OJCU, SYNOWI I DUCHOWI ŚWIĘTEMU

marian44

Grzech Sodomy był „brakiem gościnności”, a nie homoseksualizmem.

Na polecenie Franciszka, Papieska Komisja Biblijna wydaje książkę, mówiąc, że grzech Sodomy był „brakiem gościnności”, a nie homoseksualizmem.

LifeSite donosi, że w książce będziemy mogli między innymi przeczytać takie zdanie: „Historia miasta Sodomy ilustruje grzech polegający na braku gościnności, wrogości i przemocy wobec nieznajomego, zachowania uznanego za bardzo poważne i dlatego zasługujące na sankcję z najwyższą surowością.” Źródła, z którymi skonsultowało się LifeSite, opisały traktowanie grzechu Sodomy w książce jako „całkowitą banalność”. Jeden z teologów po zapoznaniu się z treścią książki miał wykrzyknąć: „Dzięki Bogu, to nie jest magisterium”.

 

„Zanim jeszcze udali się na spoczynek, mieszkający w Sodomie mężczyźni, młodzi i starzy, ze wszystkich stron miasta, otoczyli dom, wywołali Lota i rzekli do niego: «Gdzie tu są ci ludzie, którzy przyszli do ciebie tego wieczoru? Wyprowadź ich do nas, abyśmy mogli z nimi poswawolić!» Lot, który wyszedł do nich do wejścia, zaryglowawszy za sobą drzwi, rzekł im: «Bracia moi, proszę was, nie dopuszczajcie się tego występku!”

Księga Rodzaju.

Papieska Komisja Biblijna Watykanu wydaje nową książkę, twierdząc, że grzech Sodomy był „brakiem gościnności”, a nie homoseksualizmem. Odwołując tradycyjne rozumienie grzechu Sodomy, Papieska Komisja Biblijna wysuwa następujące twierdzenie: „Jednak historia nie ma na celu przedstawienia obrazu całego miasta zdominowanego przez nie dające się powstrzymać homoseksualne pragnienia, potępia raczej zachowanie jednostki społecznej i politycznej, która nie chce przyjmować cudzoziemca z szacunkiem, a zatem twierdzi, że go poniża, zmuszając go do zniesławienia.”

Zatem w tym, co wielu postrzega jako próbę normalizacji homoseksualizmu w Kościele katolickim, Watykan wydał nową książkę, która redukuje grzech Sodomy do jakże naiwnego „braku gościnności”. Drodzy Czytelnicy w 2019 roku nastąpiły wielkie zmiany w Kościele rzymskokatolickim, dokonane przez Watykan, przy czym być może dwie największe to stworzenie fundamentów przez papieża Franciszka dla jednej religii światowej: Chrislamau i ogromne przygotowania do przyjęcia LGBTQ + P.

Nie tak dawno pokazaliśmy nawet, jak Watykan pomógł sfinansować biografię Eltona Johna „Rocketman” wraz z pierwszą gejowską sceną seksu dla mężczyzn w dużym filmie z Hollywood. Ale aby w pełni powitać LGBTQ + w Kościele rzymskokatolickim, biblijna relacja o Sodomie i Gomorze musi zostać oczyszczona z przekonującej prawdy o homoseksualnym stylu życia, a Watykan zrobił to dokładnie z wydaniem nowej książki.

W Sodomie i Gomorze nie brakowało gościnności. Nie. Grzechem tego miejsca było małżeństwo osób tej samej płci, sodomia mężczyzn i wszystko inne, co towarzyszy gejowskiemu stylowi życia, który Bóg potępia w obu Testamentach. Właśnie, dlatego papież Franciszek poprosił Watykan o wydanie nowej książki, aby zachęcić LGBTQ + do wejścia do Kościoła rzymskokatolickiego. Bergoglio spędził lata na zdobywaniu przychylności tych środowisk, a ta nowa książka będzie wisienką na szczycie ekumenicznych osiągnięć Franciszka, z resztą Franciszek stwierdził wprost: „Bóg stworzył cię gejem i takiego cię kocha.”

Najbliższe lata będą czasem wielkich przemian, kluczowe wydarzenia i prorocze wizje będą realizować się na naszych oczach, a jeżeli Watykan utrzyma bieżącą linię nauczania, wówczas herezja wypełni miejsce święte. Jeżeli chodzi o nas to nadal będziemy stać na pierwszej linii frontu czasów, będziemy interpretować globalne wydarzenia i przedstawiać je na naszej platformie, która przed laty została stworzona właśnie do tej misji.

LifeSite donosi, że w książce będziemy mogli między innymi przeczytać takie zdanie: „Historia miasta Sodomy ilustruje grzech polegający na braku gościnności, wrogości i przemocy wobec nieznajomego, zachowania uznanego za bardzo poważne i dlatego zasługujące na sankcję z najwyższą surowością.” Źródła, z którymi skonsultowało się LifeSite, opisały traktowanie grzechu Sodomy w książce jako „całkowitą banalność”. Jeden z teologów po zapoznaniu się z treścią książki miał wykrzyknąć: „Dzięki Bogu, to nie jest magisterium”.

Pozycja zatytułowana: Czym jest człowiek? Plan Podróży Antropologii Biblijnej (Che cosa è l’uomo? Un itinerario di antropologia biblica) została wydana przez Papieską Komisję Biblijną (PBC) i stara się zbadać biblijne rozumienie osoby ludzkiej. Jezuita Ojciec Pietro Bovati, sekretarz Papieskiej Komisji Biblijnej, powiedział, że dzieło zostało wykonane na wyraźne życzenie papieża Franciszka. Książka składa się z czterech rozdziałów: Człowiek stworzony przez Boga (rozdz. 1); Człowiek w ogrodzie (rozdz. 2); Ludzka rodzina (rozdz. 3); Człowiek w historii (rozdz. 4).

Nowe podejście do homoseksualizmu znajduje się w rozdziale trzecim, w części zatytułowanej „transgresyjne sposoby”, która obejmuje również kazirodztwo, cudzołóstwo i prostytucję. Traktowanie homoseksualizmu zaczyna się od stwierdzenia, że ​​„instytucja małżeństwa, utworzona przez stabilny związek między mężem i żoną, jest stale prezentowana jako oczywista i normatywna przez całą tradycję biblijną. Nie ma przykładów legalnie uznanych „związków” między osobami tej samej płci ”.

Komisja zauważa następnie pojawienie się, szczególnie na Zachodzie, „głosów sprzeciwu” w odniesieniu do „antropologicznego podejścia pisma świętego, rozumianego i przekazywanego przez Kościół w jego normatywnych aspektach”. Autorzy kontynuują:

„Wszystko to ocenia się jako odzwierciedlenie archaicznej, historycznie uwarunkowanej mentalności. Wiemy, że różne afirmacje biblijne, w sferze kosmologicznej, biologicznej i socjologicznej, były stopniowo uważane za przestarzałe wraz z postępującą afirmacją nauk przyrodniczych i ludzkich.

Podobnie – niektórzy to wywnioskowali – nowe i bardziej adekwatne rozumienie osoby ludzkiej narzuca radykalne zastrzeżenie wyłącznej wartości związków heteroseksualnych, na korzyść podobnej akceptacji homoseksualizmu i związków homoseksualnych jako uzasadnionego i godnego wyrazu człowieka.

Co więcej – jak się czasem dowodzi – Biblia mówi niewiele lub nic o tego rodzaju związkach erotycznych, których w związku z tym nie należy potępiać, również dlatego, że często są one nadmiernie mylone z innymi nienormalnymi zachowaniami seksualnymi. Dlatego wydaje się konieczne zbadanie fragmentów Pisma Świętego, w których problem homoseksualny jest przedmiotem homoseksualizmu, w szczególności tych, w których jest on potępiany i krytykowany.”

Źródło w Rzymie skomentowało sposób traktowania homoseksualizmu w książce, mówiąc: „Ta książka jest całkowitą banalnością, o czym świadczy przede wszystkim fakt, że może być nadużywana przez wszystkich”. Podczas gdy Papieskiej Komisji Biblijnej nie można wprost oskarżyć o zwykłe popieranie wyżej wymienionych stanowisk, to jednak z pewnością idzie ona daleko w jej ukonstytuowaniu, szczególnie w traktowaniu grzechu Sodomy.


Za; globalne-archiwum.pl

autor: Fratria

Papieska Komisja Biblijna: grzech sodomski nie był związany z homoseksualizmem, lecz niegościnnością wobec cudzoziemców

***

W zeszłym miesiącu Papieska Komisja Biblijna opublikowała książkę pt. „Czym jest człowiek? Przewodnik po antropologii biblijnej”. Jak oświadczył sekretarz owego gremium, włoski jezuita ks. Pietro Bovati, dzieło powstało na specjalne życzenie Franciszka i jest wynikiem „systematycznego antropologicznego odczytania Biblii”.

