marian44
Boże Narodzenie nie zastąpiło kultów pogańskich. Prawdziwa historia jego obchodów.
Przez pierwsze trzy wieki chrześcijanie nie obchodzili świąt Bożego Narodzenia. Miało to związek z prześladowaniami chrześcijan. Obchody tych świąt pojawiły się po wybudowaniu bazyliki Narodzenia Pańskiego w Betlejem, co miało miejsce w pierwszej połowie IV wieku z inicjatywy św. Heleny.
Polski patrolog, ks. prof. Józef Naumowicz, jako pierwszy naukowiec ustalił, że pierwsze uroczyste obchody Bożego Narodzenia miały miejsce w Betlejem w IV wieku. Przez pierwsze trzy wieki chrześcijaństwa nie obchodzono Bożego Narodzenia. Wcześniej celebrowano przede wszystkim Wielkanoc. Świętowanie Bożego Narodzenia rozpoczęło się dopiero w IV wieku, gdy skończył się okres prześladowań chrześcijan. W oparciu o źródłowe można dowieść, że pierwsze oficjalne obchody tych świąt miały miejsce po wybudowaniu bazyliki Narodzenia Pańskiego w Betlejem w pierwszej połowie IV wieku z inicjatywy św. Heleny.
W oparciu o współczesne badania, w tym ks. prof. Naumowicza, można dowieść, że obchody Bożego Narodzenia nie były związane z zastąpieniem żadnych wcześniejszych świąt pogańskich, jak dotychczas sądzono. Obchodzenie rocznicy przyjścia na świat Chrystusa nie ma nic wspólnego z importowanym ze starożytnego Rzymu czy Egiptu świętem Słońca.
W Betlejem w 328 r. poświęcono Bazylikę Narodzenia Jezusa, wybudowaną dla uczczenia miejsce narodzin Chrystusa. Ustalił się także zwyczaj, że w wigilię święta patriarcha udawał się z Jerozolimy w procesji do Betlejem, odległego ok. 8 km i tam w Grocie Narodzenia odprawiał w nocy Mszę św., którą później nazwano „Pasterką” w nawiązaniu do ewangelicznej opowieści o pasterzach, którzy jako pierwsi oddali pokłon nowonarodzonemu Chrystusowi. Po czym obywało się całonocne czuwanie w bazylice wybudowanej nad Grotą Narodzenia. W ten sposób zaistniały pierwsze wigilie jak i pierwsza pasterki. I ta tradycja kontynuowana jest do dziś.
Początkowo obchody w Betlejem miały miejsce 6 stycznia, a w późniejszym okresie 25 grudnia. Chodziło o symboliczną wymowę przesilenia zimowego, kiedy to dzień jest najkrótszy a noc najdłuższa. Przesilenie zimowe najlepiej bowiem obrazuje fakt przyjścia Zbawiciela, które jest przedstawione jako nastanie światłości. Światło, które rozświetla mroki nocy, to symbol narodzin Chrystusa, który pojawia się w Ewangeliach. Światłość ta objawiła się w nocy pasterzom i prowadziła później Mędrców. Choć faktycznie przesilenie zimowe ma miejsce z 22 na 23 grudnia, to w czasach rzymskich uznawano, że następuje ono 25 grudnia – i dlatego wówczas ustanowiono Boże Narodzenie.
W 335. roku zwyczaj obchodzenia Bożego Narodzenia dotarł z Betlejem do Rzymu, a stąd do innych krajów.
Skąd ta choinka?
Zwyczaj strojenia choinek na Boże Narodzenie zna dziś cały chrześcijański świat. Jednak zwyczaj ten nie ma swoich korzeni w starożytności chrześcijańskiej ani w pozostałości jakichś kultów pogańskich, lecz powstał dość późno. W Europie zachodniej sięga końca XV wieku a na ziemiach polskich zakorzenił się na dobre dopiero w XIX stuleciu, choć już w 1698 r. można było kupić świąteczną choinkę na jarmarku w Gdańsku.
Jak wiadomo, święta Bożego Narodzenia zaistniały w IV wieku na terenie Bliskiego Wschodu. I choć od początku towarzyszyły im pewne dekoracje roślinne, na ogół w postaci wieńców, którymi ozdabiano domy, co zresztą było charakterystyczne dla starożytności, to nie od tego rodzaju dekoracji wywodzi się zwyczaj stawiania choinek.
Prawdziwa geneza choinki – jak dowodzi ks. Naumowicz – ma charakter nie etnograficzny, lecz stricte teologiczny. Już niektórzy autorzy bizantyjscy, np. św. Efrem Syryjczyk w swoim „Hymnie o Bożym Narodzeniu” często wymieniał postacie ze Starego Testamentu, łącznie z Adamem i Ewą. Narodzenie Jezusa interpretowane bywało coraz częściej jako powrót do utraconego raju. Mogło się to dokonać tylko dzięki interwencji samego Boga, który stając się człowiekiem, przywrócił ludziom możliwość korzystania z owoców rajskiego drzewa życia.
Popularność rajskich motywów sprawiła, że w średniowiecznych kalendarzach zaczęto umieszczać wspomnienie o Adamie i Ewie 24 grudnia. Pierwsi rodzice uosabiali oczekiwanie całej ludzkości na przyjście Zbawiciela. Stąd w średniowieczu, w wielu miejscach Europy popularne stały się przedstawienia bożonarodzeniowe, zwane dramatami o Adamie i Ewie.
I stąd właśnie wywodzi się zwyczaj bożonarodzeniowych choinek. W tych przedstawieniach dekoracja sceniczna obejmować musiała także drzewo, którego owoc stał się powodem upadku Adama i Ewy.
W Niemczech skąd pochodzą pierwsze przekazy o bożonarodzeniowych choinkach, była to na ogół jodła bądź świerk, gdyż 24 grudnia trudno było znaleźć kwitnącą jabłoń. Na nich zawieszano czerwone jabłka. Po zakończeniu misteriów odprawianych 24 grudnia, nazajutrz w dzień Bożego Narodzenia drzewa te przenoszono najpierw do kościołów, a później zaczęto nimi zdobić także miejskie domy.
Ojczyzną bożonarodzeniowej choinki jest dokładnie Alzacja końca XV wieku, leżąca na granicy Francji i Niemiec. Najstarszy przekaż sięga roku 1492 a dotyczy dekoracji choinkami jodłowymi katedry w Strasburgu i 9 innych tamtejszych kościołów. Dość szybko, bo już w XVI wieku choinkowy zwyczaj rozpowszechnił się w całej niemieckiej Nadrenii, a stamtąd zaczął przenikać do innych regionów Europy. A dotyczył nie tylko kościołów, ale i cechów, bractw, miejskich stowarzyszeń, ratuszy i szpitali.
Ważnym nośnikiem zwyczaju strojenia choinek była Hanza, czyli związek północnych miast portowych, leżących głównie nad Bałtykiem. Już w 1510 r. odnotowano choinkę bożonarodzeniową w Rydze, a nieco później w Tallinie, Bremie i wreszcie w Gdańsku, gdzie pierwsze informacje o choinkach pochodzą z 1698 r. To właśnie Gdańsk jest pierwszym miastem na terenie Rzeczypospolitej, gdzie w schyłku XVII stulecia zaczęto dekorować choinki. Jednak nie przeniósł się on wówczas na inne tereny Polski.
Dość wcześnie choinki bożonarodzeniowe pojawiły się w Rosji, a jak zawsze w tym kraju, było to następstwem ukazu wydanego przez Piotra Wielkiego w 1699 r. Wiemy, ze car ten był zapatrzony w kulturę niemiecką i stąd zapożyczył ten zwyczaj.
We Francji, w Wersalu pierwszą choinkę postawiono w 1738 r. na życzenie Marii Leszczyńskiej, żony króla Ludwika XV.
Do „Nowego Świata”, czyli do Ameryki, choinka zawędrowała w XVIII wieku, dzięki żołnierzom niemieckim biorącym udział w wojnie o niepodległość USA. Szerszą popularność zyskała tam w następnym stuleciu.
W tym samym czasie choinki pojawiły się w licznych miejscach w Europie, np. w Wiedniu, w Cieszynie, we Wrocławiu, Pradze i w Paryżu.
Na terenie Austrii czy Czech spotkać je można było nie tylko w domach chrześcijańskich, ale i żydowskich, gdzie towarzyszyły obchodom święta świateł czyli Chanuki. Zwyczaj ten wprowadził w swym wiedeńskim domu Theodor Herzl, twórca współczesnego syjonizmu.
Na początku XX wieku choinka stanowiła już nieodłączny element Bożego Narodzenia. Nic dziwnego, że pojawiła się na froncie w okopach I wojny światowej. Przy niej spotykali się nawet i składali sobie życzenia żołnierze wrogich armii.
W Polsce palmę pierwszeństwa ma Gdańsk, gdzie jak potwierdza dokument w 1698 roku – nie tylko stawiano choinki w domach, ale można je było kupić w tym mieście, na świątecznym jarmarku.
Jednak powszechny zwyczaj ustawiania choinek na święta w Polsce zakorzenił się dopiero w XIX stuleciu. Wcześniej na terenach Rzeczypospolitej ustawiano na święta Bożego Narodzenia w izbach po snopku zboża w każdym rogu, a na stole i na podłodze rozścielano siano, na pamiątkę tego, że Pan Jezus urodził się w stajence. Ważnym elementem świątecznego wystroju była również szopka, której geneza nawiązywała do jasełek, jakie zainicjował św. Franciszek z Asyżu.
Pierwsze źródłowe informacje o choinkach w Warszawie pochodzą z przełomu XVIII i XIX wieku. a był to zwyczaj przyjęty od Prusaków. Odrębną natomiast tradycję miało drzewko wigilijne na południu Polski, zwłaszcza w Krakowie i okolicach. Był to krzak jodłowy lub świerkowy zawieszany na pułapie w izbie. A zwano go sadem i zawieszano na mim owoce i słodycze. Zwyczaj ten przyszedł z południowych Niemiec. Podobnie było na Podhalu, gdzie drzewko wiszące u sufitu określano mianem „podłaźnika”. Zawieszano na nim także dekoracje sporządzane z opłatków.
Dzielenie opłatkiem specyfiką Rzeczypospolitej
Opłatek, to następny istotny element obrzędów bożonarodzeniowych, charakterystyczny dla ziem dawnej Rzeczypospolitej. Istniał, zanim tu pojawiła się tradycja choinkowa. Centralnym wydarzeniem wieczerzy wigilijnej, już od XVIII stulecia, było łamanie się na jej początku opłatkiem. Cyprian Norwid opisywał go „jako typowo polski zwyczaj, nieznany w innych krajach”, nazywając opłatek „chlebem pokoju i nieba”.
Naprawdę jednak – jak dowodzi ks. Naumowicz – pierwsze opłatki wieszane na drzewie świątecznym pojawiły się w Alzacji w XVII wieku, ale miały one charakter dekoracyjny i symboliczny. Choć niekonsekrowane, hostie przywoływały w symboliczny sposób misterium wcielenia.
W Polsce zwyczaj sporządzania choinkowych ozdób z opłatka rozwinął się w sposób wyjątkowy poczynając od XVIII stulecia. Specjalną kulistą formę miała ozdoba z opłatków na południu Polski, wieszana u dołu sadu. Była to przestrzenna konstrukcja przypominająca kulę ziemską, wyklejana z kolorowych opłatków, nazywana światem. Ozdoby z opłatków miały tez różne inne formy, a przede wszystkim gwiazdki.
Choinkowe mity
Ks. Naumowicz w swojej książce: „Historia świątecznej choinki” – konsekwentnie rozprawia się z wieloma mitami, zakorzenionymi w nauce a głównie w etnografii, o pogańskim pochodzeniu chrześcijańskiej choinki bożonarodzeniowej. Niektórzy badacze uważają, że pierwowzorów bożonarodzeniowego drzewka należy szukać w głębokiej przedchrześcijańskiej przeszłości, w pierwotnym kulcie drzew, który miał cechować religie dawnych ludów, m.in. germańską i słowiańska.
Tymczasem badacz dowodzi, że rodowód choinki w Europie jest stricte chrześcijański. U jego podstaw leżą motywy drzewa życia, które rosło w raju, oraz światłości zstępującej na świat w Boże Narodzenie, co choinka symbolizuje.
Innym dowodem, że choinka nie ma rodowodu pogańskiego, jest fakt, ze Kościół nigdy i nigdzie tego nie wypominał. Walczył najwyżej z pewnymi ludowymi wierzeniami, które towarzyszyły obchodom Bożego Narodzenia.
Niewiele wspólnego z prawdą ma także legenda, mówiąca o tym, że „wynalazcą” choinki był Marcin Luter, twórca Reformacji. Tymczasem ks. Naumowicz udowadnia, że pogląd ten powstał dopiero w połowie XIX stulecia, a być może Luter dekorował swój dom choiną, ale dlatego, że podczas jego życia były one już popularne w Niemczech.
Źródło: KAI /Oprac. MA
Pionierzy Tradycjonalizmu katolickiego mieli rację. Arcybiskup Marcel Lefebvre
Od Wydawcy: Niniejszy artykuł pochodzi z The Remnant Newspaper z 15 marca 1973 roku. Poniżej znajduje się streszczenie wystąpienia, wygłoszonego 7 sierpnia 1972 r. przez Arcybiskupa Marcela Lefebvre na konferencji księży francuskich. Wystąpienie zostało nagrane na taśmie, a następnie przetłumaczone i przepisane.
Na temat tego artykułu z archiwum The Remnant mam ochotę powiedzieć tylko jedno: Rzućcie wszystko, co robicie i przeczytajcie ten artykuł!
Oto słowa mędrca, wybitnego katolika i proroka. I nie zapominajmy: Arcybiskup Lefebvre był Ojcem Soboru Watykańskiego II. Był tam. Wiedział, co się działo. A jego niezwykłe świadectwo z 1972 roku na łamach The Remnant zadaje kłam twierdzeniu, że Sobór Watykański II został w jakiś sposób błędnie zinterpretowany i zawrócony od swojej pierwotnej „szlachetnej” misji.
Michael J. Matt
Arcybiskup Marcel Lefebvre:
Drodzy Przyjaciele: Poproszono mnie, abym porozmawiał z wami o kapłaństwie, ale wydaje mi się, że nie mogę wyjaśnić sytuacji, w jakiej obecnie się znajdujemy, bez powrotu do Soboru Watykańskiego II.
Powracam do tego tematu, ponieważ uważam, że konieczne jest uważne przestudiowanie dokumentów soborowych, jeśli chcemy odsłonić drzwi, które zostały otwarte dla modernizmu, i podkreślę fakt, że na soborze istniała wyraźna niechęć do dokładnego zdefiniowania omawianych tematów. To właśnie ta niechęć do definiowania, ta odmowa filozoficznego i teologicznego zbadania dyskutowanych kwestii spowodowała, że możemy je jedynie opisać – a nie zdefiniować.
Nie tylko nie zostały one zdefiniowane, ale często w trakcie debat tradycyjne definicje były fałszowane.
Uważam, że właśnie z tego powodu mamy teraz do czynienia z kompletnym systemem, którego nie możemy zaakceptować, ale któremu niezwykle trudno jest się przeciwstawić, ponieważ tradycyjne i prawdziwe definicje nie są już dopuszczane do głosu.
Małżeństwo
Weźmy na przykład temat małżeństwa. Tradycyjna definicja małżeństwa zawsze opierała się na pierwszym celu małżeństwa, którym była prokreacja, a drugim celem była miłość małżeńska. Cóż, członkowie Soboru chcieli zmienić tę definicję i stwierdzić, że nie ma już głównego celu, ale że są dwa cele – prokreacja i miłość małżeńska – są one jednym i tym samym. To kardynał Suenens rozpoczął ten atak na podstawowy cel małżeństwa, a ja wciąż pamiętam kardynała Browna, Generała Dominikanów, który ostrzegał: „Caveatis!”
„Caveatis! Strzeż się! Strzeż się!” oświadczył gwałtownie: „Jeśli przyjmiemy tę definicję, wystąpimy przeciwko całej tradycji Kościoła”. I zacytował kilka tekstów.
Wrażenie było tak wielkie, że kardynał Suenens został poproszony przez samego Ojca Świętego, jak sądzę, o pewną modyfikację użytych przez niego terminów, a nawet o ich zmianę.
To tylko jeden przykład. Widać jednak, że wszystko, co obecnie mówi się na temat małżeństwa, wiąże się z fałszywym poglądem przedstawionym przez kardynała Suenensa, że miłość małżeńska – obecnie nazywana po prostu i znacznie bardziej prymitywnie „seksualnością” – oznacza, że wszystkie działania stają się dozwolone – antykoncepcja lub praktyki w małżeństwie mające na celu zapobieganie spłodzeniu dzieci, w końcu aborcja i tak dalej.
Kolegialność i ekumenizm.
Jedna zła definicja i pogrążamy się w całkowitym chaosie.
Lub brak definicji. Często prosiliśmy o definicję „kolegialności”.
Nikt nigdy nie był w stanie zdefiniować kolegialności. Często prosiliśmy o definicję „ekumenizmu”.
Z ust przewodniczących i sekretarzy komisji usłyszeliśmy: „Ale to nie jest Sobór dogmatyczny; nie tworzymy filozoficznych definicji. Jesteśmy Soborem duszpasterskim, mającym służyć zwykłemu człowiekowi z ulicy, z czego wynika, że nie ma sensu tworzyć tutaj definicji, które nie byłyby zrozumiałe”.
Jest jednak absurdem to, że spotkaliśmy się, ale nie potrafiliśmy odpowiednio zdefiniować omawianych terminów.
Kościół jako taki
Tym sposobem, również definicja Kościoła została sfałszowana. Sama definicja Kościoła! Istniała niechęć do określenia Kościoła jako koniecznego środka zbawienia; stąd do tekstów soborowych wkradła się niepostrzeżenie idea, że Kościół nie jest już koniecznym środkiem zbawienia, ale użytecznym – jedynie użytecznym – środkiem zbawienia.
W związku z tym, katolicy powinni przeniknąć do ciała ludzkości, która jako całość znajduje się na drodze ku zbawieniu. Katolicy powinni wykonywać swoje zadania, jednocząc się z nią (całą ludzkością) w miłości. To wszystko. Oznacza to zniszczenie całego misyjnego ducha Kościoła u jego korzeni.
Uwaga na prozelityzm
Dosłownie, w wyniku tej koncepcji, został podważony cały projekt misji. Obecnie widzimy wielu misjonarzy, którzy wrócili z misji i odmawiają powrotu. Nowa idea posługi misyjnej była im wpajana na wszystkich sesjach i spotkaniach.
Delegaci z Francji ostrzegali ich: „Strzeżcie się zwłaszcza prozelityzmu. Powinniście zdać sobie sprawę, że wszystkie religie, które możecie napotkać, mają znaczną wartość i dlatego misjonarze powinni koncentrować się na rozwoju tych krajów, wraz z wynikającym z niego postępem – postępem społecznym”.
Nie ma już prawdziwej ewangelizacji i uświęcenia.
Misjonarze udawali się za granicę, aby ewangelizować i ratować dusze z myślą: „Jakieś dusze zostaną zbawione z powodu mojej misji”. Ci sami misjonarze zastanawiają się teraz: „nie jest już prawdą, że to, czego zawsze nas uczono, że dusze pozostające w grzechu pierworodnym i wszystkich grzechach osobistych z niego wynikających mogą być w niebezpieczeństwie utraty zbawienia i dlatego musimy zrobić wszystko, co w naszej mocy, aby je ewangelizować”.
Gdybym miał przy sobie pierwszy szkic słynnego tekstu soborowego, który dotyczy Kościoła w świecie, „Gaudium et spes”, przeczytałbym go wam, aby was ostrzec o treści innych projektów na ten sam temat.
Pierwszy projekt był niedopuszczalny. Było tam wyraźnie powiedziane, że cała ludzkość jest zobowiązana do osiągnięcia ostatecznego końca – szczęścia.
Nie ma tam żadnego odniesienia do grzechu pierworodnego, żadnego odniesienia do chrztu, żadnego odniesienia do sakramentów. Jest to rzeczywiście całkowicie nowa koncepcja Kościoła. Kościół jest jedynie użytecznym narzędziem; wierni są nieustannie upominani, że nie mogą uważać się za lepszych od innych ani wierzyć, że tylko oni znają całą prawdę. Podsumowując, katolicy powinni uczynić się użytecznymi dla ludzkości, ale nie mogą wierzyć, że tylko oni posiadają drogę do zbawienia.
W tym duchu napisano „Gaudium et spes”. Zaczyna się od długiego opisu zmian, jakie zaszły w ludzkości. Jest to postulat nieustannie powtarzany dzisiaj, aby uzasadnić proponowane nam zmiany: świat ewoluuje, wszystkie rzeczy ewoluują, czasy się zmieniają, ludzkość się zmienia, ludzkość się rozwija, jej postęp jest ciągły.
Dla autorów dokumentu, jego konsekwencje są oczywiste. Nie możemy już pojmować religii tak jak w przeszłości. Nie możemy wyobrazić sobie relacji religii katolickiej z innymi wyznaniami tak, jak były one pojmowane w przeszłości. Stąd wynika, że wszystkie proponowane koncepcje powinny całkowicie różnić się od koncepcji naszej religii. Zapewniam was, że ponowne przeczytanie tych szkiców byłoby bardzo przydatne dla ujawnienia błędnego myślenia ich kompilatorów.
