Nowy Różaniec
Spadkobiercy Bugniniego po czterdziestu latach dobrali się w końcu do różańca. Wraz z opublikowaniem encykliki «Rosarium Virginis Mariae» tradycyjna forma różańca, kanonizowana przez św. Piusa V w bulli «Consueverunt», została obalona.
Nie usatysfakcjonowany swą rolą w nieszczęsnej „odnowie liturgicznej” Pawła VI, Annibale Bugnini przedłożył swego czasu również projekt „odnowy” nabożeństw maryjnych. We wrześniu 1972 roku sporządził szkic dokumentu na ten temat i przedłożył go Kongregacji Kultu Bożego. Zaproponował w nim zmianę układu różańca w taki sposób, by Ojcze nasz odmawiane było tylko raz – na początku, a Zdrowaś Maryjo zostało przeredagowane tak, by zawierało jedynie „biblijną część tej modlitwy”. „Święta Maryjo, Matko Boża…” byłoby odmawiane „jedynie pod koniec każdej dziesiątki Zdrowaś Maryjo”. Powstałaby również nowa, „publiczna” wersja różańca, obejmująca czytania, pieśni, homilie i „szereg Zdrowaś Maryjo”, ale „ograniczonych do jednej dziesiątki”.
Paweł VI odpowiedział na tę absurdalną propozycję poprzez Sekretariat Stanu:
Wierni mogliby wyciągnąć wniosek, że papież zmienił różaniec i efekt psychologiczny byłby katastrofalny. (…) Każda wprowadzona w nim zmiana może jedynie osłabić zaufanie ludzi prostych i ubogich”.
Niezrażony tym Bugnini z uporem przedstawił jeszcze dwa projekty wzywające do zrewidowania różnych form pobożności maryjnej. W każdym z nich przemycał również postulat zrewidowania różańca. Jego trzeci projekt, zaprezentowany w kwietniu 1973 roku, spowodował interwencję Pawła VI, który zażądał, by z tekstu „zostały usunięte pewne ustępy o różańcu i aluzja o innym porządku tajemnic”. Papież napomniał Bugniniego, że „różaniec ma pozostać prosty w formie i niezmieniony w stosunku do swej obecnej postaci. Niech nowe formy pobożności maryjnej znajdą swe miejsce obok różańca”. Uznając porażkę, Bugnini zanotował w swych wspomnieniach, że „z czwartego projektu wszystkie wzmianki o rewizji różańca znikły”. Dwa lata później Bugnini został usunięty z zajmowanych stanowisk i wysłany do Iranu, po tym jak Paweł VI przeczytał dossier dokumentujące jego powiązania z masonerią – o istnieniu tych dokumentów sam Bugnini wspominał w swej autobiografii. Tradycyjny różaniec uniknął losu tradycyjnej Mszy.
Spadkobiercy Bugniniego po czterdziestu latach dobrali się w końcu do różańca. Wraz z opublikowaniem encykliki Rosarium Virginis Mariae (dalej RVM) tradycyjna forma różańca, kanonizowana przez św. Piusa V w bulli Consueverunt, została obalona. RVM wprowadza do różańca bezprecedensową innowację, dołączając nieoczekiwanie czwarty cykl „tajemnic światła”, obejmujący wydarzenia z publicznego życia Chrystusa: „1° chrzest Chrystusa w Jordanie, 2° Jego objawienie na weselu w Kanie, 3° głoszenie Królestwa Bożego i wezwania do nawrócenia, 4° przemienienie, 5° ustanowienie Eucharystii, jako sakramentalnego wyrazu Misterium Paschalnego”. Zmiana ta, w połączeniu z propozycjami sześciu innych modyfikacji różańca (które neokatolicka prasa pominęła), grozi poddaniem owej podstawowej modlitwy katolickiej temu samemu procesowi nieustannego eksperymentowania, który zniszczył ryt rzymski. Trudno przewidzieć, jak daleko ten proces zajdzie, skoro już raz został rozpętany, ale jeśli stan nowej Mszy może być jakimś wskaźnikiem, mamy uzasadniony powód do obaw, jak będzie wyglądał nowy różaniec za kilka lat.
Pragnę zaznaczyć na początku, że nie chciałem pisać tej broszurki. Niemal ostatnią rzeczą, jaką pragnąłbym robić, było zgłaszanie obiekcji do jeszcze jednego dokumentu papieskiego, który zawiera wiele dobrych rzeczy, ale również (jak to zwykle w tych czasach) wiele rzeczy dziwnych, bezprecedensowych i niepokojących, niespotykanych w żadnym dokumencie watykańskim przed ostatnim soborem. Jako świecki, wolałbym być budowany i inspirowany, a nie wprawiany w zakłopotanie i wzburzany przez watykańskie dokumenty, zwłaszcza przez dokument o różańcu świętym. Jaki tradycjonalista chciałby dać kolejny pretekst do oskarżeń o „ataki na papieża” czy bycie „bardziej katolickim od papieża” ze strony tej samej bandy neokatolickich komentatorów, którzy przełknęli wszystko – od ministrantek, po papieskie spotkania modlitewne z szamanami składającymi ofiary z żywych kozłów?
Przyznaję, że poważnie zastanawiałem się, czy roztropne będzie zgłaszanie jakichkolwiek obiekcji do innowacji, którą neokatolicki establishment już ogłasza najwspanialszym wynalazkiem od czasu zaprowadzenia zwyczaju używania wody święconej. Jak relacjonował entuzjastycznie dla „USA Today” Scott Hahn: „Gdy ogłosiłem [tę zmianę] studentom, byli zafascynowani. Stwierdzili, że to poruszające, ponieważ łączy Jezusa i Maryję w sposób jeszcze ściślejszy, niż do tej pory”. Tak więc, po setkach lat odmawiania różańca, Kościół nagle odkrył, 15 października 2002 roku, sposób na „połączenie” Jezusa i Maryi „w sposób jeszcze ściślejszy, niż do tej pory”. Widocznie związek między Matką a Dzieckiem, który rozważamy w tajemnicach radosnych, nie jest dla neokatolików związkiem zbyt bliskim. Tak, jest to jeszcze jeden niesamowity, zdumiewający dzień w „posoborowej wiośnie Kościoła”. Kto wie, jakie inne „braki” w tradycji kościelnej zostaną „naprawione” w burzliwych dniach, które jeszcze są przed nami? Czyż nie jesteśmy wszyscy świadkami cudownego „rozkwitu” liturgii rzymskiej po skorygowaniu przez Pawła VI wszystkich „braków” tradycyjnej Mszy?
Po ludzku patrząc, tradycjonaliści nie mogą nic zyskać na kwestionowaniu „doniosłości” tego „fascynującego i zdumiewającego rozwoju”. Możemy się jedynie spodziewać kolejnego ataku ze strony neokatolickich mediów, których święte oburzenie wobec wyrażanych przez tradycjonalistów obiekcji w stosunku do ostatnich ogłupiających innowacji będzie jak zawsze dostarczało doskonałej przykrywki dla pracy neomodernistycznych inżynierów nad demontażem kolejnej tradycji kościelnej. Nie chciałem pisać tej broszury i nawet zrezygnowałem z tego pomysłu. Wydarzyły się jednak trzy rzeczy.
Po pierwsze, przeczytałem wspaniałą serię encyklik Leona XIII o różańcu. Te królewskie akty Magisterium przypomniały mi z wielką mocą, że odwieczne nauczanie katolickie o Maryi i Jej różańcu niemal zanikło od czasu Vaticanum II. Żadnego aspektu tego nauczania nie można znaleźć w RVM – to dość dziwne, biorąc pod uwagę, że encyklika ta wzywa do powrotu do tradycji nabożeństwa różańcowego.
Po drugie, otrzymałem telefon od prałata, któremu mam zaszczyt ufać jako duchowemu doradcy w wielu kwestiach. Jest to wybitny mariolog, który z wszelkich względów zasłużył na to, by być biskupem, a nawet kardynałem, ale zamiast tego pracuje w małej lokalnej parafii, gdzie odprawia co tydzień indultową Mszę trydencką, na którą uzyskał zgodę, wbrew wszelkim szansom, dzięki nieustannej modlitwie o wstawiennictwo Matki Bożej. Prałat ten przeczytał uważnie RVM i poczynił szczegółowe uwagi. Powiedział mi, że był oburzony nie tylko niesłychanymi innowacjami wprowadzonymi przez RVM, ale też zaciemnianiem i systematycznym pomijaniem w tej encyklice tradycyjnego nauczania Kościoła. Nalegał, bym napisał tę broszurę i dołączył do mych rozważań jego własne uwagi.
Po trzecie, za radą tego prałata, przeczytałem encyklikę Marialis cultus (1974) Pawła VI. To niewiarygodne, ale ostatnia innowacja Jana Pawła II odchodzi nawet od nauczania Pawła VI, twierdzącego, że tradycyjna, trzyczęściowa forma różańca, kanonizowana przez św. Piusa V – trzy cykle tajemnic zawierające 50 Zdrowaś Maryjo, odpowiadających 150 psalmom – została słusznie zalecona przez Magisterium jako najlepszy wyraz chrystologicznego aspektu tego nabożeństwa.
Cóż, uczyniłem to. Posoborowe nowinkarstwo osiągnęło poziom, na którym tradycjonaliści mogą cytować przeciw innowatorom Pawła VI. Zarzucone zostało papieskie nauczanie sprzed zaledwie 28 lat. W tych okolicznościach uważam, że tradycjonaliści mają obowiązek wysunąć swe obiekcje wobec RVM, gdyż jeśli nie powiedzielibyśmy nic, bylibyśmy współwinni konsekwencji, jakie prawdopodobnie wynikną z promulgowania tego dokumentu, biorąc pod uwagę nasze gorzkie doświadczenia z „odnową” Mszy. Traktujcie ten artykuł jako obiekcje prywatnego człowieka, gdyż taką przedstawiają wartość.
Kim jest autor encykliki?
RVM jest oczywiście listem apostolskim Jana Pawła II. Tak przynajmniej mówi jej tytuł. Po trzykrotnym przeczytaniu tego dokumentu doszedłem jednak do silnego przekonania, że w dużej mierze RVM została napisana przez wrogów tradycyjnego różańca, podzielających liturgiczną mentalność abp. Bugniniego, a z pewnością służy ich celom. Zobaczymy to wyraźnie, przyglądając się licznym bugniniowskim „poprawkom” różańca, które gdyby zostały wprowadzone w życie, z całą pewnością doprowadziłyby do katastrofy. Mimo iż nie widzę powodu, by wątpić, że papież poparł pomysł dodania pięciu nowych tajemnic, oschła i oklepana frazeologia w innych kluczowych częściach dokumentu – tak niepodobna do papieskiego, zwykle dość zawiłego stylu – jasno wskazuje, przynajmniej dla mnie, na pracę jednego lub większej liczby watykańskich biurokratów, którzy nie potrafili oprzeć się pokusie pospiesznego „odnowienia” najważniejszej pozostałości tradycyjnej katolickiej pobożności, nadal praktykowanej w Kościele powszechnym.
Opinie tradycjonalistów, wyrażane przez publikacje takie jak „The Remnant”, nigdy nie koncentrowały się na osobie papieża, ograniczając się do uzasadnionej krytyki obiektywnej zawartości jego działalności i dokumentów, które każda rozumna osoba uznaje za w najwyższym stopniu kontrowersyjne i bezprecedensowe w historii Kościoła. Zwłaszcza w tym przypadku szczególnie istotne jest zaakcentowanie rozróżnienia pomiędzy osobą a jej działalnością.