Nie ma wątpliwości, że praca stara się przedstawić w nowym świetle chrześcijańską wizję człowieka oraz jego natury. Nowe podejście – jak piszą autorzy – ma wynikać z wykorzystania osiągnięć współczesnej humanistyki do analizy tekstów biblijnych, unikając przy tym powtarzania twierdzeń, które związane były z kulturowym kontekstem przeszłości. Widać to szczególnie na kilkunastu stronach książki poświęconych problemowi homoseksualizmu.

Autorzy publikacji starają się przedstawić praktyki homoseksualne jako zjawisko etycznie neutralne i nie podlegające osądowi moralnemu. Oczywiście wspominają o znajdujących się zarówno w Starym, jak i Nowym Testamencie tekstach potępiających stosunki jednopłciowe, jednak starają się maksymalnie stępić ostrze tej krytyki. Dokonana przez nich reinterpretacja najdalej posunięta jest w przypadku omówienia biblijnej historii zagłady Sodomy.

Do tej pory cała tradycja Kościoła była w tym względzie jednomyślna: miasto skazane zostało na zagładę z powodu grzechu, jakiego chcieli się dopuścić jego mieszkańcy na aniołach, czyli zbiorowego gwałtu homoseksualnego. Nieprzypadkowo więc przez całe wieki homoseksualizm określany był mianem sodomii. Pamiętajmy, że w miastach kananejskich stosunki między mężczyznami uważano za normę kulturową. Dopiero judaizm jako pierwsza religia na świecie potępił tego typu akty. Biblia nazywa zresztą homoseksualizm obrzydliwością w oczach Boga.

Autorzy książki „Czym jest człowiek?” poradzili sobie z tą trudnością. Zgodnie z ich interpretacją, mieszkańcy Sodomy zasłużyli na zniszczenie miasta nie z powodu swych zachowań seksualnych, ale dlatego, że nie byli gościnni dla obcokrajowców. Godne potępienia nie są zatem akty homoseksualne, lecz takie postępowanie poszczególnych jednostek oraz zbiorowości, które prowadzi do nieprzyjmowania cudzoziemców z należnym ich szacunkiem. W książce możemy więc przeczytać:

Podsumowując, musimy zatem powiedzieć, że historia miasta Sodomy (a także miasta Gabaa) ilustruje grzech polegający na braku gościnności, na wrogości i przemocy wobec nieznajomego, na występku uważanym za wyjątkowo poważny i dlatego zasługującym na ukaranie z najwyższą surowością, ponieważ odrzucenie innego, potrzebującego i bezbronnego nieznajomego jest zasadą rozpadu społecznego, niosącą w sobie śmiertelną przemoc, która zasługuje na odpowiednią karę.

Zgodnie z tą interpretacją Sodoma została więc zniszczona z powodu swej otwartej ksenofobii i zamknięcia się na obcych. W tym ujęciu to nie homoseksualizm, ale niezgoda na przyjmowanie imigrantów i uchodźców może być dziś uznana za grzech sodomski.

Książka wydana przez Papieską Komisję Biblijną nie stanowi części oficjalnego nauczania Kościoła. Jednak – jak zauważają niektórzy watykaniści – publikacja wspomnianego przewodnika po antropologii biblijnej uważana jest za element przygotowań do kolejnych edycji Katechizmu Kościoła Katolickiego, które mają się ukazywać się z nowymi uzupełnieniami. Dzięki temu po raz pierwszy w katechizmie pojawi się m.in. pojęcie „grzechu ekologicznego”. Niewykluczone, że znajdzie się w nim również nowe ujęcie grzechu sodomskiego. Zapewne czeka nas jeszcze wiele nowości.

__

Judeochrześcijaństwo: co oznacza to słowo? Czy w ogóle coś znaczy?

Judeochrześcijaństwo. Słowo to przebojem wdarło się na polityczne salony, łamy prestiżowych pism. Używają go złotouści politycy i ludzie pióra czy ekranu. Często posługują się nim amerykańscy neokonserwatyści i zapatrzona w nich część Polaków. Moda i zgodność z rzeczywistością to jednak dwie różne rzeczy. Okazuje się, że „judeochrześcijaństwo” po prostu nie istnieje – ani w sensie teologicznym, ani cywilizacyjnym. 

Sokrates wiedział, że kluczem do poznania prawdy o świecie jest poznanie definicji rzeczy. Mądrego słuchać warto, zacznijmy więc od definicji:

Chrześcijaństwo wymaga uznania Chrystusa za Boga i Trójcy Świętej.

Mozaizm to religia objawiona wyznawana przez Izraelitów w czasach przed przyjściem Chrystusa.

Judaizm to religia żydów, którzy nie uznali Bóstwa Chrystusa, Trójcy Świętej ani Nowego Testamentu.  Ograniczają się do Starego Testamentu i dołożyli do niego pisma takie jak Talmud.

Przy tak zdefiniowanych pojęciach jasno widać, że pojęcie „judeochrześcijaństwo” jest wątpliwe, o ile nie wewnętrznie sprzeczne. Judaizm nie aprobuje bowiem istoty chrześcijaństwa (Bóstwa Chrystusa, Trójcy Świętej); odrzuca też święte pismo chrześcijan (Nowy Testament). Różnice nie dotyczą tu cech drugorzędnych, akcydentalnych, lecz kwestii kluczowych, istotnych, najważniejszych, wyróżniających daną religię.

 

Teologiczne różnice

Zbadanie relacji judaizmu i chrześcijaństwa to niełatwa sprawa. Wymaga lat studiów, poznania przedstawicieli drugiej strony, dogłębnych badań historycznych. Może wręcz poświęcenia całego życia poznaniu tej kwestii. To właśnie uczynił ksiądz profesor Waldemar Chrostowski.

Jak zauważył ów naukowiec, religia żydowska w czasach Starego Testamentu opierała się na ofiarach składanych przez kapłanów z pokolenia Lewiego [YouTube/Sumienie Narodu]. Sytuacja zmieniła się jednak po zburzeniu świątyni w Jerozolimie przez Rzymian w 70. roku po Chrystusie. Wraz ze świątynią skończyły się ofiary, a składających je kapłanów zastąpili rabini. Miejscem zgromadzeń stały się synagogi – funkcjonujące już wcześniej, lecz teraz podniesione do kluczowej roli. W roku 220 powstał istotny dla de facto nowo powstającej religii tekst – Miszna. Nie zawierał on cytatów z Pisma Świętego – twierdzi uczony. Wywołało to zarzuty chrześcijan, co z kolei skłoniło judaistów do zwiększenia roli Pisma Świętego. Niemniej sami rabini nie uznają swej religii za wywodzącą się z Pisma Świętego – twierdzi ksiądz profesor Chrostowski. Duchowny podkreśla też, że w źródłowych tekstach rabinicznych obraz Pana Jezusa, Maryi i chrześcijaństwa jest bardzo negatywny.

Dialog chrześcijańsko-żydowski w większości przypadków obejmuje jednak kwestie poza-teologiczne. Zazwyczaj bowiem rabini nie chcą rozmawiać o wierze, nie chcą podejmować debaty o Jezusie Chrystusie. Tymczasem słowa Jana Pawła II z 13 kwietnia 1986 roku brzmią „jesteście naszymi braćmi umiłowanymi i – można powiedzieć – w pewien sposób naszymi starszymi braćmi”. Jednak w polskim tłumaczeniu pominęto słowa „w pewien sposób” – zauważa ksiądz Chrostowski. W tej właśnie wersji wielokrotnie je powielano i powiela po dzień dzisiejszy.

W tym świetle trudno nie zgodzić się ze słowami księdza profesora Tadeusza Guza. – Dlatego ośmielam się powiedzieć, że niedozwolone jest w ustach prawdziwego katolika łączenie tych pojęć i mówienie o judeochrześcijaństwie. Wtedy Chrystus nie byłby dla takich katolików pełnią Objawienia, pełnią Prawa Starego i Nowego Przymierza, pełnią Prawdy Objawionej w Starym i Nowym Przymierzu, pełnią Miłości Starego i Nowego Przymierza. Tylko wiara katolicka nie jest pochodzenia ludzkiego. I tylko religia katolicka nie pochodzi od ludzi – podkreślił duchowny w styczniu 2019 roku w wykładzie na zaproszenie „Pobudki”.

 

Chodzi o cywilizację?