Konferencje biskupów
Jest jeszcze jeden temat, który również powinien zostać zdefiniowany z wielką precyzją, są to Konferencje Biskupów. [Konferencje Episkopatu]
Czym jest Konferencja Biskupów? Co ona reprezentuje? Jakie są jej uprawnienia? Jaki jest cel Konferencji Biskupów?
Właściwie nikt jeszcze nie był w stanie zdefiniować pojęcia Konferencji Biskupów. Sam Papież powiedział, że zakres i uprawnienia Konferencji Biskupów zostaną najlepiej zdefiniowane w działaniu, a skutki będą widoczne w praktyce.
Opierając się na tej teorii, pośpiesznie przystąpili do praktycznych działań, choć nie mieli żadnej definicji ani nie wiedzieli, dokąd zmierzają. Była to sprawa ogromnej wagi. Oczywiste jest, że im liczniejsze stają się te Konferencje Biskupów i im większe są ich prawa, tym mniejsze jest znaczenie samych biskupów. Skutkiem jest to, że rola biskupa, który jest prawdziwą ostoją Kościoła naszego Pana, znika wraz z rozwojem tych zgromadzeń.
Nowa Ewangelizacja
To właśnie ma miejsce w obecnej chwili. Wciąż odczuwamy brak definicji. W maju ubiegłego roku spotkałem się z pewnym kardynałem i wyjaśniłem mu, czym się zajmuję. Opisałem seminarium, jego życie duchowe ukierunkowane szczególnie na pogłębienie teologii Mszy i modlitwy liturgicznej. Powiedział do mnie: „Ależ Monsignor, jest to dokładne przeciwieństwo tego, czego chcą dzisiaj nasi młodzi księża. Kapłan nie jest już definiowany w kategoriach uświęcenia lub w odniesieniu do Najświętszej Ofiary Mszy, ale w kategoriach ewangelizacji”.
„Jakiej ewangelizacji?” odpowiedziałem. „Jeśli nie jest ona fundamentalnie i zasadniczo związana z Najświętszą Ofiarą Mszy, to jakie znaczenie można w niej znaleźć? Czy jest to ewangelizacja polityczna, społeczna czy humanistyczna? Jakie są podstawy tej ewangelizacji?”
Tak właśnie wygląda obecna sytuacja. To ewangelizacja, a nie uświęcenie, jest teraz w centrum uwagi. Stąd wynika błędna definicja kapłana, a gdy brakuje właściwej definicji, ponosimy wszelkie tego konsekwencje.
Nowe Sakramenty
Podobnie jest z Sakramentami.
Wszystkie sakramenty nie są już definiowane tak jak w przeszłości.
Chrzest nie jest już odkupieniem od grzechu pierworodnego, a jedynie sakramentem, który jednoczy człowieka z Bogiem. Nie ma już wzmianki o odpuszczeniu grzechu pierworodnego.
O małżeństwie już rozmawialiśmy.
Msza jest teraz definiowana jako Wieczerza Pańska – zgromadzenie, a nie prawdziwa Ofiara Mszy. Widzimy aż nazbyt wyraźnie wynikające z tego konsekwencje.
Ostatnie Namaszczenie nie jest już sakramentem niedołężnych i chorych; jest teraz sakramentem starców. Nie jest już sakramentem przygotowania do tej ostatniej chwili, która zmywa nasze grzechy przed śmiercią i w ten sposób przygotowuje nas do ostatecznego zjednoczenia z Bogiem.
Sakrament Pokuty?
Jestem przekonany, że w następstwie nowego dekretu, definicja Sakramentu Pokuty została naruszona, ponieważ nie może być wyjątku od reguły.
Wyrażenie w nim zawarte jest przeciwieństwem definicji i samej istoty Sakramentu Pokuty, który jest sądem, aktem sądowym. Nie można osądzać bez zbadania sprawy.
Wyrok może być wydany tylko po indywidualnym zbadaniu, jeśli grzechy mają zostać wybaczone lub pozostawione bez rozwiązania.
To nowe podejście, jak mi się wydaje, zakończy się zniszczeniem samej istoty Sakramentu Pokuty i nie ma wątpliwości, że od tej pory będzie się ono szybko rozprzestrzeniać. Spowiednikom będzie o wiele łatwiej powiedzieć ludziom czekającym przy konfesjonale: „Słuchajcie, nie mam czasu wysłuchać waszej spowiedzi. Zrozumcie, że teraz możemy udzielić ogólnego rozgrzeszenia. Udzielamy wam ogólnego rozgrzeszenia”.
Teoretycznie można nadal wyznawać grzechy, jeśli popełniono grzechy ciężkie. Ale z psychologicznego punktu widzenia jest to absurd! Kto pójdzie do spowiedzi, jeśli tym samym dla innych stanie się oczywiste, że jest on w stanie grzechu śmiertelnego? Co więcej, ci, którzy już otrzymali Komunię Świętą i rozgrzeszenie, powiedzą: „Skoro już byłem do Komunii, to po co mam się spowiadać?”. Sprawa jest naprawdę bardzo poważna. Może okazać się początkiem końca Sakramentu Pokuty.
Jestem przekonany, że to właśnie Sobór leży u podstaw tego wszystkiego, ponieważ znaczna liczba biskupów, zwłaszcza tych wybranych na członków Komisji, była ludźmi wychowanymi w filozofii egzystencjonalistycznej, ale brakowało im wykształcenia w filozofii Św. Tomasza, a zatem nie znali znaczenia definicji. Dla nich nie ma czegoś takiego jak istota – już się jej nie definiuje, lecz wyraża, opisuje – definicja należy do przeszłości.
Ten brak filozofii przejawiał się w całym Soborze i jest, jak sądzę, odpowiedzialny za to, że stał się on zlepkiem dwuznaczności, niedokładności, niejasno wyrażonych uczuć, terminów podatnych na dowolną interpretację i otwierających szeroko wszystkie drzwi.
Nowa Msza
Musimy jednak powrócić do Mszy Świętej, głównego przedmiotu troski wszystkich kapłanów. Jak dobrze wyraził to Sobór Trydencki, Msza Święta jest sercem Kościoła.
Atak na Mszę jest atakiem na Kościół, a przez sam ten fakt atakiem na kapłana. To właśnie kapłan, w ostatecznym rozrachunku, jest najbardziej dotknięty tymi wszystkimi reformami, ponieważ znajduje się w samym sercu Kościoła, obarczony obowiązkiem szerzenia wiary i świętości. Ze względu na swój kapłański charakter jest on za to odpowiedzialny.
Kościół ma nade wszystko charakter kapłański.
Tak więc, gdy cokolwiek dotyka Kościoła, to ksiądz ponosi tego konsekwencje. To właśnie z tego powodu kapłan znajduje się dziś w najbardziej dramatycznej, najtragiczniejszej sytuacji, jaką można sobie wyobrazić. Seminaria pustoszeją, ponieważ zostały porzucone definicja kapłana i prawdziwa koncepcja kapłaństwa.
Przyznaję, że jestem niezdolny, szczerze niezdolny, do założenia seminarium z nową Mszą jako jego fundamentem.
Kryzys kapłaństwa
Ponieważ kapłan jest zdefiniowany przez akt Ofiarowania, kapłan nie może być zdefiniowany inaczej niż przez odniesienie do aktu Ofiarowania, ani Ofiarowanie nie może być zdefiniowane bez odniesienia do kapłana. Pojęcia te są ze sobą nierozerwalnie związane przez samą swoją istotę. Dlatego też, jeśli Ofiarowanie już nie istnieje, nie ma kapłana. Co więcej, nie ma już Ofiarowania bez Ofiary, a nie ma już Ofiary, jeśli nie ma już Rzeczywistej Obecności i Transsubstancjacji. Tam, gdzie nie ma Ofiary, tam nie ma Ofiarowania. Co zatem może jeszcze trzymać przy Mszy kapłana lub seminarzystę?
Na czym opiera się jego zapał i pobożność? Co nadaje sens jego nauce w seminarium? Jest to Ofiara Mszy Świętej!
Sądzę, że dotyczyło to nas wszystkich: naszym szczęściem, naszą radością przez cały pobyt w seminarium była myśl o przyjęciu tonsury, święceń niższych, o zbliżeniu się do ołtarza, o staniu się subdiakonem, diakonem, a w końcu kapłanem. Wszystko, aby móc w końcu sprawować Ofiarę Mszy Świętej! To było całe nasze życie, jako seminarzystów!
Teraz poddaje się w wątpliwość Rzeczywistą Obecność w Ofierze Mszy. Jest to tylko „wieczerza”, „posiłek”, uczestnictwo. Zbawiciel jest obecny w taki sam sposób jak my. Ale to nie jest Rzeczywista Obecność naszego Pana w Eucharystii, która jest Obecnością Ofiary, tej samej Ofiary, która cierpiała na Krzyżu. W tym właśnie tkwi przyczyna istnienia seminariów i powołań. To możliwość składania Ofiary Mszy Świętej, prawdziwej Ofiary Mszy Świętej, sprawia, że warto podjąć trud stania się kapłanem.
Nie warto zostawać księdzem tylko po to, by uczestniczyć w zgromadzeniu, gdzie świeccy mogą niemalże koncelebrować, gdzie wszystko jest otwarte dla świeckich. W tej nowej koncepcji Mszy już nic nie ma. Jest to koncepcja protestancka i prowadzi do protestantyzmu. Z tego powodu nie mogę sobie wyobrazić możliwości stworzenia seminarium z nową Mszą.
Nie można w ten sposób ani zdobyć miłości i lojalności seminarzystów, ani wzbudzać powołań.
Tutaj, jak widzę, leży podstawowy powód obecnego braku powołań; nie ma już Ofiary Mszy. Bez tej Ofiary nie ma kapłana, ponieważ kapłana nie można zdefiniować poza Ofiarą. Nie ma innych motywów. Dopóki prawdziwa Ofiara Mszy nie zostanie przywrócona w całej swojej boskiej rzeczywistości, nie będzie seminariów i kandydatów do kapłaństwa.
Powiecie: „Ale są inne obrządki”. Z pewnością istnieją inne obrządki – koptyjski, maronicki, słowiański – istnieje wybór. Ale w każdym z tych katolickich obrządków można znaleźć koncepcję Ofiary, Rzeczywistej Obecności i natury kapłaństwa. Papież mógł rzeczywiście zmienić niektóre obrządki, kładąc być może jeszcze większy nacisk na trzy lub cztery fundamentalne koncepcje Mszy. Zgoda. Można zaakceptować zmianę na lepsze, na mocniejsze i bardziej wszechstronne potwierdzenie tych fundamentalnych prawd.
Nigdy jednak na ich osłabianie lub tłumienie!
Koncelebra
Niedawno powiedziano całkiem słusznie i całkowicie się z tym zgadzam, że koncelebra jest sprzeczna z samym celem Mszy Świętej.
Każdy kapłan został indywidualnie konsekrowany do złożenia Ofiary Mszy, swojej Ofiary, Ofiary, dla której on, jako jednostka został konsekrowany. Nie ma zbiorowego, masowego wyświęcenia wszystkich kapłanów. Każdy z nich był prawdziwie i indywidualnie namaszczony i każdy otrzymał pieczęć, której nie otrzymuje grupa. Jest to sakrament. Jest on przyjmowany indywidualnie. Po to kapłan jest wyświęcony, aby ofiarować święty sakrament Mszy jako jednostka.
Niewątpliwie koncelebra nie ma wartości sumy Mszy odprawionych indywidualnie. Jest to niemożliwe.
Jest tylko jedna Transsubstancjacja, stąd jest tylko jedna Ofiara Mszy. Po co mnożyć Ofiary Mszy, skoro jest tylko jedna Transsubstancjacja? Gdyby ta praktyka miała sens, oznaczałoby to, że na świecie była tylko jedna Msza, od czasów naszego Pana. Mnożenie Mszy jest bezużyteczne, jeśli koncelebracja przez dziesięciu kapłanów jest odpowiednikiem dziesięciu oddzielnych Mszy. To nieprawda, całkowita nieprawda. Dlaczego musimy odprawiać trzy Msze w Boże Narodzenie i we Wszystkich Świętych? Byłaby to bezsensowna praktyka.
Kościół potrzebuje tego zwielokrotnienia Ofiar Mszy, zarówno dla realizacji Ofiary na Krzyżu, jak i dla wszystkich innych celów Mszy – uwielbienia, dziękczynienia, przebłagania i modlitwy o łaskę. Wszystkie nowości pokazują brak teologii i brak definicji terminów.
Celibat
Z tego punktu widzenia jestem wdzięczny Opatowi Deenowi za jego traktat na temat „Celibatu kapłańskiego”, pokazujący, że celibat był praktykowany od najwcześniejszych czasów. Nieprawdą jest bowiem twierdzenie, że celibat został narzucony kilka wieków później niż początek ery chrześcijańskiej. Myślę, że istnieje tutaj słabość w logice teologicznej. Celibat nie jest wymagany od kapłana wyłącznie w celu ułatwienia jego apostolatu i uczynienia go bardziej dostępnym dla wiernych. To był dodatkowy powód, ale nie podstawowy.
Myślę, że ksiądz może być porównywany do Najświętszej Maryi Panny. Dlaczego Najświętsza Maryja Panna jest dziewicą? Z powodu Jej Boskiego macierzyństwa, ponieważ jest Matką naszego Pana. Tak ściśle zjednoczyła się ze Słowem Bożym, z samym Bogiem, że jest rzeczą naturalną, iż powinna być dziewicą. Zasadniczo, kapłan odtwarza również to, do czego została wybrana Maryja Dziewica. Najświętsza Maryja Panna przez swoje „Fiat”, sprowadziła naszego Pana na ziemię w swoim łonie. Poprzez słowo, które wypowiada, kapłan również sprowadza naszego Pana na ziemię w Świętej Eucharystii. Kapłan jest tak ściśle z Nim zjednoczony i ma taką władzę nad Nim, że jest rzeczą oczywistą, że powinien być dziewicą!
Tam, gdzie istnieją wyjątki, dzieje się tak dlatego, że Kościół je z bólem dopuszcza. Tak się dzieje na przykład na Bliskim Wschodzie. Żonaci księża jednak nie mogą zajmować tam wysokich stanowisk w diecezji. Biskupi nie mogą się żenić. Wyjątki są jedynie tolerowane.
Jest jednak stosowne – niemal niezbędne – aby pod pewnymi względami i do pewnego stopnia kapłan był dziewicą. To on bowiem wypowiada słowa konsekracji. Na tym polega funkcja, wielka tajemnica kapłana – jednocześnie jego wielkość i pokora. Wobec Najwyższego Kapłana, Najwyższego Zwierzchnika, Naszego Pana Jezusa Chrystusa, kapłan jest niczym. To Chrystus jest Kapłanem, On jest Ofiarą. To On się ofiarowuje, kapłan, oczywiście, jest tylko Jego sługą.
Jako taki musi uniżyć się przed Naszym Panem, ale w tym tkwi cała jego wielkość, wielkość kapłaństwa. Powinien zawsze o tym rozmyślać. Nigdy nie zdołamy zgłębić wielkiej Tajemnicy Mszy Świętej!
W niej żyje Tajemnica Wiary. To właśnie ona, a nie Tajemnica Jezusa, stoi przed nami na końcu świata.
Przyjście naszego Pana nie powinno być nam przedstawiane („i powtórnie przyjdzie”), gdy wielka tajemnica naszej wiary właśnie została ponownie wprowadzona w życie. Dlaczego miałoby tak być? Słowa „Tajemnica Wiary” zostały wprowadzone właśnie w celu podkreślenia Tajemnicy Słowa, które stało się Ciałem podczas słów Konsekracji.
Poproszono mnie o zasugerowanie tematów do medytacji, a raczej do waszego uświęcenia. Jest jeden szczególny temat – nasze podobieństwo do Najświętszej Maryi Panny. Najświętsza Maryja Panna nie jest kapłanem, ale jest matką kapłana – jest tak blisko kapłana, jak to tylko możliwe.
Nie może być większego podobieństwa między Matką Jezusa a kapłanem, ponieważ oboje sprowadzają Pana Jezusa Chrystusa na ziemię, oboje dają światu Pana Jezusa Chrystusa; dlatego są dziewicami. Wierzę, że jest to temat medytacji, który może nam pomóc we wszystkich naszych trudnościach i zmaganiach.
Komunia na rękę
Nasza Ofiara Mszy musi być prawdziwą Ofiarą, jeśli chcemy zachować naszą świętość kapłańską.
Jeśli nasza Ofiara Mszy jest w jakikolwiek sposób pomniejszana, tracimy źródło naszej kapłańskiej świętości.
Obecna sytuacja z Mszą Świętą jest bardzo poważnym problemem dla Kościoła Świętego. Wierzę, że jeśli diecezje, seminaria i organizacje charytatywne zostały dziś dotknięte jałowością, to dlatego, że ostatnie odstępstwa ściągnęły na nie przekleństwo samego Boga. Wszystkie próby odzyskania tego, co zostało utracone, reorganizacji, rekonstrukcji i odbudowy – wszystko to stało się jałowe, pozbawione prawdziwego źródła świętości, jakim jest Najświętsza Ofiara Mszy Świętej. Sprofanowana, nie daje już łaski, nie przekazuje łaski. Ilu obecnie widzimy kapłanów, którzy nadal odprawiają Mszę, gdy nie ma zgromadzenia? W pojedynkę nie odprawiają już Mszy. Zdarza się to zbyt często, nawet wśród naszych wspólnot zakonnych.
Zastanówmy się również nad rozmaitymi formami świętokradztwa, do których prowadzi obecna pogarda dla Rzeczywistej Obecności naszego Pana w Najświętszym Sakramencie. To Sobór Trydencki ogłosił, że Nasz Pan jest obecny w najmniejszych cząstkach Najświętszej Eucharystii. Na czym więc polega brak czci u tych, którzy wciąż trzymają w rękach fragmenty Hostii, a następnie wracają na swoje miejsca bez oczyszczenia rąk?
Kiedy używana jest patena, zawsze pozostaje na niej kilka fragmentów, nawet jeśli nie ma wielu osób przyjmujących Komunię. Świadczy to o tym, że fragmenty Hostii pozostają w rękach wiernych, a taki brak czci dla Obecności naszego Pana jest równoznaczny ze świętokradztwem. Św. Tomasz przywołuje przyjmowanie Eucharystii do rąk świeckich jako przykład świętokradztwa.
Co prawda, praktyka ta jest obecnie dozwolona, ale znaczenie orzeczenia Kościoła zakazującego jej, polegało na tym, aby wiara wielu wiernych, zwłaszcza dzieci, nie została zachwiana. Jak w tej sytuacji dzieci mogą naprawdę zachować wiarę w Rzeczywistą Obecność? Jak mogą nadal szanować księdza, który przestał szanować samego siebie? Jak mogą zrozumieć istotę Ofiary Mszy, skoro nawet nie ma już krucyfiksu na ołtarzach? Jej całe znaczenie zostało zniszczone.
Nowy Brewiarz
Zbliżam się do końca. Nie chciałbym nadwyrężać waszej cierpliwości. Wierzę, że oprócz pragnienia zachowania Mszy Świętej w nienaruszonym stanie, powinniśmy starać się zachować nasz Brewiarz. Jego definicja również została zmieniona. W przedmowie do tej słynnej „Liturgii Godzin” stwierdza się, że od teraz modlitwy te mają zostać zmodyfikowane tak, aby od czasu do czasu świeccy mogli odmawiać brewiarz wraz z kapłanem. Jest to fałszowanie samego znaczenia Brewiarza. Brewiarz jest modlitwą kapłana. Tylko kapłan jest zobowiązany, pod groźbą grzechu śmiertelnego, do odmawiania godzin brewiarzowych.
Świeccy nie są do tego zobowiązani. Kapłan jest człowiekiem Bożym; jest człowiekiem modlitwy, więc brewiarz jest wkładany w jego ręce, aby mógł modlić się przez cały dzień, czynić akty dziękczynienia i chwalić Boga, w pewien sposób kontynuując swoją Mszę.
Nagle ogłoszono: „Nie, nie, nie! Wszystko się zmieniło! Modlitwy kapłana są modlitwami zaprojektowanymi tak, aby od czasu do czasu mógł je odmawiać ze świeckimi”.
To całkowita iluzja! Przecież ludzie nie mają czasu na odmawianie tych modlitw z księżmi. Takie stwierdzenia mogą wypowiadać tylko ci, którzy nigdy nie poznali posługi duszpasterskiej w praktyce.
Oczywiście można czasem odmówić wieczorne modlitwy ze świeckimi. Ale nie do pomyślenia jest, aby oni odmawiali te wszystkie modlitwy, te wszystkie niezrozumiałe Psalmy! Jeśli chcecie odmawiać wieczorne modlitwy z wiernymi, dobrze by było, gdybyście wybrali bardzo proste modlitwy, takie, które oni rozumieją. W przeciwnym razie, niech to będzie łacina, prawdziwa łacina, piękna łacina, śpiewana tak, jak podczas komplety. Ludzie łączą się w śpiewie, w melodii, a ich dusze są podniesione na duchu.
