OJCU, SYNOWI I DUCHOWI ŚWIĘTEMU

Monachomachia z „zarazą” w tle

Polityczna wojna, która za sprawą Naszej Złotej Pani i jej tubylczych kolaborantów przewala się przez nasz nieszczęśliwy kraj, zaczyna dawać przerzuty. Nie mówię już o instytucjach UE, bo to są tylko narzędzia w sprawnych rękach Berlina, ani o takim np. rzeczniku praw obywatelskich naszego bantustanu, bo – podobnie jak inni funkcjonariusze publiczni – jest on partyjnym aktywistą, w tym zresztą celu osadzonym na tej operetkowej posadzie. Okazuje się jednak, że polityczne namiętności ogarnęły również szeregi przewielebnego duchowieństwa. Nie mówię bynajmniej o Dniach Judaizmu, podczas których hierarchowie Kościoła katolickiego angażują się w promowanie żydowskiego przemysłu rozrywkowego, ani nawet o wyskokach duchownych drobniejszego płazu, jak przewielebny Wojciech Lemański, czy przewielebny Grzegorz Kramer – ale o podziale w krakowskim klasztorze OO Jezuitów, jaki powstał na tle wykładu JE abpa Marka Jędraszewskiego na temat sodomii i gomorii, która w języku nowomowy określana jest zagadkowym skrótem „LGBT”. Niektórzy tłumaczą bowiem, że są to pierwsze litery słów: Lej Geja Batem Tatusiu – co byłoby nawet niezłą wskazówką wychowawczą, gdyby nie konstytucyjny zakaz stosowania kar cielesnych. Wprawdzie autorom konstytucji podobno chodziło o zakaz stosowania przez państwo kary chłosty, która takie znakomite rezultaty przynosi w Singapurze – ale za sprawą postępactwa, które coraz wygodniej rozsiadło się w niezawisłych sądach, zaczął on obejmować również odwieczne „ius corrigendi”, czyli znane w prawie rzymskim prawo karcenia dzieci przez rodziców, gwoli wpojenia im kindersztuby. Teraz najwidoczniej przestaje to być potrzebne, no bo jakże tu stosować ius corrigendi na przykład w stosunku do panny Grety, która wodzi za nos największych światowych dygnitarzy? Co oni z tego mają, to jedna sprawa, podczas gdy panna Greta, która nie skończyła żadnych szkół, została autorytetem, zarówno w sprawach globalnego ocieplenia, jak i wszystkich innych. Świadczy o tym klangor, jaki podniósł się gdy JE abp Marek Jędraszewski dał wyraz swemu niedostatkowi wiary w pannę Gretę. Wielce Czcigodna Janina Ochojska np. nie ograniczyła się do napiętnowania myślozbrodni arcybiskupa, ale nawet zamarkowała coś w rodzaju nabożeństwa przebłagalnego do panny Grety, do której – tylko patrzeć – jak będą maszerować pielgrzymki tysiąca nóg.

Wracając do wykładu abpa Jędraszewskiego, to stosunek prelegenta do sodomii i gomorii został wyeksponowany już w tytule, gdzie mowa o „tęczowej zarazie”. Chyba właśnie to sformułowanie wywołało taki ferment w łonie jezuitów, a zwłaszcza w krakowskim klasztorze. Najwyraźniej niektórzy przewielebni ojcowie wcale nie uważają sodomii i gomorii za jakąś „zarazę”, tylko za dar Boży w postaci przyjemności, jakiej oddawanie się tym dewiacjom może dostarczyć amatorom. Coś może być na rzeczy, bo znana jest odpowiedź świętego Jana Marii Vianney’a na pytanie, dlaczego ludzie popełniają tzw. „grzechy główne”. To oczywiste – wyjaśniał święty francuski proboszcz z Ars. – Każdy grzech główny dostarcza człowiekowi przynajmniej chwili przyjemności – z wyjątkiem jednego: zazdrości. Dlaczego ludzie nagminnie grzeszą zazdrością, która nie tylko nie dostarcza im ani chwili przyjemności, a tylko od początku – samą udrękę – to jest tajemnica natury ludzkiej, a konkretnie – inspiracji szatańskiej, która nie jest obliczona już nawet na pozór korzyści, tylko na udrękę grzesznika. Ciekawe, że głównym narzędziem krzewienia w ludziach komunizmu jest właśnie ekscytowanie przez żydokomunę w ludziach uczucia zawiści. Najwyraźniej jest to poszlaka, że komunizm ma szatańską proweniencję. Warto zwrócić na to uwagę nie tylko dlatego, że rosyjski prezydent właśnie ostentacyjnie wszedł na drogę Lenina i Stalina, którzy – podobnie jak inny wybitny działacz socjalistyczny Józef Goebbels – nie cofali się przed żadnym kłamstwem, jeśli tylko mogło przynieść polityczne korzyści. Ciekawe, że szatańską inspirację przypisuje się obecnie tylko socjalizmowi narodowemu, podczas gdy bolszewizm nawet przywódcy religijni traktują z daleko posuniętą wyrozumiałością. Świadczy o tym choćby słynna umowa z Metz z 1962 roku, kiedy to na polecenie Jana XXIII francuski kardynał Tisserant zobowiązał się wobec metropolity jarosławskiego Nikodema, w cywilu wysokiego rangą agenta KGB o pseudonimie operacyjnym „Adamant”, że Sobór nie potępi komunizmu. Czyżby właśnie przez tę szczelinę „swąd szatana przeniknął do Świątyni Pańskiej” – jak to wyraził papież Paweł VI? Bo że „przeniknął” – to wydaje się pewne, a ilustracją tego są obecne niepokoje w przedsionku Królestwa Niebieskiego, za jaki niekiedy uważany jest Watykan.

