Artykuły i Komentarze
Czy to naród jeszcze?…
naród – zbiorowość ludzi wyróżniająca się wspólną świadomością narodową, czyli poczuciem przynależności do wspólnoty definiowanej aktualnie jako naród.“
Wynik wyborów prezydenckich 2020 pokazuje, że wyborcy są podzieleni niemal idealnie na pół. Ten brak wspólnoty pokazuje, że staliśmy się zbiorowością bez wiążącej, scalającej, narodowej świadomości. Staliśmy się masą, komunikującą się jeszcze wspólnym językiem, chociaż z dualnym znaczeniem tych samych słów. Jesteśmy podzieleni na pół z niemal aptekarską dokładnością na tych, dla których historia Polski to pasmo walki o polskość i przetrwanie – nawet w formie komiksowego i fantazyjnego przekazu – i tych którym obce są jakiekolwiek historyczne przekazy i niuance, a jasność dziejów zaczyna się w momencie przystąpienia Polski do Unii Europejskiej. Jesteśmy rozbici na tych, dla których Krzyż Chrystusowy ma znaczenie więcej niż symboliczne, i tych którym nie przeszkadza parodia Mszy świętej z durszlakiem na głowie i Matka Boska z tęczową aureolą.
Bez kręgosłupa moralnego przeszywającego i spinającego całą zbiorowość, nie może być mowy o wspólnych celach budujących naród. Przy doraźnych sporach, przy całej politycznej retoryce zapomina się jednak, że źródło klęski tkwi w niezrozumieniu roli religii oraz w zdegenerowanej doktrynie i praktyce wiary. Kościół katolicki jako niezbędny element koncentrujący świadomość, już przestał być autorytetem, bo sam zrezygnował z roli Latarni przekształcając się w instytucję charytatywno-rozrywkową. Niestety, w tej kardynalnej kwestii dla społeczno-narodowego jestestwa, jesteśmy bezradni i w beznadziejnej kondycji. Na długą metę nie wróży to dalszych, nawet tych minimalnych zwycięstw.
Red.
Marian44 – pozostaje jedynie nadzieja, że wynik został zmanipulowany, że te całe wybory to klasyczna ustawka 50/50, jako jeszcze jeden argument za tym, co ma się niebawem wydarzyć. Że to właśnie Naród /cokolwiek to miałoby znaczyć/ tak sobie wybrał, bo lubi niewolę,czy to ruską czy żydowsko – amerykańską.
Jerzy Bukowski: Fatalny wynik
Jeszcze nie wiadomo, kto wygrał wybory prezydenckie, ale sondażowa różnica między obu kandydatami jest tak nieznaczna, że równie dobrze może w nich ostatecznie zatriumfować Andrzej Duda jak Rafał Trzaskowski.
Obojętne, który z nich okaże się zwycięzcą, Polska jest podzielona dokładnie na pół, co bardzo źle wróży na przyszłość. Gdyby przewaga jednego z rywali w walce o najważniejszy urząd w państwie była znacząca, dosyć dokładnie wiedzielibyśmy czego chcą rodacy: kontynuacji czy zmiany. Rezultat bliski remisu wskazuje na to, że trudno będzie zlikwidować fundamentalny podział, który jest destrukcyjny dla naszego kraju.
Jerzy Bukowski
Rafał Trzaskowski pokazał, że Polska jest mu obojętna
To wstrząs, że 50 procent moich rodaków głosowało na kandydata, w którego sztabie nikt nie uznał za stosowne pojawienie się na wieczorze wyborczym z flagą Polski – ocenił dzisiaj socjolog Andrzej Zybertowicz.
Jak mówił Zybertowicz w TOK FM, w ten sposób Rafał Trzaskowski pokazał, że Polska jest mu obojętna.
„Myślałem, naiwnie być może, że to jest spór między dwoma wizjami Polski, dwiema koncepcjami roli Polski w Europie, ale mam wrażenie, że dla politycznego zaplecza Rafała Trzaskowskiego gra nie szła o wizję Polski w Europie, tylko o wizję wyprowadzenia nas z polskości”.
Zybertowicz ocenił, że w wieczór wyborczy Trzaskowski „zdjął owczą skórę z twarzy i pokazał, że Polska jest mu obojętna”.
„To, co się wydarzyło tego wieczora, to pokazanie, że kontrkandydat prezydenta Dudy nie mówi: »jestem częścią Polski, będę walczył z moimi wyborcami o lepszą Polskę«. Nie, on mówi: »będę walczył o jakąś inną rzeczywistość, w której Polska, nasze 1000-letnie dziedzictwo jest zapomniane«” – przekonywał.
Pytany o niezależność prezydenta w drugiej kadencji, socjolog ocenił, że „w drugiej kadencji prezydenci są bardziej niezależni nie tylko od bezpośredniego zaplecza politycznego, ale też od wyborców, bo trudna polityka polega często na umiejętności przeciwstawienia się własnym sympatykom”. Jego zdaniem Andrzej Duda „pokazał, wetując dziewięć ustaw, w tym trzech bardzo ważnych dla Prawa i Sprawiedliwości, że potrafi być niezależny”.
AB, PAP
Za: Nasz Dziennik (13 lipca 2020)
Brak biało-czerwonych flag na wiecu Trzaskowskiego. W mediach społecznościowych zdziwienie
Na niedzielnym wiecu Rafała Trzaskowskiego próżno było szukać biało-czerwonych flag. Na zaskakujące zjawisko zwrócili uwagę komentatorzy.
Podczas niedzielnego wiecu Rafał Trzaskowskiego w ogóle nie było widać biało-czerwonych flag. Wspomniany fakt zwrócił uwagę komentatorów.
Wieczór wyborczy kandydata Koalicji Obywatelskiej Rafał Trzaskowskiego odbywał się w okolicach Zamku Królewskiego. Miał formułę otwartego spotkania. W dłoniach uczestników próżno było szukać biało-czerwonych flag.
Barwy narodowe nie były obecne także na scenie, na której występował kandydat.
Poniżej znajduje się nagranie przedstawiające fragment wieczoru wyborczego kandydata Koalicji Obywatelskiej Rafała Trzaskowskiego, opublikowane na kanale „naTemat.pl” w serwisie YouTube.
Dziwne zjawisko było szeroko komentowane w mediach społecznościowych.
„Polskich flag nie ma koło Trzaskowskiego. Po prostu nie ma” – napisał Sławomir Jastrzębowski na Twitterze.
„W sztabie Trzaskowskiego nie ma ani jednej biało-czerwonej flagi” – skomentował sytuację Rafał Ziemkiewicz.
„W sztabie Trzaskowskiego to tak ‚przypadkiem’ zapomnieli o barwach biało-czerwonych?
Nawet pół flagi nie ma na scenie” – napisał Piotr Wojtowicz.
„Czy ktoś widział choćby jedną polską flagę na scenie w plenerowym sztabie Rafała Trzaskowskiego? Jedną w tłumie widziałem. ” – czytamy na profilu Stanisława Janeckiego.
Jak pisaliśmy, Państwowa Komisja Wyborcza (PKW) podała w poniedziałek rano cząstkowe nieoficjalne wyniki wyborów prezydenckich z 99,97 proc. obwodów. Pokazują one, że w II turze wyborów prezydenckich Andrzej Duda uzyskał 51,21 proc. głosów. Jego kontrkandydat Rafał Trzaskowski zaś 48,79 proc. Szef PKW oświadczył, że są to dane bez uwzględnienia 9 obwodów.
Frekwencja wyborcza wyniosła w niedzielę 68,12 proc.
Andrzej Duda uzyskał 10 413 094 głosów, zaś Rafał Trzaskowski 9 921 219.
Przewaga urzędującego prezydenta okazała się większa niż sugerowały sondaże exit poll i late poll, o których pisaliśmy wcześniej.
twitter.com / youtube.com / dorzeczy.pl / kresy.pl
Całość: Kresy.pl (13 lipca 2020)
Co mówi o Polsce wynik poparcia dla Trzaskowskiego?
Wysokie poparcie dla Rafała Trzaskowskiego w sondażu exit poll budzi niepokój. Czy to oznacza, że duża część Polaków z radością chce powitać w Polsce rewolucję obyczajową, której sprzyja obecny prezydent Warszawy?
Pamiętam emocjonalne wypowiedzi wielu księży, biskupów czy świeckich katolików, którzy w trakcie lockdownu wyrażali głęboką nadzieję, iż epidemia zmieni nasz kraj. Że dostrzeżemy wagę spraw nadprzyrodzonych, ruszymy do kościołów i pojmiemy, że wszystko co nas otacza to ledwie marność nad marnościami. Miało się tak stać właściwie nie do końca wiedzieć czemu. Przecież zamknięto świątynie na dziesięć spustów, zaś biskupi szafowali dyspensami na prawo i lewo, zyskując przy tym poklask sporej grupy przerażonych sytuacją „katolickich” publicystów.
Jak bardzo zmieniła się Polska po lockdownie? Wygląda na to – choć może za wcześnie, by wyrokować o tym bardzo zdecydowanie – iż uległa głębszej laicyzacji. Główny bowiem przekaz, jaki zewsząd płynął do zamkniętych w domach ludzi wzywał przede wszystkim do czerpania radości z każdego dnia, darzenia ludzkości miłością i tak dalej i tym podobne. Pokuta? Nawrócenie? Przepraszanie Boga za grzechy świata, w tym ten którym świat zdaje grzeszyć się najbardziej, czyli przeciw Duchowi Świętemu? Takie wezwania ginęły pośród licznych emocjonalnych poruszeń. Efekt? Jeden z ważnych kościelnych publicystów Dawid Gospodarek opublikował na swoim Facebooku odezwę do katolików, by w wyborach prezydenckich głosowali, jak im się podoba, nawet nie zważając na kwestie światopoglądowe – jasne, kto przejmowałby się losem nienarodzonych dzieci czy nachalną promocją elgiebetyzmu oraz wszelkiej maści innych ideologii – wszak najważniejsze to szanować przeciwników. Hm… intelektualnie ubogacające spojrzenie „katolickiego publicysty” na miarę postpandemicznych czasów, nieprawdaż?
Owszem, można powiedzieć, że wysokie poparcie dla Trzaskowskiego wynika także z niechęci do PiS i Andrzeja Dudy. Wielu, także konserwatywnych obyczajowo, wyborców deklarowało poparcie dla kandydata Koalicji Obywatelskiej właśnie dlatego, by boleśnie szturchnąć obecną władzę. Dotyczy to także niemałej części wolnościowców, którym zbrzydły etatystyczne i przy tym – tu zgoda – szkodliwe dla naszej gospodarki pomysły PiS. Ale jednak nie zmienia to faktu, iż Rubikon został przekroczony. Kto raz zdecydował się przekroczyć granicę i poprzeć człowieka jawnie opowiadającego się za wprowadzaniem w Polsce ideologii niszczących w krajach Zachodu nie tylko ład społeczny, ale także gospodarkę – wystarczy spojrzeć na Stany Zjednoczone, gdzie uniwersytety miast stymulować intelektualnie rozwój gospodarczy zajmują się badaniami nad nieuświadomionym społecznie rasizmem, feminizmem czy „płynną” płcią, co już doprowadziło ów kraj do potężnego kryzysu – ten najpewniej zrobi to kolejny raz, jeśli tylko zapragnie zaszkodzić innemu PiS-owi lub innemu „Andrzejowi Dudzie”.
Jak głosi legenda, starożytny król Pontu Mitrydates VI Eupator, uodpornił się na trucizny zażywając niewielkie ilości toksycznych substancji. Jego organizm nauczył się je zwalczać i w ten sposób monarcha zabezpieczył się przed zbrodnią skrytobójstwa. Wiele wskazuje na to, że wielu Polaków zdołało, niestety, uodpornić się na ostrzeżenia o niebezpieczeństwie, kryjącym się za pozornie nieszkodliwymi hasłami o potrzebie tolerancji dla mniejszości. Inna część świadomie postawiła na obyczajową rewolucję, wszak utraciwszy wiarę, poszukuje innego celu, który nada jej tożsamość. Tym jest postęp i idący w ślad za nim emancypacja kolejnych, często sztucznie kreowanych, grup społecznych.
Na szczęście wielu nadal uświadamia sobie, iż gra nie toczy się tylko o to, która partia zdobędzie władzę. To dla nas także konfrontacja cywilizacyjna. Nie wiem, czy Andrzej Duda tym starciu był dobrym wyborem, ale wiem na pewno, że ewentualny sukces Rafała Trzaskowskiego stałby się początkiem radykalnych zmian obyczajowych. Jest tego świadoma ogromna część Polaków, czego dowodem wysoka frekwencja, na którą na pewno złożyły się także głosy młodego pokolenia. Najbliższe miesiące zapewne staną się także czasem analizy, czy faktycznie wysokie poparcie młodych dla Trzaskowskiego – w pierwszej turze w tej grupie wiekowej kandydat KO cieszył się największą popularnością – to efekt pożadania liberalizacji życia społecznego. Jeśli tak – czekają nas wyjątkowo trudne czasy.
Tomasz Figura
Za: PoloniaChristiana – pch24.pl (2020-07-12)
Blisko połowa wyborców Krzysztofa Bosaka, którzy oddali ważny głos, poparła „tęczowego” kandydata
Konfederacja już 28 czerwca zapowiedziała, że oficjalnie nie poprze żadnego z polityków walczących w II turze wyborów prezydenckich. Mimo tego zarówno Andrzej Duda jak i Rafał Trzaskowski zabiegali o wyborców, którzy poparli Krzysztofa Bosaka. Ostateczne decyzje elektoratu narodowca mogą szokować.
Z badań sondażowych exit poll wykonanych przez IPSOS dla TVP, TVN-u i Polsatu wynika, że aż 48,5 proc. wyborców Krzysztofa Bosaka, którzy 12 lipca oddali ważny głos, poparło polityka, który jako prezydent Warszawy objął swoim patronatem homoseksualną paradę równości oraz sam wziął w niej udział. Nie wiadomo, czy zdecydowali się na taki krok, gdyż uwierzyli w umizgi Rafała Trzaskowskiego pod adresem Konfederacji, popierają „tęczową” agendę czy też strategicznie liczyli na sabotowanie działań rządu PiS (np. programów socjalnych) przez opozycyjnego prezydenta.
Na prezydenta Andrzeja Dudę zagłosowało 51,5 proc. wyborców, który 28 czerwca zdecydowali się poprzeć narodowca. Nie wiadomo, jak wielu wyborców Krzysztofa Bosaka nie wzięło udziału w II turze lub oddało głos nieważny.
Przed II turą wyborów niektórzy politycy Konfederacji pośrednio sugerowali, że osobiście zagłosują na Andrzeja Dudę. Mimo tego formacja przez cały okres po 28 czerwca w sposób jednoznaczny odcinała się zarówno od urzędującego Prezydenta RP jak i od prezydenta Warszawy. Niemal równy podział oddającego ważny głos 12 lipca elektoratu Krzysztofa Bosaka między polityków walczących w II turze pokazuje, że ugrupowanie prawidłowo odczytało preferencje swoich wyborców. Nie wiadomo jednak czy swoista obojętność wobec groźby zwycięstwa skrajnie lewicowego Rafała Trzaskowskiego nie będzie w przyszłości stanowić rysy na wizerunku partii dotąd przedstawiającej się jako jedyna siła walcząca w Polsce z neomarksistowską rewolucją kulturalną.
Źródło: TVP Info
MWł
[Wybrane wypowiedzi internautów pod w/w tekstem na stronie źródłowej:]
Konfederacja nie tyle odczytała nastroje swoich wyborców, ile sama naprowadzała ich, żeby głosowali przeciw PAD. I jest to przejaw niegodziwości, że między Dudą a Trzaskowskim dla Bosaka et consortes gorszy był Duda.
PiotrAdamChoć sam wiele mam do zarzucenia Prezydentowi Dudzie to oddanie głosu na Trzaskowskiego uważam za skandaliczne. Mam pytanie do tych zwolenników Konfederacji, którzy oddali głos na Trzaskowskiego, a przed tym mówili o sobie że są katolikami – czy teraz dalej uważacie się za katolików ? A może powiecie, to tylko kalkulacja, że koalicja się rozpadnie, będą wcześniejsze wybory i Konfederacja wreszcie zwycięży – no to wam powiem, że taki Hołownia w dwa miesiące zdobył dwa razy więcej poparcia niż Konfederacja w kilkanaście miesięcy – bo taki to na dzień dzisiejszy jest stan umysłów w polskim społeczeństwie. Cóż – dokonaliście rzeczy haniebnej – H A N I E B N E J !!!, lepiej było nie głosować wcale.
tak tylkoMam wrażenie że ugrupowanie Bosaka przegrało na całej linii.mieli wielu zwolennikiw nawet wśród prawicowców. Zawiedli na całej linii. Nie odbudują swojej pierwotnej tożsamości. Wchłonie ich partiaPo,. Przestaną się liczyć!
adi1302
Za: PoloniaChristiana – pch24.pl (2020-07-12)
KOMENTARZ BIBUŁY: Pisaliśmy wcześniej i z przykrością zmuszeni jesteśmy powtórzyć: Konfederacja, w obecnym kształcie, z obecnymi doradcami i wieloma kluczowymi działaczami, skończyła się zanim zaistniała.
Marian44 – sprawdzian wyborczy pokazał, jak sztuczna i niestety zwodnicza to jest formacja, że trudno nie zgodzić się z tym komentarzem, a szkoda…
Wołyń 11 lipiec 1943 – bohaterowie i rezuny.
W niedzielny poranek 11 lipca 1943 roku ktoś załomotał do drzwi plebanii w Porycku, małym miasteczku w powiecie włodzimierskim, na Wołyniu.
Proboszcz, ks. Bolesław Szawłowski ujrzał na progu zdyszanego mężczyznę. Przybysz był Ukraińcem z pobliskiej wioski. Przybiegł z ostrzeżeniem – jego rodacy z Ukraińskiej Powstańczej Armii szykują rzeź; uderzą w czasie Mszy św. rozpoczynającej się o godzinie 11.00. Ksiądz Szawłowski natychmiast rozesłał po miasteczku ministrantów, by kołatali do drzwi domów, przekazując straszną wieść. Ale ogromna większość mieszkańców nie uwierzyła, że ich sąsiadami są barbarzyńcy zdolni do mordu w świątyni. O godzinie 11.00 kościół wypełnił ufny, rozmodlony tłum.
Najpierw rozległ się krzyk. Mała dziewczynka wpadła do kościoła wołając, że na zewnątrz gromadzą się uzbrojeni ludzie. Zaraz potem huknął strzał – na progu stanęła zakrwawiona, chwiejąca się na nogach kobieta. Wśród wiernych wybuchła wrzawa, zaraz zagłuszona jazgotem broni maszynowej. Strumienie pocisków wpadały przez drzwi i okna, kładąc pokotem zgromadzonych.
Po chwili kanonada umilkła. W świątyni słychać było jęki rannych i przeraźliwy szloch. Wtedy rozległy się głośno wypowiedziane słowa modlitwy. Ksiądz Szawłowski, jak dotąd nietknięty, stał u ołtarza i udzielał wiernym zbiorowego rozgrzeszenia. Z zakrystii wyłonił się uzbrojony Ukrainiec. Wymierzył do kapłana. Po strzale ksiądz zachwiał się, ale dalej odmawiał modlitwę. Dopiero druga kula cisnęła nim o posadzkę.
Dwaj mordercy, z karabinami w dłoniach, urządzili obchód kościoła. Szli między ławkami, przyglądając się leżącym. Jeżeli zauważyli oznaki życia, dobijali ofiary pojedynczymi strzałami. Robili to bez pośpiechu, metodycznie, a ich działania cechowała upiorna sumienność. Potem bojówka UPA ruszyła na miasto, w poszukiwaniu pozostałych Polaków. Tych, których udało się zaskoczyć w domach, zabijano na miejscu, całymi rodzinami.
W ów straszny dzień krew lała się w dziesiątkach miejscowości Wołynia. Bandyci UPA uderzyli niemal równocześnie na 99 polskich wsi i miasteczek. W ciągu nocy i następnego dnia liczba zmasakrowanych siół wzrosła do 167. Podczas tych kilkudziesięciu godzin zamordowano co najmniej 11.000 bezbronnych ludzi.
Sprawcy
Założona w roku 1929 Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów już przed wojną prowadziła kampanię terrorystyczną przeciw państwu polskiemu.
Terroryści OUN z biegiem lat zacieśniali współpracę ze służbami specjalnymi hitlerowskich Niemiec. We wrześniu 1939 roku ochoczo wbili nóż w plecy Polakom broniącym się przed skoordynowaną agresją sąsiadów. Podczas wystąpień przeciw Wojsku Polskiemu ukraińska „piąta kolumna” wielokrotnie zebrała zasłużone baty. Ounowscy heroje powetowali to sobie na ludności cywilnej – dziś mało kto pamięta, że do masowych rzezi w województwach południowo-wschodnich doszło już w pierwszych tygodniach wojny. Niepełne szacunki mówią o zamordowaniu wówczas przez bojówkarzy ukraińskich co najmniej 3278 Polaków.
Różnice zdań między liderami szowinistów, Stepanem Banderą i Andrijem Melnykiem, doprowadziły do rozłamu na skłócone frakcje: OUN-B (banderowcy) i OUN-M (melnykowcy). Oba skrzydła wystąpiły aktywnie w czerwcu 1941 roku, po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej, atakując tu i tam wycofującą się Armię Czerwoną, a przede wszystkim przeprowadzając kolejną serię pogromów Polaków i Żydów, znów zabijając tysiące ludzi.
Niemcy wypędzili Sowietów z Ukrainy, ale nie zamierzali przyznawać jej niepodległości. Wobec tego banderowskie skrzydło OUN zeszło do podziemia. Natomiast melnykowcy dość szybko pogodzili się z III Rzeszą, wystawiając u jej boku formacje policyjne i wojskowe (Wołyński Legion Samoobrony, Ochotnicze Pułki Policyjne SS „Galizien”, wreszcie 14. Ochotniczą Dywizję Grenadierów SS „Galizien”), które wkrótce zasłyną licznymi zbrodniami.
Niemcy powołali Ukraińską Policję Pomocniczą, przy pomocy której w ciągu dwóch lat wymordowali niemal całą sześćsettysięczną społeczność żydowską Małopolski Wschodniej i Wołynia. W policji służyli sympatycy OUN, także z frakcji banderowskiej, oficjalnie skłóconej z III Rzeszą, jako że wytępienie Żydów (a w przyszłości Polaków) pokrywało się z celami organizacji. Ukraińscy wachmani licznie zasilili załogi niemieckich obozów koncentracyjnych.
Genocidum atrox
W 1943 roku banderowcy postanowili rozpocząć samodzielną akcję ludobójczą. Odezwa OUN-B jasno wskazywała wrogów: „Narodzie! Wiedz! Moskwa, Polska, Węgrzy, Żydostwo – to Twoi wrogowie. Niszcz ich!”
Narzędziem zniszczenia miało być zbrojne ramię organizacji – Ukraińska Powstańcza Armia, wspierana przez Służbę Bezpieczeństwa (Służba Bezpeky) oraz pospolite ruszenie (Samoobronni Kuszczowi Widdiły – SKW), takoż tłumy doraźnie zwerbowanego ukraińskiego chłopstwa.
Za początek ludobójstwa w wykonaniu OUN-B przyjmuje się rzeź w kolonii Parośla na Wołyniu, dokonaną w dniu 9 lutego 1943 roku. Zamordowano tam 149 mieszkańców, a także 6 jeńców rosyjskich, których rezuni przywlekli ze sobą. Przybyli potem na miejsce zdarzenia Polacy z okolicznych wiosek byli zaszokowani tym, co ujrzeli. W chatach i na podwórkach leżeli mężczyźni obdarci ze skóry, kobiety z obciętymi piersiami, zadźgane nożami niemowlęta. Wiele ofiar miało odcięte głowy, innym przed śmiercią wyłupiono oczy, poodrzynano nosy i wargi…
Zbrodnia w Parośli nie była jednorazowym wybrykiem bandy degeneratów, ale elementem świadomie forsowanej strategii. Ataki fanatyków następowały raz za razem. Ich ofiarą padały zarówno pojedyncze polskie rodziny otoczone morzem ukraińskich sąsiadów, jak i skupiska liczące setki ludzi. Na porządku dziennym było odrąbywanie ofiarom głów i kończyn, najwymyślniejsze okaleczenia, wyrywanie języków, wypruwanie wnętrzności, palenie żywcem, zakopywanie żywcem, wbijanie na pal, wbijanie gwoździ w czaszkę, skalpowanie, ćwiartowanie przy pomocy siekier i pił. Maleńkie dzieci obnoszono na ostrzach wideł, albo wbijano na sztachety płotów. Kobietom ciężarnym rozpruwano brzuchy i wydzierano płody, niekiedy wkładając na ich miejsce żywego kota albo tłuczone szkło. Zwłoki ofiar bywały bezczeszczone – okaleczane, gwałcone, rzucane świniom na pożarcie. Znane były przypadki rozwieszania na ścianach wyprutych ludzkich jelit z podpisem „Polska od morza do morza”, krzyżowania niemowląt na ścianach z podpisem „polśkij oreł”, używania odciętej głowy do gry w piłkę nożną…
Banderowcy zmuszali osoby narodowości ukraińskiej, posiadające polskich współmałżonków, do ich zabijania. Dzieciom z mieszanych małżeństw dawano szansę ocalenia, każąc zabić polskiego rodzica.
