Liturgia
DZIESIĘĆ POWODÓW, ABY WYBRAĆ MSZĘ TRADYCYJNĄ – Paix Liturgique
Profesor Peter Kwasniewski, jeden z najciekawszych i najpłodniejszych autorów piszących w języku angielskim, podkreślił w swojej wypowiedzi latem, że niemożność wzięcia udziału w formie nadzwyczajnej wynika nie tylko ze względów praktycznych (brak mszy w zasięgu podróży samochodem w godzinach przystępnych dla rodzin), lecz niekiedy i społecznych czy psychologicznych. Mogą ją powodować napięcia w rodzinie lub między przyjaciółmi, a także w relacjach z proboszczem, pojawiające się, gdy ktoś zacznie preferować mszał świętego Jana XXIII. Na tej kanwie właśnie powstał pomysł, by w jednym artykule zebrać 10 istotnych powodów, dla których warto przejść ponad trudnościami, kontynuować, i niedziela za niedzielą dokonywać wyczynu logistycznego polegającego na zawiezieniu całej rodziny do stóp ołtarza Bożego.
Poniżej dziesięć powodów, w swobodnym tłumaczeniu z artykułu profesora Kwasniewskiego, opublikowanego 9 lipca 2015 na łamach doskonałego portalu OnePeterFive.
Zdjęcie François-Pierre Louis, pielgrzymka Summorum Pontificum 2015.
1. Będziecie niczym święci.
Biorąc pod uwagę, że msza tradycyjna, którą odprawiano do roku 1970 jest zasadniczo mszą świętego Grzegorza Wielkiego (skodyfikowaną około roku 600), widzimy, że funkcjonowała ona w życiu Kościoła przez 14 wieków, a zatem przez prawie cały okres, w którym żyli nasi święci. Modlitwy, hymny, czytania, którymi syciła się ich wiara są te same, które dają pokarm Waszej wierze. Jest to msza świętego Tomasza z Akwinu, który skomponował proprium na uroczystość Bożego Ciała; msza, której do trzech razy dziennie słuchał święty Ludwik; msza, która świętego Filipa Neri wielokrotnie wprowadzała w przeciągłą ekstazę, z której trzeba go było na koniec wyrywać; msza, którą w czasach prześladowań w Anglii i Irlandii kapłani odprawiali potajemnie; msza, którą święty Damian de Molokai celebrował w kaplicy zbudowanej swymi trędowatymi rękami…
2. Coś, co odnosi się do nas jeszcze prawdziwsze jest w odniesieniu do naszych dzieci.
Liturgia tradycyjna kształtuje ducha i serce dzieci, uzdalnia do oddawania czci Bogu, gdyż rozwija cnotę pokory, posłuszeństwa oraz wprowadza w ciszę wielbienia. Ich zmysły i wyobraźnię napełnia ona znakami i symbolami świętymi, „mistycznymi ceremoniałami” jak to określił Sobór Trydencki. Pedagodzy wiedzą, że dzieci lepiej przyswajają przykłady wizualne niż długie przemowy. Dzieci, które odbyły już katechezę będą się dzięki uroczystemu charakterowi liturgii tradycyjnej otwierały na transcendencję i u wielu chłopców wyzwoli ona pragnienie służenia przy ołtarzu.
3. Msza powszechna.
Liturgia tradycyjna to nie tylko zwykła ziemska nić jedności zadzierzgnięta w czasie między nami i pokoleniem naszych przodków, lecz także nić jedności w przestrzeni między wszystkimi wiernymi całego ziemskiego globu. Przed reformą liturgiczną pocieszeniem dla podróżujących było, gdy mimo różnic kulturowych i klimatycznych odkrywali, że msza jest zawsze ta sama, gdziekolwiek by nie pojechali, że jest jak ta, którą odprawia ksiądz u nich w parafii. Było to również najbardziej oczywiste potwierdzenie autentycznej katolickości, czyli powszechności ich katolicyzmu! Jakiż kontrast w porównaniu z niektórymi parafiami, w których msza u każdego księdza wygląda dziś inaczej i zmienia się z niedzieli na niedzielę…
4. Wiecie, czego się spodziewać.
Ceremonii koncentrującej się wokół ofiary Naszego Pana na Golgocie. Tej ciszy przed, podczas i po. Że ministrantami będą wyłącznie chłopcy. Że Ciała Chrystusa dotykać będą wyłącznie konsekrowane dłonie. Żadnych ekstrawagancji w stroju czy muzyce. Innymi słowy – jedynej czynności na ziemi, której człowiek, nawet działający niedbale, nie może całkowicie odwieść od przedmiotu, któremu wyłącznie jest poświęcona – a mianowicie oddaniu chwały prawdziwemu Bogu. Ojciec Jonathan Robinson z Oratorium świętego Filipa Neri, w książce The Mass and Modernity (Ignatius Press, 2005), którą napisał jeszcze przed zbrataniem się z liturgią tradycyjną, zauważa, że osią przyciągania i trwałości tego, co naówczas było starym rytem jest otwieranie przed ludźmi „transcendentalnego punktu odniesienia”. I to nawet wtedy, gdy celebrowany jest niewłaściwie (1). Tymczasem w nowej mszy nic nie gwarantuje „centralnego miejsca misterium paschalnemu” (2).
5. To jest oryginał.
Tradycyjny ryt rzymski w sposób oczywisty zorientowany jest teocentrycznie i chrystocentrycznie, co wyraża zarówno ustawienie kapłana ad Orientem, jak też w mszale bogactwo tekstów na pierwszy plan wysuwających misterium trynitarne, boskość Naszego Pana i jego ofiarę na Krzyżu. Zatem, co też doskonale udokumentował profesor Lauren Pristas (3), modlitwom nowego mszału brak jasności tam, gdzie wyrażają dogmat i ascezę katolicką, podczas gdy modlitwy starego mszału wolne są od niejasności i niejednoznaczności. Coraz liczniej katolicy zaczynają zdawać sobie sprawę, jak bardzo pospiesznie została przeprowadzona reforma liturgiczna, otwierając drogę błędom powodowanym niemal nieograniczoną liczbą opcji oraz zerwaniem ciągłości z poprzedzającymi ją czternastoma wiekami modlitwy Kościoła.
