OJCU, SYNOWI I DUCHOWI ŚWIĘTEMU

Wiara

Powstanie Warszawskie 1944 a objawienia na Siekierkach

Zawsze jest tak, że gdy Bóg zamierza upomnieć świat, przed wymierzeniem kary proponuje , z pewną obawą, ostatnią drogę ocalenia: Swoją Najświętszą Matkę! Jeśli zlekceważymy i odepchniemy ten ostatni środek ocalenia, wtedy nie będzie już dla nas ratunku.” s. Łucja z Fatimy

9 marca 1943 r. po raz pierwszy w dziejach narodu zezwolono polskim kobietom na praktycznie nieograniczone „przerywanie ciąży”. Zrobili to hitlerowcy w czwartym roku okupacji, przy czym samym Niemkom było to nadal zabronione pod karą śmierci. Podczas okupacji, szczególnie w Warszawie, w obliczu ciągłego śmiertelnego zagrożenia życia wielu miało postawę „żyje się raz” i korzystało z każdej chwili życia. Konsekwencją takiego trybu życia były niechciane ciąże. Gabinety ginekologiczne podczas II wojny światowej nie próżnowały i od czasu ogłoszenia ustawy aborcyjnej, już nie w pokątnych gabinetach, ale oficjalnie w szpitalach i prywatnych klinikach można było przerwać ciążę.

Dwa miesiące później, 3 maja 1943 roku, Matka Boża objawi się w Warszawie, mieście, któremu patronuje od 291 lat. Objawia się w osadzie Siekierki, mając nadzieję, że uchroni Warszawę od losu jaki jest udziałem żydowskiej dzielnicy miasta (16 lutego 1943 r. hitlerowcy wydali rozkaz likwidacji getta, tj. wymordowania całej ludności). Z Siekierek widać kłęby czarnego dymu unoszące się z palącej się dzielnicy. W jakże innej scenerii ukazuje się Matka Boża. Pojawia się na kwitnącym drzewie obsypanym białymi, słodko pachnącymi kwiatami. Mimo sielskiej scenerii słowa Bogurodzicy zapisane przez 13-letnią Władysławę Fronczakównę są poważne i brzmią złowieszczo:

Módlcie się, bo idzie na was kara, ciężki krzyż. Nie mogę powstrzymać gniewu Syna mojego, bo lud się nie nawraca. Bóg nie chce ludzi karać, Bóg chce ludzi ratować przed zagładą. Bóg żąda nawrócenia”.

Skąd tak twarde słowa pod adresem warszawian? Otóż w okresie międzywojennym społeczeństwo polskie zaczęło coraz powszechniej lekceważyć prawa Dekalogu. Żony zmieniali politycy, wielu artystów prowadziło bujne życie erotyczne z wieloma partnerami, następowało coraz większe rozluźnienie obyczajów, również nie krępowano się związków jednopłciowych i biseksualnych. Konsekwencją rozwiązłego życia były niechciane ciąże, a co za tym idzie aborcje. Tuż przed II wojną światową Chrystus Pan zapowiedział Rozalii Celakównie: „Nastaną straszne czasy dla Polski. Polska ma być ukarana za to […], że naród odwrócił się od Boga, […] popełnia straszne grzechy i zbrodnie, a najgłośniejsze z nich są grzechy nieczyste”. „Moje dziecko, za grzechy: zbrodnię zabijania dzieci poczętych i rozpustę, popełniane przez ludzkość na całym świecie, ześle Bóg straszna karę. Sprawiedliwość Boża nie może znieść dłużej tych występków”.

Podczas wojny Św. Maria Matka Boża objawia się w Warszawie na Siekierkach dwóm osobom: 13-letniej Władysławie Fronczakównie i 36-letniej Bronisławie Kuczewskiej. Bogurodzica chce, by ludzie mieli świadomość, że nieszczęście które im grozi, nie będzie „przejawem gniewu Boga wobec swego ludu, ale samozniszczeniem narodu poprzez grzech”.

Maryja prosi o powszechną modlitwę, taką jak w pamiętnym sierpniu roku 1920, gdy do bram Warszawy dochodziła bolszewicka Armia Czerwona. Niestety, po 23 latach atmosfera w stolicy jest diametralnie różna i w niczym nie przypomina modlitewnej mobilizacji narodu z 1920 r.

Wydawało się oczywiste, że księża pełniący posługę na Siekierkach – miejscu objawień Św. Marii Matki Bożej, upowszechnią te orędzia. Tak się jednak nie stanie. Lekceważenie objawień i brak współpracy duchowieństwa Kościoła bedą główną przyczyną niepowodzenia tej misji.

1 sierpnia 1944 r. Wybucha Powstanie Warszawskie. Młodych warszawiaków rozpiera chęć walki.

„Pomścimy wreszcie lata zgrozy

[…] i egzekucje i obozy.

Dzielności naszej się poszczęści,

Gdy Sprawiedliwy, Wielki Bóg

pobłogosławi naszej pięści”.

Bóg nie pobłogosławił pięści, ponieważ dowódcy akcji zbrojnej o to nie prosili. Nie było żadnego oficjalnego zawierzenia Powstania Warszawskiego Bogu, a tym bardziej Bogurodzicy, Patronki Warszawy.

Matka Boża przez 15 miesięcy poprzedzających wybuch Powstania Warszawskiego wielokrotnie powtarzała, że „jedynym sposobem na zakończenie wojny jest nawrócenie, modlitwa i pokuta”. Nic nie wspominała o „pięściach” i „butelkach z benzyną”. Natomiast młodzi warszawianie bezgranicznie ufali w „moc pieści” i swoje siły, i nie widzieli powodu aby w swoje ambitne plany wtajemniczać Boga.