Bandyci UPA zburzyli ćwierć tysiąca świątyń rzymskokatolickich, zamordowali około stu księży, zakonników i sióstr zakonnych. Z ich rąk zginęło również kilkudziesięciu duchownych prawosławnych i greckokatolickich, przeciwstawiających się mordercom. Pamiętając o tych bohaterach trzeba nadmienić, że znaczna liczba duchownych obrządków wschodnich zaangażowała się bez reszty w działalność OUN. Niektórzy z tych osobliwych kapłanów otwarcie podburzali wiernych do antypolskich wystąpień, posuwali się do bluźnierczego święcenia noży i siekier używanych podczas rzezi, a nawet sami uczestniczyli w napadach.
Rachunek krwi
W latach 1943-1945 ofiarą terroru UPA padło (przede wszystkim na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej, w mniejszym stopniu na Lubelszczyźnie i na Polesiu) od 120.000 do 140.000 etnicznych Polaków, a także kilkadziesiąt tysięcy polskich Ukraińców, Żydów, Ormian, Rosjan, Czechów, Cyganów.
Nadto tysiące mieszkańców Rzeczypospolitej UPA zabiła po 1945 r., po obu stronach nowo utworzonej granicy. Część z nich straciła życie już jako obywatele sowieccy, którymi mianowano ich po anektowaniu przez Stalina polskich województw południowo-wschodnich. Dalsze setki tysięcy obywateli (głównie Polaków i polskich Żydów) zginęło przy współudziale formacji ukraińskich na żołdzie niemieckim.
Dla porównania, wedle opublikowanych w 2009 roku danych Instytutu Pamięci Narodowej, w latach 1939-1945 terror sowiecki pochłonął życie 150.000 obywateli Rzeczypospolitej. Ilu ludzi ma świadomość, że w dziele zabijania Polaków banderowska wataha zbirów z siekierami i widłami, operująca na ograniczonym obszarze i w trzykrotnie krótszym czasie, zdołała dorównać krwawym antypolskim osiągnięciom całego imperium Stalina z jego Gułagiem, z jego dywizjami NKWD, ze Smierszem i całą resztą instrumentów terroru?
Żołnierze czy bandyci?
UPA działała przeciw Polsce, ale nie to powinno wpływać na jej ocenę.
W naszej historii mieliśmy wielu przeciwników, których wspominamy bez nienawiści, a nawet z szacunkiem, jako dzielnych wrogów, którzy wypełniali swój obowiązek wobec własnego narodu i ojczyzny. Nawet w odniesieniu do koszmarnych lat II wojny światowej, wypada inaczej ocenić poborowego wcielonego do Wehrmachtu czy Armii Czerwonej, walczącego na pierwszej linii – inaczej zaś oprawcę z Einsatzgruppen, Gestapo bądź NKWD.
Kłopot z UPA polega na tym, że jeśli pominąć zastraszony terrorem tłumek „przymusowych ochotników”, to składała się ona przede wszystkim z oprawców. Jej modus operandi był przerażający.
Zawsze, na każdym etapie działań ounowskich herojów, większość ich ofiar stanowili bezbronni cywile. Na 60.000 polskich ofiar Rzezi Wołyńskiej (1943-1944) znaleziono tylko 262 przypadki śmierci Polaków uzbrojonych, poległych w trakcie walki. Nie inaczej było na innych obszarach, w tych i innych latach.
Obrońcy OUN i UPA mówią, że organizacje te walczyły z Sowietami. Prawda, ale jak wyglądała ta walka? W kwietniu i maju 1941 roku w woj. tarnopolskim i na Wołyniu ounowska konspiracja zabiła 98 osób, uznanych za Sowietów i kolaborantów. Pominę fakt, że w tamtych czasach łatkę „sowieckiego agenta” dostawał każdy, kto nie zgadzał się z linią polityczną OUN. Czytelników zainteresuje pewnie, ilu z tych 98 zlikwidowanych było przedstawicielami resortów siłowych okupanta. Otóż było ich dokładnie SZEŚCIU – czterech milicjantów i dwóch żołnierzy Armii Czerwonej.
Równie ciekawymi danymi dysponujemy o okresie „powojennym” na Ukrainie Sowieckiej. Na 30.646 zabójstw przypisanych ukraińskim nacjonalistom w latach 1944-1953 zginęło raptem 8340 sowieckich żołnierzy i milicjantów, za to ponad 22.000 cywilów.
Czy to zwalczając Polaków, czy Sowietów, banderowcy najlepiej czuli się w roli katów bezbronnych. Jeżeli bandytów z UPA ktoś określa mianem żołnierzy i bojowników o wolność, to czemu do tego zacnego grona nie zaliczy również ukraińskich wachmanów z Auschwitz, Bełżca, Sobiboru i Treblinki?
Polski odwet
Próbuje się „równoważyć” ludobójstwo wołyńsko-małopolskie stwierdzeniem, że ofiary były po obu stronach.
Trudno kłaść na jednej szali zgładzonych cywilów wraz z poległymi w walce rezunami z UPA, policjantami, esesmanami z dywizji „Gallizien”. Tym niemniej, trzeba to powiedzieć uczciwie, zdarzały się też polskie odwety wymierzone w ludność cywilną. Zginęło w nich kilka tysięcy osób.
Każda niewinna ofiara to o jedną za dużo. Jednak w tym przypadku wypada pamiętać o proporcjach. Strona polska nie prowadziła planowej akcji eksterminacyjnej. Akty ślepej zemsty były najczęściej samowolną inicjatywą dowódców niewielkich oddziałów partyzanckich, grup cywilów bądź pojedynczych mścicieli. Ukraińskie ofiary cywilne stanowiły kilka procent wielkości ofiar polskich (a jeszcze mniej, gdy uwzględnimy dokonania ukraińskich pomocników Hitlera). To, co po stronie polskiej było patologią, w przypadku działań UPA stanowiło normę.
To prawda, niektórzy Polacy po tym, co ujrzeli na Wołyniu czy gdzie indziej, przeszli straszną przemianę. Już nie byli tymi samymi ludźmi, co niegdyś. Nie każdy, widząc dzieci zarąbane siekierą, albo obdarte ze skóry, albo wbite na pal, jest w stanie zapanować nad rodzącym się uczuciem nienawiści. Bóg to osądzi – i chyba nawet dla Niego będzie to straszliwy dylemat.
Zdradzeni
W tamtych mrocznych latach naród ukraiński miał prawdziwych bohaterów.
Kiedy banderowcy wyrzynali setkę Polaków w Ciemierzyńcach (gm. Dunajów), maleńka Stasia Wilk, uciekając wpadła na podwórko sąsiadki, Ukrainki Ireny Chruścielowej. Umazani krwią zbrodniarze podążyli za ofiarą. Na ich widok pani Chruścielowa porwała dziecko na ręce, przycisnęła je do piersi, krzycząc oprawcom w twarz: „Nie dam! Nie dam!” Rozwścieczeni „żołnierze UPA” zarąbali kobietę i dziecko.
W Antolinie (gm. Ludwipol) Ukrainiec Michał Mieszczaniuk miał żonę-Polkę, razem cieszyli się rocznym dzieciątkiem. UPA kazała Mieszczaniukowi zgładzić żonę i dzieciaka, a on odmówił. Zapłacił za to głową.
W Tutowiczach (gm. Antonówka) „ukraińscy powstańcy” zamordowali swą koleżankę, Jarynę Wołoszyn. Powód? Nie chciała zabić polskiego dziecka.
W Żabczu (gm. Czaruków) ksiądz greckokatolicki Serafin Horosiewicz ukrywał czterech Polaków. Kiedy sprawa wydała się, banderowcy zamknęli ich razem w cerkwi i spalili żywcem.
W Niżborgu Nowym (gm. Kopyczyńce) pewien Ukrainiec głośno potępił mordowanie Polaków. Potem zginął z ręki własnego syna.
Takich przypadków były tysiące. Pamięć o Ukraińcach zamordowanych przez banderowców winna stać się pomostem łączącym narody polski i ukraiński. Ale czy tzw. „rzecznicy pojednania polsko-ukraińskiego” pamiętają o pani Chruścielowej, o Wołoszyn, o Mieszczaniuku? Nie! Oni chcą jednać się z tymi, którym dzisiaj na Ukrainie stawiane są pomniki – z herojami, co wbijali na pal, co wykłuwali oczy, co roztrzaskiwali dziecięce główki.
***
Dziś emocje rozpala konflikt polsko-żydowski. Słusznie przeciwstawiamy się insynuacjom i nieuzasadnionym roszczeniom. Jednak polski patriota musi odczuwać wstyd, widząc szacunek okazywany przez Żydów ich męczennikom. W parlamencie Izraela nie znalazł się nikt, kto by zakwestionował określanie zagłady Żydów mianem ludobójstwa; kto żądałby przekwalifikowania jej na jakąś „akcję o znamionach”. Żydowscy historycy i publicyści nie roztrząsali „dramatycznych wyborów i dylematów” wachmanów z Treblinki. Żaden izraelski polityk nie przekonywał, że nazywanie rzezi Żydów zbrodnią „wzbudza niepotrzebne emocje”; że dyplomatyczniej byłoby mówić o „tragicznych wydarzeniach w Birkenau”…
Tymczasem polskie ofiary banderowców, takoż uczciwi Ukraińcy ryzykujący niegdyś życiem za wierność Rzeczypospolitej, albo za zwykłą ludzką życzliwość okazaną polskim sąsiadom, są dziś zdradzani przez elity polityczne Kraju nad Wisłą, również przez wielu tutejszych dziejopisów i publicystów – w kwestii oceny zbrodni UPA bijących wszelkie rekordy skundlenia.
Andrzej Solak
Chińska Operacja “Nietoperz”, czyli symulowana “pandemia” podbija (dobija?) świat Zachodu
Nadlatywały nietoperze większe od gołębi: ich uzębienie podobne było do uzębienia ludzkiego, i atakowały twarze Macedończyków : jednym wgryzały się w nosy, a innym w uszy (Leon z Neapolu, Historia de preliis Alexandri Magni)
Towarzysze, wszędzie na tej ziemi zapanował nieopisany chaos – sytuacja jest doskonała. (przewodniczący KC KPCh Mao Tse -Tung)
W kwietniu i maju 2020 roku wytworzył się na świecie naukowy kontr-konsensus w kwestii „pandemii” koronowirusa i „choroby koronawirusowej” (covid); plejada wybitnych badaczy, wirusologów, epidemiologów, immunologów, lekarzy różnych specjalności (zob. na tej stronie „Niemcy debatują o koronawirusa” w dziale Przegląd niemiecki) doszła do wniosku, że – niezależnie od pewnych różnic między nimi dotyczących szczegółowych interpretacji zjawisk medyczno-epidemiologicznych – koronawirus nie jest „wirusem-zabójcą”, nie jest groźny dla ludzi przeciętnie zdrowych o przeciętnie silnym systemie odpornościowym, czyli dla prawie całej populacji. U tej grupy infekcja nie powoduje żadnych objawów ewentualnie dość niegroźne objawy grypowe lub przeziębieniowe. Zagrożeniem może być – podobnie jak wszystkie inne patogeny – dla ludzi przewlekle chorych i w podeszłym wieku. Śmiertelność – nawet wychodząc od znacznie zawyżonych oficjalnych statystyk – jest na poziomie 0,2%, czyli kilkanaście razy mniejsza niż prognozy podawane przez instytucje zdrowia publicznego (prognozy np. dr Neila Fergusona, dla Wielkiej Brytanii pół miliona zmarłych, dla USA – 2 miliony, najprawdopodobniej wynikały z używania przezeń przestarzałego i wadliwego oprogramowania komputerowego). Drakońskie środki zastosowane przez rządy w celu zwalczenia „pandemii” były – zdaniem przedstawicieli kontr-konsensusu – całkowicie niewspółmierne do zagrożenia i pod każdym względem destruktywne. Główne tezy i hipotezy składające się na naukowy kontr-konsensus w sprawie „choroby koronawirusowej” przedstawił długoletni dyrektor Instytutu Mikrobiologii Medycznej i Higieny w Moguncji prof. dr Sucharid Bhakdi w swojej najnowszej (napisanej razem z dr Kariną Reiß) bestsellerowej książce Corona Fehlalarm? Zahlen, Daten und Hintergründe (Koronawirus – czyżby fałszywy alarm? Liczby, dane, przyczyny, Berlin 2020).
Jeśli przedstawiciele kontr-konsensusu mają rację, to zastanowić się należy nad polityczną genezą „choroby koronowirusowej” i nad krętą drogą, jaką lokalna epidemia w Wuhanie przebyła ku statusowi światowej „pandemii”. To, co wydarzyło się w Chinach jako pierwszy zinterpretował pod kątem politycznym Nikołaj Wawiłow, rosyjski ekspert w kwestiach polityki wewnętrznej i zagranicznej Chin, redaktor naczelny internetowego portalu „«Южный Китай» (Południowe Chiny), ekspert ośrodka Экономика Китая: кризис и возможности (Gospodarka Chin. Kryzys i możliwości), który przebywał 10 lat w Chinach. Jest autorem książki Некоронованные короли красного Китая. Кланы и политические группировки КНР (Niekoronowani królowie czerwonych Chin. Klany i polityczne frakcje w KPCh). W połowie kwietnia natknąłem się na rozmowę z nim opublikowaną na jutubie 7 lutego a później 7 marca w „South China Insight” (http://www.south-insight.com/en/node/218407?language=en) zatytułowaną The epidemic in China as a hidden coup (https://www.youtube.com/watch?v=1nDIc7_8dVk)
Wawiłow wysunął hipotezę, że podłożem wydarzeń w Chinach jest walka pomiędzy frakcją Xi Jinpinga a frakcją „komsomolców” (tuanpai) – działaczy, którzy nie należeli do rodzin „czerwonej arystokracji” i swoje partyjno-państwowe kariery zaczynali w Komunistycznej Lidze Młodzieży (dalej KLM); do władzy w partii szli „od dołu” poprzez organizację młodzieżową. Liga stanowiła bazę władzy dla genseka i prezydenta Hu Jintao, który w latach 1984–1985 był pierwszym sekretarzem jej Komitetu Centralnego. Zdaniem Wawiłowa choroby płuc to w Wuhanie normalność, epidemie tego typu co „epidemia koronowirusowa” są w Chinach rzeczą zwyczajną, występują co roku w postaci zimowej fali grypy. Seria zastosowanych drakońskich środków była zatem całkowicie nieproporcjonalna do skali zagrożenia, niepotrzebna z punktu widzenia zdrowia publicznego, zaś zachowanie władz regionalnych – niezrozumiałe. Zdaniem Wawiłowa była to w rzeczywistości akcja nieskoordynowana z Pekinem, czyli z frakcją genseka Xi Jinpinga i miała na celu zatrzymanie, planowanych przezeń i uderzających w „komsomolców”, zmian personalnych a przynajmniej odwleczenie ich w czasie.
Analiza Wawiłowa wzbudziła u mnie – najpierw jedynie intuicyjne – wątpliwości, choć polityczna, a nie medyczna geneza „pandemii” była dla mnie niemal od początku dość oczywista (na temat politycznej genezy innej „pandemii” zob. rozdział „Polityczna historia AIDS” w: http://www.tomaszgabis.pl/2009/03/04/raport-o-aids/). Co do istoty sprawy Wawiłow miał zatem rację, natomiast już jego konkretna interpretacja wydarzeń była nieprzekonywująca. Jak bowiem podkreślają inni obserwatorzy chińskiej sceny politycznej, fundamentalny podział na dwie wrogie zwalczające się frakcje w KPCh jest wysoce uproszczony i zaciera obraz wewnętrznej sytuacji politycznej. Amerykański dziennikarz, znawca spraw chińskich Chris Buckley w artykule sprzed czterech lat (China Reins In Communist Youth League, and Its Alumni’s Prospects (https://www.nytimes.com/2016/08/04/world/asia/china-communist-youth-league.html) skomentował zapowiedzianą przez Xi Jinpinga reorganizację KLM, tak aby zmarginalizowani za jego rządów działacze partyjni nie mogli wykorzystywać Ligi do swoich celów. Gensek „napisał epitafium” na kurczące się wpływy jego poprzednika Hu Jintao i dawnych rywali. Reorganizacja KLM – redukcja liczebności kadr na szczeblu centralnym i regionalnym, zmniejszenie budżetu o 50% – i poddanie jej ściślejszej kontroli partii – sygnalizowały, że jej dni chwały jako szkoły wychowującej chińską elitę polityczną, przeminęły.
Wprawdzie niektórzy analitycy spraw chińskich twierdzili, że „komsomolcy” są lojalni wobec siebie i mają wspólne polityczne poglądy i cele, to jednak – cytowany przez Buckley`a – były redaktor organu prasowego Ligi „China Youth Daily” Li Datong jest zadania, że działacze partyjni, którzy przeszli przez Ligę, nigdy nie tworzyli spójnej grupy, a okoliczności, które czyniły z niej inkubator politycznych talentów, straciły na znaczeniu, zanim jeszcze Xi przejął partię. Ostatnie [2014 r.] zmiany pokazują, że to środowisko ma już niewielkie wpływy. W czasach, kiedy sekretarzem generalnym KPCh był Hu Jintao, można było od biedy dowodzić, że istnieje coś na kształt frakcji „ligusów”. Obecnie jest ona już tylko „politycznym zombie”.
Po objęciu stanowiska sekretarza generalnego Xi Jinping zaczął, pod płaszczykiem walki z korupcją, skutecznie eliminować przeciwników, tak sojuszników i protegowanych Hu Jintao, jak i wszystkich innych, którzy mogli rzucić wyzwanie jego władzy. Nowi pierwsi sekretarze partii zostali mianowani w 21 z 31 prowincji, wszystkie prowincje, z wyjątkiem czerech, dostały nowych gubernatorów; w 40 głównych miastach 29 sekretarzy partii i 26 burmistrzów zostało wymienionych, zmiany personalne objęły także stanowiska wicegubernatorów lub ich odpowiedników we wszystkich 31 okręgach administracyjnych Chin (zob. Willy Wo-Lap Lam, The Xi Jinping Faction Dominates Regional Appointments After the 19th Party Congress, https://jamestown.org/program/xi-jinping-faction-dominates-regional-appointments-19th-party-congress); Rapid turnover in regional leadership shows Xi’s influence, http://country.eiu.com/article.aspx?articleid=514476635&Country=China&topic=Economy&oid=414434625&flid=965670080;
Równolegle do rozbijania frakcji „ligusów”, Xi zbudował swoją własną frakcję, której rdzeniem jest „klika z Zhejiang” (podobnie kiedyś Jiang Zemin zbudował „klikę szanghajską”), złożona z ludzi służących pod nim, kiedy był pierwszym sekretarzem partii w prowincji Zhejiang (od 2002 do 2007 r.). Kolejne grupy frakcji to „klika z Shaanxi”, czyli ludzie z rodzinnej prowincji Xi, „koteria czerwonych książąt” (taizidang) , czyli potomkowie wielkich rodziny ojców-założycieli ChRL, wreszcie jego „kumple ze szkoły” czy uniwersytetu. Swoich protegowanych, przyjaciół politycznych, zauszników, stronników i kolegów Xi wprowadził na najwyższe stanowiska w aparacie partyjnym i państwowym. Wcześniej surowo przestrzegał, aby nie tworzyć w partii „frakcji i koterii” (tuantuanhuohuo), ale najwidoczniej chodziło mu o to, żeby inni ich nie tworzyli.
Upadek czy rozpad, dawnej, luźnej – jak podkreśla część analityków – frakcji „komsomolców” (zob. Willy Wo-Lap Lam The Eclipse of the Communist Youth League and the Rise of the Zhejiang Clique, https://jamestown.org/program/the-eclipse-of-the-communist-youth-league-and-the-rise-of-the-zhejiang-clique/) rozpoczął się, kiedy ich protektor Hu Jintao odszedł ze stanowiska w 2012 roku, wycofał się na emeryturę a Xi pozbawił go możliwości wpływania na sprawy partii – mógł jedynie obserwować jak upadają jego protegowani, przyjaciele polityczni i sojusznicy. Praktycznie z dnia na dzień zniknął ze sfery publicznej (zob. Samuel K. Berkowitz It’s Official: The Man Who Ruled China Has All But Vanished; https://foreignpolicy.com/2015/01/05/its-official-the-man-who-ruled-china-has-all-but-vanished/). Prawa ręka Hu, dawny działacz Ligi Ling Jihua został usunięty ze stanowiska szefa Biura Generalnego KC, aresztowany w 2014 roku, oskarżony o różne przestępstwa i skazany na dożywocie. Działacze partyjni zaliczani do frakcji „komsomolców” są marginalizowani np. pierwszy sekretarz Ligi Qin Yizhi, człowiek blisko związany z Hu Jintao, nie został w 2017 roku wybrany delegatem na zjazd partii – było wydarzeniem bez precedensu, żeby funkcjonariusz stojący na czele Ligi nie brał udziału w zjeździe. W jakiś czas później Qin został zwolniony ze stanowiska i zdegradowany (zob. Katsuji Nakazawa, Xi silences once-powerful youth league and former president’s protege; https://asia.nikkei.com/Features/China-up-close/Xi-silences-once-powerful-youth-league-and-former-president-s-protege?mc_cid=1f9bc1ec42&mc_eid=1f9d28130a)
Hu Jintao życzył sobie, aby następcę Xi Jinpinga został jego protegowany „ligus” Hu Chunhua. Miał on najpierw wejść w skład najważniejszego gremium politycznego Chin siedmioosobowego Komitetu Stałego Biura Politycznego KC KPCh, aby rozpocząć 5 letnie przygotowanie się do objęcia stanowiska sekretarza generalnego na zjeździe partii w 2022 roku. Jednak Xi zablokował jego powołanie do KS BP, dając mu na otarcie łez wicepremierostwo. Został jednym z czterech wicepremierów, przy czym człowiek Xi Jinpinga, wicepremier Han Zheng jest, jako członek KS BP, uplasowany wyżej w hierarchii partyjnej niż on – członek Biura Politycznego.
Obecnie najwyżej ulokowanymi w hierarchii władzy członkami frakcji „ligusów” są dwaj członkowie KS BP, Wang Yang oraz Li Keqiang. Wang Yang został wybrany na członka KS BP na zjeździe partii w 2017 roku a swój awans zawdzięcza lojalności wobec Xi Jinpinga i poparciu jego linii. Li Keqiang, który współpracował ściśle z poprzednim gensekiem Hu Jintao i należał do władz krajowych LMK, jest premierem, ale Xi odebrał mu część kompetencji, w związku z czym ma on mniejszą władzę niż jego poprzednicy na tym stanowisku.
Wawiłow twierdzi, że wszyscy główni aktorzy w „walce z wirusem” to wysoko postawieni, byli liderzy regionalnych organizacji LMK m.in. burmistrz Wuhanu (od maja 2018 r.) Zhou Xianwang. Jednakże Ma Guoqiang I sekretarz partii w Wuhanie i zastępca I sekretarza partii prowincji Hubei, zastępca członka KC od 2018 roku, a zatem funkcjonariusz politycznie nadrzędny wobec Zhou Xianwanga, nie miał żadnych związków z „ligusami”. Należy do grupy awansowanych przez Xi menedżerów i technokratów. Jeśli zaś chodzi o najwyższe władze prowincji Hubei, to gubernator prowincji Wang Xiaodong powołany został we wrześniu 2016 r., kiedy sekretarzem generalnym był już Xi, a I sekretarz partii w prowincji Hubei Jiang Chaoliang, mianowany na to stanowisko w październiku 2016 roku, jest człowiekiem Wang Qishana – prawej ręki Xi. Innymi słowy kontrolę nad prowincją sprawuje frakcja genseka.
Podsumowując: przypuszczenie Wawiłowa, że zmarginalizowana frakcja „komsomolska” byłaby w stanie podjąć realne, o dalekosiężnych konsekwencjach w polityce wewnętrznej i zagranicznej, działania przeciwko dominującej frakcji Xi, w istocie samobójcze i pozbawione jakichkolwiek szans na sukces, wydaje się nieuprawnione. Niemniej jednak za słuszną uznać należy zasadniczą myśl rosyjskiego sinoznawcy, że w Wuhanie i prowincji Hubei doszło do inscenizacji epidemii polegającej na podjęciu przez władze drakońskich, spektakularnych środków, mających na celu przekonanie obserwatorów, że wydarzyło się coś niezwykle groźnego.
*****
Z podejrzliwością do wydarzeń w Wuhanie i Hubei odniósł się także dr Wolfgang Wodarg, który w jednym z wywiadów napomknął, że zrobiono tam „teatr”. Z kolei wykładający obecnie na jednym z brazylijskich uniwersytetów, niemiecki ekonomista dr Antony Müller, członek Ludwig von Mises Institut (Niemcy) i Mises Institue (USA) oraz America Institute of Economic Research, w opublikowanym 18 marca artykule Operation gelungen, Patient tot. Wie die Politik einem Phantom nachjagt und dabei die Wirtschaft zerstört (Operacja się udała, pacjent zmarł. Jak politycy ścigają zjawę niszcząc zarazem gospodarkę; (https://medium.com/@antonymueller/operation-gelungen-patient-tot-b5b4c7ad1547) napisał: „Chińczycy odstawili show w sprawie koronawirusa”. Jednak ani Wodarg, ani Müller nie rozwinęli szerzej tej myśli, uczynił to w połowie kwietnia Jon Rappoport w tekście COVID: The Chinese regime, Sun Tzu and The Art of War (https://blog.nomorefakenews.com/page/7/) . Wedle jego opinii drastyczne środki podjęte przez władze chińskie stanowiły symulację niezwykle groźnej epidemii. A źródłem, z którego przebiegli Chińczycy czerpali inspirację do zmontowania tak wyrafinowanej intrygi, były, rzecz prosta, rady zawarte w Sztuce wojny Sun Tzu, mówiące jak psychologicznie rozbić przeciwnika np. „Strategia wojny polega na przebiegłości i stwarzaniu złudzeń” (Sun Tzu, Sztuka wojny, przeł. K.A.M., Warszawa 1994, s.17). Dlatego Rappoport proponuje nazwać koronawirusa „wirusem Sun Tzu”.
