OJCU, SYNOWI I DUCHOWI ŚWIĘTEMU

Różne

Moją Ojczyzną jest Polska Podziemna – Ewa Polak-Pałkiewicz.

Niezłomni – to znaczy Wyklęci

Lata sześćdziesiąte w mieście na pólnocy Polski. Poranek zimowy, mroczny, zimny i mglisty. Ulice puste. Ale od czasu do czasu słychać pospieszne kroki, gdzieś trzasnęły drzwi. Raz, drugi, trzeci. Przy głównej ulicy grupki ludzi. Kobiety w chustkach na głowie. Patrzą w jedną stronę. Tam, z mroku wyłaniają się światła samochodu zwanego „suką”. W wilgotnej mgle ledwo widoczny ciemny kształt przesuwa się wzdłuż chodników, na których stoją ludzie i odprowadzają wzrokiem samochód. Przecież wiadomo, że nikogo nie dostrzegą przez zakratowane okienko. I on, ten, kto tam siedzi, a może leży bezwładnie, rzucony jak worek kartofli, nigdy nie dowie się, że przyszli, żeby go odprowadzić. Ostatni żołnierz Podziemia wieziony jest na śmierć.

Miasto nie śpi. Miasto jest razem z nim.

Nie biją dzwony we wszystkich świątyniach miasta. Kapłan nie daje mu krzyża do ucałowania i nie pociesza modlitwą. Nikt nie miał prawa nic wiedzieć o jego straceniu. A jednak wszyscy wiedzą. Zastygli w niemej grozie. Tak wielu przekonanych, że to już naprawdę koniec..

Moją ojczyzną jest Polska Podziemna, walcząca w mroku, samotna i ciemna…*)

Spełniali tylko swoje obowiązki stanu. Nie zachłystywali się samą walką. Nie byli im potrzebni idole. Mieli przywódców.

Żeby spełniać swoje obowiązki stanu trzeba tylko jednego. Trzeba być ich świadomym. I mieć charakter, mieć przytomny umysł. Skoro wie się, kim się jest i jakie ma się obowiązki, to trzeba je wypełnić. Nie ma innego rozwiązania.

Żeby je wypełnić należycie, trzeba odróżnić dobro od zła. Nie pomylić się. Trzeba unikać fałszywego dobra.

Anatol Radziwonik "Olech"

Anatol Radziwonik „Olech”

Ludzie, których nazywamy Żołnierzami Wyklętymi – Niezłomnymi, nasi rodacy, nie posługiwali się fałszywymi kategoriami filozoficznymi. Fałszem było by, gdyby przyjęli, że skoro wróg rozpanoszył się na dobre w ojczyźnie, to trzeba się z tym pogodzić. Dla świętego spokoju. Dla fałszywego pokoju. Dla nędznego hasełka: Nigdy więcej wojny. Bo pokój nie jest żadną wartością.

Dlatego, że nie posługiwali się fałszywymi kategoriami są tak niebezpieczni, nawet dzisiaj. Tak bardzo, że aresztuje się nawet ich doczesne szczątki. Nie pozwala się ich poszukiwać przez tych, którzy poświęcają życie i całą swoją gruntowną wiedzę, by ich odnaleźć, rozpoznać i zapewnić godny chrześcijański pochówek, godne miejsce na cmentarzu. Tak niebezpieczni, że ich dzieci są pomijane przy uroczystościach historycznych, jak rocznica przepędzenia Niemców z obozu Auschwitz. Pomijane, jakby ich nie było, jakby się nigdy nie narodziły.

Są nadal groźni, choć już ich nie ma. Nie walczą z bronią w ręku. Nie mówią w oczy zdrajcom, że są zdrajcami. Są groźni, niebezpieczni, są wciąż  persona non grata. wywrotowcami, bo oni nigdy nie pomylili się w kwestii, co jest prawdziwym dobrem, co prawdziwym złem. Co jest prawdą, co fałszem. Nie byli w stanie przyjąć fałszu za prawdę. Nawet za cenę bycia wiecznie ściganymi przez prześladowców, jak ranne zwierzę. Nawet za cenę potwornych tortur. Nawet za cenę zniesławienia i opluwania za życia, straszenia nimi dzieci i tak zwanych porządnych obywateli. Nawet za cenę rozdzielenia z żonami i z dziećmi – których czasem nie zdążyli w ogóle zobaczyć. Ani raz w życiu. Za cenę nie złożenia ostatniego pocałunku na ręku starej matki.

Co to jest stan? Co to są obowiązki?

z chwilą, gdy się już ma stan jakiś obrany i gdy nie ma możliwości go zmienić, należy tak urządzić ażeby w pokorze służyć. To co można i co jest obowiązkiem najlepiej spełnić i przez to podobać się Bogu. (Stanisław Kostka Starowieyski)

„Pewnego razu (…) przyszedł jakiś sowiet, pewnie oficer. Tak się popatrzył na tego księdza [ks. Maja, proboszcza Łaszczowa – EPP] i powiada: – O, ja takich księży w swoim życiu mam ośmiu zariezanych, a ty będziesz dziewiąty. Wyciąga pistolet. A ksiądz stanął pod ścianą i jak szarpnął sutanną, tak wszystkie guziki oberwał.

– Strielaj, ty swołocz parplataja! – zwymyślał go ksiądz proboszcz.

Ten tak się popatrzył, siadł, schował pistolet i powiada:

–  Tamtych co osiem zginęło, to nie byli takie, a ty jesteś maładiec”.**)

Nie bali się. Zdolni byli do nadzwyczajnego męstwa i nadzwyczajnego wysiłku. Potrafili nie jeść i nie spać wiele dni. Spali na stojąco. Otwierali więzienia i wypuszczali dziesiątki, setki więźniów politycznych, powstańców warszawskich, Akowców. Mówili w oczy tym, którzy ich prześladowali, kim są. Wywoływali tym jeszcze większą furię.

Byli samotni.

Mieczysław Dziemieszkiewicz "Rój"

Mieczysław Dziemieszkiewicz „Rój”

 

Dziś, gdy widzimy, że żyjemy w kraju, gdzie niektórzy usadowieni na świeczniku boją się nawet ludzi w podeszłym wieku – ich dzieci, nawet ich doczesnych szczątków, jest sposobność, by pomyśleć, że musiało zostać coś z tamtego czasu. Lęk, paniczny lęk przed prawdą. Zaciśnięte usta, by tylko nie nazywać rzeczy ich właściwym imieniem. I odróżniać je: To jest to, a to coś innego. Nie ma stanów pośrednich. Między prawdą i fałszem nie ma ciągłości. Dla normalnego człowieka, wychowanka cywilizacji łacińskiej, między dobrem a złem jest przepaść, nie rozciąga się szeroka strefa szarości, „względnego dobra”, „mniejszego zła”.

