OJCU, SYNOWI I DUCHOWI ŚWIĘTEMU

ks.Paweł Kramer. Samobójcze w skutkach wypaczanie wiary wyrażonej w liturgii.

http://www.piusx.org.pl/zawsze_wierni/artykul/1039

Powyższy tytuł nie pochodzi ode mnie. Zaczerpnięty jest z mowy papieża Piusa XII, dostrzegającego bliskie niebezpieczeństwo kryzysu wiary i mówiącego o Kościele wątpiącym na podobieństwo wątpiącego niegdyś Piotra, przypominając zaparcie się przez niego Zbawiciela w noc Jego Męki.

Msgr Eugeniusz Pacelli, przyszły papież Pius XII, wypowiedział swego czasu zadziwiającą przepowiednię odnośnie do przyszłych zaburzeń w Kościele:

Zmartwiło mnie przesłanie Matki Bożej skierowane do Łucji z Fatimy. Poprzez znaczące słowa Maryi na temat niebezpieczeństw, które zagrażają Kościołowi, Bóg ostrzega [nas] przed samobójczym w skutkach wypaczaniem wiary, [wyrażonej] w jego liturgii, w jego teologii, w jego duszy. (…) Dokoła słyszę głosy nowinkarzy, pragnących rozebrać Święty Przybytek, stłumić płomień powszechności Kościoła, odrzucić to, co jest jego chlubą, i sprawić, by poczuł wyrzuty sumienia z powodu swej przeszłości.

Przyjdzie dzień, kiedy cywilizowany świat odrzuci swego Boga, kiedy Kościół zwątpi, tak jak zwątpił Piotr. Będzie kuszony, by wierzyć, że człowiek stał się Bogiem. W naszych kościołach chrześcijanie szukać będą bezskutecznie czerwonej lampki, [wskazującej miejsce] gdzie czeka ich Bóg. Podobnie jak Maria Magdalena, płacząca przy pustym grobie, będą pytać: „Dokąd Go zabrali?” (Roche, Pie XII devant l’historie, s. 52–53).

Jedną z metod, jaką posługują się heretycy w walce z Kościołem, jest infiltracja katolickiej hierarchii, a następnie taka zmiana liturgii, by nie była już ona precyzyjnym wyznaniem wiary, ale by zdawała się wspierać ich własną, heretycką doktrynę. Pius XII przestrzegał przed tym niebezpieczeństwem, przed „samobójczym w skutkach wypaczaniem wiary [wyrażonej] w liturgii”.

Wielu kapłanów i wiernych nie dostrzega w nowym rycie Mszy żadnego problemu. Uważają się za obrońców katolickiej tradycji i są demonstracyjnie antymodernistyczni. Jednak przebiegłość diabła jest tak wielka, że w istocie zajmują oni stanowisko modernistyczne, nie zdając sobie nawet z tego sprawy. Jest z nimi podobnie jak z żabami: jeśli umieści się je w gorącej wodzie, natychmiast z niej wyskoczą, ale jeśli włoży się je do wody zimnej i zacznie ją stopniowo podgrzewać, nie zauważą wzrostu temperatury, aż będzie za późno. Ugotują się.

Widziałem to na przykładzie wielu katolickich biskupów. Dwadzieścia pięć, trzydzieści lat temu byli najzagorzalszymi konserwatystami. Jednak stopniowo szli na kompromisy i pomimo że pod koniec swej posługi jako głowy diecezji nadal uważają się za zagorzałych konserwatystów, trzymających się tradycji Kościoła – nie zdają sobie sprawy, że prawie nikt inny nie postrzega ich już w ten sposób. Żyją iluzją.

Nie zamierzam wymieniać tu nazwisk, niektórzy z tych biskupów zostali już osądzeni przez Chrystusa. Nie ma potrzeby, bym ja wydawał o nich swe sądy.

Wielu ludzi popełnia błąd wynikający z przeświadczenia, iż tradycja apostolska to same tylko dogmaty, natomiast inne rozporządzenia w kwestiach wiary, moralności etc. są jedynie kwestiami dyscyplinarnymi, które mogą zostać zmienione stosownie do woli prawodawcy – biskupa lub papieża.

Kiedy jednak św. Paweł mówi o tradycji, nie ma na myśli tylko dogmatów. W 2 Liście do Tesaloniczan pisze: „Tak więc, bracia, stójcie, a trzymajcie się podań, których się nauczyliście, czy to przez mowę, czy przez list nasz”. Jest tu mowa zarówno o tradycji pisanej, jak i ustnej. Jednak św. Paweł nie odnosi się jedynie do doktryny. Wyjaśnia to w jednym z najbardziej znanych ustępów Nowego Testamentu: „Ja bowiem otrzymałem od Pana, co wam też przekazałem”. I w kolejnych zdaniach wyjaśnia, co otrzymał – a tym, co opisuje, jest Msza święta. Pisze, że Zbawiciel przed swą Męką wziął chleb, mówiąc: „To jest ciało Moje, które za was będzie wydane. To jest kielich krwi Mojej” etc. Tak więc kiedy św. Paweł mówi: „trzymajcie się podań” i „przekazałem to, co otrzymałem”, odnosi się w szczególny sposób do liturgii Mszy św.