Pamiętajmy, że nawet kiedy Paweł VI cieszył się dobrym zdrowiem, zgodził się na opublikowanie – jako swego osobistego nauczania – zawierającego błędy doktrynalne Wprowadzenia ogólnego do mszału rzymskiego (łac. IGMR) w roku 1969, naiwnie ufając, że Bugnini przedłożył je dla zbadania jego ortodoksji Kongregacji Nauki Wiary, które to polecenie Bugnini po prostu zignorował. W obliczu fali krytyki Paweł VI zmuszony został do wycofania pierwotnej wersji Wprowadzenia… w celu jego ponownego przeredagowania i nadania mu charakteru choć w minimalnym stopniu katolickiego. Jeśli Paweł VI mógł popełnić tak katastrofalny błąd, będąc w dobrym zdrowiu, co mogło zapobiec podobnej sytuacji w przypadku obecnego papieża, będącego w ostatnim stadium choroby Parkinsona, nie potrafiącego chodzić, odżywiać się samodzielnie czy nawet mówić dłużej bez utraty tchu? Trzeba również pamiętać, że w 50%% przypadków choroba Parkinsona powoduje również otępienie umysłu.
Gdyby mój własny ojciec cierpiał na dolegliwości, na które cierpi papież, i gdyby jak on, otoczony był przez wpływowe osobistości delikatnie (lub mniej delikatnie) wywierające na niego naciski, nigdy nie polegałbym na dokumentach noszących jego podpis, chyba że zapewniłby on mnie osobiście, że napisał je i podpisał całkowicie samodzielnie i z dobrej woli. Te same rozsądne zastrzeżenia musimy odnieść do szybko gasnącego naszego Ojca w Rzymie. Z tego właśnie powodu nie jestem skłonny do uznania, że jakikolwiek dokument ogłoszony w tych dniach w Watykanie w imieniu papieża jest owocem jego zdrowego i sprawnego umysłu oraz pamięci, wolnych od wszelkich niewłaściwych wpływów. Proszę więc moich neokatolickich braci o rozważenie, w świetle faktów, które zaprezentuję, czy naprawdę chcą uznać RVM za wspaniały owoc „rozwoju” różańca, czy też powinni raczej modlić się, by dokument ten nigdy nie został wprowadzony w życie.
Biorąc pod uwagę okoliczności, moje komentarze będą ograniczały się do treści dokumentu, którego autorami były w sposób ewidentny jeszcze inne osoby poza samym papieżem. W podobny sposób w pełni usprawiedliwieni krytycy pierwotnego IGMR Pawła VI (od kard. Ottavianiego po M. Daviesa) ograniczali się do analizy treści tego dokumentu sporządzonego przez Bugniniego i jego współpracowników. Chcąc położyć właściwy fundament pod tę dyskusję, koniecznie musimy najpierw rozważyć zarówno tradycyjną doktrynę, jak i tradycyjną formę różańca.
Tradycyjne nauczanie o różańcu św.
Leon XIII napisał aż dziesięć encyklik na temat różańca Najświętszej Maryi Panny. Stanowią one wspaniałe kompendium nauczania Kościoła względem początków i skuteczności tej modlitwy. Dowiadujemy się z nich m.in. że:
Nabożeństwo różańcowe zaprowadzone zostało pod Boskim natchnieniem przez św. Dominika około roku 1206, w odpowiedzi na prośby zanoszone do Matki Bożej o pomoc w pokonaniu herezji albigensów (Supremi Apostolatus officio).
Nadprzyrodzone pochodzenie różańca zostało potwierdzone przed długi szereg papieży, poprzez Leona X (1521), św. Piusa V (1572), Grzegorza XIII (1585), Sykstusa V (1590), Klemensa VIII (1605), Aleksandra VII (1667), bł. Innocentego XI (1689), Klemensa XI (1721), Innocentego XIII (1724), Benedykta XIV (1758) i samego Leona XIII (1903).
Matka Boża dała różaniec Kościołowi jako szczególnie skuteczny środek dla zniszczenia herezji, pokonania wrogów Kościoła, nawrócenia dusz i odwrócenia gniewu Bożego:
„Kierowany zaprawdę przez Boskie natchnienie i łaskę, przewidział on, że to nabożeństwo, jak najpotężniejsza broń, będzie środkiem do pokonania nieprzyjaciół i poskromienia ich zuchwałości i szalonej bezbożności” (Supremi Apostolatus officio).
„Został on ustanowiony dla dania oporu złośliwym herezjarchom i herezjom” (ibidem).
„Wraz z rozszerzaniem się tego nabożeństwa (…) ciemności herezji zostały rozproszone i światło wiary katolickiej ponownie zabłysło” (ibidem).
„Różaniec zaprowadzony został przez św. Dominika, by uśmierzyć gniew Boży i wybłagać wstawiennictwo Najświętszej Maryi Panny” (ibidem).
Różaniec zawdzięcza swą niezwykłą skuteczność wyjątkowemu statusowi Matki Bożej i Jej władzy jako Pośredniczki wszelkich łask, nadanej Jej przez szczególną łaskę Boga:
„Nasza ucieczka, jaką mamy w modlitwie do Maryi, wynika z Jej urzędu, jaki nieustannie pełni przed tronem Bożym, jako Pośredniczka łaski Bożej – będąc przez godność i przez zasługę najbardziej Mu miła, a więc przekraczająca we władzy wszystkich aniołów i świętych w niebie” (Iucunda semper expectatione).
„Władza więc, złożona w Jej rękach, jest niemal nieograniczona. (…) Pośród wielu Jej tytułów pozdrawiamy Ją jako «Matkę Bożą, naszą Pośredniczkę», «Wynagrodzicielkę [grzechów] całego świata», «Rozdawczynię wszelkich niebieskich darów»” (Adiutricem).
„Tak więc, podobnie jak żaden człowiek nie przychodzi do Ojca, jak tylko przez Syna, nikt nie przychodzi do Chrystusa, jak tylko przez Jego Matkę” (Octobri mense).
Tradycyjna forma różańca
Jak już wspomnieliśmy, sam Paweł VI w encyklice Marialis cultus stanowczo potwierdził nauczanie św. Piusa V o tradycyjnej formie różańca. Zakrawa na ironię, że mimo iż Paweł VI zrealizował plan Bugniniego co do zniszczenia rytu rzymskiego przez zniesienie formy Mszy, kanonizowanej przez św. Piusa V, niemniej jednak czuł się zobowiązany odrzucić jego projekty odnośnie do różańca i potwierdził nauczanie św. Piusa V. Wyraźnie odnosząc się do nieudanej próby zniszczenia różańca przez Bugniniego, Paweł VI powiedział:
My sami również, przyjmując po raz pierwszy wiernych na audiencji (13 lipca 1963) publicznie, oznajmiliśmy, jak droga jest Nam modlitwa różańcowa. Następnie przy licznych okazjach wielokrotnie podkreślaliśmy jej znaczenie, zwłaszcza w obliczu pewnych smutnych (…) wydarzeń, wydaliśmy encyklikę Christi Matri (15 września 1966) zalecając, by do Najświętszej Maryi Panny Różańcowej zanoszone były pokorne modlitwy w celu uzyskania od Boga największego dobra, jakim jest pokój. Po tej encyklice ukazała się adhortacja apostolska Recurrens mensis October (7 października 1969), by uczcić czterystulecie ogłoszenia listu apostolskiego Consueverunt Romani Pontifices, w którym święty Nasz Poprzednik Pius V wyjaśnił doktrynę modlitwy różańcowej i określił jej formę, która przetrwała aż do naszych czasów.
Odwoławszy się do nauczania św. Piusa V, Paweł VI wyjaśniał dalej:
Ponadto łatwiej teraz się rozumie, że uporządkowany i stopniowy bieg różańca wskazuje sposób, w jaki Słowo Boże z miłosiernego postanowienia, włączając się w sprawy ludzkie, dokonało dzieła odkupienia. W odpowiednim bowiem porządku rozważa się główne wydarzenia zbawcze, które dokonały się w Chrystusie: od dziewiczego poczęcia Słowa Bożego i tajemnic dzieciństwa Jezusa aż do najważniejszych wydarzeń Paschy, mianowicie błogosławionej męki i chwalebnego zmartwychwstania, do jej owoców, jakie w dniu Pięćdziesiątnicy przypadły w udziale rodzącemu się Kościołowi, a także samej Najświętszej Maryi Pannie, gdy z tego ziemskiego wygnania równocześnie z ciałem i duszą została przyjęta do niebieskiej ojczyzny. Rozumiemy również, że trzyczęściowy podział tajemnic różańca, zachowując kolejność czasu, całkowicie odpowiada następstwu wydarzeń; zwłaszcza, że odtwarza schemat pierwotnego głoszenia wiary; że ukazuje nadto tajemnicę Chrystusa w ten sam sposób, w jaki ujęta została przez św. Pawła, gdy w owym wspaniałym hymnie, w Liście do Filipian, przedstawił Jego wyniszczenie, śmierć, wyniesienie.
Następnie papież przedstawił jako autorytatywne i wiążące nauczanie św. Piusa V o elementach składowych różańca:
Koronka Najświętszej Maryi Panny – według tradycji przyjętej przez św. Piusa V, Naszego Poprzednika, i przez niego z powagą jego urzędu przedstawiona – składa się z różnych elementów odpowiednio uporządkowanych i powiązanych ze sobą. Są zaś one następujące: a) kontemplacja dokonująca się w duchowej wspólnocie z Maryją wielu tajemnic zbawienia, mądrze podzielonych na trzyczęściową serię, które przypominają zarówno radość z przyjścia Mesjasza, jak i zbawcze cierpienia Chrystusa oraz Jego, wskrzeszonego z martwych, chwałę spływającą na Kościół. Ta kontemplacja ze swej natury skłania ducha do podjęcia praktycznych rozważań i do czerpania stąd skutecznych norm postępowania; b) Modlitwa Pańska, czyli „Ojcze nasz”, na której – z uwagi na jej niezmierną wartość – jakby na swoim fundamencie wspiera się chrześcijańska modlitwa i od której biorą swoją godność wielorakie formy modlitwy; c) litanijna seria pozdrowień anielskich „Zdrowaś, Maryjo”, która powstaje ze słów anioła pozdrawiającego Najświętszą Dziewicę i z pełnego czci zdania wypowiedzianego przez Elżbietę oraz z dodanej pokornej prośby Kościoła „Święta Maryjo”.
Nieprzerwana ciągłość pozdrowień anielskich jest właściwa i charakterystyczna dla różańca, a poprzez ich ilość, która w typowej i pełnej formie tejże koronki wynosi sto pięćdziesiąt, wyraża się pewne podobieństwo do Psałterza. Dostrzega się to od początku tego pobożnego ćwiczenia. Ta to liczba, zgodnie z uznanym zwyczajem, podzielona na dziesiątki odnoszące się do poszczególnych tajemnic, rozpada się na trzy wspomniane serie lub cykle. Stąd zrodziła się dobrze znana koronka, składająca się z pięćdziesięciu Pozdrowień Anielskich. Weszła ona w użycie jako zwyczajowa miara tego ćwiczenia i jako taka przeszła do pobożności ludu oraz została zatwierdzona przez papieży, którzy obdarzyli ją również licznymi odpustami; d) doksologia „Chwała Ojcu”, jaką – stosownie do powszechnego zwyczaju chrześcijańskiego – kończy się modlitwy przez uwielbienie Jedynego i Troistego Boga, z Którego wszystko, przez Którego wszystko, w Którym wszystko.
Takie są części różańca maryjnego. Każda z nich odznacza się właściwym sobie charakterem, który musi odzwierciedlić się w odmawianiu, by różaniec mógł wyrazić całe bogactwo i różnorodność swej treści.
Tak więc Paweł VI, w jedności ze swymi poprzednikami, włączając w to Leona XIII (por. Iucunda semper expectatione) i w zgodzie z autorytatywnym nauczaniem św. Piusa V, potwierdził, że elementami różańca „uporządkowanymi i powiązanymi ze sobą” są:
trzy cykle tajemnic, wyrażających tajemnicę Chrystusa, zgodnie z nauczaniem św. Pawła.