W roku 1944 nie pamiętano, że to co dzieli zwycięstwo od klęski, to nie moc oręża, przeważające siły, czy strategia nawet najgenialniejszych dowódców, lecz wola Boga! W roku 1920 Marszałek Piłsudski miał tego pełną świadomość. Gdy w sierpniu wyjeżdżał na front, powiedział: „Wszystko jest w ręku Boga”. Dlatego hierarchowie wraz z władzą świecką dokonali aktu poświęcenia Polski Najświętszemu Sercu Jezusowemu, a ludność w całej Polsce rozpoczęła gorące modlitwy w intencji Ojczyzny.

1 sierpnia o godzinie „W” nastąpiło zderzenie młodzieńczego zapału i młodzieńczych wizji z realnymi możliwościami i brutalną rzeczywistością. Akcja zbrojna podjęta bez jej oficjalnego zawierzenia Bogu i Maryi, po dwóch miesiącach zakończyła się niewyobrażalna klęską. Warszawa została niemalże zrównana z ziemią, zginęło pół miliona mieszkańców.

Na rok przed wybuchem powstania w sierpniu 1943 roku Bronisława Kuczewska miała objawienie Matki Najświętszej: „Maryja ukazała mi okropny widok Warszawy w czasie Powstania. Widziałam masowe aresztowania, rozstrzeliwania, palące się domy Zobaczyłam tez dom, w którym modliliśmy się. Matka Boża powiedziała mi, że ten dom będzie podlany benzyną i podpalony od dołu przez Niemców. W widzeniu widziałam, jak matki wyskakiwały z dziećmi z płonącego domu.

Zaraz powiedziałam o tym widzeniu obecnym, ale nie chcieli mi uwierzyć. Huknęli na mnie, że opowiadam głupstwa, bo Niemcy będą się liczyć z nami”.

Prorocze słowa zostały zlekceważone. I oto co się wydarzyło z tym miejscem: „Kiedy po Powstaniu wróciłam do Warszawy, dom który miałam ukazany przez Matkę Bożą przy ul. Płockiej 25 – był spalony. W domu tym i sąsiednich zabito 300 ludzi. Ludzie mówili, że matki wyrzucały swoje dzieci przez okna, a za nimi same wyskakiwały. Dzisiaj widnieje w tym miejscu tablica pamiątkowa mówiąca, że zginęło tu ok. 300 osób”.

W jednym z orędzi na Siekierkach w listopadzie 1943 roku, Matka Boża powiedziała przez W. Fronczakównę do Warszawian: „Jak wy jesteście ze Mną, to i Ja jestem z wami i NIC się wam nie stanie!”. Dowódcom Armii Krajowej, z pewnością nie brakowało bojowej odwagi, ale zabrakło wiary i zaufania aby Powstanie oficjalnie, przez ręce Bogurodzicy powierzyć Bogu. Nie byli z Matką Bożą, dlatego obietnica nie mogła zostać spełniona.

Gdyby orędzia Św. Marii Matki Bożej zostały przyjęte, gdyby podjęto powszechne modlitwy przebłagalne w intencji pokoju (jak w sierpniu 1920 roku), gdyby lud Warszawy zreflektował się i podjął przemianę życia, to losy Powstania z pewnością potoczyłyby się inaczej!

Ocalała Niniwa, której mieszkańcy posłuchali proroka Jonasza i nawrócili się, żałując za grzechy. Oni mieli zaledwie czterdzieści dni na zmianę postępowania, a warszawianie… prawie półtora roku!

Opracowano na podstawie książki „Przepowiednie Maryi o losach Polski” Ewy J.P.Storożyńskiej i Józefa Marii Bar

CHRYSTUSIE


Jeszcze się kiedyś rozsmucę

Jeszcze do Ciebie powrócę

CHRYSTUSIE,

Jeszcze tak strasznie zapłaczę

Że przez łzy Ciebie zobaczę

CHRYSTUSIE,

Z taką wielką żałobą

Będę się żalił przed Tobą

CHRYSTUSIE,

Że duch mój przed Tobą klęknie

I wtedy serce mi pęknie,

CHRYSTUSIE,

A kiedy serce mi pęknie

I duch mój przed Tobą klęknie

Wtedy ja w wielkiej rozpaczy

Poproszę byś mi wybaczył,

CHRYSTUSIE !

 

Juljusz Tuwim

W i E L K A N O C 2024

Brzmią jeszcze w naszych uszach okrzyki „Ukrzyżuj! Ukrzyżuj!”, zadziwiająco podobne do rozlegających się dzisiaj na ulicach naszych miast wrzasków: Abortuj! Abortuj!

 

Wrogom Jezusa wydawało się, że pokonali Sprawiedliwego skazując Go na śmierć w męczarniach. Krzyż jednak stał się znakiem zwycięstwa Niewinnego, a Zmartwychwstanie pokazało Jego moc.

 

Obyśmy dzisiaj potrafili stanąć pod Krzyżem, abyśmy pojutrze stali się świadkami Zmartwychwstania.

Błogosławionych Świąt!