A jednak nauka o liturgii jest w Kościele bardzo słabo znana. W Sumie teologicznej św. Tomasza nie można znaleźć niemal nic na temat liturgii. Powód tego jest oczywisty dla każdego, kto zna historię rozwoju doktryny. Jeśli jakiś jej punkt staje się kontrowersyjny, teologowie poświęcają mu wiele słów i pism. Jeśli jednak dana nauka nie jest kwestionowana, niewiele się o niej mówi.

Kontrowersje chrystologiczne pierwszych wieków i rozwój doktryny o przeistoczeniu – wyjaśniającej rzeczywistą obecność Chrystusa pod postaciami chleba i wina – doprowadziły do powstania wielu traktatów na ten temat. Najmniej kwestionowana była nauka o liturgii, ponieważ była dobrze znana i powszechnie rozumiana. Liturgia była świętym dziedzictwem, przekazywanym w Kościele z pokolenia na pokolenie.

Właśnie ten proces przekazywania nazywamy tradycją. (…) Liturgia wzrasta stopniowo, podobnie jak istota ludzka, w naturalny i organiczny sposób, aż wreszcie osiąga swój wiek dojrzały. Osiąga pełnię swego rozwoju i w tym momencie rozwój ów się kończy. Forma liturgii pozostaje od tego czasu stała i podlega bardzo niewielkim modyfikacjom. W życiu tradycji nieuchronnie pojawiają się mniej istotne dodatki i niewielkie zmiany, stąd po pewnym okresie czasu liturgia musi być ponownie oczyszczana. I w takich właśnie momentach papieże podejmowali dzieło jej rewizji. Po wiekach rozwoju ryt rzymski (…) musiał zostać oczyszczony i skodyfikowany. To właśnie uczynił św. Pius V.

Główne nieporozumienie w Kościele po Vaticanum II polega na przeświadczeniu, iż Paweł VI zrobił dokładnie to, co poprzednio św. Pius V. Zobaczymy jednak, że uczynił on w istocie coś wręcz przeciwnego.

Pierwsze pytanie, na które musimy odpowiedzieć, brzmi jednak: co zmiana w liturgii ma wspólnego z orędziem fatimskim? Odpowiedź brzmi: wszystko. Emerytowany ordynariusz diecezji Leiria-Fatima, bp Albert Cosme do Amaral, mówił w 1984 r. na Politechnice w Wiedniu, że trzecia tajemnica fatimska dotyczy apostazji i utraty wiary na całych kontynentach.

Co wspólnego ma zmiana w liturgii z utratą wiary? Zobaczymy, że istnieje między nimi najściślejszy związek (…).

Nakazy tradycji w dziedzinie liturgii

Tradycjonaliści podkreślają wartość rytu rzymskiego Mszy, przeciwstawiając go zawierającemu liczne niedoskonałości rytowi Pawła VI. Jednak skoro tylko ktoś wspomni o niedoskonałościach w rycie Pawła VI, tzw. konserwatywni katolicy odpowiadają oburzeni: „Przecież ryt Pawła VI został promulgowany dla całego Kościoła i posiada znamię nieomylności. Jak możecie twierdzić, że zawiera on jakiś defekt, skoro sam Duch Święty czuwa nad papieżem, kiedy promulguje on obrzędy dla całego Kościoła?”.

Ludzie ci nie zdają sobie sprawy, że nie przeczytali wystarczająco uważnie dokumentacji dotyczącej tzw. promulgowania mszału Pawła VI, nazywanego mylnie mszałem rzymskim, ponieważ ryt Mszy w nim zawarty nie jest rytem rzymskim. To nie jest liturgia rzymska. Sam wielki architekt nowego rytu Mszy, msgr Hannibal Bugnini, nazywał go całkowicie nowym tworem. Jego prawa ręka, Józef Gelineau SI, powiedział o nowym rycie: „Musimy powiedzieć to otwarcie: ryt rzymski już nie istnieje. Został zniszczony”. Z pewnością wiedział, co mówi – był jednym z głównych sprawców jego zniszczenia.

Zwróćmy uwagę na pewną zdumiewającą rzecz – wedle kanonu 846 nowego Kodeksu Prawa Kanonicznego, promulgowanego przez Jana Pawła II, szafarze sakramentów mają ich udzielać stosownie do swego własnego obrządku. Prawo to jest jedynie odzwierciedleniem wiary katolickiej. Istnieje nieomylne Magisterium Kościoła odnoszące się do regulacji w obrębie liturgii. (…)

Zastanówmy się najpierw, co Kodeks Prawa Kanonicznego rozumie przez sformułowanie „w swym własnym obrządku”. Dla grekokatolików (jako należących do obrzędu bizantyjskiego) obrządkiem własnym jest liturgia św. Jana Chryzostoma. Dlatego właśnie Sobór Florencki pod przewodnictwem papieża Eugeniusza IV zadekretował, że ci, którzy należą do obrządku wschodniego, mają przyjmować Eucharystię stosownie do zwyczaju swego Kościoła, podobnie jak ci, którzy należą do obrządku rzymskiego, muszą ją przyjmować stosownie do zwyczaju Kościoła rzymskiego.

