Antypolskie trójprzymierze i kolaboranci
Jak wiadomo, Rosja w sposób ostentacyjny przyłączyła swoją politykę historyczną do skoordynowanych polityk historycznych: niemieckiej i żydowskiej. W niemieckiej polityce historycznej chodzi o to, by stopniowo zdejmować z Niemiec i z Niemców odpowiedzialność za II wojnę światową i związane z nią zbrodnie. Celem żydowskiej polityki historycznej z kolei jest zagwarantowanie możliwości materialnego eksploatowania eksterminacji europejskich Żydów, przeprowadzonej przez Niemcy podczas II wojny. W tym celu konieczne jest – po pierwsze – narzucenie światu przekonania, że Żydzi są w gruncie rzeczy jedynymi ofiarami tej wojny, a po drugie – że podczas II wojny światowej Żydzi występowali wyłącznie w roli ofiar. I z tego właśnie względu pojawiła się nie tylko możliwość, ale nawet konieczność skoordynowania obydwu skoordynowanych polityk historycznych z polityką historyczną rosyjską. Celem rosyjskiej polityki historycznej jest – podobnie jak w przypadku polityki historycznej niemieckiej – zdjęcie ze Związku Radzieckiego odpowiedzialności za doprowadzenie do II wojny oraz narzucenie światu przekonania, że Armia Czerwona zajmowała się wyłącznie „wyzwalaniem”. Pierwsze zwiastuny tej koordynacji polityki rosyjskiej z żydowską i niemiecką pojawiły się jeszcze w 2009 roku, podczas spotkania izraelskiego prezydenta Szymona Peresa z rosyjskim prezydentem Dymitrem Miedwiediewem. Podano tam do wierzenia, że Armia Czerwona była armią wyzwoleńczą, a każdy, kto podnosi w tej kwestii jakieś wątpliwości jest myślozbrodniczym rewizjonistą. Toteż w Muzeum Holokaustu w Waszyngtonie nie ma ani słowa na temat uderzenia Armii Czerwonej na Polskę w dniu 17 września 1939 roku, bo nawet łatwowiernym Amerykanom trudno byłoby wmówić, że to była misja „wyzwoleńcza”, podobnie jak w przypadku „wojny zimowej” czyli napaści ZSRR na Finlandię w listopadzie 1939 roku – więc lepiej pominąć tę kwestię milczeniem. To przemilczenie leży również w interesie żydowskim, bo przypomnienie o 17 września i pierwszej sowieckiej okupacji Kresów Wschodnich musiałoby doprowadzić również do ujawnienia roli tamtejszej społeczności żydowskiej w sterroryzowaniu i eksterminacji tamtejszych Polaków. Ujawnienie tej roli podważyłoby forsowany przez stronę żydowską pogląd, jakoby Żydzi byli wyłącznie ofiarami tej wojny. Trzeba byłoby ujawnić, że społeczność żydowska, która gremialnie przeszła wówczas na stronę wroga, znakomicie sprawdziła się również w roli prześladowców, a nawet katów. Toteż nic dziwnego, że w końcu doszło do ostentacyjnego skoordynowania rosyjskiej polityki historycznej, ze skoordynowanymi politykami historycznymi: żydowską i niemiecką. Ta koordynacja wymaga oczywiście podania do wierzenia całkiem nowej interpretacji zarówno przebiegu, jak i oceny wydarzeń składających się na II wojnę światową. Tego zadania podjęli się Rosjanie, to znaczy – prezydent Władimir Putin – który został za to natychmiast przez stronę żydowską wynagrodzony zaproszeniem w charakterze gwiazdora rocznicowych wspominków w Jad Washem, a także przez stronę niemiecką, która – podobnie zresztą jak strona żydowska – stara się ostentacji unikać, ale z obfitości serca usta mówią, toteż trudno uznać za przypadek okoliczność, że zaraz po tym, jak Rosja wystąpiła z rewelacjami na temat przyczyn II wojny i wykonawców holokaustu, Nasza Złota Pani z Berlina złożyła na Kremlu wizytę przyjaźni. A przecież to dopiero początek drogi, która musi doprowadzić do jakiegoś celu. Temu celowi służy również wywoływanie w