona przejdzie – ludzi nie będzie. Lecz przed tym Bóg ludziom słabym pośle niewielkie choroby – i umrą. A przy antychryście śmierci nie będzie. I trzecia wojna światowa będzie nie dla pokajania, a dla wyniszczenia”.

„Remonty świątyń będą trwały do samego przyjścia antychrysta, i wszędzie będzie niebywałe piękno, – mówił Starzec – lecz wy w remontach naszej cerkwi bądźcie umiarkowani, jeśli chodzi o jej zewnętrzny wygląd. Więcej się módlcie, chodźcie do cerkwi póki jest możliwość, szczególnie na Liturgię, na której przynoszona jest Bezkrwawa Ofiara za grzechy całego świata. Częściej się spowiadajcie i przyjmujcie Ciało i Krew Chrystusa i Bóg was umocni.

Przepodobny Ojciec Ławrencjusz niejednokrotnie powtarzał,że do piekła ludzie idą w takiej ilości, jak do cerkwi w czasie święta, natomiast do raju – jak ludzie do cerkwi w zwykły, powszedni dzień.

„Piekło jest tak nabite ludźmi, jak beczka śledziami – mówił starzec Ławrencjusz. Dzieci go pocieszały, a on mówił przez łzy: – Wy tego nie widzicie. Gdybyście widzieli, byłoby wam ich ogromnie żal!”

A w czasach ostatecznych piekło napełni się młodymi ludźmi.”

http://wiadomosci.monasterujkowice.pl

Nie został wskrzeszony – zmartwychwstał!

Zmartwychwstanie reprezentuje wieczny i ostateczny triumf naszego Pana Jezusa Chrystusa, całkowitą klęskę Jego przeciwników i jest największym argumentem naszej wiary. Św. Paweł powiedział, że gdyby Chrystus nie zmartwychwstał, próżna byłaby nasza wiara. To na nadprzyrodzonym fakcie Zmartwychwstania opierają się fundamenty naszej wiary. Poświęćmy zatem tak ważnej sprawie nasze dzisiejsze rozważania.

Nie został wskrzeszony - zmartwychwstał!

*  *  *

Chrystus, nasz Pan, nie został wskrzeszony: zmartwychwstał. Łazarz został wskrzeszony z martwych. Ktoś inny, czyli Pan Jezus, wezwał go z otchłani śmierci do życia. Naszego Boskiego Odkupiciela nikt nie wskrzeszał: On zmartwychwstał własną mocą. Nie potrzebował, aby ktokolwiek wezwał Go do życia. Wziął je sobie ponownie, gdy tego zechciał.

Wszystko to, co odnosi się do naszego Pana, ma swoje analogiczne zastosowanie w Świętym Kościele Katolickim. Często w historii Kościoła widzimy, że ilekroć zdawał się on być nieodwołalnie zgubiony, a wszystkie symptomy zbliżającej się katastrofy zdawały się podminowywać jego organizm, zawsze następowały wydarzenia, które go podtrzymywały przy życiu wbrew wszelkim oczekiwaniom jego wrogów. Co ciekawe, czasami to nie przyjaciele Świętego Kościoła przychodzą mu z pomocą, tylko właśnie jego wrogowie. Czyż właśnie w tak pełnej niepokoju epoce, jaką dla katolicyzmu były czasy Napoleona, nie miał miejsca przedziwny epizod obrad konklawe, które wybrało Piusa VII pod ochroną wojsk rosyjskich, schizmatyckich przecież i podporządkowanych schizmatyckiemu władcy? W Rosji praktykowanie religii katolickiej było skrępowane wieloma zakazami na tysiąc sposobów. Wojska tego kraju zapewniały tymczasem we Włoszech wolny wybór papieża, właśnie w momencie, gdy wakat na tronie Piotrowym przyniósłby Świętemu Kościołowi, z punktu widzenia ludzkiego, takie szkody, z których być może nigdy nie mógłby się już podnieść.

Takie są cudowne środki, do jakich ucieka się Opatrzność, aby pokazać, że to Ona sprawuje najwyższą władzę nad wszystkimi rzeczami. Jednakże nie myślmy, że Kościół zawdzięcza swoje ocalenie Konstantynowi, Karolowi Wielkiemu, Janowi Austriackiemu czy wojskom rosyjskim. Bowiem nawet wtedy, gdy zdaje się on być zupełnie opuszczony, a nawet wówczas, gdy zdaje się brakować mu tych najbardziej niezbędnych zwycięskich środków ziemskiego porządku, bądźmy pewni, że Święty Kościół nie zginie. Tak jak Pan nasz Jezus Chrystus, podniesie się On własnymi siłami, siłami Boskimi. I im bardziej niewytłumaczalne, z ludzkiego punktu widzenia, pozorne zmartwychwstanie Kościoła – pozorne zaznaczmy, ponieważ śmierć Kościoła nigdy nie będzie rzeczywista, w przeciwieństwie do śmierci naszego Pana – tym chwalebniejsze będzie zwycięstwo.

Zatem w tych ciemnych i pełnych zamętu dniach – ufajmy. Lecz ufajmy nie w potęgę takiego czy innego mocarstwa, tego czy innego człowieka, ten czy inny kierunek ideologiczny, aby dokonać reintegracji wszystkich rzeczy w Królestwie Chrystusa, lecz w Opatrzność Bożą, która zmusi ponownie morze do rozstąpienia się, poruszy góry i zatrzęsie całą ziemią. Stałoby się tak, gdyby było to konieczne do wypełnienia się Boskiej obietnicy: „bramy piekielne go nie przemogą”.

*  *  *

Tego spokojnego przekonania o potędze Kościoła, spokojnego spokojem wynikającym z nadprzyrodzonego ducha, a nie z jakiejś obojętności czy gnuśności, możemy nabrać stojąc u stóp Matki Bożej. Tylko ona zachowała nienaruszoną wiarę, gdy wszystkie okoliczności zdawały się wskazywać na całkowitą klęskę Jej Boskiego Syna. Po zdjęciu z krzyża Ciała Chrystusa, przelaniu przez oprawców nie tylko ostatniej kropli krwi, lecz także i wody, po przekonaniu się o Jego śmierci, nie tylko poprzez świadectwo rzymskich legionistów, lecz także samych wiernych uczniów, którzy przystąpili do przygotowywania pogrzebu, po zamknięciu grobu ogromnym kamieniem, mającym być pieczęcią nie do przebycia, wszystko wydawało się stracone. Lecz Przenajświętsza Maryja Panna wierzyła i ufała. Jej wiara pozostała tak pewna, tak pełna spokoju, tak zwyczajna w tych dniach największego smutku, jak w każdej innej chwili Jej życia. Ona wiedziała, że On zmartwychwstanie. Żadna wątpliwość, nawet najmniejsza, nie zmąciła spokoju Jej ducha. To u Jej stóp zatem powinniśmy błagać aby uzyskać tę stałość wiary. I tym duchem powinno kierować się nasze najwyższe pragnienie rozwoju życia duchowego. Pośredniczka wszystkich łask, wzór wszelkich cnót, Matka Boża dla pozyskania tego nie odmówi nam żadnej łaski, o którą Ją poprosimy.

*  *  *

Wielu komentowało i… uśmiechało się mówiąc o niechęci św. Tomasza do uznania Zmartwychwstania. Być może jest w tych komentarzach nieco przesady. Ale raczej pewne jest, że dzisiaj mamy przed oczami przykłady braku wiary o wiele bardziej uporczywe niż ten, który charakteryzował Apostoła. Rzeczywiście, św. Tomasz powiedział, że musi dotknąć własnymi rękami naszego Pana, aby w Niego uwierzyć. Lecz widząc Go uwierzył, jeszcze zanim Go dotknął. Święty Augustyn widzi w początkowym oporze Apostoła zrządzenie opatrznościowe. Mówi święty Doktor z Hippony, że cały świat zawisł na palcu świętego Tomasza i że cała jego wielka skrupulatność w sprawach wiary służy za gwarancję wszystkim duszom trwożliwym we wszystkich epokach, że Zmartwychwstanie naprawdę było faktem obiektywnym, a nie wytworem rozgorączkowanej wyobraźni. W każdym razie, faktem jest, że św. Tomasz uwierzył w to, co zobaczył. A ilu jest w naszych czasach tych, co widzą i nie wierzą?

Mamy przykład tej uporczywej niewiary w tym, co mówi się na temat cudów mających miejsce w Lourdes, a także o przypadku Teresy Neumann z Ronersreuth czy Fatimie. Wiemy, że chodzi tu o ewidentne cuda. W Lourdes istnieje gabinet zaświadczeń medycznych, w którym rejestruje się wyłącznie nagłe wyleczenia prawdziwych chorób, nie jakichś urojeń, mogących być wyleczonymi za pomocą sugestii. Dowody wymagane jako potwierdzenie autentyczności choroby, to po pierwsze badanie lekarskie pacjenta, przeprowadzone zanim wejdzie on do cudownej wody, po drugie zanim się tam uda, przedstawienie dokumentów lekarskich dotyczących danego przypadku, radiografii, analiz laboratoryjnych, etc. W całym tym procesie wstępnym mogą wziąć udział dowolni lekarze, będący przejazdem w Lourdes, i mogą oni zażądać przeprowadzenia osobistego badania chorego, wyników prześwietleń i badań laboratoryjnych, które ma przy sobie. Wreszcie po stwierdzeniu przypadku wyleczenia musi on zostać poddany obserwacji w takim samym procesie, jakiemu poddane było badanie choroby. Jest ono uważane rzeczywiście za cudowne, gdy po dłuższym czasie nie nastąpi nawrót choroby. Tutaj mamy do czynienia z faktami. Sugestia? Aby wyeliminować jakąkolwiek wątpliwość w tym względzie, wskazuje się na przypadki uzdrowień, które odnotowano u małych dzieci, jeszcze nieświadomych ze względu na ich młody wiek i niemożność ulegania sugestiom. Jaka jest odpowiedź na to wszystko? Kto znajdzie w sobie tyle szlachetności, aby uczynić jak św. Tomasz, w obliczu pewnej prawdy upaść na kolana i obwieścić ją otwarcie?

Wydaje się, że Pan Jezus zwielokrotnia cuda w miarę, jak wzrasta bezbożność. Przykład Teresy Neumann, Lourdes, Fatimy, co jeszcze? Ilu ludzi wie o tych przypadkach? I kto ma odwagę przystąpić do poważnych, bezstronnych i pewnych badań, zanim zaneguje te cuda?

*  *  *

Podziw wzbudza sposób, w jaki Chrystus Pan przeniknął do zamkniętej sali, w której zgromadzeni byli Apostołowie i ukazał się tam ich oczom. Poprzez ten cud nasz Pan udowodnił, że dla Niego nie ma nieprzekraczalnych barier.

Żyjemy w epoce, w której wiele się mówi o „apostolacie przenikania”. Pragnienie pracy apostolskiej przekonało wielu świeckich apostołów o konieczności przenikania do nieodpowiednich, a nawet wręcz szkodliwych środowisk, aby zanieść tam promieniujące światło naszego Pana Jezusa Chrystusa i nawrócić dusze. Tradycja katolicka idzie w przeciwnym kierunku: żaden apostoł, nie licząc absolutnie wyjątkowych, a więc i rzadkich sytuacji, nie ma prawa wchodzić do środowisk, w których jego dusza może ponieść jakiś uszczerbek. Lecz powstaje pytanie: któż więc ma ratować owe dusze, które przebywają w środowiskach, gdzie nigdy nie sięgają wpływy katolickie, gdzie nigdy nie przenika żadne słowo, żaden przykład, żadna iskierka nadprzyrodzonego? Są już potępieni za życia? Czy już teraz przypada im w udziale piekło?

Podobnie jak nie ma murów materialnych mogących stawić opór naszemu Panu, bowiem On przenika je wszystkie nawet ich nie niszcząc, tak również nie ma barier, które powstrzymywałyby działanie łaski. Tam, gdzie walczący apostoł, z powodu obowiązku moralnego, nie może wejść, tam przenika jednak, na tysiąc sposobów, jakie tylko zna Bóg, Jego łaska. Czy to poprzez kazanie usłyszane w radio, czy dobrą książkę, która zupełnie przypadkiem dostaje się w czyjeś ręce, czy zwykły wizerunek święty, który można zobaczyć przechodząc ulicą obok czyjegoś domu. Tym wszystkim i tysiącem innych narzędzi może posłużyć się łaska Boża. I właśnie po to, aby przeniknęła ona do takich środowisk, istnieją: modlitwa, umartwienie, życie duchowe, tysiąc razy bardziej przydatne niż nieostrożne wejście tam apostoła. Złagodzą one gniew Boży. Przechylają szalę na stronę miłosierdzia. Bowiem to one przenikają do środowisk, uważanych przez wielu za odporne na działanie Boga. A hagiografia katolicka daje nam tego niezliczone przykłady. Czyż nie było przypadku wspaniałego nawrócenia, dokonanego na bezbożnym chłopaku, nagle poruszonym dobrymi uczuciami, gdy ten w czasie karnawału założył na siebie dla żartu habit św. Franciszka? To sam wybryk jego fantazji go nawrócił. Mądrość Boża może nawet wykorzystać czyjeś kpiny dla dokonania nawróceń. Lecz o te nawrócenia należy się starać. Możemy je wywalczyć bez żadnego ryzyka dla naszej duszy, łącząc nasze życie duchowe, nasze modlitwy i ofiary z nieskończonymi zasługami naszego Pana Jezusa Chrystusa. Moim zdaniem natomiast nie ma lepszego ani bardziej skutecznego apostolatu przenikania niż ten, który realizują mniszki zakonów kontemplacyjnych, zamknięte nakazem swojej Reguły Zakonnej w czterech ścianach klasztoru. Benedyktynki, kamedułki, karmelitanki, dominikanki, wizytki, klaryski, sakramentki: oto prawdziwe bohaterki apostolatu przenikania.