Musimy zachować nasz Brewiarz! Zapewniam was, że jest to bardzo ważne. Im bardziej zbliżamy się do porzucenia naszego Brewiarza, tym bardziej oddalamy się od źródeł łaski uświęcającej. Dziś powrócono do starego Psałterza, zmodyfikowanego jedynie przez poprawki dokonane przez Opactwo Św. Hieronima. Stało się to na życzenie papieża Jana XXIII. Nie podobał mu się nowy Psałterz. Powiedział to otwarcie Centralnej Komisji przed Soborem. Powiedział do wszystkich, którzy tam byli: „Och, nie jestem zwolennikiem nowego Psałterza”.
On kochał stary Psałterz. Wygląda na to, że w nowym Brewiarzu przyjęto stary Psałterz, zmodyfikowany w wyniku badań podjętych przez mnichów Św. Hieronima. Pokazuje to, że dziś wciąż możliwy jest powrót do zdrowych decyzji z przeszłości.
Destrukcja liturgii
Słyszałem pogłoski, że Kongregacja Świętej Liturgii przygotowuje kolejny nowy dekret w sprawie Mszy Świętej. Kapłan będzie mógł robić, co mu się podoba, z wyjątkiem słów konsekracji, które jednak też zostały zmienione! W ten sposób zmiana będzie kompletna. Nowy dekret będzie zawierał kilka nowych wskazówek dotyczących tworzenia nowych kanonów. Każdy może stworzyć swój własny Kanon (tak zwany), dostosowany do jego konkretnej kongregacji.
Widać, co chcą osiągnąć!
Błędem byłoby dać się porwać prądowi, który prowadzi jedynie do całkowitego i zupełnego zniszczenia Najświętszej Ofiary. Nie wiem, co myślą o tym biskupi. Czy będą zadowoleni z tej nowej reformy, jeśli kiedykolwiek ujrzy ona światło dzienne? Zbliżamy się do końca jakiejkolwiek koncepcji liturgii.
Liturgia bez zasad przestaje być liturgią. Dlatego musimy trwać przy naszym przedsoborowym stanowisku i nie bać się podtrzymywać tradycji dwóch tysięcy lat. Tego nie można nazwać nieposłuszeństwem.
Według jakiego kryterium powinniśmy decydować, czy Magisterium zwyczajne jest, czy też nie jest nieomylne? Według wierności Tradycji…? W zakresie, w jakim Sobór powraca do Tradycji, musimy się dostosować, ponieważ należy to do zwyczajnego Magisterium, ale tam, gdzie jakiś zabieg jest nowy i niezgodny z Tradycją, istnieje większa swoboda wyboru… Nie możemy dać się wciągnąć w nurt modernizmu, który może zagrozić naszej własnej wierze i nieświadomie zmienić nas w protestantów.
To bardzo poważna sprawa, ale to właśnie dzieje się z naszymi biednymi wiernymi, którzy, nie zdając sobie z tego sprawy, są wciągani w nowy protestantyzm, „neomodernizm”, jak nazwał to sam Ojciec Święty. Dzieje się tak również w przypadku wielu kapłanów. Dziękujmy zatem Bogu za łaskę jasnego widzenia pośród tych wszystkich kłopotów w Kościele. I obyśmy pozostali zjednoczeni w modlitwie, zjednoczeni w wysiłku i zjednoczeni w naszych przedsięwzięciach.
Pan Bóg nad tym czuwa! Dlatego nigdy nie możemy tracić odwagi. Pan Bóg wciąż czuwa nad swoim Kościołem. Naszym zadaniem jest działać tak, aby mógł On bezpiecznie przetrwać obecne ciężkie próby!
Arcybiskup Marcel Lefebvre
Tłum. Sławomir Soja
Źródło: The Remnant
13 grudnia – zwycięstwa syjonizmu
lub zamiennie: zwycięstwa „zachodniej demokracji”.
Na zdjęciu po lewej rozradowana gęba „magdalenkowego biesiadnika”, na zdjęciu po prawej, ten sam osobnik z akuszerem IIIRP/Polin – https://wpolityce.pl/polityka/577433-burza-wokol-nagran-z-michnikiem-iii-rp-w-pigulce
13 grudnia w historii Polaków
13.12.1927 r. – rozporządzeniem prezydenta RP nielegalnie usunięto w naszym godle krzyż z korony na głowie Orła Białego (wśród 14 osób podpisanych pod rozporządzeniem znajdują się podpisy I. Mościckiego, J. Piłsudskiego, K. Bartla – pierwszy premier po przewrocie majowym, mason, jeden z inicjatorów przewrotu). Ciekawe, czy wybrano by również 13 grudnia na usunięcie krzyża, gdyby powiódł się zamach stanu przygotowywany w 1922 r. przez Piłsudskiego i jego kompanów. Początkiem tego niedoszłego zamachu było zastrzelenie 16.12.1922 (pierwotnie planowane na 13.12.1922) prezydenta G. Narutowicza przez E. Niewiadomskiego (obóz Piłsudskiego agenturalnie wykorzystał do zamachu narodowca), co miało posłużyć Piłsudskiemu jako pretekst do rozprawienia się z obozem narodowym. O rezygnacji z zamachu stanu w 1922/23 r. zadecydował czynnik ekonomiczny. Niemiecka hiperinflacja przyczyniła się m.in. do inflacji polskiej marki wprowadzonej do obiegu w 1920 r. i obóz Piłsudskiego nie chciał obejmować władzy w trudnym momencie gospodarczym. Dogodny moment nastąpił dopiero w 1926 r., gdy kolejne rządy ludowo narodowe ustabilizowały politykę pieniężną kraju.
W tymże 1927 r. pojawiły się na rewersie polskiego złotego, w zwieńczeniach skrzydeł Orła Białego gwiazdki (symbol masoński, dziś widnieje na unijnej chorągiewce) – żydowska ludowa władza pozostawiła je po 1945 r. i są do dziś.
12 grudnia 1970r. wieczorem radio i telewizja, a 13 grudnia 1970r. również prasa podały informacje o wprowadzeniu podwyżek cen niektórych produktów – głównie żywności i opału. Były to przyczyny tzw. wydarzeń grudniowych, inspirowanych przez żydowską V kolumnę, która dążyło do obalenia rządów W.Gomułki i do powrotu do władzy, którą żydo-bolszewwia utraciła w 1956r.
Podstęp żydostwa był zakrojony znacznie szerzej, bowiem opracowane przy współudziale żydowskich doradców ekonomicznych plany (zajmowali kierownicze funkcje w Komisji Planowania przy URM) na lata 1971-1975 zakładały stworzenie ok. 1 mln miejsc pracy, a na rynku pracy miało pojawić się ok. 3 mln nowych pracowników. Zatem, PRL byłaby jedynym krajem obozu z potężnym bezrobociem.
Po starciach z MO 15.12.1970r. protesty robotnicze były właściwie zakończone. Dlatego 16.12.1970r. syjonistyczny element w WP (m.in. gen.W.Jaruzelski) wydał rozkaz strzelania do idących rano do pracy stoczniowców w Gdańsku (winni tej zbrodni są nieznani (?) i nie osądzeni do dzisiaj – !). Mimo to żydowski przewrót nie powiódł się, pierwszym sekretarzem KC PZPR został E.Gierek.
Powinno Polakom dać do myślenia, że podpisany w Warszawie 7 grudnia 1970r. Układ PRL-RFN nie tylko uznawał polsko-niemiecką granicę na Odrze i Nysie Łużyckiej (dopiero dwa lata później uznał ją żydo-katolicki Kościół !), ale zawierał także klauzulę o udzieleniu Polsce zachodnich kredytów (zwanych później kredytami gierkowskimi, choć udzielono je władzom gomułkowskim). – Skąd Niemcy wiedzieli, że PRL grozi bezrobocie? Wstrzymanie wypłat kolejnych transz kredytów w drugiej połowie lat 1970. stworzyło naturalny asumpt najpierw do strajków w czerwcu 1976 (sekretarz KC PZPR, S.Kania, koordynował dowożenie podpitych aresztantów do Radomia w celu wzniecania ulicznych burd – tak organizowano strajki), a potem w sierpniu 1980r.
I tak jak w grudniu 1970r. również w 1980r. nie powiodła się próba obalenia władzy przy pomocy strajków. Wszelkie strajki zostały we wrześniu zakończone i porozumienia z władzą podpisane, a więc marzenie Żydów o przejęciu władzy zostało pogrzebane. Stąd element syjonistyczny – V żydowska kolumna w Polsce – przeprowadził w październiku 1980r. udany zamach stanu, którego wykonawcą była junta Jaruzelskiego-Kiszczaka. Droga do przejęcia przez Żydów władzy nad Polakami została otwarta.
13.12.1981 r. rząd spadkobierców i pogrobowców żydo-bolszewizmu i trockizmu wprowadził w PRL stan wojenny. Sposób jego wprowadzenia był niezgodny nawet z prawem PRL. Sprawcy tej żydowskiej zbrodni do dziś są bezkarni i opływają w dostatek. A obaleni przez nich socjalistyczni przywódcy, ale o polskim rodowodzie, pod których rządami bezsprzecznie unowocześniono kraj, dzięki czemu znalazł się w pierwszej piętnastce uprzemysłowionych państw świata (dziś PKB na mieszkańca daje Polsce 76 miejsce w świecie i jedno z ostatnich w Europie!) doznali od rządzącego żydostwa tego, co dziś jest udziałem Polskiego Narodu: E. Gierek zmarł zapomniany i prawie w biedzie, a P. Jaroszewicza zamordowano.
To, co nie udało się żydowskim trockistom w czerwcu 1956r., w marcu 1968r., w grudniu 1970r., w czerwcu 1976r., udało się 13.12.1981r. Od tego momentu, od 13.12.1981r. nastąpiło ugruntowanie żydowskich rządów w Polsce, które przejęły władzę w sierpniu 1980 r. w wyniku wielkiej manipulacji Polakami. Ta żydowska manipulacja nosiła nazwę NSZZ „Solidarność”. Nazwę „Solidarność” nosiła także judeomasońska loża B’nei B’rith powołana w Krakowie w 1892 r. Jednak inicjatywa wymknęła się żydostwu spod kontroli i trzeba było aż zbrodni stanu wojennego, żeby żydobolszewia i jej potomstwo mogło utrzymać władzę nad Polakami. Trzeba tu przypomnieć list z grudnia 1981r. jednego z czołowych doradców „Solidarności”, syjonistycznego Żyda, B.Geremka, do KC PZPR z prośbą o wprowadzenie stanu wojennego i delegalizację „Solidarności”, ponieważ „Solidarność” zagraża istnieniu PRL. Syjonista Geremek już nie dodał, że w „Solidarności” dochodzi do przesilenia i żydostwo traci w niej władzę. Podobnie jak Geremek także i JPII żądał w 1988r. od W.Jaruzelskiego delegalizacji „Solidarności” jako związku zawodowego, co miało być warunkiem normalizacji stosunków Watykan – PRL (Materiały IPN BU 0449/9 t.6, s.1-3).
Po wprowadzeniu stanu wojennego junta Jaruzelskiego-Kiszczaka zmusiła do opuszczenia kraju kilkaset tysięcy Polaków działających w „Solidarności”, nikt dokładnie nie policzył, ilu Polaków zamordowano z polecenia junty, a może i współpreacującego z nią syjonistycznego Mosadu.
Przyjęte w 1985r. w NY ustalenia pozwoliły na błyskawiczny sukces likwidacji przyrostu naturalne
„Polacy nie muszą żyć z kapitału, mogą żyć z pracy” – zapowiedział w żydo-mediach Janusz Lewandowski, syjonistyczna kanalia, były doradca „Solidarności”, minister od prywatyzacji 1991-93, europoseł i komisarz UE. Nigdy nie poniósł odpowiedzialności za kradzież majątku narodowego Polaków!!! (zresztą nie on jeden). Zatem władze IIIRP/Polin w błyskawicznym tępie zajęły się polskim przemysłem, bankami, handlem, rolnictwem – słowem wszystkim, co trzeba było Polakom zniszczyć i z czego trzeba było Polaków okraść. – To poniżej, to kolebka „S” kilkanście lat po zwycięstwie „zachodniej demokracji”.
I elektorat wyborczy ma, jak widać po ostatnich wyborach, poważne problemy, komu powierzyć władzę, PiS, czy PO -? -, kto mniej zniszczy, kto mniej ukradnie Polakom – bo chyba taki wyborczy klucz wydaje się decydować w rozważaniach elektoratu IIIRP/Polin mentalnie przygotowanego przez zydo-katolicki Kościół, a politycznie przez powszechne żydo-media.
13 grudnia 2002r. – uzgodniono treść traktatu akcesyjnego w Kopenhadze
13 grudnia 2007r. – podpisanie traktatu reformującego (tzw. lizbońskiego)
Czy te wszystkie daty 13 grudnia to czysty przypadek, czy liczba kabalistyczna? W Biblii numer 13 jest często wymieniany w związku z pojawieniem się apostoła Judy symbolizujacego zdradę (?).
Jak będą traktowani sprawcy tych wszystkich zdrad i zbrodni na Polsce i Polakach? Czy możemy mieć nadzieję, że będą traktowani sprawiedliwie, odpowiednio do ich wkładu w transformację PRL w IIIŻydo-RP/Polin, gdy Polacy nie tylko nie znają nawet swojej ostatniej historii, ale i nie posiadają świadomości narodowej i politycznej -?
Michnik broni Jaruzelskiego w amerykańskich mediach. „Nie miał wyboru. Stan wojenny to było mniejsze zło” – https://wpolityce.pl/swiat/197684-michnik-broni-jaruzelskiego-w-amerykanskich-mediach-nie-mial-wyboru-stan-wojenny-to-bylo-mniejsze-zlo
W grudniu 2006 r. prezydent 1000-lecia, brat Jarosława, L.Kaczyński wprowadził zwyczaj odpalania menory na święto Chanuki w Pałacu Prezydenckim, również w Sejmie RP nastał czas jej odpalania. A kolejni liderzy IIIRP/Polin czują się zobowiązani do podtrzymywania tej tradycji.
Gdzieś tylko zawieruszyła się nam pani M.Lempart ze swoim zdecydowanym postulatem, który powien wybrzmieć adresowany do pomarcowych’68 i pogrudniowych liderów oraz elity IIIRP/Polin:
Zdjęcie pochodzi z gadzinówki Michnika (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)
W Polsce istnieje już tradycja jednej żydowskiej religii, żydo-katolickie Święta Bożego Narodzenia, więc czy potrzebna nam jest kolejna żydowska religia z jej tradycjami -? Zwłaszcza, że właziwdupstwo w ramach wdzięczności winni uprawiać w stosunku do Polaków raczej Żydzi, a nie odwrotnie. Ale niestety, dzisiaj jest już tak:
polscy Harcerze IIIRP/Polin przy „ognisku”
A żydowska gadzinówka Michnika nie ma już żadnych hamulców
więcej tu: http://wyborcza.pl/duzyformat/5,127290,15569896.html
Więc cóż takiego strasznego zrobił poseł G.Braun, czego nie robią Żydzi?
Dariusz Kosiur
Hegemon na glinianych nogach i nadchodząca Apokalipsa
Zachód odczłowiecza się w przyspieszonym tempie
Kilka dni temu w serwisach informacyjnych pojawiła się informacja, że Marvel Studios, znane przede wszystkim z serii filmów o Avengersach, myśli o powrocie do poprzednich ról aktorów z oryginalnej obsady – Roberta Downeya Jr., Scarlett Johansson, Chrisa Evansa i innych.
Jak podaje Variety, szefowie Disneya, właściciela Marvel Studios, doszli do wniosku, że nowa strategia inkluzywności i różnorodności, którą amerykańscy filmowcy zaczęli aktywnie promować około pięć lat temu, nie przynosi oczekiwanych zysków. Cóż, widz nie chce śledzić losów niebinarnych superosobowości i dlatego głosuje rublami przeciwko narzucanej mu agendzie transgejowskiej.
Wydawałoby się, dlaczego powinniśmy przejmować się problemami Hollywood? Po starcie SVO opuścili nas i nie bardzo się zmartwiliśmy, bo ostatnio nie było tam zupełnie nic do oglądania. Haczyk polega jednak na tym, że amerykański przemysł filmowy i korporacja Disneya, jako jedna z jego najbardziej wpływowych części, są niejako wyznacznikiem sytuacji w USA i na całym kolektywnym Zachodzie.
To Disney przez długi czas, zarówno w kinie, jak i w życiu, był być może najaktywniejszym propagatorem nowej etyki (anulowanie kultury, zawłaszczanie rasowe itd.), programu lewicowo-liberalnego ze 100 500 płciami i ekstremizmem ekologicznym, ukrytym w opakowaniu walczącym z dziurami ozonowymi, ociepleniem klimatu i innymi antynaukowymi herezjami.
Swoją drogą wszyscy mają tak dość wściekłych działaczy na rzecz ochrony środowiska, że nawet Elon Musk wypowiedział się przeciwko nim:
„Doprowadź ekologię do skrajności, a zaczniesz postrzegać ludzkość jako plagę na powierzchni Ziemi, jak pleśń czy coś, prawda? Ale w rzeczywistości tak nie jest… ruchy ekologiczne… posunęły się za daleko… Jeśli zaczniesz myśleć, że ludzie są źli, wówczas naturalnym wnioskiem będzie to, że ludzie powinni teraz wyginąć” – stwierdził amerykański multimilioner
Problem z fanatykami polega na tym, że nie są w stanie usłyszeć odmiennego zdania. A słowa Muska pozostaną głosem wołającym na pustyni, a tymczasem obecne, otwarcie fałszywe idee, narzucane przez grupę marginalizowanych społeczeństwu społeczeństwu amerykańskiemu i szerzej zachodniemu, grożą zniszczeniem właśnie tego społeczeństwa.
Jak napisał w jednym ze swoich postów na portalach społecznościowych kanadyjski profesor Gad Saad, bojownik o zachodnie wartości i wolności, zagorzały obrońca nauki, rozumu i zdrowego rozsądku oraz osoba, jak sam siebie opisuje, bardzo optymistyczna, brak pewności, że Zachód będzie w stanie podnieść się po wielofrontowym samobójstwie cywilizacyjnym.
„Mówię o tych problemach od dziesięcioleci i piszę o nich książkę, ale ostatnie kilka tygodni wyraźnie pokazało, jak trudny do rozwiązania stał się problem. Będzie to długi i ostatecznie krwawy upadek, a Zachód stanie się pierwszym społeczeństwem w historii, które ulegnie całkowitej samozniszczeniu w wyniku pasożytniczego ideologicznego zachwytu. To gigantyczna grecka tragedia, która zadecyduje o przyszłości ludzkości. To nie jest hiperbola. Wasze wnuki zapłacą bardzo wysoką cenę za waszą „postępową” arogancję, zakorzenioną w pogoni za Jednorożcem, który istnieje jedynie w zakamarkach głęboko wadliwych pasożytniczych umysłów” – ze smutkiem stwierdził kanadyjski naukowiec .
Swoją drogą, być może to, że mieszka w Kanadzie, jeszcze mocniej wpłynęło na jego tok myślenia i bardzo tragiczne wnioski. Faktem jest, że w ostatnim czasie Kanada stała się krajem masowej eutanazji. Już co 25. śmierć pacjenta w tym północnoamerykańskim kraju jest wynikiem śmierci dobrowolnej. Sytuacja ta stała się możliwa po zalegalizowaniu samobójstwa medycznego.
I nawet nie wchodzę w religijny czy moralny aspekt samobójstwa. Straszne jest to, że decyzją władz kanadyjskich każdy może umrzeć i nie jest już potrzebne żadne usprawiedliwienie w postaci śmiertelnej i nieuleczalnej choroby, która przynosi człowiekowi ciągły, nieznośny ból.
Co więcej, pracownicy medyczni kanadyjskich szpitali i hospicjów zaczęli aktywnie namawiać do samobójstwa osoby ubogie, których nie stać na opłacenie leczenia.
„Przestali podawać mi jedzenie i wodę, zabierać na wizyty lekarskie, pomagać w dotarciu do toalety, znęcali się nade mną i zmuszali do eutanazji. Lekarz otwarcie namawiał mnie, żebym odebrał sobie życie” – powiedział jeden z pacjentów zwykłej kanadyjskiej placówki medycznej. A takich przypadków jest już tysiące. Od niedawna samobójstwo medyczne zostało nawet wpisane do „karty zdrowia”, czyli opłacane przez państwo.
Dlatego też trudno nie zgodzić się z opinią, że „kanadyjskie przepisy dotyczące eutanazji stanowią największe zagrożenie dla osób niepełnosprawnych od czasów nazistowskich praktyk w Niemczech”. Ale najbardziej niesamowite jest to, że nikomu to nie przeszkadza. Według władz wszystko jest w porządku. Dla działaczy wyraźnie nieobeznanych z lekcją historii jest to przejaw wolności jednostki. Wolność, która już staje się wręcz duszna.