150 Zdrowaś Maryjo, odmawianych w trzech cyklach po pięćdziesiąt, w analogii do Psałterza, co jest zwyczajem tak starym, jak samo to nabożeństwo.
Paweł VI wyraźnie więc dał do zrozumienia, że różaniec nie jest jakimś podlegającym zmianom zestawem modlitw, który może być przerabiany, kiedykolwiek komuś będzie się wydawało, że to dobry pomysł – ale trójjedyną strukturą złożoną z „elementów odpowiednio uporządkowanych i powiązanych ze sobą”, starożytnym kamieniem węgielnym katolickiej pobożności ludowej, zatwierdzonym od wieków przez Magisterium.
RVM i tradycyjne nauczanie o różańcu
Jak to zawsze bywa w przypadku nagłych i bezprecedensowych zmian, stale dodawanych do wielkiej fasady posoborowych nowinek, omawiana innowacja nie dotyka bezpośrednio katolickiej doktryny. RVM, podobnie jak pozostała część posoborowego programu zmian, nie narzuca właściwie katolikom żadnego nowego obowiązku. Dokument ten jest zasadniczo zbiorem obserwacji, zachęt i propozycji zmian w różańcu, przedstawianych jako sugestie czy opcje.
Ponadto RVM zawiera kilka wspaniałych ustępów odnoszących się do Matki Bożej i Jej różańca – którym tradycjonaliści powinni przyklasnąć i których powinni używać w apologetyce i ewangelizacji. Weźmy na przykład wspaniały końcowy paragraf, będący cytatem z pism bł. Bartłomieja Longo:
O, błogosławiony różańcu Maryi, słodki łańcuchu, który łączysz nas z Bogiem; więzi miłości, która nas jednoczysz z aniołami; wieżo ocalenia od napaści piekła; bezpieczny porcie w morskiej katastrofie! Nigdy cię już nie porzucimy. Będziesz nam pociechą w godzinie konania. Tobie ostatni pocałunek gasnącego życia. A ostatnim akcentem naszych warg będzie Twoje słodkie imię, o Królowo różańca z Pompei, o Matko nasza droga, o Ucieczko grzeszników, o Władczyni, Pocieszycielko strapionych. Bądź wszędzie błogosławiona, dziś i zawsze, na ziemi i w niebie.
Fragment ten bez wątpienia przejmuje drżeniem do szpiku kości ekumenicznych aparatczyków, którzy zrobili karierę na bagatelizowaniu dogłębnie maryjnego charakteru rzymskiego katolicyzmu, poprzez swe niekończące się, bezsensowne i bezwartościowe „dialogowanie” z różnego rodzaju dysydentami, którzy odmawiają powrotu do Kościoła.
Co więcej, względem praktycznych zaleceń RVM, katolicy na całym świecie powinni przyjąć z radością papieskie wezwanie do odmawiania różańca w rodzinach – abstrahując od tego, co RVM proponuje zrobić z samym nabożeństwem.
Ale niestety, RVM zawiera znacznie więcej niż powyższe cytaty, jakkolwiek piękne by one były. Jak katolicy słusznie mogą spodziewać się od czasu Vaticanum II, ostateczny wpływ tego dokumentu nie będzie zdeterminowany przez dobre fragmenty, które się w nim znajdują. Trzeba zauważyć również „bomby zegarowe”, niejasności i przypadki pominięcia tradycyjnego nauczania, wskazujące na nieustanne przeciąganie liny pomiędzy liberalną a bardziej konserwatywną frakcją w Watykanie. Tak jest również w przypadku RVM, co za chwilę pokażemy.
O czym nie mówi RVM
Liczba zagadnień, które RVM ignoruje lub pomija, jest naprawdę zdumiewająca. Na dwudziestu jeden stronach komentarzy i pochwał pod adresem różańca i Niepokalanej Dziewicy nie wspomina się o żadnym z podstawowych elementów tradycyjnego katolickiego nauczania, odnoszącego się do tego nabożeństwa.
Po pierwsze, brak jest jakiejkolwiek wzmianki o nadprzyrodzonym pochodzeniu różańca, o jego przekazaniu przez Matkę Bożą św. Dominikowi. Pisanie o historii różańca bez wspomnienia św. Dominika jest tak samo śmieszne, jak mówienie o powstaniu USA bez napomknięcia o Jerzym Waszyngtonie. Ignorując wszystkie dokumenty papieskie z ubiegłych wieków, dotyczące nadprzyrodzonej genezy różańca, RVM oświadcza, że „różaniec jest tylko metodą kontemplacji. Jako metodę należy go stosować mając na względzie cel, ale nie może on stać się celem samym w sobie”. Pisząc o przywiązaniu, jakie niektórzy „chrześcijanie” odczuwają rzekomo do form medytacji pochodzących z religii niechrześcijańskich, RVM posuwa się do stwierdzenia, że „różaniec należy do tej ogólnej panoramy fenomenologii religii, ale ma swe własne cechy charakterystyczne, które odpowiadają typowym wymogom specyfiki chrześcijaństwa”. Tak więc, według RVM, różaniec jest po prostu pewnym „zjawiskiem” religijnym, dopasowanym do „chrześcijańskich” potrzeb. Co gorsza, oświadcza dalej, że formy medytacji obecne w innych religiach zawierają wiele elementów, które są „pozytywne i dające się czasem zintegrować z doświadczeniem chrześcijańskim”!
Nawiasem mówiąc, słowo „katolicki” nie pojawia się w tekście RVM ani razu, poza jednym odesłaniem do Katechizmu Kościoła katolickiego. Słowo „katolicy” pojawia się jeden raz – w przypisie 25. Tajemnicze zniknięcie tych terminów jest cechą charakterystyczną wszystkich posoborowych deklaracji watykańskich, jednak tu – w dokumencie traktującym o najbardziej chyba katolickim z nabożeństw – jest szczególnie rażące.
Po drugie, RVM w ogóle nie wspomina o roli Matki Bożej jako Pośredniczki wszelkich łask – która ma kluczowe znaczenie dla zrozumienia wagi i skuteczności różańca. Dokument ten nie przyznaje Matce Bożej nawet ograniczonego tytułu „Pośredniczki” (bez uzupełnienia „Wszystkich Łask”), użytego przez Vaticanum II w konstytucji Lumen gentium punkt 62. Termin „Pośredniczka” nie pojawia się ani razu. Nie ma żadnej wzmianki o Jej roli w powszechnym pośrednictwie łask. Samo słowo „łaska” występuje jedynie w otwierającej osobistej refleksji papieskiej dotyczącej łask, jakie otrzymał, odmawiając różaniec.
Jak pisał Ludwig Ott: „Doktryna powszechnego pośrednictwa łask za przyczyną Matki Bożej, oparta na Jej współdziałaniu we wcieleniu, jest tak dobrze widoczna w źródłach objawienia, że nic nie stoi na przeszkodzie ogłoszeniu definicji dogmatycznej”. Jednak najbliższe tej prawdzie zdanie, jakie możemy znaleźć w RVM, brzmi:
macierzyńskie wstawiennictwo wszystko może uzyskać od Serca Syna (…). To przekonanie, począwszy od Ewangelii, umacniało się w ludzie chrześcijańskim na drodze doświadczenia”.
RVM nie czyni ani jednego odniesienia do nieomylnego nauczania całego szeregu papieży na temat wszechpośrednictwa łask, wspomina jedynie, że przez wstawiennictwo Matki Najświętszej możemy wyjednać sobie przychylność Boga. Jednak nawet ta wzmianka o wyjątkowej pozycji i roli Maryi przed tronem Boga wsparta została jedynie przez cytat z Boskiej komedii Dantego: „Pani, tej jesteś mocy i szczodroty, / że kto chcąc łaski do Cię nie ucieka, / taki bez skrzydeł waży się na loty”. Zdumiewające słowa. Dlaczego RVM nie cytuje żadnego z papieży, piszących na temat katolickiej doktryny o pośrednictwie wszystkich łask, jak to czynił względem różańca np. Leon XIII? Dlaczego ta fundamentalna prawda katolicka przedstawiona jest jako rodzaj mętnego poetyckiego sentymentu, wypływającego z „doświadczeń” chrześcijan, podczas gdy istnieje stałe papieskie nauczanie, które wyraża w doktrynalnych terminach szczególne powody, dla których katolicy odmawiają różaniec?
Po trzecie – RVM nie wspomina nic o historycznej i nierzadko cudownej roli różańca jako „najskuteczniejszej broni wojennej” przeciwko wrogom Kościoła (Leon XIII). Czy stało się tak dlatego, że zdaniem niektórych, począwszy od Soboru Watykańskiego II, Kościół nie ma już wrogów, a tylko „partnerów do dialogu”? Prawdziwych nieprzyjaciół (zwłaszcza wewnętrznych) ma dziś Kościół więcej niż kiedykolwiek, a mimo to z jego języka usunięto pieczołowicie wszystkie sformułowania mówiące o walce czy wrogach oraz inne wyrażenia, uznane za zbyt militarystyczne. Jest to z pewnością jedno z najpoważniejszych osiągnięć modernistów. Z niewiarygodną wprost beztroską RVM stwierdza, że „dziś stoimy wobec nowych wyzwań”. To wszystko, co dokument ten ma do powiedzenia odnośnie do opłakanego stanu dzisiejszego Kościoła.
Po czwarte, podczas gdy RVM mówi o pięciu nowych tajemnicach i innych zmianach w różańcu, nie wspomina ani słowem o prośbie Matki Bożej z Fatimy, aby po każdej dziesiątce dodawać krótką modlitwę: „O mój Jezu, przebacz nam nasze grzechy, zachowaj nas od ognia piekielnego, zaprowadź wszystkie dusze do nieba, a szczególnie te, które najbardziej potrzebują Twojego miłosierdzia”. Modlitwa ta doskonale odpowiada papieskiemu nauczaniu o nadprzyrodzonym pochodzeniu i skuteczności różańca – tak Leona XIII, jak i jego poprzedników.
RVM zatwierdza jeszcze jedną bardzo poważną innowację, polegającą na wprowadzeniu całego mnóstwa „krótkich modlitw kończących” każdą dziesiątkę różańca, tak by został on dostosowany do „różnych duchowych tradycji i różnych wspólnot chrześcijańskich”. Tak więc dla autora RVM modlitwa fatimska nie istnieje. W tym miejscu trzeba zauważyć, że z jakiegoś powodu sam papież nie używa tej modlitwy podczas publicznego odmawiania różańca – przynajmniej nie podczas tych, których byłem świadkiem. Podczas transmitowanego za pośrednictwem satelity „światowego różańca” 7 października 2000 ani papież, ani żaden z watykańskich dostojników nie odmawiał jej, chociaż s. Łucja uczyniła to po portugalsku w swoim klasztorze w Coimbrze, z głębokim smutkiem na twarzy.
Ponadto RVM nie wspomina nic o nabożeństwie pierwszych sobót, które zaprowadziła Matka Boża w Fatimie, przywiązując do niego ważne obietnice:
Obiecuję pomoc w godzinę śmierci razem ze wszystkimi łaskami potrzebnymi do zbawienia tym wszystkim, którzy w 5 pierwszych sobót następujących po sobie miesięcy przystąpią do spowiedzi, Komunii św. i będą Mi towarzyszyć przez 15 minut, rozmyślając nad piętnastoma tajemnicami różańca.
Słowa te nie pasują zbytnio do proponowanych 20 tajemnic, o których Matka Boża nie wspomniała nic w Fatimie, chociaż z pewnością przewidziała tę innowację. To mogłoby wyjaśnić, dlaczego RVM nie wspomina nic o nabożeństwie pierwszych sobót. W rzeczy samej RVM, poza jedną ogólną wzmianką, nie mówi w ogóle nic o objawieniu Matki Bożej w Fatimie. Nawet jednak ta lakoniczna aluzja opatrzona została następującym komentarzem w przypisie 11:
Jak wiadomo, co należy raz jeszcze potwierdzić, objawienia prywatne nie mają tej samej natury, co objawienie publiczne, normatywne dla całego Kościoła. Zadaniem Urzędu Nauczycielskiego jest badanie i stwierdzanie autentyczności objawień prywatnych oraz ich wartości dla pobożności wiernych.