Błogosławionych Świąt! [foto]

Dołączając się do życzeń, otrzymanych z okazji tego ważnego dla nas Święta Wielkiej Nocy, miejmy nadzieję, że dobry BÓG nie będzie szczędził nam łask i siły w walce w obronie życia dzieci nienarodzonych,

Niech każdy stanie do walki z  aborcją,narzędziem zbrodniczego działania obecnej cywilizacji, która ma służyć do rozwiązywania jej problemów, kosztem życia bezbronnych dzieci.

Marian Retelski

 

KRÓLUJ NAM CHRYSTE – ALLELUJA,ALLELUJA,ALLELUJA !!!

Matka Boska Gromniczna…

image

Czterdziestego dnia po Bożym Narodzeniu Kościół obchodzi Święto Ofiarowania Pańskiego, zwane dawniej świętem Oczyszczenia Najświętszej Maryi Panny, a w tradycji polskiej świętem Matki Bożej Gromnicznej.
Ofiarowanie Pana Jezusa w Świątyni Jerozolimskiej było ważnym wydarzeniem w życiu Świętej Rodziny. Św. Łukasz Ewangelista napisał: „Gdy zaś nadszedł dzień poddania ich, zgodnie z Prawem Mojżeszowym oczyszczeniu, zanieśli Go do Jerozolimy, aby był ofiarowany Panu, według tego, co jest napisane w Prawie Pańskim: Każde pierworodne dziecko płci męskiej będzie poświęcone Panu. Mieli również złożyć ofiarę zgodnie z tym, co jest powiedziane w Prawie Pańskim: parę synogarlic lub dwa gołąbki” (Łk 2,22-24). Według Prawa Mojżeszowego każda kobieta przez czterdzieści dni po urodzeniu chłopca, a przez osiemdziesiąt dni po urodzeniu dziewczynki pozostawała „nieczysta”. Nie wolno jej było dotykać niczego świętego, ani wchodzić do świątyni.
Po upływie tego czasu matka musiała przynieść do świątyni jednorocznego baranka.
„Jeśli zaś ona jest zbyt uboga, aby przynieść baranka, to przyniesie dwie synogarlice, albo dwa młode gołębie, jednego na ofiarę całopalną i jednego na ofiarę przebłagalną za nią i będzie oczyszczona” ( por. Kpł 12,8).

Pamiątkę tego dnia, w którym w jerozolimskiej świątyni starzec Symeon wziął na ręce sześciotygodniowe Dzieciątko i uniósł Je wysoko z najwyższą czcią, poznając w Nim Zbawiciela świata, Kościół obchodził już w IV wieku. Od połowy V wieku ustalono datę 2 lutego jako Święto Prezentacji Dzieciątka Jezus.
W VII wieku pojawia się nazwa Oczyszczenia Najświętszej Maryi Panny. W tradycji polskiej, dzień ten nazywa się świętem Matki Bożej Gromnicznej.
W ten sposób uwypukla się fakt przyniesienia przez Maryję małego Jezusa do świątyni. W czasie Ofiarowania, starzec Symeon wziął na ręce Pana Jezusa i wypowiedział prorocze słowa: „Światłość na oświecenie pogan i na chwałę ludu Izraela” (Łk 2,32).
Według podania procesja z zapalonymi świecami była znana w Rzymie już w V wieku. Natomiast od X wieku upowszechnił się obrzęd poświęcania świec, których płomień symbolizuje Jezusa – Światłość świata, Chrystusa, który uciszał burze, był, jest i na zawsze pozostanie Panem wszystkich praw natury …

W Polsce święto Ofiarowania Pana Jezusa ma charakter wybitnie Maryjny. Widzimy Maryję, jako Tę, która sprowadziła na ziemię niebiańskie Światło i która tym Światłem nas broni oraz osłania od wszelkiego zła. Dlatego często bierzemy do rąk gromnice, zwłaszcza w niebezpieczeństwach wielkich klęsk i grożącej śmierci.
Poświęcone 2 lutego świece, jakby widomy znak Bożej Jasności, zapala się w trudnych życiowych chwilach po to, aby „zadziałała” interwencja Bożej Opatrzności. W religijnej tradycji polskiej podczas burzy, nadal stawiamy świece – gromnicę w oknach. Gromnicami zażegnywano klęski gradowe, ich dymem kreślono znaki krzyża na drzwiach, piecu, oknach i belkach stropowych, jako „zapory przeciw nieczystym siłom i nieszczęściom”. W każdym domu katolickim powinna być przynajmniej jedna gromnica. Zapala się ją także przy konającym, aby Maryja – Ta, która niosła do świątyni Jezusa – Światłość Prawdziwą, prowadziła dusze umierających wprost do wiekuistej światłości, do nieba.

Z Uroczystością Matki Bożej Gromnicznej kończy się w Polsce okres śpiewania kolęd, trzymania żłóbków i choinek – kończy się „przedłużony” okres Bożego Narodzenia. Liturgicznie okres ten kończy się wcześniej – Świętem Chrztu Pana Jezusa. Jednak polski zwyczaj ma swoje uzasadnienie nie tylko w dawnej tradycji, ale przede wszystkim w tym, że w Matkę Bożą Gromniczną Pan Jezus jeszcze jako Dziecię jest ofiarowany w świątyni.
Często także razem z uroczystością Matki Bożej Gromnicznej kończy się również w Polsce okres kolędowania, czyli duszpasterskiej wizyty w rodzinach – po domach.