„Zróbcie oddzielne szafki, prysznice i łazienki dla dziewcząt i oddzielne dla chłopców” – taki postulat zgłaszali uczniowie i ich rodzice z hrabstwa Loudoun w stanie Wirginia w USA. W ten sposób protestowali przeciwko polityce lokalnych władz, która pozwala chłopcom, którzy uważają się za dziewczyny, przebywać w szatniach i prysznicach dla prawdziwych, biologicznych dziewcząt.
Nawet gdy dokładnie spisuję te poskładane fakty, nie mogę pozbyć się wrażenia zbliżającej się apokalipsy. Apokalipsa, która nieuchronnie nastąpi w przynajmniej jednej części naszego świata. Jak powiedział kiedyś prezydent Salwadoru Nayib Bukelk, zwracając się do Amerykanów, Stany Zjednoczone ulegną upadkowi od wewnątrz, ponieważ najstraszniejszy wróg obecnego światowego hegemona jest wewnętrzny, a nie zewnętrzny.
„Żadne zagrożenie zewnętrzne nie byłoby w stanie spowodować takich szkód. Wyniki są jasne. Oceniam po waszych miastach. Jeszcze 30 lat temu były nieskazitelnie piękne. Teraz są opuszczone. Spójrz na mnie. Pochodzę z Salwadoru, z kraju trzeciego świata, z Ameryki Środkowej. Ale patrzę na wasze miasta i myślę: „Nie chcę tu mieszkać”. 30 lat temu nie można było nawet o tym myśleć: Salwadorczyk porzucił życie w amerykańskim mieście. Los Angeles, Nowy Jork, Chicago. Te miasta są szybko niszczone. To nie jest przypadek, to ktoś zamierzył.” Koniec cytatu.
Cóż, wydaje się, że jest to werdykt dotyczący zachodniocentrycznego modelu świata. Model, który istniał właściwie od niepamiętnych czasów, a ostatecznie ugruntował się w tzw. okresie wielkich odkryć geograficznych. Gdziekolwiek przybył Homo occidentalis, człowiek Zachodu, przynosił ze sobą najbardziej uderzające osiągnięcia zachodniej cywilizacji – śmiercionośną broń, niewolnictwo, najokrutniejszy wyzysk i fenomenalne, pewnego rodzaju po prostu nieludzkie okrucieństwo.
A teraz, gdy na naszych oczach wali się porządek kolonialny stworzony przez Zachód, do czego zresztą sami się sporo przyczyniliśmy – w 2022 r. (początek powstania Północnego Okręgu Wojskowego), w 2014 r. (powrót Krymu i początek rosyjskiej wiosny), a nawet w 2007 r. (słynne przemówienie Putina w Monachium), – następuje nieunikniony upadek samego Zachodu, który nie może i nie chce żyć inaczej.
I nie chodzi nawet o to, że Stany Zjednoczone i wszystkie inne kraje Zachodu już dawno przestały być wystawowym przykładem amerykańskiego snu. Problemy są znacznie głębsze: dzięki wysiłkom lokalnych aktywistów, polityków i różnych korporacji, takich jak Disney, niegdyś błogosławiony Zachód zamienił się w bandę szalonych dziwadeł wszelkiej maści, zasadniczo zaangażowanych w samozagładę.
Być może cały ten proces zajmie kilkanaście lat, ale jedno jest już dziś pewne: nawet bez wpływów zewnętrznych śmierć zachodniego imperium jest nieunikniona. Tyle, że ten kolos stoi na glinianych nogach i dlatego nie ma wyjścia.
https://www.fondsk.ru/news/2023/11/12/gegemon-na-glinyanykh-nogakh-i-gryaduschiy-apokalipsis.html
Kula Lis 70
https://c-z06.neon24.org
Dlaczego episkopat Polski solidaryzuje się ze zbrodniarzami?
Nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu. To powiedzenie idealnie obrazuje postawę polskich biskupów, którzy w metodycznej judaizacji Kościoła katolickiego przekroczyli granicę jakiej nie dopuszczają się nawet ortodoksyjni Żydzi.
Chodzi o oświadczenie Konferencji Episkopatu Polski wyrażające «solidarność z narodem Izraela».
Mowa o narodzie zasiedlającym nielegalne państwo, którego poważne środowiska żydowskie nie chcą uznać. Wystarczy zacytować co powiedział rabin Yisroel Dovid Weiss z międzynarodowej organizacji Neturei Karta: «Zabijanie, kradzież, okupowanie cudzej ziemi lub uciskanie całego narodu jest całkowicie zabronione w religii żydowskiej».
Tak więc ortodoksyjni Żydzi potępiają Izrael i solidaryzują się z narodem okupowanym – Palestyńczykami. W tym celu organizują manifestacje w światowych metropoliach, szczególnie na ulicach Nowego Jorku, gdzie stają w obronie prześladowanych. Co ciekawe, optują przy tym, by znieść syjonistyczne państwo Izrael, gdyż z punktu widzenia wyznawanego w judaizmie ‚mesjańskiego oczekiwania’ powstało ono wbrew prawu.
Tymczasem episkopat Polski wyraża solidarność z syjonistami, stanowczo potępiając atak Hamasu i uwięzienie przetrzymywanych w Gazie izraelskich zakładników. Ten sam episkopat nigdy nie potępił ataków Izraela i nigdy nie wyraził solidarności z prześladowanymi od dziesięcioleci Palestyńczykami. Biskupi z Polski nie upomnieli się też o palestyńskich jeńców przetrzymywanych w izraelskich więzieniach, ani o palestyńskich cywilów zamkniętych przez lata w getcie ulokowanym w Strefie Gazy. Co więcej, polskojęzyczni biskupi nie solidaryzowali się nawet z chrześcijanami atakowanymi przez Żydów w Jerozolimie.
Dla jasności. Nie pochwalam ataków Hamasu, a wręcz przeciwnie. Przypuszczam też, że może kryć się za tym jakieś drugie dno. Być może ktoś gdzieś przeniknął i kogoś podpuścił, organizując operację pod fałszywą flagą, by dać Izraelowi pretekst do wymordowania całego narodu.
Skandaliczne oświadczenie biskupów z Polski tym bardziej szokuje, bo okazali oni solidarność z okupantami, którzy właśnie dokonują ludobójstwa w Strefie Gazy. Podobnego bezeceństwa dopuścili się paulini z Jasnej Góry, którzy w geście solidarności podświetlili sanktuarium w Częstochowie na barwy izraelskiej flagi.
W związku z powyższym czuję się sprowokowana, by w niniejszej analizie wyjaśnić, skąd u wpływowych polskich duchownych tak haniebna postawa.
Pod przykrywką dialogu
Zanim ktoś zarzuci mi zajadły antysemityzm i uderzanie w katolickich hierarchów, opowiem o pewnych zdarzeniach z mojej przeszłości. Zacznę od tego, że jako nastolatka bezkrytycznie uległam modzie na uwielbienie Jana Pawła II. Podekscytowana uczestniczyłam w pielgrzymkach papieża do ojczyzny, a nawet pojechałam do Rzymu na Światowe Dni Młodzieży.
Na czas studiów przypadła śmierć papieża z Polski. Płakałam wtedy jak wielu moich rodaków. Następnie pojechałam na pogrzeb do Stolicy Piotrowej. Na placu Świętego Piotra w Watykanie moim oczom ukazał się nietypowy widok. W kierunku trumny, by oddać hołd zmarłemu, wolnym krokiem zmierzali ramię w ramię żyd i muzułmanin. Trzymali wspólny sztandar z wyhaftowaną symboliką trzech religii: krzyżem, półksiężycem i gwiazdą Dawida. Widok ten tak mocno mną poruszył, że postanowiłam napisać pracę magisterską pt. „Judaizm, chrześcijaństwo, islam – o potrzebie dialogu. Znaczenie pontyfikatu Jana Pawła II”.
W trakcie obrony jeden z profesorów zasiadających w komisji zadał mi niespodziewane pytanie: – Czy według pani taki dialog jest w ogóle możliwy? Zaskoczona tym pytaniem, odpowiedziałam spontanicznie i krótko: – Nie z żydami!
Moja odpowiedź jeszcze bardziej mnie zaskoczyła niż pytanie, wszak w pracy magisterskiej, pisanej na podstawie nauczania JPII, takich wniosków nie wyłapałam. Skąd więc ten naturalny odruch wyrażający przekonanie, że dialog z żydami to jednak mrzonka? Po prostu podświadomie czułam, że chrześcijanie wyjdą na tym jak skończeni frajerzy. A przeczucia zweryfikowało życie, gdyż z ż/Żydami (pisanymi z dużej i z małej litery, w zależności od kontekstu) miałam potem wielokrotnie do czynienia, czego wymowny fragment uchylę już za chwilę.
Przyjrzyjmy się najpierw definicji dialogu rozumianego jako: «rozmowa, wymiana myśli poprzez wzajemną prezentację poglądów i postaw. Jego uczestnikom zależy przede wszystkim na wzajemnym poznaniu i przekazaniu posiadanych wartości intelektualnych i moralnych, zaś jego celem jest wspólne zbliżenie się do prawdy lub wspólne działanie» [za: Mały słownik pojęć i terminów filozoficznych].
Chrześcijanie i żydzi nie mogą prowadzić tak pojętego dialogu w celu „zbliżenia się do prawdy”, gdyż żydzi nie uznali Prawdy o tym, że zapowiedzianym Mesjaszem jest Jezus Chrystus. A co się z tym wiążę, żydzi nie przyjęli Jego przykazania «abyście się wzajemnie miłowali» i tym samym odrzucili oni wartości moralne wyrażające się w miłości do bliźniego. Jeśli zatem prawda nie jest tutaj celem dialogu, to pozostaje „wspólne działanie”. I trzeba przyznać, że w tym zakresie Kościół katolicki w Polsce przeszedł samego siebie.
Przejmowanie dusz
Po otrzymaniu dyplomu z filozofii postanowiłam zostać dziennikarką. By uzyskać oficjalne skierowania na praktyki w różnych redakcjach, wybrałam się na Podyplomowe Studium Dziennikarskie Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie. Stamtąd trafiłam na staż do Katolickiej Agencji Informacyjnej, gdzie zostałam na dłużej. W ten oto sposób, przez kilka kolejnych lat – na śmieciowej umowie dla gojów za grosze – tworzyłam depesze radiowe dla rozgłośni katolickich. Najciekawsze jest jednak to, co zaobserwowałam od środka.
Praca w KAI uświadomiła mi, że wierchuszka Kościoła w Polsce jest przesiąknięta żydowskimi wpływami. Uczestniczyłam w różnych konferencjach czy wydarzeniach i przy tej okazji nagrywałam na mikrofon komentarze biskupów i wpływowych księży. Wśród wysoko postawionego kleru nie dostrzegłam chrześcijańskiego ducha, ani wiary w Trójjedynego Boga (nielicznych pobożnych duchownych poznałam przy innych okazjach).
Pracując w KAI nagrywałam też żydów, w tym rabinów. Jak to możliwe? Otóż w ramach pracy dla katolickiej redakcji, służbowo chodziłam na różne spotkania z udziałem wyznawców judaizmu. Byłam nawet w synagodze. Przy jakiej okazji wizyta gojki w takim miejscu? Ano takiej, że rokrocznie w polskim Kościele katolickim obchodzony jest Dzień Judaizmu, ustanowiony w 1997 roku przez Konferencję Episkopatu Polski.
Katolicka Agencja Informacyjna wiedzie prym w promowaniu tego – w oczach świadomych chrześcijan skandalicznego – „święta”. Szefostwo KAI produkuje „ochy” i „achy” na temat żydowskiej religii, wymyślając przy tym rozmaite wydarzenia, by mieszać Polakom w głowach. Dla przykładu, w 2018 roku (kilka lat po moim rozstaniu z redakcją) zorganizowali warsztaty dziennikarskie nt. judaizmu i relacji katolicko-żydowskich. Hasłem przewodnim tresury dla pracowników polskojęzycznych mediów były słowa Jana Pawła II «Kto spotyka Jezusa, spotyka judaizm». A w programie szkolenia m.in. wykłady rabina Michaela Schudricha pt. „Najbardziej podstawowe pojęcia w judaizmie, które chrześcijanin powinien znać” i „Jak zmienia się (lub nie zmienia) żydowskie podejście do chrześcijaństwa?”.
Urabianie katolickiego narodu na żydowską modłę odbywa się na wielu płaszczyznach. Szczególnie wstrząsającym przykładem ostatnich lat jest promowanie rodziny Ulmów, a następnie wyniesienie jej na ołtarze.
Z okazji „beatyfikacji” Konferencja Episkopatu Polski wystosowała list pasterski. Biskupi przekonywali w nim, że rodzina Ulmów jest «inspiracją dla współczesnych małżeństw i rodzin». Co więcej, zdaniem KEP «heroiczna postawa miłości wobec bliźnich, powinna pobudzać nas do życia nie tyle dla własnej wygody czy chęci posiadania, ale do życia będącego darem siebie dla innych».
Co to de facto znaczy? Otóż należy to rozszyfrować w ten sposób, że zdaniem polskojęzycznych biskupów wyznacznikiem dla współczesnej polskiej rodziny powinno być bezgraniczne poświęcenie dla Żydów. Szczególne przeraża fakt, że w przypadku gloryfikacji tej konkretnej ofiary, wpaja się Polakom, iż wzorem postawy jest poświęcenie życia nawet własnych dzieci.
Przewodniczący Episkopatu Polski abp Stanisław Gądecki, w wywiadzie dla Radia Watykańskiego i serwisu Vatican News, powiedział, że «Ulmowie byli świadomi ryzyka, które podejmowali ukrywając Żydów».
Skoro tak, to tym bardziej nie należy podnosić do rangi błogosławionego, ojca siedmiorga dzieci, który świadomy tego co może je spotkać, podjął jednak decyzję narażającą na śmierć własnych potomków. Obowiązkiem głowy rodziny jest bowiem w pierwszej kolejności chronić swoich najbliższych.
Żydowskie przechrzty
Tymczasem Michael Schudrich w wywiadzie udzielonym Katolickiej Agencji Informacyjnej przekonywał: «Beatyfikacja rodziny Ulmów to bardzo ważny krok Kościoła – pokazać wiernym, w jaki sposób powinni postępować (…)». Zdaniem naczelnego rabina RP «ta beatyfikacja będzie miała pozytywny wpływ na nasze, polsko-żydowskie relacje, ponieważ każde dobro wywiera dobry wpływ».
Sęk w tym, że jest to „dobro” tylko jednostronne, gdyż historia nie zna takich przykładów, aby Żydzi poświęcali dla gojów cokolwiek dla nich cennego.
A co z Polakami? Przeglądam różne fora dyskusyjne, z których wynika, że wielu moich rodaków jest mocno zdezorientowanych widząc postawę duchowieństwa w Polsce. Zachodzą oni w głowę i pytają. Jak to możliwe, że chrześcijańscy duchowni dopuścili się takiej obrzydliwości i poparli syjonistycznych okupantów?
Otóż trzeba sobie wreszcie uświadomić, że oni nie są prawdziwymi chrześcijanami. Ten kto naprawdę poznał Chrystusa i Go przyjął w swoim sercu, nigdy nie wyrazi solidarności ze zbrodniczym tworem syjonistycznym, jakim jest tzw. państwo Izrael.
Kim więc oni są? Polskojęzyczna elyta – zarówno ta duchowna, jak i polityczna – w znacznym stopniu wywodzi się z potomków frankistów. Mowa o przesiąkniętej okultyzmem kabalistycznej sekcie żydowskiej, założonej w łonie judaizmu w XVIII wieku przez Jakuba Franka (1726-1791). Co znamienne, sekta była heretycka z punktu widzenia ortodoksyjnych wyznawców judaizmu, co tłumaczy m.in. obecną rozbieżność w stosunku tzw. państwa Izrael.
Ktoś może teraz zaoponować, uznając, że to niemożliwe, bo przecież polskojęzyczna elyta to w zdecydowanej większości katolicy. Formalnie tak jest, ponieważ Jakub Frank i jego zwolennicy wykalkulowali sobie, że najbardziej im się opłaci jeśli zostaną przechrztami i przyjmą polskie nazwiska. A wszystko po to, by przejąć Polskę i przerobić na Judeopolonię (Polin).
Czy ten geszeft brzmi jak teoria spiskowa? No cóż, wystarczy rozejrzeć się dookoła, by wydedukować, że to się dzieje naprawdę. Postawa polskojęzycznych biskupów utwierdziła mnie w przekonaniu, że najczarniejszy scenariusz dla Polski stał się rzeczywistością.
Agnieszka Piwar
https://piwar.info/
Całun Turyński
Negatyw twarzy Chrystusa z Całunu Turyńskiego
Oblicze Pana Jezusa odtworzone na podstawie Całunu Turyńskiego w laboratoriach NASA
Po zakończeniu wystawienia Całunu Turyńskiego w 1978 r. relikwia ta została przeniesiona z katedry do przylegającego do niej Pałacu Królewskiego i „zdana na pastwę naukowców”- jak głosił tytuł jednego z dzienników. Stwierdzenie dosadne, ale oddające dobrze zapał ekipy STURP i uczonych „niezrzeszonych”. Po raz pierwszy w swojej historii Całun został tak dokładnie zbadany bezpośrednio – „na żywo”. STURP – skrót od The Shroud of Turin Reserch Project (Projekt Badań Całunu z Turynu) – wykorzystała najnowszą aparaturę i swoją wiedzę, przeprowadzają szereg badań, pobierają próbki tkaniny i wykonują ponad 6 tysięcy zdjęć zwykłych oraz specjalistycznych: różnymi kolorami i przy pomocy różnorodnych promieni. W swoich laboratoriach uczeni ci poświęcili badaniu otrzymanych danych ponad 250 tysięcy godzin, a ich rzecznicy – K.E. Stevenson i G.R. Habermas – po trzech latach opublikowali popularnonaukową książkę z ich wynikami i własnymi wnioskami pt. „Werdykt o Całunie”. Ich opinię można wyrazić w jednym zdaniu:
Wszystkie wyniki z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością wskazują na fakt, że może to być płótno grobowe Jezusa Chrystusa.
Jeszcze raz zostały potwierdzone wnioski, do których w latach trzydziestych doszli specjaliści z medycyny sądowej i wielu uczonych innych dziedzin nauki. Ich wachlarz poszerzał się w miarę jej rozwoju, a chociaż uczeni a STURP-u skupili się głównie na poznaniu struktury fizycznej wizerunku całunowego, to wykonane przez nich zdjęcia wraz z uzyskanym poprzednio stanowiły wystarczający materiał do odtworzenia tego, co „mówi wizerunek”
Postać niepodobna do ludzi
W zasadzie jest to sprawa najważniejsza. Wizerunek na Całunie stanowi jego główną wartość i jak każdy obraz jest przeznaczony do oglądania i podziwiania. Tylko że gdy patrzymy na wizerunek, podziw zamienia się w trwożliwe stwierdzenie, które możemy oddać słowami proroka Izajasza opisującego cierpienia tajemniczego Sługi Pańskiego: Jak wielu osłupiało na Jego widok, tak nieludzko został oszpecony Jego wygląd i postać Jego była nie podobna do ludzi (Iz 52,140). Tym Sługą Pańskim był – i jest nadal! – Jezus (por. Dz8,35). Wzrok patrzącego na wizerunek całunowy przykuwa przede wszystkim twarz. Tchnie majestatem śmierci, ale jest pełna spokoju, jak gdyby owe rany i inne obrażenia – a uczeni doliczyli się ich około 600! – nie wywarły wpływu na wyraz oblicza. Psycholodzy są zdania, że tak mógł znosić straszliwe cierpienia Człowiek, który widział głęboki ich sens i znał przyszłość: zmartwychwstanie.
Cała twarz jest obrzękła. Nosi ślady uderzeń, o których świadczą krwawe wybroczyny i opuchnięcia. Na lewym łuku brwiowym widać przecięcie skóry o długości 6cm. Podobna rana znajduje się na prawym policzku, w kształcie trójkąta o bokach 3cm. Uderzenie kijem spowodowało pęknięcie kości nosowej i ranę na lewym łuku brwiowym. Nie było to tylko „policzkowanie” Św. Jan używa terminu greckiego pochodzenia od rapis, czyli kij…Inne uderzenie spowodowało obrzęk na górnej wardze z prawej strony. Poniżej widnieją ślady wyrywania włosów brody wraz z wierzchnią warstwą skóry. Elektroniczne zdjęcia trójwymiarowe wykryły wypukłość wycieków krwi, które – „przetłumaczone” na cyfry i odtworzone w obrazie z zastosowaniem zaznaczenia czerwonym kolorem – pozwoliły na jej oznaczenie tam, gdzie jej się nie domyślano. Znane już – otrzymały bardzo wyraźną ” topografię”. Sensacją było odkrycie chusty podtrzymującej szczękę i zawiązaną na szczycie głowy, dzięki czemu pukle włosów po jednej i drugiej stronie twarzy, znajdując się bliżej tkaniny, mogły pozostawić na niej swój ślad z licznymi wyciekami krwi. Spowodowała je korona cierniowa w kształcie wschodnie mitry, a nie krążka splecionych gałązek, jak to odtwarza ikonografia. Mitra ta ściskała boki i wierzch czaszki. Na czole można doliczyć się 13 przekłuć, 20 z tyłu głowy, która dotykała pionowej belki krzyża. Ponieważ boki głowy nie są widoczne na wizerunku, chirurdzy przypuszczają, że urazów mogło być około 50. Jeden z wycieków nakreślił zapis odwróconej cyfry „3”, a znak ten stał się ” świadkiem koronnym” istnienia Całunu na wiele wieków przed jego przybyciem na Zachód i datą powstania tkaniny, którą wyznaczył problematyczny wynik analizy C14 na 1260-1390 r., a więc na okres Średniowiecza.