Potwierdziło to ostatecznie moje podejrzenie, że to nie – jak chciałby Wawiłow – znajdująca się w stanie rozkładu frakcja „komsomolców”, lecz zdominowane przez frakcję Xi ośrodki władzy centralnej i prowincjonalnej przeprowadziły symulację epidemii – nazwijmy ją operacją „Nietoperz” – zarówno na użytek polityki wewnętrznej, jak i zagranicznej.
*****
Jednym z oczywistych celów symulowanej epidemii była pacyfikacja Hong Kongu, gdzie w 2019 roku trwały masowe uliczne protesty, i ostatecznie likwidacja jego autonomii. Symulowanie epidemii pozwala bez „łamania praw człowieka” zakazywać demonstracji i innych masowych zgromadzeń. Można manipulować symulowanymi wirusowymi „pandemiami” czy epidemiami – jeśli infekcję wirusową przekwalifikuje się na chorobę, zawsze będzie można zamknąć jakieś miasto czy region zależnie od sytuacji społeczno-politycznej, można ogłosić „epidemiczny stan wyjątkowy” w Tybecie albo w Xinjiang. Symulowana epidemia „choroby koronawirusowej” posłużyła do dalszej rozbudowy kontroli nad jednostkami i grupami – stworzenie gigantycznych baz danych, w których powiązane są informacje o miejscu przebywania, profile zachowania oraz system rozpoznawania twarzy. Idea (utopia) absolutnie „przezroczystego obywatela” naprawdę się w Chinach urzeczywistnia.
Symulowane epidemie, „epidemiologiczne stany wyjątkowe”, środki wzmożonej kontroli nad populacją mogą stać się (z punktu widzenia władzy) konieczne, ponieważ niezadowolenie społeczne może wzrosnąć, strajki i protesty się nasilić. Już w 2019 roku prognozowano, że pierwszy kwartał 2020 roku przyniesie recesję; czyli przewidywano osłabienie wzrostu gospodarczego. Władze w Pekinie nie mogą już prowadzić tak ekspansywnej polityki pieniężnej, ponieważ poziom zadłużenia gospodarki i wynikające z tego ryzyka dla sektora finansowego przybrały groźne rozmiary. Według niektórych badaczy dotychczasowy model wzrostu gospodarczego Chin powoli wyczerpuje swoje możliwości, co może przynieść wzrost napięć na tle ekonomicznym.
Nie jest przypadkiem, że operację „Nietoperz” rozpoczęto w chwili wygasania trwającego od 2018 roku afrykańskiego pomoru świń. W sierpniu 2019 roku specjaliści szacowali, że w Chinach zdechło 40% świń a pod koniec roku produkcja wieprzowiny w może spaść nawet o połowę, co oznacza utratę od 300 do 350 milionów świń (Chiny, w których żyje połowa wszystkich świń świata, są największym rynkiem wieprzowiny na świecie – potrawy z wieprzowiny to podstawowa pozycja w chińskim jadłospisie. Co oczywiste, ceny wieprzowiny poważnie wzrosły – w listopadzie 2019 r. o 110% w porównaniu do listopada roku poprzedniego (https://www.cnbc.com/2019/12/10/china-pork-prices-surged-110percent-in-november-due-to-african-swine-fever.html). Mogło to grozić wybuchem społecznego niezadowolenia. Na szczęście, nadeszła „epidemia”.
Przypomnijmy też, że w czerwcu – lipcu 2019 roku w Wuhanie miały protesty uliczne przeciwko planom budowy kolejnej wielkiej spalarni śmieci, która podniosłaby i tak już ekstremalnie wysoki poziom zanieczyszczenia powietrza w zatłoczonym do granic możliwości mieście, tonącym zimą w utrudniającym widoczność smogu. Lokalne władze były zaskoczone skalą protestów. Policja aresztowała wielu demonstrantów.
Wuhan to wielka strefa przemysłowa, gdzie zjawiskiem endemicznym są choroby dróg oddechowych np. zapalenie płuc, tradycyjna choroba Chińczyków; szacuje się, że każdego roku w Chinach ze wszystkich chorych na zapalenie płuc umiera rocznie 300 000 osób. W różnych częściach kraju poziom zanieczyszczenia powietrza przekracza poziom zanieczyszczenia z okresu pierwszej, wczesnej ery uprzemysłowienia, jak i z okresu industrializacji już w erze nowoczesnej. W chińskich mediach społecznościowych pisze się o “airpocalypse”. (https://www.theguardian.com/world/2015/nov/09/airpocalypse-now-china-pollution-reaching-record-levels). Maski chroniące drogi oddechowe to zwyczajny widok na ulicach niektórych chińskich miast. Nie ma tematu, który by tak zajmował obywateli Chin, jak skutki zanieczyszczenia powietrza. „Pandemia choroby koronawirusowej” pozwala przykryć niemoc władz wobec niezwykle poważnego problemu, odwrócić uwagę ludności od ogromnej ilości zachorowań na choroby układu oddechowego (w 2017 od 500 000 do 1 250 000 zgonów) i zrzucić odpowiedzialność na „nowego wirusa”.
Należy pamiętać o tym, że poważnym problemem zdrowotnym w Chinach jest również gruźlica; są nawet badacze przekonani, iż w niektórych krajach to właśnie gruźlicę błędnie – a być może celowo – identyfikuje się jako „chorobę koronawirusową”.
*****
31 grudnia 2019 chińskie władze zdrowotne zameldowały Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) o grupie przypadków wirusowego zapalenia płuc w Wuhanie (prowincja Hubei) – tym samym operacja „Nietoperz” została przeniesiona na płaszczyznę międzynarodową. 30 stycznia WHO ogłosiła „Stan zagrożenia zdrowia publicznego o znaczeniu międzynarodowym” (Public Health Emergency of International Concern), 11 marca dyrektor generalny WHO dr Tedros Adhanom Ghebreyesus, jednym podpisem zamienił „Stan zagrożenia” w pandemię, czyli w zagrożenie dla całego świata płynące ze strony tajemniczego nowego wirusa wywołującego nową chorobę, na którą nie ma lekarstwa.
*****
W tygodniku „Myśl Polska” (26 kwietnia – 3 maja) przeczytałem, że dziennikarz Witold Gadowski podał informację, iż w 18 września 2019 roku w Wuhanie armia chińska przeprowadziła ćwiczenia obejmujące funkcjonowanie wojsk w czasie epidemii koronawirusa. Gdyby to była prawda – nie byłem w stanie tego potwierdzić – to znaczyłoby to, że już we wrześniu trwały próby przed rozpoczęciem operacji „Nietoperz”.
*****
Oczywistym tłem operacji „Nietoperz” jest zaostrzająca się konfrontacja Chin i Stanów Zjednoczonych mająca charakter strategicznej rywalizacji. W odpowiedzi na wzrost potęgi Chin naruszający globalny status quo, USA odpowiedziały rozpoczęciem w 2018 r.– jak uważa np. Bartłomiej Radziejewski – de facto nowej zimnej wojny, która ma trzy główne wymiary – strategiczny, technologiczny i handlowy: „USA są w ofensywie: zadają ciosy, przesuwają siły, wzbudzają medialne zainteresowanie. Udało im się osłabić chińskie giganty technologiczne z ZTE i Huawei na czele, zmniejszyć deficyt handlowy, zahamować ekspansję Państwa Środka na Morzu Południowochińskim, zaburzyć chińskie łańcuchy produkcji poprzez ograniczenie dostępu do półprzewodników (…). Podobnie ma się rzecz na polu wojskowo-strategicznym. Kolejne manifestacje amerykańskiej siły na Indo-Pacyfiku, dalsza fortyfikacja Tajwanu, ożywienie współpracy z Filipinami, Japonią i Indiami – wyhamowały chińską ekspansję w regionie” (Bartłomiej Radziejewski, USA na drodze do porażki w rywalizacji z Chinami, https://nowakonfederacja.pl/usa-na-drodze-do-porazki-w-rywalizacji-z-chinami/; zob. też „Starcie mocarstw” – Jacek Bartosiak i Bartłomiej Radziejewski o napięciu między USA a Chinami (https://www.youtube.com/watch?v=lOh-LmKIzQA oraz Na progu wojny. Rozmowa z Bartłomiejem Radziejewskim. Wolność w Remoncie #27, https://www.youtube.com/watch?v=d18IktesHjY).
Podobną opinię reprezentuje brazylijski dziennikarz Pepe Escobar, który uważa, że strategicznym celem USA jest powstrzymywanie Chin na wszelkich możliwych odcinkach, zaś taktyka służąca do realizacji tego celu polega na montowaniu antychińskiej koalicji, prowadzeniu wojen gospodarczych, nakładaniu embarg i sankcie, blokowaniu regionalnych rynków dla chińskich korporacji, podejmowaniu prób zastopowania Nowego Jedwabnego Szlaku poprzez odcięcie jego odgałęzień (Pepe Escobar, China Updates Its „Art of (Hybrid) War” https://asiatimes.com/2020/05/china-updates-its-art-of-hybrid-war).
W artykule Nialla Fergusona czytamy: „W 2007 r. ekonomista Moritz Schularick i ja ukuliśmy określenie »Chimeryka« opisujące symbiotyczne relacje gospodarcze między Chinami a Stanami Zjednoczonymi. Dziś ta współpraca zamarła. Zaczęła się druga zimna wojna”. Ta „nowa zimna wojna będzie jeszcze zimniejsza” (Ferguson, Druga zimna wojna? Tak, z Chinami. Już trwa, „Gazeta Wyborcza”, 31 grudnia 2019).
Zdaniem Nikolaja Wawiłowa (zob. https://newprospect.ru/nikolay-vavilov-koronavirus-ne-prichina-povod), Xi Jinping po dojściu do władzy zainicjował stopniową geopolityczną reorientację Chin; podważył kurs na budowę „sojuszu” ChRL–USA i – aby zmniejszyć uzależnienie Chin od Ameryki – skierował je w kierunku krajów Eurazji, także jeśli chodzi o wymianę handlową, która z tymi krajami rośnie, podczas gdy z USA maleje. Frakcja Xi Jinpinga to według Wawiłowa „izolacjoniści”. Współgra z tym kursem coraz intensywniejsza „narodowo-patriotyczna” propaganda (na temat patriotycznych filmów zob. Kai Strittmatter, Chiny 5.0. Jak powstaje cyfrowa dyktatura, przeł. Agnieszka Gadzała, Warszawa 2020 , s.76)
*****
U Grahama Allisona Destined for War. Can America and China Escape Thucydides Trap? (wyd. polskie Skazani na wojnę? Czy Ameryka i Chiny zmierzają do starcia, Kraków 2019). Niemcy cesarza Wilhelma II i Niemcy rządzone przez NSDAP są odpowiednikiem współczesnych Chin, Wielka Brytania w 1914 i 1939 roku jest odpowiednikiem współczesnych Stanów Zjednoczonych, zaś współczesnym odpowiednikiem dyktatora Adolfa Hitlera, tak jak i on dążącym do osiągnięcia mocarstwowej pozycji a tym samym kwestionującym status quo, które służyło interesom Anglosasów i dawało im „władzę nad światem”, jest Xi Jinping, który kieruje Chiny w stronę „socjalizmu narodowego” lub, patrząc z innej perspektywy, „narodowego kapitalizmu”.
Tak wtedy, jak i dziś mocarstwo , które nie uznaje status quo pilnowanego przez Anglosasów i dla nich korzystnego, czym narusza ich „prawowite żywotne interesy narodowe”, jest aktywnie, w najrozmaitszych formach i na różnych frontach, powstrzymywane i odpychane. Waszyngton przyjął strategię powstrzymywania (containment), by w kolejnych latach dążyć do przekształcenia jej w strategię odrzucenia wroga na poprzednio zajmowane przezeń pozycje (roll back). To, co z punktu widzenia Waszyngtonu jest zagrożeniem dla „prawowitych, żywotnych narodowych interesów” USA, z punktu widzenia Pekinu jest wyłącznie dbaniem o własne „prawowite żywotne narodowe interesy”, to, co dla Waszyngtonu jest „powstrzymywaniem agresywnych” Chin, jest dla Pekinu agresywną ofensywą USA, której celem jest „okrążenie” Chin.
Operacja „Nietoperz” jest chińskim była (kontr)uderzeniem, niezwykle pomysłowym, nieprzewidzianym przez teoretyków, manewrem w „wojnie hybrydowej” z USA.
*****
Na początku czerwca Clifford D. May założyciel i prezes Foundation for Defense of Democracies (FDD) i publicysta „The Washington Times” – postawił bardzo istotne pytanie: „Did Chinese Communist Party intend for COVID-19 to destabilize a disunited America?”. May pisał: „Wiele filmów science-fiction z lat pięćdziesiątych pokazywało atak obcych form życia (alien lifeforms) – Ziemianie rozumieli, że to, co ich łączy, jest ważniejsze od tego, co ich dzieli. W ostatnich miesiącach my Ziemianie byliśmy atakowani przez obce formy życia, a jednak jesteśmy bardziej podzieleni niż kiedykolwiek. W ciągu styczniu chińscy komunistyczni mandaryni pozwolili ludziom z Wuhanu polecieć na cały świat”. Kiedy zamknęli miasto pod koniec miesiąca, ogniska epidemii pojawiły się już w ponad 30 miastach w 26 krajach, jej ziarna roznieśli po świecie podróżujący z Wuhanu – „Czy chińscy komuniści wyznaczyli obce organizmy (alien organisms) do zdestabilizowania coraz bardziej podzielonych Stanów Zjednoczonych? Nie ma na to rozstrzygających dowodów, ale jest pewne, że nie wylewają krokodylich łez z tego powodu, jak rzeczy się mają” (https://www.washingtontimes.com/news/2020/jun/2/did-chinese-communist-party-intend-for-covid-19-to ).
Żadnych decydujących dowodów nie potrzebuje natomiast Tucker Carlson: „Zanim objęto kwarantanną miasto Wuhan, około 5 milionów mieszkańców uciekło z miasta i rozproszyło się po świecie. Władze pozwoliły na to. W wielu przypadkach roznieśli chorobę zamieniając ognisko wybuchu epidemii w globalną pandemię”. Zdaniem amerykańskiego publicysty i komentatora telewizyjnego rząd chiński traktuje to jako element „bitwy o kontrolę nad światem”. Chińczycy chcą – ostrzega Carlson – kierować międzynarodowymi systemami finansowymi, porozumieniami handlowymi, sojuszami wojskowymi, szlakami morskimi. (https://www.foxnews.com/opinion/tucker-carlson-propaganda-war-china-coronavirus).
Carlson ma oczywiście rację w tym sensie, że „bitwa o kontrolę nad światem się toczy, tzn. USA, które do tej pory sprawowały „kontrolę nad światem” i kierowały „międzynarodowymi systemami finansowymi, porozumieniami handlowymi, sojuszami wojskowymi, szlakami morskimi”, nie kwapią się do podzielenia się z innymi „odpowiedzialnością za świat”.
Wprawdzie jak twierdzi sinoznawca Jakub Jakóbowski z Ośrodka Studiów Wschodnich „obecnie Chiny nie posiadają ani supermocarstwowych aspiracji, ani narzędzi budowy globalnego porządku” – (cyt.za: Robert Stefanicki Czy Chiny przejmą stery świata, „Gazeta Wyborcza”, 10 IV 2020), jednakże rozszerzanie strefy wpływów w Azji Południowo-Wschodniej, na zachodnim Pacyfiku i w Eurazji, inicjatywa „Pasa i Szlaku” – są wyzwaniem rzuconym Imperium Americanum, które odpowiednio reaguje na zagrożenie dla swoich globalnych interesów .
*****
Chińczycy ani nie wykorzystali „obcych organizmów do zdestabilizowania coraz bardziej podzielonych Stanów Zjednoczonych” (May), ani nie wywołali „pandemii” rozsyłając swoich zarażonych obywateli jako „wirusowe bomby”, aby odebrać USA „kontrolę nad światem” (Carlson); nie, oni przeprowadzili tajną operację w ramach wojny psychologicznej i gospodarczej – wysłali do USA iluzję biologicznego zagrożenia, chytrze podrzucili Amerykanom „straszną opowieść o śmiercionośnym tajemniczym wirusie” umieszczoną dla jej uwiarygodnienia w scenografii masowej kwarantanny milionów ludzi oraz blokady w Wuhanie i prowincji Hubei – ta symulacja wystarczyła, aby wywołać globalną panikę, „zdestabilizować coraz bardziej podzielone Stany Zjednoczone” (nie bez kozery na przeprowadzenie operacji wybrano rok wyborów prezydenckich dodatkowo polaryzujących scenę polityczną w USA) i nieco naruszyć ich „kontrolę nad światem”. Rzecz prosta, operacja „Nietoperz” będzie Chiny wiele kosztować, ale przecież wojna zawsze kosztuje. Ponadto nieuchronne koszty da się propagandowo wykorzystać: „My Chińczycy też jesteśmy ofiarami, nasza gospodarka też ucierpiała, my też zostaliśmy poszkodowani przez epidemię, my też zasługujemy na współczucie”.
*****
Wielorakie związki gospodarczo-finansowe Chin ze światową – zwłaszcza amerykańską – gospodarką powodują, że każdy cios ekonomiczny wymierzony w Pekin na zasadzie bumerangu uderza w USA i na odwrót, każdy cios ekonomiczny wymierzony w Waszyngton – jak oszukanie i przestraszenie tamtejszego establishmentu obrazem wirusa i spowodowanie zamknięcia gospodarki – uderza jak bumerang w Chiny. Przy czym koszty walki elit o „kontrolę nad światem” na własnej skórze odczuwają przede wszystkim, a właściwie wyłącznie, „zwykli Amerykanie” i „zwykli Chińczycy”. Kiedy weźmie się pod uwagę realną sytuację gospodarczą obu krajów, fakt, że ich zbudowany na tanim kredycie wzrost gospodarczy jest iluzoryczny – od czasu kryzysu finansowego w 2008 roku Chiny wpompowały w swój system bankowy 20 bilionów dolarów, czyli czterokrotność PKB Japonii – to nasuwa się obraz zaciekłych zmagań dwóch „kolosów na glinianych nogach” (zob. Ronald-Peter Stöferle, Mark J. Valek, China is in Trouble, https://mises.org/wire/china-trouble oraz Doug Casey, What Happens Next for China—Collapse or War with the US?; https://internationalman.com/articles/what-happens-next-for-china-collapse-or-war-with-the-us/)
*****
W skład Kongresu wchodzi mniej więcej jedna trzecia łobuzów, mniej więcej dwie trzecie głupców i mniej więcej trzy trzecie tchórzy (Henry Louis Mencken)
*****
Dlaczego „chiński spisek” się udał? Podstawowym warunkiem sukcesu operacji „Nietoperz” było to, że za symulowaną epidemią stanął autorytet władców Chin, czyli drugiego mocarstwa świata, którzy – po to, aby przekonać świat (USA) o grożącym mu straszliwym niebezpieczeństwie – wysłali fałszywy komunikat wprowadzając u siebie nadzwyczajne, drakońskie środki jak masowa kwarantanna, zamknięcie całego miasta i całej prowincji, itd. Nigdy wcześniej nie wprowadzono kwarantanny o takim zasięgu. W globalnych sieciach informacyjnych zaczęły krążyć obrazki pokazujące jak służby policyjno-sanitarne mierzą ludziom temperaturę, wyciągają z samochodów i pod przymusem odwożą na kwarantannę czy do szpitala. Przerażeni widzowie na własne oczy oglądali na ekranach, jak na ulicach przewracali się i umierali ludzie (niewykluczone, że byli to zwyczajni statyści).
Przebiegli Chińczycy symulując epidemię, a dokładniej rzecz biorąc, ogłaszając zwyczajną, występującą tam stale epidemię nowym supergroźnym zjawiskiem powodowanym przez nieznanego tajemniczego śmiercionośnego wirusa sprawili, że fikcja stała się rzeczywistością tzn. walka z „pandemią” stała się czymś realnym. Rządy innych państw znalazły się pod presją, aby naśladować Chiny, bo przecież – jak sądzono – nie bez przyczyny Chińczycy podjęli aż tak radykalne działania. To one były „dowodem”, że mamy do czynienia z „wirusem-zabójcą”.
Polityczne poparcie koronawirus otrzymał więc najpierw ze strony rządu potężnych Chin, a następnie ze strony Światowej Organizacji Zdrowia, która – jak wiadomo – nie jest organizacją medyczną, lecz polityczną. To WHO zamieniła lokalną epidemię w „Stan zagrożenia zdrowia publicznego o znaczeniu międzynarodowym” a następnie w globalną pandemię, śmiertelność określiła na 3,4% , czyli ponad dziesięciokrotnie wyższą niż przy powikłaniach pogrypowych i rozgłosiła na cały świat, że mamy do czynienia z wyjątkowym wirusem o wyjątkowych właściwościach. Oprócz WHO opowieść o koronawirusie wsparły swoim autorytetem amerykańskie Centra Kontroli Chorób i Prewencji a za nimi prawie cały światowy wirusologiczny establishment, cały kompleks medyczno-farmaceutyczny. Państwo menedżersko-terapeutyczne zyskało wielkie pole do popisu. Był to, dodajmy, tym razem udany recykling „pandemii świńskiej grypy” z lat 2009-2010: takie same alarmistyczne nagłówki w prasie, takie same apokaliptyczne scenariusze i prognozy z setkami tysięcy, ba, milionami zarażonych i zmarłych, taka sama medialna panika.
Jon Rappoport napisał, że wytresowanym do tropienia wirusów psom gończym z WHO, CDC (oraz, dodajmy, ze wszystkich instytutów wirusologicznych świata, gdzie wirusolodzy pogrążają się w niekończącym się przeszukiwaniu komórkowego gruzu i nie-swoistego materiału białkowego) chiński reżim powiedział dokładnie to, co chciały usłyszeć: pojawił się nowy koronawirus, który nigdy wcześniej nie zainfekował ludzi, zanim na przełomie 2019/2020 roku nie zaczął nagle szaleć. Łowcy wirusów połknęli przynętę i śliniąc się z radości, powciskali guziki na swoich pulpitach sterowniczych. Cały globalny pandemiczny aparat piarowski z impetem wkroczył do akcji.
*****
A wiatr sieci uginał ich neurony na wirtualnych krańcach instrumentalnego świata. (…) Zamiast rozwijać się z biegiem historii, zdarzenia zaczynają następować po sobie w pustce. Nadmiar dyskursów i obrazów, wobec których jesteśmy bezbronni, tak samo bezsilni i wprawieni w wyczekujące osłupienie, jak w obliczu nieuchronnej wojny. (…) Dezinformację powoduje sam nadmiar informacji, jej inkantowanie, ciągłe powtarzanie, tworzące pole pustej percepcji, przestrzeń rozpadu jak po uderzeniu bomby neutronowej albo takiej, która pochłania cały tlen z otoczenia. Wszystko jest tu unieszkodliwiane z wyprzedzeniem poprzez precesję obrazów i komentarzy, włączając w to wojnę. (…) Niezależnie od tego, czy te wydarzenia zostały sztucznie wytworzone, czy nie, wywołała je szerząca się w ukryciu epidemia sieci informacyjnych. Fake events. (Jean Baudrillard, Pakt jasności. O inteligencji Zła, przeł. Sławomir Królak, Warszawa 2005).
*****
Wielkie środki finansowe na koronawirusową propagandę przeznaczył światowy technooligarcha William „Bill” Gates, nazywany przez niektórych „tajnym szefem WHO” (zob. Jakob Simmank, Der heimliche WHO-Chef heißt Bill Gates; https://www.zeit.de/wissen/gesundheit/2017-03/who-unabhaengigkeit-bill-gates-film), żarliwy zwolennik teorii o wszechświatowym spisku wirusów, możliwym do pokonania tylko poprzez „wszczepienie” całej ludzkości od niemowlaków po stulatków. Gates od lat trąbi o straszliwych zagrożeniach ze strony złowrogich wirusów i szczepionkach, które nas od nich wybawią. Ma on regularnego „fioła” na tym punkcie. Wierzy głęboko, ba fanatycznie wręcz, że kiedy cała ludzkość zostanie „wszczepiona”, nastanie nowa era w dziejach świata, ludzie będą żyli dłużej, zdrowiej i szczęśliwiej.
18 października 2019 na Johns Hopkins University odbył się z udziałem Fundacji Billa i Melindy Gatesów tzw. Event 201, czyli gra symulacyjna pandemii nowego koronawirusa; jej twórcy zakładali, że wirus zabije 33 miliony ludzi na całym świecie. Dwa miesiące później Chińczycy przeprowadzili tę symulację w warunkach rzeczywistych. Obecny na „Evencie” był dyrektor generalny chińskiego Centrum Kontroli Chorób i Prewencji od 2017 r. prof. George Fu Gao, specjalizujący się w wirusach pochodzących od nietoperzy; po powrocie do Pekinu z pewnością omawiał z najwyższymi czynnikami ostatnie szczegóły operacji „Nietoperz”. WHO, CDC, Gates et consortes, establishment medyczno-wirusologiczny i kompleks medyczno-przemysłowy mieli wyznaczoną rolę w tej „prawdziwej” symulacji: dywersantów nieświadomych prawdziwych celów strategicznej gry geopolitycznej, w której biorą udział.