Od 1997 roku z woli Sługi Bożego Jana Pawła II, Kościół powszechny obchodzi również dnia 2 lutego, Dzień Życia Konsekrowanego, poświęcony modlitwie za osoby, które oddały swoje życie na służbę Bogu i ludziom w niezliczonych zakonach, zgromadzeniach i instytutach konsekrowanych.
W Zgromadzeniu Ducha Świętego, w dniu 2 lutego wspominamy rocznicę śmierci naszego odnowiciela i współzałożyciela zakonu, Sługi Bożego ojca Franciszka Liebermanna CSSp (1852 r.).

W polskiej literaturze o tym święcie, pięknie napisała Kazimiera Iłłakowiczówna:
„O Panno prześliczna, gromniczna!
Pod ogień Twój święcony,
wiszący nad woskiem gromnic,
przez las kolący i wyjące wilki,
idę bez wszelkiej obrony:
Nie módl się, ani się przyczyniaj,
ale tylko wspomnij!
Ty, coś rodziła Dziecię bez ognia i dachu,
a przez ucieczkę uszła od zamachu
i potem całe życie wyczekała w lęku
na Syna mękę. (…)
I nie módl się, Najświętsza Panno,
Gwiazdo szczęśliwego, krótkiego konania,
nie módl się, Zorzo łask, nie osłaniaj,
tylko wspomnij”.
(K. Iłłakowiczówna)

Szczególnie rzewny i chwytający za serce jest motyw podań ludowych o Matce Bożej Gromnicznej, która „pod płaszcz swej przemożnej opieki bierze wszystkie sieroty, a zwłaszcza te, których matki pomarły trzymając w stygnącej dłoni zapaloną gromnicę. Umiera człowiek, kończy się jego ziemska wędrówka, przy jego łożu gromadzi się rodzina. Umierający, wyrazem swych oczu, daje znać, że czegoś chce i każdy wie, o co prosi i w stygnącą już dłoń podają mu zapaloną gromnicę … W serce wstępuje ufność, że u jego łoża stoi Pani Gromniczna, by swego wiernego czciciela przeprowadzić przez bramę śmierci ze światłem gromnicy w ręku”.

Ludowy poeta Józef Strug, tak przed wielu laty pisał o Gromnicznej świecy:

„Gdy życie nasze dobiegnie do końca,
Gdy Bóg ostatnie godziny policzy,
Niech nam zaświeci, jak promienie słońca,
Światło gromnicy.

Gdy nasze czoło pot śmiertelny zrosi,
Gdy nasze łoże obstąpią szatani,
Twojej obrony niech każdy uprosi -
Gromniczna Pani!

Kiedy nad nami zawisną czarne chmury,
Gdy na wsze strony lecą błyskawice,
Gdy ciemność straszna od dołu do góry:
Święćmy gromnicę!

Matko Najświętsza! My nędzni grzesznicy,
Pod Twoją obronę się uciekamy,
Przed Twym obrazem, przy świetle gromnicy,
Ciebie błagamy! (…)

Bądź nam Matką w życiu i przy zgonie,
Niech Twoja łaska zawsze nam przyświeca,
Niech nasza miłość ku Tobie zapłonie
Jako gromnica.”
(Józef Strug)

Ludowym zwyczajem – gromnicę po poświęceniu w kościele, zanoszono zapaloną do domu, aby od tego ognia rozpalić domowy ogień, co miało zwiastować zgodę i miłość w rodzinie.
Z zapaloną gromnicą obchodził też gospodarz całe swoje obejście i dom, klękając na każdym progu, aby złe moce nie miały przystępu do zagrody.

Zachowajmy szacunek dla gromnicznej świecy, jaki mieli do niej nasi ojcowie i dziadowie.

Zachowały się także liczne ludowe przysłowia, związane z dniem Matki Bożej Gromnicznej, określające pogodę i urodzaje na najbliższe lato:
Gromnica, zimy połowica;
Gdy na Gromnicę z dachu ciecze, zima jeszcze się odwlecze;
Gdy na Gromniczną rozstaje – rzadkie będą, urodzaje;
Gdy słońce świeci na Gromnicę, to przyjdą większe mrozy i śnieżyce;
Gdy na Gromniczną mróz, chowaj chłopie sanie, szykuj wóz.

o. Dariusz W. Andrzejewski CSSp
(nadesłane)

*
„Podstawą tronu Bożego są sprawiedliwość i prawo; przed Nim kroczą łaska i wierność.”
Księga Psalmów 89:15 / Biblia Tysiąclecia

 

Dlaczego episkopat Polski solidaryzuje się ze zbrodniarzami?

Nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu. To powiedzenie idealnie obrazuje postawę polskich biskupów, którzy w metodycznej judaizacji Kościoła katolickiego przekroczyli granicę jakiej nie dopuszczają się nawet ortodoksyjni Żydzi. 

Chodzi o oświadczenie Konferencji Episkopatu Polski wyrażające «solidarność z narodem Izraela».

Mowa o narodzie zasiedlającym nielegalne państwo, którego poważne środowiska żydowskie nie chcą uznać. Wystarczy zacytować co powiedział rabin Yisroel Dovid Weiss z międzynarodowej organizacji Neturei Karta: «Zabijanie, kradzież, okupowanie cudzej ziemi lub uciskanie całego narodu jest całkowicie zabronione w religii żydowskiej».

Tak więc ortodoksyjni Żydzi potępiają Izrael i solidaryzują się z narodem okupowanym – Palestyńczykami. W tym celu organizują manifestacje w światowych metropoliach, szczególnie na ulicach Nowego Jorku, gdzie stają w obronie prześladowanych. Co ciekawe, optują przy tym, by znieść syjonistyczne państwo Izrael, gdyż z punktu widzenia wyznawanego w judaizmie ‚mesjańskiego oczekiwania’ powstało ono wbrew prawu.