Ich zamordowano dlatego, że nie akceptowali mieszanek. Żołnierze Niezłomni byli nade wszystko ludźmi rozumnymi.

Cóż mi po wszystkich urokach tej ziemi.

Jeśli mi serce pchnięto do podziemi…. **)

„…W zrozumieniu i pogłębieniu (…) będą pomocne rudimenta filozofii klasycznej, która wychodzi od elementarnego pytania: co to jest? Nie wychodzi od pytania, co ktoś tam sobie na ten a ten temat myśli, jakie ma na ten a ten temat opinie. Uczciwy metodologicznie prymat obiektywizmu nad subiektywizmem. Uczciwy metodologicznie prymat prawdy nad opiniami. Uczciwy metodologicznie prymat bytu nad jego werbalnym ujęciem (stwierdzeniem, sądem, opisem). Pokora wobec rzeczywistości. Pokora wobec prawdy, którą poznać i nazwać można. Zaszczytna powinność istoty rozumnej!” (Ks. Jacek Balemba SDB) ***)

Jedyna rzecz, której domaga się Bóg od człowieka – oddanie Mu owej wolności, po którą sięgnął człowiek w raju. „Mogę wszystko – bez Boga!” A teraz, gdy naprawdę wierzysz? „Nie, nie mogę nic. Bóg wszystko może”.

Płk. Łukasz Ciepliński, kandydat na ołtarze

Płk. Łukasz Ciepliński, kandydat na ołtarze

 

1 marca 1951 roku w warszawskim więzieniu Na Mokotowie wykonano wyrok śmierci na członkach IV Zarządu Głównego Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość: Łukaszu Cieplińskim, Mieczysławie Kawalcu, Józefie Batorym, Adamie Lazarowiczu, Franciszku Błażeju, Karolu Chmielu i Józefie Rzepce. Nie godzili się z okupacją sowiecka. Spełnili dobrze, jako żołnierze, jako Polacy, swój obowiązek stanu.

niech im całunem będzie mgła

A światłem szronu ostre igły

I pamięć nasza przy nich trwa

I płoną mroki wiekuiste

(Zbigniew Herbert, „Piosenka”)


*) Z wiersza Stanisława Balińskiego, Polska Podziemna

**) ks. Zbigniew Kulik, Bł. Stanisław Kostka Starowieyski, Sandomierz 2005

**) St. Baliński, Polska Podziemna 

***) https://sacerdoshyacinthus.wordpress.com/2015/02/28/opinie-czy-rzeczywistosc/

.

 

 

Nie chcemy tego Oscara!

Krzysztof Gędłek

Choć wizja Oscara dla „Idy” ekscytuje elity postkolonialnej III RP – musimy stanowczo zaprotestować i powiedzieć głośno: nie chcemy tego Oscara! Cena, jaką przyszłoby nam za niego zapłacić byłaby bowiem obłędnie wysoka.

 

„Ida”, co potwierdzają znawcy filmowej sztuki, jest filmem precyzyjnie przygotowanym, dopracowanym w szczegółach. Zdjęcia to majsterszyk, nie brakuje w nim też scen głęboko zapadających w pamięć. Obraz Pawlikowskiego to kino dla koneserów – jest to bowiem film trudny w odbiorze, przygniatający niedopowiedzeniem, grający gestem, mimiką, słowem, symbolem. Najgorsze jednak, że niesiony przezeń przekaz jest wstrząsający, powiela wszak kłamliwą wersję historii, opisywaną w wersji popularnej przez Jana Tomasza Grossa, zobrazowaną niedawno w „Pokłosiu” Władysława Pasikowskiego. Co to za wersja? Że Polacy byli sprawcami zbrodni podczas II wojny światowej, nie zaś jej ofiarami.

 

Zbrodnia i wina

 

Nachalna promocja owego filmu na salonach Europy – a od niedawna również w Hollywood – zbiega się z próbami zepchnięcia przez Niemców odpowiedzialności za ofiary wojny 1939-1945 na bliżej nieokreślonej narodowości nazistów. Wydatnie przyczynili się do tego postępowcy, wpierając nam przez ostatnie kilkadziesiąt lat, że zbrodnie Hitlera czy Stalina nie wynikały z cywilizacyjnej zapaści, lecz z nagłej i niepojętej eksplozji „antydemokratycznych” ideologii i talentów politycznych wyabstrahowanych z ówczesnej rzeczywistości „ekstremistów”. Przyczyną ich rozwoju miał być wyłącznie kryzys ekonomiczny, lub męczące trwanie „archaicznego” reżimu w Rosji. Tymczasem pomija się wybitnie antyreligijny i antycywilizacyjny charakter komunizmu i nazizmu – podczas, gdy pierwszy tworzył organa takie jak Urząd Wojujących Bezbożników, drugi, wyrosły na neopogańskich fascynacjach i de facto pogańskiej filozofii, hołdował demonicznym praktykom, stawiając sobie za cel zniszczenie Kościoła.

 

Wybiórcza pamięć historyczna wpływowych elit intelektualnych Europy ułatwia Niemcom snucie nowej opowieści o ich roli w trakcie II wojny światowej. Polska nie tylko nie potrafi na nią odpowiedzieć, ale przyjmuje narrację postępowców, sugerujących, iż nazizmu nie zrodził dekadencki i zepsuty Stary Kontynent, lecz bliżej nieokreślony antysemityzm i radykalizm czerpiący swoje źródła z, jakżeby inaczej, nietolerancji wielu narodów, w tym również Polaków. Chcąc wszak dokonać nieznacznego przerysowania retoryki ludzi pokroju Grossa, należałoby stwierdzić bez ogródek: II Rzeczpospolita była państwem, w którym dominował zajadły nastrój oczekiwania na niesiony przez wojenną pożogę chaos, by nasi ojcowie i matki mogli wreszcie wyciągnąć czynne konsekwencje ze swej odwiecznej nienawiści do Żydów.