*****
Osmoza durniów do elit światowej władzy zachodzi z przyspieszoną akceleracją. Niestety, nie wszyscy spośród nich kończą tak fatalnie, jak sobie tego od serca życzę (Stanisław Lem)
*****
W elitach politycznych występuje zawsze podział, z grubsza rzecz biorąc, na dwie kategorie ludzi, analogiczny do tego, który można było zaobserwować przed i w trakcie prohibicji alkoholowej w USA, kiedy to wśród gorących zwolenników jej wprowadzenia znajdowali się zarówno „cwani bimbrownicy-przemytnicy”, jak i „cnotliwe, lecz naiwne damy” z towarzystw antyalkoholowych. Na pierwszym etapie „pandemii”, kiedy strach i panika opanowują nie tylko masy, ale również elity, dominują politycy, dziennikarze, lekarze, duchowni, celebryci, naukowcy będący odpowiednikami owych „cnotliwych, naiwnych dam” – mają oni dobre intencje, ale kompletnie nie rozumieją mechanizmów życia społeczno-politycznego, nie potrafią rozpoznać rzeczywistych zależności przyczynowo-skutkowych. Innymi słowy, poczciwi durnie. Kiedy w elitach powoli zaczyna opadać pierwsza fala „pandemii”, a dokładniej fala strachu przed nią to znaczy przed niewidzialnym, groźnym wirusem-demonem, rozpoczyna się druga faza, kiedy mocniej do gry wchodzą „cwani bimbrownicy-przemytnicy”, czyli ludzie, dla których liczy się wyłącznie to, jakie zyski polityczne i finansowe mogą wyciągnąć z „pandemii” (ze strachu przed nią) oraz z utrzymywania środków, jakie zastosowano, aby ją „zwalczyć”.
Jak zauważył Jon Rappoport, „pandemia” to dobry interes, zarabiają na niej: biznes farmaceutyczny, biznes medyczny, biznes wywoływania strachu, biznes odwracania uwagi od spraw istotnych, biznes nadzoru i kontroli itd. „Cwani bimbrownicy-przemytnicy” nie wierzą w realne zagrożenie, dlatego mogą na zimno manipulować „pandemią” dla osiągnięcia swoich celów np. umocnienia legitymizacji władzy – ponieważ wszystkie inne sposoby legitymizacji się wyczerpały, pozostaje jeszcze tylko jeden, ostatni: „uchronienie obywateli przed chorobą i śmiercią”. Jednakże taka manipulacja „pandemią” i środkami zastosowanymi, aby ją zatrzymać, nie jest wyłącznie kwestią woli zainteresowanych. Należy ją rozpatrywać w perspektywie systemowej i porównawczej. W ustroju autorytarnym, takim jaki panuje w Chinach, epidemia „choroby koronawirusowej” zaczęła się i zakończyła wtedy, kiedy zadecydował o tym „cesarz” Xi Jinping i Komitet Stały Biura Politycznego KPCh. W Chinach suweren wprowadza i odwołuje „epidemiczny stan wyjątkowy”, natomiast w państwach masowej demokracji partyjnej, gdzie suwerenność jest rozmyta, nie można ustalić kto tak naprawdę ów „stan wyjątkowy” zaprowadza a zwłaszcza kto go odwołuje.
Amerykański Naczelny Łowca Wirusów Anthony Faucci oświadczył na przykład, że o tym, kiedy „epidemiczny stan wyjątkowy” zostanie odwołany, zadecyduje „Wirus”. „Wirus” stoi więc ponad prezydentem USA, ponad Kongresem, ponad Sądem Najwyższym, a decyzje oznajmia za pośrednictwem swoich „kapłanów”, czyli Faucciego i jego kolegów z branży. Jednakże „kapłani Wirusa”, mimo ujawnionej w wypowiedzi Faucciego aspiracji do ustanowienia „wirusowej” suwerenności, mogą jedynie umocnić się jako jedna z głównych frakcji biomedycznego establishmentu walcząca o większy kawałek tortu – więcej pieniędzy, władzy i prestiżu.
We współczesnej masowej demokracji typu zachodniego nie ma najwyższego suwerena, jest wielość ośrodków władzy, ciał i gremiów politycznych, administracyjnych i sądowych, przeróżnych zorganizowanych grup interesu i lobbies, zgrupowań wielkiego biznesu i wielkiej finansjery, mnogość walczących ze sobą partii, obozów politycznych i ideologicznych, „głębokich państw i państewek”, centrów medialnych organizujących tzw. opinię publiczną. Tłoczą się i wpadają na siebie liczne organizacje pozarządowe, nie-państwowi aktorzy, władze pośrednie i ukryte, „mafie, służby i loże”, związki, stowarzyszenia i ruchy tzw. społeczeństwa obywatelskiego. Wszyscy dążą do własnych celów, wszyscy mają swoje – często sprzeczne z innymi – interesy, wszyscy chcą (współ)rządzić, mieć udział w decyzjach lub na nie wpływać. W sytuacji kryzysowej, pełnej emocjonalnych napięć i ostrych starć, wywołuje to chaos i niemożność podjęcia jednoznacznych, radykalnych decyzji, które pozwolą odbudować ład społeczno-gospodarczy.
W masowej demokracji partyjnej rządzący nie mogą ignorować zmiennych nastrojów mas, dominuje u nich dynamika myślenia grupowego i psychologia tłumu – przy czym do tłumu należą także dziennikarze i politycy. „Pandemia” staje się bronią w walce politycznej, wygodnym narzędziem wykorzystywanym np. przez opozycję do oskarżania rządzących o „odpowiedzialność za śmierć tysięcy ludzi”. Albo przez polityków Alternatywy Wegetariańskiej do zamykania zakładów mięsnych, tej ulubionej siedziby wirusa. Nie ma komu podjąć ostatecznych decyzji: wychodzić z „pandemii” czy jeszcze w niej zostać, przedłużyć „pandemię”, skrócić ją czy może tylko ograniczyć. A może na jakiś czas przerwać „pandemię” a potem znowu ją ogłosić? Może „pandemię” ogłaszać i odwoływać w poszczególnych regionach, miejscowościach , dzielnicach, ulicach, w przedsiębiorstwach, szkołach lub blokach mieszkalnych? Otwierać czy nie otwierać? Zamrażać czy odmrażać? Całkiem czy tylko częściowo? Zdejmować maski, czy się nadal maskować? Czekać na szczepionkę, czy nie czekać? Płynąć na pierwszej fali czy czekać na drugą albo trzecią? Ustalić i ogłosić, że fala będzie niższa, ale nigdy nie opadnie? Raz uruchomione procesy „polityki pandemicznej” nabierają własnej wewnętrznej dynamiki, którą bardzo trudno zahamować a co dopiero całkowicie zatrzymać. Dlatego „pandemia choroby koronawirusowej” może – w różnych formach i zakresach – trwać w nieskończoność.
Ponadto rządzący muszą do ostatniej kropli krwi bronić swoich niesłychanych działań (Denis G. Rancourt: „globalny lockdown ponad miliarda ludzi to nie mający precedensu eksperyment w historii medycznej i politycznej”), które przyniosły i nadal przynoszą katastrofalne skutki gospodarcze i społeczne, tak aby obywatelom nie zaświtała czasami w głowie myśl, że może to wszystko było niepotrzebne, że ofiary, jakie musieli ponieść w wyniku masowej kwarantanny i zamknięcia gospodarki nie miały żadnego sensu. Rządzący nie mają wyjścia – aby nie stracić twarzy, muszą „iść w zaparte” i możliwie jak najdłużej podtrzymywać „stan zagrożenia”.
*****
Nową dominującą ramę kapitalizmu tworzy globalna panika (Franco „Bifo” Berardi)
*****
Mieszkająca na stałe Nowym Jorku dziennikarka Ewa Kern-Jędrychowska, napisała 18 marca: „U nas niesamowity bałagan, szpitale nieprzygotowane, a w stanie Nowy Jork jest już ponad 2300 przypadków zachorowań i codziennie przybywa parę setek. Za parę dni będziemy kolejnymi Włochami”, zaś następnego dnia: „Stany Zjednoczone obudziły się zdecydowanie za późno. Jeszcze na początku marca prezydent Trump twierdził, że koronawirus to wymierzona przeciwko niemu polityczna mistyfikacja” (cyt. za: Marta Jakubiak, Walka z SRAS-CoV-2 jest coraz trudniejsza, „Gazeta Lekarska” 2020 nr 4). Prezydent Trump intuicyjnie, ale trafnie wyczuł, że „pandemia” to wymierzona przeciwko niemu mistyfikacja, ale musiał ugiąć się pod zmasowanym propagandowym ogniem opozycji, mediów, establishmentu wirusologicznego. Co ciekawe, zdaniem Jona Rappoporta, chiński atak wymierzony był właśnie w prezydenta Trumpa, którego kierownictwo ChRL uznaje za najgroźniejszego przeciwnika. Operacja „Nietoperz” powiodła się także w przypadku Borisa Johnsona, który, mimo, iż w kwestii „pandemii” reprezentował „common sense”, uległ ostatecznie potwornej presji kowidystów.
*****
Operacja „Nietoperz” polegała na tym, aby celowo poprzez symulację „pandemii” wywołać falę strachu („chiński spisek”); w następnej fazie zaczynają działać już samoistne mechanizmy globalizacji: globalne media (TV i internet), globalna komunikacja, globalna ikonosfera, globalna panika, globalna histeria. Wśród szerokich mas poddawanych bezustannemu prysznicowi przerażających „informacji”, budzi się trwoga w obliczu wirusa-zabójcy – obcej formy życia, niewidzialnej, bezlitosnej, zewsząd i znikąd atakującej nas Ziemian. „Wirus paniki” (prof. Karin Mölling) rozprzestrzenił się w tzw. świecie zachodnim jak pożar na prerii, wzbudzając lęki paraliżujące racjonalne myślenie. Podłoże psychiczne pod te reakcje stworzyła trwająca od dziesięcioleci „polityka codziennego strachu” (Brian Massumi) i „filmy pandemiczne” ze śmiercionośnym wirusem w roli głównej. Widzów straszą wirusy zamieniające ludzi w zombie, mutantów, psychopatycznych morderców i wampiry, wirusy genetycznie zmodyfikowane, wirusy jako broń biologiczna, wirusy zakażające krew, wirusy wścieklizny, koronawirusy, wirusy ptasiej grypy, wirusy, nowe i nieznane itp.
Mamy całą serię filmów postapokaliptycznych, w których wirus uśmierca niemal całą ludzkość. Inne są pod tym względem mniej ambitne np. w Smallpox 2002: Silent Weapon (2002) pandemia ospy pozbawia życia tylko 60 milionów ludzi. W telewizyjnym filmie Fatal Contact: Bird Flu in America (2006) amerykański biznesmen powraca z Chin zarażony zmutowanym wirusem ptasiej grypy, wirus rozprzestrzenia się po całym kraju a następnie po całym świecie, władze prognozują, że umrze 350 mln ludzi, uzbrojone gangi walczą o szczepionki (Gatesa?), kwarantanną obejmuje się całe miejscowości, pandemia zostaje w końcu opanowana, ale w scenie finałowej widzimy mieszkańców pewnej wioski w Angoli zmarłych w wyniku zarażenia się nową mutacją wirusa. Zaczyna się druga fala pandemii. W Quarantine (2000) zmutowany genetycznie wirus niezauważenie rozprzestrzenia się po świecie dzięki lotnictwu pasażerskiemu. W Doomsday (2008) ludzie padają jak muchy za przyczyną wirusa-zabójcy nazywanego „żniwiarzem”. Rząd w Londynie obejmuje kwarantanną Szkocję wznosząc mur izolujący ją od reszty Wielkiej Brytanii. W odcinku „Plague” (2003) serialu Martwa strefa (scen. Stephen King, Jeffrey Boam) z Chin do USA przybywa koronawirus i zaczyna swoją krwawą robotę. W Contagion (2011, polski tytuł Epidemia strachu) możemy obejrzeć poglądową lekcję na temat transmisji wirusa: buldożer przewraca drzewa palmowe w chińskim lesie, żyjące w pobliżu nietoperze uciekają, jeden z nich chroni się na fermie świń, upuszcza zainfekowany kawałek banana (!), który zjada świnia, zaszlachtowaną świnię przygotowuje na stół szef kuchni w kasynie w Macao, kucharz podaje rękę amerykańskiej binzeswomen, ta wraca do USA jako pacjentka-zero i rozpoczyna się danse macabre: w Stanach Zjednoczonych umiera 2,5 miliona ludzi, na świecie 26 milionów, mało tego, naukowcy przewidują, że w całej ziemskiej populacji zainfekowanych będzie 10–12 % (czyli 600 mln), zaś śmiertelność wyniesie 25-30% , czyli umrze prawie 200 mln ludzi. Na koniec wymieńmy najnowszy „pandemiczny thriller” Before the Fire (2020), który miał premierę 7 marca, czyli tuż przed ogłoszeniem przez WHO „pandemii choroby koronawirusowej”. Innymi słowy, „pandemia grypy” szalejąca w filmie płynnie przeszła w „pandemię” rzeczywistą tzn. symulowaną.
*****
Filozof Giorgio Agamben, zawsze uważny obserwator polityki dążącej do kontroli nad naszymi ciałami, pisał w gazecie „II Manifesto”, że widzimy rosnącą tendencję do używania „stanu wyjątkowego” jako paradygmatu normalnych rządów. Przyjęty w trybie ekspresowym dekret powołujący się na względy „higieny i bezpieczeństwa publicznego” prowadzi do militaryzacji gmin i obszarów, gdzie pojawia się „co najmniej jedna osoba o pozytywnym wyniku testu, co do której nieznana jest droga przekazania wirusa albo droga ta nie prowadzi do osoby pochodzącej z obszaru już dotkniętego wirusem”.
Agamben jest przekonany, że „tak ogólnikowe sformułowanie pozwoli rozszerzyć szybko stan wyjątkowy na wszystkie regiony”. Innym, nie mniej niepokojącym według niego czynnikiem jest stan lęku, zasiany w świadomości jednostek i przekładający się na potrzebę przeżywania stanów zbiorowej paniki, do czego epidemia daje idealny pretekst. „W szalonym błędnym kole narzucone przez rządy ograniczenie wolności zostaje zaakceptowane w imię potrzeby bezpieczeństwa, wywołanej przez te same rządy, które obecnie wkraczają, by ją zaspokoić” (Francesco M. Cataluccio, Miasto w czasach koronawirusa, przeł. PB, „Tygodnik Powszechny”, 2020 nr 10).
Rosnąca tendencja do używania „stanu wyjątkowego” jako paradygmatu normalnych rządów, która tak wyraźnie objawiła się w „pandemicznym stanie wyjątkowym”, sprawia, że przechodzi on w „nową normalność” (niczym u Orwella: „wyjątkowość” = „normalność” , „nadzwyczajność” = „zwyczajność”. Patrząc na to zjawisko w kontekście globalnym, łatwo spostrzec można, że zachodzi konwergencja systemów – chińskiego i zachodniego. Modelem dla „Zachodu” staje się chińska „cyfrowa dyktatura”, chiński „technorytaryzm”, chińskie „państwo powszechnej inwigilacji” zaludnione przez „posłusznych poddanych” (zob. Strittmatter, Chiny 5.0. Jak powstaje cyfrowa dyktatura, oraz Roger Cohen, Po dekadzie chaosu czas na strach, „Gazeta Wyborcza” 31 grudnia 2019). Jeden tylko przykład: władze wielu krajów zachodnich naśladują partię komunistyczną, w jej dążeniu do zbudowania „Chin bezgotówkowych”. Obecnie wykorzystują „pandemię”, aby skłonić ludzi do oddania im gotówki (wszak przylepiony na banknotach i monetach czai się wirus-kiler), a tym oddania samych siebie pod absolutną kontrolę politykę, tajniaków i bankierów. Wspomniana wyżej, wcielana w życie w Chinach, idea (utopia) w pełni „przezroczystego obywatela” znajduje coraz więcej gorliwych naśladowców w Europie i Ameryce.
Mówiąc o konwergencji, nie mamy na myśli jedynie podobnych lub identycznych mechanizmów funkcjonowania „policyjnego państwa terapeutyczno-medycznego”, usankcjonowania na stałe podwyższonego reżimu sanitarnego, starych i nowych form biowładzy (por. Joel Kotkin, Hygienic Fascism: Turning the World Into a ‘Safe Space’ — But at What Cost?; http://joelkotkin.com/hygienic-fascism-turning-the-world-into-a-safe-space-but-at-what-cost/.) Upodobnianie się systemów daje się zauważyć także na poziomie polityczno-ideologicznym. Myli się Agencja Informacyjna Xinhua pisząc (17 października 2017 r.) że „oświecona demokracja Chin stawia Zachód w cieniu” (Strittmatter, op.cit. s.21), ponieważ państwa zachodnie już od dłuższego czasu ewoluują w kierunku „oświeconej demokracji” typu chińskiego, którą cechują, zdaniem Strittmattera, jednolity odgórny przekaz informacyjno-propagandowy, zharmonizowanie (ujednolicenie) myśli i opinii, kontrola nad językiem i nasycenie publicznych dyskursów nowomową. Podobne zjawiska, istniejące już wcześniej w Europie i USA, ujawniają się obecnie w spotęgowanej formie i bez zbędnego kamuflażu. Na wzór chiński wprowadza się coraz to nowe, coraz bardziej wyrafinowane i pomysłowe sposoby cenzurowania inaczej myślących i zamykania ust dysydentom (zob. Toby Young, We’re facing a tsunami of censorship; https://www.spectator.co.uk/article/were-facing-a-tsunami-of-censorship).
W Hong Kongu z nakazu Komunistycznej Partii Chin władze usuwają z bibliotek „prodemokratyczne” książki, w krajach zachodnich usuwa się książki (filmy, rzeźby, malowidła) „antydemokratyczne” (zob. Brendan O’Neill, The Tyranny of cancel culture , https://www.spiked-online.com/2020/07/06/the-tyranny-of-cancel-culture). Widać jasno, że propagowany w Chinach „konfucjański ideał harmonii”, czyli osiągnięcie „jedności języka, wiedzy, myślenia i zachowania” staje się także ideałem świata zachodniego. Zauważają to nawet przedstawiciele lewicowego establishmentu, którzy, przerażeni tym, co wyprawiają ich wychowankowie, skarżą się w liście otwartym na duszną atmosferę (stifling atmosphere) panującą w życiu polityczno-kulturalnym, na coraz większy ideologiczny konformizm i dogmatyzm, klimat nietolerancji dla odmiennych poglądów, ograniczanie swobodnej wymiany informacji i idei, nakładanie restrykcji na debatę publiczną. 150 sygnatariuszy listu (m.in. Martin Amis, Anne Applebaum, Margaret Atwood, Ian Buruma, Noam Chomsky, Francis Fukuyama, Jonathan Haidt, Eva Hoffman, Michael Ignatieff Parag Khanna, Mark Lilla, Deirdre McCloskey, Yascha Mounk, Steven Pinker, J.K. Rowling, Salman Rushdie, Gloria Steinem, Michael Walzer, Fareed Zakaria) krytykuje zwalnianie z pracy redaktorów i naukowców, wycofywanie książek , zakazywanie dziennikarzom pisania o pewnych sprawach, poddawanie śledztwu wykładowców za cytowanie dzieł literackich itd. (zob. A Letter on Justice and Open Debate; https://harpers.org/a-letter-on-justice-and-open-debate/Harper’s Magazine).
*****
Nie powinniśmy nazywać Chin komunistycznymi, ponieważ nie są komunistyczne. Nie są nawet socjalistyczne. Mają system faszystowski, podobny do tego, jaki mamy w USA. Innymi słowy biznes jest prywatną własnością i dobra konsumpcyjne są szeroko dostępne – ale wszystko jest kontrolowane przez państwo. To jest system autorytarny. Chińczycy przesunęli się w kierunku systemu amerykańskiego, podczas gdy USA przesuwają się ku systemowi chińskiemu (Doug Casey, What Happens Next for China – Collapse or War with the US?; https://internationalman.com/articles/what-happens-next-for-china-collapse-or-war-with-the-us/)
*****
Bardzo charakterystyczna była wypowiedź kanclerz Niemiec Angeli Merkel, która zaapelowała do obywateli, żeby w sprawach „pandemii” wierzyli wyłącznie „oficjalnym komunikatom” – ewidentnie jej ukrytym życzeniem było, aby także we wszystkich innych kwestiach zawierzyli wyłącznie „oficjalnym komunikatom”, czyli propagandzie rządu i współpracujących z nim mediów. Warto w tym miejscu wspomnieć postać innego Wielkiego Kanclerza Adama Sutlera, jednego z bohaterów filmu W jak wendetta (2005, reż. James McTeigue, scen. Larry i Andy Wachowscy); akcja filmu rozgrywa się około 2020 roku w Wielkiej Brytanii, gdzie rządzi zamordystyczna partia Norsefire, która objęła władzę na fali strachu przed wirusową pandemią. I rok 2020 właśnie nadszedł. Nie tylko w Wielkiej Brytanii.
Tomasz Gabiś
Izraelski historyk w piśmie Haaretz: Liczba 6 mln ofiar holokaustu wymyślona w 1944 na Konferencji Syjonistycznej
Dyrektor Archiwum Elie Wiesela na Boston University, historyk Joel Rappel z Bar-Ilan Uni-versity Institute of Holocaust Research odkrył pochodzenie / origin niesławnej liczby „6 mln”: spotkanie w 1944 syjonistycznych pionierskich organizacji w tym co teraz jest znane jako państwo Izrael.
Od lat zwolennicy narracji holokaustycznej utrzymywali, że liczba ta pojawiła się po raz pierwszy na procesach norymberskich wykorzystując bardzo zdyskredytowane zeznanie / highly discredited testimony komendanta Auschwitz, Rudolfa Hossa. Liczbę 6 mln ponownie powtórzył Adolf Eichmann, którego Mosad porwał i zmusił do udziału w międzynarodowo stelewizowanym procesie pokazowym w 1962 w Izraelu.
Według dokumentów z Central Zionist Archive, pierwsza wzmianka o 6 mln miała miejsce na spotkaniu wysokiego szczebla syjonistycznych postaci politycznych w Palestynie 19.01.1944 – ponad rok przed zakończeniem wojny w Europie i mogoł być zorganizowany spis, i rok przed wejściem Armii Czerwonej do Auschwitz.
Rappel wymienia Eliezera Ungera, polskiego Żyda, który pomógł prowadzić Hashomer Hadati , syjonistyczną organizację młodzieżową, jako główną postać w powstaniu liczby Żydów zabitych przez nazistów. Ulger stwierdził, że uciekł z polskiego getta przez Europę wschodnią. Po dotarciu do Palestyny, określił swój zamiar „by wstrząsnąć całym światem, całą ludzkością i naszymi braćmi Dziećmi Izraela w szczególności”. Unger nie miał żadnych dowodów na to co mówił, ale nie wierzył iż opinie rabina Stephena Wise’a w mediach międzynarodowych w 1943 o 2 mln zabitych Żydach miały wystarczający wpływ.
Po spotkaniu Ungera z żydowskimi grupami i zdobyciu ich na swoją stronę, Haaretz opublikował krótki artykuł kilka dni później, który po raz pierwszy napisał liczbę 6 mln, poprzedzając torturowanie niemieckich liderów wojskowych do przyznania się po wojnie. Nie wydaje się żeby Unger wspomniał cokolwiek o komorach gazowych.
Artykuł Haaretz kończy się ujawnieniem cytującym głównego oskarżyciela Eichmanna, Gideona Hausnera, który o liczbie 6 mln stwierdził: „W świadomości narodu liczba 6 mln została uświęcona. To nie jest proste do wykazania. Nie używaliśmy tej liczby w żadnym oficjalnym dokumencie, ale stała się uświęcona”. Inaczej mówiąc, to jest kłamstwo.
Po dekadach zabijania, więzienia, zamachów bombowych i bankructwa rewizjonistów holokaustu, wydaje się, że społeczność żydowska teraz musi ponownie skalibrować swoją narrację i pokazać coraz więcej dowodów. Oni teraz zaczynają zgadzać się, że „6 mln” to tylko syjonistyczna propaganda, i jest głównym ciosem dla mitu.
Israeli Historian Discovers ‚6 Million’ Holocaust Figure Was Invented at Zionist Conference In 1944
Eric Striker • 30.04.2020
Haaretz? Żeby pisać takie rzeczy…. no… no… no…
tłumaczenie: Ola Gordon
Za: wolna-polska.pl (27 czerwca, 2020)
Historia obrzędu udzielania Komunii świętej – Ks. Martin Lugmayr FSSP
Jako uzupełnienie przedstawionego w naszym serwisie oświadczenia osób zaniepokojonych perspektywą wprowadzenia praktyki Komunii św. na rękę i dokumentu Kongregacji Kultu Bożego przedstawiamy niżej opracowanie na temat kształtowania się praktyki komunijnej na przestrzeni dziejów Kościoła.