Tymczasem episkopat Polski wyraża solidarność z syjonistami, stanowczo potępiając atak Hamasu i uwięzienie przetrzymywanych w Gazie izraelskich zakładników. Ten sam episkopat nigdy nie potępił ataków Izraela i nigdy nie wyraził solidarności z prześladowanymi od dziesięcioleci Palestyńczykami. Biskupi z Polski nie upomnieli się też o palestyńskich jeńców przetrzymywanych w izraelskich więzieniach, ani o palestyńskich cywilów zamkniętych przez lata w getcie ulokowanym w Strefie Gazy. Co więcej, polskojęzyczni biskupi nie solidaryzowali się nawet z chrześcijanami atakowanymi przez Żydów w Jerozolimie.

Dla jasności. Nie pochwalam ataków Hamasu, a wręcz przeciwnie. Przypuszczam też, że może kryć się za tym jakieś drugie dno. Być może ktoś gdzieś przeniknął i kogoś podpuścił, organizując operację pod fałszywą flagą, by dać Izraelowi pretekst do wymordowania całego narodu.

Skandaliczne oświadczenie biskupów z Polski tym bardziej szokuje, bo okazali oni solidarność z okupantami, którzy właśnie dokonują ludobójstwa w Strefie Gazy. Podobnego bezeceństwa dopuścili się paulini z Jasnej Góry, którzy w geście solidarności podświetlili sanktuarium w Częstochowie na barwy izraelskiej flagi.

W związku z powyższym czuję się sprowokowana, by w niniejszej analizie wyjaśnić, skąd u wpływowych polskich duchownych tak haniebna postawa.

Pod przykrywką dialogu

Zanim ktoś zarzuci mi zajadły antysemityzm i uderzanie w katolickich hierarchów, opowiem o pewnych zdarzeniach z mojej przeszłości. Zacznę od tego, że jako nastolatka bezkrytycznie uległam modzie na uwielbienie Jana Pawła II. Podekscytowana uczestniczyłam w pielgrzymkach papieża do ojczyzny, a nawet pojechałam do Rzymu na Światowe Dni Młodzieży.

Na czas studiów przypadła śmierć papieża z Polski. Płakałam wtedy jak wielu moich rodaków. Następnie pojechałam na pogrzeb do Stolicy Piotrowej. Na placu Świętego Piotra w Watykanie moim oczom ukazał się nietypowy widok. W kierunku trumny, by oddać hołd zmarłemu, wolnym krokiem zmierzali ramię w ramię żyd i muzułmanin. Trzymali wspólny sztandar z wyhaftowaną symboliką trzech religii: krzyżem, półksiężycem i gwiazdą Dawida. Widok ten tak mocno mną poruszył, że postanowiłam napisać pracę magisterską pt. „Judaizm, chrześcijaństwo, islam – o potrzebie dialogu. Znaczenie pontyfikatu Jana Pawła II”.

W trakcie obrony jeden z profesorów zasiadających w komisji zadał mi niespodziewane pytanie: – Czy według pani taki dialog jest w ogóle możliwy? Zaskoczona tym pytaniem, odpowiedziałam spontanicznie i krótko: – Nie z żydami!

Moja odpowiedź jeszcze bardziej mnie zaskoczyła niż pytanie, wszak w pracy magisterskiej, pisanej na podstawie nauczania JPII, takich wniosków nie wyłapałam. Skąd więc ten naturalny odruch wyrażający przekonanie, że dialog z żydami to jednak mrzonka? Po prostu podświadomie czułam, że chrześcijanie wyjdą na tym jak skończeni frajerzy. A przeczucia zweryfikowało życie, gdyż z ż/Żydami (pisanymi z dużej i z małej litery, w zależności od kontekstu) miałam potem wielokrotnie do czynienia, czego wymowny fragment uchylę już za chwilę.

Przyjrzyjmy się najpierw definicji dialogu rozumianego jako: «rozmowa, wymiana myśli poprzez wzajemną prezentację poglądów i postaw. Jego uczestnikom zależy przede wszystkim na wzajemnym poznaniu i przekazaniu posiadanych wartości intelektualnych i moralnych, zaś jego celem jest wspólne zbliżenie się do prawdy lub wspólne działanie» [za: Mały słownik pojęć i terminów filozoficznych].

Chrześcijanie i żydzi nie mogą prowadzić tak pojętego dialogu w celu „zbliżenia się do prawdy”, gdyż żydzi nie uznali Prawdy o tym, że zapowiedzianym Mesjaszem jest Jezus Chrystus. A co się z tym wiążę, żydzi nie przyjęli Jego przykazania «abyście się wzajemnie miłowali» i tym samym odrzucili oni wartości moralne wyrażające się w miłości do bliźniego. Jeśli zatem prawda nie jest tutaj celem dialogu, to pozostaje „wspólne działanie”. I trzeba przyznać, że w tym zakresie Kościół katolicki w Polsce przeszedł samego siebie.

Przejmowanie dusz

Po otrzymaniu dyplomu z filozofii postanowiłam zostać dziennikarką. By uzyskać oficjalne skierowania na praktyki w różnych redakcjach, wybrałam się na Podyplomowe Studium Dziennikarskie Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie. Stamtąd trafiłam na staż do Katolickiej Agencji Informacyjnej, gdzie zostałam na dłużej. W ten oto sposób, przez kilka kolejnych lat – na śmieciowej umowie dla gojów za grosze – tworzyłam depesze radiowe dla rozgłośni katolickich. Najciekawsze jest jednak to, co zaobserwowałam od środka.