6. Sanktorał nad sanktorały.
W trakcie dyskusji liturgicznych przeważnie rozmowy polegają, co logiczne, na obronie lub krytyce zmian wniesionych do liturgii mszy w ordinarium. Nie należy wszak zapominać, że jedną z zasadniczych zmian wprowadzonych wraz ze mszałem z 1970 roku jest nowy kalendarz. Weźmy na początek sanktorał. Kalendarz mszału z roku 1962 jest cudownym wprowadzeniem w historię Kościoła, szczególnie w dzieje Kościoła pierwszych wieków, tak często dziś zapominane. Opatrznościowo jest on ułożony tak, że w niektórych okresach następstwo świąt tworzy pewne całości, z których każda ukazuje jakieś szczególne oblicze świętości. Z kolei twórcy kalendarza zreformowanego wyeliminowali z niego, lub zdeklasowali, 200 świętych, poczynając od świętego Walentego. Święty Krzysztof, opiekun podróżnych zniknął, gdyż rzekomo nigdy nie istniał, czemu nie przeszkadzają niezliczone przypadki na co dzień ratowanych przez niego istnień. Nad tradycję ustną Kościoła zbyt regularnie zaczęli oni przedkładać nowoczesne nauki historyczne. Ich naukowe preferencje przywołują na myśl słowa Chestertona zamieszczone w Ortodoksji: „Łatwo dostrzec, dlaczego legenda powinna być i jest traktowana z większym respektem niż książka historyczna. Legendę zwykle tworzy ogół mieszkańców wioski, będących przy zdrowych zmysłach. Książkę natomiast pisze jedyny w całej wiosce szaleniec” (Fronda/Apostolicum, Wwa-Ząbki 2009, rozdz. IV).
7. Temporał nad temporały.
Temporał również został przenicowany. Okres liturgiczny jest w kalendarzu z 1962 roku zdecydowanie bogatszy. Każda niedziela w roku ma swą własną treść. Dla wiernych staje się rodzajem drogowskazu, dzięki któremu mogą ocenić z roku na rok swój rozwój lub karlenie duchowe. Kalendarz tradycyjny zachowuje starożytne praktyki jak suche dni znaczące pory roku, czy modlitwy o urodzaje, które wyrażają nie tylko naszą wdzięczność wobec Stwórcy, ale również naszą chęć poddania się naturalnemu cyklowi następstwa pór roku i zbiorów. Kalendarz tradycyjny nie zawiera „okresu zwykłego” – jakże nieszczęśliwie brzmi to określenie zważywszy, że po Wcieleniu nic już nie jest „zwykłe” – natomiast mamy w nim okres po Objawieniu i okres po Pięćdziesiątnicy, które jeszcze długo pozwalają wybrzmiewać tymże świętom. Podobnie jak Boże Narodzenie i Wielkanoc, Pięćdziesiątnica nie będąc wcale świętem mniejszej wagi jest celebrowana przez okres oktawy, tak aby Kościół mógł jeszcze przez ten czas rozpalać się jej niebiańskim płomieniem. Nie zapominajmy o okresie Przedpościa od niedzieli Siedemdziesiątnicy, który ludowi Bożemu pomaga przejść łagodnie od radości Bożego Narodzenia do bólu Wielkiego Postu. Wszystko to skarby cenne i skrzętnie zachowywane, które łączą nas z Kościołem pierwszych wieków…
8. Lepsze wprowadzenie do Biblii.
Powszechna opinia głosi, że najważniejszym osiągnięciem nowego porządku, Novus Ordo, jest trzyletni cykl czytań i liczniejsze teksty do wyboru, które mają rzekomo prowadzić do lepszej znajomości Biblii. Ci, którzy tak mówią, nie wiedzą wszak, że nowa aranżacja niewątpliwie przymnożyła czytań, ale zerwała łączącą je w starym Porządku nić, która stanowiła osnowę mszy przez wszystkie niedziele. W kwestii czytań biblijnych Porządek tradycyjny odpowiada dwóm cudownym zasadom:
- po pierwsze, fragmenty Biblii nie są wybierane ze względu na nie same (aby wykorzystać możliwie całe Pismo św.), lecz by wyjaśnić poszczególne celebrowane okazje;
- po drugie, nacisk kładziony jest nie na szersze zaznajomienie wiernych z Biblią, lecz na wymiar mistagogiczny. Innymi słowy, czytania mszalne nie zostały pomyślane jako niedzielny kurs biblijny, lecz jako stopniowe wprowadzenie w tajemnice wiary przez liturgię. Ich ograniczony wybór, zwięzłość, precyzyjne i trafne odniesienie do liturgii oraz powtarzalność na przestrzeni roku czynią z nich bardzo skuteczny czynnik formacji duchowej i doskonałe przygotowanie do ofiary eucharystycznej.
9. Pobożność Eucharystyczna.
Oczywiście forma zwyczajna może być odprawiana z czcią i pobożnością a komunia rozdawana wyłącznie przez wyświęconych szafarzy wiernym, którzy przyjmują ją do ust. Natomiast w każdą niedzielę widać, że w czasie komunii świętej, którą większość wiernych raczej bierze niż przyjmuje – na rękę, w większości zwykłych parafii korzysta się z pomocy szafarzy nadzwyczajnych. Te dwie postawy głęboko podkopują uświęcony szacunek należny Najświętszemu Sakramentowi, a co za tym idzie – rozumienie tajemnicy eucharystycznej. I nawet jeśli sami przyjmujemy komunię do ust, wybierając raczej kolejkę ustawioną do księdza niż do szafarza nadzwyczajnego, pojawia się ryzyko, że do Jezusa w Hostii zbliżymy się z duszą pełną rozproszenia, wzburzoną, czasem obojętną – co wcale nie jest lepsze. Komunia, ta bardzo uroczysta okazja, tradycyjnie bardzo budująca dla dzieci, staje się na koniec chwilą wzburzenia i zmieszania. Zapominanie o realnej obecności Naszego Pana w Najświętszej Eucharystii prowadzi niezawodnie do „protestantyzacji” relacji do Boga. Tak długo jak nie zostanie zniesiony indult komunii na rękę, liturgia tradycyjna pozostanie jedyną pewną drogą do zachowania i umocnienia naszego rozumienia tajemnicy realnej obecności Naszego Pana Jezusa Chrystusa zarówno w Przenajświętszej Eucharystii jak i w Kościele, i w naszym chrześcijańskim życiu.
10. Tajemnica Wiary.
Gdyby uzasadnienie wyboru w pierwszym rzędzie formy nadzwyczajnej ograniczyć do jednego powodu, byłoby nim po prostu to, że jest najdoskonalszym wyrazem Tajemnicy Wiary. Wiele można powiedzieć o tym, co święty Paweł określał mianem musterion, zaś tradycja łacińska wyraża w słowach mysterium i sacramentum, tylko nie to, że w Chrześcijaństwie jest pojęciem marginalnym. Niesamowite objawienie Boga wśród nas na przestrzeni całej historii, ale nade wszystko w osobie Chrystusa, jest tajemnicą w najwznioślejszym tego słowa znaczeniu: to objawienie rzeczywistości doskonale pojmowalnej, acz zawsze niewymownej, jaśniejącej światłem, acz zawsze oślepiającej jasnością. Rytuały liturgiczne, za pomocą których wchodzimy w kontakt z Bogiem powinny nosić pieczęć jego tajemniczej, wiecznej i nieskończonej istoty. Forma nadzwyczajna rytu rzymskiego dzięki sakralnemu językowi, porządkowi, muzyce i ustawieniu kapłana bez żadnej wątpliwości pieczęcią tą jest naznaczona. Sprzyjając poczuciu sakrum msza tradycyjna zachowuje nietkniętą tajemnicę wiary (4).
——-
(1) Jonathan Robinson, The Mass and Modernity, Ignatius Press, 2005, str. 307.
(2) Tamże, str. 311.