Skoro tedy tylko zazdrość nie dostarcza człowiekowi ani chwili przyjemności, to znaczy, że sodomia i gomoria jednak dostarcza. Jest ona jedną z form grzechu głównego numer 3, czyli „nieczystości”. „Nieczystość” dostarcza ludziom nawet sporo przyjemności, to znaczy – dostarczałaby, gdyby nie dwa ryzyka, na które zwrócił uwagę jeszcze przed wojną Karol Irzykowski: ryzyko zapłodnienia i ryzyko zarażenia. Jeśli chodzi o pierwsze ryzyko, to pojawia się ono tylko w przypadku stosunków heteroseksualnych to znaczy – mężczyzny z kobietą. W przypadku sodomii, czyli stosunku między dwoma mężczyznami, albo gomorii, czyli stosunku między dwiema kobietami, ryzyko to się nie pojawia. Ponieważ z uwagi na globalne ocieplenie i w ogóle – przeludnienie Ziemi – rozwinęła się propaganda dzieciobójstwa i czarna propaganda przeciwko rodzicielstwu, to nic dziwnego, że sodomia i gomoria zyskuje coraz więcej zwolenników, również w środowiskach, w których ryzyko zapłodnienia byłoby szczególnie kłopotliwe. Nic zatem dziwnego, że najważniejszym zagadnieniem, jakie absorbuje współczesny Kościół, a właściwie nie tyle „Kościół”, co sporą część przewielebnego duchowieństwa, jest sprawa celibatu. Najwyraźniej przewielebne duchowieństwo nie ma większych zmartwień, więc też chciałoby poużywać trochę życia zanim elektrownia wyłączy prąd. Tym właśnie tłumaczę sobie gwałtowną reakcję części krakowskich Ojców Jezuitów na tytuł wykładu JE abpa Marka Jędraszewskiego, mówiący o „tęczowej zarazie”. „Zarazie” – bo chociaż ryzyko zapłodnienia w przypadku sodomii i gomorii zostało wyeliminowane, to ryzyko zarażenia nie tylko nadal istnieje, ale w ostatnich latach jakby się nawet spotęgowało, a to za sprawą AIDS, które dotyka przede wszystkim sodomitów i gomorytki. Tak mówią statystyki, o których wybitny brytyjski mąż stanu z żydowskimi korzeniami, to znaczy – Berniamin Disraeli – wyrażał się bez entuzjazmu twierdząc, że istnieją kłamstwa, ohydne kłamstwa i statystyka. W tym przypadku jednak statystyka tylko potwierdza obserwację potoczną. Skąd zatem taki gwałtowny sprzeciw części krakowskich jezuitów wobec tytułu wykładu abpa Jędraszewskiego? Myślę, że dlatego, że – jak mawiał Stefan Kisielewski – „nic tak nie gorszy, jak prawda”. Prawda o możliwości zarażenia się w ramach „zarazy” musi budzić niepokój, ten sam, jaki wyczuwany jest w piosence śpiewanej przez zespół „Wilki”: „Byłem z nią kilka chwil, było tak namiętnie. Myślę, że nie stało się nic.

Stanisław Michalkiewicz

Najnowsze komentarze
    Archiwa
    060284