Według RVM, przesłanie z Fatimy należy właśnie do tych zbędnych, „prywatnych objawień”. Bez znaczenia zdaje się tu fakt, że jego autentyczność została potwierdzona przez publiczny cud, zapowiedziany trzy miesiące wcześniej, w obecności 70 tys. ludzi, w tym wielu ateistów, nawróconych później pod jego wrażeniem.
Jak widzimy, ktokolwiek pomagał papieżowi w tworzeniu tego dokumentu, ewidentnie dążył do dwojakiego celu: „odnowy” różańca i głębszego pogrzebania orędzia z Fatimy. To lekceważenie objawień fatimskich zadziwiająco dobrze współgra z opinią kard. Sodano, że Fatima „należy do przeszłości” i nie ma już żadnych podstaw do żądania poświęcenia Rosji. Powiedzcie to cierpiącym katolikom rosyjskim. – W tym samym czasie, kiedy kard. Sodano informuje nas, że Fatima „należy do przeszłości”, Joachim Navarro-Valls protestuje przeciw „przeprowadzanej na wielką skalę kampanii antykatolickiej” w Rosji i mówi o „autentycznych prześladowaniach” Kościoła, obejmujących systematyczne wydalanie duchowieństwa, wstrzymywanie budowy kościołów, odmowę rejestracji parafii i podejrzanie dobrze zorganizowane akty wandalizmu. (…) Dzięki kard. Sodano i jego współpracownikom „ten biedny naród”, jak nazywała go s. Łucja, jest dalej niż kiedykolwiek od nawrócenia, obiecanego w Fatimie pod warunkiem, że Jej żądania zostaną spełnione. W dzisiejszej Rosji sześćdziesiąt procent wszystkich ciąży kończy się aborcją. Jednak ludzie chcący wprowadzić nowinki do różańca wydają się zdecydowani pogrzebać orędzie fatimskie jeszcze głębiej w procesie całościowej „ekumenicznej” reorientacji rzymskiego katolicyzmu.
W odpowiedzi na wymogi ekumenizmu, o którym katolicy nic słyszeli przez 1962 lata przez Vaticanum II, Rosarium Virginis Mariae (dalej RVM) podejmuje kwestię „zastrzeżeń wobec różańca”. Wedle RVM, „być może są jeszcze tacy, którzy żywią obawę, że różaniec może okazać się mało ekumeniczny ze względu na swój wyraźnie maryjny charakter”. Innymi słowy, różaniec postrzegany jest jako nieekumeniczny, ponieważ jest maryjny. Cóż za wyznanie! Potwierdza to pośrednio tezę o ewidentnie antymaryjnym charakterze ekumenizmu. Tłumaczy też, dlaczego nigdzie w RVM nie napotykamy wzmianki o roli Matki Bożej jako Pośredniczki wszelkich łask i dlaczego ta wybitnie katolicka doktryna ignorowana jest od czasu II Soboru Watykańskiego.
Jak już pisałem, pomimo że RVM zawiera wiele pochwał pod adresem Maryi i Jej różańca, żadna z tych pochwał nie odnosi się do kluczowych elementów tradycyjnego nauczania o tym nabożeństwie, o których pisał wielokrotnie Leon XIII. Chociaż RVM wychwala Leona XIII jako „papieża różańca”, nie przedstawia jednak jego nauczania, poza krótkim wspomnieniem jego zalecenia odmawiania różańca, jako środka do walki „ze złem toczącym społeczeństwo”. Przypomnijmy więc te prawdy, których nauczał Leon XIII i wielu żyjących wcześniej papieży, cytowanych w jego encyklikach:
Różaniec (w swej tradycyjnej postaci, jako 150 Zdrowaś Maryjo odpowiadających 150 psalmom) został Kościołowi przekazany przez św. Dominika, który z kolei został pouczony o tym nabożeństwie przez samą Matkę Bożą.
Różaniec jest środkiem służącym do walki duchowej przeciwko herezji i wrogom Kościoła oraz do uśmierzania gniewu Bożego.
Różaniec zawdzięcza swą skuteczność nadzwyczajnemu statusowi Matki Bożej jako Pośredniczki wszelkich łask. Z tego powodu jest Ona wywyższona w niebie ponad wszystkich aniołów i świętych pod względem władzy danej Jej przez Boga.
W zgodzie z ekumenicznym trendem RVM napomyka jedynie niejasno o władzy Matki Bożej jako Pośredniczki wszelkich łask, pisząc, że „Jest Ona «wszechmocna z łaski», jak – używając śmiałego wyrażenia, które należy właściwie rozumieć – określił to bł. Bartłomiej Longo w swej Suplice do Królowej różańca świętego. To przekonanie, począwszy od Ewangelii, umacniało się w ludzie chrześcijańskim na drodze doświadczenia”. Jednomyślne świadectwo świętych, doktorów Kościoła i Magisterium niemal XX wieków zignorowano i zastąpiono jednym „śmiałym wyrażeniem” nieznanego maltańskiego księdza, którego Jan Paweł II beatyfikował w 1980 roku. Twierdzi się ponadto, że to „śmiałe wyrażenie” oddaje jedynie „przekonanie” zakorzenione w „ludzie chrześcijańskim na drodze doświadczenia”, bez najmniejszego odniesienia do stałego nauczania Kościoła w tej kwestii, prezentowanego m.in. tak jasno przez Leona XIII. RVM stwierdza dalej, że to „śmiałe wyrażenie” musi być „właściwie rozumiane”, jednak owej „właściwej” interpretacji nie podaje. W żadnym przypadku „śmiałe wyrażenie” Bartłomieja Longo nie jest tak „śmiałe”, jak nauczanie Magisterium stwierdzające, że jedynie Najświętsza Maryja Panna cieszy się wyjątkowym i wzniosłym statusem Pośredniczki wszelkich łask – które to nauczanie RVM całkowicie ignoruje.
W pierwszej części tej analizy stwierdziłem, że doktryna o Matce Bożej jako Pośredniczce wszelkich łask jest pomijana ze względu na antymaryjne tendencje ekumenizmu. Jak się to już stało zwyczajem, sami przedstawiciele Watykanu dostarczają argumentów potwierdzających podejrzenia tradycjonalistów. W tym przypadku neokatolicka agencja informacyjna Zenit.org przytoczyła (21 października 2002) uwagi ks. Stefana de Fiores, reprezentanta „odnowionej mariologii” i członka Międzynarodowego Papieskiego Uniwersytetu Maryjnego, „doradzającego papieżowi we wszystkich kwestiach teologicznych odnoszących się do osoby Maryi”. Odnosząc się szczególnie do roli Matki Bożej jako Współodkupicielki, ks. De Fiores stwierdził:
Z soborowego i ekumenicznego punktu widzenia nie jest z pewnością aktualnie właściwe ogłoszenie tego dogmatu. Odłączeni bracia, protestanci i prawosławni, czynili nam wyrzuty, że nie konsultowaliśmy się z nimi odnośnie do ostatnich dogmatów maryjnych. Dlatego, jak myślę, ogłoszenie dogmatu tego rodzaju musiałoby obejmować ich udział.
Tak więc, dzięki ekumenizmowi, Magisterium Kościoła zmuszone jest do konsultowania się z obiektywnymi heretykami i schizmatykami i naradzania się z nimi przed ogłoszeniem dogmatu maryjnego! Ks. de Fiores otwarcie stwierdza, że jest to wynik przyjęcia „soborowego i ekumenicznego punktu widzenia”, najwyraźniej odmiennego od stanowiska katolickiego. W ten sposób członek administracji watykańskiej stwierdza jasno, że Vaticanum II i ekumenizm stoją na przeszkodzie oddaniu Matce Bożej tego, co się Jej należy. Jednak RVM opisuje Vaticanum II jako „wielką łaskę daną przez Ducha Świętego Kościołowi w naszych czasach”. Czy owocem tej „wielkiej łaski” jest również niechęć do obrony dogmatu maryjnego bez oglądania się na niekatolików? Jak mogłaby Maryja, Pośredniczka wszelkich łask, wyjednać Kościołowi łaskę, czyniącą Kościół zakładnikiem dysydentów teologicznych co do prawdy o Jej wzniosłym statusie? Wyznanie ks. De Fiores jest jedynie kolejnym dowodem na poparcie wniosku, że zarówno sobór jak i ekumenizm są nierozważnymi eksperymentami, których destrukcyjne skutki muszą zostać naprawione dla dobra Kościoła i świata – oraz dla oddania właściwej czci Najświętszej Maryi Pannie.
Pomijając doktrynę o wszechpośrednictwie Matki Bożej, RVM stwierdza:
Kościół zawsze uznawał szczególną skuteczność tej modlitwy, powierzając jej wspólnemu odmawianiu, stałemu jej praktykowaniu, najtrudniejsze sprawy. W chwilach, gdy samo chrześcijaństwo było zagrożone, mocy tej właśnie modlitwy przypisywano ocalenie przed niebezpieczeństwem, a Matkę Bożą różańcową czczono jako Tę, która wyjednywała wybawienie.
Jednak to niejasne odniesienie do niesprecyzowanych „zagrożeń” wobec „chrześcijaństwa” w nieokreślonym czasie, nie wskazuje na cudowne skutki różańca w powstrzymywaniu ataków niewiernych i heretyków, którzy występowali przeciwko Kościołowi katolickiemu i katolickiemu porządkowi społecznemu, czyli Christianitas. (Jak już pisałem, słowo „katolicki” nie pojawia się w ogóle RVM, poza odsyłaczem do Katechizmu Kościoła katolickiego). Czytając RVM, nie sposób domyślić się np., że różaniec był bronią pozwalającą pokonać muzułmanów pod Lepanto za pontyfikatu św. Piusa V, albo że doprowadził do, po ludzku niewytłumaczalnego, opuszczenia przez Sowietów Austrii w roku 1955. W istocie RVM nie wspomina nawet o św. Piusie V, pomimo że był on świętym papieżem, który kanonizował tradycyjną formę różańca w liście apostolskim Consueverunt Romani Pontifices, o którym RVM również nic nie mówi. Jednak, zaledwie 28 lat temu, nie kto inny jak Paweł VI cytował obszernie encyklikę Consueverunt, wskazując, że św. Pius V „autorytatywnie nauczał” o tych elementach – elementach, które RVM obecnie zmienia, po raz pierwszy od czasu nadprzyrodzonych początków tego nabożeństwa.
Czyniąc jedynie niejasną uwagę o roli różańca jako danej nam w sposób nadprzyrodzony broni przeciw wrogom Kościoła, RVM przedstawia go zgodnie z posoborowym wymaganiem ekumenicznym, domagającym się usunięcia z nauczania Kościoła wszystkiego, co mogłoby razić niekatolików: „Dziś skuteczności tej modlitwy zawierzam – jak o tym wspomniałem na początku – sprawę pokoju w świecie i sprawę rodziny”. Światowy pokój i jedność rodziny są jedynymi celami różańca, o których wspomina RVM, pomimo że encyklika ta ogłasza rok 2003 rokiem różańca. Pokój światowy i jedność rodziny są z pewnością same w sobie chwalebnymi celami, dlaczego jednak katolicy nie są wzywani do modlitwy różańcowej o pomyślność Kościoła katolickiego, powrót dysydentów do jedności katolickiej (jest to szczególna intencja różańcowa zalecana przez Leona XIII w encyklice Adiutricem) i o zbawienie dusz podczas największego w historii kryzysu duchowego? Dlaczego nie czyni się nawet najmniejszej wzmianki o tym, że różaniec powinien być odmawiany w intencji nawrócenia grzeszników i jako wynagrodzenie za zniewagi wyrządzone Bogu, jak o to prosiła Matka Boża w Fatimie, której objawienia RVM spycha do przypisu 11 o objawieniach prywatnych? Czy Kościół nie potrzebuje już obrony? Czy nie ma już żadnych dysydentów, którzy muszą do niego wrócić, nie ma już grzeszników, którzy muszą się nawrócić, ani dusz, które mogłyby zostać uratowane dzięki łaskom wyproszonym przez różaniec? Czy Bóg nie jest już obrażany? Dlaczego w czasach, gdy ogólny stan moralności jest znaczenie gorszy, niż w roku 1917, duchowni epoki posoborowej nie podzielają już duchowych trosk Matki Bożej z Fatimy?