– A. M. D. G.

Plinio Corrêa de Oliveira


(„O Legionário”, nr 559, 25/4/1943)

Niedziela Męki Pańskiej czyli Niedziela Palmowa

Chrystus nie wjechał do Jerozolimy na ognistym rumaku, – symbolu oręża i wojny, ale na osiołku, – który jest symbolem pokoju i pokory.

Niedziela Palmowa otwiera Wielki Tydzień.

 

Nazwa  tego dnia   pochodzi  od wprowadzonego w XI w. zwyczaju święcenia palm. Liturgia   bowiem wspomina uroczysty wjazd Jezusa do Jerozolimy, bezpośrednio poprzedzający Jego Mękę i Śmierć na Krzyżu.

Witające go tłumy rzucały na drogę płaszcze oraz gałązki, wołając: — „Hosanna Synowi Dawidowemu”.

O   uroczystym   wjeździe   Pana   Jezusa   do   Jerozolimy piszą wszyscy czterej Ewangeliści.   — Samo  to świadczy, —   jak wielką  rangę  przywiązują  do  tego wydarzenia z życia Jezusa Chrystusa.

Pierwsze   wzmianki   o   formowaniu   się   Wielkiego  Tygodnia znajdują się w pamiętniku słynnej pątniczki  —  Egerii.

Świadczą   one   o   formowaniu się liturgii dwutorowo   — z jednej strony akcentowano wydarzenia z  życia Chrystusa — (Męka, Śmierć i Zmartwychwstanie), —  z   drugiej   zaś  nadawano   charakter   historyczny, wiążąc wydarzenia z datami.

W  procesji uczestniczyło wiele dzieci, śpiewano radosne pieśni. —  W czasach późniejszych procesje przyjęły się na Wschodzie.  Wprowadzano   po  woli elementy dramaturgiczne. Niesiono Krzyż, biskup,  jako reprezentant Chrystusa wjeżdżał do Jerozolimy na osiołku.

Prawdopodobnie   zdecydowanie   później  zwyczaj urządzania procesji przyjął się na Zachodzie.   Otóż   za  czasów Leona Wielkiego  obchodzono Niedzielę Męki Pańskiej, ale nie było procesji, czytano natomiast uroczyście Pasję  według św. Mateusza.

Dopiero  dokumenty z IX wieku poświadczają, że obchody Niedzieli Palmowej związane były z bardzo uroczystymi procesjami.

Procesje zwykle rozpoczynały się poza miastem i podążały do kościoła. Uczniowie i dzieci rozkładali swoje płaszcze,   —  a  w chwili śpiewania Hymnu Ave Rex noster   — padali na ziemię.

W procesji niesiono Ewangelię lub Najświętszy Sakrament.  Ludzie mieli palmy, które błogosławiono.

Z   IX  wieku pochodzi Hymn Gloria laus napisany ku czci Chrystusa Króla przez Teodulfa z Orleanu,  zachowany w liturgii do dziś.

Po dojściu do kościoła odprawiano uroczystą Mszę św. o Męce Pańskiej.

Aż  do reformy z 1955 r.  istniał zwyczaj, że celebrans wychodził w Niedzielę Palmową przed kościół,  a bramę świątyni zamykano.

Kapłan   uderzał   w   nią   Krzyżem   trzykrotnie, wtedy   dopiero  brama otwierała się  i kapłan z uczestnikami procesji wstępował do wnętrza kościoła, aby odprawić Mszę świętą. Symbol   ten   miał wiernym przypominać, że  —  zamknięte niebo zostało nam otworzone dzięki zasłudze Krzyżowej Śmierci Chrystusa.

Obecnie   kapłan   w   Niedzielę   Palmową   nie   przywdziewa   szat pokutnych, — fioletowych,   — jak to było w zwyczaju dotąd,   — ale czerwone. Procesja zaś ma charakter triumfalny.

Chrystus   wkracza   do   świętego   miasta   jako   jego   Król   i  Pan,  odbiera spontaniczny hołd od mieszkańców Jerozolimy.

Przez   to Kościół chce podkreślić, że kiedy Chrystus Pan za kilka dni podejmie się tak okrutnej śmierci, — to jednak nigdy nie pozbawi się Swojego majestatu królewskiego i prawa do panowania. Przez Mękę zaś Swoją i Śmierć  —  to prawo jedynie umocni.

Godność  królewską Chrystusa Pana akcentują antyfony i pieśni, które śpiewa się w czasie rozdawania palm i procesji.

Liturgia Niedzieli Palmowej jest rozpięta między dwoma momentami:  — radosną procesją z palmami  —   oraz   czytaniem   —  jako Ewangelii  —  Męki   Pańskiej   według   jednego   z trzech Ewangelistów: Mateusza, Marka lub Łukasza  (Mękę Pańską wg św. Jana czyta się podczas liturgii Wielkiego Piątku).

W ten sposób Kościół podkreśla, że —    triumf   Chrystusa   i  Jego Ofiara są ze sobą nierozerwalnie związane.

Zwyczaj poświęcania palm wprowadzono do liturgii dopiero w wieku XI.

Wierni   przechowują je przez cały rok, aby w następnym   roku   mogły   zostać   spalone na popiół, którym są posypywane nasze głowy w Środę Popielcową.

Procesja   z   palmami   jest  z jednej strony upamiętnieniem wydarzenia sprzed wieków,  z drugiej zaś naszym kroczeniem wraz z Chrystusem   ku   ofierze,   którą   dzisiaj  jest Msza święta.

Ogłaszając   Chrystusa   Królem  —  zgadzamy się w ten sposób na to, że   —  nasza  droga do Ojca prowadzi zawsze przez Krzyż.

W   Polsce   Niedziela   Palmowa  nosiła także nazwę    Niedzieli     Kwietnej,  bo   zwykle przypada w   kwietniu,  kiedy  to pokazują się pierwsze kwiaty.

W Niedzielę Palmową  po Sumie — odbywały się  w  kościołach Przedstawienia Pasyjne.

Za   czasów   króla   Zygmunta   III  istniały   zrzeszenia aktorów-amatorów, którzy w roli Chrystusa,   Kajfasza,   Piłata,  Judasza itp.  —  chodzili  po miastach i wioskach i odtwarzali Misterium Męki Pańskiej.

Najlepiej i najwystawniej organizowały ten rodzaj przedstawienia klasztory.

Do   dnia   dzisiejszego   Pasyjne  Misteria ludowe odbywają się w każdy Wielki Tydzień w Kalwarii Zebrzydowskiej.

Palmy w Polsce zastępują często gałązki wierzbowe z baziami.  Po ich poświęceniu zatyka się je za Krzyże i Obrazy,   by   strzegły  domu od nieszczęść i zapewniały błogosławieństwo Boże.  Wtykano także palmy na pola, aby Pan Bóg strzegł zasiewów i plonów przed gradem, suszą i nadmiernym deszczem.

Już   za tydzień Święta Wielkanocne,   — największe i najważniejsze święta dla wszystkich wierzących katolików.

Dzisiaj Niedziela Palmowa, która rozpoczyna najistotniejszy tydzień w kościele katolickim   —  Wielki Tydzień.

Tradycyjnie w tę niedzielę pójdziemy do kościoła z palmami, dla upamiętnienia wjazdu Chrystusa do Jerozolimy —  i jako symbol odradzającego się życia.

Fakt,   iż   tradycja   obchodzenia   Niedzieli   Palmowej   jest w Polsce tak silnie zakorzeniona  świadczy   o   wielkim  przywiązaniu ludzi do tradycji chrześcijańskiej.

Obyśmy   nie   zapominali   przekazywać   tej  Tradycji następnym pokoleniom, bowiem   to, co   w narodzie   niezniszczalne  to   historia i tradycja  przekazywana z pokolenia na pokolenia.

(…)

Poświęcenie   palm   ma   miejsce –   jak   zawsze  zresztą w starej formie rytu – przed rozpoczęciem Mszy św.  W   głównej   modlitwie   kapłan   przedstawia   Bogu   dwa   cele   obchodzenia uroczystości   wjazdu   Jezusa do Jerozolimy:   — „zwycięstwo nad wrogiem i rozmiłowanie się w uczynkach miłosierdzia”.

Co oprócz tego wyraża Niedziela Palmowa?

Niedziela   Palmowa   mówi   o zwycięstwie, ale dodatkowo w jej kontekście sprecyzowane jest,  jakie to ma być zwycięstwo.  Chrystus nie wjechał do   Jerozolimy na ognistym rumaku,   — symbolu oręża i wojny,   —  ale   na   osiołku,   który   od  najdawniejszych czasów był symbolem pokoju i pokory.

Niedziela   Palmowa  ma nam więc zasygnalizować, iż   — podążanie ścieżkami Chrystusa   w   naszym   życiu   —  jest radykalnie   odmienne od scenariuszy, uznawanych powszechnie przez doczesny świat.

Tak   jak   Chrystus   w   ten   sposób   nie   spełnił  oczekiwań Żydów,   —  którzy spodziewali się wjazdu potężnego władcy,   — tak też i my naśladując Go  — nie będziemy spełniać oczekiwań tego świata.

Dlatego   spotka   nas   niewątpliwie   ból i cierpienie,   — natomiast prawdziwe zwycięstwo czeka nas w niebieskim Jeruzalem.

Wjazd Chrystusa do Jerozolimy Pietro Lorenzetti /fresk / Galeria obrazów FineArtExpress

O, osiołku szczęściarzu, sławny stałeś się w świecie, bo w Niedzielę Palmową Boga wiozłeś na grzbiecie!

***

Na wstępie Wielkiego Tygodnia liturgia przedstawia wiernym w syntetycznym skrócie   Tajemnicę   Wielkanocną   —  przejście  przez Mękę i Krzyż do chwały Zmartwychwstania.

Procesja wskazuje na cel i owoc ofiary Zbawiciela. — Jest nim zwycięstwo nad szatanem, grzechem i śmiercią. We Mszy świętej rozważamy cenę za jaką zwycięstwo zostało osiągnięte.

Wg. nowego kalendarza liturgicznego —  jest   to 6.  niedziela Wielkiego Postu, nazywana   Niedzielą   Palmową,   czyli Męki Pańskiej,   — rozpoczyna obchody Wielkiego Tygodnia. — Liturgia   Kościoła   wspomina uroczysty wjazd Pana Jezusa do Jerozolimy, a także rozważa Jego Mękę

Lippi Memmo / ArtBible.org

I my dzisiaj przy śpiewie uroczystych Antyfon i Hymnów idziemy za Krzyżem, który kiedyś otworzy nam bramy nieba.

Zielone gałązki są symbolem odradzającej się przyrody i zwycięstwa życia nad śmiercią.

Poświęcone  palmy zatkniemy w naszych domach za Krzyżem  — i będą nam przypominać o zwycięstwie Chrystusa nad Szatanem.

Oczyszczenie Świątyni  (1600), El Greco

____________________________

Żydomasońska prowokacja Konferencji Episkopatu Polski.

Obraz tytułowy przedstawia wskrzeszenie Łazarza.

Kapłani posługujący wobec umierających, szczególnie w hospicjach, mają doświadczenia cudów uzdrowienia umierającego człowieka po przyjęciu sakramentów. Czasem nawrócenie i przyjęcie Komunii Świętej wystarczy, by wrócić życie człowiekowi przez medycynę skazanego na śmierć.

Jakim więc cudem Episkopat wpadł na demoniczny pomysł, by z okazji epidemii koronawirusa zachęcać wiernych do „duchowej komunii”, albo do aktów profanacji Pańskiego Ciała – Komunii na rękę. Historia ludzkości zna fakty, kiedy epidemie mijały, gdy ludzie odwracali się od grzechów, pokutowali, nawracali się i adorowali Chrystusa w Komunii Świętej. Historia świata zna świętych, których ciała nie podlegają rozkładowi. Oni przyjmując za życia z czcią Ciało Pańskie, zachowali życie wieczne i nawet ich ciała nie podległy rozkładowi.

„Jam jest chleb życia. Ojcowie wasi jedli mannę na pustyni i pomarli. To jest chleb, który z nieba zstępuje: kto go spożywa, nie umrze. Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. (…) Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie. Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym. Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew moja jest prawdziwym napojem. Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije, trwa we Mnie, a Ja w nim.” J 6, 35-n.

Jakże więc Komunia Święta mogłaby roznosić śmierć?

Święty Paweł mówi:

„Bądźcie naśladowcami moimi, tak jak ja jestem naśladowcą Chrystusa. Pochwalam was, bracia, za to, że we wszystkim pomni na mnie jesteście i że tak, jak wam przekazałem, zachowujecie tradycję. Chciałbym, żebyście wiedzieli, że głową każdego mężczyzny jest Chrystus, mężczyzna zaś jest głową kobiety, a głową Chrystus – Bóg.” 1Kor 11,1-3

Zachowywanie Tradycji jest zachowaniem prawa Apostolskiego. Zachowywanie tradycji – w Polsce tysiącletniej klękania do Komunii i przyjmowania Pańskiego Ciała na usta to zachowywanie Tradycji.