 

A co z „ojcami i matkami” naszych niemieckich sąsiadów? Ci stali się ofiarami kryzysu ekonomicznego, stanowiącego, rzecz jasna, efekt uboczny słusznego kierunku XIX-wiecznych zmagań z odchodzącą do lamusa monarchią. Gdy więc mieszkańcy Francji czy Niemiec jawią się, jako piewcy demoliberalizmu i postępu, mających skutecznie zamykać okres wojen i ekstremizmów, my – Polacy stajemy się czarnym ludem, łomotanym za prymitywizm, rasizm i zbrodnicze, plemienne instynkty. Trudno wszak oskarżyć o to Niemców czy Rosjan, czyli wielkie narody, tworzące przecież historię nowoczesnej Europy – zarówno polityczną, jak i kulturalną.

 

„Ida” znakomicie wpisuje się w ów ciąg postępowej propagandy. W obrazie Pawlikowskiego nie ma niemieckich zbrodniarzy, brakuje choćby słowa o ich okrucieństwie. Polacy zaś jawią się w nim jako plemię kierujące się krwawym instynktem, dzikusy motywowane wyłącznie chęcią zysku. Mordują siekierami, wrzucając następnie swoje ofiary do wykopanych naprędce dołów. Katolicyzm, stanowiący fundament europejskiej cywilizacji i nadal mocne oparcie dla wielu Polaków, ukazano tam jako serię schematycznych i pozbawionych sensu rytuałów, rodzaj sekciarskich praktyk, wyobcowanych nawet w tej „prawdziwej” Polsce – rasistowskiej, żądnej zysku.

 

Cena Oscara

 

Jeśli „Ida” otrzyma Oscara, to stanie się on ponurym zwieńczeniem spychania historii heroicznej walki Polaków z „produktami” cywilizacyjnej zapaści Europy – nazizmem i komunizmem – do ciemnego kąta, gdzieś na strychu hańby i wstydu. Wszak wyzwanie rzucone przez Polaków Niemcom i Sowietom wpisuje się w zgoła inną narrację od tej, prezentowanej przez postępowców. To część historii katolickiej Europy walczącej z tymi, którzy rzucili wyzwanie Bogu – pod Lepanto, pod Wiedniem, pod Warszawą i na Westerplatte.

 

II wojna światowa była wojną, którą miliony Polaków toczyły w obronie – rzecz jasna – swej Ojczyzny, ale również w obronie cywilizacji katolickiej, żywej jeszcze tutaj, a już nietrawionej przez łaknące postępu elity współczesnej Europy. Postawa Polaków w latach 1939-1945 – a także po wojnie, wobec komunizmu – ukazana w prawdziwym świetle stałaby się wielką, bolącą drzazgą w oku współczesnych ideologów „końca historii”. „Ida” – a wcześniej książki Grossa i „Pokłosie” – tworzy nową historię, pozbawiającą Polaków heroicznego pierwiastka obrońców cywilizacji chrześcijańskiej, w zmian sprowadzając ich do roli sprawców hekatomby sprzed kilku dekad. Dlatego – choć wizja Oscara dla „Idy” ekscytuje posłuszne wobec głoszonych za Zachodzie „mądrości” elity postkolonialnej III RP – musimy stanowczo zaprotestować i powiedzieć głośno: nie chcemy tego Oscara!

 

Nagroda ta podniesie bowiem rangę antypolskiej i antycywilizacyjnej propagandy. Jeśli oscarowa gala zakończy się sukcesem Pawlikowskiego, zrobimy, chcąc nie chcąc, milowy krok na drodze ku abdykacji z pozycji obrońców Wiednia, Warszawy i Westerplatte. Ze stawianych Piłsudskiemu i Wyklętym pomników pozostanie nam ten jeden, żenujący obraz: brudnego Polaka, wykopującego z leśnego dołu szczątki swoich ofiar. Ów obraz stanie się symbolem nędzy, zastępującym dumną historię naszego narodu, historię pokoleń stanowiących Antemurale Christianitatis. Oto prawdziwa cena Oscara.

 

 

Krzysztof Gędłek

 PCh24.pl – prawa strona internetu. Portal informacyjny.

 

 

Ida” wyprowadzi z Polski 65 miliardów dolarów? Reżyser już robi z Polaków pijaków

„Wielki sukces polskiego kina!”. „Pękamy z dumy”. „Historyczna noc dla polskiego kina”. Tak brzmią dziś nagłówki najbardziej poczytnych polskojęzycznych mediów. Polskojęzycznych nie oznacza polskich, Polacy bowiem – a przynajmniej ci świadomi – nie cieszą się z sukcesu filmu, który swą retoryką wpisuje się międzynarodową akcję zorganizowaną pod kryptonimem kłamliwego sformułowania „polskie obozy zagłady”.

 

Obawiam się, że „Ida” Pawła Pawlikowskiego nie tylko ma zrobić dobrze Niemcom – w filmie, którego akcja powraca do okrutnych czasów II wojny światowej nie zobaczymy niemieckiego okupanta – ale przede wszystkim ma zrobić dobrze Żydom. Ci ostatni są przedstawieni jako biedne ofiary wstrętnych Polaków, którzy najpierw dokonują zbrodni zabijając żydowską rodzinę, a potem zajmują ich mienie, zamieszkując w skrywającym tragedię domu.
Zmiękczanie opinii publicznej
Przed chwilą na falach jednej z komercyjnej rozgłośni usłyszałam jak prowadzący program przeczytał opinię słuchacza, który z powodu antypolskiego i zakłamanego brzmienia filmu nie podzielał radości z faktu przyznania Oskara dla „Idy”. Ten sam prowadzący skomentował głos niezadowolonego Polaka słowami: „Na miłość boską, przecież to nie jest film dokumentalny, tylko fabularny!”. Problem w tym, że to właśnie fabuła kreuje opinię publiczną. A już szczególnie taka, która zgarnia liczne międzynarodowe nagrody. Na tym właśnie polega propaganda. W subtelny sposób, na przykładzie jednej historyjki opowiada się losy, nierzadko wzruszające, by do masowego odbiorcy dotarł przekaz przedstawiający jednych jako dobrych i pokrzywdzonych, drugich jako katów.
Pójdźmy dalej. Wiem, że trudno sobie to wyobrazić, ale poziom nauczania historii w zachodnich szkołach – szczególnie amerykańskich – jest jeszcze niższy, niż po reformach wprowadzonych w III RP. Skoro zatem absolwent przeciętnej amerykańskiej szkoły niespecjalnie orientuje się w historii innej niż Stanów Zjednoczonych, istnieje poważna obawa, że po obejrzeniu „Idy” nie zainteresuje się, jak to w tej Polsce z czasów okupacji było naprawdę. Nie będzie dopytywał przed kim Żydzi musieli się ukrywać – w filmie Pawlikowskiego nie jest to powiedziane. Nikt im nie uświadomi, że: Polska była pod okupacją niemiecką w latach 1939-1945; niemieccy okupanci prowadzili politykę eksterminacji Żydów; w okupowanej przez Niemców Polsce za ukrywanie Żydów Niemcy karali śmiercią nie tylko tego, który ukrywał, ale także całą jego rodzinę, pomimo to wielu Polaków ukrywało Żydów; w ten sposób zginęły tysiące Polaków oddających życie za sąsiadów i współobywateli Rzeczypospolitej – prześladowanych Żydów; legalne władze Polskiego Państwa Podziemnego, uznawane przez Aliantów, z całą surowością karały śmiercią przypadki prześladowania Żydów przez tych z Polaków, których zdemoralizowała okrutna i bezwzględna okupacja niemiecka; Instytut Yad Vashem najwięcej tytułów Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata przyznał Polakom.
Właśnie o opatrzenie powyższymi informacjami uzupełniającymi zwróciła się do Dyrektor Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej – instytucji, która dofinansowała produkcję tego filmu – Fundacja Reduta Dobrego Imienia. Zdaje się, że nic z tego nie wyszło.

