OJCU, SYNOWI I DUCHOWI ŚWIĘTEMU

Maret44

“Podwójne dno” tajemnicy smoleńskiej – rozmowa z Leszkiem Misiakiem – ekspertem w sprawie katastrofy smoleńskiej

Z Leszkiem Misiakiem – ekspertem w sprawie katastrofy smoleńskiej i współautorem książki „Musieli zginąć” rozmawia dr Leszek Pietrzak – były analityk Biura Bezpieczeństwa Narodowego.

Powołując podkomisję do zbadania od nowa przyczyn katastrofy smoleńskiej na początku 2016 r. Antoni Macierewicz powiedział: „Mija sześć lat od momentu, który nazwano największą tragedią po drugiej wojnie światowej. Była to największa tragedia lotnicza w dziejach lotnictwa światowego”. Dziś okazuje się, że wokół tej największej tragedii było krótkie ożywienie i znowu zapanowała cisza. Czy to nie dziwne?

  • To nie jest cisza, to zmowa milczenia. Pomijam pojawiające się deklaracje, że NATO powinno pomóc, że będziemy walczyli o zwrot wraku Nikt nie pyta obecnej władzy, dlaczego nie prowadzi transparentnego śledztwa. Nikt nie pyta Antoniego Macierewicza, dlaczego podległe mu służby, zwłaszcza Służba Kontrwywiadu Wojskowego, od półtora roku ukrywają kluczowe dowody w sprawie katastrofy, m.in. zapis monitoringu lotu Tu-154M 101, zapisy depesz systemu ACARS, czyli tzw. wirtualnej czarnej skrzynki, zapisy radarowe lotów z 10 kwietnia 2010 r.
  • Nikt nie upomina się o bieżące informacje o przebiegu i stanie śledztwa prokuratury, która także posiada zapisy radarowe, wiedzę o ACARS, zdjęcia satelitarne, otrzymane z USA. Nikt nie żąda odpowiedzi, dlaczego Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego 2 lutego 2010 r. a więc przed katastrofą, uzyskała dostęp do kontroli radarowej lotów z Okęcia i lotów nad całą Polską, choć nie ma w zakresie swoich ustawowych obowiązków monitorowania przestrzeni powietrznej. Zapanowała jakaś dziwna zmowa milczenia. Milczą również „niepokorni” dziennikarze, którzy przed dojściem do władzy PiS-u zarzucali administracji Tuska ukrywanie informacji na ten temat, a nawet kolaborację z Rosją.

– Może zastój w śledztwie, także dziennikarskim, jest spowodowany tym, że temat katastrofy nie jest już gorącym tematem debat politycznych.

– Jeśli interes polityczny przesądza, czy wyjaśnia się przyczyny takiej tragedii, czy nie, wystawia to straszne świadectwo politykom, nie mówiąc o dziennikarzach.

– W kwietniu i grudniu ub.r. wskazaliśmy na łamach „Warszawskiej gazety” co naszym zdaniem powinna zrobić prokuratura, czego dotąd nie zrobiła, co ukrywa SKW i jakie informacje powinien upublicznić Antoni Macierewicz oraz prowadząca to śledztwo prokuratura. Nikt nie zakwestionował tych bardzo poważnych zarzutów i pytań i nikt się do nich nie odniósł. Wciąż słyszymy, że katastrofa powinna być wyjaśniona. Jednak gdy zadajemy konkretne pytania w tej sprawie, napotykamy na prawdziwy mur milczenia. Jak to można wytłumaczyć?

– Dla tysięcy Polaków, którzy zapalali po katastrofie znicze pod Pałacem Prezydenckim, jak również dla tych, którzy śledzili te wydarzenia, a teraz obserwują kolejne smoleńskie miesięcznice oraz organizowane w całej Polsce rocznicowe marsze pamięci, jest to całkowicie niezrozumiałe, a nawet wręcz szokujące. Nie tak bowiem wyobrażali sobie „dobrą zmianę”. Byli przekonani, że po dojściu PiS-u do władzy poznamy całą prawdę na temat katastrofy w Smoleńsku, gdyż tak obiecywano. A jednak po prawie półtora roku rządów PiS-u prawdy tej nie znamy.

– Co Pana najbardziej dziwi w działaniach służb obecnej administracji państwowej w aspekcie wyjaśniania katastrofy?

  • Ukrywanie kluczowych dowodów. Jednak najbardziej zdumiewa mnie milczenie samego Jarosława Kaczyńskiego, dopuszczanie przez niego do całkowitego zastoju w śledztwie smoleńskim i nieinformowanie w tej sprawie społeczeństwa. Sądzę, że bez przyzwolenia Kaczyńskiego, czy tolerowania przez niego takiej sytuacji, nie mogłoby to mieć miejsca, i to aż półtora roku. Zastanawiam się, jakie racje spowodowały, że człowiek, który tak boleśnie został doświadczony przez tragedię smoleńską, w której, przypomnijmy, stracił brata-bliźniaka, milczy? Mam na myśli przede wszystkim całkowity brak reakcji Kaczyńskiego na ukrywanie dowodów, jak również zaniechanie wielu działań, jakie mogłyby zostać w tej sprawie podjęte. Ten dystans Jarosława Kaczyńskiego jest naprawdę zdumiewający.

Tak jakby poznał już prawdę o katastrofie smoleńskiej i ta prawda na tyle go przeraziła, że całkowicie zamknęła mu usta. Jak straszna musiała być ta prawda? Na pewno tą prawdą nie było poznanie szczegółów, w jaki sposób ludzie Putina dokonali zamachu na polską delegację, lecącą do Smoleńska. Bo wówczas mówiłby o tym głośno na cały świat. Tą prawdą nie były również związane z katastrofa zaniechania i zaniedbania ekipy Donalda Tuska. Bo gdyby tak było Jarosław Kaczyński od razu obwieściłby to opinii publicznej.

  • Powstaje więc pytanie, co tak naprawdę jest powodem spuszczenia zasłony milczenia nad Smoleńskiem? Dlaczego katastrofa smoleńska stała się dzisiaj dla PiS-u przysłowiowym „gorącym kartoflem”?

– Jarosław Kaczyński przez cały czas jednoznacznie wypowiadał się, że sprawa katastrofy musi zostać wyjaśniona. W jednym z wywiadów powiedział, musimy bez żadnych wątpliwości ustalić, czy doszło do zamachu. W cywilizowanym świecie nie było takiego wydarzenia, jak likwidacja całego przywództwa jakiegoś państwa. Jednak do zbadania tego konieczne jest uchwalenie odrębnej ustawy”. Jarosław Kaczyński zawsze krytykował PO za sposób prowadzenia śledztwa w sprawie katastrofy w Smoleńsku.

– Ale dziś władzę ma Jarosław Kaczyński, a nie PO. Jego ludzie uzyskali dostęp do wszelkiej wiedzy i dokumentacji, także tej najbardziej tajnej. Jednak specjalnej ustawy, którą zapowiadał Kaczyński, nie ma, a zamiast prawdziwego przełomu, śledztwo zostało de facto utajnione. Jest jasne, że milczenie i ukrywanie kluczowych informacji ze śledztwa oznacza po prostu osłanianie sprawców, zaniedbań, czy wręcz zamachowców, jeżeli oczywiście był to zamach, bo w śledztwie – co warto przypomnieć – nie odrzucono tej hipotezy. To jak można sądzić, daje czas tym sprawcom na zatarcie dowodów ich winy oraz na mataczenie. Czas to przecież ważny czynnik w każdym śledztwie.

– Ani prokuratura, ani MON nie upubliczniły nagrań monitoringu lotu z 10 kwietnia 2010 r. wykonanych przez służby wojskowe. Lot Tu-154 M 101 był lotem wojskowym, w jego planie było wyraźnie określone, że miał status HEAD, tj. z najważniejszymi osobami w państwie na pokładzie, a takie loty zawsze są monitorowane. Polskie służby specjalne wciąż ukrywają dokumentację prowadzonego przez nie monitoringu lotu Tu-154M 101?

  • Tak rzeczywiście jest.
  • Rodzi się zasadnicze pytanie: kogo w ten sposób polskie służby ochraniają? MON dawno zapowiadało upublicznienie nagrań z nasłuchu polskiego samolotu rządowego, uzyskanych z Łotwy i Szwecji, a tymczasem od półtora roku ukrywa własne nagrania. Przypomnijmy, że zgodnie z instrukcją służby wojskowe korzystają w lotach HEAD z tajnej stacji nasłuchowej, z radiostacji HF, która służy do prowadzenia korespondencji radiowej, co umożliwia łączność na bardzo dalekich zasięgach, przesyłanie danych, faksów, obrazów, szyfrowanie i transmitowanych danych. Radiostacje wojskowe VHF/UHF zapewniają bezpieczną łączność także z ośrodkami sojuszniczymi z NATO.
  • Zapis tego monitoringu jest ukrywany, podobnie jak wiedza o systemie ACARS, który wysyłał do 36. SPLT (Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego) szczegółowe depesze o położeniu maszyny, stanie urządzeń, parametrach lotu, decyzjach załogi. ACARS bazuje na sieci przekaźników satelitarnych rozsianych po całym świecie, informacje są automatycznie przesyłane do bazy na ziemi co kilka minut. W 36.SPLT był dyżurny koordynator lotów (DKL), który, oprócz prowadzących samolot kontrolerów cywilnych, monitorował loty Tu-154, odbierał depesze ACARS. Informacje na ten temat są od półtora roku przez MON utajnione. Nie podano, że ACARS był zainstalowany w polskim samolocie, nawet po tym jak ujawniłem, że jest to przez MON ukrywane (!). Informacji o ACARS brak było też w raporcie Millera.
  • Ale w anglojęzycznych raportach sporządzonych przez Universal Avionics System Corporation – amerykańskiego producenta awioniki zainstalowanej w Tu-154M 101, znaleźliśmy informacje, że ACARS był na jego pokładzie. Jeśli ten rejestrator przed tragicznym lotem do Smoleńska jakaś „niewidzialna ręka” wymontowała, tak jak odłączono radiostacje ratunkowe, czyli lokalizatory, świadczyłoby to o działaniu „wspólnym i w porozumieniu” w celu ukrycia, w jakim dokładnie miejscu i o jakiej dokładnie godzinie samolot zaginął.
  • Prokuratura dotąd nie upubliczniła również informacji o logowaniach włączonych na terenie Rosji telefonów 23 ofiar, które pozwalają odtworzyć czas i miejsce urwania się łączy telefonicznych, a także informacje SMS, rozmów, nagrań poczt głosowych itp. Wszystkie one są nadal utajnione, podobnie jak wiedza dotycząca zapisów radarowych lotu Tu-154, począwszy od startu z Okęcia aż do momentu krytycznego, która jest w posiadaniu prokuratury, służb wojskowych oraz ABW.
  • To są przecież bardzo ważne dowody na to, co naprawdę stało się w Smoleńsku. Przy dzisiejszym monitorowaniu lotów przez wiele rejestratorów (zwłaszcza w przypadku samolotów typu Air Force One) wrak nie jest niezbędny do ustalenia tego, co stało się w dniu 10 kwietnia 2010 r.