O zdrowiu ciała święty Paweł mówi:

„Podobnie, skończywszy wieczerzę, wziął kielich, mówiąc: Ten kielich jest Nowym Przymierzem we Krwi mojej. Czyńcie to, ile razy pić będziecie, na moją pamiątkę. Ilekroć bowiem spożywacie ten chleb albo pijecie kielich, śmierć Pańską głosicie, aż przyjdzie. Dlatego też kto spożywa chleb lub pije kielich Pański niegodnie, winny będzie Ciała i Krwi Pańskiej.

Niech przeto człowiek baczy na siebie samego, spożywając ten chleb i pijąc z tego kielicha. Kto bowiem spożywa i pije nie zważając na Ciało Pańskie, wyrok sobie spożywa i pije. Dlatego to właśnie wielu wśród was słabych i chorych i wielu też umarło.” 1 Kor 11, 25-31.

Msza Święta nie jest ucztą. Kiedy skończył się posiłek, wtedy Pan Jezus ustanowił Mszę Świętą. Msza Święta nie była posiłkiem, Msza Święta była uobecnieniem Męki, Śmierci, Ciała i Krwi Chrystusa i odbyła się po wieczerzy. Nie była wieczerzą. Nie ma żadnego uzasadnienia traktowania Mszy Świętej i Ciała Pańskiego jako zwykłego posiłku, który może roznosić zarazki.

Święty Paweł mówi, co jest przyczyną śmierci i słabości chrześcijan. Jest to grzech. W kontekście Mszy Świętej jest to niegodne spożywanie Ciała i Krwi Pańskiej. Wcześniej Bóg z liście pawłowym przypomina o kościelnej hierarchii, i sam nakazuje zachowywać Tradycję, zaraz potem napomina, aby zważać na Ciało Pańskie, aby nie spożywać Go niegodnie.

Co to znaczy niegodnie? W grzechu ciężkim, to wiemy. Ale także podawanie Go na rękę jest niegodziwością, żydowską prowokacją ukazującą niewiarę polskiego Episkopatu w Ciało Chrystusa, które jest źródłem uzdrowienia fizycznego i duchowego. Znani są mistycy, którzy pożywiali się całymi latami tylko Eucharystią.

Jak można powiedzieć, że najświętsze Ciało Zbawiciela może być nośnikiem choroby?

Naturalistyczne podejście do Komunii Świętej ukazuje nam niewiarę w rzeczywiste przeistoczenie chleba i wina w Ciało i Krew. W Gietrzwałdzie Matka Boża mówiła o uzdrowieniu, które będzie udziałem niektórych chorych, kiedy się nawrócą i będą odmawiać Różaniec. Episkopat, mając wiele duchowych narzędzi, w okresie Wielkiego Postu, kiedy powinien nawoływać do pokuty i nawrócenia, rozważania Męki Pańskiej, mógłby zarządzić ogólnopolskie pokutne dni, przepraszające Boga za pochody sodomickie, za obrazę wizerunków maryjnych, za kpinę z Mszy Świętej, za poniżenie Wiary Katolickiej i obyczajów chrześcijańskich, które dokonywały się w ubiegłym roku masowo na polskich ulicach. Naród polski zasługuje na Bożą karę, za przyzwolenie i brak reakcji na poniżanie obyczajów i czci dla Najświętszego Sakramentu. Episkopat wpadł na pomysł ograniczania rozdawania jedynego pokarmu dającego życie fizyczne i duchowe, i profanacji Ciała Pańskiego przez rozdawanie Komunii Świętej na rękę.

Episkopat chce zdiablić polski Kościół. Zamiast prowadzić do pokuty i klęczenia przed Bogiem, co byłoby sposobem na zyskanie Bożej litości, biskupi pod pozorem bezpieczeństwa chcą wprowadzać praktyki ograniczania łaski Bożej w narodzie polskim. Chcą wierzących wprowadzić pod pozorami troski o ich życie do praktyki niszczenia pobożności, profanowania Ciała Pańskiego. Wykorzystując epidemię, która Polski jeszcze nie dotknęła na skale masową, i nie wiadomo, czy jej zakres będzie w ogóle powszechny, Episkopat chce doprowadzić do niszczenia tysiącletniego polskiego obyczaju Komunii Świętej na kolanach i do ust.

We Włoszech żadne instytucje, jadłodajnie, sklepy, urzędy, kawiarnie, inne miejsca, w których ludzie się gromadzą nie zostały zamknięte, jedynym zagrożeniem dla zdrowia ludzkiego okazały się kropielnice i Komunia Święta! Żadnych kawiarni nie pozamykano, baseny działają, bary i restauracje funkcjonują, tylko na początku Wielkiego Postu katolicy w niektórych prowincjach Włoch nie mogli świętować środy popielcowej i przyjąć Komunii Świętej. Żydomasońskie sterowanie episkopatami krajów Europy widać z daleka. Na ludności dokonuje się masowej psychomanipulacji, stokrotnie podwyższa ceny maseczek ochronnych, niedługo zacznie się zarabianie na szczepionce przez koncerny farmaceutyczne, media będą nakręcać panikę, i wszyscy świetnie na tym zarobią, a kościoły się pozamyka jako jedyne miejsca zagrożenia społecznego w czasie epidemii.

Przypominamy wyczyny Episkopatu, świadczące o zdalnym sterowaniu przez masonerię:

  1. Dzień Matki w ubiegłym roku został zniszczony przez list Episkopatu o księżach pedofilach w Kościele;

  2. Święto Miłosierdzia Bożego zostało zasypane eurośmietniskiem ekologicznego nawrócenia i segregowania odpadów, w którym to liście o łasce odpustu zupełnego dla nawracających się grzeszników, przyjmujących pobożnie sakramenty ani słowa nie było.

  3. Ostatni wymysł Episkopatu: zorganizowanie kościelnej zbiórki na koszty prawne obsługi sodomitów. Można zorganizować w Kościele zbiórkę na pedała? Można.

Teraz zaś urzędnicy Episkopatu chcą sprofanować Najświętszy Sakrament wbrew kanonom Kodeksu Prawa Kanonicznego i znieść z powierzchni polskiej ziemi tysiącletni obyczaj przyjmowania Komunii Świętej na kolanach i do ust. Obyczaj ten, jako najlepsza, najpełniejsza realizacja prawa kościelnego nie ma prawa być zniesiony. Episkopat dokonuje pogwałcenia prawa kościelnego, to zaś sprowadza karę Bożą. Polacy, którzy przyłączą się do tej profanacji będą sami ściągali na siebie Bożą karę. Zamiast odsunąć zagrożenie życia epidemią, sami na nią zasłużą.

Unikanie Komunii Świętej, profanowanie Ciała Pańskiego przez branie Go na rękę, nie przyniesie ozdrowienia i zatrzymania choroby. Może wysłużyć Polakom karę Bożą, jak Sodoma i Gomora zasłużyła na ogień z nieba.

Akcja ta trwała od jakiegoś czasu. Zmiany wiary i obyczajów w Polsce mimo wszystko idą opornie. Epidemia stała się dla żydomasonerii świetną okazją do rozliczenia się w polska pobożnością eucharystyczną.

Dlatego też kto spożywa chleb lub pije kielich Pański niegodnie, winny będzie Ciała i Krwi Pańskiej (…). Dlatego to właśnie wielu wśród was słabych i chorych i wielu też umarło”. 1 Kor 11.

Jeśli będziemy umierać z powodu epidemii, to nie dlatego, że przyjmowaliśmy Komunię Świętą. Jeśli będziemy brać Komunię Świętą na rękę, będziemy winni profanacji Ciała Pańskiego i pod pozorami pobożności sami będziemy deptali Ciało Chrystusa. Nie dość okazywania wzgardy Bogu przez rozdawanie Komunii przez niepoświęconych mężczyzn. Nie dość przez kobiety zakonnice, z których powinno się zedrzeć publicznie łachy, które udają, że to pokorne Boże służebnice. Nie ma mężczyzn w polskim narodzie, i kobiet mających Boga w sercu? Tak wiele się mówi o roli świeckich, ale najwyraźniej są oni potrzebni masonom tylko do rozwalania pobożności i gorszenia a nie do zachowania Tradycji Świętej i prawdziwej pobożności.

A przecież kapłani dawnych czasów wiedzieli. Bazyli Wielki uczy nas:

„Moim zdaniem trzymanie się niepisanej tradycji jest zgodne z nauką apostoła, który mówi: Pochwalam was za to, że we wszystkim pomni na mnie jesteście i że tak jak wam przekazałem zachowujecie tradycję, oraz: Trzymajcie się tradycji, o których zostaliście pouczeni bądź żywym słowem, bądź za pośrednictwem listu; jedną z tych tradycji jest ta, o której właśnie mówimy, a którą głosiciele nauki ustanowieni na początku przekazali swoim następcom i która zakorzeniła się w Kościele przez długotrwałą praktykę i trwała w ciągłym użyciu.

Jeśli zatem brakuje nam dowodów pisanych, a przedstawiamy wam jak w sądzie wielu świadków, to czyż nie uzyskamy od was przychylnego wyroku? Takie jest moje zdanie: Wszelki dowód opierać się będzie na zeznaniach dwóch albo trzech świadków. A jeśli dowiedziemy wam, że długi czas świadczy na naszą korzyść, czyż nie uznacie, że mamy rację twierdząc, że wasz zarzut przeciwko nam należy odrzucić? Starożytne bowiem nauki zasługują na szacunek, a ich powagę potwierdza ich dawność, niczym siwizna.”

Oraz:

Gdybyśmy odrzucili niepisane zwyczaje jako pozbawione wszelkiego znaczenia, wyrządzilibyśmy skrycie szkodę Ewangelii w jej głównych punktach, a raczej naukę katechetyczną zamienilibyśmy w puste słowa.

Kanony Ojców Greckich, Bazyli Wielki, kanony 91-92

Odrzucając więc tradycję Komunii Świętej do ust i na klęczkach, pozwalając na szafarzy świeckich i kobiety rozdające Komunię, każdy kapłan i świeccy są winni zbrodni świętokradztwa. Są winni zapaści powołań kapłańskich, gdyż nikt poważny nie idzie pełnić funkcji, które pozbawione są treści.

Do pustosłowia powołań nie będzie.

Do czytania o śmietnikach powołań nie będzie.

Do ogłaszania z ambon listów o księżach pedofilach powołań nie będzie.

Do robienia zrzutek na pedała powołań nie będzie.

Do dyskotek w kościołach powołań nie będzie.

Do profanowania przez dawanie Ciała Pańskiego do niepoświęconych rak świeckich mężczyzn i kobiet powołań nie będzie.

Jeśli nie chcemy umierać w grzechach, nie rezygnujmy z sakramentów. Jeśli oszalały proboszcz nie będzie pozwalał na usta przyjąć Komunii Świętej, siadajmy w auta i jedźmy do miejsc, gdzie przy Ołtarzu zjednoczonym z Tabernakulum Msza Święta tradycyjnie się odprawia. Dołóżmy drogi i jedźmy tam, gdzie Komunii Świętej tradycyjnie się udziela. Uciekajmy od świeckich rozdawaczy Komunii Świętej jak od zarazy. Jest to zaraza gorsza, niż epidemia koronawirusa. Koronawirus może zabrać tylko życie ciała. Niszczenie Tradycji ojców jest przeklęte przez Kościół.

Uciekajmy od diabolicznych zakonnic podających Ciało Pańskie, uciekajmy, byśmy nie zasłużyli na gniew Świętych Apostołów Piotra i Pawła.

Życie trwa i się kończy. Jedni żyją długo inni krócej. Młodych ludzi zabierają wypadki, nowotwory, i umrzeć po prostu trzeba.

Nie warto przed śmiercią do swych grzechów dodawać grzechy świętokradztwa, one nie zabezpieczą nas przed wirusem. One śmierci nie oddalą.

Wierzymy w Boga? Więc wiemy, że śmierć przyjdzie, a warto być gotowym na przyjście Pana i mieć serce pełne łaski Bożej, jak mądre panny, które nie martwiły się o nic jak o to, by mieć lampy duszy napełnione łaską. Starajmy się uszanować Boga i sprawiedliwie traktować Jego dary, a On zatroszczy się o nas. Odmawianie sobie sakramentów jest zawsze odmawianiem sobie jedynej rzeczy, która w momencie śmierci jest nam naprawdę potrzebna. Nie dajmy sobie zabrać Sakramentów i godnego przyjmowania Chleba Anielskiego.

To Ciało, które zachowało się od zepsucia i zamiast rozsypać się w proch, powstało z martwych i przybrało postać ciała doskonałego, nie może człowiekowi w żaden sposób ani życia ani zdrowia odebrać.

„Starajcie się naprzód o królestwo Boga i o Jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane” (Mt 6, 31-33)

Opublikowane przez Święta Tradycja versus ocean przeciwności.

Środa popielcowa – początek Wielkiego Postu.

W   środę przypada  Popielec.  —  Rozpoczął  się  40-stodniowy okres   Wielkiego Postu, przez który przygotowujemy się do przeżywania Świąt Wielkanocnych.

W tym dniu obowiązuje ścisły post. — Na znak pokuty i umartwienia  posypujemy głowy popiołem.