Tymczasem „Ida” podbija Zachód, zgarniając najbardziej liczące się nagrody, których Oskar jest kulminacją. O co w tym wszystkim chodzi? Czyżby obraz Pawlikowskiego był lepszy od fenomenalnego, przed laty również nominowanego do Oskara filmu Jerzego Antczaka „Noce i dnie”? Fabuła przedstawiająca losy Barbary i Bogumiła, choć wspaniale zrealizowana i zagrana, nie zdobyła ostatecznie statuetki dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego. Dramatyczne i piękne zarazem losy polskiego ziemiaństwa z czasów zaborów nie są na tyle interesujące? Dla „fabryki snów” niekoniecznie. A przecież film Pawlikowskiego nie umywa się do arcydzieła Antczaka pod żadnym względem. O co więc chodzi?
Gdy nie wiadomo, o co chodzi, to…
65 miliardów dolarów (sic!). Tyle amerykańscy Żydzi żądają od Polski w ramach rzekomych odszkodowań. Za co? Za zgarnięte rzekomo mienie. Film „Ida” to najlepsza podkładka dla tych bezczelnych żądań. Międzynarodowa opinia po takim seansie uzna, że takie odszkodowanie Żydom się należy. Perfidia obrazu Pawlikowskiego ma jeszcze drugie dno. To jedna z głównych bohaterek „krwawa Wanda”, w którą wcieliła się Agata Kulesza. Pierwowzorem tej postaci była stalinowska zbrodniarka – sędzia Helena Wolińska, morderczyni m.in. gen. Fieldorfa „Nila”. W rzeczywistości została ona uratowana z getta przez Polaków. W filmie to Polak morduje jej małego synka. Scenarzyści tak poprowadzili tę postać, by wzbudzała ona sympatię i współczucie zarazem. Choć widz wie, że Wanda skazywała na śmierć Polaków, wielu odbiorców może jej czyny „usprawiedliwiać”, z racji doznanej tragedii, jaką zafundowali jej właśnie Polacy. To perfidny zabieg mający na celu wybielanie zbrodni, jakich w rzeczywistości na masową skalę dopuszczali się Żydzi wchodzący w sowieckie układy.
I jeszcze jedno. Być może to bez większego znaczenia, a ja jestem zbyt przewrażliwiona, jednak uznałam, że trzeba to odnotować. Kiedy podczas gali Paweł Pawlikowski odbierał statuetkę powiedział m.in. „dziękuję (…) przyjaciołom z Polski, którzy są już teraz pewnie pijani”. Ot, takie „subtelne” robienie z Polaków pijaków na oczach milionów. Nie twierdzę, że wylewamy za kołnierz, ale takie słowa, podczas gali w Hollywood, gdzie dilerzy kokainy mają najlepszą klientelę są po prostu aroganckim przegięciem.
Agnieszka Piwar

 

GN)Ida na czele piątej kolumny

Wśród źródeł antypolonizmu ważne miejsce zajmuje piąta kolumna w kraju. Jej działalność wychodzi naprzeciw politykom historycznym państw poważnych i celom tych skoordynowanych antypolskich polityk. W piątej kolumnie w kraju można wyróżnić nurt świadomy i nurt – uprzejmie zakładam – nieświadomy. Najważniejszym elementem nurtu świadomego jest oczywiście środowisko „Gazety Wyborczej”, którą nazywam żydowską gazetą dla Polaków. Władysław Studnicki, patriota polski, a jednocześnie germanofil, w okresie okupacji zagadnięty był kiedyś przez Niemców, dlaczego nie pisuje do niemieckich gazet. On na to – jakże nie pisuję, kiedy przecież pisuję – na przykład do „Das Reich” – No tak – Niemcy na to – ale nie pisuje pan do „Nowego Kuriera Warszawskiego”. – Oczywiście – odparł Studnicki. – Ja mogę pisywać do niemieckich gazet dla Niemców, ale nie będę pisywał do niemieckich gazet dla Polaków! Jaka była różnica między niemieckimi gazetami dla Niemców, a niemieckimi gazetami dla Polaków? Niemieckie gazety dla Niemców przedstawiały niemiecki punkt widzenia jako niemiecki – i to była prawda – podczas gdy niemieckie gazety dla Polaków przedstawiały niemiecki punkt widzenia jako obiektywny – a to była nieprawda. Otóż „Gazeta Wyborcza” jest taką żydowską gazetą dla Polaków. Wcale nie musi być ekspozyturą Mosadu na Polskę – bo Mosad – i nie tylko zresztą Mosad – ma w Polsce wystarczająco dużo agentów wpływu, podobnie zresztą, jak zwyczajnych agentów, w dodatku wygodnie uplasowanych na rozmaitych stanowiskach, zarówno w tajnych służbach, jak i aparacie administracyjnym, w środowiskach opiniotwórczych, mediach i wreszcie – wśród „ludzi chałtury”. Właśnie ludzie chałtury stanowią ważny element – uprzejmie zakładam, że nieświadomego – nurtu piątej kolumny w kraju.