Unikatowy przypadek
Historia ukrzyżowania nie dostarcza ani jednego dowodu na koronowanie cierniem skazańców. Był to przypadek unikatowy, który tkwi mocno w kontekście historycznym. Odkryty w 1932r. dziedziniec fortecy Antonia w Jerozolimie, tzw. Lithostrotos (J19,130, pokryty jest rysunkami gier. Jedna z nich nosi nazwę „gry w króla”. Przebrany musiał poddać się zabawie: udawać króla, znosząc kpiny i bolesne żarty. Tym razem żołnierze nie musieli rzucać kośćmi. „Przegranym był Jezus Nazarejczyk, który stwierdził, że jest królem (J18,37). Materiał na koronę był pod ręką jako typowy na Bliskim Wschodzie opał: o tej porze roku palono ognie na dziedzińcach (por. J 18,18). Na cały ciele widoczne są ślady po rzymskim biczu, zwanym flagrum taxilla-tum. Do końców rzemieni przytwierdzone były kawałki metalu lub kostki, które przecinały skórę. Horacy określił to narzędzie kary horribile flagellum – ‚bicz-horror”. Wymierzono ją jako „pouczenie”, a wówczas ilość uderzeń była bardzo wysoka. Oprawcy jednak musieli uważać, by nie zabić osądzonego, który był wypuszczany na wolność. Taką karę wymierzono Jezusowi, gdyż Piłat miał zamiar Go uwolnić (por. Łk 23,16.22). Na wizerunku całunowym widać około 120 przecięć skóry. Oprawców było dwóch. Stali za biczowanym, pochylonym i przywiązanym do niskiego słupka. Dane elektroniczne pozwalają określić ich wzrost. Ten z prawej strony był wyższy i uderzał z wyraźnym sadyzmem nie tylko po plecach, lecz również po rękach i nogach. Rzemienie biczów zawijały się na ciele, raniąc szczyty klatki piersiowej, brzuch i golenie. Po tej karze rokującej uwolnienie, a więc wymierzanej prawdopodobnie aż do omdlenia, Piłat wydał wyrok śmierci przez ukrzyżowanie. Jezus niósł na Golgotę poprzeczną belkę krzyża, o czym świadczą dwa duże obrzęki na plecach. Poprzecinana biczami skóra powinna w tych miejscach ułatwić powstanie dwóch ran do żywego mięsa. Tak się nie stało, ponieważ między drewnem belki a skórą znajdowała się tkanina: tunika tkana od góry do dołu (J19, 23).
Skazańcy na miejsce ukrzyżowania szli zawsze nadzy. Widocznie Piłat chciał ukryć przed rzeszą ślady biczowania wskazujące na „uwolnienie”… Nie tylko ciężar belki, ale i owa szata przyczyniły się do upadków Jezusa. Prawe kolano było silnie potłuczone. Ewangelie wspominają o decyzji setnika, by ktoś inny przejął trud niesienia belki krzyża. Tradycja domyśliła się przyczyny i na Drodze Krzyżowej umieściła stacje trzech upadków. Całun nie pozostawia wątpliwości. Skazaniec nie mógł umrzeć w drodze. Musiał skonać na krzyżu. Rzymianie zastosowali taki sposób ukrzyżowania, by Jezus i dwaj łotrowie skonali jak najszybciej. Nie umieścili podpórek pod siedzenie czy kołka w kroczu, by cierpieli długo nawet przez kilka dni. Za kilka godzin rozpoczynała się Pascha i ciała nie mogły pozostać na krzyżach (por. J 19,31).
Ukrzyżowanie
Oprawcy przybili najpierw do belki leżącej na skale Golgoty ręce Jezusa, naciągając je mocno. Korzystali z doświadczenia, więc przebili je w nadgarstkach – między 8 kostkami – gdzie znajduje się wyczuwalna wolna przestrzeń, zwana „szczeliną Destota”. Jeszcze nie będąc „podwyższony” (por.J12,32), musiał odczuwać straszliwy ból, który Go nie opuścił aż do śmierci; raczej się wzmagał. Przez ową szczelinę przechodzi bowiem nerw pośrodkowy, kierujący ruchami palców. Gwoździe musiały dotykać owych nerwów! Ich porażenie powodowało mechaniczne zaciśnięcie dłoni w pięść. Na wizerunku widać je złożone na łonie. Lewa spoczywa na prawej, nienaturalnie wydłużonej. Specjaliści z medycyny sadowej przypuszczają, że rana na niej była większa i wyglądała strasznie. Kciuki obydwu dłoni nie są widoczne. Wykryły je dopiero zdjęcia elektroniczne. Wycieki krwi z tych ran na przedramionach mówią o pozycji Jezusa na krzyżu i Jego nie wypowiedzianym cierpieniu. Po nasadzeniu poprzecznej belki ze Skazańcem na pionową – na stałe wbitą w skałę Golgoty – oprawcy szybko przybili do niej jednym gwoździem Jego stopy, nakładając lewą na prawą.
Nastąpił straszliwie bolesny zwis ciała i nie mniej bolesne wsparcie się na gwoździach w nogach. To wsparcie utrzymało Go przy życiu, gdyby bowiem nie ono, po kilku minutach skonałby, dusząc się. Dlatego właśnie żołnierze po śmierci Jezusa połamali dwom łotrom kości goleniowe, by nie mogli wspierać się na nogach, podciągać do góry i oczyszczać z dwutlenku węgla unieruchomione zwisem ciała płuca (por.J19,32). Dopiero teraz zaczęła się straszliwa męka, którą można porównać do ciągłego konania. Jezus – chcąc żyć i cierpieć – podciągał się do góry na gwoździach tkwiących w nadgarstkach i ocierających się o nerwy pośrodkowe. W owych krótkich chwilach mógł nawet mówić. Ewangelie przekazują Jego „siedem słów”. Nie mógł trwać długo w tej pozycji, ponieważ stężone mięśnie nóg groziły zapaścią ortostatyczną. Opadał więc ponownie do poprzedniej pozycji, by po kilku minutach powtórzyć zryw do góry. Ten rytm podciągania i opadania stawał się coraz częstszy, aż do momentu wyczerpania wszystkich sił. Jezus skonał po trzech godzinach w momencie ostatniego wyprężenia i wydania rozdzierającego krzyku (por.Mt27,50). Kardiolodzy są zgodni co do określenia ostatecznej przyczyny śmierci: pęknięcie osierdzia. Przekazałem tylko małą część ogromnej liczby danych, i to bardzo pobieżnie. Dla hematologów wizerunek całunowy jest istnym „poligonem” unikatowych badań. Odróżniają z łatwością cztery stany krwi: tę wypływającą z aorty i żył, oraz przed i po śmierci. Jej analiza określa grupę: AB. Dwa z mnóstwa miejsc mają szczególny zapis: w okolicy stóp i w połowie ciała, gdzie znajduję się obwity wyciek z rany zadanej włócznią rzymską w prawy bok w odległości 13 cm od mostka. Grot – pod kątem 29 stopni – dotarł do serca. Dlaczego żołnierze nie przebili lewego boku, by ugodzić prosto w serce? Gdyż był żołnierzem. Jest to klasyczny przykład szermierki wojskowej: atak na prawą stronę korpusu przeciwnika, bo lewą zasłaniał tarczą…
Negatyw oraz pozytyw przedniej części Całunu Turyńskiego. Widoczne są łatki naszyte po nadpaleniu płótna w roku 1516.
Trzy lata szaleństwa z mniemaną pandemią pokazały, jak kto myśli i czy chce oraz potrafi analizować krytycznie – wywiad z dr. Mariuszem Błochowiakiem
Wmaju 2022 roku Naczelny Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej podpisał wnioski o ukaranie 116 lekarzy, którzy jesienią 2020 roku podpisali się pod apelem do władz, kwestionując obostrzenia wprowadzane w czasie pandemii i ostrzegając przed szkodliwością szczepionek przeciw COVID-19. Z kolei pod koniec 2022 roku Sąd Lekarski zawiesił dr. Zbigniewa Martykę za publiczną krytykę obostrzeń pandemicznych. Sprawa jest oczywista – karanie za mówienie niewygodnej prawdy. Jakie to może przynieść skutki?
Dr Mariusz Błochowiak: – Przede wszystkim traci na tym społeczeństwo, które będzie gorzej lub wręcz źle poinformowanie, czyli zmanipulowane. A w kwestiach medycznych (preparaty genetyczne, leki) prowadzić to może i też tak się dzieje, do uszczerbku na zdrowiu i zgonów z powodu restrykcji i „szczepionek”. Ponad 200 tys. nadmiarowych zgonów za okres 2020-2022 jest z całą pewnością spowodowane obostrzeniami, paraliżem służby zdrowia, brakiem leczenia chorych tzw. niekowidowych i tym samy długiem zdrowotnym.
Nie jest absolutnie prawdą, jak twierdzą (pro)rządowi eksperci, że to z powodu koronawirusa zmarło tak wielu ludzi. Są bowiem kraje, w których nie było nadmiarowych zgonów albo były bardzo małe w stosunku do Polski. Nie może jednak być tak, że wirus w jednym kraju nie powoduje dodatkowych zgonów, a w innych sieje spustoszenie. Poza tym koronawirus o śmiertelności na poziomie grypy nie może spowodować żadnych nadmiarowych zgonów.
Rządzący wraz z ekspertami mają krew na rękach ponad 200 tys. ludzi, ale prawdopodobnie jak Stalin wychodzą z założenia, że jak umrze jeden człowiek, to jest to tragedia, ale jak tysiące to tylko statystyka, nad którą można przejść do porządku dziennego.
Rządzący wraz z ekspertami mają krew na rękach ponad 200 tys. ludzi, ale prawdopodobnie jak Stalin wychodzą z założenia, że jak umrze jeden człowiek, to jest to tragedia, ale jak tysiące to tylko statystyka, nad którą można przejść do porządku dziennego.
Jeśli lekarzom zamyka się usta, jeśli nie dopuszcza się do debaty naukowej między lekarzami i naukowcami, to społeczeństwo nie może sobie wyrobić opinii, która będzie zgodna z prawdą lub możliwie jej najbliżej. Do prawdy kwestiach naukowych dochodzi się w wyniku ścierania się poglądów i za prawdę (lub coś w miarę dobrze uzasadnionego) można uznać jedynie takie tezy, które przeszły przez ogień argumentów i kontrargumentów. Nie jest możliwe ustalenie prawdy bez dyskusji, a to zostało odgórnie narzucone społeczeństwu. Każdy człowiek ma prawo do wysłuchania obu stron sporu, przeanalizowania opinii i wybrania, komu wierzyć, czyje wypowiedzi są wiarygodne i spójne, a które takimi nie są. Nie jesteśmy niewolnikami i własnością rządzących, żeby blokowali nam dostęp do informacji i rościli sobie prawo do kształtowania naszych poglądów.
Na stronie założonej przez Pana fundacji ordomedicus.org, czytamy: „Inicjatywa powstała w reakcji na antynaukowe, antyspołeczne, antyekonomiczne i często bezprawne zarządzanie kryzysem koronawirusowym przez polski rząd i jego doradców medycznych.” Co do tej pory zrealizowaliście ze swoich założeń?
– Przede wszystkim udało się doprowadzić do tego, że ten temat zaistniał na poziomie naukowym, chociaż w drugim obiegu. I to w różnych formach, jeśli chodzi o naszą fundację. Wydaliśmy kilka książek polskich i zagranicznych autorów, w tym „Pandemię zdemaskowaną” prof. med. Sucharita Bhagdiego, „Fałszywe pandemie” dr. med. Wolfganga Wodarga czy ostatnio „Białą księgę pandemii koronawirusa” (z setkami odniesień do literatury naukowej). Dodam, że tę ostatnią pozycję można pobrać za darmo w naszej księgarni internetowej.
Zorganizowaliśmy także kilka konferencji poświęconych głównie tzw. pandemii i szczepień. Wydaliśmy również podpisane przez szereg lekarzy i naukowców oświadczenia z uzasadnieniem naukowo-medycznym (w oparciu o szereg publikacji naukowych) na temat „Skutków restrykcji rządowych dla funkcjonowania służby zdrowia w 2020 i 2021 roku” czy „O wstrzymaniu rekomendacji szczepień przeciw COVID-19” oraz wystosowaliśmy petycję „O wstrzymanie szczepień dzieci przeciw COVID-19”.
I wreszcie, powołaliśmy komisję śledczą, podczas której szczegółowo zostały omówione różne aspekty tzw. pandemii. Niemal każde posiedzenie trwało kilka godzin. Dzięki temu społeczeństwo, prawnicy i lekarze oraz naukowcy mogli uzyskać bardzo szczegółową, merytoryczną wiedzę. Wszystkie nagrania w tym ich transkrypcje znajdują się na naszej stronie. Reasumując, wygenerowaliśmy bardzo dużo różnego typu materiału.
Fundacja Ordo Medicus działa pro bono. Jednak wydawanie książek czy organizowanie konferencji wymaga sporych nakładów finansowych. Wystarczy wspomnieć, że rozesłaliście do osób publicznych i różnych instytucji aż 9300 egzemplarzy „Białej księgi pandemii koronawirusa”. Z jakich źródeł jest to finansowane?
– W przypadku „Białej księgi” był akurat konkretny sponsor. Poza tym fundacja działa tylko i wyłącznie z darowizn i z pieniędzy, które uzyska ze sprzedaży książek wydanych przez siebie oraz tych sprzedawanych w naszej księgarni. To są jedyne źródła finansowania. A zatem, jeśli ludzie przekazują darowizny i kupują książki, to wtedy są fundusze na to, aby podejmować kolejne tematy. W tym miejscu chciałbym podziękować wszystkim, którzy wspierają nasze działania.
Nie poprzestajemy jednak na tematyce pandemii, ale chcemy rozpracowywać kolejne, uwikłane w konflikty interesów zagadnienia. Wydaliśmy przełomową, świetnie uargumentowaną książkę o autyzmie i jego związku z tradycyjnymi, obowiązkowymi (z kalendarza) szczepionkami dla dzieci. Dostajemy sygnały, że po jej przeczytaniu ludzie nie chcą więcej ryzykować zdrowia dziecka i szczepić swoje pociechy.
Przygotowujemy też poważną pozycję stricte dotyczącą właśnie obowiązkowych szczepionek dla dzieci opartą o setki publikacji naukowych. Ma ona odpowiedzieć na pytanie, czy warto szczepić dzieci, co mówią dowody naukowe (a czego nie), a co jest przyjmowane na wiarę bez naukowej weryfikacji. W każdym razie szczepionki, ponieważ niosą ryzyko również poważnych i ciężkich powikłań oraz zgonów powinny być co najmniej nieobowiązkowe i do tego jako fundacja będziemy dążyć.
Osoby, które podważają i/lub krytykują działania rządzących czy tzw. ekspertów w zakresie koronawirusa, okrzyknięto foliarzami, szurami, etc. Często zarzuca się też takim osobom, że „nie wierzą w koronawirusa” i „powielają teorie spiskowe”. Mam wrażenie, że oponenci nie przeczytali ani jednej książki wydanej przez Ordo Medicus, jak również nie wysłuchali wykładów organizowanych przez środowisko. Przecież naukowcy i lekarze, którzy wypowiadają się chociażby na łamach pięciu tomów serii „Fałszywej pandemii” w żadnym miejscu nie powiedzieli, że koronawirus nie istnieje. Czy w tej sytuacji dyskusja z mainstreamem ma w ogóle sens?
– My chcielibyśmy dyskutować z mainstreamem, ale niestety to on nie chce dyskutować z nami. A używanie inwektyw w prawdziwej debacie naukowej nie ma znaczenia. Znaczenie mają tylko dowody, przynajmniej w tzw. medycynie opartej na dowodach. Innymi słowy czy są badania i co z nich wynika. Natomiast wszelkie inwektywy to tylko granie na emocjach, a zatem bez znaczenia od strony merytorycznej.
Koronawirusy zostały odkryte już kilkadziesiąt lat temu i cały czas toczy się debata naukowa, czy SARS-CoV-2 ma pochodzenie naturalne, czy może został zmodyfikowany w laboratorium. Niektórzy też podważają istnienie tego konkretnego wariantu na podstawie tego, czy został on zgodnie ze sztuką wyizolowany, a więc czy możemy być pewni od strony naukowej jego istnienia Natomiast to co nas praktycznie interesuje, to śmiertelność danego koronawirusa, a nie on sam, czyli jakie skutki (ilość zgonów i chorób) powoduje w populacji. W każdym razie śmiertelność SARS-CoV-2 jest niska i, jak wspomniałem, mieści się w widełkach sezonowej grypy.
Z doświadczenia własnego i znajomych wiem, że za rozpowszechnianie treści związanych z demaskowaniem kłamstw wokół tzw. pandemii, grożą pewne konsekwencje, np. banowanie profilu w mediach społecznościowych czy różnego rodzaju ataki personale. A z jakimi konsekwencjami Pan się mierzy, stojąc na czele organizacji, która prowadzi działalność demaskatorką o zasięgu ogólnopolskim?
– Cenzura w temacie covidowym nadal jest bardzo silna. Facebook cenzuruje wszystkie treści pandemiczne, które nie zgadzają się z oficjalną narracją. Facebook i YouTube usunęli nam całe kanały i profile dwa razy nie wspominając o zwieszeniach konta w przypadku tego pierwszego.
Jeśli chodzi o Twittera, to po przejęciu tej firmy przez Elona Muska, faktycznie przywrócono konta niepokornym lekarzom i naukowcom, którzy mogą teraz śmiało wyrażać swoje poglądy. My także jako fundacja prowadzimy konto na Twitterze i nie musimy się tam autocenzurować, tj. mówić o „keczupowaniu” zamiast o szczepieniu, itd. To jest fakt. Ale jak wydaliśmy „Białą księgę pandemii koronawirusa” po angielsku i chcieliśmy zrobić płatną promocję, żeby potencjalni czytelnicy ze świata anglojęzycznego dowiedzieli się o niej, to Twitter się na to nie zgodził.
Na płatną wewnętrzną promocję angielskiej wersji „Białej księgi” nie zgodził się także Amazon pomimo zgody na opublikowanie jej w swoim serwisie…
A ostatnio, co też mnie zdziwiło, serwis patronite.pl nie zgodził się na to, żeby fundacja założyła tam swoje konto i mogła przez ten portal pozyskiwać fundusze oraz dotrzeć do kolejnej grupy ludzi.
Czy podali jakieś konkretne argumenty?
– Amazon uzasadnił to polityką „dobrego doświadczenia dla klienta” i dlatego „zakazują jakichkolwiek treści związanych z wrażliwymi wydarzeniami takimi, jak naturalne katastrofy, katastrofy spowodowane przez człowieka, nagłych wypadków związanych ze zdrowiem, wydarzeń związanych z masową tragedią lub śmiercią osób publicznych”.
Natomiast redakcja Patronite podjęła decyzję odmowną uzasadniając ją w następujący sposób: „niestety, konto nie może być aktywowane – zgłoszenie zostało negatywnie zaopiniowane po dokładnej analizie profilu i podlinkowanych treści, a także dodatkowej weryfikacji, przeprowadzonej przez dział prawny i dział ryzyka.”
Czyli powołali się na względy prawne. Odpisałem im, pytając jak to możliwe, że ze względów prawnych, skoro fundacja działa legalnie i jest zarejestrowana w sądzie?
Cenzura i błędne myślenie w sprawach pandemicznych mają się dobrze pomimo tego, że wyszło na jaw tak wiele negatywnych kwestii związanych z tym przekrętem.
Czy jako szef fundacji, która demaskuje te wszystkie kłamstwa covidowe, ma Pan jakieś dodatkowe problemy?
– Nie, jakichś osobistych problemów nie mam. Wydaje mi się, że strategia chyba jest taka, żeby wszystko przemilczeć, żeby się nie odnosić do tych treści, bo wtedy powstaje dyskusja, można prowadzić jakąś wymianę myśli i ktoś mógłby się przypadkiem czegoś „nieprawomyślnego” dowiedzieć A tutaj raczej chodzi o to, żeby w debacie publicznej naszej fundacji czy innych podobnych organizacji po prostu nie było.
Wspomniana „Biała księga pandemii koronawirusa” powstała w oparciu o publikacje naukowe, zawiera fakty i dane ukrywane w głównym nurcie przed opinią publiczną. Fundacja Ordo Medicus rozesłała kilka tysięcy egzemplarzy tej książki. Do kogo ona trafiła?
– Głównie do wszystkich najważniejszych polityków, w tym wszystkich posłów i senatorów oraz do ważnych instytucji (urzędników) w państwie.