Ale może judeochrześcijaństwo to po prostu termin określający pewną wspólną moralność podzielaną przez chrześcijan i żydów? Chodziłoby więc nie tyle o teologię, ile o cywilizację. Cóż, zarówno żydzi, jak i chrześcijanie uznają świat za dobry, a człowieka za wyższego od przyrody. Szanują też rodzinę. Na to zwrócił uwagę Tomasz Terlikowski „w sposób oczywisty termin tradycja judeochrześcijańska nie odnosi się jednak do tych wspólnot. Ale pewnej wspólnoty ideowej, przedteologicznej, którą łączy judaizm i chrześcijaństwo. Określić ją można odwołaniem się do tej samej matrycy antropologicznej pochodzącej z księgi Rodzaju”.

Zdaniem publicysty „jej istotą jest przekonanie, że to Bóg stworzył świat i nadał mu Prawo, któremu ów świat podlega, że człowiek stworzony jest na obraz i podobieństwo Boże, i wreszcie, że źródłem zła na świecie jest grzech pierwszych rodziców (choć tu widać już wyraźne różnice teologiczne w rozumieniu tego terminu). Obie te religie przyjmują także, że wzorem wiary jest postawa Abrahama, czyli zaufanie, zawierzenie Bogu. I właśnie ta matryca stanowi fundament naszej cywilizacji, która jest judeochrześcijańska” [fronda.pl].

Jednak istnieją także niemniej istotne różnice cywilizacyjne (wynikające zresztą z teologii). Na jedną z nich uwagę zwraca sam dr Terlikowski, gdy podkreśla, że judaizm – w przeciwieństwie do chrześcijaństwa – stanowi głównie religię prawa, a chrześcijaństwo – ontologii. Wiąże się to z opisaną przez Feliksa Konecznego sakralnością cywilizacji żydowskiej – braku rozróżnienia na prawo świeckie i religijne (co częściowo zmieniło się w Izraelu, który powstał w oparciu o świecki syjonizm).

Co więcej, cywilizacji żydowskiej obcy jest uniwersalizm – judaizm pozostaje zatem w tej kwestii często na antypodach podejścia chrześcijańskiego, wyrażonego choćby przez świętego Pawła: „nie ma już Żyda ani poganina, nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny ani kobiety, wszyscy bowiem jesteście kimś jednym w Chrystusie Jezusie” [Ga 3,28]. To religia narodowa – aby stać się żydem (wyznawcą judaizmu) należy zazwyczaj być Żydem (narodowym).

Ową niechęć do uniwersalizmu widzimy również we współczesnym Izraelu. W 2018 roku w Izraelu przegłosowano prawo uznające, że wyłącznie naród żydowski dysponuje prawem do samostanowienia, a hebrajski uznano za jedyny oficjalny język Izraela. Osadnictwo narodowe uznano za wartość o charakterze narodowym i zalecono państwu jego promocję [liberte.pl].

Gdyby ktoś łudził się jeszcze, że Izrael to kraj wielonarodowy, to niech zapozna się z odpowiedzią Binjamina Netanjahu udzieloną na Twitterze aktorce Rotem Seli. Gdy ta zażądała, by rząd uznał Izrael za kraj „wszystkich obywateli”, odpowiedział, że „zgodnie z przyjętym podstawowym prawem narodowym Izrael to państwo narodowe Żydów – i tylko ich” [dorzeczy.pl]. Cywilizacja żydowska to zatem cywilizacja oparta (przez większość dziejów) na sakralnym prawie oraz (nadal) na swego rodzaju nacjonalizmie. Pozostaje zatem w sprzeczności z cywilizacją łacińską.

Wróćmy jednak do owej wspólnej matrycy antropologicznej wspomnianej przez doktora Terlikowskiego. Owszem, można docenić judaizm (i cywilizację żydowską) za nieuleganie w pełni szalejącej dziś rewolucji obyczajowej. Zwróćmy jednak uwagę na sprawy takie jak rozwody czy aborcja – odrzucane w cywilizacji łacińskiej jako sprzeczne z prawem naturalnym. Czy judaizm stoi w tej kwestii po naszej stronie? Oddajmy głos samym żydom.

Jak czytamy na stronie Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Poznaniu [poznan.jewish.org.pl] „od tysięcy lat judaizm nie przeciwstawia się rozwodom. Zawsze były one akceptowane, aczkolwiek traktowane jako zło konieczne. Judaizm utrzymuje, że lepiej, by para się rozeszła, niż żyła razem w ciągłym konflikcie i niechęci. Zgodnie z prawem żydowskim mężczyzna może rozwieść się z kobietą z dowolnego powodu. Lub bez powodu. Talmud  głosi, że do rozwodu może dojść, gdy żona źle przyrządziła kolację lub po prostu dlatego, że mężowi podoba się bardziej inna kobieta”.

Istnieją wprawdzie pewne przepisy do rozwodu zniechęcające i czyniące go kosztownym, jednak to zbyt mało. Zauważmy, że żydowska tolerancja dla rozwodów wywodzi się z teologii. Wszak już w Starym Testamencie Mojżesz zezwala na rozwód. Następnie jednak Chrystus podkreśla, że dopuścił to tylko z uwagi na „zatwardziałość serc”.

W myśl Nowego Prawa – chrześcijańskiego – rozwody i branie nowych partnerów są zakazane. Tymczasem – jak czytamy na stronie poznańskiej Gminy Wyznaniowej Żydowskiej, w tradycyjnym liście rozwodowym mąż stwierdza „[…]raczej, że kobieta staje się wolna i może wyjść za mąż za innego mężczyznę”. Nie chodzi więc li tylko o coś w rodzaju separacji. Judaizm nie uznając Chrystusa, nie uznał też pełni Jego nauki o małżeństwie – choć ta stanowi po prostu powrót do naturalnego ładu z początków istnienia ludzkości.

Dwuznaczne podejście judaizmu do małżeństwa staje się bardziej zrozumiałe, gdy zdamy sobie sprawę, że niektóre odłamy judaizmu przez długie stulecia już po Chrystusie dopuszczały poligamię. Według Żydowskiego Instytutu Historycznego [jhi.pl] za wzór i regułę życia cnotliwego uznawano monogamię. Mimo to „w średniowieczu – głównie pod wpływem islamu – bigamia i poligamia była praktykowana przez Żydów, zwłaszcza w krajach orientalnych, ale także w pewnym zakresie w Europie” – pisze Rafał Żebrowski. Ostatecznie monogamię przyjęto około 1000 roku po Chrystusie (zwłaszcza u Żydów aszkenazyjskich).

Stanowisko judaizmu (ortodoksyjnego) w kolejnej ważnej sprawie moralnej – w kwestii aborcji – pozostaje bliższe katolickiemu. Uznaje on bowiem zasadę świętości życia. Jednak nawet żydzi z nurtu ortodoksyjnego nie uznają zasadniczo pełnej równości moralnej matki i płodu. „Embrion i płód nie mają w judaizmie statusu pełnego człowieka – bo nimi jeszcze nie są. Jednocześnie jednak – od momentu zapłodnienia – są potencjalnym życiem i zyskują stale na wartości w procesie przebiegu ciąży” – pisze Piotr Jędrzejewski [poznan.jewish.org.pl]. Co więcej, również wśród ortodoksyjnych rabinów pojawiają się poglądy dopuszczające aborcję w przypadku przewidywanych cierpień dziecka nienarodzonego, zagrożenia zdrowia psychicznego matki lub ciąży wskutek czynu zabronionego.

Bardziej „postępowy” jest judaizm (z nazwy!) konserwatywny oraz reformowany.  Emblematyczny jest też przykład państwa Izrael – gdzie kobieta pragnąca dokonać aborcji musi pojawić się przed 3-osobowym komitetem i złożyć wniosek o aborcję. Nie istnieją jednak odgórne restrykcje dotyczące zakazu aborcji, a w większości przypadków kobieta otrzymuje zgodę na zabicie dziecka [myjewishlearning.com].

 

Co zatem?

Chociaż więc istnieją pewne wspólne fundamenty cywilizacyjne, to są one zbyt mało znaczące, by mówić o wspólnej cywilizacji. Nie istnieje wspólnota judeochrześcijańska pozwalająca mówić o jednej wierze ani nawet jednej cywilizacji. Nie znaczy to, że jako chrześcijanie nie możemy żydów doceniać. Przeciwnie – wszak to naród starotestamentalnych proroków, Pana Jezusa, apostołów; to także naród ludzi o często wybitnej inteligencji wnoszących wkład w światową kulturę i naukę (i niekoniecznie będących lewakami!); to także naród godny podziwu za niezłomność i współczucia za swe cierpienia.