Nie było to rozporządzenie arbitralne. Zasada mówiąca, że liturgią rządzi prawo zwyczajowe, ma swe zakorzenienie w doktrynie. Cóż jednak jest tak świętego w zwyczaju? Dlaczego rządzi on liturgią? Dlatego, że zwyczaj ugruntowany jest w tradycji, a prawo tradycji wyrażone jest w Piśmie św. Św. Paweł nie wprowadził żadnych innowacji do liturgii, którą otrzymał. „Przekazałem to, co otrzymałem”.

Tak więc Pismo św. ustanawia prawo tradycji, a tradycja ustanawia zwyczaj, stąd Sobór Florencki, wprowadzając uroczysty nakaz używania w rycie bizantyjskim chleba przaśnego, a na Zachodzie niekwaszonego, odwołuje się do zasady mówiącej, że to zwyczaj rządzi liturgią.

Kanon 27 nowego Kodeksu Prawa Kanonicznego wyjaśnia, że zwyczaj jest najlepszym interpretatorem prawa. Jeśli więc patrzymy na prawo liturgiczne w duchu tradycji kanonicznej, czyli chcemy interpretować je w autentyczny sposób (…), musimy je rozumieć stosownie do tradycji, która ustanowiła zwyczaje kościelne i liturgiczne. Tak wielkie jest znaczenie zwyczaju w wyjaśnianiu i interpretacji prawa. Św. Jan Chryzostom zawarł to w jednym wersie: „Czy jest to tradycją? Więcej pytań nie trzeba”.

W pismach średniowiecznych Doktorów Kościoła kwestia ta nie jest zbyt często poruszana, jednak jednomyślne ich nauczanie (wyrażone dobrze przez św. Piotra Damianiego i innych) głosi, że nie wolno naruszać wytyczonych granic. Nie wolno zmieniać tego, co zostało przekazane – i to do tego stopnia, że nawet gdyby papież wprowadził zmianę w powszechnych zwyczajach Kościoła, nie powinno się okazywać mu posłuszeństwa. Wedle traktatu teologicznego autorstwa wielkiego Innocentego III, gdyby papież wprowadził zmiany w powszechnych zwyczajach Kościoła, nie powinno się okazywać mu w tym posłuszeństwa.

Obecnie jednak wielu biskupów nalega, by kapłani i wierni z pokorą i posłuszeństwem przyjęli ów nowy ryt, ponieważ – jak twierdzą – zostało to nakazane przez Rzym. Jeśli upieramy się przy pozostaniu przy starym rycie, zarzuca się nam, że nie jesteśmy lojalnymi katolikami. Istnieje jednak nauczanie Ojców i Doktorów Kościoła, wedle którego mamy obowiązek trzymania się tradycyjnej liturgii Kościoła. Jak widzieliśmy, również jeden z najwybitniejszych następców św. Piotra wyjaśniał, iż gdyby papież ośmielił się dokonać takich zmian, nie powinno się okazywać mu w tym posłuszeństwa.

Istnieje jeszcze więcej przykładów. Kard. Torquemada mianowany został przez Eugeniusza IV oficjalnym teologiem Soboru Florenckiego, tego samego, który potwierdził zasadę, że liturgią rządzi prawo zwyczajowe. Kardynał wyjaśnia – cytując rozprawę Innocentego III, o której wspomniałem wcześniej – że gdyby papież usiłował zmienić zwyczaje Kościoła, zwłaszcza obrzędy i ceremonie liturgiczne, mógłby popełnić akt schizmatycki.

Sto lat później wielki Suarez, nazywany przez papieża Pawła V najpobożniejszym i najznakomitszym Doktorem Kościoła, wyjaśniał, że „gdyby papież usiłował zmienić liturgię, mógłby popaść w schizmę”. Jest to więc nauczanie dwóch największych teologów swych czasów, potwierdzone przez panujących wówczas papieży. Uznaje się powszechnie, że nauczanie to było autentycznym wyrazem poglądów następców św. Piotra.

Prowadzi nas to dnia 19 listopada 1969 roku. Paweł VI podczas środowej audiencji ogłosił, że nastąpi zmiana w liturgii Kościoła Zachodniego. Msza ma być odprawiana w sposób odmienny od tego, w jaki sprawowana była wcześniej. Zwrócił też uwagę na fakt, że może to budzić zdziwienie, ponieważ „Mszę św. uważa się za wyraz tradycji i nietykalności naszego kultu religijnego oraz autentyczności naszej wiary”.