W książce czarno na białym zostały wypunktowane wszystkie kłamstwa jakimi karmiono ludzi w ostatnich latach. Tymczasem rządzący – do których wysłaliście „Białą księgę” – dalej idą w zaparte i umywają ręce. To jest bardzo demoralizujące, że mimo niezbitych dowodów zbrodni, do tej pory nikt nie poniósł konsekwencji za decyzje, które doprowadziły do licznych zgonów i wielu tragedii. Osobiście uważam, że pewną winę ponosi zbyt bierne społeczeństwo. A jakie jest Pana zdanie na ten temat?
– Społeczeństwo ponosi częściowo winę w tym sensie, czy cokolwiek (co jest w jego mocy) robi w tej ważnej sprawie czy tylko ogląda się na innych. Aczkolwiek też bronię ludzi, ponieważ zostali wystraszeni. Poza tym obywatele nie są ekspertami w kwestiach medyczno-naukowych, więc nie możemy od statystycznego Kowalskiego wymagać, żeby zrozumiał prawidłowo te zagadnienia.
Natomiast eksperci rządowi jak najbardziej są winni. Politycy też są winni, bo słuchają tylko rządowych ekspertów, a właściwie dobierają sobie takich, którzy mówią pod z góry założoną tezę.
Politycy podejmują przede wszystkim takie działania, które z ich punktu widzenia są najbardziej politycznie bezpieczne. Bezpieczne dla nich w całym kontekście, tj. nie tylko dotyczącym państwa polskiego, ale też międzynarodowym. Moim zdaniem z tego właśnie wynikała taka, a nie inna polityka pandemiczna, gdyż politycy na ogół nie kieruje się prawdą, tylko innymi względami. Trzeba mieć jaja, żeby sprzeciwić się globalnym, grubym „misiom” i iść własną, niezależną drogą.
Jednak nasz bunt i świadomość też mają wpływ na te polityczne decyzje, więc nie jesteśmy bezbronni jako społeczeństwo.
A jaki był cel tego, że wystraszono społeczeństwo?
– Moim zdaniem pierwszy cel był taki, żeby zarobić miliardy dolarów najpierw na testach, a potem na ”szczepionkach”, tak jak to było w przypadku świńskiej grypy. Ale nie wykluczam tego, że ta wykreowana pandemia to także trampolina do innych globalnych projektów typu Agenda 2030 [Cele Zrównoważonego Rozwoju 2030]. A zatem służy to też temu, żeby społeczeństwa bardziej kontrolować, jak to ma miejsce w Chinach, by ludzie już tak często nie jeździli samochodami, nie latali samolotami, itd. Chodzi o to, by pod różnymi pretekstami, np. ochrony środowiska czy klimatu ograniczać ludzi w imię ideologii.
Powołując się na statystyki, Ordo Medicus przedstawia wstrząsający wykres, z którego wynika, że Polska jest w czołówce pod względem liczby nadmiarowych zgonów. Jakie działania do tego doprowadziły i co z tego wynika?
– Z tych danych wynika, że Polska miała jedną z najgorszych strategii ze wszystkich państw. Biorąc to pod uwagę nie możemy uciec od tego, że ze wszystkich państw najgorzej zarządzaliśmy sztucznie wywołanym kryzysem związanym z tzw. pandemią. Mieliśmy jedną z największych ilości nadmiarowych zgonów w całej Europie i nawet na świecie. Byliśmy i jesteśmy cały czas w niechlubnej czołówce. Dlaczego? Politycy i eksperci rządowi powinni się przyznać, że nasza strategia była jedną z najgorszych na świecie. Nie można twierdzić, że to z powodu covidu, z powodu pandemii, bo były kraje, które praktycznie nie miały nadmiarowych zgonów. No więc dlaczego my nie mieliśmy takiej strategii? Dlaczego nasi politycy nie byli tak mądrzy i niezależni, jak w innych krajach, na przykład w Szwecji, która nie ogłosiła lockdownu? My przyjęliśmy dużo gorszą strategię, co oznacza, że mamy dużo gorszych polityków i gorszych ekspertów. Taki musi być żelazny wniosek.
Kliknij na zdjęcie aby powiększyć
Co obecnie wiemy na temat skutków ubocznych preparatów genetycznych mRNA, aplikowanych ludziom jako szczepionki przeciw COVID-19?
– Wiemy, że te skutki uboczne są i jest ich dużo. Już nawet minister zdrowia Niemiec Karl Lauterbach, który był bardzo proszczepionkowy, przyznał oficjalnie w wywiadzie dla publicznej telewizji ZDF, że jednak preparaty genetyczne powodują ciężkie urazy.
Zresztą też Instytut Paula Ehrlicha w Niemczech, który jest instytutem rządowym, zanotował 50 tysięcy ciężkich NOP-ów [niepożądanych odczynów poszczepiennych]. Co więcej, oni sami w tym instytucie twierdzą, że tylko 5-10 procent przypadków jest zgłaszanych. Dlatego tę liczbę trzeba odpowiednio pomnożyć i tych ciężkich urazów robi się bardzo dużo. Oczywiście to są dane szacunkowe, ale na pewno ciężkie urazy nie są pojedynczymi przypadkami, jak wciska nam to propaganda. Mówimy o ciężkich skutkach ubocznych, czyli takich, które powodują jakiś uszczerbek na zdrowiu i nawet mogą zakończyć się zgonem.
Tak więc w Niemczech, w publicznej telewizji już się mówi o poważnych odczynach poszczepionkowych. Tymczasem w Polsce jest cisza. A przecież nie może być tak, że w Niemczech występują poważne skutki uboczne, włącznie ze zgonami, a u nas nie ich ma. Nie jesteśmy przecież ulepieni z innej gliny biologicznej niż Niemcy, żeby uzasadnić taki rozdźwięk.
Co prawda w raportach polskich na stronie PZH [Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego – Państwowy Zakład Higieny] pojawiają się dane dotyczące nawet ciężkich skutków ubocznych, jednak o tym w ogóle się publicznie nie mówi. Oczywiście te dane są bardzo niedoszacowane.
W latach 2020-2022, opracował Pan pięć tomów serii „Fałszywa pandemia. Krytyka naukowców i lekarzy”, które poruszały kwestie: bezzasadności ogłoszenia przez WHO pandemii, wadliwych testów PCR na koronawirusa, nieskuteczności masek, zagrożeń związanych preparatami mRNA, etc. Najnowszy piąty tom porusza temat gry gangów i politycznych gangsterów, którzy wpływają na WHO poprzez przemysł. Wygląda na to, że zwykli ludzie – tacy jak my – mają przeciwko sobie potężną machinę globalnych grup interesów. Jak możemy się im przeciwstawić?
– Możemy się temu przeciwstawiać tak jak do tej pory, czyli cały czas ten temat zgłębiać, nie zapominać o nim, nie odpuszczać pomimo iż odczuwamy już zmęczenie materiału. Nieustannie musimy te przekręty wyjaśniać, bo przecież cały czas wychodzą na światło dzienne nowe, krytyczne dane związane np. ze „szczepionkami”. Musimy temat do końca rozpracować i nieustannie mieć rękę na pulsie, ponieważ w WHO nie marnują czasu i planują konkretne rozwiązania, żeby globalnie zarządzać kolejną, fałszywą pandemią.
Tak więc to co możemy z tym zrobić, to jest to, co robiliśmy do tej pory, czyli informować się oraz informować innych. Wbrew pozorom jest to skuteczne, co widać po tym, że polskie społeczeństwo, w porównaniu do innych krajów, tylko mniej więcej w połowie się zaszczepiło (część to symulowane szczepienia). Czyli mimo wszystko te informacje, chociaż nie były dopuszczone w mediach głównego nurtu, to i tak przebiły się do Polaków. A zatem wiedza ma ogromne znaczenie. Zresztą nawet minister Niedzielski powiedział swego czasu, że niektóre ruchy tzw. antyszczepionkowe są sprofesjonalizowane. A zatem oni też dostrzegają duży wpływ antypandemicznych środowisk. Dlatego nie jest prawdą, że wszystkie działania są beznadziejne, skazane na porażkę i nie odnosimy sukcesów.
Oczywiście trzeba też mieć świadomość, że wszystkich nie uratujemy i że będą ludzie, którzy będą wierzyć w przekręty i nic się nie da z tym zrobić. Ale chodzi o to, żeby robić to, co można, a jednocześnie nie chcieć przebijać głową muru, ponieważ tego nie jesteśmy w stanie zrobić. Możemy się jedynie sfrustrować.
Czy Pana zdaniem, po tych trzech latach szaleństwa z mniemaną pandemią, można wyciągnąć jakieś pozytywne wnioski na przyszłość? Czy to co się wydarzyło, te wszystkie tragedie i ludzkie dramaty, mogły nas czegoś nauczyć?
– Myślę, że tak. Nauczyło nas to jak reagują ludzie z różnych środowisk, też między innymi katolickich, jak zareagowała hierarchia kościelna i osoby duchowne. Niestety część z nich zawiodła i to również w wymiarze duchowym. Nagle wg (arcy)biskupów najważniejsze dla katolika było zdrowie i życie doczesne, a nie sakramenty i życie wieczne, a z tego wynikło haniebne zamknięcie kościołów i współpraca z władzami pomimo tego, że biskupi i księża mogli się zapoznać z naukowo-medyczną krytyką wykreowanej pandemii i powiedzieć „non possumus”. Zobaczyliśmy, że wielu z tych ludzi można zmanipulować i że pobożność czy bycie wierzącym nie chroni przed fałszywą wiarą w pandemicznego bożka.
Podziały były bardzo dziwne i pokazały, jak kto myśli i czy chce oraz potrafi analizować krytycznie oraz czy jest podatny na propagandę i ulega konformizmowi. Tak więc mogliśmy namacalnie zaobserwować, jakie grupy i konkretni ludzie, również z naszego najbliższego otoczenia, są podatni na ideologię i dają się zmanipulować politykom oraz dużym graczom farmaceutycznym (tzw. pożyteczni idioci) lub są im usłużni z różnych względów.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmowę przeprowadziła Agnieszka Piwar
DR MARIUSZ BŁOCHOWIAK – fizyk, studiował na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu i na Uniwersytecie w Ulm w Niemczech. Studia doktoranckie o specjalności fizyka polimerów odbył w Instytucie Maxa Plancka w Moguncji. Pracował ponad 4 lata w instytucie badawczym SINTEF w Norwegii. Ponad 6 lat był prezesem katolickiego wydawnictwa Monumen. Opracował pięć tomów książki „Fałszywa pandemia. Krytyka naukowców i lekarzy”. Prezes Fundacji Ordo Medicus – zrzeszenia lekarzy i naukowców na rzecz zdrowia, wolności, prawdy i niezależnej nauki. Przewodniczy apolitycznej, społecznej i niezależnej Komisji śledczej ds. pandemii. Interesuje się relacją wiary i nauki oraz metodologią nauk.
www.bibula.com
Pionierzy Tradycjonalizmu katolickiego mieli rację. Arcybiskup Marcel Lefebvre
Na temat tego artykułu z archiwum The Remnant mam ochotę powiedzieć tylko jedno: Rzućcie wszystko, co robicie i przeczytajcie ten artykuł!
Oto słowa mędrca, wybitnego katolika i proroka. I nie zapominajmy: Arcybiskup Lefebvre był Ojcem Soboru Watykańskiego II. Był tam. Wiedział, co się działo. A jego niezwykłe świadectwo z 1972 roku na łamach The Remnant zadaje kłam twierdzeniu, że Sobór Watykański II został w jakiś sposób błędnie zinterpretowany i zawrócony od swojej pierwotnej „szlachetnej” misji.
Michael J. Matt
Arcybiskup Marcel Lefebvre:
Drodzy Przyjaciele: Poproszono mnie, abym porozmawiał z wami o kapłaństwie, ale wydaje mi się, że nie mogę wyjaśnić sytuacji, w jakiej obecnie się znajdujemy, bez powrotu do Soboru Watykańskiego II.
Powracam do tego tematu, ponieważ uważam, że konieczne jest uważne przestudiowanie dokumentów soborowych, jeśli chcemy odsłonić drzwi, które zostały otwarte dla modernizmu, i podkreślę fakt, że na soborze istniała wyraźna niechęć do dokładnego zdefiniowania omawianych tematów. To właśnie ta niechęć do definiowania, ta odmowa filozoficznego i teologicznego zbadania dyskutowanych kwestii spowodowała, że możemy je jedynie opisać – a nie zdefiniować.
Nie tylko nie zostały one zdefiniowane, ale często w trakcie debat tradycyjne definicje były fałszowane.
Uważam, że właśnie z tego powodu mamy teraz do czynienia z kompletnym systemem, którego nie możemy zaakceptować, ale któremu niezwykle trudno jest się przeciwstawić, ponieważ tradycyjne i prawdziwe definicje nie są już dopuszczane do głosu.
Małżeństwo
Weźmy na przykład temat małżeństwa. Tradycyjna definicja małżeństwa zawsze opierała się na pierwszym celu małżeństwa, którym była prokreacja, a drugim celem była miłość małżeńska. Cóż, członkowie Soboru chcieli zmienić tę definicję i stwierdzić, że nie ma już głównego celu, ale że są dwa cele – prokreacja i miłość małżeńska – są one jednym i tym samym. To kardynał Suenens rozpoczął ten atak na podstawowy cel małżeństwa, a ja wciąż pamiętam kardynała Browna, Generała Dominikanów, który ostrzegał: „Caveatis!”
„Caveatis! Strzeż się! Strzeż się!” oświadczył gwałtownie: „Jeśli przyjmiemy tę definicję, wystąpimy przeciwko całej tradycji Kościoła”. I zacytował kilka tekstów.
Wrażenie było tak wielkie, że kardynał Suenens został poproszony przez samego Ojca Świętego, jak sądzę, o pewną modyfikację użytych przez niego terminów, a nawet o ich zmianę.
To tylko jeden przykład. Widać jednak, że wszystko, co obecnie mówi się na temat małżeństwa, wiąże się z fałszywym poglądem przedstawionym przez kardynała Suenensa, że miłość małżeńska – obecnie nazywana po prostu i znacznie bardziej prymitywnie „seksualnością” – oznacza, że wszystkie działania stają się dozwolone – antykoncepcja lub praktyki w małżeństwie mające na celu zapobieganie spłodzeniu dzieci, w końcu aborcja i tak dalej.
Kolegialność i ekumenizm.
Jedna zła definicja i pogrążamy się w całkowitym chaosie.
Lub brak definicji. Często prosiliśmy o definicję „kolegialności”.
Nikt nigdy nie był w stanie zdefiniować kolegialności. Często prosiliśmy o definicję „ekumenizmu”.
Z ust przewodniczących i sekretarzy komisji usłyszeliśmy: „Ale to nie jest Sobór dogmatyczny; nie tworzymy filozoficznych definicji. Jesteśmy Soborem duszpasterskim, mającym służyć zwykłemu człowiekowi z ulicy, z czego wynika, że nie ma sensu tworzyć tutaj definicji, które nie byłyby zrozumiałe”.
Jest jednak absurdem to, że spotkaliśmy się, ale nie potrafiliśmy odpowiednio zdefiniować omawianych terminów.
Kościół jako taki
Tym sposobem, również definicja Kościoła została sfałszowana. Sama definicja Kościoła! Istniała niechęć do określenia Kościoła jako koniecznego środka zbawienia; stąd do tekstów soborowych wkradła się niepostrzeżenie idea, że Kościół nie jest już koniecznym środkiem zbawienia, ale użytecznym – jedynie użytecznym – środkiem zbawienia.
W związku z tym, katolicy powinni przeniknąć do ciała ludzkości, która jako całość znajduje się na drodze ku zbawieniu. Katolicy powinni wykonywać swoje zadania, jednocząc się z nią (całą ludzkością) w miłości. To wszystko. Oznacza to zniszczenie całego misyjnego ducha Kościoła u jego korzeni.
Uwaga na prozelityzm
Dosłownie, w wyniku tej koncepcji, został podważony cały projekt misji. Obecnie widzimy wielu misjonarzy, którzy wrócili z misji i odmawiają powrotu. Nowa idea posługi misyjnej była im wpajana na wszystkich sesjach i spotkaniach.
Delegaci z Francji ostrzegali ich: „Strzeżcie się zwłaszcza prozelityzmu. Powinniście zdać sobie sprawę, że wszystkie religie, które możecie napotkać, mają znaczną wartość i dlatego misjonarze powinni koncentrować się na rozwoju tych krajów, wraz z wynikającym z niego postępem – postępem społecznym”.
Nie ma już prawdziwej ewangelizacji i uświęcenia.
Misjonarze udawali się za granicę, aby ewangelizować i ratować dusze z myślą: „Jakieś dusze zostaną zbawione z powodu mojej misji”. Ci sami misjonarze zastanawiają się teraz: „nie jest już prawdą, że to, czego zawsze nas uczono, że dusze pozostające w grzechu pierworodnym i wszystkich grzechach osobistych z niego wynikających mogą być w niebezpieczeństwie utraty zbawienia i dlatego musimy zrobić wszystko, co w naszej mocy, aby je ewangelizować”.
Gdybym miał przy sobie pierwszy szkic słynnego tekstu soborowego, który dotyczy Kościoła w świecie, „Gaudium et spes”, przeczytałbym go wam, aby was ostrzec o treści innych projektów na ten sam temat.
Pierwszy projekt był niedopuszczalny. Było tam wyraźnie powiedziane, że cała ludzkość jest zobowiązana do osiągnięcia ostatecznego końca – szczęścia.
Nie ma tam żadnego odniesienia do grzechu pierworodnego, żadnego odniesienia do chrztu, żadnego odniesienia do sakramentów. Jest to rzeczywiście całkowicie nowa koncepcja Kościoła. Kościół jest jedynie użytecznym narzędziem; wierni są nieustannie upominani, że nie mogą uważać się za lepszych od innych ani wierzyć, że tylko oni znają całą prawdę. Podsumowując, katolicy powinni uczynić się użytecznymi dla ludzkości, ale nie mogą wierzyć, że tylko oni posiadają drogę do zbawienia.
W tym duchu napisano „Gaudium et spes”. Zaczyna się od długiego opisu zmian, jakie zaszły w ludzkości. Jest to postulat nieustannie powtarzany dzisiaj, aby uzasadnić proponowane nam zmiany: świat ewoluuje, wszystkie rzeczy ewoluują, czasy się zmieniają, ludzkość się zmienia, ludzkość się rozwija, jej postęp jest ciągły.
Dla autorów dokumentu, jego konsekwencje są oczywiste. Nie możemy już pojmować religii tak jak w przeszłości. Nie możemy wyobrazić sobie relacji religii katolickiej z innymi wyznaniami tak, jak były one pojmowane w przeszłości. Stąd wynika, że wszystkie proponowane koncepcje powinny całkowicie różnić się od koncepcji naszej religii. Zapewniam was, że ponowne przeczytanie tych szkiców byłoby bardzo przydatne dla ujawnienia błędnego myślenia ich kompilatorów.
Konferencje biskupów
Jest jeszcze jeden temat, który również powinien zostać zdefiniowany z wielką precyzją, są to Konferencje Biskupów. [Konferencje Episkopatu]
Czym jest Konferencja Biskupów? Co ona reprezentuje? Jakie są jej uprawnienia? Jaki jest cel Konferencji Biskupów?
Właściwie nikt jeszcze nie był w stanie zdefiniować pojęcia Konferencji Biskupów. Sam Papież powiedział, że zakres i uprawnienia Konferencji Biskupów zostaną najlepiej zdefiniowane w działaniu, a skutki będą widoczne w praktyce.
Opierając się na tej teorii, pośpiesznie przystąpili do praktycznych działań, choć nie mieli żadnej definicji ani nie wiedzieli, dokąd zmierzają. Była to sprawa ogromnej wagi. Oczywiste jest, że im liczniejsze stają się te Konferencje Biskupów i im większe są ich prawa, tym mniejsze jest znaczenie samych biskupów. Skutkiem jest to, że rola biskupa, który jest prawdziwą ostoją Kościoła naszego Pana, znika wraz z rozwojem tych zgromadzeń.
Nowa Ewangelizacja
To właśnie ma miejsce w obecnej chwili. Wciąż odczuwamy brak definicji. W maju ubiegłego roku spotkałem się z pewnym kardynałem i wyjaśniłem mu, czym się zajmuję. Opisałem seminarium, jego życie duchowe ukierunkowane szczególnie na pogłębienie teologii Mszy i modlitwy liturgicznej. Powiedział do mnie: „Ależ Monsignor, jest to dokładne przeciwieństwo tego, czego chcą dzisiaj nasi młodzi księża. Kapłan nie jest już definiowany w kategoriach uświęcenia lub w odniesieniu do Najświętszej Ofiary Mszy, ale w kategoriach ewangelizacji”.
„Jakiej ewangelizacji?” odpowiedziałem. „Jeśli nie jest ona fundamentalnie i zasadniczo związana z Najświętszą Ofiarą Mszy, to jakie znaczenie można w niej znaleźć? Czy jest to ewangelizacja polityczna, społeczna czy humanistyczna? Jakie są podstawy tej ewangelizacji?”
Tak właśnie wygląda obecna sytuacja. To ewangelizacja, a nie uświęcenie, jest teraz w centrum uwagi. Stąd wynika błędna definicja kapłana, a gdy brakuje właściwej definicji, ponosimy wszelkie tego konsekwencje.