1. Uwaga wstępna
Historyk może starać się wyjaśniać wydarzenia z przeszłości, umiejscawiając je w szerszym kontekście i ukazując ich przyczyny. Może je rzeczywiście wyjaśnić lub zinterpretować tylko wtedy, jeśli osobiście żywi zainteresowanie dla określonej dziedziny, jeśli rozumie odnoszące się do niej uwarunkowania wewnętrzne, oraz jeśli może zaangażować się osobiście w ich studium[1]. Temu, kogo nie interesuje absolutnie polityka, będzie trudno napisać historię Anglii lub Francji. Ten, kto wyklucza możliwość cudów, sam sobie zamyka dostęp do dziejów Izraela, naszego Pana Jezusa Chrystusa i Kościoła. Nie tyle jako historyk, ile jako kiepski filozof. Jakie konsekwencje wynikają z tych rozważań dla naszego tematu? Dzieje obrzędu Komunii nie mogą być rozważane z punktu widzenia czysto historycznego. Jeśli z jednej strony mamy Najświętszy Sakrament, a z drugiej człowieka, zrozumienie obrzędu polegającego na komunii Pana, obecnego w sakramencie, z wiernymi musi objąć zarówno eucharystyczne misteria wiary, jak i rzeczywistości związane z relacją istniejącą między Bogiem i człowiekiem, oraz symboliczny wyraz wypełnienia tej rzeczywistości.
2. Świadectwo Nowego Testamentu
W Piśmie Św. nie znajdujemy szczegółowej relacji na temat sposobu przyjmowania Komunii. Możemy jednak dokonać kilku interesujących spostrzeżeń.
Nie było nigdy obrzędu Komunii na rękę w tej postaci, jak jest ona praktykowana dzisiaj. W sensie ścisłym w tekstach Ojców nie chodzi o Komunię na rękę, ale raczej o Komunię do ust, gdzie prawa ręka służy za patenę
Ze słów Chrystusa: „Bierzcie i jedzcie, to jest ciało moje” (Mt 26, 26), wywnioskowano, że „branie” wyklucza „przyjmowanie” – co musiało mieć późniejsze konsekwencje w obrzędzie[2]. Można na to odpowiedzieć następująco: po pierwsze, św. Łukasz podkreśla, że to Pan dał swe ciało uczniom (Łk 22, 19); po drugie, niedostatki tłumaczeń na języki współczesne okazują się ewidentne, gdy odniesiemy się do pierwotnego tekstu natchnionego. Słowo lambanein oznacza co prawda etymologicznie „brać, uchwycić”, ale może być rozumiane według dwóch znaczeń: albo – w sensie jakiejś aktywności – jako „brać, umieszczać w zasięgu swej władzy”; albo w sensie „przyjmować, otrzymywać”. To drugie znaczenie pojawia się w Nowym Testamencie głównie wtedy, gdy chodzi o relację Bóg-człowiek. Jesteśmy po prostu tymi, którzy otrzymują[3]. Z teologicznego punktu widzenia jest nie do pomyślenia, by człowiek brał ciało Chrystusa, aby je mieć do swej własnej dyspozycji. Dlatego można sądzić, że istnieje ryt zdolny do zadośćuczynienia tej zasadzie. Słowo labete powinno być wówczas rozumiane w znaczeniu „przyjmować”[4].
Odpowiadające słowu lambanein hebrajskie słowo lkh oznacza „wziąć, brać, nabyć”, ale również „przyjąć, otrzymać, uzyskać”[5]. Tak samo w innym ważnym języku, spokrewnionym z językiem Pana – w języku syryjskim. Termin nsb, z powodu swego rdzenia znaczy „brać”, ale ma również sens „przyjąć”, jak to można potwierdzić na podstawie opisu Komunii św., podanego przez św. Efrema Syryjczyka[6].
Potwierdzenie naszej tezy można znaleźć w pismach pierwotnego chrześcijaństwa. I tak Orygenes podkreśla, że Chrystus czyni nam dar ze swego ciała i krwi: „Jeśli idziesz z Nim obchodzić Paschę, ofiarowuje ci kielich nowego przymierza i chleb błogosławieństwa, ofiarowuje tobie swe własne ciało i swoją własną krew”[7]. Justyn Męczennik podkreśla ze swej strony, że Chrystus ofiarowuje swe ciało i krew jedynie swoim apostołom: „gdyż apostołowie w swych pismach nazywanych Ewangeliami, przekazali to, co było dla nich przeznaczone: Jezus wziął chleb, złożył dziękczynienie i rzekł: „To czyńcie na moją pamiątkę, to jest Ciało moje”; w ten sam sposób wziął kielich, dzięki czynił i rzekł: „To jest Krew moja”. Oraz że dał je tylko im”[8].
Poza tym z fragmentu J 13, 26 wynika, że Pan położył zamoczony kawałek na wargach Judasza (ale tekst nie pozwala na jasne sprecyzowanie, o co chodzi).
Z pierwszego listu do Koryntian można wnioskować, że wszyscy ci, którzy żyli w grzechu ciężkim, byli wyłączeni ze wspólnoty przyjmujących Komunię (1 Kor 5, 6-13). Poza tym i ci, którzy dopuścili się grzechów ukrytych, mieli się powstrzymać od komunikowania, o ile nie chcieli uczynić się winnymi Ciała Pańskiego (1 Kor 11, 27). Ze względu na tak surowe napomnienie, którego nieprzestrzeganie pociągnęłoby za sobą kary Boże (por. 1 Kor 11, 30n), z pewnością musiały istnieć odpowiednie obrzędy, (1) pozwalające na to, by nie przystępować do Komunii, (2) i uświadamiające konieczność zachowania szacunku i świętej bojaźni. Jest to o tyle pewne, że – jak to zauważa C.F.D.Moule – „w Nowym Testamencie jedyne wyraźne odniesienie do przygotowania uczty Pańskiej zostało sformułowane w kontekście sądu (judgment)”[9].
3. Obrzęd Komunii w dziejach
1) Miejsce rozdzielania Komunii
Prezbiterium było oddzielone od reszty kościoła przez przegrodę służącą za zasłonę, której kształt zmieniał się w ciągu historii. Duchowni przyjmowali Komunię św. przy ołtarzu, a wierni przed kratą chóru[10]. Synod w Laodycei w IV w. wspomina już, że świeccy przystępują do Komunii przy ołtarzu, podczas gdy podchodzenie tam kobiet jest wyraźnie zakazane[11]. Udzielanie Komunii przed ołtarzem, wzmiankowane jako zwyczaj w jakimś stopniu utrwalony, jest wzmiankowane tylko w Galii[12]. W epoce karolińskiej także tutaj przyjęto normę Kościoła powszechnego[13]. Później Komunii św. udzielano świeckim czasami przy ołtarzu bocznym, a od czasu pojawienia się lektorium[14] dokonywano tego najczęściej przy ustawionym przed nim ołtarzu św. Krzyża[15]. Począwszy od XIII w. dwóch akolitów rozkładało obrus z białego płótna przed przystępującymi do Komunii, którzy klękali przed ołtarzem[16]; w XVI w. zaczęto rozkładać ten obrus na swego rodzaju ławie, ustawionej na granicy prezbiterium i nawy, którą potem zastąpiły nasze balaski.
2) Sposób udzielania Komunii
1/ Przegląd historyczny[17]
Począwszy od III w. napotykamy na świadectwa z różnych prowincji Kościoła, pozwalające na wnioskowanie o udzielaniu eucharystycznego Ciała Pańskiego osobom świeckim na rękę.
W odniesieniu do Aleksandrii i diecezji egipskich można przytoczyć Klemensa Aleksandryjskiego († przed 216/217)[18] i Dionizego Aleksandryjskiego († 264/265)[19], w odniesieniu do Palestyny: św. Cyryla Jerozolimskiego († 386)[20]. W przypadku regionu syryjskiego znajdujemy odpowiednie teksty u Afrahata († ok. 345)[21], Efrema Syryjczyka († 373)[22], Jana Chryzostoma († 407)[23] i prawdopodobnie u Cyryllonasa[24]. W odniesieniu do V w. można wspomnieć np. o Teodorecie z Cyru († ok. 466)[25]. Spośród Kapadocczyków zacytujmy Bazylego Wielkiego († 379)[26] i Grzegorza z Nazjanzu († 390)[27]. Na Wschodzie znajdujemy jeszcze późniejsze świadectwa u Anastazego Synaity († niedługo po 700)[28] i Jana Damasceńskiego († ok. 750)[29]. W Afryce północnej o wspomnianym zwyczaju[30] świadczy Tertulian († po 220)[31], Cyprian († 258)[32], Augustyn († 430)[33] w dwóch pismach polemicznych[34], oraz Quodvultusdeus († ok. 453)[35]. W Rzymie i Italii to samo czynią: papież Korneliusz (251-253) – w liście przekazanym przez Euzebiusza[36], Ambroży († 397)[37] w opisie człowieka po przedstawieniu jego stworzenia[38], Gaudencjusz z Brescii († po 406)[39], Piotr Chryzolog († 450)[40] i Kasjodor († ok. 580)[41]. W Hiszpanii znajdujemy odpowiednie teksty w aktach synodu w Saragossie (380)[42] i w Toledo (400)[43]. W Galii Cezary z Arles († 542)[44] wspomina w swych kazaniach ten sposób udzielania Komunii[45]. Beda Czcigodny († 753) potwierdza go w odniesieniu do Anglii[46].
Po roku 800 wspomniany sposób przystępowania do Komunii jest poświadczony jedynie jako przywilej duchowieństwa[47]. Z powodu niebezpieczeństwa profanacji ze strony żydów i heretyków synod w Kordobie z 839 r. odrzuca pretensje kassjanistów do przyjmowania Komunii św. na rękę more levitarum[48]. Réginon de Prüm[49] w swoim dziele De Synodalibus causis, napisanym ok. 906 r.[50], przypisuje synodowi w Rouen następujący kanon o obowiązkach kapłana:
„Niech nie kładzie [Komunii] ani na rękę świeckiego, ani na rękę kobiety, ale tylko do ust, wypowiadając następujące słowa: Ciało i Krew Pańska niech przyczynią się do przebaczenia twoich grzechów i doprowadzą cię do życia wiecznego. Jeśli kto złamie to polecenie, niech będzie odłączony od ołtarza, gdyż gardzi Wszechmocnym i Jemu samemu czci nie okazuje”[51]. Chociaż do dziś istnienie wspomnianego synodu jest przedmiotem dyskusji[52], możemy uznać ten tekst za ważne świadectwo kanoniczne, gdyż groźba kary tego rodzaju zakłada, że praktyka przeciwna, tzn. Komunia do ust, była normą. Jest ona również przedstawiona jako jedyna dozwolona w Missa illyrica[53] i w liturgii bizantyńskiej[54].
Jednak świadectwa na ten temat znajdują się już u Grzegorza Wielkiego († 604)[55] i w relacjach dotyczących chorych. Na podstawie tego, co ustalił Mario Righetti, wydaje się, że w VI w. Komunia do ust była już bardziej rozpowszechniona niż kiedyś sądzono[56]. Według Klausa Gambera zniesienie Komunii na rękę dokonuje się od V/VI w.[57]
Oczywiście praktykowanie Komunii na rękę było niemożliwe wszędzie tam, gdzie Komunii św. udzielano per intinctionem (czyli z zanurzeniem w Przenajdroższej Krwi), a więc według zwyczaju – odrzuconego przez synod w Braga z 675 r.[58] – który był bardzo rozpowszechniony, zwłaszcza w przypadku Komunii chorych[59], do tego stopnia, że ostatecznie przyjął się w wielu parafiach. W tej samej epoce rozdzielanie Komunii dokonuje się na Wschodzie zarówno z zanurzeniem, jak z pomocą łyżeczki.
Jan z Avranche († 1079) podkreśla, że kapłan nie ma prawa komunikować z zanurzeniem, za to zezwala się na to ludowi, „nie z powodu władzy, ale z powodu konieczności wywołanej przez lęk przed rozlaniem Krwi Chrystusa”[60].
Jednak aby żadna kropla Przenajdroższej Krwi nie spadła na ziemię, kiedy kapłan przenosi Komunię św. do ust komunikującego, pod jego brodę podkładano obrus[61]. W Cluny używano w tym wypadku płaskiej podstawki ze złota, którą akolita trzymał poniżej ręki kapłana, gdy ten ostatni – zanurzał fragment Hostii w kielichu trzymanym przez subdiakona i kładł go do ust komunikującego[62]. W tym przedmiocie liturgicznym możemy widzieć pierwowzór naszej pateny komunijnej.
Aż do XII wieku Przenajdroższej Krwi udzielano także świeckim (niezależnie od przypadków Komunii z zanurzeniem). Jej uroczyste szafarstwo przysługiwało diakonowi. Używano albo kielicha konsekracyjnego, albo kielicha specjalnie przeznaczonego do rozdzielania Sakramentu (ten ostatni jest wciąż w użyciu u Etiopczyków i wschodnich Syryjczyków).
Z określonych względów musimy jednak teraz zająć się szczegółowo pierwszym rodzajem obrzędu udzielania Komunii.
2/ Obrzęd udzielania Ciała Pańskiego
Przez ponad 1000 lat ani na Zachodzie, ani na Wschodzie w Kościele katolickim i we wspólnotach cieszących się sukcesją apostolską, nie było Komunii na rękę dla świeckich. Sprawy uległy zmianie wraz z instrukcją Memoriale Domini z 1969 r.[63] Uparte nieposłuszeństwo, występujące zwłaszcza w Holandii, okazało się opłacalne. Rzym zezwolił na to, co nazwano „Komunią na rękę”[64]. Uważana początkowo za efekt przyzwolenia udzielonego dla kilku nielicznych krajów (z zachowaniem formy tradycyjnej jako normy Kościoła powszechnego), Komunia na rękę odbyła niezwykły marsz tryumfalny przez kraje znajdujące się w zasięgu rytu łacińskiego. Ci zaś, którzy ją zalecali, utrzymywali – i wciąż utrzymują – że chodzi jedynie o odrodzenie starożytnej praktyki. Zbadajmy to twierdzenie.
Niezależnie od Komunii św. wierni adorowali Pana z najgłębszym szacunkiem. Św. Augustyn naucza następująco: „A skoro chodził On w tym ciele i to ciało nam dał do zbawiennego spożywania (a nikt owego ciała nie pożywa, dopóki go nie uwielbi), wiadomo jak bardzo ma być adorowany ten podnóżek stóp Pańskich[65], tak że nie tylko nie grzeszymy adorując, ale grzeszymy nie adorując”[66]. Św. Cyryl Jerozolimski powiada w odniesieniu do Komunii pod postacią wina, że należy komunikować „mówiąc Amen, w postawie uwielbienia i szacunku” (Cat. myst., 5, 19)[67].
Oddaliwszy się z miejsca rozdzielania Komunii, wznoszono otwarte dłonie ku niebu[68], aby następnie położyć je jedną na drugiej[69]. Wiernym nie było wolno przynosić naczynia dla przyjęcia Ciała Pańskiego, zezwalano jedynie na dłonie ułożone na krzyż[70]. Ojcowie Kościoła nie omieszkali przypominać, że nie powinno zabraknąć szacunku i że należy myśleć o dobroci Boga. Św. Jan Chryzostom nauczał następująco: „Jakże jest cudowne to, że stajesz obok serafinów, a Bóg pozwala ci dotykać swobodnie tego, czego serafiny nie ważą się dotykać? «I przyleciał do mnie jeden z serafinów – czytamy – a w ręce jego kamyk, który był wziął kleszczami z ołtarza» (Iz 6, 6). Tamten ołtarz jest typem i obrazem tego ołtarza, tamten ogień jest obrazem tego ognia duchowego. Ale serafiny nie ważyły się używać swych dłoni (apsastai), lecz jedynie kleszczy, tymczasem ty otrzymujesz (lambaneis) go do ręki. Jeśli jednak teraz rozważysz godność obecnych darów, [zobaczysz, że] mają one wartość o wiele większą niż to, co trzymały serafiny”[71].
Ręce powinny być wolne od wszelkiego grzechu. Tertulian relacjonuje fakty godne ubolewania: „Gorliwy wierny może jedynie płakać nad następującymi faktami: wyobraźmy sobie chrześcijanina przechodzącego od bożków do kościoła; idącego z wytwórni nieprzyjaciela do domu Bożego; wznoszącego przed Bogiem Ojcem ręce, którymi tworzył bożki; okazującego uwielbienie rękami, które na zewnątrz podnoszą się przeciw Bogu; zbliżającego do Ciała Pańskiego dłonie, które nadają ciało demonom? To nie wystarczy. Nie dość, że z innych rąk przyjmują to, co zaraz zbrudzą; te same dłonie dają innym to, co zbrudziły. Wytwórcy bożków są powoływani do posługi kościelnej. Co za zbrodnia! Żydzi tylko raz podnieśli ręce na Chrystusa, ci zaś codziennie obrażają Jego ciało. O ręce odrąbania godne! Niech zobaczą wreszcie, czy nie podobnie powiedziano: jeśli twoja ręka ciebie gorszy, odetnij ją. A które bardziej zasłużyły na odcięcie, jak te w których zgorszenie uderza w Ciało Pańskie?”[72].
Grzegorz z Nazjanzu pisze przeciw kobietom, które starają się kusić mężczyzn: „Czy twoje ręce nie wstydzą się wyciągając się ku mistycznemu pokarmowi, podczas gdy służyły tobie do malowania [na twej twarzy] piękna godnego ubolewania”[73].
Późniejsze teksty wspominają o wcześniejszym umyciu dłoni i kładzeniu ręcznika na dłoniach kobiet. Św. Cezary z Arles: „To, co mam wam do powiedzenia na koniec, nie jest ani trudne, ani męczące. Mówię o tym, co widziałem, że często robicie. Wszyscy mężczyźni myją sobie ręce, gdy chcą komunikować, a wszystkie kobiety rozkładają ręczniczki z białego płótna, na które przyjmują Ciało Pańskie. To, co chcę wam powiedzieć, bracia, nie jest trudne: jak mężczyźni umywają sobie ręce wodą, tak powinni również oczyścić swe sumienie jałmużną; i jak kobiety rozkładają ręczniczek z białego płótna, tak powinny przynosić czyste ciało i czyste serce, aby przyjąć Ciało Chrystusa z sumieniem dobrze usposobionym. Bracia, czy ktoś chciałby włożyć swą szatę do brudnej skrzyni? A skoro nie wkłada się tam cennej szaty, to jakim zuchwalstwem byłoby przyjęcie Eucharystii Chrystusa do duszy zbrukanej grzechami!”[74] W innym kazaniu stwierdza: „Skoro wstydzimy się i obawiamy przyjąć Eucharystię brudnymi rękami, o ileż bardziej powinniśmy się bać przyjmować tę samą Eucharystię ze zbrukaną duszą”[75].
Synod w Auxerre nakazał surowo kobietom przykrywać ręce: „Nie jest dozwolone, aby kobiety przyjmowały Eucharystię gołą ręką”[76].
W końcu zaczęto też przykrywać ręce mężczyzn, co potwierdzają przedstawienia figuratywne[77] i grawiury na srebrnych patenach[78]. Wspomnijmy również, że od ok. 350 r. tę samą zasadę obserwujemy w scenach przedstawiających „rozmnożenie chlebów”. Można w tym widzieć wpływ liturgii[79].
Przyjrzyjmy się teraz z bliska owej ręce, na którą kładziono Komunię św. Św. Cyryl w swej ostatniej katechezie mistagogicznej[80], którą wygłosił pod koniec życia (zmarł w 387r.), w okresie wielkanocnym, uczy nowo ochrzczonych w jaki sposób mają przyjmować Najświętszy Sakrament:
„Podchodząc więc nie zbliżaj się z rozłożonymi dłońmi, ani z rozczapierzonymi palcami, lecz uczyniwszy z lewej ręki tron dla prawej, jako że ma ona przyjąć Króla, i otworzywszy dłoń przyjmij Ciało Chrystusa, odpowiadając Amen. Następnie starannie uświęć swe oczy stycznością ze świętym Ciałem, a potem weź je i czuwaj, abyś nic nie uronił. Albowiem gdybyś coś uronił, byłoby tak, jakbyś uronił któryś ze swych własnych członków. Powiedz mi zaś: gdyby ci ktoś dał pył złota, czyż nie trzymałbyś go z całą pilnością i nie uważałbyś, byś nic z tego nie utracił i nie doznał szkody? Czy więc nie będziesz jeszcze troskliwiej pilnował tego, co jest droższe nad złoto i drogie kamienie, aby ani okruszynka nie upadła?”[81].
Na pierwszy rzut oka można by pomyśleć, że opis ten dotyczy obecnej praktyki Komunii na rękę, lecz przy bliższym przyjrzeniu się uderza w oczy pewna podstawowa różnica.
I tak: prawa ręka miała być położona na lewej, a nie odwrotnie (jak to ma miejsce obecnie). Mały szczegół? Absolutnie nie. Podobnie jak dziś, również wtedy większość ludzi była praworęczna, a nikomu nie przyszłoby do głowy przyjmowanie cennego daru lewą ręką[82]. Z opisu św. Cyryla Jerozolimskiego widać, że wierny nie miał możliwości wziąć i przenieść do swych ust Ciała Pańskiego. Do tego samego wniosku dochodzi Otto Nussbaum: „Przede wszystkim jednak jest według mnie niewyobrażalne – wziąwszy pod uwagę preferencję dla prawej ręki, występującą w starożytności i w liturgii Kościoła – żeby to właśnie lewa ręka (uważana za gorszą jako symbol zła, a w konsekwencji uznawana także za nieodpowiednią do posługi kultowej i niezdolną do jej wykonywania) miała prawo dotykania ciała eucharystycznego i kładzenia go do ust. Według mnie chleb konsekrowany przyjmowano wprost do ust z prawej ręki. Na rzecz takiego wniosku przemawia pocałunek udzielany temu pokarmowi przed jego spożyciem, a zwłaszcza porównanie tego pocałunku z lizaniem [ran] Pana”[83].
Prawa ręka służyła więc za swego rodzaju patenę komunijną, z której Ciało Chrystusa i ewentualne jego cząstki były zbierane ustami, podczas gdy komunikujący znajdował się w głębokim pokłonie.
Wracając do argumentu Nussbauma, który właśnie przytoczyliśmy, niektórzy stwierdzali, że podana przez Cyryla wzmianka o osobliwym zwyczaju uświęcania oczu została wprowadzona do tekstu przez Jana Jerozolimskiego, następcę Cyryla. Można jednak dowieść, że chodzi tu o zwyczaj rozpowszechniony w epoce tego ostatniego. W swoim objaśnieniu na temat pokory, pochodzącym najpóźniej z 337 r. po Chrystusie, Afrahat mówi o tym zwyczaju w tonie napomnienia, przy okazji różnych obrzędów Komunii: „Twój język powinien ukochać milczenie, gdyż liże rany Pańskie. Powstrzymaj swe usta od otwarcia, gdyż to nimi właśnie dajesz pocałunek Synowi Królewskiemu”[84]. O lizaniu językiem mówi także w komentarzu do Sdz 7, 5[85]. W pouczeniu 20, 8 Afrahat mówi również o uświęcaniu oczu: „Biedak w bramie symbolizuje naszego Zbawiciela (por. Łk 16, 20n). Błaga On, żeby Mu przynieść owoce [Jego ludu], aby mógł je oddać Temu, który Go posłał. Ale nikt Mu ich nie przynosi (por. Mk 12, 2. 6). Powiedziano, że psy zbliżały się i lizały jego rany (por. Mt 7, 6; 15, 26n). Psami, które przybiegły, są bowiem ludy, które liżą rany naszego Pana (por. Mt 7, 6; 15, 26n). Biorą Jego ciało i kładą je na oczy”[86].
Pewien tekst, którego brzmienie przypomina uderzająco sformułowania św. Cyryla, znajduje się wśród dzieł św. Jana Chryzostoma, ale nie mamy pewności co do jego autorstwa[87].
Jak to słusznie zaznacza F.G. Dölger, świadectwa Cyryla, Chryzostoma i Afrahata dopełniają się (przy czym ten ostatni wspomina z osobna o uświęceniu warg i języka, które u pozostałych zapewne jest przyjęte domyślnie[88]). Poza tym Teodoret z Cyru mówi o pocałunku dawanym Ciału Pańskiemu[89].
W jaki sposób można sobie wyobrazić to przykładanie Komunii do organów zmysłów? Jak to już mówiliśmy, Ciała Pańskiego nie brano z pewnością do lewej ręki. Pomóc może nam pewien tekst Jana Damasceńskiego: „Zbliżamy się do Niego ożywieni gorącym pragnieniem, z rękami ułożonymi na krzyż. Po dotknięciu nim oczu, warg i czoła, spożywamy (metalabomen) Boski węgiel, aby ogień naszego pragnienia, podsycony dodatkowo przez ogień węgla, strawił nasze grzechy, oświecił nasze serca, żebyśmy zostali całkowicie rozpaleni i przebóstwieni przez udział w Boskim ogniu”[90]. W ten właśnie sposób, z głową pochyloną na znak adoracji wierni uczestniczyli w ceremonii.
Należało oczywiście czuwać szczególnie nad tym, aby w czasie tego nakładania Komunii na organy zmysłów nie upadła żadna cząstka. Z powodu tego niebezpieczeństwa, oraz – jak można podejrzewać – także z powodu niestosownych i zabobonnych nadużyć, powyższy zwyczaj zanikł[91]. Przecież nie bez powodu synod w Toledo wydał w 400 r. następujący kanon: „Jeśli ktoś nie spożyje Eucharystii otrzymanej od kapłana, ma być odrzucony jako świętokradca”[92].
Podsumowując możemy powiedzieć, że prawa ręka nie służyła do brania Komunii, ale spełniała rolę swego rodzaju pateny komunijnej, z której Ciało Pańskie było zbierane przy pomocy ust.