Paweł VI nie zatrzymuje się jednak dłużej nad tą kwestią. Dlaczego – powinien był zapytać – Mszę uważa się za wyraz tradycji i nietykalności naszego kultu religijnego oraz autentyczności naszej wiary? Odpowiedź brzmi – ponieważ nieomylne nauczanie Kościoła mówi, że mamy obowiązek przyjąć i trzymać się tradycyjnej liturgii naszego własnego obrządku.

Zdarzyło mi się niegdyś rozmawiać o owej kwestii z pewnym kapłanem. Zanim nawet zdążyłem wysunąć ten argument, powiedział on: „To nie może być kwestią wiary, ponieważ Msza trydencka, ryt rzymski, nie istniał jeszcze w momencie śmierci ostatniego Apostoła. W jaki więc sposób można w przypadku Mszy trydenckiej mówić o prawie Bożym?”. Powiedziałem wówczas: „Odpowiem na księdza pytanie. Prawo Boże wyrażone jest w nieomylnych symbolach wiary. Trydenckie wyznanie wiary zobowiązuje wszystkich katolików do przylgnięcia do tradycyjnej liturgii, do «zwyczajem uświęconych i zatwierdzonych obrzędów». Dlaczego są one nazywane uświęconymi zwyczajem i zatwierdzonymi? Ponieważ są zatwierdzone o tyle, o ile zostały one uświęcone przez tradycję (…). Są one częścią dziedzictwa, które otrzymaliśmy na przestrzeni wieków od tradycji apostolskiej, od Ojców Kościoła. Otrzymaliśmy naszą świętą liturgię za pośrednictwem tradycji. Liturgia, która nie zostałaby w taki sposób przekazana, nie byłaby liturgią autentyczną, ponieważ jest prawem Bożym – jak to zostało zdefiniowane przez Kościół i wyjaśnione przez św. Pawła – że ma być ona przekazywana właśnie poprzez przekaz tradycji”.

Papież Paweł VI, nie rozumiejąc, że jest to kwestia Boskiej i katolickiej wiary uroczyście wyrażonej w wyznaniu trydenckim, ogłosił, że liturgia ta ma zostać zmieniona. Zapowiedział, że mają w niej nastąpić wielkie zmiany. Z jakiego jednak powodu, skoro sam przyznawał, że Msza uważana była za wyraz tradycji i nietykalności naszego kultu religijnego oraz autentyczności naszej wiary?

Gdy zastanawiamy się nad utratą wiary, o której wspominała Matka Boża w trzeciej tajemnicy fatimskiej, możemy zauważyć, że słowa te już się spełniły. Od czasów rewolucji protestanckiej tak wielki nacisk kładziono na jasność doktrynalną w odrzuceniu fałszywej nauki protestantów, że nauczanie Kościoła dotyczące liturgii zostało zaniedbane. A gdy zostało zaniedbane, powoli zostało również zapomniane. Gdy więc pojawiły się zmiany, były one wdrażane przez hierarchów, którzy zlekceważyli to nauczanie Kościoła. Dlatego właśnie trzecia tajemnica dotyczy zaniedbań pasterzy, należących do wyższej hierarchii kościelnej.

„Promulgowanie” nowej Mszy?

Zanim przejdę do omówienia konstytucji Sacrosanctum Concilium, pragnę zwrócić uwagę, że jeśli przeczytamy bardzo dokładnie dekret Pawła VI Missale Romanum, zauważymy, że nigdy nie zadekretował on, nigdy nie promulgował prawa, wedle którego nowy ryt Mszy zastąpić ma stary. Tak naprawdę, nigdy nie promulgował on nowej Mszy we właściwy sposób.

Podczas jednej z moich rozmów ze śp. bpem Salwatorem Lazo zauważyłem: „Ekscelencjo, musi być ekscelencja bardzo uważny czytając te dokumenty, ponieważ są one bardzo podchwytliwe. Wydają się sugerować pewne rzeczy, nie wyrażając tego wprost. Stwarzają pozory nakazywania czegoś, jeśli jednak przyjrzymy się temu tekstowi dokładnie, widać, że absolutnie nic nie jest nakazywane”. Bp Lazo odpowiedział: „Ale Rzym, Watykan, przełożeni Kurii Rzymskiej, dykasterii, są naszymi ojcami duchowymi. Nasze relacje z nimi opierają się na synowskim oddaniu (…). Nie spodziewaliśmy się więc, że musimy czytać ich dokumenty tak wnikliwie”. Po czym rozgniewał się bardzo i powiedział: „Wykorzystali nasze synowskie oddanie i oszukali nas”.

Pod koniec obrad Vaticanum II kilku biskupów poprosiło sekretarza soboru kard. Peryklesa Feliciego o określenie tzw. rangi teologicznej II Soboru Watykańskiego. Odpowiedź kard. Feliciego brzmiała:

Musimy rozróżnić w schematach i poszczególnych ich rozdziałach to, co było już przedmiotem doktrynalnych definicji w przeszłości, natomiast co do deklaracji, które mają charakter nowości, można mieć zastrzeżenia.