To wszystko nie zmienia jednak tego, że termin judeochrześcijaństwo stanowi wewnętrznie sprzeczną zbitkę pojęciową. Używasz drogi czytelniku tego określenia? Wiedz, że bardziej zaciemniasz niż wyjaśniasz rzeczywistość. W ten sposób zaś wcale nie ułatwiasz dialogu. 

Marcin Jendrzejczak

Za: PoloniaChristiana – pch24.pl (2020-01-16)

 

 

Uwaga! Antychryst Wojciech Polak – XXIII Dzień Judaizmu w Gnieźnie

  1. Sam jest odstępcą i do wyjścia z Kościoła prowadzi księży, których przymusi do uczestnictwa w tych spotkaniach a także wiernych, prowadzonych jak owce na rzeź.
    Przypomina nam to proroctwo Katarzyny Emmerich, która mówiąc o nowym, ludzkim i masońskim Kościele wspomina także, że będzie wielu mających szaty kapłanów a będących ekskomunikowanymi ale ani się nie będą tym przejmować ani ich to nie będzie interesowało. Więc tutaj mamy chyba taką sytuację, bo Kanony Apostolskie, po których powtarzają to Sobory Kościoła mówią, że kapłani którzy będą uczestniczyć w modlitwach albo obrzędach Żydów i heretyków są usunięci z Kościoła.
    Jak jakiś ksiądz niedawno przyjąć chrzest od heretyków protestantów, biskup tylko stwierdził że jest ekskomunikowany, że to akt wystąpienia z Kościoła mocą samego prawa.
    No ale o ile się zdarzy, że fakt odstępstwa potwierdzi biskup tak kto to powie kardynałom i biskupom, przewodniczącym KEP u. Mamy heretyków i odstępców w Episkopacie ale nie ma żadnego hierarchy który ma atrybuty męskie psychiczne pozwalające na stwierdzenie faktu. Tylko tyle. Stwierdzenie faktu. Tylko po to, żeby sobie uprawiał herezje sam ale żeby ludzi prostych nie zwodził. Przecież to ludzkie dusze z których nie każdy miał okazję poznać choćby okruszyny prawa kanonicznego, a przede wszystkim co innego jest jego obowiązkiem.

    Mamy wrażenie, że Kościół w najwyższej hierarchii stał się maszyną do koszenia kasy i zabawiania się wiarą , a czarną robotę i konsekwencje zachowa różnych kurwii biskupich ponoszą prości księża, udzielający sakramentów i zbierający ciosy po parafiach.

    „O chrześcijanach zachowujących szabat lub przestrzegających innych zwyczajów żydowskich.

    Chrześcijanie nie powinni zachowywać się jak Żydzi, w szabat powinni pracować a nie odpoczywać; jeśli pragną odpoczynku powinni odpoczywać raczej dla uczczenia dnia Pańskiego, tak, jak to czynią chrześcijanie; gdyby zaś upierali się przy zachowaniu zwyczajów żydowskich, niech będą wyłączeni ze wspólnoty Chrystusa.”
    Acta Synodalia, Laodycea we Frygii (koniec IV wieku). Baron, Pietras, str 115.

    „Biskup, prezbiter lub diakon, który modli się tylko wraz z heretykami, zostanie wyłączony [z Kościoła];
    gdyby jednak zachęcał ich do pełnienia funkcji duchownych, winien być złożony z urzędu”
    Constitutiones Apostolorum VIII 47, 45

    „Jeśli jakiś duchowny lub świecki wejdzie do synagogi Żydów lub do świątyni heretyków aby się modlić, zostanie złożony z urzędu i wyłączony [z Kościoła. ]”
    Const Apost. VIII 47, 65

    “O kapłanach uznających chrzest, rytuały heretyków.
    Biskupa lub kapłana, którzy uznają chrzest lub ofiarę heretyków, nakazujemy złożyć z urzędu. Jakaż jest bowiem wspólnota Chrystusa z Beliarem? Albo niewierzącego z wierzącym?”
    ConstApost 47, 46

    „Zarówno oni, jak i biskupi diecezjalni, podejmą wysiłki, aby świeżo ochrzczeni nie utrzymywali żadnych kontaktów z Żydami i niewiernymi, przynajmniej przez dłuższy czas, aby- tak jak świeżo wyleczeni ze słabości- nie mieli żadnej okazji do ponownego upadku w poprzednie zatracenie. (…) Pod groźbą ciężkich kar zakazuje się neofitom grzebania zmarłych wedle zwyczajów żydowskich i zachowywania szabatów oraz innych uroczystości, jak również jakichkolwiek obrzędów starożytnej sekty. Naruszający te zasady będą sprowadzani na dobrą drogę przez kapłanów w swych parafiach, albo przez innych, wyznaczonych do tego przez biskupów diecezjalnych mocą prawa bądź starożytnego zwyczaju, albo inkwizytorów do spraw błędów heretyckich. (…) Gdyby zaś ktoś, jakiegokolwiek stanu lub godności, nie przymuszał takich neofitów do zachowywania obrzędów chrześcijańskich, albo któregoś ze wspomnianych obowiązków, ale wspierał i bronił, to popadnie w kary ogłoszone przeciwko opiekunom heretyków. Neofici zaś, gdyby nie dopełnili obowiązku poprawy po kanonicznym upomnieniu, a przyłapani zostaliby po nawrocie do wymiotu judaizantów, to będą potraktowani jako przewrotni heretycy zgodnie z przyjętymi w tej dziedzinie świętymi kanonami.

    Gdyby zaś Żydów lub niewiernych obowiązywały indulty lub przywileje przyznane przez władze kościelne lub świeckie jakiegokolwiek stanu lub godności, choćby papieskiej lub cesarskiej, czy to już przyznane, czy też mające być przyznane w przyszłości, a działające w jakikolwiek sposób na szkodę Wiary katolickiej, imienia chrześcijańskiego lub przeciwko którejkolwiek z wymienionych zasad, to święty synod określa je jako daremne i nieważne, utwierdzając w mocy dekrety i konstytucje apostolskie oraz synodalne, przyjęte w tej dziedzinie.”
    Sobór w Bazylei, sesja 19,IV, 1-11 Dekret dotyczący pragnących nawrócenia.

Znaki zostały nam dane

Po wypowiedziach zimnego ruskiego czekisty Putina, jak to Polska kolaborowała z Hitlerem – bo dzisiaj takie czasy, że kolaboracja z Hitlerem stała się synonimem zła absolutnego, podczas gdy kolaboracja ze Stalinem – tylko patrzeć jak stanie się rodzajem liścia do wieńca sławy – w środowiskach dyplomatycznych naszego bantustanu zapanowało ogromne wzburzenie. O ile bowiem Hitler mordował nie tylko Polaków, czy Rosjan, ale przede wszystkim wyjął spod prawa Żydów, o tyle Stalin, przynajmniej do czasu, Żydami się posługiwał, a nawet wysługiwał, w czym oni z wielką skwapliwością uczestniczyli i nie tylko brali udział w planowaniu poszczególnych etapów ludobójstwa (Cesarski i Cymanowski, dwaj odescy Żydzi układali Jeżowowi tzw. „albumy”, czyli listy Polaków przeznaczonych do rozstrzelania), ale również czynnie w nim uczestniczyli. Tak np. Naftali Aronowicz Frenkiel, który dokonał żywota w randze generała NKWD, był autorem wynalazku zwanego „systemem kotłów”, którego ludobójczą sprawność można porównać z wynalazkiem komór gazowych. Warto przypomnieć, że certyfikat uniewinniający Związek Radziecki od zarzutu kolaboracji z Hitlerem i wspólnego rozpętania II wojny światowej wystawił nie kto inny, jak izraelski prezydent Peres, w 2012 roku odsłaniając w towarzystwie rosyjskiego prezydenta Putina w Izraelu pomnik Armii Czerwonej podkreślając wyzwolicielską misję tej armii. Okazało się, że „w trakcie II wojny światowej Związek Radziecki ocalił świat od poddania się” – zauważył prezydent Peres. Że przy tej okazji świat, a konkretnie – jego część – musiała poddać się Armii Czerwonej i Stalinowi, to drobiazg niewątpliwy tym bardziej, że Żydzi w imieniu Stalina nadzorowali tam i partię i bezpiekę. Kto wie, czy gdyby Hitler nie miał antyżydowskiego bzika, to w Żydach nie znalazłby najgorliwszych wykonawców swoich ludobójczych pomysłów? Nacjonalizm, a właściwie rasizm żydowski jest prosty, jak budowa cepa: wszystko, co służy Żydom jest dobre, nawet jeśli wymaga to wymordowania, czy ujarzmienia narodów mniej wartościowych.