– Wydawało się, że po przejęciu władzy przez PiS ruszą postępowania prokuratorskie i procesy sądowe dotyczące Smoleńska. Ale czy tak się rzeczywiście stało?

  • Prokuratura nie informuje nas na bieżąco o postępach prowadzonego śledztwa w sprawie katastrofy w Smoleńsku. Jedna ogólnikowa konferencja to zdecydowanie za mało. Nic nie wiemy o przesłuchaniach kluczowych świadków, o tym, czy dokonano np. aresztowań „punktowych”, które po nitce do kłębka mogłyby doprowadzić do głównych winowajców, a więc np. osób odpowiedzialnych za wymontowanie lokalizatorów ratunkowych w Tu-154 przed 10 kwietnia 2010 r., osób odpowiedzialnych za ACARS, za nasłuch, za monitoring samolotu prezydenckiego, za nadzór nad tymi ludźmi, a także innych ważnych świadków.
  • Polacy powinni wiedzieć, kto i o co jest podejrzewany w tej sprawie. Słowem, mamy brak konkretów i ciągle tylko same ogólniki. Wyjaśnienie tragedii smoleńskiej jest sprawą publiczną, powinno toczyć się przy otwartej kurtynie. Niedawna informacja, że SKW złożyło zawiadomienia do prokuratury w sprawie przetargu na remont Tu-154 w Samarze to odwracanie uwagi od wyjaśnienia momentu samej katastrofy. To tak, jakby po śmierci pacjenta, zamiast najpierw przeprowadzić sekcję zwłok, zajmowano się zapaleniem migdałków, które przechodził w młodości.

– Nie mamy komunikatów o stanie śledztwa podkomisji, prokuratury, nie została ujawniona wiedza, jaką w tej sprawie dysponuje SKW. Za to pojawiają się kolejne deklaracje, obietnice, które bardzo szybko podchwytują media i komentują. Nikt nie sprawdza, czy ma to pokrycie w rzeczywistości, albo istotne znacznie w całej sprawie.

  • Właśnie tak to wygląda. Opinia publiczna dostaje w ten sposób fałszywy obraz, wskazujący, że w sprawie katastrofy smoleńskiej rzeczywiście „coś się dzieje”. Gdyby dotyczyło to innego wydarzenia, można byłoby to zignorować. Ale w tym wypadku chodzi o tragedię oficjalnej polskiej delegacji z Prezydentem RP na czele. Wyjaśnienie jej winno zatem być absolutnym priorytetem polskiego państwa. Takie były zresztą zapowiedzi polityków PiS-u, gdy partia ta była jeszcze w opozycji.
  • Wypowiedzi Macierewicza, że „najwyższy czas, by NATO włączyło się w wyjaśnianie katastrofy smoleńskiej”, a potem kontra szefa MSZ Witolda Waszczykowskiego, że takich instrumentów, aby udzielić Polsce pomocy w tym śledztwie, „Kwatera Główna NATO nie ma”, czy też wypowiedź szefa MSZ, że jest przygotowywana skarga do Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości w Hadze w sprawie zwrotu Polsce wraku, która zostanie wniesiona, o ile (sic!) będzie decyzja polityczna rządu, tylko potwierdzają tezę o grze pozorów. Oświadczenie rzecznika rządu Rafała Bochenka 20 lutego 2017 r., że sprawa katastrofy smoleńskiej powinna zostać wyjaśniona, „bo to, co zrobili nasi poprzednicy, woła o pomstę do nieba” i jego stwierdzenie, że raporty komisji Millera zostały stworzone pod „dyktando Rosjan” również wpisują się w tę trwającą od półtora roku smoleńską propagandę sukcesu, jaką karmi Polaków rząd PiS-u. Obecna władza, zamiast wyjaśnić przyczyny katastrofy w Smoleńsku, „zastępczo” koncentruje emocje i uwagę Polaków w sprawie Smoleńska, budując pomniki ofiar, upamiętniając ich nazwiskami ulice i skwery oraz organizując miesięcznice, rocznice i apele poległych, tak jakby ci ludzie zginęli na froncie walki. A jednocześnie ta sama władza pozostawia wyjaśnienie przyczyn ich śmierci jako sprawę wciąż otwartą. To już nawet nie kabaret, to jest tragifarsa.

– Opinia publiczna oczekiwała, że Antoni Macierewicz opublikuje białą księgę, w której zamieściłby tę wiedzę, którą, co wiele razy publicznie zaznaczał, ukrywała ekipa Donalda Tuska. Jak pamiętamy, będąc jeszcze w opozycji, Macierewicz publikował raporty zespołu parlamentarnego, nawet te cząstkowe. Ale nie słychać o publikacji.

– Skoro wiedza jest ukrywana, trudno oczekiwać na książkowe publikacje nowych faktów. Powołana przez Macierewicza podkomisja jak dotąd nie przedstawiła żadnych ważnych ustaleń, a kosztowała w 2016 r. podatników ponad 3,5 mln zł (jej członkowie zarabiają miesięcznie od 2 do 8 tys. zł.). A przecież odziedziczyła gotowe, kilkuletnie ustalenia Zespołu Parlamentarnego. Są zapowiedzi ministra, że niebawem podkomisja przedstawi zbiór dawnych ustaleń plus nowe, nieujawniane dotąd informacje, ale biorąc pod uwagę półtoraroczne milczenie i ciągłe obietnice, powstrzymałbym apetyty do czasu poznania wymiernych, a nie propagandowych, efektów.

– Zespół Parlamentarny Antoniego Macierewicza za rządów PO miał być przeciwwagą dla stronniczej prokuratury, powielającej rosyjskie tezy i ustalenia. Ale dziś w prokuraturze rządzi PiS. Po co tak naprawdę jest ta podkomisja?

– Obawiam się, że została ona utworzona raczej dla efektów wizerunkowo-propagandowych. Bo jeśli mnożenie bytów miałoby zwiększać szanse na wyjaśnienie katastrofy, to dlaczego PiS storpedował utworzenie sejmowej komisji śledczej ds. katastrofy? W komisji sejmowej trudniej pozorować działania z uwagi na starcia posłów z różnych opcji. Wymusza to zresztą publiczny przekaz TVP – bo taki być powinien, jak w komisji Rywina. Tworzy się sejmową komisję ds. wyjaśnienia afery Amber Gold, a odmawia się utworzenia sejmowej komisji śledczej ds. wyjaśnienia największej tragedii od czasu drugiej wojny światowej, tragedii 96 Polaków, w tym nomen omen parlamentarzystów. Cóż za paradoks? Brak zgody Jarosława Kaczyńskiego na powołanie sejmowej komisji śledczej w sprawie Smoleńska demaskuje Kaczyńskiego. Dlaczego Jarosław Kaczyński nie chciał, by publicznie, tak jak było w aferze Rywina, „przyciśnięto do muru” dziesiątki, a nawet setki polskich świadków, w tym ludzi rządu Tuska, których sam obwiniał w sprawie katastrofy? Jeśli nie wierzy w skuteczność komisji sejmowej, dlaczego zgodził się na komisję ds. Amber Gold? Tylko sejmowa komisja śledcza, której obrady byłyby na żywo transmitowane, przesłuchując na oczach milionów Polaków wszystkich świadków, mogłaby po nitce do kłębka obnażyć tę mroczną tajemnicę. Niepowołanie jej tak naprawdę obnaża prawdziwe intencje PiS-u.

– Nie powołano sejmowej komisji śledczej, ale jednak obecna prokuratura podjęła decyzję o przeprowadzeniu ekshumacji wszystkich zwłok ofiar, poza tymi, które zostały skremowane. Już są tego pierwsze efekty – stwierdzono kolejny przypadek zamiany ciał.

– Ekshumacje są potrzebne, bo musimy wiedzieć, czy we wszystkich trumnach spoczywają właściwe zwłoki i wykorzystać wszelkie możliwości uzyskania informacji o przyczynach ich śmierci. Jednak po 7 latach, jak powiedziała w rozmowie z „Rzeczpospolitą” Ewa Klonowski, światowej sławy antropolog sądowy, ekshumacje te mogą odpowiedzieć wyłącznie na pytanie, czy ciała ofiar złożone zostały we właściwych grobach. W trumnach znajdują się już niemal wyłącznie kości, co, w jej ocenie, uniemożliwia znalezienie śladów materiałów wybuchowych, bo w kościach takich śladów już nie będzie. Jej zdaniem nawet doświadczony medyk sądowy po tak długim czasie może nie być w stanie na podstawie szczątków określić właściwej przyczyny śmierci. Obawiam się, że ekshumacje, które mogą potrwać wiele miesięcy, może kilka lat, jeśli nie będą połączone z innymi wymiernymi działaniami prokuratury, mogą być wykorzystywane propagandowo jako dowód aktywności w wyjaśnianiu prawdy o katastrofie. Zastanawia mnie również to, dlaczego w starannie dobranym przez prokuratura krajowego Marka Pasionka 14-osobowym międzynarodowym zespole biegłych medyków sądowych, którzy uczestniczą w badaniach ekshumowanych szczątków ofiar, nie ma ani jednego profesora z Polski, jest natomiast aż czterech profesorów z zagranicy, choć mamy w naszym kraju prawdziwe sławy profesorskie w tej dziedzinie?

– Za czasów rządów PO temat katastrofy nie schodził z łamów „Gazety Polskiej” i pozostałych mediów. Tak naprawdę katastrofa smoleńska była przewodnim tematem większości polskich mediów, zwłaszcza tych tzw. niepokornych. Czy ten temat dla mediów już „się wypalił”?