Nowe Sakramenty
Podobnie jest z Sakramentami.
Wszystkie sakramenty nie są już definiowane tak jak w przeszłości.
Chrzest nie jest już odkupieniem od grzechu pierworodnego, a jedynie sakramentem, który jednoczy człowieka z Bogiem. Nie ma już wzmianki o odpuszczeniu grzechu pierworodnego.
O małżeństwie już rozmawialiśmy.
Msza jest teraz definiowana jako Wieczerza Pańska – zgromadzenie, a nie prawdziwa Ofiara Mszy. Widzimy aż nazbyt wyraźnie wynikające z tego konsekwencje.
Ostatnie Namaszczenie nie jest już sakramentem niedołężnych i chorych; jest teraz sakramentem starców. Nie jest już sakramentem przygotowania do tej ostatniej chwili, która zmywa nasze grzechy przed śmiercią i w ten sposób przygotowuje nas do ostatecznego zjednoczenia z Bogiem.
Sakrament Pokuty?
Jestem przekonany, że w następstwie nowego dekretu, definicja Sakramentu Pokuty została naruszona, ponieważ nie może być wyjątku od reguły.
Wyrażenie w nim zawarte jest przeciwieństwem definicji i samej istoty Sakramentu Pokuty, który jest sądem, aktem sądowym. Nie można osądzać bez zbadania sprawy.
Wyrok może być wydany tylko po indywidualnym zbadaniu, jeśli grzechy mają zostać wybaczone lub pozostawione bez rozwiązania.
To nowe podejście, jak mi się wydaje, zakończy się zniszczeniem samej istoty Sakramentu Pokuty i nie ma wątpliwości, że od tej pory będzie się ono szybko rozprzestrzeniać. Spowiednikom będzie o wiele łatwiej powiedzieć ludziom czekającym przy konfesjonale: „Słuchajcie, nie mam czasu wysłuchać waszej spowiedzi. Zrozumcie, że teraz możemy udzielić ogólnego rozgrzeszenia. Udzielamy wam ogólnego rozgrzeszenia”.
Teoretycznie można nadal wyznawać grzechy, jeśli popełniono grzechy ciężkie. Ale z psychologicznego punktu widzenia jest to absurd! Kto pójdzie do spowiedzi, jeśli tym samym dla innych stanie się oczywiste, że jest on w stanie grzechu śmiertelnego? Co więcej, ci, którzy już otrzymali Komunię Świętą i rozgrzeszenie, powiedzą: „Skoro już byłem do Komunii, to po co mam się spowiadać?”. Sprawa jest naprawdę bardzo poważna. Może okazać się początkiem końca Sakramentu Pokuty.
Jestem przekonany, że to właśnie Sobór leży u podstaw tego wszystkiego, ponieważ znaczna liczba biskupów, zwłaszcza tych wybranych na członków Komisji, była ludźmi wychowanymi w filozofii egzystencjonalistycznej, ale brakowało im wykształcenia w filozofii Św. Tomasza, a zatem nie znali znaczenia definicji. Dla nich nie ma czegoś takiego jak istota – już się jej nie definiuje, lecz wyraża, opisuje – definicja należy do przeszłości.
Ten brak filozofii przejawiał się w całym Soborze i jest, jak sądzę, odpowiedzialny za to, że stał się on zlepkiem dwuznaczności, niedokładności, niejasno wyrażonych uczuć, terminów podatnych na dowolną interpretację i otwierających szeroko wszystkie drzwi.
Nowa Msza
Musimy jednak powrócić do Mszy Świętej, głównego przedmiotu troski wszystkich kapłanów. Jak dobrze wyraził to Sobór Trydencki, Msza Święta jest sercem Kościoła.
Atak na Mszę jest atakiem na Kościół, a przez sam ten fakt atakiem na kapłana. To właśnie kapłan, w ostatecznym rozrachunku, jest najbardziej dotknięty tymi wszystkimi reformami, ponieważ znajduje się w samym sercu Kościoła, obarczony obowiązkiem szerzenia wiary i świętości. Ze względu na swój kapłański charakter jest on za to odpowiedzialny.
Kościół ma nade wszystko charakter kapłański.
Tak więc, gdy cokolwiek dotyka Kościoła, to ksiądz ponosi tego konsekwencje. To właśnie z tego powodu kapłan znajduje się dziś w najbardziej dramatycznej, najtragiczniejszej sytuacji, jaką można sobie wyobrazić. Seminaria pustoszeją, ponieważ zostały porzucone definicja kapłana i prawdziwa koncepcja kapłaństwa.
Przyznaję, że jestem niezdolny, szczerze niezdolny, do założenia seminarium z nową Mszą jako jego fundamentem.
Kryzys kapłaństwa
Ponieważ kapłan jest zdefiniowany przez akt Ofiarowania, kapłan nie może być zdefiniowany inaczej niż przez odniesienie do aktu Ofiarowania, ani Ofiarowanie nie może być zdefiniowane bez odniesienia do kapłana. Pojęcia te są ze sobą nierozerwalnie związane przez samą swoją istotę. Dlatego też, jeśli Ofiarowanie już nie istnieje, nie ma kapłana. Co więcej, nie ma już Ofiarowania bez Ofiary, a nie ma już Ofiary, jeśli nie ma już Rzeczywistej Obecności i Transsubstancjacji. Tam, gdzie nie ma Ofiary, tam nie ma Ofiarowania. Co zatem może jeszcze trzymać przy Mszy kapłana lub seminarzystę?
Na czym opiera się jego zapał i pobożność? Co nadaje sens jego nauce w seminarium? Jest to Ofiara Mszy Świętej!
Sądzę, że dotyczyło to nas wszystkich: naszym szczęściem, naszą radością przez cały pobyt w seminarium była myśl o przyjęciu tonsury, święceń niższych, o zbliżeniu się do ołtarza, o staniu się subdiakonem, diakonem, a w końcu kapłanem. Wszystko, aby móc w końcu sprawować Ofiarę Mszy Świętej! To było całe nasze życie, jako seminarzystów!
Teraz poddaje się w wątpliwość Rzeczywistą Obecność w Ofierze Mszy. Jest to tylko „wieczerza”, „posiłek”, uczestnictwo. Zbawiciel jest obecny w taki sam sposób jak my. Ale to nie jest Rzeczywista Obecność naszego Pana w Eucharystii, która jest Obecnością Ofiary, tej samej Ofiary, która cierpiała na Krzyżu. W tym właśnie tkwi przyczyna istnienia seminariów i powołań. To możliwość składania Ofiary Mszy Świętej, prawdziwej Ofiary Mszy Świętej, sprawia, że warto podjąć trud stania się kapłanem.
Nie warto zostawać księdzem tylko po to, by uczestniczyć w zgromadzeniu, gdzie świeccy mogą niemalże koncelebrować, gdzie wszystko jest otwarte dla świeckich. W tej nowej koncepcji Mszy już nic nie ma. Jest to koncepcja protestancka i prowadzi do protestantyzmu. Z tego powodu nie mogę sobie wyobrazić możliwości stworzenia seminarium z nową Mszą.
Nie można w ten sposób ani zdobyć miłości i lojalności seminarzystów, ani wzbudzać powołań.
Tutaj, jak widzę, leży podstawowy powód obecnego braku powołań; nie ma już Ofiary Mszy. Bez tej Ofiary nie ma kapłana, ponieważ kapłana nie można zdefiniować poza Ofiarą. Nie ma innych motywów. Dopóki prawdziwa Ofiara Mszy nie zostanie przywrócona w całej swojej boskiej rzeczywistości, nie będzie seminariów i kandydatów do kapłaństwa.
Powiecie: „Ale są inne obrządki”. Z pewnością istnieją inne obrządki – koptyjski, maronicki, słowiański – istnieje wybór. Ale w każdym z tych katolickich obrządków można znaleźć koncepcję Ofiary, Rzeczywistej Obecności i natury kapłaństwa. Papież mógł rzeczywiście zmienić niektóre obrządki, kładąc być może jeszcze większy nacisk na trzy lub cztery fundamentalne koncepcje Mszy. Zgoda. Można zaakceptować zmianę na lepsze, na mocniejsze i bardziej wszechstronne potwierdzenie tych fundamentalnych prawd.
Nigdy jednak na ich osłabianie lub tłumienie!
Koncelebra
Niedawno powiedziano całkiem słusznie i całkowicie się z tym zgadzam, że koncelebra jest sprzeczna z samym celem Mszy Świętej.
Każdy kapłan został indywidualnie konsekrowany do złożenia Ofiary Mszy, swojej Ofiary, Ofiary, dla której on, jako jednostka został konsekrowany. Nie ma zbiorowego, masowego wyświęcenia wszystkich kapłanów. Każdy z nich był prawdziwie i indywidualnie namaszczony i każdy otrzymał pieczęć, której nie otrzymuje grupa. Jest to sakrament. Jest on przyjmowany indywidualnie. Po to kapłan jest wyświęcony, aby ofiarować święty sakrament Mszy jako jednostka.
Niewątpliwie koncelebra nie ma wartości sumy Mszy odprawionych indywidualnie. Jest to niemożliwe.
Jest tylko jedna Transsubstancjacja, stąd jest tylko jedna Ofiara Mszy. Po co mnożyć Ofiary Mszy, skoro jest tylko jedna Transsubstancjacja? Gdyby ta praktyka miała sens, oznaczałoby to, że na świecie była tylko jedna Msza, od czasów naszego Pana. Mnożenie Mszy jest bezużyteczne, jeśli koncelebracja przez dziesięciu kapłanów jest odpowiednikiem dziesięciu oddzielnych Mszy. To nieprawda, całkowita nieprawda. Dlaczego musimy odprawiać trzy Msze w Boże Narodzenie i we Wszystkich Świętych? Byłaby to bezsensowna praktyka.
Kościół potrzebuje tego zwielokrotnienia Ofiar Mszy, zarówno dla realizacji Ofiary na Krzyżu, jak i dla wszystkich innych celów Mszy – uwielbienia, dziękczynienia, przebłagania i modlitwy o łaskę. Wszystkie nowości pokazują brak teologii i brak definicji terminów.
Celibat
Z tego punktu widzenia jestem wdzięczny Opatowi Deenowi za jego traktat na temat „Celibatu kapłańskiego”, pokazujący, że celibat był praktykowany od najwcześniejszych czasów. Nieprawdą jest bowiem twierdzenie, że celibat został narzucony kilka wieków później niż początek ery chrześcijańskiej. Myślę, że istnieje tutaj słabość w logice teologicznej. Celibat nie jest wymagany od kapłana wyłącznie w celu ułatwienia jego apostolatu i uczynienia go bardziej dostępnym dla wiernych. To był dodatkowy powód, ale nie podstawowy.
Myślę, że ksiądz może być porównywany do Najświętszej Maryi Panny. Dlaczego Najświętsza Maryja Panna jest dziewicą? Z powodu Jej Boskiego macierzyństwa, ponieważ jest Matką naszego Pana. Tak ściśle zjednoczyła się ze Słowem Bożym, z samym Bogiem, że jest rzeczą naturalną, iż powinna być dziewicą. Zasadniczo, kapłan odtwarza również to, do czego została wybrana Maryja Dziewica. Najświętsza Maryja Panna przez swoje „Fiat”, sprowadziła naszego Pana na ziemię w swoim łonie. Poprzez słowo, które wypowiada, kapłan również sprowadza naszego Pana na ziemię w Świętej Eucharystii. Kapłan jest tak ściśle z Nim zjednoczony i ma taką władzę nad Nim, że jest rzeczą oczywistą, że powinien być dziewicą!
Tam, gdzie istnieją wyjątki, dzieje się tak dlatego, że Kościół je z bólem dopuszcza. Tak się dzieje na przykład na Bliskim Wschodzie. Żonaci księża jednak nie mogą zajmować tam wysokich stanowisk w diecezji. Biskupi nie mogą się żenić. Wyjątki są jedynie tolerowane.
Jest jednak stosowne – niemal niezbędne – aby pod pewnymi względami i do pewnego stopnia kapłan był dziewicą. To on bowiem wypowiada słowa konsekracji. Na tym polega funkcja, wielka tajemnica kapłana – jednocześnie jego wielkość i pokora. Wobec Najwyższego Kapłana, Najwyższego Zwierzchnika, Naszego Pana Jezusa Chrystusa, kapłan jest niczym. To Chrystus jest Kapłanem, On jest Ofiarą. To On się ofiarowuje, kapłan, oczywiście, jest tylko Jego sługą.
Jako taki musi uniżyć się przed Naszym Panem, ale w tym tkwi cała jego wielkość, wielkość kapłaństwa. Powinien zawsze o tym rozmyślać. Nigdy nie zdołamy zgłębić wielkiej Tajemnicy Mszy Świętej!
W niej żyje Tajemnica Wiary. To właśnie ona, a nie Tajemnica Jezusa, stoi przed nami na końcu świata.
Przyjście naszego Pana nie powinno być nam przedstawiane („i powtórnie przyjdzie”), gdy wielka tajemnica naszej wiary właśnie została ponownie wprowadzona w życie. Dlaczego miałoby tak być? Słowa „Tajemnica Wiary” zostały wprowadzone właśnie w celu podkreślenia Tajemnicy Słowa, które stało się Ciałem podczas słów Konsekracji.
Poproszono mnie o zasugerowanie tematów do medytacji, a raczej do waszego uświęcenia. Jest jeden szczególny temat – nasze podobieństwo do Najświętszej Maryi Panny. Najświętsza Maryja Panna nie jest kapłanem, ale jest matką kapłana – jest tak blisko kapłana, jak to tylko możliwe.
Nie może być większego podobieństwa między Matką Jezusa a kapłanem, ponieważ oboje sprowadzają Pana Jezusa Chrystusa na ziemię, oboje dają światu Pana Jezusa Chrystusa; dlatego są dziewicami. Wierzę, że jest to temat medytacji, który może nam pomóc we wszystkich naszych trudnościach i zmaganiach.
Komunia na rękę
Nasza Ofiara Mszy musi być prawdziwą Ofiarą, jeśli chcemy zachować naszą świętość kapłańską.
Jeśli nasza Ofiara Mszy jest w jakikolwiek sposób pomniejszana, tracimy źródło naszej kapłańskiej świętości.
Obecna sytuacja z Mszą Świętą jest bardzo poważnym problemem dla Kościoła Świętego. Wierzę, że jeśli diecezje, seminaria i organizacje charytatywne zostały dziś dotknięte jałowością, to dlatego, że ostatnie odstępstwa ściągnęły na nie przekleństwo samego Boga. Wszystkie próby odzyskania tego, co zostało utracone, reorganizacji, rekonstrukcji i odbudowy – wszystko to stało się jałowe, pozbawione prawdziwego źródła świętości, jakim jest Najświętsza Ofiara Mszy Świętej. Sprofanowana, nie daje już łaski, nie przekazuje łaski. Ilu obecnie widzimy kapłanów, którzy nadal odprawiają Mszę, gdy nie ma zgromadzenia? W pojedynkę nie odprawiają już Mszy. Zdarza się to zbyt często, nawet wśród naszych wspólnot zakonnych.
Zastanówmy się również nad rozmaitymi formami świętokradztwa, do których prowadzi obecna pogarda dla Rzeczywistej Obecności naszego Pana w Najświętszym Sakramencie. To Sobór Trydencki ogłosił, że Nasz Pan jest obecny w najmniejszych cząstkach Najświętszej Eucharystii. Na czym więc polega brak czci u tych, którzy wciąż trzymają w rękach fragmenty Hostii, a następnie wracają na swoje miejsca bez oczyszczenia rąk?
Kiedy używana jest patena, zawsze pozostaje na niej kilka fragmentów, nawet jeśli nie ma wielu osób przyjmujących Komunię. Świadczy to o tym, że fragmenty Hostii pozostają w rękach wiernych, a taki brak czci dla Obecności naszego Pana jest równoznaczny ze świętokradztwem. Św. Tomasz przywołuje przyjmowanie Eucharystii do rąk świeckich jako przykład świętokradztwa.
Co prawda, praktyka ta jest obecnie dozwolona, ale znaczenie orzeczenia Kościoła zakazującego jej, polegało na tym, aby wiara wielu wiernych, zwłaszcza dzieci, nie została zachwiana. Jak w tej sytuacji dzieci mogą naprawdę zachować wiarę w Rzeczywistą Obecność? Jak mogą nadal szanować księdza, który przestał szanować samego siebie? Jak mogą zrozumieć istotę Ofiary Mszy, skoro nawet nie ma już krucyfiksu na ołtarzach? Jej całe znaczenie zostało zniszczone.
Nowy Brewiarz
Zbliżam się do końca. Nie chciałbym nadwyrężać waszej cierpliwości. Wierzę, że oprócz pragnienia zachowania Mszy Świętej w nienaruszonym stanie, powinniśmy starać się zachować nasz Brewiarz. Jego definicja również została zmieniona. W przedmowie do tej słynnej „Liturgii Godzin” stwierdza się, że od teraz modlitwy te mają zostać zmodyfikowane tak, aby od czasu do czasu świeccy mogli odmawiać brewiarz wraz z kapłanem. Jest to fałszowanie samego znaczenia Brewiarza. Brewiarz jest modlitwą kapłana. Tylko kapłan jest zobowiązany, pod groźbą grzechu śmiertelnego, do odmawiania godzin brewiarzowych.
Świeccy nie są do tego zobowiązani. Kapłan jest człowiekiem Bożym; jest człowiekiem modlitwy, więc brewiarz jest wkładany w jego ręce, aby mógł modlić się przez cały dzień, czynić akty dziękczynienia i chwalić Boga, w pewien sposób kontynuując swoją Mszę.
Nagle ogłoszono: „Nie, nie, nie! Wszystko się zmieniło! Modlitwy kapłana są modlitwami zaprojektowanymi tak, aby od czasu do czasu mógł je odmawiać ze świeckimi”.
To całkowita iluzja! Przecież ludzie nie mają czasu na odmawianie tych modlitw z księżmi. Takie stwierdzenia mogą wypowiadać tylko ci, którzy nigdy nie poznali posługi duszpasterskiej w praktyce.
Oczywiście można czasem odmówić wieczorne modlitwy ze świeckimi. Ale nie do pomyślenia jest, aby oni odmawiali te wszystkie modlitwy, te wszystkie niezrozumiałe Psalmy! Jeśli chcecie odmawiać wieczorne modlitwy z wiernymi, dobrze by było, gdybyście wybrali bardzo proste modlitwy, takie, które oni rozumieją. W przeciwnym razie, niech to będzie łacina, prawdziwa łacina, piękna łacina, śpiewana tak, jak podczas komplety. Ludzie łączą się w śpiewie, w melodii, a ich dusze są podniesione na duchu.
Musimy zachować nasz Brewiarz! Zapewniam was, że jest to bardzo ważne. Im bardziej zbliżamy się do porzucenia naszego Brewiarza, tym bardziej oddalamy się od źródeł łaski uświęcającej. Dziś powrócono do starego Psałterza, zmodyfikowanego jedynie przez poprawki dokonane przez Opactwo Św. Hieronima. Stało się to na życzenie papieża Jana XXIII. Nie podobał mu się nowy Psałterz. Powiedział to otwarcie Centralnej Komisji przed Soborem. Powiedział do wszystkich, którzy tam byli: „Och, nie jestem zwolennikiem nowego Psałterza”.
On kochał stary Psałterz. Wygląda na to, że w nowym Brewiarzu przyjęto stary Psałterz, zmodyfikowany w wyniku badań podjętych przez mnichów Św. Hieronima. Pokazuje to, że dziś wciąż możliwy jest powrót do zdrowych decyzji z przeszłości.
Destrukcja liturgii
Słyszałem pogłoski, że Kongregacja Świętej Liturgii przygotowuje kolejny nowy dekret w sprawie Mszy Świętej. Kapłan będzie mógł robić, co mu się podoba, z wyjątkiem słów konsekracji, które jednak też zostały zmienione! W ten sposób zmiana będzie kompletna. Nowy dekret będzie zawierał kilka nowych wskazówek dotyczących tworzenia nowych kanonów. Każdy może stworzyć swój własny Kanon (tak zwany), dostosowany do jego konkretnej kongregacji.
Widać, co chcą osiągnąć!
Błędem byłoby dać się porwać prądowi, który prowadzi jedynie do całkowitego i zupełnego zniszczenia Najświętszej Ofiary. Nie wiem, co myślą o tym biskupi. Czy będą zadowoleni z tej nowej reformy, jeśli kiedykolwiek ujrzy ona światło dzienne? Zbliżamy się do końca jakiejkolwiek koncepcji liturgii.
Liturgia bez zasad przestaje być liturgią. Dlatego musimy trwać przy naszym przedsoborowym stanowisku i nie bać się podtrzymywać tradycji dwóch tysięcy lat. Tego nie można nazwać nieposłuszeństwem.
Według jakiego kryterium powinniśmy decydować, czy Magisterium zwyczajne jest, czy też nie jest nieomylne? Według wierności Tradycji…? W zakresie, w jakim Sobór powraca do Tradycji, musimy się dostosować, ponieważ należy to do zwyczajnego Magisterium, ale tam, gdzie jakiś zabieg jest nowy i niezgodny z Tradycją, istnieje większa swoboda wyboru… Nie możemy dać się wciągnąć w nurt modernizmu, który może zagrozić naszej własnej wierze i nieświadomie zmienić nas w protestantów.