Ale mniejsza już o to, bo jeszcze kolega Tomasz Terlikowski, który jako jeden z pierwszych przyłączył się do poszczutych na mnie psów gończych, napiętnuje mnie jako wroga chrześcijaństwa, które jest „wszczepione w Izrael, a nie odwrotnie” i w rezultacie nie tylko zostanę skazany przez niezawisły sąd, ale w dodatku pójdę do piekła, gdzie zresztą odesłał mnie już pan Jaś Kapela. A w piekle – jak to w piekle; nie tylko przez cały czas będzie bolało, ale w dodatku trzeba będzie na okrągło słuchać kompozycji Nergala, co, jak wiadomo, gorsze jest od śmierci. W tej sytuacji warto zastanowić się, czemu to zimny rosyjski czekista Putin przypomniał sobie o antysemickiej postawie ambasadora Lipskiego i polskiej kolaboracji z Hitlerem? Nie ma przypadków, są tylko znaki – mawiał ś.p. ksiądz Bronisław Bozowski – zatem co to konkretnie oznacza? Warto to pytanie postawić tym bardziej, że Książę-Małżonek, czyli pan Radosław Sikorski przechwala się, że za jego czasów, to znaczy – gdy był ministrem spraw zagranicznych naszego bantustanu, Putin „honorował Polskę” a teraz oskarża ją o kolaborację z Hitlerem. Pan Radosław Sikorski sprawia wrażenie, jakby tamtą rewerencję przypisywał sobie, to znaczy – swoim talentom politycznym. Nie bardzo chce mi się w to wierzyć, bo przypominam sobie wizytę pana Radosława Sikorskiego w Moskwie. Siedział tam przy stole naprzeciw zimnego czekisty Putina i robił bardzo groźne miny – a tymczasem Putinowi nie drgnęła nawet brew. „Ale mają wychowanie wojskowe” – jak powiedziałby przesłuchujący dobrego wojaka Szwejka wachmistrz z Putimia. A wydawałoby się, że pan Radosław Sikorski jest już na tyle dużym chłopczykiem, że powinien słyszeć o tak zwanej „mądrości etapu”. Polega ona właśnie na tym, że zimny rosyjski czekista Putin raz Polskę „honoruje”, a innym razem nie tylko nie honoruje, tylko oskarża o kolaborację z Hitlerem.

A co decyduje o tym, że mądrość etapu się zmienia? Decyduje o tym zmiana etapu. Najwyraźniej za kadencji ministra Sikorskiego mieliśmy inny etap, a teraz mamy inny. Wydaje się, że zmiana etapu nie zależy od tego, kto w Warszawie zajmuje gabinet ministra spraw zagranicznych, tylko od czegoś zupełnie innego. Przypomnę tylko, że kiedy pan Radosław Sikorski został ministrem spraw zagranicznych, to wywołało to lekkie zaniepokojenie różnych środowisk, które jeszcze nie były pewne, z jakiego klucza nowy minister będzie ćwierkał. Toteż w „Gazecie Wyborczej” ukazał się uspokajający komunikat, że niezależnie od tego, kto akurat zajmuje gabinet ministra, ministerstwem kieruje ekipa skompletowana przez profesora Geremka – być może właśnie według kryteriów rasowych. W tej sytuacji władza ministra może nie przekraczać progu jego gabinetu, a korytarze mogą już być eksterytorialne. Skoro tak, to ta władza tym bardziej nie może dosięgać odległej Moskwy, gdzie na Kremlu rezyduje zimny rosyjski czekista Putin.

A w takim razie co wpływa na zmianę etapu, skoro nie poczynania, ani groźne miny tubylczego ministra? Warto zwrócić uwagę na tak zwane okoliczności. Otóż w czasach ministra Sikorskiego amerykański Kongres nie uchwalił był jeszcze ustawy nr 447 JUST, chociaż oczywiście żydowskie organizacje przemysłu holokaustu podnosiły w tej sprawie klangory. Ale w czasach ministra Sikorskiego Polska była jeszcze pod kuratelą strategicznych partnerów, to znaczy – Niemiec i Rosji, w ramach lizbońskiego porządku politycznego, którego istotnym elementem było strategiczne partnerstwo NATO-Rosja. Kiedy jednak nasz bantustan w roku 2014 ponownie przeszedł pod kuratelę amerykańską, o żadnym strategicznym partnerstwie NATO-Rosja nie było już mowy. To właśnie był jeden z ważnych elementów zmiany etapu, która wymagała całkiem innych mądrości. Toteż nowa ekipa, zainstalowana w Polsce w roku 2015 postawiła na Stany Zjednoczone. Nie byłoby to nic złego, ani ryzykownego, gdyby nie okoliczność, że w Stanach Zjednoczonych lobby żydowskie ma duży wpływ na tamtejsze życie polityczne, czego przykładem jest choćby aktualny prezydent Donald Trump. Nie ma takiej rzeczy, jakiej by nie zrobił gwoli udelektowania bezcennego Izraela, a mimo to, albo właśnie dlatego, tamtejsza żydokomuna nieustannie kopie pod nim dołki w nadziei, że będzie skakał przed nią z gałęzi na gałąź jeszcze żwawiej. W dodatku europejska polityka prezydenta Trumpa doprowadziła do eskalacji napięcia w stosunkach z Niemcami i Francją, które przekłada się oczywiście na sytuację wokół naszego bantustanu, który jest coraz bardziej izolowany i dosłownie zdany na humory amerykańskich dygnitarzy i to wcale nie najważniejszych, tylko takich, jak np. pani Żorżeta Mosbacher. W tej sytuacji nie można wykluczyć, że kiedy tylko padnie rozkaz, by Polska zadośćuczyniła żydowskim roszczeniom majątkowym, środowiska żydowskie będą chciały ustalić jakiś modus vivendi z Niemcami i ich strategicznym partnerem – Rosją. Trudno powiedzieć, czy ceną za to dogadanie się będzie rozbiór Polski, to znaczy – że Żydzi zgodzą się na ostateczne zjednoczenie Niemiec, zadowalając się Judeopolonią ze wschodniej części Polski i zachodniej części Ukrainy. Taka Judeopolonia stanowiłaby znakomitą strefę buforową, o jakiej jeszcze w 1987 roku mówił sowiecki minister spraw zagranicznych Edward Szewardnadze – żeby między zjednoczonymi Niemcami a Związkiem Radzieckim została ustanowiona strefa buforowa. Teraz Zwiazku Radzieckiego już nie ma, ale – jak zwał, tak zwał – Rosja robi wszystko, by wchłonąć Białoruś, a to bardzo przybliża nie tylko Rosję do Polski, ale również – koncepcję strefy buforowej. Jeśli środowiska żydowskie zaaprobowałyby takie rozwiązanie, to nie ulega wątpliwości („nie ulega wątpliwości, ja mawiała stara niania, lepiej…” – no mniejsza z tym), że prędzej czy później, i raczej prędzej, niż później, pogodziłby się z nimi również Nasz Najważniejszy Sojusznik – być może w zamian za jakieś koncesje ze strony Rosji w innych zakątkach świata. Zatem znak w postaci pojawienia się rosyjskich oskarżeń Polski o kolaborację z Hitlerem już został nam dany, ale nasi dygnitarze ograniczają się do wymyślania ruskim urzędnikom, bo czyż mają jakąś alternatywę?

Bo nie jest to bynajmniej znak jedyny. Zgodnie z zasadą omne trinum perfectum, co się wykłada, że wszystko, co potrójne, jest doskonałe, mamy jeszcze dwa dodatkowe znaki. Oto pan red. Jacek Żakowski twierdzi, że najdalej w marcu, przy okazji ogłoszenia przez sekretarza stanu USA sprawozdania z istnienia świata, zostanie też ogłoszone zaległe sprawozdanie dla Kongresu dotyczące tego, jak Polska i inne bantustany zadośćuczyniają żydowskim roszczeniom majątkowym odnoszącym się do tzw. własności bezdziedzicznej. Pan red. Żakowski nie ukrywa, że z ogłoszeniem tego sprawozdania wiąże nadzieje na obniżenie notowań pana prezydenta Dudy i to przed wyborami prezydenckimi. Czy tak będzie – tego oczywiście nie wiem, bo równie prawdopodobne jest przesunięcie „horyzontu roku wyborczego”, o którym wspominał pan Tomasz Yazdgerdi w rozmowie z panem ambasadorem Chodorowiczem, aż po zakończenie wyborów prezydenckich w naszym bantustanie – ale w tym kontekście nieco lepiej rozumiemy zaskakującą kandydaturę pana Szymona Hołowni, którego pilotuje pan Michał Kobosko, do niedawna funkcjonariusz Rady Atlantyckiej w Waszyngtonie.