W posoborowym tzw. mszale rzymskim, nie zawierającym jednak rytu rzymskiego, ale ryt Pawła VI, przeczytać można (…) uroczyście brzmiące słowa tego papieża: „To, co zarządziliśmy, wejdzie w życie dnia 30 listopada przyszłego roku”. Ludzie odczytują ten ustęp tak samo, jak czynili to ponad trzydzieści lat temu: „To, co zarządziliśmy, będzie miało moc prawną od następnego listopada. Oznacza to, że mszał ten ma stać się prawem Kościoła. To tego mszału mamy używać od listopada przyszłego roku”. Takie właśnie miało to stwarzać wrażenie. Jednak twórcy [nowego rytu] nie chcieli wziąć na siebie odpowiedzialności za jego uprawomocnienie.

Czytacie raz jeszcze cały dokument. Czytacie kolejny raz. Co właściwie zostało zadekretowane? Cóż takiego ma stać się prawem w listopadzie przyszłego roku wedle owego uroczystego rozporządzenia papieskiego? Konstytucja apostolska Missale Romanum Pawła VI zawiera dokładnie dwa rozporządzenia. Dekretuje, że w mszale mają być wydrukowane trzy nowe modlitwy eucharystyczne. Określa też, jakie ma być brzmienie słów konsekracji, które mają znaleźć się we wszystkich czterech modlitwach eucharystycznych. Jest to jedyna rzecz, jaką papież nakazuje w całym dokumencie (…). Przeczytajcie ten tekst uważnie. Zobaczycie, że nic innego nie zostało w nim zadekretowane. Nowy ryt Mszy nie został w tym dekrecie promulgowany.

Przyjrzyjmy się teraz bulli św. Piusa V Quo primum tempore – tak właśnie wygląda promulgacja. Czytamy, że od tego momentu, aż po wieczne czasy, mszał ten ma być używany przez wszystkich kapłanów we wszystkich kościołach obrządku rzymskiego, we wszystkich domach zakonnych; za wyjątkiem tych rytów, które mają ponad 200 lat, wszystkie inne mają być od tego czasu całkowicie zarzucone. To właśnie nazywamy aktem prawnym. Missale Romanum Pawła VI prezentuje jedynie mszał i wydaje rozporządzenia co do kilku nowych modlitw, które mają być w nim wydrukowane; dokument ten nie posiada w ogóle natury dyscyplinarnej. Nikt nie został zobligowany, ani nawet uprawniony do używania nowego mszału. Paweł VI absolutnie nie autoryzował jego stosowania.

Kto ma obowiązek używania tego nowego mszału? W konstytucji nie ma o tym ani słowa. Komu wolno go używać? Gdzie może być używany? Znów żadnych szczegółów. Mamy tu do czynienia z bardzo osobliwym tworem. W tytule tego dokumentu mówi się o „promulgacji”. Czytamy jednak jego treść i nie widzimy, aby cokolwiek zostało promulgowane. Wyobraźmy sobie, że w uroczystej definicji dogmatu o Wniebowzięciu Najświętszej Maryi Panny brakowałoby kluczowego ustępu, w którym Pius XII mówi:

ogłaszamy, orzekamy i określamy jako dogmat objawiony przez Boga: że Niepokalana Matka Boga, Maryja zawsze Dziewica, po zakończeniu ziemskiego życia z duszą i ciałem została wzięta do chwały niebieskiej.

Jaka byłaby wartość, ranga doktrynalna, takiego dokumentu? Byłby całkowicie bezwartościowy. Gdyby brakowało mu tego zdania, nie byłby on definicją dogmatyczną. Nieważne, jak brzmiałby jego tytuł, nieważne, ilekolwiek zawierałby zapisanych podniosłym stylem stwierdzeń – gdyby nie pojawiło się w nim to zdanie, będące właściwą definicją doktrynalną, dokument byłby pozbawiony znaczenia. Nie miałby żadnej wartości jako definicja dogmatyczna. Byłby bezwartościowy.

Do samej natury prawa należy, że musi mieć ono charakter nakazowy. Innymi słowy, dekret musi nakazywać, musi narzucać pewien obowiązek tym, którzy są podmiotem prawa. Musi być jasno określone, kto jest tym podmiotem. Musi być dokładnie wyjaśnione, co jest nakazane. Jeśli w akcie prawnym nie można odnaleźć tych rzeczy, wówczas po prostu nie jest on prawem, ponieważ brak mu tego, co stanowi samą istotę prawa. Prawo, które czegoś nie nakazuje albo nie zakazuje, jest jak definicja, która niczego nie definiuje. Lex dubia lex nulla. Wątpliwe prawo nie jest prawem. Lex dubia non obligat, wątpliwe prawo nie ma mocy wiążącej, ponieważ akt prawny musi w sposób jasny podawać zasadę – narzucać prawny obowiązek tym, którzy są wymienieni jako podmiot prawa.