Praca w KAI uświadomiła mi, że wierchuszka Kościoła w Polsce jest przesiąknięta żydowskimi wpływami. Uczestniczyłam w różnych konferencjach czy wydarzeniach i przy tej okazji nagrywałam na mikrofon komentarze biskupów i wpływowych księży. Wśród wysoko postawionego kleru nie dostrzegłam chrześcijańskiego ducha, ani wiary w Trójjedynego Boga (nielicznych pobożnych duchownych poznałam przy innych okazjach).

Pracując w KAI nagrywałam też żydów, w tym rabinów. Jak to możliwe? Otóż w ramach pracy dla katolickiej redakcji, służbowo chodziłam na różne spotkania z udziałem wyznawców judaizmu. Byłam nawet w synagodze. Przy jakiej okazji wizyta gojki w takim miejscu? Ano takiej, że rokrocznie w polskim Kościele katolickim obchodzony jest Dzień Judaizmu, ustanowiony w 1997 roku przez Konferencję Episkopatu Polski.

Katolicka Agencja Informacyjna wiedzie prym w promowaniu tego – w oczach świadomych chrześcijan skandalicznego – „święta”. Szefostwo KAI produkuje „ochy” i „achy” na temat żydowskiej religii, wymyślając przy tym rozmaite wydarzenia, by mieszać Polakom w głowach. Dla przykładu, w 2018 roku (kilka lat po moim rozstaniu z redakcją) zorganizowali warsztaty dziennikarskie nt. judaizmu i relacji katolicko-żydowskich. Hasłem przewodnim tresury dla pracowników polskojęzycznych mediów były słowa Jana Pawła II «Kto spotyka Jezusa, spotyka judaizm». A w programie szkolenia m.in. wykłady rabina Michaela Schudricha pt. „Najbardziej podstawowe pojęcia w judaizmie, które chrześcijanin powinien znać” i „Jak zmienia się (lub nie zmienia) żydowskie podejście do chrześcijaństwa?”.

Urabianie katolickiego narodu na żydowską modłę odbywa się na wielu płaszczyznach. Szczególnie wstrząsającym przykładem ostatnich lat jest promowanie rodziny Ulmów, a następnie wyniesienie jej na ołtarze.

Z okazji „beatyfikacji” Konferencja Episkopatu Polski wystosowała list pasterski. Biskupi przekonywali w nim, że rodzina Ulmów jest «inspiracją dla współczesnych małżeństw i rodzin». Co więcej, zdaniem KEP «heroiczna postawa miłości wobec bliźnich, powinna pobudzać nas do życia nie tyle dla własnej wygody czy chęci posiadania, ale do życia będącego darem siebie dla innych».

Co to de facto znaczy? Otóż należy to rozszyfrować w ten sposób, że zdaniem polskojęzycznych biskupów wyznacznikiem dla współczesnej polskiej rodziny powinno być bezgraniczne poświęcenie dla Żydów. Szczególne przeraża fakt, że w przypadku gloryfikacji tej konkretnej ofiary, wpaja się Polakom, iż wzorem postawy jest poświęcenie życia nawet własnych dzieci.

Przewodniczący Episkopatu Polski abp Stanisław Gądecki, w wywiadzie dla Radia Watykańskiego i serwisu Vatican News, powiedział, że «Ulmowie byli świadomi ryzyka, które podejmowali ukrywając Żydów».

Skoro tak, to tym bardziej nie należy podnosić do rangi błogosławionego, ojca siedmiorga dzieci, który świadomy tego co może je spotkać, podjął jednak decyzję narażającą na śmierć własnych potomków. Obowiązkiem głowy rodziny jest bowiem w pierwszej kolejności chronić swoich najbliższych.

Żydowskie przechrzty

Tymczasem Michael Schudrich w wywiadzie udzielonym Katolickiej Agencji Informacyjnej przekonywał: «Beatyfikacja rodziny Ulmów to bardzo ważny krok Kościoła – pokazać wiernym, w jaki sposób powinni postępować (…)». Zdaniem naczelnego rabina RP «ta beatyfikacja będzie miała pozytywny wpływ na nasze, polsko-żydowskie relacje, ponieważ każde dobro wywiera dobry wpływ».

Sęk w tym, że jest to „dobro” tylko jednostronne, gdyż historia nie zna takich przykładów, aby Żydzi poświęcali dla gojów cokolwiek dla nich cennego.

A co z Polakami? Przeglądam różne fora dyskusyjne, z których wynika, że wielu moich rodaków jest mocno zdezorientowanych widząc postawę duchowieństwa w Polsce. Zachodzą oni w głowę i pytają. Jak to możliwe, że chrześcijańscy duchowni dopuścili się takiej obrzydliwości i poparli syjonistycznych okupantów?

Otóż trzeba sobie wreszcie uświadomić, że oni nie są prawdziwymi chrześcijanami. Ten kto naprawdę poznał Chrystusa i Go przyjął w swoim sercu, nigdy nie wyrazi solidarności ze zbrodniczym tworem syjonistycznym, jakim jest tzw. państwo Izrael.

Kim więc oni są? Polskojęzyczna elyta – zarówno ta duchowna, jak i polityczna – w znacznym stopniu wywodzi się z potomków frankistów. Mowa o przesiąkniętej okultyzmem kabalistycznej sekcie żydowskiej, założonej w łonie judaizmu w XVIII wieku przez Jakuba Franka (1726-1791). Co znamienne, sekta była heretycka z punktu widzenia ortodoksyjnych wyznawców judaizmu, co tłumaczy m.in. obecną rozbieżność w stosunku tzw. państwa Izrael.