Jednak także później, już po zniesieniu błogosławieństwa organów zmysłów, jeśli Komunia była udzielana na rękę, można było również stosunkowo łatwo odejść z nie spożytym Ciałem Pańskim. W sposób następujący mówią o tym kanony Jakuba z Edessy, zredagowane przy końcu VII w. w odpowiedzi na pytanie postawione Jakubowi przez kapłana Addai Filipona[93]: „Ponieważ są tacy, którzy biorą cząstki sakramentu, a nawet łączą je w rodzaj opaski magicznej, którą przywiązują do torby lub zawieszają na szyi jako amulet, albo wkładają do swego łóżka, czy do ściany swego domu, chciałbym wiedzieć czy robienie czegoś takiego jest stosowne, oraz – jeśli to nie jest stosowne – jaką karę powinni otrzymać ci, którzy tak robią?”
Oto jaka była odpowiedź:
„Ale ci, którzy popełniają podobną zniewagę względem godnych uwielbienia sakramentów Ciała i Krwi Chrystusa Boga, albo uważając je tylko za jakieś zwykłe rzeczy, godne szacunku wyłącznie w oczach chrześcijan, albo zawieszając je na szyi razem z krzyżem lub kośćmi świętych i poświęconymi przedmiotami, albo wkładając je do swych łóżek, ścian swych domów, umieszczając w winnicach, ogrodach lub parkach, albo w ogóle używając ich jako ochrony rzeczy cielesnych – i nie zważając na to, że te sakramenty są pokarmem duszy dla tych, którzy noszą znak krzyża Chrystusa, oraz że te sakramenty są zaczynem i zastawem zmartwychwstania umarłych i życia wiecznego – ci, jeśli są duchownymi, mają być deponowani, na trzy lata odłączeni od Komunii eucharystycznej i umieszczeni wśród pokutników. Ale jeśli są to świeccy, mają być odłączeni od Komunii eucharystycznej na cztery lata i umieszczeni wśród pokutników”[94].
Skierujmy jeszcze raz uwagę ku temu, co mówi św. Cyryl Jerozolimski, ponieważ obok szczegółowego opisu obrzędu Komunii znajdujemy tam ciągłe napomnienie, aby nie uronić małych cząstek, nawet tak małych jak okruszki chleba. Są one bowiem bardziej cenne niż złoto i drogie kamienie. Jakże wielka wiara w Realną Obecność!
Cyryl nie jest jedynym świadkiem, którego możemy zacytować. Około 150 lat przed Cyrylem Tertulian (160-220) pisał w swym dziele O koronie żołnierzy: „Przyjmujemy również […] sakrament Eucharystii na zgromadzeniach, wcześnie rano, i z niczyjej innej ręki jak tylko z ręki przewodniczących [tzn. kapłanów i biskupów]. […] Gdy coś z naszego kielicha lub z naszego chleba upadnie na ziemię, wywołuje to naszą bojaźń” (De Cor. mil. 3, 4)[95].
Orygenes – który zresztą często kładzie akcent na interpretacjach spirytualizujących[96] – opisuje następująco zachowanie wiernych względem Najświętszego Sakramentu: „Wy, którzy nawykliście do udziału w Boskich misteriach, wiecie jak bardzo powinniście być uważni kiedy przyjmujecie Ciało Pańskie, zachowując staranie i uszanowanie, aby nie upadła na ziemię najmniejsza cząstka, ani nie wylało się nic z konsekrowanej ofiary. Uważacie za grzech, jeśli coś spadnie na ziemię z powodu lekkomyślności. Ta wasza wiara jest dobra” (In Ex. hom. 13, 3)[97]. Chodzi o „najmniejszą cząstkę”, której nie powinno się rzucać na ziemię. Zaniedbanie w tej dziedzinie jest grzechem. Czy można znaleźć słowa bardziej precyzyjne?
4. Podsumowanie
Nie było nigdy obrzędu Komunii na rękę w tej postaci, jak jest ona praktykowana dzisiaj. W sensie ścisłym w komentowanych wyżej tekstach Ojców nie chodzi o Komunię na rękę, ale raczej o Komunię do ust, gdzie prawa ręka służy za patenę. To stwierdzenie znajduje dodatkowe poparcie w obrzędzie Komunii diakona w liturgii bizantyńskiej: głęboko pochylony, przyjmuje on Ciało Pańskie ustami z prawej ręki. Pełne szacunku przyjmowanie Ciała Pańskiego do ust, w pozycji pochylonej, ukazuje jasno, że człowiek jest tutaj tym, który otrzymuje, a nie tym, który sam się obsługuje i robi sobie sam podarunek. To samo było przestrzegane nawet w przypadku Komunii na rękę – tam, gdzie była ona przez jakiś czas dozwolona[98]. Kardynał Ratzinger przedstawił kiedyś fundamentalne uwagi na temat natury sakramentalnego spotkania stworzenia z nieskończonym Bogiem, który właśnie się objawia:
„To właśnie dlatego do istotnej formy sakramentu należy i to, że jest on przyjmowany, a nikt nie może go dać sam sobie. Nikt nie może sam siebie ochrzcić, udzielić sobie święceń kapłańskich, siebie samego rozgrzeszyć. Z tej struktury spotkania wynika to, że doskonała skrucha ze swej natury nie może pozostać wewnętrzna, lecz wymaga tej formy spotkania, którą jest sakrament. Dlatego dopuszczanie do tego, by Eucharystia krążyła między ludźmi, lub żeby ją brać samemu, nie jest tylko przekroczeniem przepisów kościelnych, ale również zamachem na najgłębszą strukturę sakramentu. To, że w wypadku tego jednego sakramentu kapłan ma prawo udzielić sobie samemu świętego daru, wynika z mysterium tremendum, z którym zostaje on skonfrontowany w Eucharystii: misterium działania in persona Christi, polegające na tym, że kapłan zastępuje Chrystusa, będąc równocześnie grzesznym człowiekiem, który żyje całkowicie z otrzymywania Jego daru”[99].
Poza tym od początku zabiegano w Kościele starożytnym o to, by nie stracić nawet najmniejszej cząstki Hostii. Teoretycznie rzecz biorąc, także dzisiaj to staranie obowiązuje[100]. W instrukcji z 1973 r. możemy przeczytać:
„Od czasu wydanej przed trzema laty instrukcji Memoriale Domini niektóre konferencje episkopatu prosiły Stolicę Apostolską o pozwolenie na to, by ci, którzy udzielają Komunii św., mogli kłaść Postacie eucharystyczne na ręce wiernych. Jak to przypomina owa instrukcja, przepisy Kościoła i teksty Ojców dostarczają obfitego świadectwa o bardzo głębokim uszanowaniu i bardzo dużej ostrożności, które otaczały Najświętszą Eucharystię[101] i nadal powinny ją otaczać. W szczególności, kiedy przyjmuje się Komunię we wspomniany sposób, należy zachować pewne środki ostrożności, tak jak tego wymaga samo doświadczenie. Powinno się zachowywać ciągłe staranie i uwagę, zwłaszcza w odniesieniu do cząstek, które mogłyby odpaść z Hostii. Dotyczy to zarówno szafarza, jak i wiernego, o ile święta Postać zostanie położona na dłoni komunikującego”[102].
Niedługo potem Kongregacja Nauki Wiary w deklaracja dotyczącej rozmaitych wątpliwości potwierdziła raz jeszcze, że realna obecność, a zatem prawdziwa obecność Chrystusa, dotyczy również cząstek, które oddzieliły się od konsekrowanej Hostii, i że w konsekwencji przepisy odnoszące się do puryfikacji pateny i kielicha powinny być szanowane[103].
Czy dziś otacza się „Najświętszą Eucharystię najgłębszym uszanowaniem i największą ostrożnością”, jak to czynili Ojcowie? Czy zachowuje się „ciągłe staranie i uwagę”, zwłaszcza w odniesieniu do cząstek? Wszyscy ci, którzy mogą i chcą dobrze się przyjrzeć, wiedzą jak można odpowiedzieć na te pytania. Nie chodzi o kilka nadużyć lub wykroczeń, które zdarzałyby się tu i ówdzie. Notoryczna beztroska stała się regułą, a to pozwala wnioskować o braku szacunku i o niewystarczającej wierze w Realną Obecność. Wszystkie niebezpieczeństwa wiążące się z Komunią na rękę, które zostały wymienione przez instrukcję Memoriale Domini (umniejszenie szacunku, znieważenie sakramentu i zmiana wiary[104]), ujawniły się i ujawniają się w dalszym ciągu.
Dlaczego we wszystkich Kościołach chrześcijańskich, we wszystkich rytach zrezygnowano z udzielania Komunii na rękę? Nie dlatego, że zmienił się kształt hostii, jak sądzą niektórzy (np. Jungmann myślał, że jedna z przyczyn polegała na wprowadzeniu chleba nie kwaszonego[105]). Nie może być to prawdą, chociażby w odniesieniu do Wschodu, gdzie to nie nastąpiło: z zasady używano tam zawsze chleba nie kwaszonego. Jeśli – jak Nussbaum[106] – chciano by wyjaśnić modyfikację praktyki eucharystycznej zmianą kształtu hostii (które stawały się płaskim opłatkiem), trzeba by wziąć pod uwagę pewną decydującą okoliczność: na Wschodzie ten kształt się nie zmienił. Czemu zatem zmiana nie nastąpiła we wszystkich obrządkach? „Prawdziwej przyczyny należałoby szukać raczej w tym, że z Komunią udzielaną na ręce świeckich były złe doświadczenia. […] Są to te same doświadczenia, które mamy i dzisiaj, i to w coraz większym stopniu: doświadczenia wynikające z braku szacunku, poczynając od samego przyjęcia aż do charakterystycznych wykroczeń, w których Najświętsza Eucharystia jest wykorzystywana do celów zabobonnych, a nawet satanicznych (czarne msze)”[107]. Klaus Gamber napisał to w roku 1970. Jego prorocze słowa całkowicie się spełniły.
Szacunek przejawiany przez Ojców oraz ciągle pogłębiająca się wiara, wytworzyły – zarówno na Wschodzie, jak na Zachodzie – Komunię do ust, czyli sposób przyjmowania Komunii, który wyraża lepiej wiarę w Realną Obecność oraz szacunek należny oddzielonym cząstkom postaci eucharystycznych.
Szacunek i wiara oraz staranie o to, aby obie te rzeczywistości zawsze były w pełni wyrażane przez obrzęd – oto jaki jest duch Kościoła pierwotnego, duch Ojców. Komunia do ust jest owocem tego starania, związanego z miłością. Instrukcja Memoriale Domini kładzie nacisk na to, że Komunia do ust powinna być zachowana, „nie tylko dlatego, że ma za sobą wielowiekową tradycję, ale przede wszystkim dlatego, że wyraża szacunek wiernych względem Eucharystii”[108].
Komunia do ust „skuteczniej gwarantuje, że Komunia św. będzie rozdzielana z czcią, pięknem i godnością, oraz że oddalone zostanie wszelkie niebezpieczeństwo profanacji postaci eucharystycznych, w których „jest obecny w szczególny sposób substancjalnie oraz trwale cały i niepodzielony Chrystus, Bóg i człowiek”[109], aby w końcu zachowana była pilna troska o cząstki konsekrowanej Hostii, której Kościół zawsze wymagał”[110].
Ks. Martin Lugmayr FSSP
(tłumaczył Paweł Milcarek)
Artykuł ukazał się w numerze 1/2 kwartalnika “Christianitas”.
Na podstawie: Histoire du rite de la distribution de la communion, w: Vénération et administration de l’Eucharistie. Actes du second colloque d’études historiques, théologiques et canoniques sur le rite catholique romain, Paryż 1997.
[1] „Słowo «inter-pretacja» wprowadza nas na ślady następującego zagadnienia: wszelka interpretacja wymaga pewnego «inter», wnikania, bliskości, towarzyszenia temu, kto interpretuje. Czysty obiektywizm jest absurdalną abstrakcją. Ten kto, nie uczestniczy, niczego nie doświadcza. Poznanie zachodzi tylko wtedy, gdy ma miejsce uczestnictwo” (J.Ratzinger, Schriftauslegung im Widerstreit. Zur Frage nach Grundlagen und Weg der Exegese heute, w: Schriftauslegung im Widerstreit, opr. J.Ratzinger, Freiburg i. Br. 1989, Herder, 23.
[2] Rzeczywiście, w liście Kongregacji Kultu Bożego, zredagowanym po francusku i dołączonym do instrukcji Memoriale Domini, udzielono zgody na to, by wierni brali Ciało Pańskie bezpośrednio z cyborium („Można jednak również przyjąć sposób prostszy, pozwalając wiernemu wziąć Hostię bezpośrednio ze świętego naczynia” – AAS 61 [1969], 547). Cztery lata później, 21 czerwca 1973 ta możliwość została zniesiona przez komunikat De sacra Communione et cultu mysterii Eucharistici extra missam (por. EDIL, I, n.3082).
[3] Por. 1 Kor 4, 7.
[4] Por. Th WBNT, IV, art. Lambano (Delling), 5n.
[5] Por. H.Seebass, Th WBAT, IV, 590.
[6] Por. Pierre Youssif, L’Eucharistie chez saint Ephrem de Nisibe, Orientalia Christiana Analecta, 224, Rzym 1984, s.298.
[7] Hom. XIX. In Jer., GCS, Origènes, III, 13, s.169, l. 30n.
[8] Apologia, I, 66.
[9] „The only explicit reference in the New Testament to preparation for the Lord’s Supper is in terms of judgment” (C.F.D.Moule, The judgment theme in the sacraments, w: The Background of the New Testament and its eschatology. Studies in honour of C.H.Dodd, Cambridge 1956, University Press, s.456.
[10] To dlatego np. św. Augustyn przestrzega tych, którzy z powodu win utracili prawo do Komunii, aby „nie trzeba było ich odsyłać, gdy przystąpią do kraty (de cancellis)” (Kazanie 392, 5 – PL, 39, 1712).
[11] Synod w Laodycei, kan. 44, wyd. Mansi, II, 571.
[12] Bez ograniczeń zwyczaj ten jest wymieniony na synodzie w Tours (567), w kanonie 4 (Mansi, IX, 793): „Ut laici secus altare, quo sancta mysteria celebrantur, inter clericos tam ad vigilias, quam ad missas, stare penitus non praesumant: sed pars illa, quae a cancellis versus altare dividitur, choris tantum psallentium pateat clericorum. Ad orandum vero et communicandum, laicis et feminis, sicut mos est, pateant sancta sanctorum”. („Świeccy nie powinni sobie w żadnym razie pozwalać na podchodzenie razem z duchownymi w pobliże ołtarza, gdzie są celebrowane święte misteria w czasie wigilii i mszy: ale przestrzeń między zasłoną chóru i ołtarzem powinna być otwarta tylko dla duchowieństwa śpiewającego psalmy. Za to podczas modlitwy i komunii prezbiterium powinno pozostawać otwarte dla świeckich i kobiet, jak to jest w zwyczaju”).
[13] W Hiszpanii już IV synod w Toledo zadecydował „ut sacerdos et levita ante altare communicent, in choro clericus, extra chorum populus” („aby kapłani i lewici komunikowali przy ołtarzu, kler w chórze, a lud poza chórem”).
[14] Na temat jego historii i znaczenia zob. Klaus Gamber, Die Funktion des gotischen Lettners aufgezeigt am einstigen „Lectorium” des Regensburger Domes, w: Sancta Sanctorum. Studien zur liturgischen Ausstattung der Kirche, vor allem des Altarraums, Friedrich Pustet, Regensburg 1981, s.109-119.
[15] Por. J.A.Jungmann, Missarum sollemnia, t.III, Paryż 1958, Aubier, 307.
[16] Wzmianka, że na balaskach należy położyć obrus, figuruje po raz ostatni w instrukcji z 26 marca 1929 (AAS, 21 [1929] n. 638).
[17] Cenne studium dotyczące całego tego zagadnienia znajduje się w: Otto Nussbaum, Die Handkommunion, Kolonia 1969, J.P.Bachem, 9n.
[18] Stromata, 1, 1, 5 (GCS Clem. 2, 18n Stählin).
[19] Eusebius, h. E. 7, 9, 4; GCS Euseb. 2, 2, 648.
[20] Cat. myst., 5, 21; FC 7, 162.
[21] Hom. 7, 21 i 20, 8.
[22] Hymny de Fide, 10, 8; 10, 15 CSCO 154/155; Seq II, 2, Naqpayata (= Suplement do Misteriów chaldejskich), Mossul 1901.
[23] In Math. hom. 82, 4 (PG 58, 743); In illud: Vidi Dominum, hom. 6, 3 (PG 56, 138n).
[24] Śpiew suplikacji na Wszystkich Świętych w roku świętym 396 na temat plagi szarańczy, BKV 6, 14: „Twa wola stworzyła nas jednym słowem, i porodziłem. Jedną kroplą Twej łaski uzdrawiasz me dzieci i wyganiasz boleść! Jeśli niewiasta cierpiąca na krwotok, która dotknęła się Twej szaty, została uzdrowiona przez Twój płaszcz, o ileż więcej uczestniczę w pomocy i zbawieniu ja, który dotknąłem całe Twoje ciało!”. Moim zdaniem nie można z tego wnioskować z całą pewnością, że chodzi tu o Komunię na rękę, skoro osoba, która wypowiada powyższe słowa, nie jest jednostką, lecz Kościołem miasta Konstantynopola, ponownie zagrożonym karą Bożą po najeździe Hunów.
[25] Cant. 1, 2 (PG 81, 53).
[26] Ep. 93, PG 32, 484n.
[27] Adv. Mulieres 299n, PG 37, 906.
[28] Oratio de S. Synaxi, PG 89, 832.
[29] De fide 4, 13; PG 94, 1149.
[30] Fragment z opisu męczeństwa św. Perpetui 4, 9 (chodzi o widzenie odnoszące się do przyszłego męczeństwa), cytowany przez Nussbauma, jest według mnie zbyt niejasny, aby można go wymienić jako świadectwo.
[31] De idol. 7, 1; CCSL 2, 1106.
[32] Ep. 58, 9; CSEL 3, 2, 665; De lapsis 22, CSEL 3, 1, 253n; De lapsis 26, CSEL 3, 13, 256.
[33] Por. Wunibald Roetzer, Des Heiligen Augustinus Schriften als liturgiegeschichtliche Quelle, Monachium 1930, 131-135.
[34] Contra ep. Parm. 2, 7, 13, CSEL 51, 58; Contra lit. Petil. 2, 23, 53, CSEL 52, 51n.
[35] De Tempore barbarico, II, IV, 1-2; CCSL 60, 475.
[36] Hist. Eccl., VI, 43, 18.
[37] Bardziej precyzyjny opis mszy św. w Mediolanie – por. Joseph Schmitz, Gottesdienst in altchristlichen Mailand, Kolonia-Bonn 1975, Peter Hanstein Verlag.
[38] Exameron VI, 9, 69; CSEL 32, 257.
[39] Tract. Paschal. 2 in Ex 31; CSEL 68, 31.
[40] Sermo 33, PL 52, 295n; Sermo 34, PL 52, 297.
[41] Hist. Eccl. 9, 30; PL 69, 1145.
[42] Kan. 3; Mansi 3, 634.
[43] Kan. 14; Mansi 3, 1000.
[44] Por. Karl Berg, Cäsarius von Arles. Ein Bischof des sechsten Jahrhunderts erschliesst das liturgische Leben seiner Zeit (Dissertatio ad lauream in facultate theologica pontificae universitatis Gregorianae Urbis, Romae 1935/1944/1946), Salzburg 1994, Kulturverlag.
[45] Sermo 44, 6, CCSL 103, 199; Sermo 227, 5, CCSL 104, 899n.
[46] De Tabernaculo et vasis eius, l. III, c. 14; PL 91, 498.
[47] Por. Nussbaum, Die Handkommunion, op. cit., 25.
[48] Por. C.J.Hefele, Conciliengeschichte, IV, 2. Aufl., Fryburg 1879, 99.
[49] Na temat jego dzieła z zakresu prawa kanonicznego zob. Paul Fournier, L’oeuvre canonique de Réginon de Prüm, w: Mélanges de droit canonique, t. II, Aalen 1983, Scientia Verlag, 333n.
[50] Wyd. F.G.A.Wasserschleben, Lipsk 1840.
[51] „Nulli autem laico aut feminae Eucharistiam in manibus ponat, sed tantum in ore eius cum his verbis ponat: corpus Domini et sanguis prosit tibi ad remissionem et ad vitam aeternam. Si quis haec transgressus fuerit, quia Deum omnipotentem contemnit, et quantum in ipso est inhonorat, ab altari removeatur” (Mansi 10, 1199n).
[52] „Do dzisiaj wciąż nie wyjaśniono czy ten synod się odbył i kiedy” (Odette Pontal, Die Synoden in Merowingerreich, Paderborn 1986, Schöningh, 204). Synod ten datuje się albo na 650 r., albo na 688/89.
[53] Missa Illyrica, PL 138, 1333.
[54] Jest prawdą, że cesarz otrzymywał Komunię na rękę, ale mimo wszystko nie stanowi to wyjątku, gdyż należał on do kleru.
[55] W związku z uzdrowieniem pewnego niepełnosprawnego przez papieża Agapita I (535-536), papież Grzegorz opowiada, że Agapit najpierw uwolnił chorego od paraliżu, „cumque ei Dominicum corpus in os mitteret, illa diu muta ad loquendum lingua soluta est. Mirati omnes flere prae gaudio coeperunt, eorumque mentes illico metus et reverentia invasit, cum videlicet cernerent quid Agapitus facere in virtute Domini ex adiutorio Petri potuisset” („a kiedy włożył mu do ust Ciało Pańskie, jego język, od dawna niezdolny do mówienia, został rozwiązany. Wszyscy zadziwieni, zaczęli płakać z radości, a ich umysły napełniły się lękiem i szacunkiem, gdy pojęli co mógł zrobić Agapit mocą Pana z pomocą Piotra”). Dial., lib. III; PL 77, 224.
[56] Por. Manuale di Storia Liturgica, III, Milano 1966, Ancora, 516.
[57] Klaus Gamber, Ritus Modernus. Gesammelte Aufsätze zur Liturgiereform, Regensburg 1972, F.Pustet, 30.
[58] „Illud vero quod pro complemento communionis intinctam tradunt eucharistiam populis, nec hoc prolatum ex evangelio testimonium recipit, ubi apostolis corpus suum et sanguinem commendavit; seorsum enim panis, et seorsum calicis commendatio memoratur” („To zaś, że [niektórzy] dla dopełnienia Komunii podają ludowi zamoczoną Eucharystię, nie znajduje świadectwa pochodzącego z Ewangelii: gdy [Pan] dawał apostołom ciało swoje i krew, wspomniane jest osobno podanie chleba i kielicha”). Mansi XI, 155.
[59] W końcu X w. znajdujemy u Burcharda z Wormacji († 1025) fragment zawierający polecenie zachowania Hostii konsekrowanych, które wcześniej zostały zamoczone w Przenajdroższej Krwi – właśnie ze względu na Komunię chorych: „Ut omnis presbyter habeat pixidem, aut vas tanto sacramento dignum, ubi corpus Dominicum diligenter recondatur, ad viaticum recedentibus a saeculo. Quae tantum sacra oblatio intincta debet esse in sanguine Christi, ut veraciter presbyter possit dicere infirmo, corpus et sanguis Domini proficiat tibi, etc. Semperque sit super altare obserata propter mures et nefarios homines, et de septimo in septimum diem semper mutetur, id est, illa a presbytero sumatur, et alia, quae eodem die consecrata est, in locum eius subrogetur, ne forte diutius reservata, mucida, quod absit, fiat” („Każdy kapłan niech ma puszkę lub inne naczynie godne tak wielkiego sakramentu, w którym ma być przechowywane starannie Ciało Pańskie jako Wiatyk dla odchodzących ze świata. Tę świętą Obiatę powinno się wcześniej zamoczyć we Krwi Chrystusa, aby kapłan mógł zgodnie z prawdą powiedzieć do chorego: Ciało i Krew Pańska niech ci przyczyni… itd. Niech zawsze znajduje się zamknięta nad ołtarzem z powodu psot i ludzi bezbożnych, a każdego siódmego dnia niech ją się zmieni, tzn. niech kapłan ją spożyje, a zastąpi tą, która była tego dnia konsekrowana, aby z powodu dłuższego przechowywania nie popsuła się, czego niech Bóg broni”). Decretorum liber quintus, PL 140, 754.
[60] Joannis Abricensis Episcopi liber De officiis ecclesiasticis: „Si autem opus non fuerit (pro viatico), tertiam (particulam hostiae), aut unus ministrorum accipiat. Non autem intincto pane, sed iuxta definitionem Toletani concilii seorsum corpore, seorsum sanguine, sacerdos communicet, excepto populo, quem intincto pane, non auctoritate, sed summa necessitate timoris sanguinis Christi effusionis permittitur communicare” (PL 147, 37).
[61] Według tekstów koptyjskich każdy komunikujący trzyma przy swojej brodzie podpórkę, którą otrzymuje od ministranta.
[62] Por. Udalrici, Consuet. Clun. II, 30; PL 149, 721.
[63] AAS 61 [1969], 541-545.
[64] Kilka przykładów w: May, Mund-oder Handkommunion, op. cit., 75n.
[65] Św. Augustyn stosuje fragment Ps 99, 5 („Et adorate scabellum pedum eius” – „I upadnijcie na kolana przed podnóżkiem stóp Jego”) do Ciała Chrystusa.