(3) Collects of the Roman Missal: A Comparative Study of the Sundays in Proper Seasons Before and After the Second Vatican Council, London, T&T Clark, 2013.
(4) Przez długie wieki – a według świętego Tomasza z Akwinu wręcz od czasu Apostołów – kapłan zawsze wypowiadał Mysterium Fidei: w chwili konsekracji kielicha.
Refleksje na marginesie książki Nowa Msza papieża Pawła
W 2014 roku nasze Wydawnictwo Te Deum dało czytelnikom do rąk książkę Michaela Daviesa pt. Nowa Msza papieża Pawła. Rzesze ludzi w Polsce uczęszczają na tę Mszę przynajmniej w każdą niedzielę i święta, traktując ją jako coś, co było zawsze i jako coś, co nie ma alternatywy. Tymczasem Msza Pawła VI jest w życiu Kościoła czymś nowym i wcale nie jest koniecznością.
Przez cały czas istnienia nowej Mszy niektórzy kapłani odprawiali Mszę tradycyjną, a część wiernych w niej uczestniczyła. Może tej ciągłości nie udało się utrzymać w Polsce, ale w niejednym kraju świata, a szczególnie Europy Zachodniej tak właśnie było. Dzieło Daviesa, opisując zjawisko powstawania nowej Mszy, ukazuje ją w jej rzeczywistym wymiarze. Rozpowszechniła się w Kościele, to prawda, ale wobec dwóch tysięcy lat rozwoju katolickiej liturgii obrządku łacińskiego jest krótkim epizodem, mającym swój ściśle określony początek.
Nowa Msza nie jest w stanie wyprzeć i zastąpić tej tradycyjnej, którą umownie można by w ostateczności nazwać „starą”. Mamy w Piśmie świętym Stary Testament i Nowy Testament. Tego dualizmu nie da się odnieść w analogii do liturgii. Stary Testament, choć szacowny i zacny, to jednak został już wypełniony i jako zrealizowane proroctwo rolę swą spełnił. Dlatego mówimy o nim „stary”. Ze „starą” Mszą jest inaczej. Skoro pojawiła się „nowa”, to tym samym tę wcześniejszą można określić jako „starą”, która jednak w rzeczywistości jest niezmiennie młoda, w jak najlepszym rozumieniu terminu „młodość”. Czytaj dalej
Dość już kreatywności podczas Mszy; w kościele mają obowiązywać cisza i modlitwa!
|
||||
Mistrzowski plan Zniszczenia Kościoła Katolickiego – realizowany na naszych oczach!
Mistrzowski plan Zniszczenia Kościoła Katolickiego Dr Jerome Daninques,
lekarz miejski w Nowym Jorku
Część I. Mistrzowski plan
Ktoś pozostawił wielką zapieczętowaną kopertę, „zapomnianą” w moim medycznym gabinecie. Przez 2 miesiące nikt się po nią nie zgłosił. Otworzyłem ją wreszcie, chcąc znaleźć wewnątrz, być może, adres jej właściciela. Znalazłem w środku z wielkim zdziwieniem coś, co nazwano „Mistrzowski plan zniszczenia Kościoła”. Nikt tego „dzieła” nie podpisał i nie było również żadnego adresu. Był tylko bardzo precyzyjny plan zniszczenia Kościoła Chrystusowego. Było tam powiedziane, że jest ponad 1300 masonów, którzy stali się katolickimi księżmi dla zniszczenia Kościoła Chrystusowego od środka. Nie wiem, czy jest to prawdą, ale co wiem -jest prawdą, że „Mistrzowski plan” jest niesłychanie bezczelny i gdyby się powiódł, mógłby wyrwać Kościół z jego fundamentów. Stosownie do „Mistrzowskiego planu” Kościół ma zostać „zdemolowany” w dwutysięcznym roku. Zdecydowałem się ten plan opublikować, ponieważ uważam, że to pomoże otworzyć oczy wielu księżom oraz dobrym chrześcijanom zanim będzie za późno.
Bądźcie czujni, przyjaciele. Ktoś pracuje bardzo przeciwko Kościołowi. Otwórzcie wasze oczy! Nie śpijcie, kiedy diabeł nie śpi!
„Mistrzowski plan” wydaje się całkiem bezbłędny. Składa się on z trzech części: pierwszej – zawierającej konkretny plan zniszczenia, drugiej – jak tego dokonać, krok po kroku, trzeciej – kto ma tego dokonać.
Sens „Mistrzowskiego planu” jest niesłychanie prosty. Polega on na zaszczepieniu miłości i adoracji (kultu) dla człowieka, a wyeliminowaniu miłości i kultu dla Boga. Kiedy miłość Boga przestanie istnieć, ludzie nie będą zdolni do miłości, za to będą oni nienawidzić. Tak, więc pierwsze przykazanie Boskie ma być zastąpione słowami: „Miłuj tylko bliźniego swego jak siebie samego”, odrzucając pierwszą część „Miłuj Boga ponad wszystko, całym swym sercem, całą swoją duszą oraz całym swym rozumem”. Ten plan jest bardzo atrakcyjny, ponieważ wszystko w nim jest oparte na miłości bliźniego. I tak w imię tej miłości dobrzy katolicy, księża i biskupi będą łatwo przekonywani do zakończenia swej miłości do Boga. W imię miłości nastąpi próba zaszczepienia nienawiści do sensu tej miłości, jaką jest Bóg. Czy jesteście świadomi teraz, drodzy przyjaciele, jak nieobliczalne skutki może przynieść ten plan? Czytaj dalej
Triduum Paschalne
Rozpoczynające się dziś Triduum Paschalne to dla chrześcijan najświętszy czas w roku. Od Wielkiego Czwartku do Niedzieli Zmartwychwstania Kościół wspomina najważniejsze wydarzenia w historii zbawienia: ustanowienie Eucharystii, mękę i śmierć Chrystusa oraz Jego zmartwychwstanie.
Wielki Czwartek
W Wielki Czwartek liturgia uobecnia Ostatnią Wieczerzę, ustanowienie przez Jezusa Eucharystii oraz kapłaństwa służebnego. Jeszcze przed wieczornym rozpoczęciem Triduum Paschalnego rankiem ma miejsce szczególna Msza św. We wszystkich kościołach katedralnych biskup diecezjalny wraz z kapłanami odprawia Mszę św. Krzyżma. Podczas niej biskup święci oleje (chorych, katechumenów i krzyżmo), które przez cały rok służą przy udzielaniu sakramentów chrztu, święceń kapłańskich, namaszczenia chorych. Kapłani koncelebrujący ze swoim biskupem odnawiają przyrzeczenia kapłańskie. Msza Krzyżma jest wyrazem jedności i wspólnoty duchowieństwa diecezji.
Wieczorem w kościołach parafialnych i zakonnych Mszą Wieczerzy Pańskiej rozpoczyna się Triduum Paschalne. Przed rozpoczęciem liturgii opróżnia się tabernakulum, w którym przez cały rok przechowywany jest Najświętszy Sakrament. Odtąd aż do Nocy Zmartwychwstania pozostaje ono puste.