Wielki Post w Kościele to czas pokuty i nawrócenia przez post, jałmużnę i modlitwę.

Zobacz:

 

CZŁOWIEK W STOSUNKU DO RELIGII I WIARY

 

Czym jest wiara dla człowieka? Zgodność jej z rozumem i konieczność. – Wiara w objawienie Boże nie sprzeciwia się rozumowi, ale jest potrzebą zasadniczą wszystkich ludów, skarbem najwznioślejszych pojęć. – Jak religia tak i wiara religijna jest naszym obowiązkiem. – Niemożebność religii naturalnej z dziejów i filozofii widoczna.

 

Poprzednie uzasadnienie wiary otwarło nam drogę do rozstrzygnięcia drugiej kwestii żywotnej, na początku przez nas postawionej: czym jest wiara dla człowieka?

 

Pobudką skłaniającą nas do bliższego roztrząśnięcia tej kwestii są obecne nasze stosunki religijno-społeczne. Tysiące ludzi nie znają wpływu wiary, bo w duszy ich zgasło jej światło, starł się może ostatni jej ślad. Żaden system naukowy, żadna hipoteza nie liczy tyle wrogów – jak wiara. W naszym wieku, w każdej niemal warstwie społeczeństwa, można się spotkać z jej przeciwnikami, co w imię rozumu lub też dobra ludzkości przeciw niej występują. Do tych wszystkich zawołać by należało: „wierzcie i w życiu podług wiary postępujcie, a wtedy poznacie, czym wiara jest dla człowieka!”.

 

Wiara religijna jest to uznawanie za prawdę wszystkiego, co nam Bóg objawił o Sobie samym, i o naszym do Niego stosunku, czyli innymi słowy, wiara religijna, jest to przyjęcie religii objawionej z przekonaniem o jej prawdziwości. Ale czyliż istnieje religia objawiona? Czyż mówiąc w ogóle, jest ona możebną? Na to później damy odpowiedź. Obecnie przypuszczając ją na chwilę bez dowodu – przypatrzmy się samej istocie wiary.

 

Gdyby wiara w objawienie zawierała w sobie coś przeciwnego godności człowieka, Bóg nie dałby mu objawienia i nie żądałby wiary: bo Bóg nie może na stworzoną przez siebie naturę wkładać obowiązków sprzeciwiających się jej istocie.

 

Czy więc wiara zgodną jest z rozumem człowieka? Oto pierwsze pytanie, na które jasną a niezawodną znajdziemy odpowiedź w sobie samych. Rozum nasz w całym zakresie swego poznawania na wierze opierać się musi. Nawet w naturalnym poznawaniu, wiara niepoślednią odgrywa rolę. Poznawanie bezpośrednie ograniczone jest bardzo ciasnym kołem zmysłowych spostrzeżeń. A chociaż duchowy wzrok rozumu potężnie rozszerza ten widnokrąg siłą wnioskowania, jednak podstawa jego tkwi zawsze w doświadczalnym spostrzeganiu zmysłów. Ileż prawd, ile wiadomości byłoby zakrytych przed nami, gdyby wiara nie odsłaniała nam nowego widnokręgu! Czegośmy sami nie doświadczyli, czego nie zdobyliśmy własną pracą, własnym uciążliwym badaniem, tego dowiadujemy się od innych, korzystając z ich doświadczenia, z ich osobistej wiedzy. To cudze doświadczenie, tę nie naszą wiedzę przez drugich nam objawioną, przyjmujemy za prawdę, bo przekonani jesteśmy, że ani oni w swej wiedzy nie pobłądzili, ani nas też w błąd wprowadzić nie chcieli. Bóg tak ukształcił naszą naturę, że ciasne granice własnych spostrzeżeń i socjalny charakter naszej natury dopełniają się nawzajem. Drogą zaś wzajemnego uzupełniania się jest – nauka i wiara. Wiara ta jest nadto konieczną potrzebą, wymaganiem naszej natury. Wszelkie wychowanie opiera się na wierze, wszelka nauka, wszelkie kształcenie posługuje się wiarą jako pierwszorzędnym środkiem, jako niezbędnym narzędziem. Wprzód nim dziecko pojmować i rozumieć zacznie – wierzyć musi: wiara jest dlań podstawą prawdziwej umiejętności. Gdyby wiara nie istniała, to jakżeż mogłoby dziecię tego mężczyznę uznać ojcem, tę niewiastę nazwać matki imieniem, ten majątek mienić swoją ojcowizną, to nazwisko z prawa przypadającym mu dziedzictwem?!

 

W życiu ludzkim nie masz żywotniejszego pierwiastka nad wiarę. Ona to stanowi dźwignię całego społecznego życia od najniższych jego pojawów, aż do najwznioślejszych czynów – zawsze i wszędzie, we wszystkich stosunkach socjalnych, koniecznym, niezbytym warunkiem – jest wiara. W sklepie wierzymy w pochodzenie, dobroć i wartość towarów. W trybunale sprawiedliwości sędzia wierzy świadkom i na ich zeznaniach opierając swój wyrok rozstrzyga o życiu lub śmierci. Panujący oznajmia narodowi, że kraj jest zagrożony niebezpieczeństwem lub jego prawa zgwałcone przez nieprzyjaciela, i wzywa poddanych do broni – a naród wierzy i w duchu tej wiary niesie w ofierze majątek i krew własną w obronie praw i bezpieczeństwa ojczyzny.

 

Wiara więc nie sprzeciwia się rozumowi, lecz owszem jest właściwym, naturalnym jego żywiołem. Czemuż by zatem temu samemu rozumowi nieodpowiednim być miało, skoro Bóg swą mądrość lub wolę nam objawia? Gdzież różnica między jedną a drugą wiarą? Chyba ta tylko, że nie kto inny, ale właśnie Bóg objawia nam swą wiedzę. Każdy nauczyciel od uczniów swoich wiary się domaga – a Bóg z nieskończoną mądrością swoją miałżeby nie zasługiwać na wiarę? Kiedy podróżnik z dalekich wracający krain, opisuje nam ziemie, które zwiedził, jakże chętnie wierzymy jego słowom; czemuż więc ma być przeciwne rozumowi naszemu, wierzyć Bogu opowiadającemu o wielkości i majestacie swego królestwa? Wszak mądrość i wiarogodność Boga daleko skuteczniej skłaniać powinna nasz rozum do uwierzenia Jego słowom. A ów utarty aforyzm: „nie wierzę w to, czego nie widzę”, może-li mieć jakiekolwiek zastosowanie? My wszyscy przecież wierzymy niezachwianie w tyle najrozmaitszych faktów i wydarzeń, których nigdy nie widzieliśmy, i nigdy widzieć nie będziemy! Mówią też: „nie wierzę, bo nie rozumiem”. A jednak w ileż to rzeczy człowiek wierzy, ile rzeczy wie nawet, których nie rozumie. Wielu wierzy a nawet z zasad naukowych wyprowadza ten pewnik, że planety niewidzialną siłą związane są ze słońcem. Lecz czyż kiedykolwiek zrozumiał kto ten węzeł tajemniczy? czy przeniknął jego naturę? Nie masz więc żadnej racji, żadnej przyczyny usprawiedliwiającej zarzut sprzeczności między rozumem i wiarą. Poparcie i uzasadnienie tej prawdy znajdujemy w dziejach narodów. One jasno dowodzą, że wiara religijna była zawsze niezbędną potrzebą każdego społeczeństwa.

 

U wszystkich narodów, we wszystkich czasach – jak to już Plutarch przeciw Kolotesowi dowodził (1), – znajdujemy ołtarze, świątynie, religijne obrządki. Wszystkie idee łączące z sobą ludzi wszelkiego stanu, wszelkiej płci i wieku, wypływają po największej części z wiary; wiara to określa bliżej, szczegółowiej owe nieliczne i tylko ogólnikowe pojęcia o Bogu, które sam rozum podaje. Żaden jeszcze naród nie odrzucił tej wiary, jakkolwiek nieraz potworne fałsze były jej przedmiotem. Skądże ta dziwna łatwość w wierzeniu obok powszechności wiary? Gdyby wiara nie zapełniała próżni dotkliwie czuć się dającej w życiu doczesnym, to z pewnością jej władza nie rozciągałaby się tak szeroko i potężnie. Podobnie jak cała ludzkość wszystkich wieków, ras i stanów je i pije pod naciskiem istotnej, niepokonalnej potrzeby, tak też i wierzy z tychże samych powodów. A jeśli prawdy nie znajdzie, to wymyśla bajki, byle tylko mieć jakiś przedmiot wiary (2). Czemu zabobonność panuje w tak olbrzymich rozmiarach właśnie tam, gdzie błędna oświata stłumiła wszelką pozytywną wiarę? Gdy filozofia niewiary w końcu ubiegłego stulecia święciła swój tryumf we Francji, wówczas wprawdzie zagasła wiara w jednego Boga, lecz za to rozpanoszyła się wiara w szatana. Tak świadczy Portalis (3), powołując się na słowa jednego z kustoszów biblioteki narodowej, że za jego czasów żądano po największej części tylko kabalistycznych i o czarach traktujących książek. A dzisiejszy Berlin, ileż to liczy wróżbiarek, które nie wahają się kunszt swój zalecać, i to w pismach pierwszorzędnych, i niemało mają klientów i klientek z najlepszego towarzystwa. A nowoczesny spirytyzm czyżby doszedł do takiego rozkwitu, gdyby serce ludzkie nie czuło głodu i pragnienia wiary?

 

Ale nie dość na tym. Wiara dostarcza rozumowi nieprzebranych skarbów prawd najwznioślejszych. Człowiek żyje wprawdzie na ziemi, w czasie, ale ani ziemia, ani czas nie wystarcza jego duchowi. Duch ten rwie się gwałtem poza granice ziemi, poza obręb czasu, w tajemnicze krainy wieczności i nadzmysłowego świata. Jakieś przeczucie zrosłe z sercem człowieka, jakiś głos brzmiący w głębi jego duszy, woła nań ustawicznie, że przecież musi być coś poza tym światem materii, poza tym pajęczym wątkiem krótkiej doczesności. Każdy człowiek myślący, który siłą złej woli głosu prawdy w sobie nie przytłumia, koniecznie w końcu zapytać się musi: co się ze mną stanie, gdy bramy śmierci staną mi otworem? Jest to zagadka, której rozwiązanie, ważne a przerażające, obojętnym być mu nie może. Czyż w takiej chwili nie chwyta człowiek za ową dłoń, która go obiecuje wyprowadzić z tego labiryntu niepewności? Czyż wówczas nie dzieje się z nim tak samo, jak z owym rzezańcem królowej Kandaki, który z radością przyjął Filipa za towarzysza podróży, skoro ten podjął się rozwiązać wyczytane przezeń trudności (4).

 

Jeśli tylko człowiek rozumem się powoduje, wtedy dojdzie niezawodnie do poznania Boga, wtedy uzna obowiązek czci religijnej i powinność pełnienia woli Bożej. Ale jakżeż niewiele wyczytać on może w księdze przyrody! Jego pragnienie dokładniejszego poznania swego Stwórcy i Dobroczyńcy tym się nie zaspokoi. On żąda widzieć więcej – w jaki sposób czcią ma otaczać swego Boga, jaki hołd poddaństwa Jemu oddawać powinien, przez co ma w szczególności wypełniać świętą Jego wolę. O tym wszystkim poucza go rozum niewyraźnie, ogólnikowo, pozostawiając w duszy tysiące nierozwiązanych wątpliwości. Jak mało jest ludzi, co z labiryntu tych trudności drogę wyjścia znaleźć potrafią! Jednym, brak światła w pojęciach stoi na przeszkodzie. Inni znów nie mają dość czasu, by się zabawiać rozwiązywaniem tak poważnych kwestyj, bo ich pochłania troska o chleb powszedni. A jednak wszystkich bez wyjątku świętym jest obowiązkiem Boga czcić i Jemu służyć. Widoczna więc i nieodzowna okazuje się potrzeba jakiegoś mistrza, nauczyciela, któryby wszystkie usunął wątpliwości i tak nieumiejętnym jak i zatrudnionym niósł światło prawdziwej wiedzy. Z potrzeby zaś nauczyciela wypływa potrzeba wiary (5).

 

Objawy zwyczajne w przebiegu życia ludzkiego potwierdzają prawdę tego cośmy powiedzieli (6). Dopóki krew młodzieńcza żywiej krąży w żyłach, dopóki wiek męski jeszcze nie przeszedł, inne dążności i pragnienia stają na pierwszym planie: zmysłowość, żądza bogactw i sławy, wobec których potrzeby ducha idą w zapomnienie. Lecz gdy nadejdzie starość, gdy jak to najczęściej się zdarza, zmysłowe żądze przepalą się już i zastygną, gdy z utratą męskiej energii umilknie ambicja i chciwość, wówczas nowe budzą się pragnienia i potrzeby, a raczej dawne, dotychczas namiętnością zagłuszone, odzywają się teraz z tym większą mocą, kładąc na pierwszym miejscu najpotężniejszą ze wszystkich – potrzebę wiary. Czemuż to np. starość i bliska śmierć tylu niedowiarków wprowadza do świątyni wiary, lub przynajmniej aż do jej progu? A czyż taki powrót do wiary po wielu latach niedowiarstwa, tak jest rzadkim, żeby go uważać można za jakiś chwilowy obłęd umysłu? Nie, – wszak Plato mówi o tym zwrocie ducha ludzkiego, jako o ogólnym, doświadczalnie uzasadnionym prawie (7). Ale to wszystko jeszcze nie wystarcza, aby całą wartość religijnej wiary należycie ocenić. Wiara ta jest dalej najświętszym obowiązkiem człowieka.