Zamiast wzywać do wznowienia odmawiania różańca jako potężnego środka przynoszącego nawrócenie, RVM zauważa zagadkowo, że: „różaniec na nowo odkryty we właściwy sposób jest pomocą, a bynajmniej nie przeszkodą dla ekumenizmu!”. Co to oznacza? Otóż według RVM różaniec „nie jest przeszkodą dla ekumenizmu”, jeśli – powtarzam: jeśli – jest „na nowo odkryty we właściwy sposób”. W sposób oczywisty mamy przez to rozumieć, że gdyby różaniec nie był „odkryty we właściwy sposób”, byłby wówczas „przeszkodą” dla ekumenizmu. Jedynym logicznym wnioskiem, jeśli przypisywać słowom ich właściwe znaczenie, jest, że nabożeństwo różańcowe, rozumiane w sposób tradycyjny i tak praktykowane, w jakiś niewyjaśniony sposób byłoby przeszkodą dla ekumenizmu. W przeciwnym razie RVM wzywałby raczej do odkrywania modlitwy różańcowej, niż do jej „właściwego” odkrywania. Zatem RVM ma za zadanie zainaugurować ekumeniczne – a więc właściwe – ożywienie modlitwy różańcowej. Zobaczymy niebawem, w jaki sposób to „ożywienie” o które, podobnie jak o nową Mszę, wierni nigdy nie prosili – będzie dokonywane.
I jeszcze jeden znaczący ustęp: RVM informuje nas, że istnieje pilna potrzeba „stawienia czoła pewnemu kryzysowi tej modlitwy, której w obecnym kontekście historycznym i teologicznym zagraża niesłuszne pomniejszanie jej wartości”. Dopiero po Vaticanum II usłyszeliśmy o „teologicznym kontekście” mogącym pomniejszyć wartość różańca. Czym jednak jest dokładnie ów „obecny kontekst teologiczny”? RVM nie twierdzi wprost, że „obecny kontekst teologiczny” jest jakąś powszechną, antymaryjną herezją, jak to było w przypadku nestorianizmu. Ustęp ten może się więc odnosić jedynie do poglądów dominujących wśród posoborowych duchownych, którzy są wiernymi wykonawcami Vaticanum II. Jednym słowem: „obecnym kontekstem teologicznym” jest ekumenizm, którego antymaryjne tendencje uwidaczniają się tu w sposób pośredni.
W „obecnym kontekście teologicznym” sam papież jawi się niemal jako apologeta różańca. Jak stwierdza w RVM: „Dwadzieścia cztery lata temu, 29 października 1978 roku, zaledwie w dwa tygodnie po wyborze na Stolicę Piotrową, tak mówiłem, niejako otwierając swe serce: różaniec «to modlitwa, którą bardzo ukochałem»”. Po raz pierwszy chyba Wikariusz Chrystusa wyraża swe przywiązanie do różańca raczej jako do „ukochanej modlitwy”, niż do jednego z fundamentów życia duchowego katolików. Czegoś takiego nie można było usłyszeć przed II Soborem Watykańskim. Właśnie tego typu stwierdzenia, płynące nieprzerwanie z Watykanu, utwierdzają wiernych w przekonaniu o całkowitej i bezprzykładnej zmianie orientacji Kościoła. To tak, jakby Kościół – jak jakieś ciało planetarne – został wyrzucony przez katastrofę kosmiczną ze swej orbity, ale nikt sprawujący władzę nie chciałby uznać, że w wyniku tego klimat zmienił się w sposób drastyczny.
I tak, chociaż RVM wychwala nabożeństwo różańcowe, w sprytny sposób wprowadza subtelną reorientację różańca, mającą doprowadzić do jego „właściwego ożywienia”, harmonizującego z „obecnym kontekstem teologicznym” w taki sposób, by nie stanowił już „przeszkody dla ekumenizmu”. Jedynie to usiłowanie wyjaśnić może systematyczne pomijanie przez RVM wszelkich „nieekumenicznych” aspektów przedsoborowego nauczania Kościoła na temat różańca. Nawet wychwalając różaniec, RVM nagina go do obecnego programu ekumenicznego i idei panreligijnego braterstwa, mającego zastąpić chrześcijański ład społeczny. Dlatego właśnie „w obecnym kontekście teologicznym” Kościół „dialoguje” dziś z tymi, których niegdyś traktował jako heretyków i niewiernych, zagrożonych wiecznym potępieniem, o ile się do niego nie nawrócą. Zamiast walczyć o społeczne panowanie Chrystusa, biurokraci watykańscy uganiają się obecnie za mrzonką „cywilizacji miłości”, realizowaną przy uzyciu takich środków jak Światowe Dni Modlitw o Pokój w Asyżu. Nie jest przypadkiem, że „modlitwy o pokój” w Asyżu nigdy nie obejmują różańca – pomimo że, co dziwne, RVM stwierdza, iż „różaniec jest ze swej natury modlitwą o pokój”. Jednak podczas spotkań w Asyżu nigdy nie wspominano o Matce Bożej, aby nie obrazić przedstawicieli protestantów. Ekumeniczna tendencja do unikania tego, co zbyt wyraźnie katolickie, jest również powodem, dla którego RVM nie zawiera żadnej wzmianki, że różaniec powinien być odmawiany w intencji wybawienia Kościoła katolickiego od jego wrogów i o nawrócenie niekatolików na prawdziwą religię. A przecież właśnie w tym celu Matka Boża pozostawiła różaniec swemu Kościołowi, jako „najskuteczniejszą broń” i „środki zmuszające wrogów do ucieczki i poskramiające ich zuchwałość oraz szaloną bezbożność” (Leon XIII, Supremi apostolatus officio).
Jak pisał papież Leon w swej encyklice Adiutricem:
Rozważanie tajemnic różańca, powtarzane często w duchu wiary, z całą pewnością raduje najczulszą z matek i pobudza Ją do okazania litości swym dzieciom. Z tego powodu mówimy, że różaniec jest najskuteczniejszą modlitwą, przez którą możemy bronić sprawy odłączonych braci. Łaskawe wysłuchiwanie [próśb] przynależy do Jej urzędu, jako naszej duchowej Matki. Maryja nie zrodziłaby – ani nie mogłaby zrodzić – tych, którzy należą do Chrystusa, gdyby nie byli zjednoczeni w jednej wierze i miłości, gdyż „Czy Chrystus może być podzielony?”. Wszyscy muszą żyć życiem Chrystusa w organicznej jedności, „by przynosić prawdziwy owoc Bogu” w jednym i tym samym ciele. Każdy jednak z rzeszy tych, których nieszczęśliwe wydarzenia oderwały od tej jedności, musi narodzić się ponownie w Chrystusie z tej samej Matki, którą Bóg obdarzył niesłabnącą miłością do rodzenia ludu świętego. (…) Niech Bóg da, by nie lekceważyli żarliwego pragnienia ich litościwej Matki, ale przeciwnie, odpowiadali, jako ludzie dobrej woli, na troskę o ich wieczne zbawienie.
Oto głos wiecznego Rzymu, bez obaw głoszącego protestantom i prawosławnym, że Kościół prosi Maryję o ich ponowne narodzenie w Chrystusie dzięki ich powrotowi do katolickiej jedności, że nie wolno im odrzucać Jej wezwania, jeśli chcą osiągnąć zbawienie. Fakt, że te słowa Leona XIII są przez obecnych biurokratów watykańskich uznane za nietolerancyjne, mówi nam wszystko o powadze obecnego kryzysu w Kościele.
Trzeba również zauważyć, że zgodnie z posoborową reorientacją różańca, RVM zawiera liczne, bardzo osobliwe określenia tego nabożeństwa, równie bezprecedensowe, co cała reszta posoborowych nowinek. Tak więc np. RVM informuje nas, że różaniec „nadaje rytm ludzkiemu życiu”, że „kto podejmuje kontemplację Chrystusa, rozważając etapy Jego życia, musi pojąć w Nim również «prawdę o człowieku»”, że „każda tajemnica różańca, stając się przedmiotem dobrej medytacji, rzuca światło na misterium człowieka”. Jaką wartość duchową ma mieć to wprowadzanie antropocentryzmu do różańca? RVM nie wyjaśnia nam tego. O cokolwiek by jednak chodziło, byłaby to absolutna nowość, nieznana do czasu obecnego pontyfikatu.
Zakres innowacji
W tym miejscu dochodzimy do poszczególnych innowacji wprowadzanych przez RVM. Po pierwsze, by uprzedzić oklepane zastrzeżenie – nikt nie podaje w wątpliwość, że papież ma prawo zmienić formę różańca, jednak sama jego władza w tym zakresie nie jest żadnym argumentem. W proponowanych nowych tajemnicach nie ma też niczego, co mogłoby budzić zastrzeżenia natury teologicznej. Trzeba w tym miejscu zwrócić uwagę na pewien problem: wydaje się, że jest nie pięć, a sześć nowych tajemnic, ponieważ tajemnica piąta: „Ustanowienie Eucharystii jako sakramentalnego wyrazu misterium paschalnego” – obejmuje właściwie dwie różne tajemnice.
Z drugiej strony, być może jest jednak tylko pięć nowych tajemnic, gdyż tajemnica trzecia: „Głoszenie królestwa Bożego i wzywanie do nawrócenia” nie wydaje się w ogóle tajemnicą w ścisłym tego słowa znaczeniu, ponieważ głoszenie wiary przez Zbawiciela nie może być tajemnicą wiary. To treści głoszone w Ewangelii zawierają tajemnice wiary – w tym przypadku, tajemnicę królestwa Bożego – a nie akt jej głoszenia. Jak słusznie zauważył już prof. R. Amerio, dokumentom watykańskim ogłaszanym po soborze brak jest klasycznej tomistycznej precyzji. W każdym razie „głoszenie królestwa Bożego i wzywanie do nawrócenia” wydaje się nazbyt szerokim przedmiotem do medytacji podczas różańca, w porównaniu z tajemnicami np. „Biczowania” czy „Wniebowstąpienia”. Na czym dokładnie mają skupić się wierni, kontemplując tę tajemnicę podczas odmawiania dziesiątki Zdrowaś Maryjo?
Zaprawdę, zarówno trzecia jak i piąta z tajemnic światła są zbyt obszerne i obie wyrażają więcej niż jedną myśl, brak im więc konkretnego centralnego punktu do medytacji. Tradycyjne tajemnice różańcowe można łatwo przywołać w pamięci przez jeden z obrazków, jakie widzimy w tradycyjnych książkach służących jako pomoc w medytacji różańcowej. Nie przychodzi mi jednak do głowy żaden obraz, który oddawałby „głoszenie królestwa Bożego i wzywanie do nawrócenia” albo „ustanowienie Eucharystii, jako sakramentalnego wyrazu misterium paschalnego”. Wyobraźmy sobie, jak nieporęczne będzie ogłaszanie tych tajemnic podczas odmawiania różańca. Wyobraźcie sobie miłą panią z parafialnej róży ogłaszającą: „Piątą tajemnicą światła jest ustanowienie Eucharystii, jako sakramentalnego wyrazu misterium paschalnego”. Ciekawe, czy architekci nowego różańca rzeczywiście spróbowali odmówić go, zanim zarekomendowali go Kościołowi.