Msza św. ma charakter bardzo uroczysty. Jest dziękczynieniem za ustanowienie Eucharystii i kapłaństwa służebnego. Ostania Wieczerza, którą Jezus spożywał z apostołami, była tradycyjną ucztą paschalną, przypominającą wyjście Izraelitów z niewoli egipskiej. Wszystkie gesty i słowa Jezusa, błogosławieństwo chleba i wina nawiązują do żydowskiej tradycji. Jednak Chrystus nadał tej uczcie nowy sens. Mówiąc, że poświęcony chleb jest Jego Ciałem, a wino Krwią, ustanowił Eucharystię. Równocześnie, nakazał apostołom: “To czyńcie na Moją pamiątkę”. Tradycja upatruje w tych słowach ustanowienie służebnego kapłaństwa, szczególne włączenie apostołów i ich następców w jedyne kapłaństwo Chrystusa.
W liturgii podczas śpiewu hymnu “Chwała na wysokości Bogu”, którego nie było przez cały Wielki Post, biją dzwony. Po homilii ma miejsce obrzęd umywania nóg. Główny celebrans, przeważnie jest to przełożony wspólnoty (biskup, proboszcz, przeor), umywa i całuje stopy dwunastu mężczyznom. Przypomina to gest Chrystusa i wyraża prawdę, że Kościół, tak jak Chrystus, jest nie po to, żeby mu służono, lecz aby służyć.
Po Mszy św. rusza procesja do tzw. ciemnicy. Tam rozpoczyna się adoracja Najświętszego Sakramentu. Wymownym znakiem odejścia Jezusa, który po Ostatniej Wieczerzy został pojmany, jest ogołocenie centralnego miejsca świątyni, czyli ołtarza. Aż do Wigilii Paschalnej ołtarz pozostaje bez obrusa, świec i wszelkich ozdób.
Wielki Piątek
Wielki Piątek to dzień Krzyża. Po południu odprawiana jest niepowtarzalna wielkopiątkowa Liturgia Męki Pańskiej. Celebrans i asysta wchodzą w ciszy. Przed ołtarzem przez chwilę leżą krzyżem, a po modlitwie wstępnej czytane jest proroctwo o Cierpiącym Słudze Jahwe i fragment Listu do Hebrajczyków. Następnie czyta się lub śpiewa, zwykle z podziałem na role, opis Męki Pańskiej według św. Jana.
Po homilii w bardzo uroczystej modlitwie wstawienniczej Kościół poleca Bogu siebie i cały świat, wyrażając w ten sposób pragnienie samego Chrystusa: aby wszyscy byli zbawieni. Szczególnie przejmujące są modlitwy o jedność chrześcijan, prośba za niewierzących i za Żydów.
Centralnym wydarzeniem liturgii wielkopiątkowej jest adoracja Krzyża. Zasłonięty fioletowym suknem Krzyż wnosi się przed ołtarz. Celebrans stopniowo odsłania ramiona Krzyża i śpiewa trzykrotnie: “Oto drzewo Krzyża, na którym zawisło zbawienie świata”, na co wierni odpowiadają: “Pójdźmy z pokłonem”. Obecnie odsłanianie koncentruje uczestnika liturgii na cierpieniu Syna Bożego. We wczesnej Tradycji na krzyżu nie było postaci ukrzyżowanego Chrystusa. Był on zrobiony ze złota i wysadzany drogocennymi kamieniami, tak by podczas odsłaniania wierni widzieli Chrystusa triumfującego. Pierwsze krzyże z postacią Jezusa przedstawiały go z otwartymi oczami i z dwoma koronami na głowie: cierniową i królewską.
Po liturgii Krzyż zostaje w widocznym i dostępnym miejscu, tak by każdy wierny mógł go adorować. Jest on aż do Wigilii Paschalnej najważniejszym punktem w kościele. Przyklęka się przed nim, tak, jak normalnie przyklęka się przed Najświętszym Sakramentem. Po adoracji Krzyża z ciemnicy przynosi się Najświętszy Sakrament i wiernym udziela się Komunii.
Ostatnią częścią liturgii Wielkiego Piątku jest procesja do Grobu Pańskiego. Na ołtarzu umieszczonym przy Grobie lub na specjalnym tronie wystawia się Najświętszy Sakrament w monstrancji okrytej białym przejrzystym welonem – symbolem całunu, w który owinięto ciało zmarłego Chrystusa. Cały wystrój tej kaplicy ma kierować uwagę na Ciało Pańskie. W wielu kościołach przez całą noc trwa adoracja.
W Wielki Piątek odprawiane są także nabożeństwa Drogi Krzyżowej. W wielu kościołach rozpoczyna się ono o godzinie 15.00, gdyż właśnie około tej godziny wedle przekazu Ewangelii Jezus zmarł na Krzyżu.
Wielka Sobota
Wielka Sobota jest dniem ciszy i oczekiwania. Dla uczniów Jezusa był to dzień największej próby. Według Tradycji apostołowie rozpierzchli się po śmierci Jezusa, a jedyną osobą, która wytrwała w wierze, była Bogurodzica. Dlatego też każda sobota jest w Kościele dniem maryjnym.
Po śmierci krzyżowej i złożeniu do grobu wspomina się zstąpienie Jezusa do otchłani. Wiele starożytnych tekstów opisuje Chrystusa, który “budzi” ze snu śmierci do nowego życia Adama i Ewę, którzy wraz z całym rodzajem ludzkim przebywali w Szeolu.
Tradycją Wielkiej Soboty jest poświęcenie pokarmów wielkanocnych: chleba – na pamiątkę tego, którym Jezus nakarmił tłumy na pustyni; mięsa – na pamiątkę baranka paschalnego, którego spożywał Jezus podczas uczty paschalnej z uczniami w Wieczerniku oraz jajek, które symbolizują nowe życie. W zwyczaju jest też masowe odwiedzanie różnych kościołów i porównywanie wystroju Grobów.
Wielki Piątek i Wielka Sobota to jedyny czas w ciągu roku, kiedy Kościół nie sprawuje Mszy św.
Wielkanoc – Niedziela Zmartwychwstania Pańskiego
Wielkanoc zaczyna się już w sobotę po zachodzie słońca. Rozpoczyna ją liturgia światła. Na zewnątrz kościoła kapłan święci ogień, od którego następnie zapala się Paschał – wielką woskową świecę, która symbolizuje zmartwychwstałego Chrystusa. Na paschale kapłan żłobi znak krzyża, wypowiadając słowa: “Chrystus wczoraj i dziś, początek i koniec, Alfa i Omega. Do Niego należy czas i wieczność, Jemu chwała i panowanie przez wszystkie wieki wieków. Amen”. Umieszcza się tam również pięć ozdobnych czerwonych gwoździ, symbolizujących rany Chrystusa oraz aktualną datę. Następnie Paschał ten wnosi się do okrytej mrokiem świątyni, a wierni zapalają od niego swoje świece, przekazując sobie wzajemnie światło. Niezwykle wymowny jest widok rozszerzającej się jasności, która w końcu wypełnia cały kościół. Zwieńczeniem obrzędu światła jest uroczysta pieśń (Pochwała Paschału) – Exultet, która zaczyna się od słów: “Weselcie się już zastępy Aniołów w niebie! Weselcie się słudzy Boga! Niech zabrzmią dzwony głoszące zbawienie, gdy Król tak wielki odnosi zwycięstwo!”.