 

Już w drugim dziale poprzedzającej rozprawy staraliśmy się wykazać, że religia stanowi pierwszy i najważniejszy obowiązek człowieka. Ale czyż człowiek siłą własnego tylko rozumu zdolen jest obowiązek ten wypełnić tak, jak tego własna godność jego i wola Boża wymaga? Dzieje ludzkości całej odpowiadają na to pytanie stanowczym: nie! Filozofia, która wszystko bada aż do głębi, orzekła nie mniej stanowczo, że lubo rozum ludzki ma w sobie dostateczną siłę, aby Boga poznać i należytą cześć Mu oddawać, jednak siła ta rozwija swą czynność w takim otoczeniu, które ją przygniata i tysiącem przeszkód utrudnia drogę do prawdziwego poznania. Siłą rozumu zbudować prawdziwą religię, nie jest to wprawdzie fizyczne, bezwarunkowe, ale zawsze moralne niepodobieństwo, wypływające z warunków, jakim rozum ludzki w obecnym stanie jest podległy. Jeśli więc sam Bóg pospiesza z pomocą, aby mu umożebnić spełnienie tego obowiązku, jeśli krótką i łatwą drogą Objawienia uczy człowieka o swej Istocie, swoich przymiotach, swych opatrznościowych zamiarach w stworzeniu i ekonomii świata, jeśli mu wskazuje sposób czci i służby, jakiej od niego wymaga, jeśli z miłością dobrotliwego ojca poucza ludzi o najgłówniejszych obowiązkach, które oni spełnić powinni, a jednak sami przez się spełnić nie mogą, to czyż nie ma być świętą powinnością człowieka, wdzięcznym sercem skorzystać z tej pomocy, i z żywą wiarą w słowo Boże przyjąć taką religię i zastosować ją w życiu?

 

Bóg, absolutny władca człowieka, któremu przysługuje nieograniczone prawo do każdej jego myśli, do każdego aktu woli, do każdego uczucia, miałżeby nie mieć prawa podania człowiekowi obowiązującej nauki, bez której on swych powinności spełnić nie jest w stanie? Religia obejmuje całe zadanie, cały cel człowieka w czasie i wieczności. A nie masz dlań wyższego obowiązku, jak odpowiedzieć zadaniu swemu na ziemi, aby osiągnąć cel swój w wieczności. Sam Bóg tylko objawia nam to wszystko z niewątpliwą prawdą, z nieomylną pewnością, a tak przystępnie i jasno, że nawet najmniej rozwinięte umysły objawienie to pojąć i bez trudności przyswoić sobie mogą. A więc istotnie najświętszym jest obowiązkiem naszym przyjąć tę objawioną religię z radością i dziękczynieniem.

 

Że rozum ludzki w tej mierze nie wystarcza, dowodem tego dzieje ludzkości. Przebiegnijmy myślą całe rasy i szczepy narodów ziemi. Gdziekolwiek zagasło światło pierwotnego objawienia, jakimże to bogom cześć najwyższą składano? Postacie te, podówczas wielbione na ołtarzach i w świątyniach, dziś – ledwo w domu karnym godne znalazłyby miejsce. Bo jak słusznie powiedział Ksenofanes (8): najgorsze występki, jak kradzież, cudzołóstwo, oszustwo lub wiarołomstwo, słowem, co tylko u ludzi hańbą i bezecnością się zowie, przypisywano – bogom. A jakiż kult im oddawano? Rozpusta i mężobójstwo – oto ofiary bóstwom owym najprzyjemniejsze. Czy zaś obrzędy takie były może zwyczajem ciemnych tylko zdziczałych barbarzyńców? O! bynajmniej! Wprawdzie Tertulian (9) i Pliniusz (10) wychwalają Rzymian za zniesienie krwawych ofiar ludzkich, mimo to jednak okrucieństwa takie praktykowały się u nich i to właśnie w czasach najwyższego rozwoju oświaty. Ileż to ludzi, ile dziewic wymordował Julian Odstępca na ofiarę swemu Deo Luno – jakkolwiek krew ich lała się w skrytości. A jakież życie prowadzili takich bogów czciciele? Życie, które sam przyrodzony rozum hańbą napiętnować by musiał (11). Fakty tak są głośne, że wystarczy nam tylko ogólnie powołać się na nie. Taką była religia, którą rozum stworzył, lub przynajmniej przyjął ochoczo. Wprawdzie niekiedy błyskała jakaś iskra prawdy wśród cieniów bezustannej nocy, ale skąpe jej światełko powszechnej ciemności nigdy rozproszyć nie zdołało. Ukazywały się czasem złote ziarnka prawdy, ale zagrzebane w stosie kłamstw.

 

I któż mógł wówczas pouczyć narody? Kto byłby w stanie znieść ohydę religijnego kultu, sprostować pogańską moralność? Czy filozofowie? Choć między nimi znalazło się kilku, którym mozolną pracą słaby promyczek prawdy odkryć się udało, ale i ci mistrzami narodu stać się nie umieli. Naród patrzył na nich z niewzruszoną obojętnością, nie widząc żadnego powodu do poświęcenia swych tylowiekowych praktyk i tradycyj, na rozkaz tych dziwacznych ekscentryków, których powagi nie szanował, których uczoności nie znał, których mądrością pogardzał. Tacy też filozofowie nie zwracali się nawet ze swą nauką do narodu, ale tylko do nielicznej, uprzywilejowanej kasty wybranych, do szlachty całego świata (12), tak dalece, że Chrystus, nauczanie ubogich, mógł podać jako szczególne znamię swego dzieła: pauperes evangelizantur. Tego żaden jeszcze nie dokazał filozof. A chociażby nawet zwrócili się do ludu, to i cóż mogliby sprawić? Co dziś jeden filozof zbudował, to drugi zniszczył nazajutrz, ustępując miejsca trzeciemu. Bezustanne budowanie dla następnej ruiny – czyż nie takie są dzieje filozofii? Sam Hegel przecież nie inaczej charakteryzuje jej żywot: „Do każdego świeżo powstającego systemu filozofii zastosować można owe słowa, które Piotr wyrzekł do Safiry: Nogi tych, którzy cię pogrzebać mają, stoją już pod drzwiami” (13).

 

Zresztą i wiedza owych mędrców pogańskich niezdolną była do nawrócenia narodów. Nauka, mająca zawojować świat, musi uderzyć z siłą niepowstrzymaną, jak potok, którego prądowi nic oprzeć się nie zdoła. A jakąż była wiedza filozofów? Wiedzieli oni zbyt wiele, aby w starożytnym panteonie z wiarą ugiąć kolano, ale zbyt mało, aby narodom głosić prawdziwego Boga. Ich wiedza, ich nauka, nieraz tak piękna, tak wzniosła, jest raczej przeczuciem prawdy, tęsknym jej pragnieniem, ale nigdy jasną, pewną, niewzruszoną wiedzą. Ileż to zwątpienia, ile ciemnej mgły niepewności przygniata ich wiedzę! Wszak sami przecież skarżą się z goryczą i żalem na tę niemoc duchową. „Nikt jeszcze prawdy nie zbadał i nikt jej nie zbada, ani odnośnie do bogów, ani do wszechświata, a choćby mu się nawet udało zupełną prawdę wypowiedzieć, sam by o tym nie wiedział, bo na wszystkim ciąży piętno chwiejnej tylko opinii” (14). Stąd też nawet najdzielniejsi myśliciele na oścież otwierali drogę do sceptycyzmu. Cycero tymi słowy kończy swą rozprawę o naturze bogów: „Oto, co powiedzieć chciałem o istocie bogów, nie dlatego, abym zaprzeczać chciał ich istnienia, lecz abyście poznali, ile ciemnych i niezbadanych trudności omawianie tej kwestii podaje”.

 

Jak chwiejne być musiały te ich filozoficzne mniemania, tego dowodzi fakt, że one nawet na życie swych twórców nie potrafiły wywrzeć moralnego wpływu. Ci sami, którzy wielobóstwo i kult bałwochwalczy odrzucali w teorii, hołdowali mu w praktyce, stawiając nawet prawodawczą zasadę, aby „cześć oddawać bogom ojczystym a żadnych zmian nie wprowadzać w obrządkach przez kapłanów i wróżbiarzy ustanowionych” (15). Nawet Plato w ustawodawstwie idealnego państwa zatrzymuje starodawne formy czci bałwochwalczej (16). Ksenofont wysila się na zestawienie jak największej liczby faktów, aby udowodnić, że Sokrates nigdy nie wzgardził wiarą narodu, czci starych bogów nie odstąpił, na nich zawsze przysięgał, im składał ofiary, a innym nigdy nie kłaniał się bogom (17). Dalej, lubo ci filozofowie stawiali często zasady prawdziwie wzniosłej moralności, życie ich jednak i obyczaje zasadom tym wprost były przeciwne, owszem nieraz tak lekkie, tak występne, jakby przyrodzonego światła rozumu byli pozbawieni (18). Aliter vivis, aliter loqueris (19), tak mawiał lud drwiąc ze swoich mędrców. Jakżeż w takich warunkach mógł być możliwym dobroczynny wpływ filozofii na całe społeczeństwo?

 

Czy nowsza filozofia szczęśliwszą w tym kierunku nazwać się może? Wszakże i ona nie rozwiązuje najważniejszych zagadnień życia. Wszakże i ona nie usuwa wątpliwości, które nieraz aż do głębi toczą serce. Posłuchajmy co o tym mówi Rousseau: „Wezwałem do rady filozofów, czytałem ich dzieła, badałem ich rozmaite mniemania, i znalazłem w nich wszystkich zarozumiałość, pewność siebie, dogmatyzm, nawet w rzekomym ich sceptycyzmie – poznałem, że wszystko oni wiedzą, lecz nie dowodzą niczego, tylko drwią z siebie nawzajem – i oto na tym jednym punkcie zdało mi się, że żaden z nich się nie myli. Tryumfują, występując w szranki z bronią zaczepną, lecz są bezwładni, gdy im bronić się przychodzi. Jeśli zważymy ich racje, nic w nich nie znajdziemy oprócz destrukcyjnych pierwiastków, jeśli porachujemy głosy, każdy ma tylko swój własny za sobą – słowem wszyscy zgadzają się w jednym tylko fakcie – wrogiej przeciw sobie polemiki. Słuchać ich głosu, to nie był środek do wyjścia z niepewności. Zrozumiałem to jedno, że nieudolność ludzkiego umysłu, jest pierwszą przyczyną tej zdumiewającej różności poglądów” (20). I cóż postawiła ta nowa filozofia w miejsce nienawistnego chrystianizmu? Większy jeszcze chaos umysłowego obłędu, straszniejsze zwątpienie o wszelkiej prawdzie i cnocie, głębszą przepaść duchowego zaślepienia. Ale o tym – potem. Teraz przejdźmy do dowodów, jakie nam na poparcie postawionego twierdzenia podaje nadto zdrowa filozofia.

 

Św. Tomasz następującym dowodem rozpoczyna swą Sumę teologiczną: „Nawet i do tego co o Bogu rozum ludzki zbadać może, konieczną była człowiekowi nauka objawienia Bożego; albowiem prawda o Bogu rozumem badana, po dłuższym dopiero czasie, z przymieszką wielu błędów, i małej tylko cząstki ludzi byłaby udziałem: a jednak od poznania tej prawdy zawisło całe zbawienie człowieka, które w Bogu jest. Aby więc ludzie i odpowiedniej i pewniej mogli osiągnąć zbawienie, koniecznie było potrzeba, aby o rzeczach boskich Boskim objawieniem byli pouczeni. A zatem, oprócz filozoficznej wiedzy rozumem nabytej, koniecznym było poznać świętą naukę z pomocą Objawienia” (21).

 

Idźmy nieco dalej za wskazówką tych myśli. Prawdy religijne – choćby tylko najistotniejsze, choćby w głównych tylko rzucone zarysach – mogłyby być poznane przez bardzo tylko małą garstkę myślicieli, gdyby każdemu z osobna zdobywać je przyszło. Ileż to mozołu, ile wytężenia sił umysłowych, ile pracy podjąć byśmy musieli, aby te prawdy wynaleźć. Rozum pewną kierowany ręką poznaje je bez trudności; ale dojść samemu do poznania prawdziwej natury Boga, zbadać stosunek nasz do Niego, zadanie przezeń nam wytknięte, życie które za grobem nas czeka i drogę doń wiodącą – to trud olbrzymi, to praca tytanów.

 

Prawdy te nie są wprawdzie ponad rozumowe (supra rationem), rozum ma w sobie siły wystarczające do ich poznania – ale odkryć je, wynaleźć, niezawodnie mało komu się uda. Suarez doskonałym przykładem wyświeca tę niemożebność moralną. W ręku człowieka jest zdolność do wykreślenia koła ściśle okrągłego – jednak, czyż mu się powiedzie kiedykolwiek wykreślić takie koło bez pomocy cyrkla?