Missale Romanumwyraźnie tego brakuje. Dokument ten nie ustanawia prawa dotyczącego dyscypliny Kościoła. Nie nakazuje ani upoważnia nikogo do używania mszału Pawła VI. Dlatego właśnie istnieje druga promulgacja. Konstytucja Missale Romanum nazywa sama siebie promulgacją. Gdy jednak dochodzimy do końca tego dokumentu, znajdujemy tam… promulgację Kongregacji Kultu Bożego, podpisaną przez kard. Guta, promulgującą nowy mszał po tym, jak został on rzekomo promulgowany przez Pawła VI w konstytucji Missale Romanum. To naprawdę bardzo dziwne.

Kardynał prefekt kongregacji rzymskiej nie może, nawet przy autoryzacji papieża, uchylać ani unieważniać uroczystych dekretów papieskich, wyrażonych w konstytucjach apostolskich. Jest to wyraźnie określone nawet w nowym Kodeksie Prawa Kanonicznego z 1983 roku i stanowi wyraz starożytnej zasady prawnej, która była od wieków w Kościele tradycją kanoniczną: inferior non potest tollere legem superioris.

Jednak promulgacja kard. Guta nawet nie próbuje unieważnić mszału św. Piusa V. Zezwala jedynie na używanie nowego mszału, dodając, że do biskupów należy władza określania, kiedy może on być stosowany. Brzmi to tak, jak gdyby promulgacja nowego mszału nigdy nie miała miejsca. Jest to jedynie zezwolenie. Ma być ono udzielane przez biskupów. Fałszem jest jednak twierdzenie, że mszał Pawła VI promulgowany został dla katolików obrządku łacińskiego Kościoła powszechnego. Nie został. Stworzono jedynie takie wrażenie. W konstytucji Missale Romanum nie sposób odnaleźć kluczowych sformułowań, które konstytuowałyby prawo, będące prawdziwą promulgacją odnośnie do powszechnej dyscypliny Kościoła.

Bezzasadny jest więc zarzut wysuwany przez księży uformowanych przez Opus Dei: „Ojcze, w jaki sposób mogą być w tym rycie defekty? Jak w nowej Mszy może być cokolwiek złego, skoro została ona promulgowana dla [całego] Kościoła powszechnego?”. Jest to błąd dotyczący faktu. Otóż nie została ona nigdy promulgowana dla Kościoła powszechnego. Jest jedynie dozwolona w drodze wyjątku.

Czy nowa Msza jest niedoskonała? Z pewnością. II Sobór Watykański określił, w jaki sposób powinna zostać przeprowadzona reforma liturgii. Przytaczam dokładne słowa Sacrosanctum Concilium:

[Sobór] pragnie też, aby w miarę potrzeby zostały one [obrzędy] roztropnie i gruntownie zmienione w duchu zdrowej tradycji.

Podstawową zasadą tradycji w odniesieniu do rozwoju liturgicznego jest stopniowy, organiczny wzrost, na podobieństwo dziecka, które dorasta, aż osiągnie wiek dojrzały. Jeśli odetniemy komuś głowę i transplantujemy w to miejsce głowę innej osoby, nie będzie to naturalny, organiczny rozwój. A jednak na czcigodnej tradycyjnej liturgii Kościoła rzymskiego dokonano masowych amputacji. (…)

Ekumeniczna liturgia

Do wspomnianego gangu wandali liturgicznych należał również ks. Karol Braga. Wedle rozporządzenia soboru, liturgia powinna być odnowiona wedle pierwotnej tradycji Ojców Kościoła. Jednak reformatorzy, którzy stworzyli nowy ryt Mszy, wprowadzali zmiany – by użyć słów ks. Bragi – „w perspektywie ekumenicznej”, będącej „nowym fundamentem teologii Eucharystii”. Nie ma już teologii Soboru Trydenckiego, doktryny św. Tomasza z Akwinu. Mamy dziś nowy fundament teologii Eucharystii.

W miarę jak przyglądamy się poszczególnym zmianom w liturgii, widzimy, że odpowiadają one dokładnie zmianom wprowadzonym w XVI wieku przez protestantów. Czyż nie wydaje się to czymś więcej niż tylko zwykłym zbiegiem okoliczności? Wszystko, co raziło protestantów, wszystko, co było najdroższe tradycyjnej katolickiej doktrynie eucharystycznej, zostało albo złagodzone, albo całkowicie usunięte z liturgii, i to do tego stopnia, że jeden z protestanckich obserwatorów na Vaticanum II, który pomagał i doradzał w kwestii nowego rytu, powiedział, iż „protestanci z całym spokojem mogą używać tego nowego obrzędu Mszy”. „Nowe fundamenty” teologii Eucharystii są wyraźnie protestanckie.

Prawdziwe zasady odnowy liturgii wedle pierwotnej tradycji Ojców Kościoła, wyjaśnił Leon XIII w encyklice Orientalum dignitas, pisząc, że Kościół zarządza i pozwala na pewne zmiany w formie zewnętrznej głównie wtedy, kiedy są one w zgodzie ze starożytną tradycją, czyli kiedy zmiany te są ze swej natury odnową. Dokładnie to uczynił św. Pius V. Odnowił on liturgię wedle zasad Ojców Kościoła. Było to wyraźną wolą Soboru Trydenckiego (…). Sacrosanctum Concilium używa niemal identycznego sformułowania – „wedle pierwotnych tradycji Ojców Kościoła”.