Dalsza część liturgii paschalnej to czytania przeplatane psalmami. Przypominają one całą historię zbawienia, poczynając od stworzenia świata, przez wyjście Izraelitów z niewoli egipskiej, proroctwa zapowiadające Mesjasza aż do Ewangelii o Zmartwychwstaniu Jezusa. Tej nocy powraca po blisko pięćdziesięciu dniach uroczysty śpiew “Alleluja”. Celebrans dokonuje poświęcenia wody, która przez cały rok będzie służyła przede wszystkim do chrztu. Czasami, na wzór pierwotnych wspólnot chrześcijańskich, w noc paschalną chrzci się katechumenów, udzielając im zarazem bierzmowania i pierwszej Komunii św. Wszyscy wierni odnawiają swoje przyrzeczenia chrzcielne wyrzekając się grzechu, Szatana i wszystkiego, co prowadzi do zła oraz wyznając wiarę w Boga Ojca, Syna i Ducha Świętego.
Wigilia Paschalna kończy się Eucharystią i procesją rezurekcyjną. Procesja ta pierwotnie obchodziła cmentarz, który zwykle znajdował się w pobliżu kościoła, by oznajmić leżącym w grobach, że Chrystus zmartwychwstał i zwyciężył śmierć. Ze względów praktycznych w wielu miejscach w Polsce procesja rezurekcyjna nie odbywa się w Noc Zmartwychwstania, ale przenoszona jest na niedzielny poranek.
Oktawa Wielkiej Nocy
Ponieważ cud Zmartwychwstania jakby nie mieści się w jednym dniu, dlatego też Kościół obchodzi Oktawę Wielkiej Nocy – przez osiem dni bez przerwy wciąż powtarza się tę samą prawdę, że Chrystus Zmartwychwstał. Ostatnim dniem oktawy jest Biała Niedziela, nazywana obecnie także Niedzielą Miłosierdzia Bożego. W ten dzień w Rzymie ochrzczeni podczas Wigilii Paschalnej neofici, odziani w białe szaty podarowane im przez gminę chrześcijańską, szli w procesji do kościoła św. Pankracego, by tam uczestniczyć w Mszy św. Jan Paweł II ustanowił ten dzień świętem Miłosierdzia Bożego, którego wielką orędowniczką była św. Faustyna Kowalska.
Wielkanoc jest pierwszym i najważniejszym świętem chrześcijańskim. Apostołowie świętowali tylko Wielkanoc i każdą niedzielę, która jest właśnie pamiątką Nocy Paschalnej. Dopiero z upływem wieków zaczęły pojawiać się inne święta i okresy przygotowania aż ukształtował się obecny rok liturgiczny, który jednak przechodzi różne zmiany.
Obchody Triduum Paschalnego, choć trwają od Wielkiego Czwartku do Niedzieli Wielkanocnej, wbrew pozorom nie trwają cztery, lecz trzy dni. Jest to związane z żydowską rachubą czasu. Każde święto rozpoczyna się już poprzedniego dnia wieczorem po zachodzie słońca. Tak więc pierwszy dzień świętego Triduum (Trzech Dni) Paschalnego rozpoczyna się od Mszy Wieczerzy Pańskiej w czwartek a kończy Liturgią Męki Pańskiej w piątek jeszcze przed wieczorem. Jest to zgodne z Ewangelią, która mówi, że Ciało Jezusa spoczęło w Grobie jeszcze przed nastaniem szabatu. Drugi dzień to czas liturgicznej ciszy i smutku. Kościół nie sprawuje Mszy św., a Komunię św. mogą, w formie wiatyku, przyjmować jedynie umierający. Właściwie nie sprawuje się żadnych sakramentów, choć m.in. polskie doświadczenie uczy, że to czas wzmożonej posługi kapłanów sprawujących sakrament pojednania. Wieczorem kończy się “dzień żałoby”. Rozpoczyna się trzeci dzień, w którym Chrystus zmartwychwstał. Nastaje święta Noc Zmartwychwstania, podczas której powstaje z martwych Chrystus Pan – Słońce, które nie zna zachodu. Noc Paschalna oraz cała Niedziela Wielkanocna to największe święto chrześcijańskie, pierwszy dzień tygodnia, uroczyście obchodzony w każdą niedzielę przez cały rok.
Źródło: KAI
Za: PiotrSkarga.pl
Conversi ad Dominum!
Conversi ad Dominum!
(wezwanie św. Augustyna)
Słusznie twierdził Gilbert K. Chesterton, iż najbardziej niebezpiecznym rodzajem kłamstwa jest takie, które imituje prawdę. Na płaszczyźnie sporu pomiędzy Tradycją a modernizmem spotykamy wiele takich współczesnych pseudo-prawd, powtarzanych jak mantra, wmawianych niezorientowanym wiernym, obudowywanych dodatkowymi „rewelacjami”.
Jedną z nich jest powtarzana od Soboru Watykańskiego II (1962-1965) pseudo-prawda o wyrastających ze starożytnej tradycji chrześcijańskiej korzeniach posoborowej reformy liturgicznej. Jednak przy bliższym wniknięciu w szczegóły okazuje się, że jest ona zupełną bzdurą, co demaskuje analiza konkretnych faktów. Spór o ryt Mszy św. trwający od II połowy lat 60. XX wieku siłą rzeczy musiał szybko przemieścić się z obszaru teologii w przestrzeń rozważań historycznych, zważywszy na argumenty, którymi szermowali modernistyczni zwolennicy reformy liturgicznej Vaticanum II.
Aktywny uczestnik tej rewolucji, Kanadyjczyk ks. Stephen Somerville, w ten sposób charakteryzuje dziś te argumenty: „Mówi się (…) o powrocie do źródeł – do starożytnych, wczesnochrześcijańskich, pierwotnych cech Mszy z czasów Ojców Kościoła, czyli z pierwszych sześciu wieków. Ma to rzekomo polegać na odkrywaniu panującej wówczas prostoty kultu etc. W praktyce natomiast mamy do czynienia ze zubażaniem liturgii i usuwaniem z niej ubogacających ją elementów, które w sposób organiczny rozwijały się (…)”.