 

Zresztą ileż to czasu szukanie prawdy pochłonąć by musiało, a czas ten jakże często poświęcać przychodzi mozolnej pracy o kawałek chleba. Owszem, czyliż nie największa część ludzi skazaną jest na tę pracę pochłaniającą wszystkie godziny dnia, wszystkie dni roku, wszystkie lata życia? Najczęściej więc tysiące i miliony ziemskich pielgrzymów, nawet na schyłku swej doczesnej wędrówki stałyby przed milczącym sfinksem, na pierwszym szczeblu niezbadanej prawdy. Samo nawet sporadyczne poznawanie prawdy, byłożby zupełną, pewną, niezmąconą jej znajomością, bez przymieszki błędu? Któżby nam zaręczył za jej czystość nieposzlakowaną, za jej niewątpliwą pewność? A jednak religia – to obowiązek, który wszyscy ludzie bez różnicy wypełnić powinni, i to nie tylko na schyłku żywota, ale od pierwszej chwili, w której światło rozumu wschodzi w duszy człowieka. Religia winna być oddaniem się Bogu i Jego woli, zupełnym, bez chwiania się, bez wątpliwości: boć od spełnienia tego obowiązku zależy wiekuiste szczęście człowieka. A Bóg przeznaczył wieczność nie tylko dla uprzywilejowanej garstki geniuszów, nie tylko dla nielicznej klasy tych, którzy bez pracy swobodnie żyją w dostatkach; nie – Bóg chce aby wszyscy byli zbawieni, a zbawieni przez znajomość Boga, której dopełnieniem i koroną stać się ma kiedyś wiekuiste Jego posiadanie.

 

Nadto zważyć potrzeba i to, jak szczupły jest widnokrąg prawd religijnych, który rozum objąć potrafi. Pochodzimy od Boga – to rozum poznaje i niewątpliwie nam powiada – lecz jaką jest natura tego Boga, któż nas o tym pouczy? Rozum wysila się wprawdzie, aby przeniknąć tę ciemną dlań zasłonę, – ale to jedno tylko określić on zdoła, czym Bóg nie jest. Nie jest On stworzeniem, lecz niestworzonym mistrzem, stojącym poza obrębem stworzeń. Ile tylko doskonałości, piękna, dobroci znajduje się w dziele stworzenia, to wszystko i Stwórca posiadać musi, i to bez ograniczeń, niedostatków, niezawiśle, nieodmiennie, nieprzemijająco, lecz w nieskończonej zupełności, niezmienności, niezależności. Czym jednak są te przymioty, tego on nie tylko poznać, ale i przeczuć nawet nie zdoła. – Jakie jest przeznaczenie nasze?… Rozum w dobrej wyćwiczony szkole, może nam i na to pytanie odpowiedzieć: „Aby Boga czcić, Jemu służyć i za to wieczność osiągnąć”. Lecz jakiej czci Bóg od nas wymaga, na czym zasadzać się ma cześć Boga najgodniejsza i Jemu najprzyjemniejsza – to już niezbadana dlań tajemnica. Może oprócz prawa, które On wyrył w mym sercu, inny jeszcze zakon istnieje? Jaką będzie ta wieczność, którą Bóg mi zgotował? Jaka nagroda, jaka kara mię w niej oczekuje? Jeślim się sprzeniewierzył woli Bożej i zgwałcił Jego prawa, jeślim na gniew Jego zasłużył, to jakimże sposobem gniew ten ułagodzę, jakim sposobem zmażę moją winę i uniknę kary? Wszystkie te pytania – to zagadki, na które rozum nie da i dać nie może zadawalającej odpowiedzi. Odpowiedź w otchłaniach wiedzy i woli Bożej ukryta. Ten więc tylko dać nam ją potrafi, kto te otchłanie przeniknął i zgłębił (22). Konieczną więc jest rzeczą, aby, jak już powiedział Platon: λόγος τις ϑειος, jakieś słowo Boże zstąpiło ku nam i zwiastowało te prawdy zakryte… A stąd konieczny dla nas wypływa wniosek, abyśmy naukę tego zwiastuna z niezachwianą przyjęli wiarą. Jeśli nie masz wiary – to najpiękniejszym i najprawdziwszym nagrobkiem, który nad trumną naszą wyryć by potrzeba, byłyby słowa Persjusza:

 

Indulge genio, carpamus dulcia; nostrum est

Quod vivis; cinis et manes et fabula fies.

 

O! nędzna to pociecha!

 

Lecz posłuchajmy głosu wiary, a odsłoni się przed nami majestat nieskończonej wieczności, która kiedyś stać się ma naszą ojczyzną… W blasku tego majestatu gasną błędne ogniki ziemskich rozkoszy, a wobec ogromu owej chwały nikną trudy i cierpienia doczesnej pielgrzymki. Z tego stanowiska porównując świat nasz z wiecznością, można zawołać słowami Dantego:

 

Col viso ritornai per tutte quante

Le sette spere: e vidi questo globo

Tal, ch’io sorrisi del suo vil sembiante.

E quel consiglio per migliore approbo,

Che l’ha per meno; e chi ad altro pensa,

Chiamar si puote veramente probo (23).

 

(C. d. n.).

 

X. Antoni Langer

 

–––––––––––

 

 

„Przegląd Powszechny”, Rok trzeci. – Tom XI. Lipiec, sierpień, wrzesień 1886. Kraków. DRUK WŁ. L. ANCZYCA I SPÓŁKI, pod zarządem Jana Gadowskiego. 1886, ss. 41-53.

 

Uwaga! Antychryst Wojciech Polak – XXIII Dzień Judaizmu w Gnieźnie

  1. Sam jest odstępcą i do wyjścia z Kościoła prowadzi księży, których przymusi do uczestnictwa w tych spotkaniach a także wiernych, prowadzonych jak owce na rzeź.
    Przypomina nam to proroctwo Katarzyny Emmerich, która mówiąc o nowym, ludzkim i masońskim Kościele wspomina także, że będzie wielu mających szaty kapłanów a będących ekskomunikowanymi ale ani się nie będą tym przejmować ani ich to nie będzie interesowało. Więc tutaj mamy chyba taką sytuację, bo Kanony Apostolskie, po których powtarzają to Sobory Kościoła mówią, że kapłani którzy będą uczestniczyć w modlitwach albo obrzędach Żydów i heretyków są usunięci z Kościoła.
    Jak jakiś ksiądz niedawno przyjąć chrzest od heretyków protestantów, biskup tylko stwierdził że jest ekskomunikowany, że to akt wystąpienia z Kościoła mocą samego prawa.
    No ale o ile się zdarzy, że fakt odstępstwa potwierdzi biskup tak kto to powie kardynałom i biskupom, przewodniczącym KEP u. Mamy heretyków i odstępców w Episkopacie ale nie ma żadnego hierarchy który ma atrybuty męskie psychiczne pozwalające na stwierdzenie faktu. Tylko tyle. Stwierdzenie faktu. Tylko po to, żeby sobie uprawiał herezje sam ale żeby ludzi prostych nie zwodził. Przecież to ludzkie dusze z których nie każdy miał okazję poznać choćby okruszyny prawa kanonicznego, a przede wszystkim co innego jest jego obowiązkiem.

    Mamy wrażenie, że Kościół w najwyższej hierarchii stał się maszyną do koszenia kasy i zabawiania się wiarą , a czarną robotę i konsekwencje zachowa różnych kurwii biskupich ponoszą prości księża, udzielający sakramentów i zbierający ciosy po parafiach.

    „O chrześcijanach zachowujących szabat lub przestrzegających innych zwyczajów żydowskich.

    Chrześcijanie nie powinni zachowywać się jak Żydzi, w szabat powinni pracować a nie odpoczywać; jeśli pragną odpoczynku powinni odpoczywać raczej dla uczczenia dnia Pańskiego, tak, jak to czynią chrześcijanie; gdyby zaś upierali się przy zachowaniu zwyczajów żydowskich, niech będą wyłączeni ze wspólnoty Chrystusa.”
    Acta Synodalia, Laodycea we Frygii (koniec IV wieku). Baron, Pietras, str 115.

    „Biskup, prezbiter lub diakon, który modli się tylko wraz z heretykami, zostanie wyłączony [z Kościoła];
    gdyby jednak zachęcał ich do pełnienia funkcji duchownych, winien być złożony z urzędu”
    Constitutiones Apostolorum VIII 47, 45

    „Jeśli jakiś duchowny lub świecki wejdzie do synagogi Żydów lub do świątyni heretyków aby się modlić, zostanie złożony z urzędu i wyłączony [z Kościoła. ]”
    Const Apost. VIII 47, 65

    “O kapłanach uznających chrzest, rytuały heretyków.
    Biskupa lub kapłana, którzy uznają chrzest lub ofiarę heretyków, nakazujemy złożyć z urzędu. Jakaż jest bowiem wspólnota Chrystusa z Beliarem? Albo niewierzącego z wierzącym?”
    ConstApost 47, 46

    „Zarówno oni, jak i biskupi diecezjalni, podejmą wysiłki, aby świeżo ochrzczeni nie utrzymywali żadnych kontaktów z Żydami i niewiernymi, przynajmniej przez dłuższy czas, aby- tak jak świeżo wyleczeni ze słabości- nie mieli żadnej okazji do ponownego upadku w poprzednie zatracenie. (…) Pod groźbą ciężkich kar zakazuje się neofitom grzebania zmarłych wedle zwyczajów żydowskich i zachowywania szabatów oraz innych uroczystości, jak również jakichkolwiek obrzędów starożytnej sekty. Naruszający te zasady będą sprowadzani na dobrą drogę przez kapłanów w swych parafiach, albo przez innych, wyznaczonych do tego przez biskupów diecezjalnych mocą prawa bądź starożytnego zwyczaju, albo inkwizytorów do spraw błędów heretyckich. (…) Gdyby zaś ktoś, jakiegokolwiek stanu lub godności, nie przymuszał takich neofitów do zachowywania obrzędów chrześcijańskich, albo któregoś ze wspomnianych obowiązków, ale wspierał i bronił, to popadnie w kary ogłoszone przeciwko opiekunom heretyków. Neofici zaś, gdyby nie dopełnili obowiązku poprawy po kanonicznym upomnieniu, a przyłapani zostaliby po nawrocie do wymiotu judaizantów, to będą potraktowani jako przewrotni heretycy zgodnie z przyjętymi w tej dziedzinie świętymi kanonami.

    Gdyby zaś Żydów lub niewiernych obowiązywały indulty lub przywileje przyznane przez władze kościelne lub świeckie jakiegokolwiek stanu lub godności, choćby papieskiej lub cesarskiej, czy to już przyznane, czy też mające być przyznane w przyszłości, a działające w jakikolwiek sposób na szkodę Wiary katolickiej, imienia chrześcijańskiego lub przeciwko którejkolwiek z wymienionych zasad, to święty synod określa je jako daremne i nieważne, utwierdzając w mocy dekrety i konstytucje apostolskie oraz synodalne, przyjęte w tej dziedzinie.”
    Sobór w Bazylei, sesja 19,IV, 1-11 Dekret dotyczący pragnących nawrócenia.

Pożar katedry Notre Dame w Paryżu

Pożar katedry Notre Dame w Paryżu

Errata do wiersza „Zmartwychwstanie”

Trudno pominąć milczeniem tragiczny, dramatyczny w skutkach i swej wymowie, pożar katedry Notre Dame w Paryżu, który wybuchł kilka dni po napisaniu tego okolicznościowego wiersza „Zmartwychwstanie”.
Jego motyw, jakim jest odwalony kamień grobowca, świadczący o zmartwychwstaniu Pana Jezusa,
jak też nasze kamienie, będące naszym codziennym zmartwychwstawaniem w Bogu dla budowania potrzebnych obecnie szańców naszej wiary oraz dynamika, wynikająca z odpowiedzi Chrystusa na żądania faryzeuszy, żeby zmusił do milczenia wiernych Bogu i Jego odpowiedź – „Jeśli ci umilkną, kamienie wołać będą”.
Widać dzisiaj, że to nie mógł być przypadek, że ten dramatyczny pożar, który rozgrywał się na naszych oczach, także był uzależniony od potężnych, solidnych, średniowiecznych murów, wykonanych z kamienia. Właśnie, i tu kamień, już nie w ujęciu metaforycznym, ale konkretnie, przyczynia się do uratowania świątyni, jest sprzymierzeńcem dzielnych strażaków,stanowił o sile tej starej i ważnej dla nas świątyni. Kamienie katedry, przez stulecia nasiąkały modlitwami do Boga, dymem kadzideł, były niemym świadkiem naszych losów, aż przyszło im dzisiaj dać głos, w imię naszej wiary,jako zwieńczenie Wielkiego Tygodnia Zmartwychwstania.
I jeśli to był szatański pomysł,żeby w Wielkim Tygodniu pożar strawił Katedrę, to musiał się zawieść, z pomocą Boską udało się ją uratować i może ona jeszcze przysłużyć się do wyrwania z jego szpon laicyzującą się Francję i Europę.
Tak, te kamienie dzisiaj do nas przemówiły, i mogą stać się fundamentem odnowy Kościoła, odnowy dla Boga, jak ten pierwszy kamień odwalony rekami Pana Jezusa.
I nic nie będzie z tryumfu szatana,przywołane kilka dni temu kamienie użyte w sensie merytorycznym,już dzisiaj spełniły swoje zadanie,uratowały /oczywiście z pomocą ofiarnych strażaków/ten bezcenny zabytek,który – miejmy taką nadzieję – stanie się zarzewiem odnowy wiary,wbrew zamysłom szatana.