Ktoś może teraz zaoponować, uznając, że to niemożliwe, bo przecież polskojęzyczna elyta to w zdecydowanej większości katolicy. Formalnie tak jest, ponieważ Jakub Frank i jego zwolennicy wykalkulowali sobie, że najbardziej im się opłaci jeśli zostaną przechrztami i przyjmą polskie nazwiska. A wszystko po to, by przejąć Polskę i przerobić na Judeopolonię (Polin).

Czy ten geszeft brzmi jak teoria spiskowa? No cóż, wystarczy rozejrzeć się dookoła, by wydedukować, że to się dzieje naprawdę. Postawa polskojęzycznych biskupów utwierdziła mnie w przekonaniu, że najczarniejszy scenariusz dla Polski stał się rzeczywistością.

Agnieszka Piwar
https://piwar.info/

NIE LĘKAJ SIĘ

Słucham audycji Radia Maryja poświęconej, imperatywowi boskiemu – NIE LĘKAJ SIĘ , lansowanemu szeroko przez Św.Jana Pawła II i teraz upowszechnianemu w naszym Kościele.W tej kwestii często przywołuje się historię nawrócenia Szawła /późniejszego św.Pawła/ na drodze do Damaszku, kiedy został napomniany przez Pana Boga, który przestrzegł go przed jego wrogim działaniem i  zażądał, aby nie lękał się, aby sprzeciwił się szatanowi, który go opętał. Scena ta wielokrotnie opisywana i analizowana, ma nas utwierdzać w tym, że pomimo, że jesteśmy grzeszni, mamy nie ulegać pokusom, mamy stawić im czoła, bo z nami jest Jezus, który za nas cierpiał na krzyżu. Jego potęga, Zmartwychwstałego Pana jest silniejsza, a ja, będąc jego wyznawcą, do niego należę, korzystam z tej miłości, która objawiła się na krzyżu.

I dalej, prowadzący audycję, próbuje mnie przekonać, że trzeba odrzucić bojaźń i strach, który jest starobiblijny /cokolwiek to oznacza/ i zaufać Bogu, bogatemu w miłosierdzie. Bo grzech nie jest przeszkodą w miłości Boga, natomiast lęk jest siłą, która może być zabójcza dla człowieka.

Przyznam szczerze, niewiele z tego zrozumiałem, może dlatego, że nieostre jest dla mnie rozróżnienie miedzy „bać się” a „lękać”…

a w tym konkretnym przypadku – naszej wiary, jeśli bierzemy pod uwagę źródło/motyw grzechu, to wszystko, co prowadzi mnie do grzechu, oddala od Boga, musi wywoływać lęk lub strach, którego należy się bać, wystrzegać itd. I skąd w takim razie mam się nie lękać? Co tu jest moją busolą, która mnie poprowadzi do Boga a nie do szatana? Czy zawsze mam liczyć tylko na miłosierdzie, które zakładam, że przyjdzie ex post, choć wcale nie na pewno, bo tylko zależy od woli Boga. A może lepiej być „mądrym przed szkodą”?

I lękać się Jego gniewu, Jego kary???

W  tych rozważaniach, jak w soczewce, skupiają się doświadczenia mojego długiego  życia oraz drogi jaką przemierza Kościół. Rozpoczynałem naukę wiary mojego Kościoła od potocznego zwrotu np. „Bój się Boga, co ty robisz?”,”Bój się Boga, nie rób tego, bo pójdziesz do piekła” itp. To było dla mnie proste i zrozumiałe, był to pewien kodeks postępowania, regulowany przykazaniami z odniesieniem do Boga, jako ostatecznej instancji,we  wszystkim, co się z nami tutaj dzieje, od poczęcia do śmierci. A teraz, na końcu tej drogi, w sukurs tym opresjom  przywołuje się z wielkim rozmachem pewną beztroskę, która za podstawę bierze Boże Miłosierdzie, które już dzisiaj przywołuje się na każdą okazję, która każdemu jest wygodna, żeby było wesoło i radośnie. Tak, zgodnie z życzeniem naszych hierarchów, nie musimy bardzo się stresować, życie powinniśmy  sobie ułatwiać, nawet jeśli zasady naszej wiary stoją temu na przeszkodzie.Wymownym tego przykładem /i nie jedynym, niestety/, jest ostatni synod biskupów, którzy zupełnie serio z Papieżem Franciszkiem na czele,zastanawiają się, jak nam to życie doczesne umilić i ułatwić, modyfikując przestarzałe, nie pasujące do tzw.współczesności, wymagania dekalogu.

Wysłuchałem tej audycji, zamyśliłem się i postanowiłem, że nadal będę się lękał, bo  wymogi naszej wiary, to nie jest chęć dokuczenia nam, tylko pewien porządek, ustanowiony przez Boga dla nas, właśnie z  miłości do nas, dla naszego dobra.