– Nie, w tej sprawie nie ma mowy o wypaleniu, zbyt ważna to sprawa. To znamienne, że „niepokorni” dziś ucichli, nie licząc nagłośnienia wypowiedzi MON, że resort liczy na pomoc NATO itp. Prawdziwe oblicze „partyzanta prawdy” Tomasza Sakiewicza i innych „niepokornych”, także w sprawie Smoleńska, opisałem w mojej książce Prawicowe dzieci, czyli blef IV RP. Obywatelskie śledztwo smoleńskie w sprawie katastrofy zeszło de facto do podziemia, toczy się już tylko w blogosferze. Ale i tu zostało w dużej mierze rozproszone, albowiem portal Salon24, gdzie odbywały się ważne dyskusje blogerów prowadzących własne śledztwa w sprawie Smoleńska, ograniczył dostęp do komentarzy. To ucięło wiele tych dyskusji, ponieważ dla części blogerów takie potraktowanie było nie do zaakceptowania, więc zrezygnowali z pisania na tym portalu. Dzisiaj jednak to nie dziennikarze, lecz właśnie blogerzy, tacy jak FYM (Free Your Mind) i skupiona wokół niego grupa, MAREK TOMASZ, STAN35, Albatros z lotu ptaka, TEODOR49, NASZ WOJTEK, Rolex, Kisiel, KIZAK i wielu innych, których nie wymieniłem, próbują przebić tę skorupę milczenia wokół katastrofy w Smoleńsku.

– To wszystko, o czym mówimy, nieuchronnie prowadzi nas do pytania, o co chodzi z ukrywaniem wiedzy, pozorowaniem działań, ciszą medialną wokół smoleńskiej katastrofy.

Samolot rządowy państwa-członka NATO z generalicją NATO i prezydentem tego państwa nie znika przecież bez śladu. Przyczyny jego tragedii są monitorowane poprzez rozmaite rejestratory w wielu ośrodkach, także tych, które są usytuowane w krajach sojuszniczych. Te przyczyny są znane służbom wielu krajów, ale, jak widać, one je ukrywają. Gdyby chodziło o delegację prezydenta USA czy Rosji, wówczas dawno znalibyśmy odpowiedź, bo jej brak ośmieszałby potęgę każdego z mocarstw. Śmierć delegacji prezydenta małego kraju można przemilczeć w imię tzw. interesów geopolitycznych. Ale dlaczego w to przemilczanie wpisują się działania elity politycznej PiS-u? Jak wytłumaczą oni Polakom, że przez półtora roku ukrywają prawdę, osłaniając własnym milczeniem cynizm tych, których obarczają winą?

– Jak tę sytuację oceniać w kontekście ustaleń rosyjskiej komisji MAK i wniosków zawartych w amerykańskich raportach TAWS i FMS?

– W ustaleniach dotyczących ostatnich chwil lotu do Smoleńska, ale nie tylko, wersje rosyjsko-polska i amerykańska są sprzeczne, i jest w nich wiele niejasności, swoistych „furtek”. W raporcie Millera nie ma nic na temat systemu ACARS, z kolei w ustaleniach Amerykanów jest wymienione, że oprogramowanie ACARS zainstalowano w Tu-154M 101, w dniu 28 października 2008 r. Amerykanie nie napisali jednak, co wynika z tych zapisów, a to jest przecież najważniejsze, bo tam jest zawarta prawda, co rzeczywiście stało się z polskim samolotem. Szczegóły te mogą być w części nieodszyfrowanej przez amerykańskiego producenta, której Polska prawdopodobnie nie ma. Czy nie zwróciła się o to, czy też amerykański producent odmówił jej wydania, czy je po prostu zniszczono tego nie wiemy. Ani Antoni Macierewicz, ani członkowie podkomisji MON ze Stanów Zjednoczonych, mający znakomite kontakty w sferach lotniczych USA, ani obecna polska prokuratura krajowa jak dotąd nie wyjaśnili tego Polakom.

Kolejna sprzeczność ustaleń rosyjskich i amerykańskich polega na tym, że w raporcie amerykańskim czytamy, iż według zapisów TAWS nie było komendy załogi o odejściu na drugi krąg. Tymczasem według zapisów rozmów z kokpitu, które znamy z raportu Millera, nawet dwukrotnie padła taka komenda. Następna sprzeczność jest taka, że w wersji amerykańskiej zapis z czujnika na podwoziu samolotu „on ground” w raporcie FMS oznacza, że podwozie dotknęło podłoża. Natomiast według raportów MAK i komisji Millera samolot dachował.

Autorzy amerykańskiego raportu FMS umieścili w nim zapis nawigacji Tu-154 dopiero od granic Białorusi. Na to niedopatrzenie mogłyby rzucić światło zapisy radarowe lotu, które są w posiadaniu polskiej prokuratury, SKW i ABW. Pokazałyby bowiem, którędy samolot, począwszy od startu na Okęciu leciał i gdzie rzeczywiście „zniknął” z monitorów i nasłuchu. Dopóki ich nie poznamy, nie wolno lekceważyć żadnej hipotezy, także inscenizacji katastrofy w Smoleńsku, choć może wydawać się to teorią z gatunku science fiction.

Niestety, strona internetowa z materiałami komisji Millera, wraz załącznikami amerykańskich raportów została przez rząd PiS-u zlikwidowana, i to zaraz po przejęciu władzy. Pytana o to premier Beata Szydło na konferencji prasowej odpowiedziała Ta strona została zamknięta i będzie zamknięta po prostu. Myślę, że to jest ta odpowiedź jedyna, którą mogę w tej chwili udzielić. W raporcie rosyjskim są też inne szokujące ustalenia, których dotąd nie wyjaśniono, np. na stronie 149 raportu MAK poinformowano: Na miejscu zdarzenia lotniczego był odnaleziony certyfikat zdatności do lotu samolotu nr 101, którego ważność wygasła 20 maja 2009 r., a także aktualny certyfikat zdatności do lotu innego statku powietrznego (nr 102), który w momencie zdarzenia lotniczego [katastrofy w Smoleńsku –przyp. LP] przechodził kapitalny remont. Zaświadczenie o zdatności do lotu jest obowiązkowym dokumentem, który powinien znajdować się na pokładzie samolotu. Czy odnalezienie certyfikatu samolotu nr 102 oznaczać może, że nie był on w tym czasie w remoncie w Samarze, lecz… leżał w Smoleńsku? A może ktoś certyfikat sto dwójki wykradł z Samary i podrzucił na wrakowisko w Smoleńsku? Jeśli tak, to po co to zrobił, w jakim celu? Powyższe sformułowania w raporcie MAK brzmią jak publiczne postawienie pytania przez rosyjską komisję właścicielowi rosyjskich zakładów remontowych w Samarze. Pytanie, – dlaczego postawiono je publicznie, a nie wyjaśniono tego przed publikacją raportu?

– Dlaczego dzisiaj, kiedy świat zachodni toczy z Rosją wojnę informacyjną nie tylko w aspekcie Ukrainy, ale także Syrii, nie wykorzystuje się wiedzy na temat katastrofy w Smoleńsku w tej wojnie?

  • Mamy nawet sytuację odwrotną, Smoleńsk, zamiast stać się kartą przetargową w rozgrywce Zachodu z Rosją, stał się prawdziwym tematem tabu. Nie chodzi oczywiście o wydawanie komunikatów rządowych wyjaśniających wydarzenia z 10 kwietnia 2010 r. Mogą na przykład pojawić się tzw. przecieki do mediów.
  • Może jest zatem tak, że w przypadku smoleńskiej katastrofy prawda jest znacznie bardziej skomplikowana niż sądzimy? Dlaczego zachodni świat milczy w tej sprawie, choć wie z całą pewnością, co wówczas faktycznie się stało? Jakie siły na Zachodzie mają taką moc, aby tak skutecznie wymusić ponadpaństwową zmowę milczenia na ten temat?

– Jeżeli mówimy o milczeniu, które, jak Pan zaznaczył, jest równoznaczne z ukrywaniem prawdy, to co w takim razie stało się w Smoleńsku?

Nie ma możliwości, aby taki samolot, lecąc z tak małą prędkością, na tak małym pułapie, nie pikując w dół z dużej wysokości, mógł ulec tak olbrzymiemu rozdrobnieniu bez ingerencji człowieka…. wielu pasażerów samolotu powinno przeżyć jego upadek… jeżeli nie było wybuchu, to znaczy, że była to wyrafinowana inscenizacja wypadku…

 

– Co dokładnie stało się w Smoleńsku, nie wiem. Jednak każdy ze specjalistów od płatowców, z którymi rozmawiałem, twierdził, że nie ma możliwości, aby taki samolot, lecąc z tak małą prędkością, na tak małym pułapie, nie pikując w dół z dużej wysokości, mógł ulec tak olbrzymiemu rozdrobnieniu bez ingerencji człowieka. W ocenie tych osób wielu pasażerów samolotu powinno przeżyć jego upadek. Uznając ich racje, stajemy przed logiką zasadniczego wyboru: jeśli nie był to wypadek losowy, to musiał nastąpić wybuch, a jeżeli nie było wybuchu, to znaczy, że była to wyrafinowana inscenizacja wypadku. To z kolei stawia pytania o przebieg, finał tego lotu, los ludzi itp. Zajmując się katastrofą smoleńską od początku, będąc współautorem około 350 artykułów śledczych na ten temat, a także książki, nie potrafię przesądzić jednoznacznie, jaki był przebieg wypadków 10 kwietnia 2010 r., jednak wiedza, jaką mam, wskazuje, że nie był to wypadek losowy.

– Jeżeli rozważamy, że mógł to nie być wypadek losowy, trzeba zadać zasadnicze pytanie, kto miałby interes, by dokonać tak okrutnej eliminacji ludzi ze szczytu naszego państwa i to niemal przy otwartej kurtynie?

– Rzecz w tym, że ja nie widzę takich sił, które miałyby interes w tym, by likwidować prezydenta Kaczyńskiego czy inne osoby z jego delegacji i w dodatku zrobić to w tak okrutny sposób, na oczach całego świata, podejmując jednocześnie tak ogromne ryzyko, że to wszystko wcześniej czy później wyjdzie na jaw. Lech Kaczyński nie miał aż takiego wpływu na światową politykę, by jakieś siły chciały go z niej wyeliminować jako największe dla niej zagrożenie. Wystąpienie antyrosyjskie Lecha Kaczyńskiego na wiecu w Tbilisi 12 sierpnia 2008 r. nie mogło stać się tego powodem. Do takiej retoryki, jaką zaprezentował wówczas Kaczyński, światowe mocarstwa są przyzwyczajone. Zaś porozumienie z USA w sprawie rozmieszczenia w Polsce elementów amerykańskiej tarczy antyrakietowej, której Rosja była przeciwna, w sierpniu 2008 r. finalnie podpisał przecież już rząd Donalda Tuska.

– Jeżeli to był zamach i jeżeli przyjmiemy, że stała za nim Rosja i Putin, musiał zatem istnieć dla nich strategiczny polityczny cel, by wciągnąć w pułapkę i brutalnie zamordować na swoim terenie prezydenta RP i towarzyszącą mu delegację.