Faryzeusze naszych czasów również niepokoją się jak tłumy serc ogłaszają Chrystusa królem.
Domagają się zamilknięcia w kwestiach wiary i moralności.
Żądają wyznawania wiary w domu i po cichu.
Chcą wyprzeć oznaki wiary z życia publicznego.
Wyrzucić drażniące ich słowa, gesty czy symbole religijne.
Zmusić do milczenia wiernych Bogu.
Usunąć Boga do kąta…

Także dziś donośnym głosem brzmi faryzejskie żądanie:
„Nauczycielu, zabroń tego swoim uczniom!”

Odpowiedź Chrystusa przeszywa niejedno faryzejskie serce:
Jeśli ci umilkną, kamienie wołać będą.
Nieme kamienie przemówią!
I PRZEMÓWIŁY !!! – uratowały Katedrę, wbrew zamysłom szatana i jego dzieci.
Wesołych Świąt – ALLELUJA !!!
Marian Retelski – Wielkanoc 2019

Skąd się wziął „dzień judaizmu”? Skąd pochodzą „starsi bracia”? – Ewa Polak-Pałkiewicz

Żeby ułatwić odpowiedź na to pytanie – która zarazem jest odpowiedzią na inne pytanie: dlaczego mnożą się dziś z różnych stron, także ostatnio ze strony izraelskiej, absurdalne oskarżenia Polaków o współudział w Holokauście – proponuję lekturę zamieszczonego poniżej fragmentu szkicu czeskiego autora, dr Pavla Zahradnika o genezie dziwacznego zjawiska traktowania żydów jako naszych „starszych braci w wierze”.

Dokąd nie zrozumiemy, jako ludzie wierzący w Chrystusa, że jest kompletnym nieporozumieniem mówienie o religijnym „dialogu z judaizmem”, zamiast nawracania żydów, dotąd będziemy także – jako państwo – brnąć w niekończące się spory polityczne (pod pretekstem odmiennych wizji historii) z krajami (nie chodzi tylko o Izrael), które jako swoj cel uznają wyłącznie doczesność i materialny sukces. Nie ma ceny, która byłaby za wysoka, by cel ten osiągnąć. Właśnie to widzimy. Ustanowienie hegemonii, polityczne i gospodarcze podporządkowanie sobie innych państw traktują one jako swój naturalny obowiązek, swój modus vivendi. W tej konkurencji niestety najgenialniejsza nawet strategia polityczna może nie zostać uwieńczona powodzeniem, bo nie jest odpowiednim remedium. Faktyczne współistnienie państw oparte może być tylko i wyłącznie na uznaniu prawdy filozoficznej i religijnej. Nie ma dwóch różnych historii świata, bo nie ma dwóch prawd. Tak jak nie ma dwóch Bogów. Jest tylko jeden Bóg – Trójca Święta. Sprawa „polskich obozów śmierci” ma swój odpowiednik w Deklaracji soborowej Nostra Aetate, która – jak przypomniał ostatnio jeden z Czytelników – „nieopatrznie (?) otwiera furtkę do kolejnego, choć jeszcze nie wypowiedzianego expressis verbis stanowiska, że prawdziwym źródłem (a nie interpretacją) antysemityzmu są Ewangelie. Takie stanowiska już się pojawiły”.

Dla narodu żydowskiego istnieje tylko jedna droga – nawrócenie. Postulat „jednoczenia się ludzkości” wokół idei „światowego pokoju” („miłości do człowieka”, „czystego środowiska” etc.) jest bzdurą i oszustwem. Godzącym zarówno w katolików jak i w żydów – oraz w wyznawców „innych religii” („inna religia” to po prostu religia falszywa). Tym groźniejszym, że angażują się weń dziś ludzie Kościoła, pozostający dla wielu z nas, współczesnych Polaków, głównym autorytetem. Wielu Żydów bardzo dobrze ten absurd rozumie. Najwyższa pora, by pojęli to obecni hierarchowie Kościoła katolickiego. I by w ten sposób pomogli politycznym władzom Rzeczpospolitej i społeczeństwu polskiemu toczyć dziś bój o prawdę. O pamięć o naszych bohaterskich przodkach i o honor naszej ojczyzny. Prawda historyczna nie istnieje bez prawdy religijnej, to rzecz oczywista. Żeby zwyciężyła trzeba odrzucić zakłamany język, także ten dopuszczający takie pojęcia jak „starsi bracia w wierze”, „dialog z judaizmem”, „prozelityzm” (zamiast „nawracanie”). To jest obowiązek synów i córek Kościoła, Mistycznego Ciała Chrystusa.

Byt niepodległego państwa polskiego bardziej niż mogłoby się to wydawać zależy od tego, czy obronimy, wobec niechętnego nam świata, traktującego nas jako konkurencję, jeśli nie zagrożenie, prawdę o Bogu Trójcy Świętej.

Pavel Zahradnik – „Skąd się wzięli starsi bracia?”

„Wśród wielu popularnych frazesów przedziwnej formacji religijnej, którą nazywamy «katolicyzmem posoborowym», ważne miejsce zajmuje ten, który współczesnych wyznawców judaizmu talmudycznego określa «starszymi (?!) braćmi» chrześcijan.

Nie chcemy tu polemizować z dziwacznym konceptem, który ewidentnie talmudyczny judaizm, to wyznanie bez świątyni, bez kapłanów i bez ofiary, powstałe — tak samo jak islam — w reakcji na chrześcijaństwo, zamienia miejscami ze starozakonnym żydostwem; jego nonsensowność jest oczywista dla każdego katolika. Możemy tylko pokrótce odwołać się do trafnych słów szwajcarskiego teologa Karola Journeta, wybitnego dwudziestowiecznego tomisty, później mianowanego kardynałem, który pisał: „Żydowski błąd jest pomyłką łodygi, która w chwili, gdy zakwitnie, nie poznaje samej siebie, skonsternowana odrzuca kwiat i zwraca się ku korzeniom. Oto powstaje nowa formacja religijna. Jest nią obecne żydostwo. Ma dwa tysiące lat”‘. 1Journet dodaje dalej, że judaizm wraz z islamem to dwaj skłóceni bracia, nawzajem do siebie podobni, którzy „wzajemnie głoszą Bożą transcendencję, wykluczając Trójcę i Wcielenie” i którzy „Bożemu objawieniu o duchowym zbawieniu świata stawiają na drodze doczesne losy własnego narodu”2.

Spróbujmy teraz prześledzić powstanie inkryminowanego powiedzenia. Pierwszym człowiekiem, który w czasach nam współczesnych wypowiedział się o talmudycznych żydach jako o „starszych braciach” chrześcijan, był Jan Paweł II. Stało się to 13 kwietnia 1986 r. podczas papieskiej wizyty w synagodze rzymskiej, w której papieża przyjął ówczesny naczelny rabin Rzymu Eliasz Toaff. Dosłowna wypowiedź papieża brzmiała: „Siete i nostri fratelli prediletti e, in un certo modo, si potrebbe dire, i nostri fratelli maggiori“3,zatem: „Jesteście naszymi szczególnie umiłowanymi braćmi i w pewnym sensie, jeśli można tak powiedzieć, naszymi starszymi braćmi”. Bliższego uzasadnienia tego zaskakującego sformułowania, które możemy eufemistycznie nazwać niefortunnym, już w papieskim przemówieniu nie znajdujemy.

Przyjrzyjmy się wszakże bliżej papieskim słowom. Wiadomo, że sposób mówienia Jana Pawła II często obfitował w niejednoznaczności i że odległa mu była scholastyczna klarowność; w swej niepewności papież opatrywał potem często własne słowa cudzysłowami czy nawet jakimiś usprawiedliwiającymi „słownymi podpórkami”, którymi osłabiał czy wręcz kwestionował pewne stwierdzenia w tym samym momencie, w którym je wypowiadał. O wyjątkowo wysokim stopniu niepewności, którą papież czuł, gdy wygłaszał sentencję o „starszych braciach”, świadczy to, że stosunkowo krótkie zdanie opatrzył zaraz dwiema swoistymi podpórkami, mianowicie wyrażeniami „in un certo modo” (`w pewnym sensie’) oraz „si potrebbe dire” (jeśli można tak powiedzieć; że tak powiem’); jego niepewność była ewidentnie tak wielka, że niebezpiecznie zbliżała się do przekonania, iż dopuszcza się czegoś niewłaściwego. Wszakże nie oparł się pokusie i coś go skłoniło do tego, że ostatecznie zdanie o „starszych braciach” rzeczywiście wypowiedział — trudno orzec, czy było to jego znane upodobanie do szokujących wystąpień, czy też inne, raczej polityczne powody; nie sposób przy tym nie zauważyć, że sentencja ta jest całkiem zgodna z o wiele szerszą „posoborową” praktyką, która zuchwale ignoruje tradycyjne nauczanie Kościoła o stosunku chrześcijaństwa do żydostwa.

Wypowiedź papieża naturalnie wzbudziła niezwykły entuzjazm wszystkich wrogów religii katolickiej, którzy aż do dziś dnia nieustannie tłuką nią zawstydzonych katolików po głowach. Sam papież, pobudzony aplauzem mediów, pozbył się początkowego zażenowania i gdy później wprost nawiązywał do własnej wypowiedzi, czynił to już w przerobionej postaci, zatem bez tych usprawiedliwiających słówek, którymi przedtem ją opatrzył. Podczas wizyty w Ziemi Świętej w marcu 2000 r. (tak, chodzi o tę słynną wizytę w Jerozolimie, gdy Jan Paweł II z drżeniem wtykał kartki w szczeliny ściany świątyni Heroda…), podczas spotkania z naczelnym rabinem Izraela, które odbyło się 23 marca 2000 r., już niezupełnie w zgodzie z prawdą stwierdził, że wówczas, do żydów zgromadzonych w rzymskiej synagodze, powiedział jednoznacznie: „Siete i nostri fratelli maggiori“4.

Skąd jednak Jan Paweł II wziął to wyrażenie? Starali się to od pierwszej chwili ustalić komentatorzy papieskiego wystąpienia w rzymskiej synagodze; poprawnie przy tym przeczuwali, że istniało niewielkie prawdopodobieństwo, by to sformułowanie pochodziło od jakiegoś ortodoksyjnego teologa katolickiego, dlatego szukali w źródłach niekatolickich. Początkowo wyrażano opinię, że praprzyczyny należy szukać u żydowskiego filozofa Marcina Bubera, który w Chrystusie widział swego „wielkiego brata”5. Jest jednak oczywiste, że w tym przypadku chodziło tylko o powierzchowne skojarzenie wywołane słowem „brat” — od Chrystusa jako „wielkiego brata” żydowskiego myśliciela do talmudycznego żyda jako „starszego brata” katolicyzmu wiedzie doprawdy bardzo daleka droga.

Dopiero młoda polska historyczka literatury Agnieszka Zielińska6 zwróciła uwagę na rzeczywiste źródło, z którego czerpał Jan Paweł II — mianowicie na heterodoksyjne nurty w polskim romantyzmie, z którym przyszły papież zapoznał się bliżej w młodości jako student polonistyki w Krakowie. „Starszego brata Izraela” spotykamy u Adama Mickiewicza w jego Składzie zasad z roku 1848, piętnastopunktowym programie, którym miała kierować się najpierw Mickiewiczowska legia włoska, ale później także życie w oswobodzonej Polsce. W punkcie dziesiątym czytamy: „Izraelowi, bratu starszemu, uszanowanie, braterstwo i pomoc na drodze ku jego dobru wiecznemu i doczesnemu”. Mickiewicz nie był jednakże inicjatorem tego zwrotu — przejął go bowiem od swego „Mistrza” i duchowego wodza, Andrzeja Towiańskiego.

Andrzej Towiański (1799 – 1878)7 był postacią dosyć zagadkową, o której do dziś panują rozmaite opinie — niektórzy uznają go za wizjonera, inni za oszusta, a są też tacy, którzy uważają, że pozostawał na usługach polityki rosyjskiej, starając się spowodować ideowy rozkład polskiej emigracji. Bezsporne jest jednak to, że chodzi o postać, która miała znaczny wpływ na duchową historię emigracji polskiej po nieudanym powstaniu listopadowym roku 1831. Drobny szlachcic z Litwy, poddany cara rosyjskiego, opuścił swoją ojczyznę w 1840 r., a w lipcu 1841 r. osiadł w Paryżu, centrum polskiej emigracji, gdzie głosił, że otrzymał specjalne objawienie. Bardzo szybko skupił wokół siebie krąg zwolenników; pomogła mu w tym zapewne okoliczność, że od samego początku wśród jego stronników znalazł się także powszechnie szanowany Adam Mickiewicz, którego małżonkę Towiański rzekomo uzdrowił ze sporadycznych zaburzeń psychicznych.
„Koło”, jak nazywała się grupa czcicieli Towiańskiego, miało wszelkie zewnętrzne oznaki sekty — były tu histeryczne kobiety, ale też nie mniej histeryczni mężczyźni (w okresie romantyzmu nie było to niczym niezwykłym), nie brakowało całowania stóp „Mistrza”, „sióstr” donoszących na „braci” czy nawet pewnego elementu erotycznego, jaki do zgromadzenia wniosła młoda i powabna Ksawera Deybel, „księżniczka Nowego Jeruzalem”, którą „Mistrz” przywiózł sobie z domu. Najbardziej egzaltowani spośród zwolenników Towiańskiego prowadzili całkiem poważnie dyskusje na temat, czy „Mistrz” jest Duchem Świętym, Chrystusem Pocieszycielem, drugim wcieleniem Słowa czy też raczej jakimś sakramentem.