Najliczniejszym składnikiem tego nurtu piątej kolumny są oczywiście organizacje pozarządowe. De nomine pozarządowe – tak naprawdę są poprzysysane do rozmaitych finansowych kurków – unijnych, rządowych i samorządowych, skąd pod różnymi pretekstami otrzymują tak zwane „granty”. Jednym z takich pretekstów jest tropienie antysemitów, rasistów, ksenofobów i homofobów. Uczestnicy owych pozarządowych organizacji na ogół chcą dobrze wypić i smacznie zakąsić za łatwe pieniądze – ale ich biznes ma taką specyfikę, że mogą te pieniądze dostać tylko po spełnieniu określonych warunków – w tym przypadku – wykrycia i napiętnowania antysemitów, rasistów, ksenofobów i homofobów. Toteż wykrywają ich pod każdym krzakiem i przekazują policji, prokuraturze i niezawisłym sądom – no a te muszą wyznaczonych do napiętnowania wziąć w obroty – bo w przeciwnym razie sami wpadliby w tarapaty.

W rezultacie zagranica otrzymuje sygnał, że w Polsce dzieje się coś niepokojącego – co znowu wychodzi naprzeciw celowi skoordynowanych antypolskich polityk historycznych: niemieckiej i żydowskiej. Tym celem – podobnie jak w wieku XVIII było celem państw zaborczych – jest przekonanie europejskiej opinii publicznej do formuły stanowiącej pozór moralnego uzasadnienia – wtedy dla rozbiorów Polski – a dzisiaj – do ustanowienia nad Polakami ekonomicznej i politycznej kurateli starszych i mądrzejszych – być może nawet w postaci Judeopolonii. Chodzi o to, że Polaków nie można zostawić samopas – w XVIII wieku – bo mają organiczną niezdolność do rządzenia takim dużym państwem, a w interesie Europy i samych Polaków też, leży likwidacja ogniska anarchii w środku kontynentu. Trzeba zatem ustanowić nad nimi polityczną kuratelę i wszyscy odetchną z ulgą – teraz zaś chodzi o to, by Polaków nie zostawiać samopas – ale już nie ze względu na organiczną niezdolność do rządzenia państwem, tylko dlatego, że w przeciwnym razie ZNOWU zrobią coś okropnego. Tymczasem w interesie Europy i w interesie samych Polaków leży uchronienie się przed okropnościami, więc najlepiej będzie, jak zostanie nad nimi ustanowiona kuratela starszych i mądrzejszych.

Jeśli takie rzeczy mówią cudzoziemcy, to z punktu widzenia propagandowego ich opinia ma oczywiście mniejszy ciężar gatunkowy, niż gdy identyczne opinie wygłaszają, czy kolportują Polacy. A Polacy, jak to Polacy – wielu z nich, zwłaszcza wielu ambicjonerów, cierpi na brak międzynarodowego uznania i gotowi są posunąć się bardzo daleko, by uzyskać chociaż jego namiastkę. Wprawdzie taki pan Władysław Pasikowski mi się nie zwierza, ale podejrzewam, że właśnie przede wszystkim dlatego nakręcił „Pokłosie”, wychodzące naprzeciw antypolskim skoordynowanym politykom historycznym: niemieckiej i żydowskiej. Podobne podejrzenia wzbudza we mnie pan Paweł Pawlikowski, który nakręcił film (GN)Ida – jak to przedstawiciele polskiej dziczy mordują biednych Żydów, których rodziny i potomstwo z tego powodu przez całe dziesięciolecia przeżywa straszliwe traumy i w rocznicę nawet popuszcza w majtki, sama nie wiedząc czemu.

Podejrzenia wzbudza nie tylko to, że film został obcmokany przez specjalną komisję przy Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego (nawiasem mówiąc, temu Ministerstwu chyba pomyliły się narody, których dziedzictwo miało pielęgnować), w której zasiadał co najmniej trójka Żydów i jeden Marek Żydowicz – ale przede wszystkim widoczne i natrętnie podkreślane polowanie na nagrody. I (GN)Ida jest prawdziwą łowczynią nagród – bo co to komu szkodzi nagrodzić obraz, w którym Polak na oczach całej Europy chłoszcze polską, antysemicką dzicz? To nikomu nie szkodzi, a zwłaszcza nie szkodzi to europejskim, lewantyńskim i amerykańskim fundatorom nagród, bo przecież i oni nie są w ciemię bici, więc dlaczego nie mieliby wynagrodzić wyposzczonego ambicjonera i w ten sposób, najtańszym kosztem, uwiarygodnić wspierane polityki historyczne? Więc jest prawie pewne, że (GN)Ida pana Pawlikowskiego otrzyma Oskara, a Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego w porozumieniu z Muzeum Historii Żydów Polskich już zadba o to, by na seanse spędzać uczniów szkół podstawowych i średnich – jak to było w przypadku filmu pani reżyserowej Agnieszki Holland „W ciemności”.

Stanisław Michalkiewicz

Felieton    tygodnik „Nasza Polska”    18 lutego 2015 roku

 

„Ida”: radość polskich polakożerców


Dzisiaj, 22 lutego 2015 roku, to wielki dzień dla rodzimych – polskich polakożerców. Wyprodukowany przez nich film polskojęzyczny, ale NIE POLSKI! – „Ida” dostała od amerykańskich Żydów Oskara w kategorii filmu nieanglojęzycznego. Nagrody tej życzyła ludziom związanym z tym filmem „polska premierzyca (premier) Ewa Kopacz (Dziennik.pl 22.2.2015), a np. dziennik internetowy „Fakt.pl” wybił na pierwszej stronie w pełnym zachwycie: „Mamy Oscara! Ida najlepszym filmem nieanglojęzycznym”. Tak jakby było z czego się cieszyć. – Tych ludzi nie martwi szkalowanie Polski i Polaków. Oni się cieszą z tego! Takich mamy dzisiaj „polskich” polityków i dziennikarzy. – Jak mówią Rosjanie: napluć i przykryć.

+ + +

W 1941 roku kinematografia niemiecka nakręciła nazistowski film propagandowy pt. „Powrót do ojczyzny” (niem. „Heimkehr”), opowiadający o tym jakimi rasistami – gnębicielami byli Polacy prześladujący w Polsce Niemców przed wybuchem II wojny światowej.

Celem filmu była propaganda hitlerowska zgodnie z którą Polacy w filmie są podstępnymi i brutalnymi gnębicielami Niemców, którzy w filmie są pokazani jako szlachetne, bezradne wobec polskiej brutalności i bezbronne ofiary tych sadystycznych rasistowskich Polaków.

I taki film włoskie Ministerstwo Kultury nagrodziło Pucharem podczas międzynarodowego festiwalu filmowego w Wenecji w 1941 roku, na którym odbyła się prapremiera tego filmu 31 sierpnia t.r. Nagroda włoskiego Ministerstwa Kultury była niczym innym jak ukłonem w stronę hitlerowskich Niemiec, których sojusznikiem były wówczas faszystowskie Włochy.