  • Taki zamach, gdyby został udowodniony, sprzymierzyłby całą opinię międzynarodową przeciw Rosji, ale i personalnie przeciw samemu Putinowi. Jeśli Rosja miałaby już wtedy w planie aneksję Krymu, wywołanie tak wrogiego wokół niej klimatu politycznego wydaje się politycznie irracjonalnym celem. A nawet jeśli przyjąć, że stała za tym Rosja i Putin, to bomba w polskim samolocie mogłaby przecież wybuchnąć wcześniej, np. podczas lotu Kaczyńskiego do Pragi lub w innym miejscu, a cel zostałby i tak osiągnięty, jednak wówczas podejrzenia zostałyby odsunięte od Putina. Taki plan można określić samobójczym, choć w polityce wszystko jest możliwe. W każdym razie nie ma w tym logiki, chyba że zamach ten byłby elementem rozgrywki pomiędzy GRU i FSB, do jakiej mogło dojść przed wyborami prezydenckimi w Rosji.
  • Zamach na terenie Rosji bez udziału rosyjskich służb miałby wątpliwe szanse powodzenia, a jeśliby nawet do niego doszło, Rosja natychmiast oddałaby Polsce wrak, czarne skrzynki i śledztwo, by odsunąć od siebie jakiekolwiek podejrzenia. Z kolei udział rosyjskich służb w zamachu na samolot z polskim prezydentem musiałby być „legitymizowany” przez jakiś ośrodek w Rosji, bo spec-służby nie działają przecież w zupełnym oderwaniu od rosyjskiego państwa. Określone służby w Rosji, co powszechnie wiadomo, są powiązane z różnymi ośrodkami władzy, nie tylko z obozem prezydenckim, premiera, ale też, co należy podkreślić, z posiadającymi ogromne wpływy oligarchami. Na pewno zamach mógłby mieć duży, kto wie czy nie decydujący, wpływ na wynik wyborów prezydenckich w Rosji w 2012 r., jeśli nie odrzucono by natychmiast hipotezy zamachu jako jednej z możliwych wersji.

– Jakie siły mogłyby spowodować międzynarodowy klincz i całkowite przemilczenie prawdy w tej sprawie?

– Według mnie określenie faktycznych sygnatariuszy tego przemilczenia jest punktem wyjścia tego co wydarzyło się 10 kwietnia 2010 r. Działa przecież globalny nasłuch elektroniczny Echelon, są satelity wywiadowcze, jest wreszcie Wikileaks. To świadczy jak bardzo silne musiałoby być przekonanie tych sygnatariuszy, że są w stanie wymusić tak szczelną zasłonę milczenia. Jeśli jakaś zmowa milczenia w tej sprawie byłaby możliwa, to tylko sił ponadpaństwowych, które usiłują wpływać na politykę rządów i narodów wszelkimi możliwymi sposobami, wymuszając na nich określone działania polityczne, także zbrojne, w kierunku pożądanym przez te siły. Zamachy na głowy państw, przewroty rewolucyjne jak najbardziej mieściłyby się w tych działaniach. Przyjmując taką hipotezę, trzeba mieć świadomość, że jest również wysoce prawdopodobne wykorzystanie przez te właśnie ponadpaństwowe siły ich związków z ludźmi określonych służb specjalnych, także w Rosji, oraz posłużenie się lokalnymi urzędnikami, również tymi w Polsce, do przeprowadzenia operacji zamachu na polskiego prezydenta. To oczywiście snucie trudnej do wyobrażenia dla przeciętnego śmiertelnika „spiskowej teorii”, i to w sytuacji, gdy władze PiS-u same zablokowały dostęp do wiedzy na temat katastrofy w Smoleńsku.

– Rozważając tą hipotezę, musimy zadać pytanie, jaki cel chciałyby osiągnąć służby, przeprowadzając zamach na polskiego prezydenta, który leciał do Katynia, aby tam, na miejscu uczcić pamięć polskich ofiar katyńskiej, która na opinię publiczną w Polsce oddziałuje przecież niezwykle silnie?

– Być może w grę wchodziła kalkulacja, że zamach taki wywołała nastroje antyrosyjskie w Polsce, ale to jakby efekt dodatkowy. Być może liczono na wywołanie w ten sposób określonych skutków międzynarodowych. Wówczas, jak pamiętamy, miała miejsce polityka tzw. resetu pomiędzy USA a Rosją. Prezydent Obama wycofał się z zamiaru budowy w Polsce tarczy antyrakietowej. W zamian Rosja poczyniła ustępstwa, ułatwiając zaopatrywanie wojsk USA i NATO w Afganistanie z baz na terenie republik poradzieckich oraz odstąpiła od dostawy systemów antyrakietowych do Iranu, co dla USA miało ważne znaczenie w kontekście rozbudowy programu nuklearnego Iranu. Ten plan administracji Obamy mógł się nie podobać, z przyczyn zarówno światopoglądowych, jak i z powodu nakręcania intratnej dla tych sił ponadpaństwowych spirali zbrojeniowej, obliczonej na zaostrzenie sytuacji na Bliskim Wschodzie. Zamach na terytorium Rosji, w oczywisty sposób dowodzący nie tylko antydemokratycznego nastawienia, ale wręcz „zdziczenia”, mógł spowodować wycofanie się już wówczas z polityki resetu i zmiany polityczne w Rosji i USA. Rosja jednak „zaanektowała” śledztwo, czarne skrzynki, wrak, od razu przyjęto wersję wypadku losowego i winy polskich pilotów, mimo ewidentnych wskazań, że mogło to być celowe działanie. Nawet późniejszy zastanawiający „przeciek” o trotylu i jego nagłośnienie nie zdołało zmienić przyjętej przez Putina narracji wypadkowej. To uniemożliwiło oficjalne oskarżenie Rosji o udział w zamachu. Reset trwał nadal. Skończył się dopiero wówczas, gdy Putin stanął po stronie prezydenta Syrii Assada i gdy nie udał się inspirowany przez ww siły przewrót rewolucyjny na Majdanie, gdyż Putin zajął Krym.

– Fakt, że po tych zdarzeniach nie wykorzystano argumentu Smoleńska przeciw Rosji, nie wyciągnięto na światło dziennie dowodów winy, wskazuje, że może istnieć jakieś „podwójne dno” tajemnicy smoleńskiej.

  • Jest to wręcz symptomatyczne. Wrak i czarne skrzynki polskiego samolotu, które mogłyby pomóc w rozwikłaniu zagadki czy i kto w Rosji mógł za tym stać są do dziś przetrzymywane przez Putina (pomijam tu inne dowody, dostępne tylko dla spec służb, nie tylko Rosji, czyli zapis nasłuchu, monitoringu, wiedzę z satelitów wywiadowczych). Przetrzymywanie ich siłą rzeczy obciąża Putina i stawia otwarte pytanie, jaki naprawdę jest tego powód. Może jest to „as w talii” przed wyborami prezydenckimi w Rosji w 2018r.?
  • Dopóki tego nie poznamy, dopuszczalne są różne scenariusze. Ujawnienie z kolei wiedzy tajnej spec służb mogłoby obciążyć te siły ponadpaństwowe, które stoją za zmową milczenia. Mamy więc hipotetyczną sytuację, w której wszyscy, ukrywający mroczną prawdę o Smoleńsku mogli stać się zakładnikami niepisanej zmowy milczenia, każdy z innych powodów. Być może właśnie dlatego dotąd nie poznaliśmy prawdy o tym co wydarzyło się 10 kwietnia 2010 r. w Smoleńsku.

 

Za: Strona prof. Mirosława Dakowskiego (07.04.2017) – – [Org. tytuł: «”Podwójne dno” tajemnicy smoleńskiej. »]

WIOSNA NA CMENTARZU

Wiosna na cmentarzu
Kpi sobie, przedrzeźnia się z nami,
Budzi do życia, pięknieje,
Kiedy my w zamyśleniu, zadumaniu,
Ze ściśniętym sercem
Stąpamy po alejkach,
Wśród grobów naszych bliskich,
Którzy spoczęli tu na wieki.
Prawo natury, życia i śmierci,
Które pozostawia nam
Tylko pamięć i wspomnienie,
I groźne memento mori…
Dwa światy, a my w środku bytu,
Życia i śmierci, powolnego odchodzenia,
Wiosna, kwiaty i radosne śpiewy ptaków,
Kamienne płyty grobowców,
Na których kwiaty próbują nam przypomnieć
Że życie toczy się nadal, dla nas,
Ale już nie naszych bliskich.
Stąd nie można uciec,
Można tylko schować się pod kamienną płytą,
I tylko wiosna pamięta
Przychodząc sama, aby rozweselić
Ten ponury grobowy sen.
Sen zmarłych trwa wiecznie,
A my w tym czasie -
Tymczasem chcemy się cieszyć,
Naturalnym życiem, zawsze za krótkim,
Według odwiecznego rytmu natury,
Który pomaga nam zrozumieć
Istotę, życia i śmierci,
Bycia i odchodzenia na wieki
W zimie, w lecie, na jesieni,
I wiosennym rozkwicie do życia
TU – dla życia – TAM.
Marian Retelski
Warszawa,kwiecień 2017

O języku łacińskim w liturgii katolickiej – elementarne wskazania

Kościół, w dokumentach Soboru Watykańskiego II i w Kodeksie Prawa Kanonicznego, jasno wyraził się na temat stosowania języka łacińskiego, który powinien zostać zachowany jako zwyczajny język obrzędów liturgii łacińskiej. Kilka fragmentów niechaj posłuży nam za elementarz w przybliżeniu się do tej ważnej problematyki. Podkreślenia moje – dla zwrócenia uwagi na pewne partie tekstu.
Codex Iuris Canonici – Kodeks Prawa Kanonicznego (1983):

Kan. 928 – Eucharystię należy sprawować w języku łacińskim lub w innym języku, byleby teksty liturgiczne zostały zgodnie z prawem zatwierdzone.
Sacrosanctum Concilium – Konstytucja o liturgii świętej:

KL 36.

§1. W obrzędach łacińskich zachowuje się używanie języka łacińskiego, poza wyjątkami określonymi przez prawo szczegółowe.

§2. Ponieważ jednak i we Mszy świętej, i przy sprawowaniu sakramentów, i w innych częściach liturgii użycie języka ojczystego nierzadko może być bardzo pożyteczne dla wiernych, można mu przyznać więcej miejsca, zwłaszcza w czytaniach i pouczeniach, w niektórych modlitwach i śpiewach, stosownie do zasad, które w tej dziedzinie ustala się szczegółowo w następnych rozdziałach.

KL 54. Zgodnie z art. 36 niniejszej Konstytucji można pozwolić we Mszach odprawianych z udziałem wiernych na stosowanie języka ojczystego w odpowiednim zakresie, zwłaszcza w czytaniach i „modlitwie powszechnej”, oraz jeżeli warunki miejscowe tego wymagają, w tych także częściach, które należą do wiernych.