Dodać trzeba do słów świadka i aktywnego uczestnika wprowadzania nowej liturgii (ks. Somerville jest jednym z nielicznych duchownych, którzy przeprosili Kościół za dewastację tradycyjnej Mszy!), że rozwój ten przebiegał konsekwentnie, logicznie i spójnie od Mszy odprawionej w Wieczerniku przez naszego Pana Jezusa Chrystusa aż po kodyfikację rytu dokonaną za pontyfikatu św. Piusa V. Czytaj dalej
Kościół przesiąknięty modernizmem – abp Marceli Lefebvre
Wstęp do wydania polskiego
Praedica Verbum, insta opportune, importune: argue, obsecra, increpa in omni patientia, et doctrina. Erit enim tempus…
Przepowiadaj Słowo, nalegaj w czas, nie w czas; karć, proś, grom z wszelką cierpliwością i nauką. Będzie bowiem czas…
2 Tym 4, 2–3
Powyższe słowa świętego Pawła, skierowane do umiłowanego ucznia Tymoteusza, owładnęły kapłańską i biskupią duszą naszego czcigodnego Założyciela oraz ukochanego Ojca.
W czasie, gdy ludzie zatykali sobie uszy na prawdę by zwrócić się w stronę kłamstwa. Arcybiskup Lefebvre z niestrudzoną cierpliwością i troską głosił słowo Boże, odpierał zarzuty oraz napominał. Jego kazania, Jego odczyty religijne przeznaczone dla księży i seminarzystów, Jego publiczne wykłady głoszone chrześcijańskiemu ludowi pozwalają nam Go poznać jako doktora Wiary, jako prawdziwego teologa, który z najwznioślejszych zasad umie wyciągnąć praktyczne dla naszych czasów wnioski oraz daje stosowne i żywotne dla życia nadprzyrodzonego wskazówki.
Jest słuszne to, co powiedział o Nim ks. Berto, jego doradca podczas Soboru:
Nie zdradzam żadnej tajemnicy mówiąc wam, iż Arcybiskup Lefebvre jest teologiem o wiele lepszym ode mnie, i dałby Bóg, aby wszyscy Ojcowie nimi byli w takim stopniu jak On! – Posiada On niesłychanie pewną i wyostrzoną intuicję teologiczną, do której Jego wielkie oddanie dla Stolicy Apostolskiej dorzuciło owo wyczucie, pozwalające, nawet przed interwencją logicznego refleksu, intuicyjnie odróżnić to, co da się od tego czego nie da się pogodzić z suwerennymi prerogatywami Opoki Kościoła… – Ani razu nie przedłożyłem Mu memoriału, notatki, szkicu, których by nie przejrzał, rozważył, powtórnie przemyślał i często swoją osobistą wytrwałą pracą przerobił całkowicie na nowo…
Nie był On jednym z tych intelektualistów przywiązanych do własnych tez, bardzo często sterylnych. On widział zawsze całość, tota simul. Jest równocześnie teologiem apologetą, nauczycielem życia duchowego, liturgistą, wybitnym znawcą doktryny papieży dwóch ostatnich wieków. Obserwował ewolucję sytuacji Kościoła, badał, modlił się nad swoimi odczytami, bronił depozytu wiary aż do moralnego męczeństwa. Przepędzał nieprzyjaciół Kościoła i zdzierał maskę tak liberałom jak i modernistom. Odsłaniał nieprawości przyodziane w płaszcz nauki i posłuszeństwa. Na mocy mandatu otrzymanego w dniu konsekracji nazywał On dobro dobrem, zło złem i potępiał to ostatnie. Zaś w swojej apostolskiej walce karmił dusze światłem Ewangelii Jezusa Chrystusa, rozpłomieniał je gorącą miłością do Boga. Na pięciu kontynentach rzucał w twarz możnym i ich poddanym te słowa świętego Piotra: Non est in alio aliquo salus – „W Nim tylko jest zbawienie”, i to zdanie świętego Pawła: Opportet illum regnare – „On musi królować”.
Wiara Kościoła, katolickie kapłaństwo i Najświętsza Ofiara Mszy, społeczne panowanie Naszego Pana Jezusa Chrystusa stanowiły dlań nierozerwalną całość.
Czyż przez to nie był On bliski waszemu ukochanemu kardynałowi Wyszyńskiemu – Prymasowi Polski, który również podkreślał wagę Ofiary naszych Ołtarzy dla chrześcijańskiego życia, dostrzegał świętość Kościoła oraz uświęcenie dusz w prawdziwej Mszy świętej, symbolizującej ducha walki przeciwko wewnętrznym i zewnętrznym nieprzyjaciołom.
Oby polscy wierni pojęli doniosłość prawdziwej Mszy katolickiej, oby zrozumieli, iż właśnie Ona jest centrum chrześcijańskiej duchowości i Ľródłem wszelkich łask, a nie zaś ta nowa liturgia, ekumeniczna i protestancka. Niechaj zatem także Polacy zorganizują się, aby Jej bronić, niechaj zgromadzą się przy Ołtarzach z dokonującą się na nich Boską Ofiarą, niech odkryją w Niej i poprzez Nią depozyt katolickiej Tradycji.
Oby niniejsza książka, zawierająca pięć podstawowych konferencji, mogła oświecić, umocnić, zainspirować i pocieszyć wierną trzodę oraz poprowadzić ją ad victoriam!
ks. Franz Schmidberger FSSPX, Przełożony Generalny
Menzingen, 16 czerwca 1994 r.
Aby zachować indywidualną cechę tych konferencji wygłoszonych przez arcybiskupa Lefebvre’a w 1982 roku w Montrealu (Kanada), 27 listopada 1988 r. w Sierre (Szwajcaria), 29 grudnia 1974 r. w Barcelonie (Hiszpania), w 1980 r. w Angers (Francja) oraz we wrześniu 1990 r. w Ecône (Szwajcaria) zachowany został ich styl mówiony. Czytaj dalej
Koniec z reformą reformy?
„Zbliżenie starszej i nowszej formy liturgii wymagałoby o wiele większych zmian starszej formy” – zauważa ks. Thomas Kocik dodając, iż mówienie o próbach reformy posoborowych ksiąg liturgicznych wydaje się nie mieć już uzasadnienia. Nadzwyczajną formę rytu rzymskiego musimy uczynić czymś zwyczajnym i powszechnym.
„Odnoszę wrażenie, że powiedziano już wszystko, co powiedzieć można o reformie reformy – jej źródeł i celów, zakresu i metodologii, różnych propozycji wysuwanych w jej interesie (o ile nie w jej imieniu), jej zwolennikach i krytykach. Choć ruch ten trudno zdefiniować (…), ogólne jego cele zostały parę lat temu nieźle podsumowane przez prałata z Cejlonu, który stwierdził, że nadszedł czas w którym musimy zidentyfikować i naprawić błędne orientacje i decyzje, odważnie docenić liturgiczne tradycje przeszłości i upewnić się, że Kościół ponownie odkryje prawdziwe korzenie swojego duchowego bogactwa i wielkości, nawet jeśli oznacza to zreformowanie samej reformy” – zauważa na łamach „The New Liturgical Movement ks. Thomas Kocik.
Załóżmy rzecz mało prawdopodobną, że reforma zreformowanych ksiąg liturgicznych zyskałaby instytucjonalne wsparcie ze strony Watykanu – zachęca duchowny. Możliwy zreformowana liturgia może wrócić do stanu, w którym zasadniczo byłaby zgodna z wypartą przez nią tradycją? W ocenie księdza Kocika nie jest to możliwe.