[66] „Et quia in ipsa carne hic ambulavit, et ipsam carnem nobis manducandam ad salutem dedit; nemo autem illam carnem manducat, nisi prius adoraverit; inventum est quemadmodum adoretur tale scabellum pedum Domini, et non solum non peccemus adorando, sed peccamus non adorando” (Enarr. in Ps. 98, 9; CSEL 39, 1385).
[67] Przytoczmy kilka przykładów adoracji poprzedzającej przyjęcie Komunii, pochodzących z następnej epoki: w regule św. Kolumbana († 615) przykazano potrójny pokłon; gdzie indziej całuje się ziemię; Consuetudines z Cluny, pochodzące z ok. 1080, wymagają uklęknięcia. Por. Jungmann, Missarum Sollemnia, III, op. cit., 458.
[68] Zob. Komunię Apostołów z Russano (VI w.).
[69] Np. św. Augustyn mówi w następujący sposób o złożonych dłoniach („manibus coniunctis”): „Sed interim attendant utrum saltem Optatus habuerit aliquam maculam aut aliquod vitium; non usque adeo caeci sunt, ut et istius vitam omnino immaculatam et omni vitio carentem fuisse respondeant. cur ergo accedebat offerre dona deo et ab eo ceteri conciunctis manibus accipiebant, quod maculosus et vitiosus obtulerat?” („Ale niech pilnują, aby przynajmniej Optatus nie był zbrukany jakąś zmazą lub wadą, gdyż nie są aż na tyle ślepi, aby mogli odpowiedzieć, że jego życie jest zupełnie niepokalane i wolne od wszelkiej wady. A więc dlaczego przystąpił on do złożenia Bogu ofiary, a pozostali dlaczego przyjęli ze złączonymi dłońmi to, co ofiarował człowiek obciążony zmazą i wadą?”). Contra ep. Parm. 2, 7, 13, CSEL 51, 58.
[70] Por. II synod w Trulio (692), kan. 101, Mansi 11, 985n: Jeśli ktoś chce przyjąć Komunię św., „niech złoży dłonie na krzyż i zbliży się dla przyjęcia Komunii bogatej w łaski. Nie udzielamy jednak zgody tym, którzy zamiast swych rąk przynoszą jakieś naczynie ze złota lub z czego innego, aby wziąć do niego niepokalaną Komunię, gdyż zamiast obrazu Boga wolą materię nieożywioną i poddaną [ludziom]”. II synod w Trulio nie został uznany przez papieża Sergiusza ze względu na to, że zostały na nim ogłoszone pewne kanony antyrzymskie; Jan VIII zaakceptował powyższe decyzje tam, gdzie nie sprzeciwiają się one nauczaniu i praktyce Rzymu (por. K.Baus, LTHK², 10, 381n).
[71] In illud: „Vidi Dominum” hom. 6, 3; PG 56, 138n.
[72] De idolatria, c.7, CCSL 2, 1106: „Ad hanc partem zelus fidei perorabit ingemens: Christianum ab idolis in ecclesiam venire, de adversaria officina in domum dei venire, attollere ad deum patrem manus matres idolorum, his manibus adorare, quae foris adversus deum adorantur; eas manus admovere corpori Domini, quae daemoniis corpora conferunt? Nec hoc sufficit. Parum sit, si ab aliis manibus accipiant quod contaminent, sed etiam ipsae tradunt aliis quod contaminaverunt. Adleguntur in ordinem ecclesiasticum artifices idolorum. Pro scelus! Semel Iudaei Christo manus intulerunt, isti quotidie corpus eius lacessunt. O manus praecidendae! Viderint iam, an per similitudinem dictum sit: si te manus tua scandalizat, amputa eam. Quae magis amputandae, quam in quibus Domini corpus scandalizatur?”
[73] Adv. mulieres 299f., PG 37, 906.
[74] Sermo 227, 5, CCSL 104, 899f.: „Ad extremum, fratres carissimi, non est grave nec laboriosum quod suggero: hoc dico, quod vos frequenter facere aspicio. Omnes viri, quando communicare desiderant, lavant manus suas et omnes mulieres nitida exhibent linteamenta, ubi corpus Christi accipiant. Non est grave quod dico, fratres: quomodo viri lavant aqua manus suas, sic de elemosinis lavent conscientias suas; similiter et mulieres, quomodo nitidum exhibent linteolum, ubi corpus Christi accipiant, sic corpus castum et cor mundum exhibeant, ut cum bona conscientia Christi sacramenta suscipiant. Rogo vos, fratres, numquid est aliquis, qui in arca sordibus plena velit mittere vestem suam? Et si in arca sordibus plena vestis non mittitur pretiosa, qua fronte in anima quae peccatorum sordibus inquinatur Christi eucharistia suscipitur?”.
[75] „Et si erubescimus ac timemus Eucharistiam manibus sordidis tangere, plus debemus timere ipsam Eucharistiam intus in anima polluta suscipere” (Sermo 44, 6).
[76] Synod w Auxerre (między 561 i 605 r.), kan. 36: „Non licet mulieri nuda manu Eucharistiam accipere” (Mansi 9, 91).
[77] Np. Komunia Apostołów z kodeksu z Rossano (VI w.).
[78] Na patenie z Dum. Oaks widzimy wyraźnie Apostołów przyjmujących Komunię z rękami przykrytymi ręcznikiem (zob. LCI, 1, 174n).
[79] Dom Gabriel M. Braso (La Velacio de la mans. Recul d’un tema d’arqueologia christiana, w: Liturgia I. Cardinali I.A. Schuster in memoriam, Montserrat 1956, 311-386) dostarcza szczegółowego studium tematu nakrytych dłoni.
[80] Tradycja przypisała pięć jerozolimskich katechez mistagogicznych św. Cyrylowi. Dopiero na podstawie opracowania W.J.Swaana (1942) zaczęto je przypisywać następcy Cyryla, Janowi Jerozolimskiemu. Najstarszy rękopis, Codex Monacensis z X w. podaje rzeczywiście Jana jako autora, podczas gdy w prawie równie starym rękopisie (Ottobonianus 86) znajdujemy imię Cyryla dopisane inną ręką przy imieniu Jana. Posiadamy jednak inne rękopisy (Coisilianus 227, XI w.?; Marcianus II, 35, XIII w.?; Ottobonianus 220, XVI/XVII w.), które wymieniają jako autora Cyryla. Inne zastrzeżenia, natury liturgicznej i teologicznej, według Auguste’a Piédagnel (por. SG 120, 33n) nie są przekonujące. Różnice między 18 katechezami i katechezami mistagogicznymi można wyjaśnić biorąc pod uwagę disciplina Arcani i późniejsze pogłębienie teologiczne. Nawet jeśli Jan trochę je przepracował, nie można podważać faktu, że pochodzą one od Cyryla. W każdym razie katechezy te świadczą o zwyczajach liturgicznych, przyjętych u końca IV w.
[81] Cat. myst. 5, 21. Tekst grecki znajduje się w wydaniu krytycznym, np. w Fontes Christiani, t. VII, s.162.
[82] Na temat obecnej w starożytności i w Piśmie Św. preferencji dla prawej ręki – por. ThWBNT, II, 37n i IX, 415.
[83] Otto Nussbaum, Die Handkommunion, op. cit., 18n.
[84] Afrahat, Unterweisungen, 9, 10; tłum. i wstęp Peter Bruns, FC 5/1, 265.
[85] We wstępie (7, 21) mówi o tych, których miał wybrać Gedeon, zgodnie z rozkazem Boga: „Tych, którzy językiem chłeptać będą wodę, jak psy zwykły chłeptać, oddzielisz osobno” (Sdz 7, 5): „Spośród wszelkich zwierząt, które zostały stworzone razem z człowiekiem, żadne nie kocha tak bardzo swego pana jak pies, który czuwa dzień i noc. Nawet gdy otrzymuje razy od swego pana, nie porzuca go. A gdy wyjdzie na łowy razem ze swym panem, a stanie przeciw nim silny lew, pies ryzykuje śmierć dla swego pana. Tak samo odważni są ci, którzy zostali oddzieleni od wody. Idą za swoim panem jak psy, nie lękają się śmierci i walczą dzielnie. Pełnią swą służbę dzień i noc oraz ujadają jak psy, gdy dniem i nocą rozmyślają nad Prawem (Ps 1, 2). Kochają naszego Pana i swymi językami liżą Jego rany, jak pies liże swego pana. Lecz ci, którzy nie rozmyślają nad Prawem, nazywani są kalekimi psami, ponieważ nie mogą szczekać; ci, którzy nie poszczą gorliwie, nazywani są psami łakomymi, ponieważ nie mogą zaspokoić głodu” (Iz 56, 10n), FC 5/1, 229n.
[86] Afrahat, Unterweisungen, 20, 8; FC 5/2, S. 465.
[87] „Kiedy będziesz się zbliżał, nie czyń tego z rozłożonymi ramionami, lecz połóż swoją lewą dłoń jako tron dla prawicy, krzyżując je, aby przygotować się w ten sposób do przyjęcia Króla. Przyjmij Ciało Chrystusa z wielką bojaźnią, tak aby żadna cząstka nie spadła z ręki i nie doznała bólu od któregoś z twych członków. Podobnie, przybliż się do kielicha, nie podnosząc rąk do góry, ale mówiąc Amen. O ile będzie jeszcze trochę wilgoci na twoich wargach, twoje ręce dotkną twych oczu i czoła – a w ten sposób także pozostałe zmysły zostaną uświęcone. I złóż dziękczynienie Bogu, który cię dopuścił do tak wielkiego misterium” (Ecloga 47, PG 63, 898).
[88] F.J. Dölger, Das Segnen der Sinne mit der Eucharistie. Antike und Christentum, t. III, Münster in Westf. 1932, Aschendorff, 231-244 (tutaj: 237). W wymienionym artykule znajdujemy również świadectwo odnoszące się do błogosławieństwa organów zmysłów.
[89] W Cant. 1, 2 (PG 81, 53). W związku z fragmentem Osculetur me osculis suis: „Ale żeby żadna poniżająca myśl przyziemna nie zaczęła wprowadzać niepokoju w odniesieniu do tego, co powiedziano o pocałunkach, pomyślmy, że to w sposób mistyczny (en tô mustikô kairô) przyjmujemy, przytulamy, obejmujemy i ściskamy członki oblubieńca w swym sercu. Jest tu jakby pieszczota małżeńska, gdy wierzymy, że należymy w całości do Niego. Obejmujemy Go i okrywamy pocałunkami, gdyż – według Pisma – miłość usuwa lęk”.
[90] Jan Damasceński, De Fide, 4, 13 (PG 94, 1149).
[91] „Pewien zwyczaj, rozpowszechniony w Niemczech od XIV w., przypomina błogosławieństwo oczu za pomocą Eucharystii, będące w użyciu tysiąc lat wcześniej: po obmyciu palców, kładziono je na oczy mówiąc: Lutum fecit Dominus ex sputo et linivit oculos meos et abii et vidi et credidi Deo (por. J 9, 11). Ten zwyczaj, który mógł bardzo łatwo obrócić się w zabobon i nadużycie, w późniejszym okresie zanikł” (Jungmann, Missarum Sollemnia, III, 312).
[92] „Si quis autem acceptam a sacerdote Eucharistiam non sumpserit, velu sacrilegus propellatur” (kan. 14; Mansi 3, 1000).
[93] Ur. ok. 633, zm. 708 w klasztorze Tel’eda. Pomimo swych poglądów monofizyckich należał do wybitnych pisarzy syryjskich.
[94] C.Kayser, Die Canones Jacob’s von Edessa, (Lipsk 1886), 13, 14; cyt. F.J.Dölger, Die Eucharistie als Reiseschutz. Die Eucharistie in der Händen der Laien. Antike un Christentum, 5. Bd, 2. Aufl, Münster 1974, Aschendorff, 241.
[95] De Corona militum, c.3, CCSL 2, 1043: „Eucharistiae sacramentum (…) etiam antelucanis coetibus nec de aliorum manu quam praesidentium sumimus. (…) Calicis aut panis etiam nostri aliquid decuti in terram anxie patimur”.
[96] Por. Werner Shütz, Der christliche Gottesdienst bei Origenes, Stuttgart 1984, Calwer Verlag, 156-172.
[97] PG 12, 391; S.C. 321, 384, 69-72.
[98] Św. Bazyli Wielki, list 93 (PG 32, 484n): „Przystępujemy do Komunii cztery razy w tygodniu: w dzień Pański, w środę, piątek i sobotę, a także w inne dni, jeśli obchodzimy wspomnienie jakiegoś świętego. Ale to, że w czasie prześladowań ktoś – pod nieobecność kapłana lub diakona – mógł być zmuszony do przyjęcia Komunii ze swej własnej ręki, nie przedstawia w żadnym razie jakiegoś obciążenia. Zbyteczne jest to wykazywać. Przecież potwierdza to w różny sposób zwyczaj o dawnym pochodzeniu. Wszyscy pustelnicy mają bowiem u siebie Eucharystię, i pod nieobecność kapłana sami nią szafują. Nawet w Aleksandrii i w Egipcie każdy wtajemniczony z ludu (`ekastos kaì tôn en laô teloúnton) przez długi czas zachowuje u siebie Eucharystię i kiedy chce udziela sobie Komunii. Gdy bowiem dokona się ofiara kapłana, a dar ofiarny zostanie rozdzielony, ten kto go otrzyma najpierw jako całość, a potem codziennie przyjmuje po części, powinien móc słusznie wierzyć, że uczestniczy w nim i go przyjmuje od tego, kto mu go udzielił. Albowiem także w kościele kapłan udziela części, a ten kto go przyjmuje słusznie go dotyka, a to w ten sposób, że wkłada go swoją własną ręką do ust. Oba przypadki są zatem równoważne: albo ktoś przyjmuje od kapłana jakąś część, albo przyjmuje od razu pewną ich ilość”. Otto Nussbaum zauważa, że naczynia używane przy Komunii na rękę były zwykle tak pomyślane, aby brać Ciało Pańskie ustami (por. Die Handkommunion, op. cit., 21). Jednak ze względu na nadużycia przełożony klasztoru w Atripie, Szenuta († 466), którego chrześcijanie egipscy wysoko poważali, uznał się za zmuszonego do „stanowczego przeciwstawienia się temu, żeby jakikolwiek członek wspólnoty, opuszczając celebrację eucharystyczną brał ze sobą Hostie. „Kapłan lub diakon nie powinien udzielać tego przywileju temu, kto o to prosi; nawet cząstki o wielkości ziarnka gorczycy””. Leipordt, Schenute von Atripe und die Entschtehung des nationalägyptischen Mönchtums, TU NF, X, 1 (Lipsk 1903), 184; por. także s. 31. Cyt. F.J.Dölger, Die Eucharistie als Reiseschutz, op. cit., 240n.
[99] Kirche, Ökumene, Politik, Einsiedeln 1987, Johannes Verlag, 19.
[100] W prawosławiu w dalszym ciągu bierze się poważnie ostrzeżenie św. Cyryla Jerozolimskiego, wymagającego, aby czuwano, żeby nie spadła najmniejsza cząstka Ciała i najmniejsza kropla Krwi Chrystusa. I to nie tylko w teorii, ale także w praktyce, jak o tym świadczą różne przepisy bezpieczeństwa. Por. Christian Felmy, Customs and practices surrounding holy Communion in the eastern orthodox Churches, w: Bread of Heaven. Customs and Practices Surrounding Holy Communion, wyd. Charles Caspers, Gerard Lukken, Gerrard Rouwhorst, Kampen 1995, Kok Pharos Publishing House, 41-59 (tutaj: 47n).
[101] Instr. Memoriale Domini, 29 maja 1969, AAS 61 [1969], 542.
[102] Instr. Immensae caritatis, 29 stycznia 1973, AAS 65 [1973], 264-271 (tutaj: 270).
[103] Deklaracja z 2 maja 1972, Notitiae 8 [1972], 227.
[104] Por. AAS 61 [1969], 544.
[105] Por. Missarum Sollemnia, II, op. cit., 463.
[106] Die Handkommunion, op. cit., 28.
[107] Klaus Gamber, Ritus Modernus, op. cit., 52.
[108] AAS, 61 [1969], 543.
[109] Instr. Eucharisticum mysterium, n.9, AAS, 59 [1967], 547.
[110] Memoriale Domini, AAS, 61 [1969], 543.
Marian44 – nie mogę znaleźć odpowiedzi na pytanie – dlaczego kapłan w modlitwie na Przeistoczenie mówi… „bieżcie i jedzcie Z TEGO wszyscy…” Nasuwa się automatycznie w języku polskim pytanie: Z TEGO – Z CZEGO? a przecież Pan Jezus nie trzymał chleba w naczyniu/pojemniku,trzymał go w rękach i rozdawał swoim uczniom.
„Uczyńcie ją znaną całemu światu” – Matka Boża Nieustającej Pomocy
Nie będzie przesadą stwierdzenie, iż ikona Matki Bożej Nieustającej Pomocy znajduje się niemal w każdym kościele na świecie, a już na pewno w każdej diecezji. Jest to jeden z tych wizerunków Bożej Rodzicielki, który świadczy o powszechności kultu Kościoła i jednoczy wiernych w najodleglejszych zakątkach ziemi, którzy zanoszą swe prośby do Tej, która każdego dnia, każdej minuty – nieustannie – wstawia się do Trójcy Świętej, by wyjednać nam łaski, miłosierdzie i inne dary Dobrego Boga.
Oryginał jest przechowywany w Rzymie, w kościele św. Alfonsa de Liguori – w miejscu, które wedle tradycji wybrała sama Bogurodzica. Są różne hipotezy na temat genezy dzieła. Przypuszcza się, iż ikona mogła zostać namalowana w klasztorze Hilmadar na świętej górze Athos w Grecji albo też w Bizancjum, skąd z kolei trafiła na Kretę. Uznaniem wielu badaczy cieszy się pogląd, że autorem mógł być niejaki Andreas Rico de Candia, żyjący w XV wieku artysta pochodzący z Krety. W każdym razie ikona powstała gdzieś na terenach starożytnego Wschodu – istnieją nawet domniemania, że w pierwszych wiekach po Chrystusie, a postać, w jakiej dochowała się do naszych czasów, wynika z późniejszych przeróbek.
Sama wybrała swoje miejsce
Niedługo po namalowaniu obrazu – jeżeli przyjmiemy pogląd o kreteńskiej genezie – miał mieć miejsce jeden z pierwszych cudów związanych z wizerunkiem Madonny. Podczas przewożenia z greckiej wyspy do Rzymu życie załogi okrętu znalazło się w niebezpieczeństwie z powodu gwałtownej burzy, lecz pomoc Maryi przyniosła wszystkim ratunek. W XV wieku pojawiły się przekazy o pewnym kreteńskim kupcu, który przed śmiercią przekazał ikonę swojemu przyjacielowi. Najświętsza Panienka ukazała się jego córeczce we śnie, podając swój tytuł – „Nieustającej Pomocy” , a także wyrażając pragnienie, aby umieścić jej podobiznę w jednym z rzymskich kościołów pomiędzy bazyliką św. Jana na Lateranie a bazyliką Matki Bożej Większej. Matka dziewczynki przekazała ikonę do kościoła św. Mateusza pod opiekę augustianów, gdzie zasłynęła licznymi cudami.
Po zniszczeniu kościoła w 1798 roku przez wojska napoleońskie cudowny wizerunek został przeniesiony do kościoła Santa Maria in Posterula, gdzie spoczywał zapomniany przez około 70 lat. Gdyby nie brat Agostino Orsetti pochodzący ze wspólnoty kościoła św. Mateusza i pewien młodziutki ministrant, późniejszy redemptorysta, Michele Marci, zapomniano by o niej zupełnie. Brat mówił do chłopca: ,,Pamiętaj synu, że obraz Matki Bożej Nieustającej Pomocy znajduje się w górnej kaplicy, nie zapomnij o tym – to obraz cudowny!”. Po latach grunt, na którym stał zrujnowany już wówczas kościół św. Mateusza, zakupili redemptoryści. Nie podejrzewali wówczas, że posiedli teren, który Matka Boża upatrzyła sobie wiele lat wcześniej na miejsce swego sanktuarium. Na nim właśnie rozpoczęto budowę nowego kościoła Najświętszego Odkupiciela dedykowanego św. Alfonsowi de Liguori, założycielowi zgromadzenia ojców redemptorystów.
Rozsławienie cudownego wizerunku
Bracia poznali szczególną wartość zakupionej przez siebie ziemi dopiero, gdy pewien słynny jezuicki kaznodzieja przywołał wspomnienie dawnej chwały ikony Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Wtedy właśnie Michele Marci, który w wigilię Bożego Narodzenia 1858 rozpoczął nowicjat u redemptorystów, przypomniał sobie wszystko, co mu niegdyś przekazał brat Agostino Orsetti. Powiedział on swoim współbraciom, że widział ten obraz i wie, gdzie go odnaleźć. Przełożony generalny, dowiedziawszy się, iż obraz jest przechowywany w kościele Santa Maria in Posterula, napisał list do papieża Piusa IX, w którym prosił o zezwolenie na przekazanie ikony kościołowi Najświętszego Odkupiciela i św. Alfonsa de Liguori. Ojciec Święty wyraził zgodę. Właśnie wtedy miał powiedzieć przełożonemu redemptorystów: „Uczyńcie ją znaną całemu światu”. W roku 1866 ojcowie, a wśród nich Michele Marci, wybrali się, by przejąć cudowny obraz od ojców augustianów, który trzeba było oczyścić i odrestaurować.
Od tego momentu rozpoczął się kolejny etap w historii obrazu – rozsławienie go w całym katolickim świecie, wśród milionów wiernych różnych obrządków. Przyczyniły się do tego głównie misje i apostolat ojców redemptorystów, które dotarły z cudownym wizerunkiem Maryi m.in. do Rosji, Indii, Ameryki Łacińskiej, a nawet na Haiti czy do Etiopii. Na całym świecie powstały rozmaite bractwa mające na celu propagowanie kultu Matki Bożej Nieustającej Pomocy.
Ikona pasyjna z nutą nadziei
Warto powiedzieć kilka słów o charakterystyce formy wyrazu artystycznego tego niezwykłego dzieła, a przede wszystkim o znaczeniu konkretnych symboli zawartych w owym przedstawieniu Maryi. Należy zaznaczyć, że ikona nie będzie nigdy czymś w rodzaju fotografii czy naturalistycznego portretu przedstawionej na niej postaci. Jest próbą uchwycenia duchowego kształtu osoby. Ikona Matki Bożej Nieustającej Pomocy należy do rodzaju ikon pasyjnych, przedstawiających Matkę Bolesną z Dzieciątkiem Jezus, którego wzrok skierowany jest w stronę dwóch aniołów, ukazujących Mu narzędzia Jego męki.
Oblicze małego Jezusa nie jest jednak smutne. Ikona, mimo, iż przedstawia Matkę Bożą Bolesną i Pana Jezusa patrzących w przyszłość naznaczoną cierpieniem i straszliwą męką Syna Bożego, zawiera w swoim wyrazie aspekt zbawczej wartości wszystkich ziemskich bólów Jezusa i Maryi, która jest jednocześnie nadzieją grzeszników. Odnajdujemy zatem w tym przedstawieniu nie tylko Matkę przeczuwającą boleść swego Niepokalanego Serca z powodu niewinnej a okrutnej męki Syna, ale również Matkę grzeszników dodającą otuchy i budzącą nadzieję w sercach swych dzieci – wiernych Kościoła Chrystusowego.
Zgubiony sandał Jezusa
Twórca obrazu w ciekawy sposób przedstawia przenikanie się pierwiastków boskich i ludzkich w stosunku Matki Bożej do swego Syna. Z jednej strony spoczywa On na Jej rękach, w czym widać bezbronność dziecka, które znajduje bezpieczeństwo u matki, z drugiej jednak strony Matka ukazuje Syna, co stanowi odniesienie do bóstwa Chrystusa i roli Maryi jako pośredniczki między Bogiem i ludźmi. Matka Boża jakby usuwa się, wskazując na Niego. Jezus zdaje się doznawać lęku wobec cierpienia, które Go czeka w przyszłości. Dlatego ucieka się do matki, gubiąc przy tym jeden z sandałów. Jest to jeden z bardziej interesujących szczegółów ikony, dzięki któremu dostrzegamy wyraźniej człowieczeństwo Chrystusa Pana. Na czole Maryi widać gwiazdę, co bywa interpretowane jako symbol gwiazdy betlejemskiej, prowadzącej mędrców ze Wschodu do narodzonego Mesjasza. Tak samo Maryja, Gwiazda Zaranna, prowadzi nas do Jezusa, Światłości Przedwiecznej.
Zwróćmy uwagę na występowanie złotego koloru w obrazie. Złoto jest symbolem wszechobecności Bożej. Złote są również oczy Bogurodzicy, jakby przebóstwione – oczy Tej, która była pełna łaski, pełna Bożej miłości. Wszystko to udziela się wierzącym. Wpatrując się w ikonę wymieniamy spojrzenie z Maryją, bowiem Jej oczy z każdej perspektywy pozostają skierowane ku oczom patrzącego. Potęguję się dzięki temu wrażenie dialogu z Niepokalaną, która przez całą symbolikę obrazu namalowanego przez natchnionego artystę chce nam powiedzieć, że jest również naszą Matką i możemy uciec się do Niej w każdej naszej potrzebie i utrapieniu. Ona jest gwiazdą przewodnią dla wszystkich poszukujących drogi, Ona wie najlepiej, czego nam potrzeba, ponieważ trzyma w swych najdelikatniejszych dłoniach Tego, który jest Stwórcą i Panem naszych serc, najgłębiej utajonym celem naszego życia i nie dającym się ogarnąć szczęściem.