„Hollywood is run by Jews; it is owned by Jews”

Po 74 latach, dokładnie 22 lutego 2015 roku, inny antypolski film został nagrodzony na międzynarodowym festiwalu filmowym. Ale teraz nie w Wenecji i nie faszystowski rząd włoski, ale w Hollywood (Los Angeles, USA) i przez Amerykańską Akademię Sztuki i Wiedzy Filmowej (Academy of Motion Picture Arts and Sciences), która jeśli nie jest w rękach Żydów to niewątpliwie pod ich  przemożnym wpływem. Bo nie jest żadną tajemnicą, że „amerykański” filmowy Hollywood jest w rękach żydowskich. Wielki aktor hollywoodski Marlon Brando (1924-2004), który był uważany za przyjaciela Żydów, w programie telewizyjnym CNN Larry King Live w kwietniu 1996 roku miał odwagę powiedzieć, że (dosłowny cytat za amerykańską Wikipedią): „Hollywood is run by Jews; it is owned by Jews”, czyli: Hollywood jest w rękach żydowskich i należy do Żydów. Stąd Hollywood wyprodukował dotychczas ponad 400 filmów o tematyce żydowskiej, w których Żydzi są przedstawieni w pozytywnym świetle i ani jednego filmu, w którym Żydzi byliby chociaż w delikatny sposób ośmieszani czy krytykowani. Jednocześnie wyprodukował setki filmów bardzo złośliwych o innych narodach, a często je szkalujących. Wśród tych filmów było wiele filmów polakożerczych, jak np.„Wybór Zofii” (oryg. Sophie’s Choice, 1982), w którym za twórcę planu wyniszczenia Żydów w Europie jest przedstawiany nie żaden Adolf Hitler czy inny dygnitarz hitlerowski ale bezimienny Polak (bo jest on wymysłem chorej polakożerczej żydowskiej głowy!) –  jakiś profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego. Antypolskie żydowskie filmy hollywoodskie eksponują, za wzorem hitlerowskiego filmu „Powrót do ojczyzny” (niem. „Heimkehr”), Polaka jako najgorszego na świecie rasistę-antysemitę do tego stopnia, że winą za hitlerowski holocaust Żydów w Europie podczas II wojny światowej bardzo często oskarżają Polaków!

Nagroda Amerykańskiej Akademii Filmowej – Oskary, przyznawana od 1927 roku, właśnie dlatego, że jest w rękach żydowskich, podobnie jak media amerykańskie i w szeregu innych krajach, obecnie jest uznawana za najbardziej prestiżową nagrodę filmową na świecie, pomimo tego, że dotyczy głównie kinematografii amerykańskiej (czy sam ten fakt nie świadczy o potędze Żydów na świecie?).

Od 1948 roku Amerykańska Akademia Filmowa przyznaje nagrodę – Oskara także dla filmów nieangielskojęzycznych.

Co musi zrobić polski reżyser aby mógł otrzymać taką nagrodę?

Po prostu nakręcić film, który spodoba się Żydom. Czyli właśnie taki jakim jest „Ida” (2013), którego produkcję  dofinansował polski Instytut Sztuki Filmowej (kwotą 2 milionów złotych) oraz Łódzki Fundusz Filmowy. Twórcą filmu jest reżyser Paweł Pawlikowski, który uznał, że ważniejszy dla niego jest Oskar niż dobre imię Polski i Polaków.

O fabule filmu czytamy w polskiej – bardzo często tendencyjnej i antypolskiej – interenetowej Wikipedii tylko tyle: „Polska, lata 60. XX wieku. Młoda sierota Anna, wychowywana była w klasztorze. Zgodnie z życzeniem matki przełożonej Anna przed złożeniem ślubów zakonnych musi odwiedzić jedyną swoją krewną, siostrę matki – Wandę Gruz. Kobieta, stalinowska prokurator i sędzia, najpierw niechętnie poznaje siostrzenicę. Zabiera ją jednak z dworca, i wyjaśnia dziewczynie, iż ta jest Żydówką o imieniu Ida. Obie kobiety udają się w podróż w rodzinne strony dziewczyny, aby dowiedzieć się o losach ich rodziny. Postać Wandy (w jej roli Agata Kulesza) była inspirowana postacią Heleny Wolińskiej-Brus”.

Dlatego czytelnik tego hasła nie dowie się o tym, że „podróż w rodzinne strony” Idy to pokazywanie zwyrodniałego polskiego antysemizytmu! Chociaż z drugiej strony film pokazuje, że wszyscy są winni, a więc nie tylko Polacy ale i Żydzi (tutaj zbrodnie żydowskiej prokurator popełnione na Polakach). Jednak górę bierze w nim obraz polskiego antysemityzmu. I właśnie to się spodobało Żydom z Amerykańskiej Akademii Filmowej i za to postanowili wyróżnić „Idę”. Politolog i publicysta „Rzeczpospolitej” Michał Szułdrzyński tak to skomentował: „Widzowie we Francji, czy w Stanach Zjednoczonych nie dowiedzą się, że „Ida” jest elementem szerszego rozliczania się z naszą historią. Usłyszą jeden przekaz: to polscy chłopi wyganiali Żydów po wojnie, bo chcieli przejąć ich majątek. Jeśli to jedyny głos, który ma szansę na wielkie nagrody, to jest to powód do niepokoju”. A jego ogólna ocena filmu wygląda następująco: Film promuje za granicą fatalny obraz Polski. I dlatego martwi go fakt, iż obraz Polaków, którzy zabijali Żydów, będzie jedyną wizytówką Polski za granicą (PAP 21.2.2015).

W styczniu do Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej wpłynęła petycja w sprawie filmu „Ida”. Jej autorzy – Fundacja Reduta Dobrego Imienia Polska Liga przeciw Zniesławieniom – chcą, by w czołówce filmu zostały umieszczone informacje między innymi o tym, że to Niemcy byli sprawcami eksterminacji Żydów podczas II Wojny. „

Ida” to film, w którym „fałszowana jest prawda” – piszą autorzy petycji, pod którą podpisało się ponad 30 tys. osób. Europoseł PiS Janusz Wojciechowski napisał na blogu, że „Ida” to bodaj pierwszy tej miary i klasy film, gdzie jest Holocaust, ale nie ma Niemców, a Żydów zabijają polscy chłopi.

Do niedawna to Niemcy, Amerykanie i Żydzi szkalowali na świecie Polskę i Polaków. Dzisiaj do tej trójcy (ale nie świętej) zaczynają dołączać sami Polacy. Mamy teraz swoich własnych polskich polakożerców!