Pokazuje to wyraźnie, że bezprawne jest wprowadzanie do liturgii radykalnych zmian, wyrażających w jakiś sposób protestancką naukę o sakramentach, a w szczególności o Najświętszej Eucharystii .

Konieczność zachowywania istoty obrzędów liturgicznych jest kwestią wiary. Jak wskazałem, katolicy zobowiązani są przez trydenckie wyznanie wiary do „przyjmowania także przyjętych i potwierdzonych przez katolicki Kościół obrzędów używanych podczas uroczystego sprawowania wszystkich (…) sakramentów”.

Niekiedy osoby broniące nowej liturgii odwołują się do pewnych teologów jak np. Tanquereya, którzy twierdzili, że papież – jako jedyny – ma prawo zmieniać obrzędy liturgiczne. Należałoby im zadać pytanie: czy papieże mogliby mylić się w swym uroczystym wyznaniu wiary składanym przez 600 lat? Bowiem pierwszym publicznym aktem, jakiego dokonywali papieże od czasów św. Agatona, było uroczyste wyznanie wiary i przysięga składana przed koronacją papieską, w której uroczyście przysięgali i wyznawali, że nie będą mieli władzy i nie zmienią dyscypliny oraz liturgii Kościoła. Wzywali gniewu Bożego na siebie, w przypadku, gdyby ośmielili zmianę taką wprowadzić lub na nią zezwolić.

Czy oznacza to jednak, że absolutnie nic nie może być nigdy w liturgii zmienione? Jak wskazałem, wedle nauczania Leona XIII, mogą być dokonywane pewne zmiany, będące ze swej natury odnową. Dozwolone są drugorzędne dodatki. I oczywiście – jak tego nauczał Pius XI – zadanie odnowy liturgii należy do papieża, podobnie jak troska o jej zachowywanie. Obowiązkiem papieża jest chronić liturgię i bronić ją przed wypaczaniem.

Przez 600 lat, od czasów św. Agatona do Bonifacego VIII, kolejni biskupi Rzymu składali tę uroczystą przysięgę. Wyjaśniali niekiedy, że papież ma władzę zmienić przepisy dyscyplinarne Kościoła, zmienić je stosownie do obecnych jego potrzeb. Jednak dokonywanie niewielkich modyfikacji obrzędu to jedno – czymś zupełnie innym jest natomiast wprowadzanie do niego drastycznych zmian, znoszenie go całkowicie i zastępowanie nowym. Wszyscy papieże przez 600 lat uroczyście wyznawali, że nie posiadają do tego prawa.

Papież Bonifacy VIII nie złożył przysięgi koronacyjnej z powodu uwarunkowań politycznych. Istniały wówczas napięcia pomiędzy nim a królem Filipem Pięknym, co ostatecznie doprowadziło do konfliktu zbrojnego, uwięzienia Bonifacego i jego śmierci. Bonifacy VIII nie chciał stworzyć wrażenia, że ubiega się o zgodę czy aprobatę władzy świeckiej, nie podpisał więc przysięgi koronacyjnej i nie wysłał jej do monarchów w tym czasie panujących. Osądził, że byłoby to nieroztropne. Tak więc przysięga przestała być składana nie dlatego, że nie zgadzał się on z jej treścią, ale z powodu sytuacji politycznej, wymuszającej takie właśnie postępowanie.

Niemniej jednak nauka ta jest elementem doktryny Kościoła, a sama przysięga koronacyjna jest świadectwem tradycji, wedle której papieże nie mają władzy znoszenia uświęconych zwyczajem i zaaprobowanych obrzędów oraz zastępowania ich czymś innym. Jest to określone uroczyście przez Kościół, a więc jest prawem Bożym. Należy trzymać się uświęconych tradycją obrzędów. Jest to wyznanie wiary. Dlatego właśnie w kanonie 13 sesji 7 Soboru Trydenckiego czytamy:

Gdyby ktoś powiedział, że przyjęte i zaaprobowane obrzędy Kościoła, tradycyjnie używane przy uroczystym szafowaniu sakramentów, mogą być zmienione przez jakiegokolwiek pasterza Kościoła na inne, nowe obrzędy, niech będzie wyklęty.

W sposób jednoznaczny z anatemy tej wynika, iż herezją jest twierdzenie, że jakikolwiek pasterz Kościoła katolickiego ma władzę rewidować świętą liturgię, tradycyjne ryty, zmieniając przyjęte powszechnie obrzędy na nowe.

Kiedy Synod w Pistoi w 1786 r. zaproponował uproszczenie liturgii, używanie podczas niej języków narodowych i głośną recytację Kanonu, papież Pius VI potępił te propozycje. Owe proponowane przez Synod w Pistoi reformy są dokładnie tymi samymi, jakie zaproponował II Sobór Watykański.