Należy jednak dbać o to, aby wierni umieli wspólnie odmawiać lub śpiewać stałe teksty mszalne, dla nich przeznaczone, także w języku łacińskim.
 

KL 116. Śpiew gregoriański Kościół uznaje za własny śpiew liturgii rzymskiej. Dlatego w czynnościach liturgicznych powinien on zajmować pierwsze miejsce wśród innych równorzędnych rodzajów śpiewu.

Nie wyklucza się ze służby Bożej innych rodzajów muzyki kościelnej, zwłaszcza polifonii, byleby odpowiadały duchowi czynności liturgicznej, zgodnie z art. 30.

* * *

„Różaniec będzie potężną bronią przeciwko piekłu;
zniszczy występek i rozgromi herezje”
(Obietnice różańcowe, które otrzymał od Niepokalanej Matki bł. Alan de Rupe).

Ks. Jacek Bałemba SDB

 

Hańba Smoleńska

Już VI lat przyszło nam żyć z myślą, że może uda się wyjaśnić przebieg tej straszliwej zbrodni, którą dla celów, jakie tej tragedii  stawiano, umiejscowiono na lotnisku w Smoleńsku.

Próbował zmierzyć się z tym problemem Zespół Parlamentarny, pod przewodnictwem obecnego Ministra Obrony Narodowej, Pana Antoniego Macierewicza, który pewnie nie zdaje sobie sprawy, że zmałpowany po czasach PRL-u tytuł – narodowej- zobowiązuje do czegoś więcej, niż zapraszanie obcych wojsk na terytorium Polski. Już to wielokrotnie przerabialiśmy, z wiadomym skutkiem. Zespół ten, chyba nieprzypadkowo, nie otrzymał odpowiednich uprawnień śledczych, a więc marnował czas i bałamucił propagandowo Polaków, udając, że coś bada i wyjaśnia.Efekty tego są raczej mizerne, żeby nie powiedzieć  żadne. Zaświtała jednak  nadzieja na „zmianę” tej sytuacji, kiedy znękany Naród, oddał władzę większościową  w ręce PiS – u, który obiecywał, na comiesięcznych manifestacjach, że tę zbrodnię, zwaną wcześniej katastrofą, następnie po kilkuletnim namyśle, zamachem,ale nadal koniecznie „Smoleńskim”. J.Kaczyński, używał  określenia, że prawda może, czy jest, porażająca. Ale jaka to prawda, Panie Prezesie? Czy my nie powinniśmy jej znać, a choćby rodziny zamordowanych?

Minęły miesiące, kiedy wiarygodność i uczciwość PiS-u została  poddana próbie, bo przecież powołanie jakiejś „podkomisji” nie spełnia tego zadania, jakie choćby mogłaby spełnić komisja parlamentarna, ze wszystkimi uprawnieniami procesowymi. Co stoi temu na przeszkodzie- nie wiadomo, kogo teraz o to pytać, kiedy nikt nie myśli poważnie o wyjaśnieniu tej tragedii i ukaraniu winnych.

Znów przetoczą się przez Polskę rocznicowe obchody, msze,marsze, i inne uroczystości ponownie zniewolonego Narodu, któremu tą zbrodnią wypowiedziano wojnę.Pozostaje pytanie – kto? Widać, że jeszcze na odpowiedź  przyjdzie nam długo czekać, niestety.A kiedy się już pojawi,  będzie  dla nas za późno, i pewnie właśnie o to chodzi.

Wydawać by się mogło, ze sprawa jest dziecinnie prosta, wystarczy uważnie przyjrzeć się jednemu z wielu zdjęć. Widać wyraźnie, że jest to tylny statecznik, uprzednio rozczłonkowany i rzucony z góry w krzaki.Przy odrobinie wyobraźni można założyć, zdaniem inscenizatorów, że ten ciężki kawałek metalu pędził z prędkością ponad 200 km/godz, upadł w krzaki /nie uszkadzając żadnego/i jeszcze zdążył, tak jak wiele innych elementów samolotu,

pokropić się dość równomiernie błotem. To dopiero trzeba być naiwnym, żeby tak niechlujnie wykonaną inscenizację uznać za zdarzenie realne. To właśnie jest hańba, że dajemy sobie wmówić coś, czego tam nie było, i powtarzanie tego choćby tysiące razy, nic tu nie zmieni, obraz nie kłamie, w odróżnieniu od wszystkich komisji i ekspertów.

Pozostaje nam jedynie modlić się za dusze pomordowanych, i prosić Boga, aby był dla nas miłosierny i oszczędził nam takich tragedii, a naszym wrogom, dzieciom szatana, pokrzyżował  zbrodnicze plany.

 

aa

Wielkanoc 2016

My – Chrześcijanie !

Nic  nam  się nie stanie,

Choćby  do naszego domu

Jutro  zajrzał   wróg.

My się go nie boimy !

Kiedy staniemy w prawdzie -

Wierząc w Zmartwychwstałego,

Który otworzył nam drogę

Do zbawienia wiecznego…

Wielka jest nasza siła !

Bo On czuwa nad nami,

Kiedy szatan idzie z dobytymi mieczami

Oczekując naszej krwawej ofiary.

Staniemy do boju !

I opłuczemy krwią nasze szaty

Niosąc chrześcijańskie sztandary

A na nich miłość i dobroć,

Która nie zna miary.

Tak nas nauczał Jezus !

Dzisiaj Zmartwychwstały,

By zło dobrem zwyciężać

Dla Jego boskiej chwały.

Prawda to przedwieczna

Bez początku i końca,

Prawda nieskończona

Na życie wieczne zmieniona…

Alleluja,  Alleluja, Alleluja !

 

Marian  Retelski  – NY 2016

Zamach na wolność w Irlandii: katolickie szkoły zmuszone do zatrudniania homoseksualistów

Zamach na wolność w Irlandii: katolickie szkoły zmuszone do zatrudniania homoseksualistów

fot.REUTERS / FORUM

Irlandia sama tego chciała – po tym, jak katolicy w tym kraju dali się przegłosować w haniebnym referendum legalizującym tzw. małżeństwa homoseksualne, lawina ruszyła. Tym razem parlament zdecydował, że nie wolno nie zatrudnić homoseksualisty, nawet jeśli prywatnemu pracodawcy przeszkadza jego styl życia. Dotyczy to również Kościoła i prowadzonych przez Kościół placówek edukacyjnych.

 

Czy wyobrażają sobie Państwo zadeklarowanego homoseksualistę, żyjącego w związku z innym mężczyzną, pracującego w szkole zarządzanej przez zakonnice i uczącego dzieci, dajmy na to, rytmiki? W Irlandii jest to już możliwe! Co więcej, zakazane jest odrzucenie aplikacji o pracę z powodu homoseksualizmu.

 

Skąd taki pomysł irlandzkiego rządu? To prosta konsekwencja rozszerzenia przepisu dotyczącego równości płci, który – w zamierzeniu irlandzkich parlamentarzystów – ma zapobiec „dyskryminacji ludzi LGBTQ w instytucjach zakonnych”.

 

Grupy promujące homoseksualizm oraz media poprawne politycznie natychmiast przyjęły nowe przepisy z ogromnym entuzjazmem. Nowe prawo, zgodnie z oczekiwaniami homolobby, wywiera presję na instytucje zakonne, tak by – jak to określiła homoseksualna nowomowa – osoby pracujące w katolickich szkołach mogły bez problemów „ujawniać się” i „zakładać rodziny” bez obaw o ewentualne zwolnienie z pracy. Taką wypowiedzią błysnął lider irlandzkich aktywistów, Sander Irwin-Gowran.

 

Szkoły zamierzają jednak zaskarżyć ustawę, gdyż uważają iż jest ona niekonstytucyjna – łamie bowiem ich etykę, wartości, tożsamość i wiarę. Powołują się na artykuł 44.2.1 Konstytucji Irlandii, stanowiący iż „każdemu obywatelowi gwarantuje się wolność sumienia, swobodę wyznania i swobodę praktyk religijnych, z uwzględnieniem zasad porządku publicznego i moralności”.

 

Komentatorzy podkreślają, że Irlandczycy sami są sobie winni, gdyż w maju ponad połowa głosujących opowiedziała się za legalizacją tzw. małżeństw homoseksualnych. Profesor Roberto de Mattei nazwał to wielkim aktem apostazji narodu irlandzkiego, któremu współwinny jest Kościół. „Milczeli nie tylko irlandzcy biskupi, ale także Watykan. Zupełnie zapomniano, że przecież kiedyś przyjdzie czas aby odpowiedzieć przed Bogiem za zezwolenie na apostazję tego narodu” – pisał ten znany katolicki publicysta.

 

 

 

 

Źródło: nocristianofobia.org

malk

 

Boże Narodzenie 2015

Znalezione obrazy dla zapytania boże narodzenieLulaj że Jezuniu, lulaj że lulaj, a Ty go matulu z płaczu utulaj…

Tulimy się do Ciebie, miłujemy, jesteśmy spragnieni – jak wędrowcy na pustyni – którym tylko Ty możesz  wskazać drogę, drogę prawdy objawionej.

Czekamy na Ciebie, z tęsknotą wielką, bo chcemy Cię oglądać, w chwale Boga naszego, w Trójcy świętej jedynego, po wszystkie wieki wieków.

Wszystkim, którzy odwiedzają tę stronę, życzę wielu łask, szczęśliwych,  radosnych Świąt i szczęśliwego  Nowego 2016  Roku !!!

Szczęść Boże – Marian 44

Hełm, tarcza, pancerz i miecz – Ewa Polak-Pałkiewicz

Nienazwana krucjata, czyli obrońcy cywilizacji

Obrońcy cywilizacji szli ulicami Warszawy 13 grudnia 2015 roku nieuzbrojeni. Powiewały chorągwie, wzbijały się słowa pieśni, huczał wiatr, twarze były radosne. Tak, to było wojsko.
Polacy prowadzą bowiem, pod wodzą swoich przywódców – już od 2010 roku – krucjatę. Nienazwaną, nie ogłoszoną. Wyszydzaną i opluwaną przez rodzimych zdrajców i zniesławianą zagranicą. Kto ma dobrą wolę, widzi to. Widzi też jak zaciekle bronią się przed tym zwycięskim pochodem wrogowie.

Rozpoczęła się ona bez formalnego wypowiedzenia wojny przeciwnikom chrześcijaństwa, ale jednak uroczyście, w świetle jupiterów i w błysku fleszów, pod krzyżem ustawionym przez ludzi na Krakowskim Przedmieściu, w kwietniu, prawie sześć lat temu.