Kolejnym znakiem jest erupcja świątecznych, wściekłych ataków na duchowieństwo katolickie w Polsce i to nawet już nie ze względu na pedofilię, która budzi nieprzezwyciężoną odrazę w środowiskach wrażliwców moralnych, tylko za sprzeniewierzenie się rozkazom w sprawie ekologii. Największym winowajcą okazał się JE arcybiskup Marek Jędraszewski, który podobno nie wierzy w podane do wierzenia zbawienne prawdy, a zwłaszcza – w pannę Gretę Thunberg, w którą żarliwie wierzą wszyscy mądrzy, roztropni i przyzwoici, co to rozpoznają się po zapachu. Toteż pani Janina Ochojska nie tylko doniosła pannie Grecie o skandalicznym braku wiary i to u arcybiskupa, ale w dodatku bardzo się jej podlizała i zapewniła, że obydwie mają jeszcze „wiele do zrobienia”. A co takiego konkretnie? Rąbka tajemnicy uchyliła niedawno pani reżyserowa, pochodząca, jak wiadomo, z bardzo porządnej, resortowej rodziny. Otóż pani reżyserowa wyznała, że nosiła się z zamiarem założenia nowego kościoła, bo ten istniejący to Scheiss – ale na przeszkodzie stanął brak czasu. Myślę jednak, że kiedy panna Greta wyda stosowne rozkazy, to brakiem czasu już wykręcać się nie będzie można i nowy kościół, oczywiście postępowy aż do bólu i ze względu na „korzenie” – oczywiście „judeochrześcijański” – powstanie z dnia na dzień, bo stare kiejkuty chyba też się zmobilizują, niczym przy powstawaniu „Nowoczesnej”. Ciekawe, czy do nowego kościoła dołączy pan red. Tomasz Terlikowski, bo jestem pewien, że akces, zwłaszcza wyznawców tak wybitnych, zostanie wynagrodzony jakimiś konkretnymi dowodami błogosławieństwa Bożego – bo myślę, że kandydatura pana Szymona jest właśnie obliczona na tę okoliczność. Któż lepiej poprowadzi mniej wartościowy naród tubylczy na drogę Le…, to znaczy pardon – jakiego tam znowu „Lenina”, który nie tylko jest bardzo starym nieboszczykiem, ale do kościoła, nawet judeochrześcijańskiego, pasuje jak siodło do krowy – tylko na drogę nieubłaganego postępu, którą niestrudzenie podąża nasz umiłowany papież Franciszek, wywołując zgrzytanie zębów tubylczego, reakcyjnego kleru. Oczywiście ten cały „kościół”, to tylko takie makagigi, „opium dla ludu”, obliczone na odcięcie historycznego narodu polskiej nawet od takiej namiastki warstwy przywódczej, żeby tym łatwiej go zoperować, kiedy już przyjdzie czas żydowskiej okupacji.

Stanisław Michalkiewicz

Artykuł    tygodnik „Najwyższy Czas!”    7 stycznia 2020

NOC CIEMNIEJE !

Trudno pominąć takie zdarzenie lub odłożyć je w niebyt, kiedy jesteśmy świadkami podstępnego przekształcania słów naszych pięknych kolęd, do tego w jeszcze piękniejszej mszy świętej, jaką jest Pasterka.

Pamiętam jeszcze z dzieciństwa kolędę /”Wśród nocnej ciszy”/, która  w czwartej zwrotce brzmi:

” I my czekamy na Ciebie, Pana,

a skoro przyjdziesz na głos kapłana,

padniemy na twarz przed Tobą,

wierząc, żeś jest pod osobą chleba i wina.”

Dzisiaj wierni,ku mojemu wielkiemu zdumieniu, śpiewają gromko /mając przed sobą tekst wyświetlany na tablicy, więc o pomyłce nie ma mowy/-”wierząc,żeś jest pod osłoną chleba i wina”.Niby nic,brzmi podobnie,tylko w istocie zmienia cały sens,który ktoś celowo wprowadził, po prostu sprotestantyzował naszą piękną kolędę, kwestionując  podstawowy kanon naszej wiary,jaką jest obecność Jezusa w Najświętrzych Sakramentach – chleba i wina.

Wynika z tego zdarzenia podstawowy wniosek: w czasie mszy świętej musimy pilnie uważać,jakie słowa modlitwy i pieśni są wypowiadane,zarówno przez kapłana jak i wiernych.Takich czasów dożyliśmy,niestety,że nawet w kościele musimy się mieć na baczności i nie obrażać Boga,wiem – przykład idzie z góry,kiedy wprowadza się do świętego miejsca figurki różnych bożków /np.Pachamana/,lub gdy kapłanowi jest obojętna  dokładna treść modlitwy,wypowiadana w naszym,/ a więc zrozumiałym/polskim języku. Nie chcę wnikać w to,czy jest to wynik błędnego tłumaczenia tekstu łacińskiego,w jakim kiedyś były wypowiadane teksty modlitwy,czy czyjaś zła wola lub niechlujstwo językowe.

Zapytałem niedawno mojego Proboszcza, dlaczego podczas Przeistoczenia, kapłan wypowiada słowa :„bierzcie i jedzcie z tego wszyscy,to jest bowiem ciało moje…” Z TEGO – należy w takim razie, ujmując to stwierdzenie w naszym języku, zadać pytanie – z czego? Jak wiemy,kłóci się to z tym,jak Jezus łamał się i rozdawał uczniom chleb,nie było tam żadnego naczynia, z którego uczniowie mieli brać chleb.I co zrobił Proboszcz /wysokich lotów modernista/? Nic,spojrzał na mnie niewidzącym wzrokiem i wzruszył ramionami.

Podczas udzielania /nie rozdawania !!!!!/Komunii Św.wierni śpiewają, myślę, że nie zdając sobie sprawy ze znaczenia słowa „skosztować”…

„Skosztujcie i zobaczcie jak dobry jest Pan”,może jestem przeczulony,ale mnie w tym momencie ciarki przechodzą po plecach, bo wiem,że w

naszym języku, skosztować” dotyczy tylko i wyłącznie jedzenia. I co dalej księże Proboszczu? Czy Komunia, której udziela mi kapłan jest jedzeniem? Podejrzewam,że w dzisiejszym modern kościele chyba tak,gdyż w dalszej części tej pieśni jest zwrot – „Panie dobry jak chleb…”

Zacząłem od przypadku /a może wypadku/ z kolędą, podałem przykłady poważniejszej natury, i pora w takim razie przejść do konkluzji.

Moim zdaniem najwyższy czas,żeby skończyć z dowolną twórczością, ktoś musi pilnować prawidłowości używanych lub tłumaczonych słów, nie tylko dlatego,że Bóg ich słucha, ale przede wszystkim dlatego, że musimy mieć świadomość, co one oznaczają i nie są durną paplaniną, bo to z pewnością Boga obraża a nam nie wystawia najlepszego świadectwa.

Nowy Kościół, jak widać, stawia nam nowe wymagania, i musimy im sprostać, dokładnie rozumiejąc, co się w nim dzieje. Szczęść Boże.

Marian 44

 

 

 

 

S T A M T Ą D D O T A M

 

A co mi tak dzisiaj w duszy gra?

Kiedy staję na krawędzi lat

By zrobić następny krok,

Kolejny – w Nowy 2020 Rok !

To nie jest sen

Co trzyma nas w iluzji,

Lecz twarda rzeczywistość

Przybyła stamtąd i kamienieje,

Aż do obiecanej paruzji

Gdy dni, jak paciorki różańca,

Przybliżają nas nieuchronnie do Prawdy,

Która nie może być niczym,

Bo ona była, jest i będzie,

Świecąc jak światełko w tunelu,

Biegnącego stamtąd do tam,

A co mi tam, co było a już nie ma,

I nigdy już nie wróci…

A co mi tam, co będzie tylko moją niewiadomą,

Zamienioną w przyszłość, daj Boże.

 

Warszawa, na Nowy Rok 2020

 Dużo zdrowia i błogosławieństwa Bożego w nadchodzącym Nowym Roku – życzy Marian44

Prof. Andrzej Nowak: ideologia „ekologizmu” to przepis na „samobójstwo ludzkości”

Druga dzisiaj obok gender swoista religia, odbierająca całkowicie rozum, czyli ideologia, której „świętą niepokalaną” jest Greta Thunberg – ma w swoich, już jasno przedstawionych konsekwencjach, po prostu samobójstwo ludzkości. To jest sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem, a nawet z instynktem zachowania naszego gatunku, jeśli by nas sprowadzić tylko do instynktu – powiedział w rozmowie z „Kurierem Wnet” prof. Andrzej Nowak.