Zastanówmy się teraz nad twierdzeniem, że innowacje RVM są „opcjonalne” i tradycjonaliści nie mają powodu się niepokoić. RVM sugeruje co prawda, że nowe tajemnice różańca są „proponowanym dodatkiem do tradycyjnego wzoru” i mają być „pozostawione swobodnemu wyborowi jednostek i wspólnot”. Jednak odczytując RVM jako całość, widzimy wyraźnie, że wolność ta oznaczać ma jedynie tolerancję wobec odejścia od zasady, która ma stać się bardzo szybko normą.
Po pierwsze, RVM nie przedstawia nowych tajemnic jako opcjonalnych tematów do medytacji. „Proponuje” raczej, by „tajemnice światła” zostały „włączone” w tradycyjny cykl różańcowy w czwartki. Chodzi tu w sposób oczywisty o to, by raz włączone – jak się to z pewnością stanie – stały się nową powszechną normą (przynajmniej de facto). Ponadto RVM zawiera rozważania nad tajemnicami różańca, włączając w to tajemnice światła, traktując je jako integralną część nabożeństwa.
Wiemy aż nazbyt dobrze, że w Novus Ordo opcje są czymś obowiązkowym, podczas gdy tradycje – jeśli nie są całkowicie zakazane – stają się opcjami. Posiadam informacje z wiarygodnego źródła, że członkowie Opus Dei zaczęli rozważać „tajemnice światła” już w pierwszy czwartek po ogłoszeniu RVM, tj. w ciągu 24 godzin! Bez wątpienia członkom Opus Dei zakazano już przynajmniej de facto trzymania się tradycyjnego cyklu różańca w czwartki i soboty. Możemy być pewni, że reszta neokatolickiego establishmentu przyjmie nowy różaniec, tak jak przyjęła nową Mszę i ministrantki. Neokatolickie wydawnictwa z pewnością nie oprą się pokusie wydrukowania nowych książek o różańcu z dwudziestoma tajemnicami i nowym kalendarzem różańcowym. W ten sposób nie minie wiele czasu, a „wolność” w kontynuowaniu tradycyjnej formy różańca traktowana będzie jako „integryzm”. Neokatolicy zapewniać będą swych zwolenników, że tylko „integryści” upierają się przy odmawianiu różańca w tradycyjnej formie kanonizowanej przez św. Piusa V, potwierdzonej przez Matkę Bożą w Fatimie i bronionej przed zmianą przez „nikczemnego integrystę” Pawła VI.
Póki co, nawet świeckie źródła traktują proponowaną innowację tak, jakby została już wyryta w kamieniu. Jak zauważa internetowa encyklopedia Wikipedia:
różaniec był tradycyjnie „poświęcony” jednej z trzech serii tajemnic odmawianych po kolei: tajemnic radosnych, tajemnic bolesnych i tajemnic chwalebnych. Poprzez bezprecedensowe zerwanie z tradycją papież Jan Paweł II w swej encyklice Rosarium Virginis Mariae (październik 2002) wprowadził czwartą serię, nazwaną tajemnicami światła.
Jak zauważyliśmy, Rosarium Virginis Mariae (dalej: RVM) proponuje, by nowe tajemnice światła zostały włączone do tradycyjnego cyklu różańcowego w czwartki. Aby umożliwić to „włączenie”, tradycyjne tajemnice radosne zostaną przesunięte na sobotę – skąd z kolei wyprą tradycyjne tajemnice chwalebne, rozważane obecnie w środy, soboty i niedziele. To przetasowanie tradycyjnego cyklu usprawiedliwiane jest kuriozalnie tym, że „sobota miała zawsze specyficznie maryjny charakter”, mimo że w rezultacie tej zmiany wierni nie będą już rozważali w soboty (również w pierwsze soboty) zwieńczenia tajemnic maryjnych całego różańca – wniebowzięcia i ukoronowania Matki Bożej.
Już ta jedna zmiana zniszczy harmonijny cykl różańca: od narodzenia przez mękę do zmartwychwstania. Tradycyjny cykl różańcowy wygląda następująco:
poniedziałek – Narodzenie.
wtorek – Męka.
środa – Zmartwychwstanie.
czwartek – Narodzenie.
piątek – Męka.
sobota i niedziela – Zmartwychwstanie.
Po wprowadzeniu proponowanych zmian cykl ten przeobrazi się w mieszaninę niepowiązanych ze sobą wydarzeń, następujących w tygodniu liturgicznym w następującym porządku:
poniedziałek – Narodzenie.
wtorek – Męka.
środa – Zmartwychwstanie.
czwartek – Życie publiczne (tajemnice światła).
piątek – Męka.
sobota – Narodzenie (!).
niedziela – Zmartwychwstanie.
Zauważmy, że zgodnie z „proponowanym dodatkiem do tradycyjnego wzoru” sugeruje się, by Kościół przeszedł od rozważania zmartwychwstania Pańskiego w środę do rozważania życia publicznego Chrystusa w czwartek, pomijając Jego narodzenie. Co gorsza, Kościół przechodziłby od rozważania męki Pańskiej w piątek z powrotem do narodzenia Zbawiciela w sobotę, pomijając zmartwychwstanie, a następnie od narodzenia w sobotę do zmartwychwstania w niedzielę, pomijając mękę Chrystusa. Jak zauważył pewien znajomy ksiądz, efekt wygląda tak, jakby współczesny kompozytor wstawił fragment o nowym tempie do symfonii Brahmsa, równocześnie przerabiając tempa pozostałych jej części po to, by je do niego dopasować. W naszym jednak przypadku symfonia, która zostaje sfałszowana, napisana została przez Ducha Świętego poprzez setki lat rozwoju, w oparciu o materiał (150 Zdrowaś Maryjo odpowiadających 150 psalmom) dostarczony przez Matkę Bożą.
Nic dziwnego, iż Paweł VI zauważył, że różaniec jest „mądrze podzielony na trzy cykle” i że ten układ
oddaje schemat głoszenia wiary [przez Zbawiciela] i przedstawia raz jeszcze tajemnicę Chrystusa w ten sam sposób, w jaki czyni to św. Paweł w swym sławnym „hymnie” Listu do Filipian – kenosis, śmierć i wyniesienie (por. 2, 6–11).
Jednak po wprowadzeniu nowego cyklu biblijna harmonia pomiędzy tajemnicami radosnymi, bolesnymi i chwalebnymi oraz kenosis, śmiercią i wywyższeniem Chrystusa zanikłaby całkowicie.
Choć neokatolicki establishment wkrótce o tym zapomni, sam RVM przedstawia tę innowację jako opcję dla wiernych. Tak więc, korzystając z tej wolności, tradycjonaliści mają prawo wysuwać wobec niej zastrzeżenia. Ogólną obiekcję można ująć w pytanie: biorąc pod uwagę, że nawet Paweł VI nie zmienił układu różańca, jaki naglący powód miał po temu Jan Paweł II? RVM powodu takiego nie podaje, stwierdza jedynie, iż papież „wierzy”, że zmiana ta jest pożądana:
Różaniec w formie, jaka przyjęła się w najbardziej rozpowszechnionej praktyce, zatwierdzonej przez władze kościelne, wskazuje tylko niektóre spośród tak licznych tajemnic życia Chrystusa. Taki wybór podyktował pierwotny schemat tej modlitwy, nawiązujący do liczby 150 Psalmów.
Uważam jednak, że aby rozwinąć chrystologiczny wymiar różańca, stosowne byłoby uzupełnienie, które – pozostawione swobodnemu wyborowi jednostek i wspólnot – pozwoliłoby objąć także tajemnice życia publicznego Chrystusa między chrztem w Jordanie a męką.
Jest to kolejny przykład znanego nam od czasu soboru zjawiska, polegającego na odkrywaniu nie zauważonych do tej pory „braków” w katolickim kulcie i pospiesznym ich „korygowaniu”. Podobnie jak w przypadku nowej Mszy, tu mamy do czynienia z odwróceniem naturalnego procesu rozwoju tradycji kościelnej, stopniowego powstawania wśród wiernych pobożnego zwyczaju, który ostatecznie otrzymuje aprobatę Magisterium, jako powszechny zwyczaj Kościoła. W taki właśnie sposób św. Pius V zaaprobował tradycyjną formę różańca, która rozwijała się przez wieki jako forma pobożności ludowej. W przypadku RVM dzieje się odwrotnie: nowość zostaje podana w postaci gotowej i wprowadzona odgórnie. Ten sam destrukcyjny w skutkach schemat zastosowano w przypadku nowej Mszy.
Jak to jednak możliwe, że ani św. Pius V, ani żaden z jego następców – włączając w to Pawła VI zaledwie 28 lat temu – nigdy nie dostrzegł, że różańcowi brak jest „chrystologicznej głębi”, ponieważ obejmuje tylko trzy cykle medytacyjne, a nie cztery? Jeśli nagle odkryto, że jedynym sposobem na „wyrażenie w pełni” różańcowej „chrystologicznej głębi” jest dodanie medytacji do „tradycyjnego wzorca” – dlaczego jedynie pięciu? W jaki sposób wyliczono, że akurat pięć jest liczbą wystarczającą do osiągnięcia wystarczającej „chrystologicznej głębi”? Dlaczego nie dodać kazania na górze, cudownego rozmnożenia chleba, wskrzeszenia Łazarza, przeklęcia drzewa figowego etc.? Możliwości są niemal nieograniczone. Dokument inicjuje prawdziwą lawinę: nic nie stoi na przeszkodzie, by dodać jakieś nowe cykle tajemnic różańcowych, podobnie jak do lekcjonarza Novus Ordo dodane zostały niezliczone nowe czytania, burząc roczny cykl czytań z Pisma św. w tradycyjnym rycie rzymskim.
RVM wzmacnia też przekonanie, że różaniec, podobnie jak liturgia, podlega nieustannemu procesowi „ulepszania”, którego coraz to nowe produkty narzucane być mogą co jakiś czas odgórnie, nawet przez lokalnych biskupów, a nie czymś przechodzącym z pokolenia na pokolenie, czymś, co Kościół otrzymał w dziedzictwie: „Istotnie, różaniec jest tylko metodą kontemplacji. Jako metodę należy go stosować, mając na względzie cel, a nie może on stać się celem samym w sobie. Jednak również jako metody nie należy go lekceważyć, skoro jest owocem wielowiekowego doświadczenia. Przemawia za nim doświadczenie niezliczonych świętych. Nie wyklucza to jednak faktu, że można go ulepszyć. Do tego właśnie zmierza uzupełnienie cyklu tajemnic nową serią – mysteria lucis – wraz z pewnymi sugestiami dotyczącymi odmawiania różańca, które przedstawiam w niniejszym liście. Tymi propozycjami, respektując jednak powszechnie przyjętą strukturę tej modlitwy, chciałbym pomóc wiernym, by zrozumieli ją w jej aspektach symbolicznych, pozostając w zgodzie z wymogami życia codziennego. W przeciwnym razie zachodziłoby niebezpieczeństwo, że różaniec nie tylko nie przyniesie pożądanych skutków duchowych, ale dojdzie nawet do takiej sytuacji, że koronkę, na której zazwyczaj się go odmawia, będzie się traktować na równi z jakimś amuletem czy przedmiotem magicznym, co byłoby radykalnym wypaczeniem jego znaczenia i funkcji”.
Ten sam rodzaj pokrętnej argumentacji posłużył niegdyś do usprawiedliwienia „odnowy liturgicznej” Pawła VI.