Jeśli ktoś tego nie rozumie, to albo nie chce, albo ma myśli zbyt pomieszane w głowie – własnymi zniewoleniami, albo ambicjami, które nie są zdrowe.

Jeśli można by scharakteryzować Jarosława Kaczyńskiego jednym słowem, to należało by powiedzieć, że oprócz bezspornego charyzmatu przywódcy jest w nim coś wybitnie żołnierskiego. Jego niesamowita samodyscyplina, opanowanie, powściągliwość w języku przywołują obraz dobrze wyszkolonego żołnierza do działań specjalnych, nadzwyczajnych misji, albo średniowiecznego rycerza. A jego brat? – on także czynił swoją powinność wykazując hart ducha i przytomność umysłu, jak przystało żołnierzowi.

„… Żołnierz godzi się umrzeć za Państwo. W dawnych czasach wyruszał do boju wspaniale odziany, jakby przeznaczony był na ofiarę. Otaczająca go aura czyniła zeń postać kultową…” (Dom Gérard Calvet, Jutro chrześcijaństwa ). Lecz gdzie podział się rynsztunek? Co jest nim dziś? Co jest tarczą, pancerzem, hełmem i mieczem?

Św. Ludwik IX, król Francji, krzyżowiec

Św. Ludwik IX, król Francji, krzyżowiec

Tuż po 10 kwietnia 2010 roku to wszystko stało się jasne dla uważnych oczu. Błysk fleszy tylko jeszcze bardziej uwydatniał prawdziwe oblicze wydarzeń. „Chciałbym, żeby to  j e g o  brat, Jarosław dokończył tę Pieśń o małym Rycerzu”, powiedział w dzień po tragicznej śmierci Prezydenta kierowca tira z Małopolski, ktoś tę wypowiedź zapamiętał. I jest w ludziach jakaś dziwna pewność, że ta Pieśń, przywoływana w marzeniach, która  m u s i  być przekazywana dalej, następnym Polakom, jak średniowieczne pieśni o czynach bohaterskich rozbrzmiewające po górskich drogach i na placach, w miastach warownych okolonych wysmukłymi wieżycami i na dziedzińcach, zostanie ukończona. A zwykli ludzie, którzy chcą jej słuchać i przekazywać innym, jakkolwiek wyśmiewanoby ich za to i obrzucano błotem, to „prawdziwi żołnierze, którzy wiedzą, czym jest posłuszeństwo i którzy gotowi do wszelkich poświęceń, czekają na rozkaz swego Generała”. Patetyczne? A jednak prawdziwe.

Tamto pełne napięcia oczekiwanie powraca dziś z jeszcze większą mocą – śmierć Prezydenta i śmierć prawie stu towarzyszy jego podróży na groby bohaterów, musi być wyjaśniona i uczczona tak jak na to zasługuje. Chrześcijaństwo znów musi stać się „zbrojne”, choć inna już jest to broń, by ocalone zostały prawda, sprawiedliwość i prawo, fundamenty naszej cywilizacji.

Nazwano to obroną konieczną

„Wzruszający jest widok fortyfikacji okalających niektóre zabytki, skromne wiejskie kościoły: wieża strażnicza górująca nad sanktuarium to najbardziej wymowna lekcja realizmu politycznego… >Blanki wieńczące mury obronne nie zostały tam umieszczone dla dekoracji<…. Współcześni na własnej skórze uczą się na nowo tego z pozoru surowego prawa, nazywając je obroną konieczną”.

Komuniści nie znosili krucjat i wyszydzali je. Słowo krucjata zawsze wymawiane jest z pogardą i złośliwym uśmieszkiem w poprawno-politycznych komentarzach. „Krucjata” to nieomal synonim szyderstwa. Krucjatami straszono, w czasach PRL; w płaszczach rycerzy krzyżowych satyrycy zatrudniani przez propagandę sowiecką przedstawiali zarówno Konrada Adenauera jak i Ronalda Reagana. Mieli być w nich śmieszni, groteskowi i straszni.

Herman Stilke - Zwycięstwo Joanny d`Arc

Herman Stilke – Zwycięstwo Joanny d`Arc

(Język wojskowy dziś jest często w użyciu w komentarzach na temat poczynań ludzi Prawa i Sprawiedliwości:„PiS zdobywa kolejny bastion”, „PiS szykuje się, by objąć przyczółki…”, „przystępuje do szturmu…”).

Idący w Marszu Wolności i Solidarności 13 grudnia Polacy – ludzie z całej Polski i z zagranicy – zwracali się w pieśniach do Boga. Była Rota, O Boże, któryś jest na niebie…, Pieśń Konfederatów. Powiewała wśród biało-czerwonych flag ogromna chorągiew z obrazem Chrystusa Króla.

Krucjata? Tak, bowiem obrona prawdy o Smoleńsku nie jest zadaniem tylko prawniczym, czynem moralnym, upominaniem się o ludzką sprawiedliwość. Tu nie tylko o godność państwa i jego przywódców chodzi. To dzieło duchowe narodu.

Tak jak obrona najsłabszych w państwie nie jest „zamachem na demokrację”, ale dziełem miłosierdzia chrześcijańskiego. To nie demokracja jednak – ta prawidłowo pojmowana – zrodziła motywację do tej obrony, lecz zasady chrześcijańskie. Potrzebny jest powrót do tych utraconych słów, by zasady te zostały przypomniane. Demokracja jest w tym wypadku tylko narzędziem. Trzeba dobrze rozumieć, o co i przeciwko komu toczona jest walka, by walka mogła być wygrana.

Co znaczy mieć prawdziwego przywódcę, jaki to skarb, wiedzieli i wiedzą wszyscy, którzy towarzyszą ludziom z Prawa i Sprawiedliwości, współpracują z nimi, ochraniają ich oraz wspierają ich oręż: wolne media. Uczciwi, ideowi, odważni przywódcy – to bardzo rzadki dziś dar od Boga – ludzie, którym można ufać, których kompetencje i moralna postawa mogą być wzorem dla innych. Duchowni, którzy pozwalają sobie na publiczne podważanie ich autorytetu wykazują się, mówiąc bardzo oględnie, nieroztropnością.

Obrona terytorium państwa to także obowiązek chrześcijański. Tak jak obrona jego suwerennych praw i legalnych władz. Nasi przywódcy polityczni, ludzie Prawa i Sprawiedliwości nie są sługami ideologii, lecz tymi, którzy wzięli na siebie ciężar odpowiedzialności politycznej za tę całość.

Bitwa pod Wiedniem

Bitwa pod Wiedniem

Dobro wspólne stanowi zawsze coś nadrzędnego wobec zsumowanych dóbr jednostkowych; to dobro wspólne tworzą wszystkie te dobra, wraz z porządkiem, który ustanawia ich hierarchię. W czasach, gdy podważaniem autorytetu osób ważnych dla państwa zajmują się całe uczelnie i instytuty naukowe, gdy wymyślono technologię „naukowego” zniesławiania i poniżania ludzi niewygodnych politycznie, a demokracja jest zarówno straszakiem jak wytrychem, warto zacytować zdanie Luisa Jugneta, francuskiego katolickiego filozofa, który doradzał, by w obliczu zagrożenia dobra wspólnego nie wahać się i „w miarę możliwości złamać wszelki opór nie naruszając godności człowieka, bez zbędnych ceregieli. Stanowcze działanie jest okupione jakimś minimum uprawnionej przemocy”. Albowiem „absurdem byłoby głoszenie metafizyki i moralności’, dodaje dom Calvet, „na których opiera się godność człowieka i zarazem przyzwolenie, aby prawa cywilne w praktyce niszczyły to, co Kościół buduje poprzez swoje nauczanie”. Marszałek Piłsudski , którego wciąż oskarża się, że był ateistą i przeciwnikiem Kościoła, potrafił docenić to minimum, niezbędne dla zaprowadzenia porządku w państwie, rozkładanym przez anarchistyczną histerię i intrygi polityczne, w maju 1926 roku.

Najważniejsze jest dziś przekonanie Polaków, że dzierżący władzę widzą tę „większą sprawę”, która przyświeca dziejom państwa i czują solidarność z ich poczynaniami tych ludzkich rzesz, których reprezentanci wyruszyli w Polsce wielkim pochodem 13 grudnia tego roku. Wspólnota Polaków nie jest wtedy jakąś abstrakcją, oparta jest na zaufaniu, które potrafią okazać sobie nawzajem obywatele i szefowie państwa. Dawno już nie było takiej wspólnoty, jaka tworzy się u nas dziś. Bo nie było jednoczącego Polaków celu.

„Przypisujemy tak wielką wartość narodzinom i trwaniu społeczeństwa chrześcijańskiego, gdyż w swoim łonie zawiera ono nie tylko te dobra, które przynoszą ludzkości zaszczyt, lecz również – i przede wszystkim – skarbnice łask zgromadzonych dzięki ludzkiej cierpliwości przez wieki: mądrość instytucji, światło obyczajów, zasad i tradycji. Wspólnie tworzą one dziedzictwo utkane z pamięci historycznej, zabytków kultury, przykładu bohaterów i świętych. Jakże więc można twierdzić, że nie istnieje konieczność ochrony, czasem nawet zbrojnej, doczesnych losów narodu czy Chrześcijaństwa?

I czyż trudno zauważyć zawziętość, z jaką piekło chce zniszczyć, od wewnątrz i od zewnątrz, to, co jest nośnikiem owych wzniosłych wartości, a co nazywamy cywilizacją chrześcijańską?”, pyta francuski benedyktyn.

Jan Matejko - Batory pod Pskowem

Jan Matejko – Batory pod Pskowem

„Ta nieszczęsna polityka, prawdziwe skaranie boskie”

Żeby ta obrona była skuteczna i trwała, człowiek, który walczy potrzebuje nie tylko celu, także potrzebuje tego, co określa się mianem cnoty. Bez cnót jesteśmy tylko graczami, nierzadko bardzo zręcznymi, albo nadętymi własną wielkością, odrealnionymi pajacami (jak pewien wysoki pan skaczący na chodniku w ramach demonstracji politycznej przeciw obecnym władzom). A my, chrześcijanie mamy być wojownikami. Zapomina się o tym w samym Kościele. Nikt już nie wspomina, że Kościół – a więc wszyscy wierzący – tu, na ziemi, ma być Kościołem wojującym (w epoce dialogu zamieniono go na Kościół pielgrzymujący).