„Nie, reforma reformy nie jest możliwa ponieważ materialna nieciągłość między dwoma formami rytu rzymskiego, będącymi obecnie w użytku, jest szersza i o wiele głębsza niż sam pierwotnie uważałem. W trakcie dekady, które minęły od publikacji mojej książki, Reforma reformy? Debata liturgiczna, która dotyczy niemal wyłącznie rytu Mszy, wiele ważnych badań naukowych – w szczególności László Dobszay’a i Lauren Pistas – otworzyło mi oczy na zniszczenia zadane przez Consilium Pawła VI całemu liturgicznemu gmachowi Kościoła łacińskiego: Mszy, Liturgii Godzin, rytom sakramentów, sakramentaliów, błogosławieństw, innych posług Rytuału Rzymskiego i tak dalej. Cokolwiek można powiedzieć więcej o zreformowanej liturgii – jej zaletach duszpasterskich, prawowitości, teologicznym zakorzenieniu, hegemonicznym statusie – nie zmienia to faktu, że nie prezentuje ona organicznego rozwoju liturgii, którą odziedziczył Sobór Watykański II, a cztery stulecia wcześniej odziedziczył Sobór Trydencki” – podkreśla duchowny.
„Istnieją znaczące pęknięcia w treści i formie, które nie mogą być zwyczajnie rozwiązane poprzez przywrócenie prymatu chorału gregoriańskiego w muzyce rytu rzymskiego, rozszerzenie wykorzystania łaciny i poprawienie tłumaczeń łacińskich tekstów na języki narodowe, częstsze (jeśli nie wyłączne) użycie Kanonu Rzymskiego, reorientację ołtarza i unieważnienie niektórych zezwoleń. Choć sprawowanie zreformowanej liturgii poprawnie, z pobożnością, w sposób w który związek z tradycją jest bardziej oczywisty, takie kroki nie dotykają zasadniczych treści rytów. (…) Zbliżenie starszej i nowszej formy liturgii wymagałoby o wiele większych zmian starszej formy, stąd wydaje się, że bardziej uczciwie jest mówić o stopniowym odwróceniu reformy (do momentu w którym połączy się z tradycją liturgiczną, jaką otrzymał sobór), niż o reformie reformy” – podkreśla ks. Thomas Kocik. Dodaje, że celem byłaby „umiarkowana” adaptacja ksiąg liturgicznych używanych w roku 1962, w granicach reguł ustanowionych przez „Sacrosanctum Concilium” i z uwzględnieniem wniosków wynikających z ostatnich pięćdziesięciu lat zmian w katolickim kulcie.
Ks. Richard G. Cipolla, komentując artykuł księdza Kocika zauważa, że stwierdzenie zasadniczej „nieciągłości” między niedawno ustanowionymi formami rytu rzymskiego przynosi brzemienne skutki. To „podzwonne każdej próby obstawania na poważnie przy fikcji ciągłości między Mszałem z roku 1970 a tradycyjnym rytem rzymskim”. Artykuł duchownego zaangażowanego w odnowę posoborowej liturgii oznacza „koniec ruchu reformy reformy” – ocenia ks. Cipolla. „To, co teraz musimy zrobić, a co wymaga dużo laborandum i orandum, to uczynić nadzwyczajne zwyczajnym”.
Źródło: New Liturgical Movement / Rorate Coeli
ks.Paweł Kramer. Samobójcze w skutkach wypaczanie wiary wyrażonej w liturgii.
http://www.piusx.org.pl/
Powyższy tytuł nie pochodzi ode mnie. Zaczerpnięty jest z mowy papieża Piusa XII, dostrzegającego bliskie niebezpieczeństwo kryzysu wiary i mówiącego o Kościele wątpiącym na podobieństwo wątpiącego niegdyś Piotra, przypominając zaparcie się przez niego Zbawiciela w noc Jego Męki.
Msgr Eugeniusz Pacelli, przyszły papież Pius XII, wypowiedział swego czasu zadziwiającą przepowiednię odnośnie do przyszłych zaburzeń w Kościele:
Zmartwiło mnie przesłanie Matki Bożej skierowane do Łucji z Fatimy. Poprzez znaczące słowa Maryi na temat niebezpieczeństw, które zagrażają Kościołowi, Bóg ostrzega [nas] przed samobójczym w skutkach wypaczaniem wiary, [wyrażonej] w jego liturgii, w jego teologii, w jego duszy. (…) Dokoła słyszę głosy nowinkarzy, pragnących rozebrać Święty Przybytek, stłumić płomień powszechności Kościoła, odrzucić to, co jest jego chlubą, i sprawić, by poczuł wyrzuty sumienia z powodu swej przeszłości.
Przyjdzie dzień, kiedy cywilizowany świat odrzuci swego Boga, kiedy Kościół zwątpi, tak jak zwątpił Piotr. Będzie kuszony, by wierzyć, że człowiek stał się Bogiem. W naszych kościołach chrześcijanie szukać będą bezskutecznie czerwonej lampki, [wskazującej miejsce] gdzie czeka ich Bóg. Podobnie jak Maria Magdalena, płacząca przy pustym grobie, będą pytać: „Dokąd Go zabrali?” (Roche, Pie XII devant l’historie, s. 52–53).
Jedną z metod, jaką posługują się heretycy w walce z Kościołem, jest infiltracja katolickiej hierarchii, a następnie taka zmiana liturgii, by nie była już ona precyzyjnym wyznaniem wiary, ale by zdawała się wspierać ich własną, heretycką doktrynę. Pius XII przestrzegał przed tym niebezpieczeństwem, przed „samobójczym w skutkach wypaczaniem wiary [wyrażonej] w liturgii”. Czytaj dalej
Reforma liturgii? Nie, destrukcja!
Już kardynał Ratzinger wskazywał, że tekst liturgii zaproponowany i przyjęty po ostatnim soborze został „sfabrykowany” i jest „fałszerstwem”. Z kolei liturgista ks. Klaus Gamber nazywał zmiany wprowadzone w liturgii „rakiem”.
Autor „The Destruction of The Roman Rite” wskazuje na pięć zasadniczych wad obciążających Novus Ordo Missae. Po pierwsze, nowa liturgia wypaczać ma obraz wiary. Msza św. przedstawiana jest jako posiłek, Osoba i Bóstwo Chrystusa są zaciemniane; kwestie grzechu, Sądu Ostatecznego, naśladowania Chrystusa i ascetyki są w treściach liturgii marginalizowane. „Wiara nie jest już przedstawiana jako ostateczna prawda, a życie wiary jako duchowa walka z siłami ciemności, jako kwestia wiecznego życia i wiecznej śmierci. Zamiast tego wiara jest przedstawiana jako zbiór krzepiących opowieści, a życie wiary jako zobowiązanie do nieokreślonego, przyszłego celu. Mgliste pojęcia, takie jak „lud Boży”, „wspólnota”, „solidarność”, zastępują pojęcia Kościoła i Miłości, a nawet osoby Boga Ojca i samego Jezusa Chrystusa, które zostały przekształcone w pojęcia niejasne i abstrakcyjne” – czytamy w zakończeniu książki.