Po pierwsze, w jaki sposób RVM „respektuje powszechnie przyjętą strukturę tej modlitwy”, zmieniając ją z modlitwy trzyczęściowej w czteroczęściową – po raz pierwszy od powstania różańca około 800 lat temu? Nawet w czasach św. Dominika 150 Zdrowaś Maryjo podzielonych było na trzy grupy po 50, czemu odpowiadało rozważanie trzech grup tajemnic: radosnych, bolesnych i chwalebnych. Około roku 1500 sposób odprawiania przez wiernych 150 oddzielnych medytacji (jedna na każde ziarenko), zaczął być wypierany przez rozważanie piętnastu tajemnic, którymi posługiwano się, gdy św. Pius V kanonizował różaniec w jego tradycyjnej formie – było to tych samych 15 tajemnic, o których mówiła Matka Boża w Fatimie. Kiedy Matka Boża ogłosiła s. Łucji nabożeństwo pierwszych sobót, mówiła nie tylko o „piętnastu tajemnicach różańca” i „towarzyszeniu Mi przez 15 minut”, ale również o odmawianiu „um terço” – jest to portugalski termin oznaczający pięć dziesiątek albo jedną trzecią różańca. (W Portugalii, kiedy ktoś mówi: „Odmówmy różaniec”, ma na myśli piętnaście dziesiątek. Kiedy natomiast mówi: „um terço” – jedną trzecią – ma na myśli jedynie pięć dziesiątek). Co więcej, wraz z wprowadzeniem tej innowacji, 150 pozdrowień Matki Bożej, odpowiadających 150 Psalmom, przekształci się w 200 pozdrowień, nie odpowiadających… niczemu. Tak więc, wyrażając szacunek dla „powszechnie przyjętej struktury modlitwy”, RVM w zasadzie ją obala.
Wedle powyższego ustępu, cała historia różańca i „doświadczenie niezliczonych świętych” nie stanowią przeszkody dla przeróbki modlitwy, którą Matka Boża sama przekazała św. Dominikowi. Zwróćmy uwagę, w jaki sposób RVM degraduje różaniec do „jedynie metody kontemplacji”, która może być „ulepszana”, zamiast traktować go jako dar z nieba. Jednak Matka Boża nie poczyniła w Fatimie żadnej wzmianki o „ulepszeniu” różańca, nalegając, by trójka wizjonerów odmawiała go codziennie, a „um terço” w pierwsze soboty.
RVM twierdzi, że innowacja ta ma „pomóc wiernym, by zrozumieli ją w jej aspektach symbolicznych, pozostając w zgodzie z wymogami życia codziennego”. W jaki sposób pomaga się wiernym w odkryciu symboliki różańca? Poprzez dodanie pięciu kolejnych tajemnic, których symbolikę będą musieli zrozumieć? W jaki sposób dłuższy różaniec, składający się z czterech części, może być bardziej „w zgodzie z wymogami życia codziennego”, skoro dzień, podobnie jak różaniec (do tej pory), podzielony jest na trzy części: rano, południe i wieczór? To odniesienie do rytmu ludzkiej egzystencji widzimy również w modlitwie Anioł Pański, odmawianej o świcie, w południe i o zmierzchu. Jak na ironię, pod tym względem nowy, antropocentryczny różaniec przywiązuje mniejsze znaczenie do natury człowieka niż tradycyjny, który współgra znacznie lepiej z „rytmem życia ludzkiego” wielu kapłanów, zakonników i wiernych, którzy odmawiają cały różaniec każdego dnia.
Usiłując dostarczyć nieodpartych argumentów na rzecz tego, co wydaje się całkowicie nieuzasadnioną innowacją, RVM twierdzi też, że gdyby papież bezzwłocznie nie dodał pięciu nowych tajemnic różańcowych, istniałoby ryzyko, że różaniec „nie (…) przyniesie pożądanych skutków duchowych”, a same paciorki różańca zostaną zredukowane do „jakiegoś amuletu czy przedmiotu magicznego”. Jest to naprawdę żałosny pretekst do manipulowania starożytnym nabożeństwem, które zaowocowało niezliczonymi cudami i dawało siłę największym świętym. Amulet albo przedmiot magiczny? Czy autor tego ustępu myśli, że zwraca się do ciemnych idiotów? Wedle wszelkiego prawdopodobieństwa ten fragment RVM napisany został przez jakichś neomodernistycznych biurokratów z rodzaju Bugniniego, z trudem tających swą pogardę dla tych, których posoborowi reformatorzy lubią nazywać „prostymi wiernymi”.
Nowa Msza a nowy różaniec
Gdybyż tylko proponowane innowacje dotyczyły jedynie pięciu nowych tajemnic! Jednak to tylko początek. Zarówno świecka, jak i neokatolicka prasa przeoczyła co najmniej sześć innych rozmaitych zmian w powszechnej praktyce odmawiania różańca, które proponuje RVM obok nowych tajemnic. Nie chodzi tu jedynie o wzmianki dotyczące pewnych lokalnych zwyczajów, które nigdy nie przyjęły się szerzej – np. „biblijnego różańca”. Nikt nie przeczy, że wierni mają prawo stosować się do swych lokalnych zwyczajów i nadanych przywilejów w odmawianiu różańca (…). Niektóre zgromadzenia zakonne rozwinęły swe własne warianty różańca, np. różaniec franciszkański (który narodził się na początku XV wieku), z rozważaniem siedmiu radości Matki Bożej, odmawiany przy użyciu koronki o siedemdziesięciu paciorkach, podzielonych na siedem grup po 10.
Niepokoi jednak fakt, że RVM przedstawia sześć proponowanych zmian w odmawianiu różańca (włączając w to nowe tajemnice) jako całościowy plan „ożywienia” różańca w całym Kościele, podczas gdy: a) wierni w ogóle nie domagali się takiego „ożywienia”, b) nie było najmniejszych oznak, że tradycyjnej formie różańca potrzeba było „ożywienia”. Podejście to w niepokojący sposób przypomina bezpodstawne twierdzenie Watykanu (które podtrzymuje on po dziś dzień), że narzucenie nowej Mszy wynikało z potrzeby „odnowienia” liturgii.
Po pierwsze, RVM proponuje, by odtąd ogłaszaniu każdej tajemnicy towarzyszyło „odczytanie odnośnego tekstu biblijnego, który, zależnie od okoliczności, może być krótszy albo dłuższy”.
Po drugie, „przy pewnych uroczystych okazjach wspólnotowych” (tj. publicznym odmawianiu w parafiach) krótszy lub dłuższy tekst biblijny można „objaśnić krótkim komentarzem”.
W sposób przypominający zdumiewające twierdzenie Pawła VI, że jego nowa Msza pozwoli wyrwać wiernych z „ich codziennego odrętwienia”, RVM usprawiedliwia dodanie czytań biblijnych i komentarzy w następujący sposób: „Przyjęte w ten sposób, wchodzi ono w różańcową metodologię powtarzania, nie powodując znużenia, jakie wywoływałoby zwykłe powtarzanie informacji dobrze już przyswojonej. Nie chodzi bowiem o przywoływanie na pamięć informacji, ale o to, by pozwolić Bogu «mówić»”. Innymi słowy, tradycyjny różaniec powoduje znudzenie i nie pozwala Bogu „mówić”. Zostanie więc zmieniony w mały kurs biblijny, by Bóg mógł w końcu przemówić do swego ludu. Bugnini uśmiecha się zza grobu.
Po trzecie, „stosowne jest, by po zapowiedzeniu tajemnicy i proklamacji Słowa przez odpowiedni czas zatrzymać się i skupić na rozważanej tajemnicy, zanim rozpocznie się modlitwę ustną”. Oznacza to, że odtąd będziemy mieli najpierw czytanie z Pisma św., potem komentarz oraz moment milczenia przed każdym pierwszym Zdrowaś Maryjo rozpoczynającym dziesiątkę.
Po czwarte, RVM zaprasza cały Kościół do przyjęcia zwyczaju występującego rzekomo w pewnych miejscach, polegającego na kładzenia akcentu na imię Jezus w każdym Zdrowaś Maryjo, „dodając do niego refren (tak zwane «dopowiedzenia») nawiązujący do rozważanej tajemnicy”. Nie sposób zgadnąć, czym miałby być ów refren, wyobraźmy sobie jednak skutek umieszczania w każdym Zdrowaś Maryjo nowych refrenów po imieniu Jezus, różnych dla każdej z 20 tajemnic nowego różańca. Boże uchowaj!
Po piąte, RVM proponuje śpiewanie wszystkich Gloria podczas różańca, kiedy tylko jest on odmawiany publicznie, ponieważ: „Ważne jest, żeby «Chwała Ojcu», szczyt kontemplacji, zostało w różańcu dobrze uwydatnione”. Zauważmy, że w ten sposób Zdrowaś Maryjo, a więc i sama Matka Boża spychana jest w tym nabożeństwie na dalszy plan, podczas gdy właściwym celem różańca jest błaganie Maryi o szczególne łaski Boga, udzielane jedynie poprzez Jej wstawiennictwo, jako Pośredniczki wszelkich łask.
Szósta zmiana, najbardziej złowróżbna: RVM sugeruje, by pod koniec każdej dziesiątki różańca odmawiana była „modlitwa o osiągnięcie specyficznych owoców konkretnej tajemnicy”. Dokument sugeruje, że te nowe „krótkie modlitwy końcowe” dla każdej dziesiątki powinny powstać „w uzasadnionej różnorodności” i że „różaniec uzyskuje w ten sposób również rysy bardziej odpowiadające różnym tradycjom duchowym i różnym wspólnotom chrześcijańskim”.
Tak więc nowe modlitwy posłużą do „dostosowania” różańca do „różnych tradycji duchowych” i „różnych wspólnot chrześcijańskich”, w taki sam mniej więcej sposób, jak „dostosowana” została nowa Msza. Co jednak z modlitwą fatimską, którą posłuszni Matce Bożej katolicy na całym świecie nadal odmawiają pod koniec każdej dziesiątki? Czy ta sugestia Matki Bożej nie wystarcza za „krótką modlitwę końcową”? Najwyraźniej jednak biurokraci watykańscy nie przywiązują wielkiej wagi do życzeń Matki Bożej Fatimskiej, zresztą w przypisie 11 skwapliwie zasugerowali, że nikt nie ma obowiązku wierzyć, iż Matka Boża w ogóle objawiła się w Fatimie. Z pewnością neokatolicy zapewniać nas będą, że skoro nawet papież nie odmawia modlitwy fatimskiej, byłoby przejawem nieposłuszeństwa upierać się przy tym zwyczaju, zamiast korzystać z ogromu „autentycznych bogactw duchowych”, które bez wątpienia staną się dostępne, gdy tylko napisane zostaną nowe „krótkie modlitwy kończące”. (Swoją drogą ciekawe, jak Kościół mógł pozbawiać się tych „autentycznych dóbr duchowych” przez stulecia, kiedy różaniec odmawiany był bez właśnie wynalezionych „modlitw końcowych”).
Kto jednak ułoży te modlitwy – jedną dla każdej z dwudziestu tajemnic różańca? Jak słusznie powinniśmy się spodziewać po tylu latach posoborowej rewolucji, RVM otwiera możliwość dalszej destrukcji Kościoła, wystawiając go na atak liturgicznej szarańczy: „W tej perspektywie należałoby sobie życzyć, aby były szerzone, z należytym rozeznaniem duszpasterskim, najbardziej znaczące propozycje. Można by sprawdzać ich przydatność w ośrodkach i sanktuariach maryjnych, gdzie zwraca się szczególną uwagę na praktykę różańca. W ten sposób lud Boży mógłby korzystać z wszelkiego autentycznego bogactwa duchowego, czerpiąc z niego pokarm duchowy dla swej kontemplacji”.
Innymi słowy, produkcja niezliczonych „krótkich modlitw końcowych” kończących każdą dziesiątkę – który to proces RVM oficjalnie inicjuje – posłuży rozbiciu do tej pory jednolitego sposobu odmawiania różańca na tysiące „dostosowanych” i „zinkulturowanych” wariacji lokalnych. „Lud Boży” będzie mógł w końcu znaleźć wersję różańca, która stanowić będzie „pokarm duchowy dla jego kontemplacji” – zdanie jakby wyjęte z pism Bugniniego – gdyż, jak twierdzą innowatorzy, tradycyjna forma różańca była nieodpowiednia dla tego celu, tak jak tradycyjna forma Mszy nie odpowiadała „lokalnym potrzebom”. Ale znów rodzi się pytanie: kto prosił o tę zmianę? Z pewnością nie zwykli wierni. Krótko mówiąc, wraz z promulgacją RVM, różaniec poddany zostaje temu samemu procesowi, co nowa Msza.