Co znaczy być oderwanym od rzeczywistości pokazali tego samego dnia, 13 grudnia wieczorem, podczas spotkania w Warszawie, w siedzibie NOT na Czackiego, z okazji wydania książki „Konfidenci. Archiwa ujawniają prawdę”, dwaj panowie reprezentujący układ dawnej władzy, władzy Unii Wolności, potem PO: Marcin Święcicki, syn wymienionego w książce jako konfident Andrzeja Święcickiego, szefa warszawskiego KIK-u oraz poseł i senator Unii Wolności Andrzej Wielowieyski, jeden z szefów tego klubu. Obaj w namiętnych – i pełnych zarazem srogiej boleści – słowach, próbowali robić z siebie ofiary niesprawiedliwości historyków, którzy zajrzeli do tajnych akt i rzucili cień na warszawski KIK. Przypominali zasługi, „nieposzlakowaną opinię”, ciężkie czasy komunistyczne, walkę o przetrwanie, wspieranie opozycji. Ludzie tego pokroju, poseł PO Marcin Święcicki, Andrzej Wielowieyski, są jak poseł Petru i inne gwiazdy telewizji – ludzie o złamanej duszy, którzy już nie potrafią rozpoznać rzeczywistości i nawiązać z nią kontaktu. Rzeczywistość to dla nich szczelnie odizolowany od prostackich tłumów gmach telewizji, idealnie wyciszone studio telewizyjne, pełne uniżenia spojrzenia tych, którzy wiedzą, że tym personom należą się specjalne hołdy i specjalne względy. I strach, paniczny strach przed opinią publiczną, żeby przepadkiem nie zechciała zajrzeć za tę kurtynę, dowiedzieć się prawdy, zedrzeć maski.

Nie przypadkiem te przymilne głosy dwójki polemistów podczas promocji „Konfidentów”– żeby tylko uznać ich racje, nie odwracać się od nich plecami – pochodziły od „katolików postępowych”, modernistycznych, samej awangardy postępu, którzy wyrządzili tyle szkody polskim katolikom, bo korzystając z uprzywilejowanego miejsca, jakie zapewnił im system peerelowski, przyjęli i propagowali, zamiast zasad katolickich sprzeczne zasady, mylne pojęcia i próbowali narzucać ten fałsz innym wierzącym Polakom, za rozkazem i cichą protekcją PZPR.

Dziś te sprzeczne zasady próbuje się raz jeszcze, niemal siłą wtłoczyć do głowy widzom i słuchaczom tych zawłaszczonych mediów, które pozostają w rękach ludzi dawnej władzy. Stąd te uroczyste potępieńcze słowa z ust autorytetów sądownictwa, te nagłe wystąpienia grup prawników, te grzmiące uchwały Rad Wydziałów, które odcinają się od Prezydenta państwa, po to, by go napiętnować i publicznie upokorzyć, bo Andrzej Duda jest wybitnym politykiem, doskonałym prawnikiem, patriotą i katolikiem. Właśnie ten zestaw jest taką obrazą, okazuje się absolutnie nie do przyjęcia! Oni wszyscy uderzają w ten sam ton: Polska, w ich głębokim przekonaniu, musi pozostać państwem bezprawia. A to znaczy także – państwem, które szydzi z chrześcijaństwa, które śmieje się z Ewangelii. Ma być państwem ateistycznym, co w języku nowomowy znaczy: neutralnym światopoglądowo.

Bitwa pod Wiedniem

Bitwa pod Wiedniem

„Tym, co rujnuje wasz kraj i nie pozwala mu zasłużyć na Boże błogosławieństwo – powiedział kiedyś Pius IX pod adresem gwałtownie liberalizującej się Francji – jest mieszanina sprzecznych zasad. (…) największe moje obawy budzi ta nieszczęsna polityka, ten katolicki liberalizm, prawdziwe skaranie boskie” Było to w 1871 r. Ale w Polsce, lat 60., 70., 80. i 90. już takich słów nikt nie słyszał. Nie było odważnych, by je wypowiedzieli z katedr, choć powinny były tam paść. Byłoby to uznane za ultramontanizm, za jakieś nieszczęśliwe podpieranie się Tradycją, która przecież już straciła cały swój urok, całą swoją niegdysiejszą siłę – jak bezapelacyjnie orzekły autorytety moralne, w rodzaju pana Wielowieyskiego, Mazowieckiego, Turowicza, a także księży Tischnera, Bonieckiego, wyręczając komunistów. Zrobiły za nich całą tę brudną robotę przebudowania myślenia katolików.

Papież (Pius IX) piętnuje fakt, dodaje dom Calvet, że liberalni katolicy „nie chcąc wesprzeć silnej instytucji politycznej, której Kościół potrzebował w celu obrony przed zarówno zewnętrznym, jak i wewnętrznym nieprzyjacielem – zarazem naiwnie żądali >wolności dla wszystkich<, zatem również dla wrogów Pana Boga…”

Ten jawny absurd obserwujemy w Polsce od lat – właśnie od chwili, gdy jeszcze w latach 60. ub. wieku liberalni katolicy, m.in. z Klubów Inteligencji Katolickiej, rozpoczęli flirt z marksizmem, na wszystkie możliwe sposoby usprawiedliwiając i wybielając socjalizm, podkopując autorytet Prymasa, rozsiewając ideologię neomarksistowską – m.in. reklamując dzisiejszego idola neomarksistów Don Heldera Camarę – a począwszy od stanu wojennego (apogeum przypadło na rok 1989) coraz jawniej fraternizując się z ludźmi aparatu partyjnego, pod duchowym patronatem Adama Michnika.

Cywilizacja słowa, przysięgi i wierności

Jeżeli podstawową nienaruszalną wartością jest subiektywna wolność jednostki, wówczas zdławione zostaje samo pragnienie osiągnięcia Najwyższego Dobra. Kościół to wiedział i zawsze (do Soboru) nauczał w tym duchu. „W średniowieczu metafizyka opierała się na pojęciu bytu, a etyka – na pojęciu Najwyższego Dobra. Dla człowieka jako bytu stworzonego wolność jest równoznaczna z dążeniem do ostatecznego celu: tym bardziej jesteśmy wolni, im ściślej jesteśmy związani z Najwyższym Dobrem. Oto fundament cywilizacji słowa, przysięgi i wierności”. Dopiero wtedy, gdy uzna się ten fundament można stwierdzić, że krucjaty są dziełami miłości i wyzwolenia. Jeśli jednak ten fundament zastąpi się subiektywną wolnością jednostki „skompromitowana zostaje także misja [tak samo jak krucjata – EPP], a nauczanie zastępuje znany nam >dialog<”.

Żeby tworzyć chrześcijańskie społeczeństwo, które rezygnuje z dialogu ze złem w imię obrony prawdy i życia prawdą, w imię sprawiedliwości i prawa, potrzebna jest odwaga, cierpliwość, honor, także gotowość do poświęceń – wszystkich, ale przede wszystkim jego przywódców. Wszystko wskazuje na to, że takie cnoty posiadają dziś przywódcy polityczni naszego państwa, z panem Prezydentem, rządem i większością sejmową i senacką. Doczekaliśmy się jako naród takich przywódców i to jest wielka łaska.

Mjr. Marian Bernaciak, ps. "Orlik" (1917-1946), Żołnierz Wyklęty

Mjr. Marian Bernaciak, ps. „Orlik” (1917-1946), Żołnierz Wyklęty

Jaki natomiast stan ducha wyraża postawa tych, którzy próbują z całej siły przeszkodzić naszym przywódcom w realizacji ich misji odbudowy państwa na fundamencie zasad? Potworny strach. „Strach przed opinią publiczną, przed dezaprobatą, przed samotnością”. Widać to w chorobliwym trzymaniu się studia telewizyjnego przez polityków opozycji, jakby tylko tam znajdował się ten właściwy grunt pod nogami. Widać to było też podczas spotkania w siedzibie NOT, gdy prominenci warszawskiego KIK-u, potem Unii Wolności, PO usiłowali wywrzeć na zgromadzonych na sali wrażenie – odgrywając istną komedię – że oto stała im się wielka krzywda. Tak wyglądają ludzie hołubieni przez lata przez organ A. Michnika, którzy wskutek nieustannego wywyższania się nad innymi sadzą, że są kimś w rodzaju nadczłowieka i jeśli wreszcie ktoś nazwie po imieniu ich czyny uznają to – w najlepszym wypadku – za jakieś tragiczne nieporozumienie i nie widząc jak się kompromitują, będą ze wszystkich sił dementować i protestować.

Piotr Woyciechowski, jeden z autorów książki „Konfidenci” nazwał tę sprawę jednoznacznie: „Wy potraficie tylko gardłować na takich spotkaniach, a przez 23 lata nie zrobiliście nic, by się oczyścić z zarzutów, dotrzeć do akt IPN, wyjaśnić w sądzie, kiedy był na to czas”. Przypomniał też prezesowi warszawskiego KIK, że został za swoją jednoznacznie antykomunistyczną postawę – wraz ze swoją matką – zmuszony do odejścia z KIKu, którego był jako młody chłopak aktywnym działaczem, wtedy, gdy brał za rzeczywistość katolickie hasła.

Szczęście posiadania dowódców

„Wymownym jest fakt, że idea Chrześcijaństwa niejako automatycznie kojarzy się z obrazem rycerza w zbroi. Obraz to zarazem szlachetny i niedoskonały, wszelako usprawiedliwiony stanem rzeczy: cała historia Chrześcijaństwa pełna jest najazdów i bitew, maszerujących wojsk, oblężeń, wypraw krzyżowych. (…) Dawny kronikarz: >Powiadam wam, że rynsztunek jest rzeczą tak szlachetną, że kiedy tylko rycerz założy szyszak, sam staje się tak szlachetny, iż jest godzien porównania go z królem< (Jean de Bueil)”.

„Bez Joanny d`Arc Francja stałaby się, jak Indie, angielską kolonią”. Bez Józefa Piłsudskiego bylibyśmy częścią obcego terytorium. Kim są ci ludzie, którzy dziś prowadzą Polaków? Z kim mamy do czynienia? Niewątpliwie są to ludzie, którzy nie są w stanie iść na kompromis ze złem. Nie robią tego nie tylko dlatego, że są dobrymi politykami, mądrymi graczami, którzy wiedzą, że nie każdy kompromis się „opłaca”, albo dlatego, że walka jest ich namiętnością, męską pasją, ale dlatego, że rozumieją, jaki jest sens i cel ich życia. Cel, który nie znajduje się na ziemi, ale w wieczności. I wzięli na siebie odpowiedzialność za państwo, za społeczeństwo. Walczą za nas, w naszym imieniu. Minister Antoni Macierewicz podczas spotkania z autorami książki „Konfidenci. Archiwa ujawniają prawdę”, do której napisał wstęp, przypomniał, że dziś próbują się gwałtownie usprawiedliwiać i wybielać ludzie, którzy zasiadając po 10 kwietnia 2010 roku w ławach poselskich, wybrani z listy PO, nie zrobili dosłownie nic, by wyjaśnić śmierć Prezydenta kraju i szefa Sztabu Generalnego i wielu innych osób, piastujących kluczowe dla państwa urzędy. Nie tylko nic nie zrobili, ale utrudniali usilnie, z całą swoją partią, prace prowadzące do wyjaśnienia sprawy smoleńskiej.