Po drugie – tłumaczy autor pracy – zmiany wprowadzone w liturgii po ostatnim soborze zagrażają kultowi samego Boga. „Msza św. nie wyraża już najgłębszej prawdy wiary: eucharystycznej obecności Pana, Jego śmierci na Krzyżu na Kalwarii; nie odpowiada już na najgłębsze potrzeby ludzkiego serca – pragnienie bycia kochanym przez Boga miłością doskonałą, przyjmowania Boga do swojej duszy, kochania Boga całym swym jestestwem, składania siebie w całości w ofierze Bogu. Zniechęca się do przyklękania, klęczenia i ciszy, skupienie jest niemal niemożliwe ze względu na ciągły hałas i interakcje między celebransem a zgromadzeniem, wszystko to wyraża ni mniej ni więcej tylko celebrację wspólnoty przez samą siebie” – tłumaczy włoski duchowny.
Po trzecie, w nowej liturgii – zauważa kapłan – wierni są wyobcowani. Dzieję się tak mimo iż autorzy „reformy” deklarowali, że wprowadzane zmiany mają lepiej odpowiadać potrzebom wiernych. Duchowny zauważa, że w wielu przypadkach coraz wyraźniej można dostrzec, że wierni nie są do Mszy św. przyciągani jej znaczeniem i bogactwem wiary, a jeśli są jeszcze obecni w kościołach, to wynika to z ich osobistej pobożności, która pozbawiona została liturgicznej energii. Udział w Mszy św. staje się kwestią „konwencji, zwyczaju lub wyłącznie kulturalnych zainteresowań. Z podobną sytuacją mamy do czynienia w przypadku sakramentów małżeństwa i chrztu. Spadające wskaźniki uczestnictwa w Mszy sprawowanej według nowego rytu to stan pośredni na drodze do wyginięcia” – czytamy.
Po czwarte, dostępna wiernym łaska jest ograniczana – czytamy w „The Destruction of The Roman Rite” – ponieważ w trakcie Najświętszej Ofiary mniej jest modlitwy. Spadek liczby sprawowanych Mszy świętych jest wynikiem popularnej koncelebracji, równocześnie z tekstu Novus Ordo Missae usunięto wiele spośród dawnych wezwań. Zrezygnowano z modlitw przygotowujących do przyjęcia Komunii świętej, do Najświętszej Maryi Panny, wzywania wstawiennictwa świętych i apostołów – z czym wiązały się przecież prośby o godne przyjęcie Bożych łask. Zmiany te nie mogły pozostać bez konsekwencji.
Po piąte, sam Bóg pozbawiany jest należnej Mu czci. „To najpoważniejszy skutek ponieważ chwała Boga jest podstawowym celem wszystkich rzeczy, a chwała oddawana Bogu w trakcie Mszy świętej jest największą możliwą. W tym eseju analizowaliśmy Nowy Ryt pod względem jego protestantyzmu i antropocentryzmu. Jego protestantyzm polega zasadniczo na negacji ofiarnej natury Mszy świętej; antropocentryzm wiąże się z brakiem szacunku dla Boskości Pana. Chcąc wyrazić te dwa aspekty w najkrótszej możliwej syntezie, możemy stwierdzić, że Nowy Ryt bezcześci Naszego Pana Jezusa Chrystusa tak pod względem Jego człowieczeństwa (…) i Jego Boskości” – zauważa autor pracy wydanej w czasie obchodów 50. rocznicy promulgacji konstytucji „Sacrosanctum Concilium”.
„Ikonostas ciszy został rozebrany. Pan jest wzywany w języku potocznym słowami ułożonymi przez Jego wrogów. Jego obecność jest ignorowana, Jego Osoba jest poniżana. Jest trzymany niezdarnie, jeśli upada to nie ma to znaczenia. Jest On kładziony na niekonsekrowanych stołach (…). Jego szaty zostały ograniczone. On, Król Królów, w trakcie ofiarowania jest umieszczany w wulgarnych, prymitywnych naczyniach. W tym czasie ludzie stoją lub siedzą myśląc, że słuchają jedynie opowiadania, kiedy On jest ukrzyżowany i umiera przed ich oczyma. Jest unoszony nad ich głowami – „Oto Baranek Boży” – a oni stoją i patrzą. Jest im wręczany, On, Wszechmogący Bóg, ich Stwórca, ich Najwyższe Dobro. Jest umieszczany na ich nieczystych dłoniach. Otrzymują Go do zaciemnionych serc, strzepują Go z rąk i nieświadomi deptają Go, zabierając tak do domu. Jest On skazany na ich kaprysy i złośliwości” – wskazuje włoski duchowny.
Nowy ryt Mszy odwołuje się do niekatolickiej doktryny. „Ten duch nie jest niczym innym jak duchem modernizmu w postaci, w której przeniknął do Kościoła od czasu Drugiego Soboru Watykańskiego. Ten duch kształtuje nie tylko liturgię, ale wiele spośród nauczań hierarchii, w szczególności w zakresie katechizmu, jak i wiele spośród ich działań, zwłaszcza ekumenizm. To duch świata prezentujący jako nowy katolicyzm, który rozpoczął się od burzenia wspaniałego gmachu, jakim był Stary Ryt Rzymski, by następnie zniszczyć cały świat” – czytamy.
Autor podkreśla, że odpowiedź na pytanie o najgroźniejsze konsekwencje tych zagrożeń musi być udzielona zgodnie z zasadą lex orandi, lex credendi. To Msza święta wskazuje na istotę wiary, nadziei i miłości.
Szczególne konsekwencje tych zmian dotykają kapłanów – to oni są w sposób swoisty zaangażowani w święte misteria. W mniejszym stopniu, ale także, konsekwencje te dotykają świeckich, którzy doświadczają i uczą się swojej wiary właśnie poprzez liturgię. „Jak wiele dusz zostało utraconych, bądź nie uzyskało tego stopnia chwały w Niebie, który Bóg przygotował dla nich od wieków, na skutek modernizmu Nowego Rytu, (…) ograniczania uświęcającej łaski? Jednym słowem, nowy ryt blokuje i zagraża samemu celowi Kościoła, którym jest uświęcenie człowieka i chwała Boga” – dodaje włoski kapłan.
Stan Kościoła ostatnich dekad prowadzi ku pytaniu o towarzyszący mu zamysł Opatrzności. „Jedno jest pewne: Bóg nie zezwala na zło, chyba że dla większego dobra, takiego jak uwielbienie Jego sprawiedliwości i oczyszczenie Jego wybranych. Co więcej, katolik nie może lamentować ani być zniechęconym, dlatego zamiast rozwodzić się nad nieszczęśliwą spuścizną przeszłości, zakończmy to studium dziękując Bogu za mądrość i odwagę Jego Papieża, Benedykta XVI. Stary ryt powraca po 40 latach pustyni i módlmy się, by (…) ustanowił fundamenty katolickiej Christianitas w każdym kraju i na każdym kontynencie” – czytamy.
Źródło: rorate-caeli.blogspot.com
mat