Mój dziadek, Kaszub ale patriota polski, podczas odwiedzin u nas w 1959 roku powiedział mi wierszyk, który zapamiętełem w jakiś dziwny sposób po dziś dzień: „Przeklęty ten mąż, który za lepszą strawę, za lepsze odzeinie zaprzeda swą wolność i swoje sumienie”; a ja dodam od siebie: „i fajda w swoje gniezdo”.

Marian Kałuski, Australia

Chwała Bogu, kolejny raz !

Trwają jeszcze działania strażaków, gaszących pożar drewnianego podestu technicznego, znajdującego się pod jezdnią mostu Łazienkowskiego w Warszawie.Trudna to jest akcja,choć nieskończona ilość wody w Wiśle stwarza pozory, że nie powinno być z tym większych problemów.
Pomijam już pytania, które sam zadawałem 40-ci lat temu, dokładnie we wrześniu 1975 roku, jak to jest możliwe, że „flagowy” most epoki Gierka się pali?. Pierwsze pytanie, co tam się może palić, w tym żelbetonowo-stalowym moście?
A jednak to była prawda, jak prawdą było to, że pożar ten był jednym z tych wydarzeń, które stały w szeregu dziwnych zjawisk tamtej epoki, dziś przez wielu opiewanej jako okres prosperity PRL-u. A że tak z nią nie było,dowodem tego były te różne w tamtym okresie, dziwne i trudne do opisania, pożary czy katastrofy.
Porównując te bliźniaczo do siebie podobne wydarzenia,trudno oprzeć się wrażeniu, że to chyba nie jest przypadek. Że jest ktoś, kto nie zadał sobie nawet trudu, żeby wymyślić coś innego, żeby powtórzyć tamten scenariusz, który się w pewnym sensie sprawdził.
Pokazał, że jeśli zajdzie taka potrzeba, to w środku stolicy ważnego /jeszcze/ państwa, podpali – czytaj – zniszczy, ważny strategicznie dla tego miasta most, że nie będzie siły, która go przed tym powstrzyma. I to ma tak działać na tubylców, zajętych dywagacjami o tym, skąd się tam deski wzięły /w 1975-tym była to budka drewniana po przeciwnej stronie Wisły/, co to jest ten drewniany  podest techniczny pod mostem, dlaczego tego nie można ugasić, kiedy wody tyle,itd. I pewnie o to chodzi organizatorom tej widocznej gołym okiem prowokacji, żeby mieszkańcy „tego kraju” zrozumieli, jak niewiele od nich zależy, żeby poczuli bezsilność niewolnika, któremu władza coś może dać lub nie, może na coś pozwolić lub zabronić, może otoczyć taką „opieką”,że lepiej uciekać, na drugi koniec świata. To jest dokładnie ta sama metoda, ten sam nawet scenariusz wyciągnięty po 40-tu latach z lamusa. Bez żadnej zmiany ani poprawki, jeśli tylko pominie się, że stało się to na przeciwległym brzegu Wisły.
Ze smutkiem oglądam to nieszczęście, które w konsekwencji dotknie ogromnymi uciążliwościami i także koszami tysiące ludzi.
Jest mi ono szczególnie bliskie, i dlatego o tym piszę na moim portalu, że przed 40-laty występowałem w roli oficera pożarnictwa, który miał bezpośredni udział w tamtej akcji ratowniczej, przy użyciu nieporównanie skromniejszych środkach technicznych i organizacyjnych, i która dzięki odwadze i ofiarności wielu strażaków, zakończyła się wielkim sukcesem. Po miesiącu samochody ponownie mogły jeździć Trasą Łazienkowską.
Nie będę teraz opisywał szczegółów tamtej akcji, chociaż kto wie, jak tak dalej pójdzie, może trzeba będzie opracować szczegółową instrukcję o postępowaniu na wypadek powstania kolejnego pożaru tego mostu…jeśli już tak się na niego uwzięli.
Chodzi mi w tym miejscu o zupełnie inną sprawę, choć nadal wiążącą się z tamtym wydarzeniem sprzed lat, a bliźniaczo podobnym do obecnego dzisiaj, w kontekście działania naszego Pana Boga.Stąd zresztą wziął się tytuł tej notatki…
Kiedy sytuacja wydawała się beznadziejna, bo nikt nie miał pomysłu, jak się do tej akcji zabrać: przybyli konstruktorzy tego mostu i zastanawiali się, jak długo może on wytrzymać te wysokie temperatury, czy można wykuwać dziury w jego nawierzchni, władze państwowe i partyjne uruchamiały możliwe w tamtych czasach środki techniczne, wezwano z wojska barki z nieodległego Kazunia,lecz cały czas wisiała wielka niewiadoma i dramatyczne pytanie, jak ten most długo wytrzyma, kiedy runie ta konstrukcja stalowo-betonowa? Tego nie można było  przewidzieć, bo mosty stalowo-betonowe po prostu nie są przewidywane na taką ewentualność. Jeszcze dziś mam przed oczami  wyraz twarzy tych przerażonych konstruktorów, którzy mieli pełną świadomość,że nie są w stanie ani niczego przewidzieć, ani niczego nam doradzić. Uzyskaliśmy jednak od nich desperacką, jak wszystkim się wtedy wydawało  decyzję,żeby  wykuwać otwory w jezdni mostu, aby dostać się do tego pożaru z góry. I to był dobry pomysł !
Brakowało jeszcze tylko jednego, kogoś, kto się w tej sytuacji odważy wejść tam  do środka, do tego tunelu roboczego, wtedy od strony praskiej. I ja to zrobiłem, zapewniając sobie łączność radiową z tymi, którzy byli na powierzchni mostu, informując ich na bieżąco o sytuacji panującej wewnątrz tego tunelu. Niewiele to dawało, ale miałem jakieś poczucie bezpieczeństwa, że nie jestem sam.
I wszystko było fajnie, aż do momentu, kiedy zbliżyłem się do frontu pożaru, gdzie  dym i temperatura, potęgowane były kierunkiem powietrza, które wdzierało się przez wypalony otwór drewnianego pomostu.Wcześniej nie wziąłem tego pod uwagę, że to może być dla mnie pułapka, że już nie będzie odwrotu.Opierałem się na przeświadczeniu, że im szybciej znajdę się w pobliżu wypalonej przestrzeni, to tym szybciej będę miał dostęp do świeżego powietrza wpadającego od płynącej dołem Wisły. I to był mój błąd, bo w tej gonitwie do przodu nie wziąłem pod uwagę, że cyrkulacja powietrza może się zmienić, a mnie pozostanie jedynie, będąc płasko przytulonym do drewnianej podłogi pomostu, prosić Pana Boga o zmiłowanie… tak, właśnie wtedy zrozumiałem, że tylko On może mi przyjść z pomocą i wybawić z tragicznej dla mnie opresji.
I rzeczywiście, po pewnej chwili cyrkulacja się zmieniła, dym ustąpił, a ja zobaczyłem nad głową gotowy już otwór, i poprosiłem o podanie mi odcinka węża z wodą. Reszta była już tylko  formalnością, a ja  wróciłem te kilkaset metrów na stronę praską, szczęśliwy, że żyję, i że to się tak dla mnie skończyło, chwaląc jednocześnie Pana Boga.Nie było wtedy warunków, aby o tym opowiadać, ale dzisiaj, kiedy po 40-tu latach sytuacja się powtarza, pomyślałem, że warto o tym wspomnieć.
Bo właśnie w tych dramatycznych chwilach mojego życia, znalazłem w jednej sekundzie odpowiedź na nurtujące mnie pytania, i jednocześnie obiecałem Bogu, że zrobię wszystko, czego tylko ode mnie zapragnie. I robię – co właśnie widać.
Marian 44