Nie trzeba wielkiej wyobraźni, by przewidzieć, że całościowy skutek tych zmian zniszczyłby różaniec taki, jaki znamy, zwłaszcza jako nabożeństwo publiczne. Nowy różaniec stałby się prawdziwą miniliturgią, nowym placem zabaw liturgistów i świeckich przewodniczących różańca. W bardzo krótkim czasie nowy różaniec zostałby naszpikowany czytaniami biblijnymi (dłuższymi lub krótszymi), komentarzami do tych czytań, chwilami ciszy na przetrawienie minikazania, nowymi refrenami wstawionymi do każdego Zdrowaś Maryjo po imieniu Jezus, śpiewem Gloria i niezliczonymi krótkimi modlitwami kończącymi, różnymi w różnych krajach, regionach i „wspólnotach”. Wspaniały rytm różańca, skłaniający do cichego zamyślenia nad tajemnicami podczas nieprzerwanego odmawiania Zdrowaś Maryjo, zostałby zniszczony. Gdy zastanowić się choćby nad konsekwencjami wprowadzenia modlitw kończących, strach bierze na myśl o wszystkich tych teologicznie wątpliwych i politycznie poprawnych formułach i zwykłych banałach, które bez wątpienia znajdą się w różańcu za przyczyną tej jednej tylko niszczącej innowacji.
Prawdę powiedziawszy, ja sam byłem świadkiem połączonych skutków tych innowacji w trakcie publicznego odmawiania różańca – podczas wizyty w Lourdes w czerwcu 2004 roku. Tradycyjna krótka i skupiona medytacja przeobraziła się w quasi-teatralny spektakl z udziałem tysięcy ludzi. Wyszedłem w połowie. Dwa miesiące później, w piątek 18 sierpnia 2004 roku, Jan Paweł II odwiedził Lourdes. Papieska wizyta obejmować miała następujący punkt: „O 17.30 papież powróci do Grotto, by poprowadzić modlitwę, po której nastąpi procesja do bazyliki w Lourdes połączona z rozważaniem tajemnic światła”. Tak więc zarzucono tradycyjne rozważanie tajemnic bolesnych w piątek, by dostosować się do papieskiej innowacji.
Jak tego doświadczyłem w Lourdes, odmawianie nawet pięciu dziesiątek różańca z „ubogacającymi” dodatkami staje się przedsięwzięciem długim i nużącym, zamiast być prostą piętnastominutową medytacją. Nowy różaniec może łatwo wywrzeć taki sam skutek jak nowa Msza – będzie nim drastyczny spadek uczestnictwa. To z kolei spowoduje szybko żądania „odnowy” nowego różańca. Niewiele czasu minie, a po wprowadzeniu owych dodatków do tego, co było prostą modlitwą, rozlegną się głosy o zmniejszenie liczby Zdrowaś Maryjo, podobnie jak soborowa konstytucja o liturgii wzywała do wyeliminowania „niepotrzebnych powtórzeń” ze Mszy. Mielibyśmy wówczas dokładnie taki różaniec, jaki Bugnini bezskutecznie proponował Pawłowi VI.
Wnioski
Donosząc o ostatniej innowacji, „New York Times” zauważył, że
po raz kolejny Jan Paweł II śmiało poszedł drogą nieznaną poprzednim papieżom – do synagogi, na stok narciarski, do odległych krajów o małych populacjach. W środę w sposób widoczny przekroczył kolejną granicę, dokonując znaczącej zmiany w różańcu, ściśle katolickiej metodzie modlitwy, praktykowanej przez wieki.
Artykuł cytuje „wyższego dostojnika watykańskiego” udowadniającego, że ta zmiana w różańcu pozostaje w zgodzie z „jego [papieża] kreatywnością i odwagą”.
Kreatywność? Czy zadaniem papieża jest być kreatywnym, czy też przekazywać to, co sam otrzymał? Gdyby „kreatywność” u papieża była zaletą, wówczas należałoby spytać, dlaczego Duch Święty nie natchnął na przestrzeni wieków innych „kreatywnych” papieży, by schodzili nagle z drogi swych poprzedników, zmieniając tradycyjne przepisy i praktyki, kiedy tylko „kreatywność” sugerowała, że nadszedł czas na coś nowego? Dlaczego Paweł VI i Jan Paweł II są jedynymi „kreatywnymi” papieżami w historii Kościoła i dlaczego ich „kreatywności” towarzyszy najgorszy kryzys w liturgii, wierze i dyscyplinie, jaki Kościół kiedykolwiek widział?
Odwaga? Słownik definiuje odwagę jako
stan lub cechę umysłu, pozwalającą na stawienie czoła niebezpieczeństwu, lękowi czy zmiennym kolejom losu ze spokojem, ufnością i rozsądkiem; dzielnie.
Tak więc, by papież był odważny zmieniając różaniec, musiałby stawić czoło niebezpieczeństwu albo lękowi. A jeśli dokonywanie zmian w różańcu jest czymś niebezpiecznym lub budzącym lęk – a z pewnością jest – wówczas powinno się mieć ku temu poważny powód, gdyż ludzie, którzy podejmują się przedsięwzięć niebezpiecznych bez powodu, nie są odważni, ale nieroztropni. Tak więc na przykład odwagą wykazał się Pius IX, który, mimo że ledwo uniknął śmierci z rąk atakującej masońskiej armii, demaskował liberalizm w swoim Syllabusie i cierpiał gniew wrogiego świata. Podobną odwagą wykazał się Grzegorz VII, składając z tronu Henryka IV i dekretując złożenie z urzędów niemal całej zepsutej hierarchii, ostrzegając katolików, by wystrzegali się kontaktów z prałatami, których usunął. W obu przypadkach chodziło o ochronę wiary, bez względu na niebezpieczeństwo grożące osobie papieża.
Dziwny jest jednak rodzaj odwagi, który każe naruszać różaniec, a równocześnie nie robić nic, by wykorzenić pandemię zepsucia i herezji dotykającą dziś Kościół. Neokatolicy powiedzą oczywiście, że papież nie może być obwiniany o obecny stan Kościoła. Wedle nich nie można od papieża oczekiwać, by zrobił coś ponad delegowanie odpowiedzialności za rządzenie na innych – poza przypadkiem, gdy chodzi o ekskomunikowanie tradycjonalistów, jak abp Lefebvre, w którym to przypadku neokatolicy wychwalają papieża za osobistą interwencję, pozwalającą szybko i zdecydowanie zatrzeć wszelki ślad po zorganizowanej opozycji wobec posoborowych nowinek. Tak więc, dla neokatolików, bezpośrednie i osobiste rządy papieża wydają się być ograniczone do: a) wprowadzania innowacji, b) karania tych, którzy im się przeciwstawiają.
W tym momencie wracamy do pytania, którym zacząłem ten artykuł: czyim pomysłem jest ten plan „ożywienia” różańca? Nominalnie oczywiście papieża, ponieważ położył on swój podpis pod RVM. Jak jednak powiedziałem na początku tego tekstu, nie jest obecnie roztropne zakładanie, że to, co papież osobiście podpisuje, wolne jest od nieodpowiedniego wpływu czy błędów. Nawet przyznając, że papież jest entuzjastą idei wprowadzenia nowych tajemnic różańca, wydaje mi się niemożliwym wyobrazić sobie człowieka, który nie może już chodzić i ledwo może mówić, siedzącego przy biurku i piszącego 23-stronicowy dokument, proponujący co najmniej siedem różnych modyfikacji sposobu, w jaki katolicy odmawiają różaniec. Tak jak nie otrzymalibyśmy nowej Mszy i Ogólnego wprowadzenia do mszału rzymskiego bez Bugniniego, tak też, jak podejrzewam, nie mielibyśmy nowego różańca bez innowatorów, którzy bez wątpienia wywierali wpływ na kształt RVM. Według mnie, to liturgiczni spadkobiercy Bugniniego położyli tekst RVM przed ciężko chorym Janem Pawłem II, uzyskując jego formalną aprobatę na to, co zdrowy Paweł VI stanowczo odrzucił, pomimo swych liberalnych skłonności. Duch Bugniniego powrócił, by prześladować różaniec.
Z praktycznego punktu widzenia małe znaczenie ma, kto opracował szczegóły RVM. Istotne jest, że dokument ten został promulgowany i że fakt ten grozi ruiną największemu pozostałemu szczątkowi tradycji kościelnej, którą nawet „The New York Times” uznał za „specyficznie katolicką metodę modlitwy”. Ta innowacja – jak inne, które zostały narzucone na przestrzeni ostatnich czterdziestu lat – nie uwzględnia faktu, że suma rzeczy, którą nazywamy tradycją kościelną, budowana była przez dwa tysiące lat pod natchnieniem Ducha Świętego. Tworzy ona integralną całość, jak wspaniały gmach wykonany z najlepszego kamienia. Składające się na niego niezliczone rzędy kamiennych bloków kładzione były misternie w skomplikowany sposób przez stulecia, jeden na drugim, zgodnie z planem Boga. Próba włożenia nowego cyklu tajemnic do różańca jest próbą włożenia nowego rzędu kamieni do budowli kościelnej tradycji. Rezultatem będzie nie tylko zniekształcenie budynku, ale i narażenie samej struktury, przez usunięcie tego, co już zostało położone, i zastąpienie czymś innym, co niezupełnie w to miejsce pasuje.
Na szczęście dla nas, ostatnia innowacja jest jedynie próbą, tak jak nowa Msza była jedynie próbą zniesienia tradycyjnego rytu rzymskiego. Nawet jeśli nowy różaniec stanie się de facto normą, za wielką fasadą posoborowych innowacji oryginalny budynek pozostanie nienaruszony – gdyż tak jak w przypadku nowej Mszy, nowy różaniec nie znosi de facto starego.
Być może przynajmniej tym razem nasi neokatoliccy bracia będą w stanie odróżnić fasadę od rzeczywistości. Być może tym razem nie będą tak, jakby to był artykuł wiary, bronili innowacji, która z łaski Boga nie została narzucona wiernym w żaden wiążący sposób. Być może tym razem nie przyłożą ręki do posoborowej rewolucji, przyjmując i broniąc tej bezzasadnej nowinki i potępiając tradycjonalistów za nieprzyjmowanie tego, czego nigdy nie zostali zobligowani przyjąć.
Cóż, zobaczymy. Ale w międzyczasie będziemy nadal odmawiać tradycyjny trójjedyny różaniec w tradycyjnych trzech częściach, rozważając radosne, bolesne i chwalebne tajemnice życia Zbawiciela tak, jak o to prosiła Matka Boża w Fatimie. Będziemy modlić się na różańcu zwłaszcza za naszego papieża, pamiętając o ostrzeżeniu Pana Jezusa zawartym w orędziu fatimskim, tak bezwstydnie zignorowanym przez autorów RVM:
Oświadcz moim sługom, że jeśli naśladować będą przykład króla Francji, odkładając spełnienie mojego żądania, będą naśladować go w jego nieszczęściu.
Istnieje niebezpieczeństwo, że to właśnie straszliwe nieszczęście, a nie „odnowa”, będzie spuścizną po obecnym pontyfikacie. Musimy odmawiać różaniec, by nie zakończyło się to w ten sposób. Musimy się modlić, by gasnący papież, który cierpi pod brzemieniem głosu swego własnego sumienia i wyroków swych poprzedników, odrzucił swe własne poglądy (podobnie jak to uczynił niegdyś liberalny Pius IX), zmienił kurs i zaczął przywracać Kościołowi świętemu jego chwałę, moc i majestat.
Matko Boża Różańcowa, módl się za nami! Ω