Według prof. Nowaka ideologia „ekologizmu” to przepis na „samobójstwo ludzkości”. – Prostą konsekwencją tej ideologii jest ogłoszenie, że człowiek powinien jak najprędzej zniknąć z planety Ziemia jako jej niszczyciel, jako ten, który tworzy ów straszliwy, węglowy ślad, zabójczy dla naszej planety. I stąd powtarzające się coraz częściej manifestacje kobiet, które ogłaszają, że nie będą mieć dzieci, nawet nie dlatego, że jest im to wygodne, bo to je jakoś upokarza czy narzuca im pewną rolę sprzeczną z ideologią gender, która pozwala tę rolę swobodnie wybierać… tylko dlatego, że chcą chronić matkę Ziemię przed kolejnymi ludźmi. Prawda? I dlatego dzieci mieć nie będą – podkreśla historyk.

Jak zauważa prof. Nowak jeśli odwracamy się od historii, od tradycji, od tego rozumu, który dziedziczymy przez niejako skumulowane doświadczenie pokoleń, i wybieramy tylko siebie, swój partykularny obłęd to kończy się właśnie „propozycją zbiorowego samobójstwa”.

Chodzi o całą ludzkość. I dlatego rzeczywiście trzeba bardzo, bardzo intensywnie bronić zdrowego rozsądku, prawdy i połączenia prawdy z jej fundamentem, który znajduje się w chrześcijaństwie, w Bogu – podsumowuje.

Źródło: wPolityce.pl

TK

Za: PoloniaChristiana – pch24.pl (2020-01-02)


Ekologiści są jak komuniści. Dążą do zniszczenia rodziny

Ekologizm, tak jak każda totalitarna ideologia, bierze na celownik rodzinę. Chce wmówić dzieciom, że ich rodzice i dziadkowie to głupcy, których nie warto słuchać. Stosując komunistyczne i sekciarskie metody ekologiści głoszą rychły koniec świata, by ubezwłasnowolnić współczesne społeczeństwa.

W Niemczech trwa ostry spór o granice satyry. Publiczny kanał telewizyjny WDR wyemitował nagranie utworu o „nieekologicznej babci” w wykonaniu chóru dziecięcego. Dzieci wielokrotnie nazywają w nim babcię „środowiskową świnią”, między innymi dlatego, że dla oszczędności często kupuje tanie mięso w supermarkecie. Na koniec nagrania pojawia się cytat z Grety Thunberg, która grozi pokoleniu dziadków, że młodzież im tego „nie daruje”. Pod wpływem krytyki stacja usunęła film ze swoich stron internetowych, ale brnąc w zaparte zapewnia, że nie chciała nikogo urazić. Niemała część niemieckiej lewicy krytykuje usunięcie filmu przekonując, że prawica robi problem z niczego.

Choć rzecz jest komentowana w każdym niemal tytule prasowym, większość mediów traktuje sprawę pobieżnie. Mainstream nie dostrzega istoty problemu. Niezwykle ciekawy komentarz pojawił się tymczasem na łamach konserwatywno-liberalnego magazynu internetowego „Tichy’s Einblick”, jednego z nielicznych tytułów w niemieckiej przestrzeni medialnej, w którym przeczytać można teksty autentycznie niezależne i wolne od ukąszenia neomarksistowską poprawnością polityczną. Autorem tekstu krytycznego wobec źródeł polityki WDR jest czesko-niemiecki filozof i publicysta, Dushan Wegner. Wegner przekonuje, że z pozoru po prostu głupia i ordynarna piosenka wyemitowana przez WDR jest w istocie ważnym elementem kulturowej rewolucji jako żywo przypominającej o XX-wiecznych systemach totalitarnych.

„Pośród kultów i ideologii, które ogarniały ludzkość, komunizm i jego odmiany są jak dotąd najbardziej śmiercionośne, bardziej śmiercionośne od narodowego socjalizmu. Co ciekawe komunizm rozwija swą niszczycielską działalność bynajmniej nie dopiero wtedy, gdy człowiek trafia do Gułagu czy więzienia Stasi; wszystko zaczyna się szybciej, o wiele szybciej” – pisze Wegner.

Filozof przypomina, że Marx i jego zwolennicy wiedzieli doskonale, iż ich największym wrogiem jest rodzina, stąd dążyli na wszelkie dostępne im sposoby do jej zniszczenia. To pragnienie komunizm dzieli zresztą z wieloma innymi złośliwymi ideologiami, sprytnymi na tyle by wiedzieć, że dla osiągnięcia sukcesu muszą doprowadzić do jak największych napięć w tej najmniejszej komórce społecznej, w rodzinie.

„Błąd myślowy komunizmu jest prosty: nie wychodzi od człowieka takim, jakim on jest, ale takim, jakim być powinien – i uznaje człowieka za materiał. Celem ideologii jest jej własna władza, a człowiek to tylko przeszkoda. Znakiem szczególnym totalitarnych ideologii jest wychowywanie dzieci od samego początku ich życia. Czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci? […] Dla totalitarnej ideologii rodzina nie jest świętą komórką społeczeństwa, ale raczej mniej lub bardziej trwałą przeszkodą na jej drodze do władzy; władzy, której ostatecznym celem jest sama władza” – wskazuje Wegner.

„Kto próbując ulepszyć świat zaczyna od niszczenia rodziny, temu krótkoterminowo uda się tylko niszczenie – a długoterminowo, mamy nadzieję, nie uda się nawet to” – dodaje.

Filozof zwraca uwagę, że radykalni ekologiści działają dziś niczym sekta millenarystyczna; głoszą rychły koniec świata i przekonują, że pozostało nam już niewiele czasu; tak jak sekty próbują rozgrywać dzieci przeciwko rodzicom, by pozyskać je dla swojej złowrogiej ideologii.

„Ideolodzy ci wychowują całe pokolenie dzieci w głębokiej pogardzie wobec ich rodziców” – wskazuje.

Według Wegnera totalitarna ideologia chce przekonać młodzież, że rodzina nie ma dużej wartości – i samą siebie proponuje postawić na miejscu rodziny.

Tak naprawdę w ekologizmie nie chodzi jednak zdaniem filozofa o nic innego, jak tylko o ubezwłasnowolnienie szerokich mas, tak, by za sprawą ideologii i władzy dokonać potężnego transferu pieniędzy od obywateli do wpływowych grup spekulantów – i, jak zwykle, by podnosić podatki.

Pach

Źródło: tichyseinblick.de

Za: PoloniaChristiana – pch24.pl (2019)

 

Życzenia Wesołych Świąt i wielu łask Bożych w Nowym Roku 2020

madonna-sykstyska

B O Ż E  N A R O D Z E N I E   -  2019

 

CICHA, W CAŁUNIE ZŁOCISTYCH GWIAZD,

BYŁA TAMTA WIELKA NOC, NARODZENIA!

NIESPODZIEWANA, CHOĆ  ZAPOWIADANA,

RADOSNA I PEŁNA BLASKU, NIEZWYKŁA!

PORUSZAJĄCA ZIEMIĘ, TĄ ZIEMIĘ,

KTÓRĄ DZISIAJ NAZYWA SIĘ MATKĄ /PACHAMANA/

DLA SPEŁNIENIA GLOBALNYCH PRAGNIEŃ CZŁOWIEKA,

KTÓRY CHCIAŁBY BYĆ BOGIEM PANUJĄCYM NAD ŚWIATEM,

ZMIENIAJĄC DOTYCHCZASOWY, BOSKI PORZĄDEK,

I ZASPOKAJAJĄC WŁASNE AMBICJE, Z POGARDĄ DLA MINIONYCH POKOLEŃ,

UZNAJĄCYCH PRAWO CZŁOWIEKA DO ŻYCIA, MIŁOŚCI I WOLNOŚCI…

B Ó G  S I Ę  R O D Z I!!! ŚPIEWALI NASI PRZODKOWIE,

I  MY TEŻ ŚPIEWAJMY DZISIAJ, MAJĄC GO W SERCACH,

BEZ BAŁAMUCENIA  I  ŚWIĘTOKRADZTWA

W IMIĘ ŹLE POJĘTEJ PYCHY I NOWOCZESNOŚCI,

ZAMIENIAJĄC TO NIEZWYKŁE WYDARZENIE NA KOMERCYJNY,

DOBRY INTERES, KTÓRY MA SZĘ KRĘCIĆ.

 

MARIAN RETELSKI

Warszawa, grudzień 2019r.

Zniszczenie Kościoła autoryzuje się Tradycją.