Polska jako rekompensata dla Żydów. Grzegorz Braun analizuje sytuację międzynarodową

- Imperium amerykańskie nie włącza istnienia suwerennego państwa polskiego do swej racji stanu – uważa Grzegorz Braun, który w rozmowie z Agnieszką Piwar szczegółowo analizuje międzynarodową sytuację oraz zbliżającą się wojnę między światowymi mocarstwami. W tych rozgrywkach deserem dla Żydów ma być właśnie Polska.

Wielokrotnie wyrażał Pan przekonanie, że w państwo polskie nie istnieje, a na naszym terytorium, kosztem narodu polskiego realizowany jest całkiem inny projekt polityczny – ?

Owszem, tak to nazywam: „KONDOMINIUM ROSYJSKO-NIEMIECKIE POD ŻYDOWSKIM ZARZĄDEM POWIERNICZYM” – to jest scenariusz da nas przewidziany. Przez kogo? Przez międzynarodowe konsorcjum naszych tradycyjnych zaborców i okupantów. Że Moskwa i Berlin robią wszystko, by zgodnie układać wzajemną współpracę – to widać gołym okiem. Było by pół biedy, gdyby oba te kraje sięgały do głębi swych własnych najwspanialszych tradycji. Ale jedni i drudzy upierają się czerpać bardzo płytko – horyzonty ich racji stanu zakreślają więc z jednej strony Piotr i Katarzyna do spółki ze Stalinem, a z drugiej – paru kolejnych Fryderyków i Bismarck ze Stresemannem. Że ta współpraca jest ostatecznie zawsze po naszym trupie – to wiadomo z historii. Dlatego trafna była wstępna diagnoza pana premiera Jarosława Kaczyńskiego, który przed paru laty wspominał właśnie o istnieniu „kondominium rosyjsko-niemieckim” na naszym terytorium. Ja jednak czuję się w obowiązku tę diagnozę twórczo rozwinąć i uzupełnić o „żydowski zarząd powierniczy”. Bo jeśli dostrzegamy, że na post-peerelowskiej scenie politycznej działają niemal ostentacyjnie: partia ruska i partia pruska, to zachowując uczciwość intelektualną musimy też zauważyć partię interesów żydowskich. To jest oczywiście ten słoń w menażerii, którego większość uczestników życia publicznego usilnie stara się nie zauważać. Czemu? Bo jest oczywistym, że to w sposób szczególny zagraża śmiercią – co najmniej cywilną. Tymczasem bez uwzględnienia tego kluczowego, śmiem twierdzić, elementu, wszelkie dalsze dywagacje tracą spójność. Czytaj dalej

Święty Tomasz z Akwinu — geniusz nad geniuszami – Frederick Wilhelmsen

Był człowiekiem postawnym, korpulentnym, na pewno nie przypominał jednak grubego cherubina z legendy. Miał jasne oczy – mówiło się, że jego wzrok zdawał się przenikać w głąb ludzkiej duszy. Ojciec Tomasz z Akwinu był spokojnym i cichym zakonnikiem, którego głos kontrastował z jego posturą.

Urodzony 22 listopada 1224 roku w Rocasecca w południowo-wschodniej Italii, w krainie która do końca XIX wieku znana była jako Królestwo Obojga Sycylii, Akwinata mógłby pomieścić na swej tarczy rycerskiej połowę znaków herbowych Europy. Biorąc pod uwagę fakt, iż spokrewniony był z Fryderykiem II, władcą Świętego Cesarstwa Rzymskiego, samo jego urodzenie predestynowało go do zostania rycerzem lub opatem benedyktyńskim. Widoczne od wczesnego dzieciństwa zamiłowanie do modlitwy wskazywało jednak, iż jego przeznaczeniem nie jest życie średniowiecznego rycerza i wielkiego władcy. Wysłany przez rodzinę jako chłopiec na naukę do słynnego klasztoru na Monte Cassino, stanowczo opierał się planom uczynienia z niego mnicha benedyktyńskiego, a następnie wyniesienia do rangi opata, co wydawało się odpowiadać zarówno jego powołaniu zakonnemu, jak i wysokiemu urodzeniu. Czytaj dalej

Posłuszeństwo czyli odmowa – Ewa Polak-Pałkiewicz

„…mamy więc nierzeczywistych mędrców oraz nierzeczywistych artystów i nierzeczywistych literatów pouczających nas, że nierzeczywistość jest rzeczywistością”, mówił w jednym z wywiadów w 2011 roku pisarz J. M. Rymkiewicz, próbując zanalizować zjawisko, które określił mianem likwidowania w naszym kraju polskości.*) Wypowiedź papieża Franciszka w samolocie lecącym z Filipin do Rzymu, w której odpowiednikiem człowieka – ludzkiego aktu przekazywania życia – jest królik i jego przysłowiowa zdolność rozrodcza, wstrząsnęła opinią publiczną w Polsce. Stała się też nieuniknionym źródłem wyjątkowej ilości dziennikarskich bon motów.

Zbyt wielu jednak ludzi wierzących poczuło się zdezorientowanych, by nie należało dostrzec wreszcie wielkiego niewypowiedzianego pytania, które unosi się nad tym wszystkim: czy nie mamy do czynienia z likwidowaniem katolicyzmu? Czytaj dalej

Najnowsze komentarze
    Archiwa
    060335