Emilia Górska-Obara i Filip Obara
mat
Za: PoloniaChristiana – pch24.pl (2017-11-30)
Bill Gates trzyma łapy także na Globalnym Banku Nasion
Svalbard Doomsday Seed Vault – «Ten, kto kontroluje nasiona, kontroluje świat…»
RAM 16 czerwiec 2020
Szczepionka: Gates promuje zakazaną technikę gene drive
«Fundacja Gatesów zapłaciła 1,6 miliona dolarów jednej z firm zajmujących się public relations za zmontowanie tajnej koalicji naukowców, której celem ma stać się zniesienie moratorium ONZ na eksperymenty z zastosowaniem techniki gene drive…»
RAM 16 czerwiec 2020
5G APOKALIPSA – Wyginięcie – Lektor PL
Znakomite, przygotowane niezwykle profesjonalnie – dowodowo – opracowanie naukowe o szkodliwości pól elektromagnetycznych, w tym zwłaszcza 5G i Wi-Fi dla wszelkiego życia na Ziemi. Należy tu zacytować wypowiedź z filmu Barie Trowera, eksperta od mikrofalowych broni, który stwierdził:
„ KAŻDY KTO ZAKŁADA Wi-Fi W SZKOŁACH, POWINIEN BYĆ ZAMKNIĘTY DO KOŃCA ŻYCIA. TA OSOBA NIE POWINNA CHODZIĆ PO POWIERZCHNI PLANETY !!!”
Wszystko co mówią rządy, lobbyści i przedstawiciele firm telekomunikacyjnych na temat nieszkodliwości promieniowania elektromagnetycznego, w tym zwłaszcza 5G, dla ludzkiego zdrowia i życia, jest KŁAMSTWEM !!! WSZYSTKO !!!
Zawarty w filmie pesymistyczny scenariusz rozwoju wydarzeń został opracowany ponad pół roku przed fałszywą pandemia Covi-19, którego pojawienie się było zaplanowane dużo wcześniej przez globalnych satanistycznych psychopatów. Czy ten plan będzie zrealizowany, zależy to od szybkości i przyśpieszenia zmian świadomości ludzi w skali globu.
Przede wszystkim NIE NALEŻY SIĘ BAĆ, ponieważ właśnie STRACH W SKALI MASOWEJ, ZWIĘKSZA MOŻLIWOŚCI REALIZACJI TEGO LUDOBÓJSTWA. Także GNIEW ZWIĘKSZA TE MOŻLIWOŚCI. Dlaczego, nie należy się BAĆ I WPADAĆ W GNIEW I ZŁOŚĆ ? Ponieważ, TO NIE CIAŁO POSIADA DUSZĘ, ALE DUSZA POSIADA CIAŁO, jako jeden z wielu skafandrów kosmicznych, we współczesnym przypadku, służącym do życia na Ziemi !!!
Jeśli zmiany świadomości będą niewystarczające, to jedynym wybawieniem od losu, jaki realizują dla ludzkości ciemne siły, może być przepowiadany od co najmniej kilku lat impuls słoneczny, który to zniszczy. Taki impuls w 1859 roku zniszczył sieci drutów telegraficznych na Półkuli Północnej.
Redakcja KIP
Serdeczne podziękowania dla twórców tego wspaniałego filmu, Sashy Stone’a i ekipy New Earth Project, za zgodę na opracowanie polskiej wersji. Jednocześnie, ze względu na wagę zagadnienia, prosimy o jak najszersze udostępnianie tego filmu.
Od Redakcji KIP:
Uzupełniający zestaw opracowań dokumentujący związek promieniowania elektromagnetycznego, w tym 5G, Wi-Fi i 4G z koronawirusem.
Podejrzenie ludobójstwa – 5G i CoV
Diana Wojtkowiak: Związek pandemii koronowirusa SARS CoV-2 z siecią 5G
Czy „Koronawirus” jest w rzeczywistości chorobą popromienną, powodowaną przez promieniowanie elektromagnetyczne, w tym 5G, Wi-Fi, 4G ?
Jak zwalczyć 5G, koronawirusa i rządzących kryminalistów, aby zapobiec ludobójstwu ?
Były pracownik Vodafone UJAWNIA- prawdziwe OBLICZE KORONAWIRUSA- Wezwanie POWSTAŃMY!
Czy to możliwe, że technologia 5G prowokuje rozprzestrzenianie się koronawirusa ?
Grypa, czy Choroba Radiacyjna
Zabójcze promieniowanie elektromagnetyczne
Pandemia? Albo głupota i fantazja … I co dalej? 13 kwietnia 2020 Obudź się !
NIESAMOWITY WYWIAD DAVIDA ICKE O AKTUALNEJ SYTUACJI W ŚWIECIE I PLANACH GLOBALNYCH PSYCHOPATÓW [ usuwany z youtube, vimeo i innych sieci]
Korelacja 5G z koronawirusem, a kościół katolicki i rząd
Wywiad: Perspektywa kontrwywiadu w sprawie wirusa Wuhan – syjonistyczny atak wojenny pod fałszywą flagą?
Już oficjalnie! KORONAWIRUS operacją „fałszywej flagi”! Robert D. Steele- list do Premiera!
Steele & Cassidy update, KORONAVIRUS i Memy, reset finansowy i więcej, 20 Marca 2020
Możliwe współzależności: koronawirusów, 5G, chemtrails, broni etnicznej i psychozy strachu – Ewa Pawela
Co kryje za sobą epidemia koronowirusa ?, Cz.1
Co to jest wirus? Nie to, co ci powiedziano… – Piątek, 17 kwietnia 2020 r
Nie możesz złapać wirusa, nie jest żywą częścią naszego świata – 14.04.2020.
Brak naukowego dowodu na istnienie tzw. wirusa-patogenu.
Zbrodnie ludobójstwa za pomocą szczepionek nie ulegają przedawnieniu. Demograficzna zagłada, czyli mistyfikacja H1N1
Sensacyjna wypowiedź Ambasadora USA o zdalnym zabijaniu ludzi technologią 5G
Uliczne latarnie LED wspierające sygnały 5G mają charakter ludobójczej broni
Google, Facebook, Neuralink pozwane za transfer broni technologicznej AI, współudział w ludobójstwie w Chinach i narażanie ludzkości na niewłaściwe użycie AI
Klub Inteligencji Polskiej 27/05/2020
Świat po epidemii
Już wiek XX był wiekiem inżynierii społecznych, wcielanych w życie przez tytanów myśli, takich jak Włodzimierz Lenin, Adolf Hitler, czy Józef Stalin, z niebywałym rozmachem, chociaż metodami brutalnymi i chamskimi. W wieku XXI, z którego tak dumni są mikrocefale, że przyszło im żyć akurat teraz, inżynierie społeczne rozwinęły się jeszcze bardziej, ale i jeszcze bardziej wysubtelniały. Owszem, jeszcze tu i ówdzie, na peryferiach świata, stosowane są metody brutalne i chamskie, ale generalnie dominuje dyskrecja, dzięki której coraz więcej ludzi, zwłaszcza tych, których umysłowość kształtowana jest przez niezależne media głównego nurtu, uważa, że żadnych społecznych inżynierii, przez starszych i mądrzejszych pogardliwie nazywanymi „teoriami spiskowymi”, nie ma, że to pełny rozwojowy spontan i odlot, słowem – że to wszystko naprawdę. I tego zadowolenia ze swego rozumu nic nie potrafi im zmącić, nawet kiedy słyszą, jak „głębocy ekologowie” uważają, iż dla dobra „planety” gatunek ludzki trzeba by było wytępić, gwoli udostępnienia Lebensraumu gatunkom dotychczas dyskryminowanym, żeby nie powiedzieć – uciśnionym przez ludzkich krwiopijców – bo retoryka głębokich ekologów jest bardzo podobna do marksistowskiej. Nie może być zresztą inaczej, skoro wyrasta ona z tego samego pnia, z którego wyrastają inne pozornie sprzeczne ze sobą, społeczne inżynierie. Bo są one rozmaite; radykalne i umiarkowane, jak na przykład inżynieria zalecana przez prof. Ehrlicha z pierwszorzędnymi korzeniami. W odróżnieniu od głębokich ekologów, którzy pewnie nie zdają sobie sprawy z antysemickiego charakteru swej społecznej inżynierii, bo przecież siłą rzeczy musiałaby ona objąć również bezcenny naród żydowski, pan prof Ehrlich tak daleko nie idzie i pozwala zachować gatunek ludzki, ale nie więcej, jak miliard osobników. Nie wyjaśnia, dlaczego akurat miliard, ale i bez tego możemy się domyślić, że po to, by było komu pożyczać pieniądze na wysoki procent.
Ale to są tylko inżynierie wycinkowe, podczas gdy od XIX wieku, a może nawet od czasów dawniejszych, mamy do czynienia z inżynierią całościową, obejmującą wszystkie aspekty egzystencji gatunku ludzkiego. Mam na myśli rewolucję komunistyczną, która przewala się przez świat od początku wieku XX – ale też ewoluuje – oczywiście nie w dziedzinie celów, które są cały czas takie same, tylko w dziedzinie strategii. Strategia bolszewicka została bowiem zarzucona nie tylko jako brutalna i chamska, a poza tym – ekonomicznie zawodna – na rzecz strategii „kulturowej”, której fundamenty położył jeszcze w latach 20-tych XX wieku Antoni Gramsci, którego myśl twórczo rozwinął Altiero Spinelli, którego inżynierię realizuje w Europie Unia Europejska, a w Ameryce Północnej – obłąkani docenci, co zainfekowali kulturowym marksizmem tamtejsze uniwersytety. Absolwenci tych uniwersytetów kierują instytucjami, dzięki czemu rewolucja prowadzona według tej strategii, nie jest skierowana przeciwko nim, tylko starannie wykorzystuje ich możliwości dla świętej sprawy. W rezultacie całe narody, otumanione przez niezależne media głównego nurtu, które też zostały pozyskane dla Sprawy, zostają zmuszone do finansowania działalności mającej na celu doprowadzenie ich do zguby, to znaczy – do przekształcenia ich w „nawóz Historii”.
Nadarzyła się sposobność
Rewolucja – jak to rewolucja – rozłożona jest na etapy. W pierwszym etapie promotorzy kładą nacisk na jutrzenkę swobody, co wyraża się w haśle: „zabrania się zabraniać”. Słowem – wprawdzie wszytko wolno, bo jużci – człowiek musi się samorealizować – ale nikt za skutki swojej samorealizacji nie odpowiada. Dobrą ilustracją jest dziedzina seksu. Wszyscy mogą, a nawet powinni, rżnąć się ze wszystkimi, bez względu na płeć, która zresztą też jest pojęciem płynnym – ale co ze skutkami tej radosnej swobody? Zabraniać niczego nie wolno, to jasne, więc w ramach społecznej inżynierii trzeba stworzyć system zachęt, z narzędziami do „bezpiecznego seksu”, a gdyby coś poszło nie tak, to również w postaci legalizacji ćwiartowania niewiniątek w specjalnych rzeźniach. O ile w strategii bolszewickiej promotorzy rewolucji stawiali na ludzką chciwość, dzięki czemu mogli z masowym poparciem doprowadzić do likwidacji własności prywatnej, to znaczy – do jednej z ważnych gwarancji autonomii człowieka względem władzy politycznej, to w nowej strategii postawili na beztroskę, czyli nieodpowiedzialność, zgodnie z zasadą permisywizmu; wszystko wolno, ale nikt za nic nie odpowiada. Ta zasada doprowadziła do znacznej destrukcji organicznych więzi społecznych, co doprowadziło tradycyjne, historyczne społeczności do stanu bezradności i bezsilności w obliczu tej cierpliwej i metodycznej strategii, skierowanej na uchwycenie władzy nad zdezorganizowaną większością przez zorganizowaną mniejszość. Zatem na etapie umizgów nie wolno było „zabraniać”, ale kiedy już się okazało, że proces degrengolady jest już bardzo zaawansowany, można było przejść do etapu następnego, czyli etapu surowości. Pojawiły się kategorie nie tylko potępione, ale również represjonowane – oczywiście w imię dobra powszechnego, żeby wszystkie człowieki były „braćmi” – w rodzaju „mowy nienawiści” i temu podobnych. Przynosiło to rezultaty, nie można powiedzieć, ale z punktu widzenia promotorów rewolucji te działania najwyraźniej zostały uznane za ślamazarne, co łatwiej zrozumieć, gdy uświadomimy sobie, że jeden z promotorów, stary żydowski grandziarz finansowy Jerzy Soros, liczy sobie lat 90 i zbyt długo czekać na frukta rewolucji nie może.
W tej sytuacji, niczym dar Niebios, trafił się zbrodniczy koronawirus, który dlaczegoś precyzyjnie uderza w schorowanych, nieproduktywnych starców, oszczędzając ludzi młodych, których można będzie potem skutecznie sproduktywizować. Tym razem promotorzy komunistycznej rewolucji nie stawiali ani na chciwość, ani na lekkomyślność, tylko – na instynkt samozachowawczy. Dzięki temu niemal na całym świecie rządy z dnia na dzień przejęły władzę dyktatorską, o jakiej nie mógł marzyć ani wybitny przywódca socjalistyczny Adolf Hitler, ani drugi wybitny przywódca socjalistyczny Józef Stalin. W dodatku Hitler otwarcie krytykował demokrację, w odróżnieniu od Stalina, lansującego demokrację „prawdziwą”, podczas gdy teraz rządy mają pełne usta demokratycznych frazesów, którymi swoją dyktatorską władzę osłaniają. Odwołanie się do instynktu samozachowaczego – w czym niezależne media głównego nurtu, zgodnie z leninowskimi normami o „organizatorskiej” funkcji prasy, kładą wiekopomne zasługi, ekscytując nastroje paniczne – sprawiło, że ta operacja nie napotkała prawie żadnego sprzeciwu, chociaż pod pretekstem epidemii z dnia na dzień narzucone zostały restrykcje nie tylko nie znane przedtem nawet w sytuacjach nadzwyczajnych, ale w dodatku – nie znajdujące żadnego uzasadnienia nawet w statystykach, według których liczba ofiar epidemii nie przekracza dzięsięciotysięcznych części procenta ludności świata. Nawiasem mówiąc, nawet te statystyki są zawyżone, bo zbrodniczemu koronawirusowi przypisuje się wszystkie przypadki zgonów, nawet gdyby człowiek zarażony koronawirusem wypadł z 10 piętra i się zabił, to jest rejestrowany jako ofiara epidemii. Wreszcie narzucane restrykcje przekraczają granice absurdu na przykład, gdy policja, która dopiero w takich okolicznościach, niczym kapral Priszybiejew z opowiadania Czechowa, może spełniać wszystkie swoje marzenia, łupi mandaty kierowcom tankującym samochody „bez wyraźnej potrzeby”.
Następstwa polityczne
Następstwa polityczne uchwycenia się sposobności, jaką stwarza zadekretowana epidemia, juz się objawiają, ale to zaledwie zwiastuny tego, co nas czeka. Przede wszystkim epidemia ogarnęła cały świat, nie zważając na polityczne granice. Wprawdzie lokalne, tubylcze rządy, skwapliwie skorzystały z tej okazji, by rozszerzyć swoje imperia na tereny dotychczas bezpańskie, to przecież sama logika wskazuje, że skoro zagrożenie ma charakter globalny, to i walka z nim też musi przybrać taki charakter. Musi być prowadzona w skali światowej, a skoro tak, to działania tubylczych rządów muszą być skoordynowane w skali światowej. Zatem musi pojawić się Koordynator, który będzie dyrygował rządami poszczególnych bantustanów – oczywiście dla Dobra Powszechnego. Tak oto spełni się program Alfiero Spinelliego, że trzeba zlikwidować historyczne narody, bo z nimi tylko same zgryzoty, a świat się męczy. Zapowiedzi takiej koordynacji w skali globalnej juz mamy, choćby w postaci deklaracji Billa Gatesa, że teraz będzie można podróżować tylko z certyfikatem odporności. Kto będzie takie certyfikaty wystawiał, w jaki sposób stwierdzał odporność, no i oczywiście – ile to będzie kosztowało – tego na razie jeszcze nie wiemy, ale nie ulega wątpliwości, że w stosownym momencie zostanie nam to objawione. Z tego może rozwinąć się potężny przemysł, podobnie jak z wypłukiwania złota z powietrza, w postaci handlu limitami dwutlenku węgla, ustanowionymi przez anonimowych Dobroczyńców Ludzkości. A przecież trzeba będzie jeszcze te certyfikaty kontrolować, więc na lotniskach, w portach i na granicach pojawią się zupełnie nowe formacje żandarmerii. Wprawdzie swoboda podróżowania nadal zostanie podstawowym prawem człowieka, ale pamiętamy, że i w Związku Sowieckim też była. Z tą może osobliwością, że do kolejki przed kasą biletową podchodził oficer NKWD i uprzejmie pytał: a dokąd do się wybieracie, grażdżanie? Zawsze się trafił jakiś jegomość bardziej od innych wrażliwy na prawa człowieka, który retorycznie pytał: a co, nie wolno? – na co oficer uprzejmie odpowiadał: wolno – ale po co? Wtedy kolejka znikała sprzed kasy, jakby rozwiało ją tornado i nic już nie kolidowało z podstawowymi prawami człowieka. Być może Koordynator pozostawi lokalne, tubylcze rządy, bo nie będzie mu się chciało użerać ze wszystkimi plemionami – ale wszystkie one – to znaczy, pardon – oczywiście nie wszystkie, tylko tę mniej wartościowe, będą miały pozostawione kompetencje wykonawcze, podobnie jak to zostało przetrenowane w bantustanach przyłączonych do Unii Europejskiej. Towarzyszyć będzie temu potężna propaganda, którą za pośrednictwem niezależnych mediów głównego nurtu będą faszerowani przede wszystkim „młodzi, wykształceni, z wielkich miast”, jako że ta kategoria jest bardziej zaawansowana niż inne w utracie poczucia rzeczywistości. O schorowanych starców nikt zabiegał nie będzie, bo epidemia zbrodniczego koronawirusa znacznie przetrzebi ich szeregi.
Następstwa ekonomiczne
Tutaj zmiany będą największe i to nie tylko na skutek wyłączenia pod pretekstem epidemii całych segmentów gospodarki w poszczególnych krajach, ale przede wszystkim w gospodarce światowej, która juz przecież odczuwa skutki ekonomicznej wojny między Stanami Zjednoczonymi i Chinami. Chińska gospodarka wysunęła się na pierwsze miejsce w świecie, co musiało budzić – no i budziło zaniepokojenie w Ameryce, bo przecież ono właśnie umożliwiło wygranie wyborów Donaldowi Trumpowi. Wprawdzie Chiny stały się gospodarczy m potentatem, ale dolar po staremu pozostał walutą światową, z czego USA ciągną grubą rentę, czego pilnuje potężna amerykańska armia. Obecnie, ponieważ pierwszym ogniskiem epidemii stały się Chiny, może pojawić się presja na ograniczenie gospodarczych kontaktów z Chinami, bo juz teraz pojawiły się opinie o zaletach gospodarczej samowystarczalności – żeby aspirynę I witaminę C można było jednak wytwarzać samemu. Myślę, ze rządy już nie zrezygnują z uchwyconej kontroli nad gospodarką, co widać również i u nas, gdzie okazało się, że „kapitał ma narodowość”. A skąd możemy wiedzieć, że kapitał ma odpowiednią narodowość? To proste, jak budowa cepa. Wtedy, kiedy jest państwowy. Toteż pod pretekstem walki z następstwami restrykcji spowodowanych koniecznością walki ze zbrodniczym koronawirusem, dojdzie do radykalnej kuracji przeczyszczającej w gospodarce. Przede wszystkim średnie firmy albo znikną, albo zostaną przejęte pod kontrolę państwa, bo małe będą już całkowicie zależne od banków i urzędników. Podobna operacja odbyła się w III Rzeszy, gdzie pod pretekstem wojny państwo przejęło całkowitą kontrolę nad przedsiębiorstwami de nomine prywatnymi – o czym w swoich pamiętnikach pisze Albert Speer.
Nasili się też fiskalna eksploatacja obywateli, bo przecież na kogoś muszą zostać przerzucone koszty wszystkich „tarcz” antykryzysowych. Na razie są one finansowane w ten sposób, ze najpierw Polski Fundusz Rozwoju, spółka akcyjna Skarbu Państwa wypuści obligacje, które następnie będą skupowały banki komercyjne. A dlaczego będą skupowały te obligacje? A dlatego, że wykupi je co do jednej Narodowy Bank Polski, a potem „umorzy”. A skąd Narodowy Bank Polski weźmie pieniądze na wykupienie tych obligacji, których wartość przekroczy 300 mld złotych? Ano stąd, co zawsze; to znaczy – puszczając w ruch maszyny drukujące pieniądze. Wprawdzie konstytucja w art. 220 ust. 2 zakazuje pokrywania deficytu budżetowego kredytem NBP, ale po pierwsze – nie będzie żadnego „deficytu budżetowego”, bo przecież Polski Fundusz Rozwoju nie jest budżetem, więc może wypuszczać obligacje, podobnie jak robi to państwowy ZUS. Banki komercyjne mogą inwestować według swego uznania, więc dlaczego nie w obligacje PFR? Nawet powinny, bo dobrze jest, jak w gospodarce rynkowej, zwłaszcza takiej, jak u nas, przedsiębiorstwa „robią na rękę” rządowi. Poza tym żadnego ryzyka nie ma, bo wiadomo, że NBP obligacje te wykupi i nie będzie to żadne „pokrywanie deficytu”, którego przecież nie ma, tylko zwyczajne inwestowanie NBP na „rynku finansowym”. A że potem obligacje „umorzy”, to cóż w tym takiego? Jak widać, można wypłukiwać złoto z powietrza – ale to tylko pozór, bo emitując obligacje, PRF wypuści na rynek ogromne ilości pieniądza, a zgodnie z prawem podaży i popytu, jeśli na rynku przybywa pieniądza, to staje się on tańszy, a to z kolei oznacza, że rosną ceny. Jak rosną ceny, to rosną też podatki, np. VAT i akcyza, które są procentem od ceny. Tak naprawdę wygląda wypłukiwanie złota z powietrza, więc opinie, że ta cała operacja przyniesie korzyść jedynie, a przynajmniej – przede wszystkim bankom – nie są pozbawione podstaw. Niezależnie od tego, że w efekcie walki ze zbrodniczym koronawirusem państwo będzie przejmowało coraz większą kontrolę nad sektorem prywatnym, to jest też prawdopodobne, że ten sektor znacznie się skurczy, nawet jeśli nie przejdzie pod zarząd państwowy. Znaczna część drobnych przedsiębiorstw nie będzie miała innego wyjścia, jak poddać się kontroli korporacji, a one już tam znajdą drogę do serc urzędników, którzy przecież też potrzebują wypić i zakąsić tym bardziej, ze gwoli zwalczania skutków restrykcyjnych poczynań rządu będą starali się udowodnić swoją niezbędność. W ten oto sposób cel rewolucji komunistycznej w postaci likwidacji, a przynajmniej ograniczenia uprawnień właścicielskich albo zostanie zrealizowany, albo gwałtownie się do tego celu przybliży. Warto w tym kontekście zwrócić uwagę, że w związku z nałożonymi przez amerykański rząd restrykcjami, w USA gwałtownie wzrosła sprzedaż broni. Być może ludzie kupują sobie broń na wszelki wypadek, kiedy np., na skutek restrykcji dojdzie do rozruchów, ale może intuicyjnie czują, że motywem alternatywą wobec rysujących się ekonomicznych skutków walki z epidemią, może być zmiana konwencji, do czego broń jest jak najbardziej potrzebna.
Następstwa ideologiczne
Walka ze zbrodniczym koronawirusem doprowadziła do zamknięcia kościołów, to znaczy – kościołów chrześcijańskich, bo muzułmanie po staremu gromadzą się w meczetach, a policja patrzy na to przez palce, bo przecież takiemu jednemu z drugim policjantowi życie też jest miłe. Warto zwrócić uwagę, że czegoś takiego nie było nawet za Nerona, chociaż Kościół egzystował w głęboki podziemiu, w „katakumbach”, a praktyki religijne były szalenie niebezpieczne. Ale wtedy nikomu, nawet poganom, nie przychodziło do głowy, że życie jest wartością „najwyższą”. Przeciwnie – liczne rzesze świętych męczenników uważały, że wcale tak nie jest, bo gdyby uważali inaczej, to nie zostaliby świętymi męczennikami. Skoro jednak życie zostało uznane za wartość „najwyższą” – co znalazło nawet wyraz w zmienionym przez papieża Franciszka Katechizmie Kościoła katolickiego, w którym kara śmierci została uznana za sprzeczna z chrześcijaństwem – to nic dziwnego, że instynkt samozachowawczy staje się dla wszystkich głównym motywem egzystencji. Po co ta egzystencja – tego nikt dokładnie nie wie – ale w ten właśnie sposób osiągnięty został kolejny cel rewolucji komunistycznej, w postaci przynajmniej sprowadzenia Kościoła do specyficznego przedsiębiorstwa przemysłu rozrywkowego, bo w takiej postaci nie będzie już przedstawił dla promotorów komunistycznej rewolucji żadnego zagrożenia.
Stanisław Michalkiewicz
Felieton • Portal Informacyjny „Magna Polonia” (www.magnapolonia.org) • 13 czerwca 2020