Pojawiają się głosy, że nie trzeba wyraźnie stawać przeciwko nadużyciom w Kościele. Że posłuszeństwo wymaga cichego podporządkowania się reformom, które wprowadza się niemal galopująco w liturgię, w obyczaje. W sferze, która powinna być odzwierciedleniem nieprzemijalności duchowego życia, które nie ma początku ani końca, każda zmiana świętych rytów to zamieszanie i zatarcie ponadczasowego charakteru Kościoła. W liturgii, obyczajach religijnych zmiany zawsze czynią zamęt, niepewność, i niszczą Wiarę. Sama zmiana rytu Mszy Świętej spowodowała masowe odejście od Kościoła wiernych świeckich ale także kryzys wiary kapłanów i zanik zakonów.

Zgodnie z duchem czasu kolejni komisarze obecnego lokatora Watykanu niszczą to, czego dziesięciolecia płycizny liturgicznej jeszcze nie zarżnęło.

I tak aż do dzisiaj, kiedy mamy w wielu diecezjach wyraźny kryzys powołań, na co urzędnicy Kościoła odpowiadają jeszcze większymi aktami samobójczych zmian, np. powołując świeckich szafarzy na wzór protestantów. Wprowadzają obyczaje protestanckie z duchowością herezji, która nie wierzy w realną obecność Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie. Zamiast odpowiadać na kryzys, niszczą i to, co z Kościoła zostało.

Widzimy więc wiele nowych wspólnot, kółek różańcowych, które przecież wykonują piękne dzieło modlitwy. Zastanawia tylko fakt, że pośród tych wszystkich, nawet posługujących się tradycyjnymi formami pobożności wspólnotami nie ma przywiązania do Wiary tak mocnej, by umieli jej bronić. Ci którzy uprawiają związane z Tradycją formy nabożeństwa nie podejmują działań mających Wiarę zachować od wrogiego zreformowania. We wspólnotach tych, przy wielkiej nieświadomości i zaufaniu wiernych do Kościoła, tradycyjnych nabożeństw używa się do autoryzacji zmian Wiary, liturgii i obyczaju, czyli prosto mówiąc, do zniszczenia Kościoła.

Kościoły w Polsce jeszcze w wielu parafiach pełne są ludzi modlących się na różańcach, ale ludzie ci działanie na rzecz obrony Wiary traktują jako coś żałosnego i dziwacznego. Bardziej dbają o to, co powie proboszcz niż o to, czy jest katolikiem i stróżem tego, co otrzymał, czy sługą reformatorów i niszczycieli, duchowym protestantem.

A przecież Maryja jest największą przeciwniczką każdej herezji, każdego błędu i każdego fałszu. Ona w Gietrzwałdzie pokazała Polakom, jakiej czci oczekuje dla swojego Syna. Jeśli ludzie modlą się na Różańcu ale nie słuchają Matki Bożej i nie obchodzi ich to, co Ona ma do powiedzenia, to czy ta modlitwa jest pełna duchowości Kościoła czczącego Maryję jako swoją Królową? Czy jedynie używają oni tradycyjnej modlitwy do zaspokojenia potrzeb duchowych dla samych siebie.

Czy takie używanie tradycyjnych modlitw nie jest wprowadzaniem ludzi w błąd często poza ich świadomością?

Modlitwa różańcowa pełna szczerości przywraca ludziom prawdziwą Wiarę. Jeśli tego nie robi, to czym jest?

Jeśli pozwala się na niszczenie katolickich obyczajów, przeinaczenia liturgii, poniżanie sakramentów ustanowionych przez Syna Matki Bożej, to czy powoływanie się na Jej Imię jest uczciwe?

Reformatorzy dają ludziom stare nabożeństwa, do których są oni przywiązani, ale wypełniają je inną treścią, która już nie wymaga trwania w prawdzie, nie wymaga walki z herezją i nadużyciami. Kanalizuje ludzką pobożność w modlitwie oderwanej o troski o Wiarę, cześć Jezusa Chrystusa, Jego Świętej Matki i Kościół.

Taki mechanizm działa w niejednej parafii. Rekolekcje na których niszczyciel liturgiczny „inkulturował” wiernych, były wypełnione czcicielami Matki Bożej Różańcowej. Byli czciciele Św. Antoniego. I nikt nie umiał obronić obyczaju i Liturgii przez zbezczeszczeniem. Wierni bezrefleksyjnie i w posłuszeństwie poddali się profanacji Najświętszego Sakramentu, gdy siostra zakonna podawała Komunię Świętą. Nie znalazł się nikt, kto z szacunku do Matki Najświętszej, która nawet nie była obecna w Wieczerniku podczas powoływania kapłanów, powiedział że tak nie wolno. A przecież były tam kobiety odmawiające różaniec i czciciele św. Antoniego.

Czy oni nie wiedzą, że św. Antoni głosił kazania przeciw herezji i był odnowicielem moralności, zasłużył się w walce z herezjami panującymi za jego życia? Kółka Różańcowe nie wiedzą, że Różaniec wręczyła Matka Boża świętemu Dominikowi do obrony i rozpowszechniania katolickiej Wiary?

Tak działa modernizm. Kradnie Kościołowi, Tradycji, starożytne, uświęcone formy modlitewne, liturgię Mszy Świętej, Brewiarz i napełnia je inną treścią, wykrzywia, wypacza. Potem podaje ludziom, aby mieli te swoje religijne obrzędy, których każdy normalny człowiek pragnie i które kocha, ale tak zmienione, że pozbawione prawdziwej treści. To zmienia Wiarę i duchowość. A ponieważ zmiany następują szybko, przekonuje się wiernych, że można się modlić – tylko modlić – i nic poza tym nie robić a w posłuszeństwie poddawać się każdemu deprawatorowi, który przychodzi przeprowadzać kolejny etap zniszczenia Wiary.

Ludzie nawet nie umieją zdiagnozować tych, którzy przychodzą zniszczyć im Kościół, jeśli tylko deprawatorzy przychodzą z Imieniem Boga na ustach i w szatach duchownego.

Pół biedy starsi ludzie, którzy wychowali się jeszcze na tradycyjnej duchowości, widzieli starych kapłanów żyjących inną liturgią, innym obyczajem. Pół biedy ci, którzy z życiem i przykładem, obyczajem dziadków i rodziców, ich zdrowej pobożności jak z krwią swoich rodzin, otrzymali piękno niezniszczonej Wiary katolickiej i zachowali resztki szacunku dla świętości.

Ale co z dziećmi, które już tej Wiary, tej duchowości nie widziały i nie ma im kto o niej opowiedzieć? Nie ma kapłanów, którzy są przeniknięci tradycyjną Wiarą i potęgą Katolickiej Liturgii Wszechczasów i katolickim obyczajem?

Dzisiejsze pokolenie różańcowych kółek jeszcze ma wiarę, jakąś wiarę. A co z dziećmi, skoro ci najpobożniejsi ludzie w Kościele nie umieją obronić Chrystusa przed profanacją i nie dość, że sami nie umieją nic zrobić, tych, którzy umieją, traktują jak dziwaków i pieniaczy? Tymczasem proces przyzwyczajania katolików do wszelkiej ewolucji i rozpadu, narastanie zmian i reform przybiera na sile. Nasze dzieci mogą już nie poznać Kościoła o ile w ogóle będą miały Wiarę, a na pewno my już nie przekazujemy go takim, jakim kochali go nasi przodkowie i w imię którego żyli, walczyli i oddawali życie, kiedy było trzeba.

Boże Wszechmogący. Miej litość nad dziećmi i wnukami dzisiejszych sprotestantyzowanych katolików i nad nami, którzy sami z troską szukamy Ciebie. Niech nasze Różańce wymodlą powrót prawdziwej Wiary i prawdziwą odnowę katolickiej duchowości. Prosimy Cię o to, nie dla ich czy naszych zasług, gdyż ani my ani oni takich przed Twoim Obliczem nie mamy, nie dla modlitw mnożonych w nieskończoność z których nie wynikają uczynki, ale dla Imienia Twego i czci Najświętszej Maryi Panny. Daj tę łaskę, by zakończyło się przewrotne używanie Imienia Pańskiego, Imienia Twojej Matki, Sakramentów Świętych, rytów liturgicznych, tradycyjnych modlitw, do autoryzowania zmian, reform, protestanckiego bezczeszczenia Liturgii, sakramentów i obyczaju. Spraw, abyśmy modlili się tak, by nasza modlitwa oddawała Ci cześć i była Ci miła: w Duchu i prawdzie.
Amen.
Opublikowane przez Święta Tradycja versus ocean przeciwności.

Najnowsze komentarze
    Archiwa
    060372