Marian 44

 

Ks. prof. Tadeusz Guz: Państwo polskie dopuściło się wobec Kościoła ogromnej nieprawości

Państwo polskie stało się zaskakującym, ale bardzo skutecznym sprzymierzeńcem walki z Bogiem. W ostatnich miesiącach – świadomie lub nie – dopuściło się względem Kościoła jednej z największych nieprawości. Straciliśmy podstawowy zmysł odróżniania tego, co jest święte, od tego, co jest grzeszne, mówił ks. prof. Tadeusz Guz na konferencji w Krakowie w ramach Tygodnia Życia i Wolności.W poniedziałek w Krakowie rozpoczął się tygodniowy cykl konferencji – Tydzień Życia i Wolności. Jednym z prelegentów panelu poświęconego sytuacji w Kościele katolickim był ks. prof. Tadeusz Guz. Kapłan mówił o wielkim zamieszaniu w relacjach między państwem a Kościołem, które w ostatnich miesiącach wyrażało się w narzucaniu katolikom radykalnych obostrzeń sanitarnych.

Ks. prof. Tadeusz Guz chciał pokazać dysonans między tym, jak przeżywano wiarę w Kościele w czasach kard. Stefana Wyszyńskiego, a jak w naszych czasach. Przypomniał, że kardynał Wyszyński mówił, iż „największym złem w Kościele i największym wrogiem zbawienia jest grzech, którego ostatecznym sprawcą jest diabeł”. Ks. Guz nawiązał następnie do sytuacji z ubiegłego roku, kiedy to część duchowieństwa określała pójście na niedzielną Mszę świętą mianem grzechu, a to z powodu możliwości zakażenia Covid-19. – Mamy do czynienia z zasadniczą utratą nie tylko koncepcji grzechu w sensie biblijnym i urzędu nauczycielskiego Kościoła. To znaczy, że u podstaw takiej koncepcji grzechu czy świętości stoi wymieszanie bytowości Boga i szatana. To znaczy, że jesteśmy w samym sercu reformacji – stwierdził. – Kościół jako Mistyczne Ciało Jezusa Chrystusa nie jest częścią państwa polskiego. Jest odrębnym bytem. Dalej, Kościół jako podmiot suwerenny i autonomiczny względem państwa polskiego nie jest częścią jednostki, którą nazywamy sanepidem. Więcej jeszcze, Kościół jako odrębny podmiot, którego status bytowy jest w sensie prawnym usankcjonowany konkordatem, czyli międzynarodową umową między Stolicą Apostolską a Rzeczpospolitą Polską, ten Kościół nie podlega jakimkolwiek zarządzeniom ministra zdrowia RP. Tego konkordat nie przewiduje. Te wszystkie zawirowania w relacji państwo polskie i Kościół są wynikiem braku podstawowego respektu państwa polskiego względem podstawowej odrębności Kościoła Chrystusowego. […] Trudno mi powiedzieć, jak dalece świadomie, ale mogę powiedzieć obiektywnie, że państwo polskie dokonało w stosunku do Kościoła w Polsce jednych z największych nieprawości, jakie Kościół na przestrzeni tysiąca lat przeżył – oświadczył ksiądz profesor.

– Walka z Bogiem w Polsce trwa. Szkoda, że państwo polskie stało się jej zaskakującym, ale jakże skutecznym sprzymierzeńcem, zdradzając do samych głębin naturę swojego bytu państwowego – powiedział następnie. Wskazał, że w Grecji oraz w Rzymie świadomość państwowa była taka, iż najważniejszym celem relacji państwowych jest absolut. W Polsce tymczasem politycy, którzy nazywają się prawicowymi, „podnieśli rękę na Boga w Trójcy Świętej Jedynego w tak drastyczny i systemowy sposób”, że można mówić o prawdziwej katastrofie. Ks. Guz podkreślił przy tym, że nie chce oceniać polityków prawicy o celowe działania, bo nie wie, jaka jest ich świadomość tego, czym jest Bóg, czym jest Kościół ani czym jest w swojej istocie państwo polskie.

– Jeżeli zauważyliśmy, że w Polsce ostatnich miesięcy, nawet we wnętrzu Kościoła, zatarły się granice między państwem a Kościołem, między świętością a grzechem, między Bogiem a diabłem, to co to oznacza? To oznacza, że jesteśmy w tragicznym położeniu indyferentyzmu religijnego. Nie mamy podstawowego zmysłu odróżniania sacrum od tego, co jest peccatum, Boga od szatana, Kościoła od bytu świata czy państwa. […] Jeżeli policjant przychodzi do kościoła i dokonuje operacji policyjnych wewnątrz kościoła, to jest to zbrodnia przeciwko Kościołowi – dodał prelegent Tygodnia Życia i Wolności.

Następnie ks. prof. Guz zwrócił uwagę na fundamentalny problem z udzielaniem w Polsce dyspensy od udziału we Mszy świętej.

– Pięć przykazań kościelnych jest uszczegółowieniem przykazań dekalogu – zaznaczył. I tak pierwsze przykazanie kościelne jest „partykularyzacją przykazania Dekalogu: pamiętaj, abyś dzień święty święcił”. – Dzień święty w sensie Nowego Testamentu to niedziela […]. Autorem prawa naturalnego i przykazania „pamiętaj, abyś dzień święty święcił”,  jest Bóg w Trójcy Świętej Jedyny, dlatego ani papież, ani biskupi, ani proboszczowie jako ordynariusze nie mają kompetencji prawnych do dyspensowania nas od udziału w niedzielnej Mszy świętej i w uroczystości obowiązujące – wskazał kapłan. – Nikt żadnemu episkopatowi, włącznie ze świętym Piotrem na czele, nie dał takich kompetencji prawnych. Te kompetencje prawne posiada najwyższy i absolutny prawodawca, którym jest Pan Bóg – oświadczył ks. prof. Tadeusz Guz.

Pach

Najnowsze komentarze
    Archiwa
    059718