Polsce chaosu w ramach tak zwanej „walki o praworządność”, w której Niemcy w coraz większym stopniu wykorzystują kontrolowane przez siebie instytucje Unii Europejskiej oraz rozpalonego do białości ducha partyjnego w Polsce, który uzewnętrznił się nie tylko w zemście, jaką usiłuje wywrzeć na Polsce marszałek Senatu pan Grodzki, donosząc („Szanowny Panie Gestapo”…) do Komisji Weneckiej, niczym podkanclerzy Hieronim Radziejowski szwedzkiemu królowi Karolowi Gustawowi, ale także w sposób obrzydliwy podczas debaty w Parlamencie Europejskim, kiedy to Książę Małżonek, w naszym bantustanie obsypany zagadkowych powodów wieloma dygnitarstwami, włączył się do batalii „wolne sądy”. Po prostu przerażenie ogarnia na myśl, że człowiek, który sprawia wrażenie, jakby nie zdawał sobie sprawy z politycznych przyczyn i celu rozpętania przez Niemcy wojny o praworządność w Polsce (co jest przypuszczeniem niezwykle uprzejmym, bo wszystkie inne są jeszcze gorsze), mógł być w Warszawie ministrem spraw zagranicznych, a przedtem – ministrem obrony narodowej. Nawiasem mówiąc, aktualni dygnitarze też nie są lepsi, a w sytuacji, gdy przeciwko Polsce powstał foedus w postaci trójprzymierza Żydów, Niemców i Rosjan, nic dobrego czekać nas nie może, zwłaszcza, że Nasz Najważniejszy Sojusznik, który skacze z gałęzi na gałąź przed Sojusznikiem naszego Najważniejszego Sojusznika, w niczym nam nie pomoże, podobnie jak w Teheranie i Jałcie.
Bo historia się niestety powtarza – również w kwestii środowisk, jakie za sprawą żydokomuny zajęły miejsce i tak już przetrzebionych elit społecznych. Oto, co pisze na ten temat Mieczysław Jałowiecki w swoich wspomnieniach „Na skraju imperium”. „Wyjeżdżałem z Rosji (po bolszewickim przewrocie – SM) z uczuciem nienawiści. Nienawiść nie jest uczuciem chrześcijańskim, ale po tym, com widział, nagromadziło się w mojej duszy tyle nienawiści, że opuszczałem Rosję z psychiką człowieka, dla którego zabicie bolszewika mogło być przyjemnością. Oprócz idei zła nie mogłem dopatrzyć się w bolszewizmie niczego.”
Po wybuchu rewolucji wszystkie więzienia zostały otwarte i więźniowie wypuszczeni na swobodę. Zaledwie nikły odsetek składał się z przestępców politycznych, a reszta, to byli zwykli kryminaliści: złodzieje, mordercy, zwyrodnialcy, fałszerze. Jak z puszki Pandory wysypały się na Rosję te istoty pozbawione najmniejszych instynktów ludzkich i zapełniły sobą urzędy. Niedawny kryminalista, odsiadujący swoją karę za zabójstwo, grabież, gwałt stawał się komisarzem ludowym z nieograniczonym prawem rozporządzania życiem i swobodą ludzką. Były to główne kadry, z których rekrutowały się władze bolszewickie. Liczba ideowych komunistów była zapewne bardzo nieznaczna, resztę stanowił element przestępczy, zwyrodniały, pozbawiony najmniejszych skrupułów, żądny krwi i morderstw. Z takiego środowiska, jak się przekonałem, wyrastała biurokracja bolszewicka. Nie można było spodziewać się ideowości w kręgach, gdzie sadyzm doszedł do niesłychanych rozmiarów, a demoralizacja stała się programem rządowym.”
Przecież to wszystko powtórzyło się w Polsce po 1944 roku, kiedy to Armia Czerwona po raz kolejny przedsięwzięła w Polsce swoją „wyzwoleńczą misję”. Tamte kadry dochowały się potomstwa, wskutek czego historyczny naród Polski do dnia dzisiejszego musi nie tylko dzielić terytorium państwowe z polskojęzyczną wspólnotą rozbójniczą, która gotowa jest wysługiwać się każdemu, kto jej obieca możliwość dalszego pasożytowania na Polakach. Więc wysługuje się bez żadnego skrępowania.
Stanisław Michalkiewicz