Walka, jaką nasi politycy prowadzą to nie jest zwykła gra polityczna z przebiegłym i silnym wrogiem, ciężka, niebezpieczna, wymagająca męstwa, zwykłego w takich warunkach. „Ze względu na nieustanne zagrożenie, cywilizacja Chrystusa jest łączona z ideą walki, ale nie tylko z tego powodu. Cywilizacja chrześcijańska widzi w zawodzie żołnierza wielkość i potęgę …” To się właśnie tak nie podoba. Ta gotowość do walki o zasady chrześcijańskie. Utożsamia się ją – jak najbardziej słusznie – z zagrożeniem ostatecznym. Zło wcielone w instytucje polityczne jest istotnie zagrożone. Broni się zaciekle.

Adolphe - Alexander Dillens - Pojmanie Joanny d`Arc

Adolphe – Alexander Dillens – Pojmanie Joanny d`Arc

Czego się boją przeciwnicy?

Oto stało się coś dla nich nie do wyobrażenia, grom z jasnego nieba. Nagle „Komorowski nie wygrał”. A przecież paraliżowanie zmian w Polsce byłoby dziecinnie proste, gdyby nadal był prezydentem. Głównym elementem ich credo było bowiem: PiS nigdy już nie będzie rządziło samodzielnie. Mamy instrumenty, nie pozwolimy. W odwodzie mamy Trybunał Konstytucyjny i interwencję z zagranicy. A teraz okazuje się, że ludzie PiS potrafią uporać się nawet z tą twierdzą Platformy, jaką stał się Trybunał Konstytucyjny. „Zrobimy wszystko, by nie oddać władzy!”, słyszeliśmy niejednokrotnie, choć zawsze słowa te były maskowane nadętymi sloganami o „obronie demokracji”, „praworządności” („Demokracja to my!”, „Praworządność to my!”), i „wolności”. Jakikolwiek związek logiczny tych słów z pojęciami został zerwany. Najlepszym przykładem są dukania osób, które przyszły wieczorem tego dnia pod dom Jarosława Kaczyńskiego ze zniczami i nie były w stanie wyjaśnić ani kogo chcą upamiętnić, ani przeciwko jakim zagrożeniom zamanifestować.

„Wy nie wiecie, do czego oni są zdolni”, miał jednak powiedzieć kiedyś prezydent Lech Kaczyński. To prawda, oczy Polaków otwierają się coraz szerzej ze zdumienia, patrzymy jakby w głąb czeluści.

Dziś najważniejsze jest, by z tymi Polakami, którzy jeszcze nie rozumieją, o co walczy PiS, co się w Polsce dzieje nawiązać kontakt, znaleźć wspólny język. Okazać cierpliwość. To nie oni są przeciwnikami tego ładu, o który walczą dziś rządzący.

Służba, czyli spokój osiągany przez uporządkowanie

Tajemnica służby żołnierskiej – i płynącego z niej szczęścia – została dotknięta przez francuskiego pisarza Ernesta Psichari (o którym wspomina dom Calvet). Po tym jak w 1905 roku, ten syn zamożnej burżuazyjnej rodziny stracił wiarę i nie wystarczały już mu „śmiertelne igraszki intelektu”, po paru próbach samobójczych, zaciągnął się do francuskiej armii kolonialnej i poszedł służyć do Czadu. „W służbie podoficer kawalerii Psichari odkrył pewien porządek, poczuł więź z odwiecznym ładem, który go przekraczał, a zarazem otwierał przed nim nowe horyzonty”.

Bohater jego książki „Podróż centuriona” odkrywa wagę i urok wierności, która przynosi mu spokój i ukojenie, łagodzi gorycz samotności. Jest wolny od pokus buntu,  lubi  nawet „codzienny kierat”. Dlaczego? Oto „znajduje się w sferze oddziaływania systemu moralnego i poddaje się jego prawom z tą samą swobodą, z jaką ciała niebieskie krążą po wyznaczonej orbicie”. Stopniowo zaczyna rozumieć, jaką sprzecznością, a wręcz kłamstwem jest być dobrym żołnierzem, lojalnym wobec dowódcy, skwapliwym w wypełnianiu rozkazów i zarazem – człowiekiem niewierzącym, który „odrzuca Rzym, ostoję wszelkiej wierności” Brzydzi się tym swoim rozdwojeniem, odrzuca je widząc jaskrawo swoje tchórzostwo i podwójną grę. I w końcu jest w stanie wyartykułować to, co boli go najmocniej: „Ach! Moje tchórzostwo pozwala mi zrozumieć, jak bardzo – wbrew mojej woli i bez mojej wiedzy – Jezus przyciąga mnie do Siebie!”

Statua Ludwika IX - Bazylika Sacre Coeur w Paryżu

Statua Ludwika IX – Bazylika Sacre Coeur w Paryżu

Szczęście posiadania dowódców w tej walce, jaką prowadzą dziś Polacy jest może tą największą nagrodą za wyrzeczenia, trudy i zwykłą niepewność ostatnich lat. Za upokorzenia i pogardę, którą Polakom okazywano – we własnym kraju i poza nim. Skoro mamy przywódców, zwycięstwo też będzie darem. Jest jednak potrzebna determinacja w walce. „Nie trzeba się tylko śmiać, trzeba zwyciężać”, zakończył Jarosław Kaczyński swoje przemówienie 13 grudnia pod Trybunałem Konstytucyjnym w Alei Szucha, po celnym dowcipie pod adresem PO. „I możecie na nas liczyć, zwyciężymy!”. Tak wypowiada się człowiek, który zna swoich ludzi. I oni też go znają, są go pewni. „Połączył ich wspólny los”, pisze Psichari. „On jest ich dowódcą, oni są jego podwładnymi. A wszyscy razem tworzą mały, zamknięty system, system oddziaływania moralnego, poruszający się w bezkresnej przestrzeni, wśród burz piaskowych (…)”.

Jest tak, bo łączy ich nie tylko ludzkie działanie, ludzie ci mają wiarę. Są wojownikami Chrystusa. W takich chwilach jak ta, gdy szli ramię w ramię, w Marszu Wolności, łączył ich ten wspólny duch szlachetnej walki.

„Jest niczym pokorny dowódca rzymskiej kohorty, jeden z tych, którzy od czasu do czasu pojawiają się w Ewangelii, wybrani przez Boga” – pisze o takich wojownikach Dom Calvet – „To właśnie jednego z nich podziwiał Jezus w Kafarnaum, gdyż nie znalazł równej wiary w Izraelu… Św. Paweł namawia swego ucznia, Tymoteusza, by ten walczył jako dobry żołnierz Chrystusa i wylicza części uzbrojenia rekruta: hełm, tarczę, pancerz i miecz, stanowiące typowe uzbrojenie centuriona w czasach rzymskich. Św. Pawłowi z pewnością chodziło o walkę, wszelako jest rzeczą zadziwiającą, że ów wielki apostoł, sam przepełniony wewnętrznym pokojem, >który przewyższa wszelkie uczucie< (pax Dei quae exsuperat omnem sensum), tak często przywoływał obraz wojny i cnót wojskowych, sięgał po słownictwo żołnierzy i zapaśników”.

Francuski benedyktyn przypomina, że chrześcijanie stale kroczą ścieżką wojenną, a ich asceza też uważana jest za formę walki. „A to, co jest prawdą dla istoty i natury powołania chrześcijańskiego, jest oczywiście prawdą również dla społeczeństw chrześcijańskich”.

Wojciech Kossak - Orlęta lwowskie

Wojciech Kossak – Orlęta lwowskie

„Stajemy z otwartą przyłbicą – mówi dom Calvet – wspólne dobro jest przedmiotem i celem polityki”. Przywódcy PiS-u nie są w stanie układać się z siłami wroga, nie zawierają kompromisu hańby, nie dialogują, by zatrzeć w umysłach tych, którzy im wierzą, kategorie dobra i zła. Nie mają złamanych dusz przez oddanie się na służbę systemowi pogardy wobec Boga. Dlatego zwyciężają.

„Wszystko, co cenne i wyjątkowe, narażone jest na zagładę i nieuchronnie zginie, jeśli wojownik, którego obowiązkiem jest chronić i bronić, stanie się pacyfistą” – i zacznie, dodajmy, dbać o swój wizerunek oraz finansować instytuty robiące odpowiednie sondaże.

Nieżyczliwi Prawu i Sprawiedliwości ludzie z „prawej strony”, nieżyczliwi z powodu manipulacji, podejrzeń i insynuacji rzucanych w mediach „konserwatywnych”, zorientują się w pewnej chwili – o ile są uczciwi –  że ta walka jest także walką w obronie wiary, podobną do tej, jaką prowadzili krzyżowcy, bowiem przywraca wagę zapomnianym pojęciom, przywraca kryteria prawdy, nadaje na powrót rangę prawu, porządkuje fundamenty myślenia o naszej cywilizacji i czynnie jej broni. Broni też wolności obywatelskich, ale nie tych, które stawiają na równi prawdę i błąd, wiarę i herezję. Z tego powodu ta misja ma znaczenie i rangę nie tylko krajową, także międzynarodową. „Oddziaływanie na świat w celu utrzymania Bożego porządku jest bowiem prawem i zadaniem, które stanowi część odpowiedzialności chrześcijanina”.

To zaczęło się od obrony krzyża na Krakowskim Przedmieściu. A „krucjata bez krzyżą, przedsięwzięcie pozbawione ducha misyjnego, to krucjata zniekształcona, kaleka”. Śmierć Prezydenta RP pozwoliła zrozumieć wielu Polakom, którzy dziś wychodzą na ulicę, by okazać solidarność i poparcie dla obecnej władzy, z kim i o co toczy się walka. „Według św. Tomasza z Akwinu śmierć żołnierza chrześcijańskiego może być porównywana z męczeństwem, >jeśli broni on ojczyzny przeciw wrogim atakom, które usiłują zniszczyć wiarę Chrystusa<”.

U progu obchodów Świąt Bożego Narodzenia – tych najbardziej polskich świąt – u progu roku Jubileuszu Chrztu Polski warto rozpatrzyć tę prawdę.


Wszystkie cytaty za: Dom Gérard Calvet, Jutro Chrześcijaństwa, Poznań 2001

 

 

 

YARPP

Najnowsze komentarze
    Archiwa
    060069