To bardzo poważna sprawa, ale to właśnie dzieje się z naszymi biednymi wiernymi, którzy, nie zdając sobie z tego sprawy, są wciągani w nowy protestantyzm, „neomodernizm”, jak nazwał to sam Ojciec Święty. Dzieje się tak również w przypadku wielu kapłanów. Dziękujmy zatem Bogu za łaskę jasnego widzenia pośród tych wszystkich kłopotów w Kościele. I obyśmy pozostali zjednoczeni w modlitwie, zjednoczeni w wysiłku i zjednoczeni w naszych przedsięwzięciach.
Pan Bóg nad tym czuwa! Dlatego nigdy nie możemy tracić odwagi. Pan Bóg wciąż czuwa nad swoim Kościołem. Naszym zadaniem jest działać tak, aby mógł On bezpiecznie przetrwać obecne ciężkie próby!
Arcybiskup Marcel Lefebvre
Tłum. Sławomir Soja
Źródło: The Remnant
Profesor Uniwersytetu w Kioto ostrzega, że życie miliardów zaszczepionych osób jest zagrożone
Prof. Fukishima powiedział przede wszystkim, że głosy naukowców zostały stłumione i ocenzurowane i dał się słyszeć tylko jeden przekaz, który niestety był naukowo błędny.
Ten znakomity profesor, jak również ekspert w zakresie onkologii powiedział, że szkodliwość szczepionek jest obecnie problemem ogólnoświatowym.
Prof. Fukushima w ostrych słowach powiedział:
„Skończcie ze złą nauką i zajmijcie się prawdziwą nauką. Zaszczepiliście tak wiele osób, a jednak tylko 10% członków Ministerstwa Zdrowia, Pracy i Opieki Społecznej, którzy prowadzą kampanię szczepionkową, zostało zaszczepionych. Co to ku**a jest, jakiś żart sobie robicie?… Róbcie to co należy, prawidłowo, bo inaczej czekają was procesy sądowe. Dosyć tego! … Musicie przyglądać się danym klinicznym, danym medycznym, bo tu chodzi o życie ludzkie! I musicie to robić właściwie i uważnie, patrzeć indywidualnie na każdy przypadek. … Patrząc na tak wielką liczbę rodzajów skutków ubocznych szczepionek, miliardy ludzi są w niebezpieczeństwie. … Jeśli po zaszczepieniu się wzrosło komuś [trwale] ciśnienie, to u każdej z tych osób przyczyną są szczepioki. … Ale wy ignorujecie celowo badanie tych przypadków, za to wydajecie tryliony Yenów na import szczepionek. … I jeszcze jedno: połowa z nich po szczepieniu zmarła z powodu problemów z układem krążenia i sercem. Jestem pewien, że znacie to aż za dobrze. A wy dalej z jakimiś Alpha, Beta, Gamma…co za idiotyzm…banda niekompetentnych uczonych, których nie można nazwać uczonymi…całkowite lekceważenie nauki i medycyny!”
Na to odpowiedział przedstawiciel Ministerstwa Zdrowia tłumacząc, że oni przecież „podejmują wszelkie działania…”
Prof. Fukushima nie wytrzymał i wykrzyknął do niego:
„Ty idioto! Dosyć tego! … Nie wolno dopuścić do powtórzenia [tych błędów]. Powinniście od samego początku postępować tak jak pokazuje to nauka. Zatem natychmiast rozwiążcie ten absurdalny Komitet Ewaluacji Ofiar Szczepionek i zamiast niego powołajcie komitet śledczy prawdziwie badający każdy przypadek. I aby on mógł działać, powołajcie odpowiednich statystyków i porządnych ekspertów. Czy rozumiesz mnie?! Potem, zróbcie testy i przeprowadźcie śledztwo. Tak jak powiedział wcześniej dr Sano, jeśli macie próbki tkanki, to badajcie je pod kątem białka kolca. Ludzie już robią takie badania na całym świecie i prestiż Japoni wisiu tutaj na włosku. … Musicie zidentyfikować każdy zgon, również te, które nie zostały w śledztwie uwzględnione. Życie tysięcy, dziesiątek tysięcy ludzi jest zagrożone. I jeszcze jedno: Nie macie pojęcia jak przedstawiają się długofalowe skutki tych szczepionek. Nanocząstki przyjęte przez organizm w tak dużych ilościach bezustannie produkują białka kolca. Ludzie chorują, cały czas źle się czują, niektórzy z jakichś powodów nagle zaczynają chorować, dostawać egzemę… Musimy natychmiast zatrzymać wyszczepianie i zająć się chorymi. I to właśnie mówi ta publikacja naukowa. (prof. Fukushima pokazuje tutaj dokument). A wy zatrudniacie ludzi, którzy nie mają pojęcia o prawdziwej nauce, i media pokazują ich w telewizji. Ci sami idioci ciągle promują szczepionki. Wszystko co robicie jest absurdalne, super idiotyczne. Ja nie przyszedłem tutaj wysłuchiwać jakichś bzdur, które próbujecie wyjaśniać, ja przyszedłem dzisiaj aby skorygować i pokazać prawidłowo te rzeczy.
Jak widać, prawdziwi i odważni naukowcy na całym świecie zaczynają coraz dobitniej ostrzegać polityków o nadciągającym niebezpieczeństwie i zagrożeniu dla zdrowia zaszczepionych.
Tak jak mówił prof. Fukishima: dosyć z tymi idiotyzmami wyszczepiania, udawania że nie ma skutków ubocznych. Mówcie prawdę, zajmijcie się chorymy, wypłaćcie należne odszkodowania.
Trzeba zatem natymiast odsunąć (i ukarać!) odpowiedzialnych za wyrządzone szkody polityków; ukarać lekarzy (koniecznie!), którzy nie tylko stracili resztki reputacji i autorytetu, ale stali się czołowymi przestawicielami profesji zagrażającej życiu i zdrowiu; należy odseparwować się od głównych mediów, wspierać media niezależne; tworzyć sieć niezależnej lokalnej pomocy.
Dosyć z idiotyzmem wyszczepiania preparatem „przeciwko Covid-19”, ale i koniec ze WSZYSTKIMI szczepionkami, które są zagrożeniem dla zdrowia i życia!
– – – ◊ – – –
* Badania translacyjne, nauka translacyjna (ang. Translational research, Translational science) – badania mające na celu przełożenie (konwersję) wyników badań podstawowych na wyniki przynoszące bezpośrednie korzyści ludziom. Termin ten jest stosowany w nauce i technologii, zwłaszcza w biologii i naukach medycznych. Jako takie, badania translacyjne stanowią podzbiór badań stosowanych. Termin ten jest najczęściej stosowany w naukach o życiu i biotechnologii, ale ma zastosowanie w całym spektrum nauk ścisłych i humanistycznych. W kontekście biomedycyny, badania translacyjne znane są również jako badania od „od laboratorium do pacjenta”. W dziedzinie edukacji definiuje się je jako badania, które przekładają koncepcje na praktykę.
Chociaż badania translacyjne są stosunkowo nową dziedziną, istnieje obecnie kilka głównych ośrodków badawczych skupiających się na nich. Np. w Stanach Zjednoczonych Narodowe Instytuty Zdrowia wdrożyły dużą krajową inicjatywę mającą na celu wykorzystanie istniejącej infrastruktury akademickich ośrodków zdrowia poprzez Clinical and Translational Science Awards. [zob.: Wikipedia], z takimi ośrodkami, jak Clinical and Translational Science Institute działający przy University of Rochester, New York; Translational Genomics Research Institute w Phoenix, Arizona; instytuty medycyny translacyjnej przy Maine Medical Center w Portland; Clinical and Translational Science Institute przy University of Pittsburgh, Pennsylvania. W Australii wiodący ośrodek to Translational Research Institute w Brisbane, Queensland. Natomiast w Japonii wiodącym ośrodkiem jest kierowny przez profesora Masanori Fukushima Translational Research Center for Medical Innovation w Kioto.
Oprac. www.bibula.com
2022-12-01
“Ekskomunika” z perspektywy czasu
W dniu 16 marca tego roku, ks. Edward MacDonald, faktyczny przywódca Katolickiego Ruchu Oporu w Australii i Nowej Zelandii, napisał dla swoich wiernych doskonały artykuł na temat tak zwanej „ekskomuniki” czterech biskupów konsekrowanych przez Arcybiskupa Lefebvre 30 czerwca 1988 roku w Econe w Szwajcarii.
Artykuł pokazuje wyraźnie jak moderniści w Rzymie przechytrzyli następców Arcybiskupa stojących na czele FSSPX, a w efekcie sparaliżowali obronę prawdziwej Wiary Katolickiej przez Bractwo, dopóki nie będzie ono gotowe powrócić w czynach, a nie tylko w słowach, do tego, co czynił Arcybiskup, tj. do wyraźnego stawiania całości ponad fałszywym „posłuszeństwem”.
Przy każdej dyskusji na temat porozumienia między FSSPX a Rzymem, kluczowym pytaniem było zawsze: kto odtąd będzie wyznaczał biskupów FSSPX? Historia Kościoła Katolickiego jest bowiem pełna przykładów walki pomiędzy przyjaciółmi i wrogami Boga, czyli odpowiednio Kościołem i państwem, o kontrolę nad mianowaniem katolickich biskupów. Ponieważ Kościół Katolicki jest monarchią, a nie nowoczesną „demokracją”, to biskupi są twórcami katolickiego ludu, a nie lud tworzy biskupów.
Zarówno arcybiskup Lefebvre jak i kardynał Ratzinger dobrze to rozumieli, gdy spotkali się w 1988 roku w pobliżu Rzymu, by negocjować porozumienie. Przebiegły kardynał niemalże odebrał Arcybiskupowi kontrolę nad mianowaniem biskupów FSSPX w Protokole (szkicu porozumienia) podpisanym przez nich w dniu 5 maja, ale dzięki Bożej łasce Arcybiskup zdał sobie sprawę, że to zagraża Wierze, w dniu 6 maja wycofał swój podpis i w asyście biskupa de Castro Mayera konsekrował 30 czerwca 1988 roku czterech swoich księży na biskupów w ramach „Operacji Przeżycie”.
Oświadczył, że nie łamie żadnego prawa kościelnego: „Jesteśmy przekonani, że wszystkie te oskarżenia lub kary, których możemy być obiektem, są nieważne, absolutnie nieważne i nie będziemy brać ich pod uwagę”. FSSPX wyjaśniło, dlaczego Arcybiskup miał rację w broszurze: „Ani schizmatyk, ani ekskomunikowany”.
Jednak około 20 lat później biskup Fellay uznał, że te nieważne „ekskomuniki” powinny być w końcu potraktowane poważnie, ponieważ czuł się on tak, jakby był poza widzialnym Kościołem. Co do kardynała Ratzingera, nigdy nie przyznał, że arcybiskup Lefebvre wygrał w 1988 roku, więc teraz jako papież Benedykt nadal był zdecydowany na kontrolowanie nominacji biskupów FSSPX. Jednym z warunków wstępnych przyjęcia Bractwa na łono widzialnego Kościoła było zniesienie przez papieża Benedykta „ekskomuniki” z czterech biskupów FSSPX. Bractwo modlił się o to i cieszyło, kiedy „ekskomunika” została rzeczywiście „zdjęta” przez papieża. Nierozważnie FSSPX wyraziło wdzięczność papieżowi za jego dobrą wolę i hojność.
Jednak do roku 2023 Bractwo zwielokrotniło swoje więzi z „Kościołem widzialnym”. Jego biskupi są starsi, a zdrowie niektórych z nich uległo pogorszeniu. Wierni zastanawiają się, dlaczego nie ma nowych biskupów? Dzieje się tak dlatego, że FSSPX zapędziło się w kozi róg. Prosząc o zniesienie nieważnych „ekskomunik”, Bractwo w dorozumiany sposób uznało, że są one rzeczywiste i w dorozumiany sposób zobowiązało się, że nigdy więcej nie będzie konsekrować biskupów bez zgody Rzymu, jak to uczynił Arcybiskup w 1988 roku. To byłoby przecież wyrazem wielkiej „niewdzięczności” wobec papieża Benedykta, i zasługiwaliby na ponowną ekskomunikę.
Za swojego życia Arcybiskup Lefebvre wygrywał bitwy z Rzymem, ale jego następcy, pozbawieni przejrzystej wiary i głębokiego zrozumienia, czym jest zdrada modernizmu, nie byli takimi wojownikami jak on i nie widzieli jak (obiektywne) podstępy sprytnego Benedykta/Ratzingera odebrały im wpływ na nominacje przyszłych biskupów, co w efekcie sparaliżowało FSSPX.
I oto Franciszek lub jego następca wybierze następnego biskupa lub biskupów Bractwa, a ci uformują kapłanów i wiernych tak, by ostatecznie włączyć ich do Kościoła soborowego. Prawdopodobnie pojawi się tylko szept protestu, ponieważ wierni FSSPX są cały czas coraz bardziej słodziutko wabieni do uwierzenia w „odnowiony” katolicyzm Vaticanum II.
* * *
Jest takie stare angielskie powiedzenie oznaczające próbę zrobienia dwóch rzeczy naraz, których nie da się zrobić – „Biegać z zającem i polować z ogarami”. Można albo uciekać razem z tym, na kogo polują, albo polować na niego, ale nie można robić obu rzeczy naraz. Inne powiedzenie opisujące tę samą rzeczywistość brzmi: „Nie możesz mieć ciastka i zjeść go”. Jeśli zjesz ciastko, to nie będziesz go już miał. Jeśli chcesz je mieć, nie wolno ci go jeść. I jeszcze inne powiedzenie: „Nie można mieć wszystkiego jednocześnie”. Albo kobiety będą miały swoją własną karierę, albo będą miały dzieci, lub będą miały tylko po połowie każdego: karierę wypełnioną tęsknotą za dziećmi. W realnym życiu musimy wybierać, a nie być „ni psem, ni wydrą”.
Arcybiskup Lefebvre stanął w Kościele katolickim w 1988 roku przed trudnym wyborem: jak to ujął, albo „Operacja Przeżycia” polegająca na wyświęceniu czterech spośród jego księży na biskupów, aby zapewnić przetrwanie Bractwu Kapłańskiemu św. Piusa X, by bronić pełni prawdziwej Wiary przed fałszywym Autorytetem, który bez precedensu w całej historii Kościoła postawił sobie za cel zniszczenie tej Wiary. Albo „Operacja Samobójstwa”, poprzez którą pozostawiłby swoje Bractwo bez własnych biskupów, ostatecznie zdając się na łaskę niszczycieli, którzy chcieli zniszczyć prawdziwą Wiarę, doktrynę, Mszę i kapłaństwo.
Stojąc przed takim wyborem, nie starał się on robić dwóch przeciwstawnych rzeczy naraz. Bez cienia kompromisu wybrał konsekrację kilku biskupów dla Tradycji, a owocem jego wyboru było przetrwanie, jak mogliśmy się przekonać, katolickiej Wiary, doktryny, Mszy i kapłaństwa. Oczywiście fałszywy Autorytet „ekskomunikował” go, ale on nie zwracał na to żadnej uwagi. Wiedział bowiem, że każda tego rodzaju kara była tak samo nieważna i nieobowiązująca, jak jej autorzy, tak długo jak rujnują oni Wiarę.
Kiedy podjął tę decyzję, był całkowicie osamotniony, a podczas ceremonii konsekracji towarzyszył mu tylko jeden współbrat w biskupstwie, biskup de Castro Mayer z Brazylii. Trzeba przyznać, że większość księży Bractwa poszła wówczas bez wahania za Arcybiskupem i była z tego dumna. Owocem jego wyboru Prawdy, trwania przy nim i nie pójścia na najmniejszy kompromis aż do śmierci, która nastąpiła niecałe trzy lata później, było to, że przez następne 20 lat Bractwo przeżywało swoje najbardziej owocne lata, dając całemu katolickiemu światu żywy dowód na to, że Tradycja katolicka nie jest ani martwa, ani przestarzała.
Stopniowo coraz więcej katolików uświadamiało sobie, że zostali oszukani przez Vaticanum II i jego mistrzowskich arcyłotrów. Niestety, około 20 lat po sakrach, przywódcy Bractwa stracili zrozumienie tego, co było motywacją i osiągnięciem Arcybiskupa, a mianowicie obrona zdradzanej Wiary. Przez kolejne 15 lat szukali oficjalnej aprobaty ze strony pozbawionych wiary kościelnych urzędników, którzy bardziej niż kiedykolwiek starają się zniszczyć Wiarę, na przykład poprzez pogaństwo Pachamamy czy też „synodalizm” w niemieckim stylu.
Jest jednak cały czas pewien promyk nadziei dla Bractwa, że mogłoby ono powrócić do ducha swojego Założyciela, wielkiego Arcybiskupa Lefebvre. W dniu 18 kwietnia Przełożony Generalny FSSPX ks. Dawid Pagliarani zorganizował spotkanie on-line przełożonych Bractwa na całym świecie, aby przekazać im głównie dwie rzeczy.
Po pierwsze, powinni zacząć przygotowywać swych wiernych w przeoratach i w seminariach na wieść o konsekracji nowych biskupów w Bractwie. Z oficjalną zgodą Rzymu czy bez niej? To jest pytanie. Jeśli sakra nastąpiłaby z aprobatą Rzymu, to jest bardzo prawdopodobne, że jest to jakaś pułapka. Jeśli bez aprobaty, to raczej jest to dobry znak, że księża z FSSPX odzyskują wiarę swojego Założyciela.
I po drugie, ks. Pagliarani przekazał, że nowy watykański dokument dotyczący synodalnego projektu przyszłości Kościoła deklaruje, że „hierarchiczne struktury Kościoła muszą zostać zdemontowane.” Innymi słowy, struktura Kościoła musi zostać zlikwidowana, co oznacza likwidację samego Kościoła. I taki był cel Vaticanum II od początku, co widziały jasne umysły, takie jak ten Arcybiskupa.
Czy jego Bractwo zaczyna widzieć wyraźniej? Czy też jest po raz kolejny zwodzone? To jeszcze nie jest jasne. Ale na pewno wielka wojna między przyjaciółmi i wrogami Boga trwa, dokładnie taka sama na przestrzeni wieków. Musimy modlić się żarliwie na Różańcu, musimy kochać Prawdę i mówić ją, bez względu na wszystko.
Kyrie eleison.
+Biskup Ryszard Williamson
Za: Non Possumus – Katolicki Ruch Oporu – Komentarze Eleison Jego Ekscelencji Księdza Biskupa Ryszarda Williamsona | https://fsspxr.wordpress.com/komentarze-eleison/
https://www.bibula.com
11 responses to “13 grudnia – zwycięstwa syjonizmu”
Latem 1990 zdecydowana większość służb właściwie wszystkie dopiero z czasem tzw biznesmeni wyłamywali się i przeszli na stronę USA.W 1990 w Omulewie Kiszczak Rosja /stacje wojskowy FR oddały służby pod nadzór BND.BND nie jest Żydowski ani Żydowski .
Polubienie
A ja jeszcze bym chciał o 12 grudnia 2023 …
Polubienie
Nie można wykluczyć, że ma Pan rację na tej prostej zasadzie, że przecież wszystko jest możliwe.
Nie mniej przytoczę fragment tekstu z Neon24:
A jeśli przypomnimy sobie, że żydowska gadzinówka Michnika zamieszczała m.in. i takie obrazki:
więcej tu: http://wyborcza.pl/duzyformat/5,127290,15569896.html
To jest oczywiste, że poseł G.Braun nie zrobił niczego gorszego od tego, co robią antypolscy, syjonistyczni Żydzi w Polsce.
Polubienie
Sądzę, że mogę mieć rację nie na zasadzie, że „Wszystko jest możliwe”, tylko na tej zasadzie, że działania Brauna wpisują się w JAKĄŚ LOGIKĘ. Jaką – znajdzie Pan w moim tekście. Jakby nie było przesłanek dla takiej oceny Brauna, to bym jej nie pisał.
Polubienie
Ale ja przecież zgadzam się, że przesłanki do wrażania takiej opinii, czy poglądu istnieją.
Polubienie
„W Biblii numer 13 jest często wymieniany w związku z pojawieniem się apostoła Judy symbolizujacego zdradę (?).”
Przypominam zatem, że w Nowym Testamencie jako 13 samozwańczy apostoł Chrystusa Ukrzyżowanego pojawił się, w kilka lat po zniknięciu Jezusa, Szaweł z Tarsu, alias św. Paweł (Paulus – czyli po polsku Mąły)
I jego „13 Listów” do pogan”, stanowiących razem ok. 100 stron drobnego druku, bez ich czytania na Synodzie w Nicei w 325 roku, zostało włączone do kanonu Ksiąg N. Testamentu, do dziś obowiązującego wszystkich, nie tylko katolickich czyli powszechnych, ale także i prawosławnych oraz protestanckich chrześcijan.
Czyż nie był to LITERACKI CUD w 325 lat po narodzinach przyszłego symbolicznego bez skazy „baranka bożego, który gładzi grzechy świata”?
Polubione przez 1 osoba