Nauczanie Towiańskiego, które pozostawało pod wpływem Swedenborga, Saint-Martina oraz innych współczesnych mu pseudomistyków i teozofów, najwyraźniej wywodziło się w znacznej mierze z Kabały. Świat był według niego przeniknięty eonami, duchami pośredniczącymi między Bogiem a stworzeniem; człowiek winien więc doskonalić się przy pomocy duchów jasnych i w stałej walce z duchami ciemnymi, z którymi mógł się kontaktować według własnej woli. Bóstwu Chrystusa „Mistrz” ewidentnie zaprzeczał — Chrystus był dla niego jakimś „najwyższym Bożym urzędnikiem” czy „najwyższym ministrem” — tym samym więc nie wierzył bynajmniej w Jego zmartwychwstanie. W nauce Towiańskiego nie brak nawet wędrówki dusz. Nic zatem dziwnego, że wielki przeciwnik towianizmu, ks. Piotr Semenenko, uważał ten system za „kompletne zaprzeczenie” chrześcijaństwa. Nauka Towiańskiego nie jest jednak całkiem jednoznaczna; „Mistrz” nieraz wygłaszał wzajemnie sprzeczne poglądy, ponadto z biegiem czasu zmienił swoje nauczanie, a jego ezoteryczną część powierzał tylko wybranym studentom.

Towiański twierdził sam o sobie, że jego misją jest odnowienie Kościoła chrześcijańskiego, bo Kościół współczesny jest tylko „martwym drzewem” czy „grobem pobielanym”; natomiast on sam jest pierwszym z siedmiu wysłanników, którzy zainaugurują siedem epok rozwoju ludzkości. Kiedy indziej jednak, jak się zdaje, za pierwszego wysłannika uważał Chrystusa, za drugiego Napoleona (pierwszy cesarz Francuzów w ogóle był przez członków „Koła” otoczony nadzwyczajnym kultem religijnym), a siebie — aż za trzeciego. Podobnie jak średniowieczni joachimici, także Towiański glosii nadejście „trzeciego piętra Kościoła”, które nastąpi po piętrze pierwszym (żydostwie starozakonnym) i drugim (chrześcijaństwie); miała je zapoczątkować nowa rewolucja chrześcijańska, na czele której powinni stać papież i naczelny rabin.

Do tych reform próbował Towiański zjednać papieża Grzegorza XVI, ale też barona Rothschilda czy cara Mikołaja I. Z usiłowań o zjednanie po swojej stronie papiestwa nie zrezygnował zresztą aż do śmierci; w tym też celu stopniowo łagodził (przynajmniej pozornie) niektóre szczególnie ekscentryczne strony swego nauczania. Naturalnie jego starania zakończyły się niepowodzeniem i książki Towiańskiego znalazły się na indeksie (znaczna część z nich została jednak wydana dopiero po jego śmierci). Wielkie zasługi dla umysłowego pokonania heterodoksyjnego nauczania Towiańskiego — pod którego wpływ tak łatwo dostawali się nieszczęśni polscy emigranci, pozbawieni odpowiedniej edukacji religijnej — mieli członkowie nowo powstałego wówczas polskiego zakonu zmartwychwstańców, na czele ze swym długoletnim przełożonym generalnym ks. Piotrem Semenenką.

Zmartwychwstańcy obawiali się, że w osobie Towiańskiego wystąpił „nowy Luter”, niebawem okazało się jednak, że przeceniali zagrożenie — podczas gdy Luter odwiódł od Chrystusa i Jego Kościoła miliony wierzących, sekta Towiańskiego liczyła swoich wiernych tylko na setki, a po śmierci założyciela stopniowo zanikła. Gdyby nie zdarzyło się, że do zwolenników „Mistrza” należeli przez jakiś czas także dwaj najwięksi poeci polskiego romantyzmu, Adam Mickiewicz i Juliusz Słowacki (obaj jednak ostatecznie rozeszli się z Towiańskim), dziś o Towiańskim nawet w Polsce wiedziałaby tylko garstka specjalistów. Indywidualnych sympatyków Towiańskiego nie brak jednak także w dzisiejszych czasach. Należy do nich również wspomniana Agnieszka Zielińska, która jest wielką wielbicielką nie tylko Towiańskiego, ale także II Soboru Watykańskiego i Jana Pawła II, samego Towiańskiego zaś uważa za prekursora soboru (ewolucjonistyczne elementy w jego nauczaniu mogą zresztą przypominać Teilharda de Chardin) i szuka tajemniczych paralel między jego życiem a życiem polskiego papieża…

Jaki był stosunek Towiańskiego do żydostwa? Towiański uznawał trzy wielkie narody Bożego ludu, wypełniające stopniowo zadania, które zostały im powierzone. Pierwszym z tych narodów byli Żydzi, drugim Francuzi, a trzecim Polacy, tzn. Słowianie (w swoim Wielkim Periodzie Towiański używał sformułowań „Izrael Żyd”, „Izrael Francuz” i „Izrael Słowianin”), którzy mieli odgrywać wiodącą rolę w owym „trzecim piętrze Kościoła”, naprawiając nieustannie poprzednie dwa piętra. Żydom jako „starszym braciom”, „duchowo najstarszym wiekiem”, których zadaniem było „prowadzenie młodszych braci na Bożej drodze”, poświęcał wszakże Towiański coraz więcej uwagi: starał się nawracać ich na chrześcijaństwo i, oczywiście, również na towianizm. Pierwszym Żydem, którego udało mu się pozyskać, był Gerson Ram, syn żydowskiego kupca z Litwy, który potem działał misyjnie wśród innych Żydów; Rama posyłał też Towiański jako swego wysłannika do Rothschilda, ale i do Grzegorza XVI. Jeśli jednak przyjrzymy się bliżej terminologii Towiańskiego, jego słowom o „braterstwie Izraela z młodszymi braćmi”, „człowieku późniejszym”, „nowych narodach”, a także innym podobnym wypowiedziom, okaże się, że terminu „starsi bracia” nie odnosił Towiański do religii judaistycznej, a raczej do narodu żydowskiego, zatem do narodu, który naprawdę jest starszy niż Francuzi, Polacy czy inne narody chrześcijańskie. Towiańskiego pojmowanie Żydów jako „starszych braci” Francuzów czy Polaków nie powinno zatem być, jak się wydaje, wrogie dla katolickiego chrześcijanina; wszelako absolutnie wrogie pozostaje znamiennie bulwersujące pojmowanie tego zwrotu, z którym spotykamy się w obecnych czasach, począwszy od 13 kwietnia 1986 r.
Zapoznanie się z dziełem Andrzeja Towiańskiego daje nam zatem możliwość stwierdzić, z jak mętnego źródła zaczerpnął Jan Paweł II swoją sentencję, wypowiedzianą po raz pierwszy w obecności naczelnego rabina Rzymu i potem kilkakrotnie powtórzoną. Pozostańmy jednak jeszcze przez chwilę przy tej papieskiej wizycie w synagodze rzymskiej i spróbujmy odgadnąć sens całej tej akcji, rzeczywiście starannie zorganizowanej i od tej pory wielokrotnie przypominanej i medialnie opiewanej. Chyba nie pomylimy się, wyrażając domniemanie, że przynajmniej jednym z celów, do których dążyli organizatorzy tej papieskiej drogi do Canossy, była próba stłumienia wspomnień katolików o innym papieżu i o innym naczelnym rabinie Rzymu. Było to ponad 40 lat przed niefortunnym wydarzeniem z kwietnia 1986 r. w październiku 1944 r., w święto Jom Kippur, kiedy naczelnemu rabinowi Rzymu, Izraelowi Zollemu, również w synagodze rzymskiej objawił się Jezus Chrystus; rabin Zolli przyjął chrzest 13 lutego 1945 r., przy czym jako wyraz wdzięczności za to, co papież Pius XII zdziałał dla ludności żydowskiej w latach II wojny światowej, przyjął chrzestne imię Eugeniusz, a więc chrzestne imię Piusa XII8. Rabina Zollego już od wielu lat wiązała z Piusem XII przyjaźń, która po chrzcie rabina zyskała jeszcze na sile; obu ich od tej pory łączył już nie tylko subtelny zmysł sztuki, podziw dla poezji Rilkego czy Wagnerowskiego Parsifala, ale w pierwszym rzędzie wspólna wiara. Nawrócenie rabina spotkało się oczywiście z ogromną niechęcią czołowych przedstawicieli judaizmu włoskiego i światowego. Zapewne jednym z powodów ogólnoświatowej kampanii rozpętanej o wiele później przeciwko osobie Piusa XII był wpływ papieża na konwersję Zollego. […]”

Naczelny Rabin Rzymu, Israel Eugenio Zoll

Z języka czeskiego przełożyła Krystyna Grań

Dr Paweł Zahradnik stale współpracuje z czeskim pismem tradycyjnych katolików „Te Deum”.

PRZYPISY
1 K. Journet, Promluvy o milosti („Rozmowy o łasce”). Krystal OP, Praga 2006, s. 98.
2 Ibid., s. 99. Całkiem na marginesie zauważmy, że czeski przekład tej książki był opatrzony przedmową Tomasza Machuli; zaskoczony czytelnik dowiaduje się z niej, że praca Journeta, z której „problematycznego” wydania Machula się usprawiedliwia, ma niewiele do powiedzenia „współczesnemu czytelnikowi” i zasługuje na odrzucenie ewentualnie wyśmianie (patrz: krytyka Machuli żartująca z „przesadnego” ujęcia tytułu maryjnego „Pośredniczka wszelkich łask”); pozostaje w takim razie absolutną zagadką, dlaczego w ogóle wydawnictwo Krystal OP książkę tę wydało.
3 www.nostreradici.it/papa_sinagoga. htm
4 www.nostreradici.it/osservatore.htm
5 Marcin Buber, Werke, t. I. Monachium — Heidelberg 1962, s. 657.
6 generationjp2.com/…/item.php 140 (Agnieszka Zielińska, „Starsi bracia” Towiańskiego).
7 Teksty Towiańskiego w trzech tomach wydali w 1882 r. w Turynie jego wielbiciele; łatwiej dostępne są dwa wybory jego tekstów, które na początku lat dwudziestych XX w. opracowali Andrzej Boleski i Stanisław Pigoń. Przez długi czas jego dziełu poświęcał się prof. Stanisław Pigoń, który był nauczycielem akademickim młodego Karola Wojtyły.
8 W języku czeskim mamy do dyspozycji biografię E. Zollego: Judyta Cabaud, Rabin, kterśho piśmohl Kristus. Pilbśh Eugenia Zolli, hlavniho ilmskśho rabina za druhś svśtoyś va.1- ky („Rabin, którego pokonał Chrystus. Opowieść Eugenia Zollego, głównego rabina Rzymu podczas drugiej wojny światowej”), Wydawnictwo Paulinka, Praga 2003. Autobiografia Zollego Before the Dawn w języku czeskim nie została jeszcze wydana (w języku polskim książka E. Zollego została wydana dwukrotnie: „Przed świtem. Naczelny Rabin Rzymu: dlaczego zostałem katolikiem?”, Fronda, 1999; Byłem rabinem Rzymu, Salwator, 2007 przyp. tł. i red. ZAWSZE WIERNI.
Za: „Zawsze Wierni” 12/2009 (127)

Przedruk: ewapolak-palkiewicz.pl/skad-sie-wzial-…

Abp Dzięga: żaden kapłan nie może zabronić klękania do Komunii świętej

Mówi ci serce, że Komunia św. na kolanach, bo to przecież Chrystus Król, Pan? To klękaj! (…) Nikt ci nie zabroni. Nawet gdyby któryś z księży mówił „proszę wstać, bo u nas na stojąco”, masz prawo klęczeć. Nie lękaj się! – podkreślił abp Andrzej Dzięga, metropolita szczecińsko-kamieński.

W homilii wygłoszonej w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie – Łagiewnikach podczas uroczystości odnowienia Jubileuszowego Aktu Przyjęcia Jezusa Chrystusa za Króla i Pana, abp Andrzej Dzięga mówił m.in. o różnych charyzmatach w Kościele, mających ten sam cel – mieć Chrystusa w sercu i głosić Jego nauki, tak jak czynili to Apostołowie. Hierarcha nawiązał przy tej okazji do różnych form przyjmowania Komunii św.

– Mówi ci serce, że Komunia św. na kolanach, bo to przecież Chrystus Król, Pan? To klękaj! Nikt ci nie zabroni. We wszystkich dokumentach Kościoła mówiących o Komunii św. na pierwszym miejscu jest wymieniana postawa – Komunia św. na kolanach i do ust. Ale też nie czekaj, że będzie to nakazywane. Bo my nie wiemy kto może klęknąć, a kto nawet z racji zdrowotnych nie może – mówił.

Jak dodał hierarcha nie należy czekać, że postawa klęcząca będzie nakazywana. – Ale ty jeśli możesz i chcesz, czujesz potrzebę serca – klękaj i przyjmuj. Nikt ci nie zabroni. Nawet gdyby któryś z księży mówił „proszę wstać, bo u nas na stojąco”, masz prawo klęczeć. Nie lękaj się! – podkreślił.

MA

Za: PoloniaChristiana – pch24.pl (2018-12-28)

Najnowsze komentarze
    Archiwa
    059829