W tym miejscu ci wszyscy, którzy kierują się fałszywą lojalnością względem soboru, zaczynają podejrzewać tradycyjnych katolików o to, że nie są w pełni ortodoksyjni: „Jak śmiecie kwestionować II Sobór Watykański? Sam papież wraz z biskupami ogłosił te rozporządzenia. Jak możecie się im sprzeciwiać? Okażecie w ten sposób nieposłuszeństwo wobec władzy Kościoła”. Odpowiedź jest całkiem prosta. Wystarczy przypomnieć słowa kard. Ratzingera o tych, którzy uczynili z II Soboru Watykańskiego „superdogmat”.

Oficjalne stanowisko Vaticanum II wyraził jasno abp Felici, będący wówczas sekretarzem soboru. Na mocy swego urzędu, jako sekretarz generalny, powiedział ojcom soborowym, proszącym o podanie rangi teologicznej soboru, coś, o czym nigdy nie powinno się zapominać:

Musimy rozróżnić w schematach i poszczególnych ich rozdziałach to, co było już przedmiotem doktrynalnych definicji w przeszłości, natomiast co do deklaracji, które mają charakter nowości, można mieć zastrzeżenia.

Bardzo jednoznacznie, bardzo wyraźnie, stanowisko Vaticanum II odnośnie do swego własnego nauczania brzmi, że te propozycje i nauki, które mają charakter nowości, nie mogą być wiernym narzucane do wierzenia. Sam sobór pozostawia wiernym prawo do posiadania zastrzeżeń, tzn. nie muszą oni zgadzać się ze wszystkim, czego nauczał, a jedynie z tym, co zostało uprzednio zdefiniowane. Tego właśnie nauczania musimy się trzymać.

Mamy więc prawo kwestionować pewne zmiany liturgiczne, do których wzywano podczas II Soboru Watykańskiego. Ci, którzy zachowali jeszcze katolickie rozumienie liturgii Kościoła, pojmują dobrze, że nie może ona zawierać żadnych dwuznaczności. Nie może sugerować herezji. A jeśli przyjrzymy się artykułowi 7 Wprowadzenia ogólnego do mszału rzymskiego, widzimy wyraźnie, czym jest Msza św. dla twórców nowego rytu.

W tym miejscu liberałowie powiedzą: „Ale ta definicja została wycofana. Jest już nieaktualna”. Przypomina to jednak zamykanie wrót stajni, kiedy konie już uciekły, ponieważ reforma liturgii przeprowadzona została właśnie stosownie do tej heretyckiej, protestanckiej definicji Mszy. I jeśli przyjrzycie się dokładnie różnym elementom nowego rytu Mszy, sugeruje on jej heretycką, protestancką interpretację. Nie będę w tym miejscu wykazywał tego punkt po punkcie, ponieważ istnieje na ten temat masa literatury dostępnej dla wszystkich zainteresowanych.

Zwróćmy jednak uwagę, że nowa liturgia nie spełnia dwóch koniecznych wymogów. Po pierwsze, nie jest ona uświęconym tradycją rytem, do którego przylgnięcia wymaga od nas Kościół katolicki. Kanon 846 nakazuje przylgnięcie do tych obrzędów, które są naszymi własnymi, tradycyjnymi rytami. Naszymi rytami jako rzymskich katolików są obrządki rzymskie, a nie nowo powstałe mieszanki, które jacyś biurokraci w Rzymie stworzyli i usiłują nam narzucić. Ryt rzymski należy do nas, tak jak ryt bizantyjski przynależy do grekokatolików. Nie można tego zmienić, ponieważ wyznanie wiary wymaga od nas, byśmy trzymali się naszych własnych, tradycyjnych rytów.

Po drugie, dwuznaczności oraz protestancka wymowa nowego rytu są dobrze udokumentowane (zwrócili na nie nawet uwagę kardynałowie Ottaviani i Bacci za pontyfikatu Pawła VI). Wszystko to pokazuje, że nowy ryt nie jest tym, czym wedle Piusa XII musi być liturgia: jasno sprecyzowanym wyznaniem wiary katolickiej. To właśnie zawarte w nowym rycie Mszy dwuznaczności, niejasności i wyrażenia sugerujące heretycką interpretację doprowadziły do sytuacji, którą s. Łucja określiła w kontekście trzeciej tajemnicy fatimskiej jako „diaboliczna dezorientacja w Kościele”.

Pius XI nauczał, że Msza jest najważniejszym wyrazem zwyczajnego Magisterium Kościoła. Kiedy liturgia stanie się na powrót jednoznacznym wyznaniem wiary katolickiej, wierni wyzwoleni zostaną z mroków dezorientacji, będącej rezultatem zaniedbania przez pasterzy oraz wyższą hierarchię obowiązku precyzyjnego i jednoznacznego wyznawania wiary, przez co doprowadziła do stanu, który opisuje trzecia tajemnica fatimska – do apostazji i utraty wiary na całych kontynentach. Ω

Tłumaczył z jęz. angielskiego Tomasz Maszczyk.

 

Najnowsze komentarze
    Archiwa
    060278