Po co Polsce Izrael? – prof. Anna Raźny
Po co Polsce Izrael? To pytanie, które zadaje sobie w ostatnich dniach każdy rozumny i uczciwy Polak. Towarzyszy mu równie istotne drugie: czy Izrael zrobił kiedykolwiek coś dla Polski i dla polskich wartości cywilizacyjnych – czyli chrześcijańskich? Odpowiedź na drugie pytanie w świetle faktów jest negatywna i daje podstawę do negatywnej odpowiedzi na pierwsze. Jeśli Izrael – w przeciwieństwie do Polski, która realizuje jego interesy na forum międzynarodowym i w polityce wewnętrznej – nigdy niczego nie uczynił dla nas i dla naszych wartości cywilizacyjnych – to do czego jest nam potrzebny? Przecież wieki całe Polska istniała i rozwijała się pomyślnie bez Izraela. Tylko dlatego mamy popierać jego politykę, że egzotyczny i szkodliwy dla nas „strategiczny sojusz” z tym państewkiem bliskowschodnim zawarł Lech Kaczyński? Pora więc zrewidować jego sens na gruncie polskich interesów. Pora także przyjrzeć się potężnemu lobby żydowskiemu w Polsce, realizującemu interesy Izraela sprzeczne z polskimi. Być może w lobby tym jest więcej Polaków niż przypuszczamy, ponadto – nie obejmuje ono wszystkich polskich Żydów, wśród których są także lojalni wobec państwa polskiego i Polaków. „Strategicznego sojuszu” z Izraelem nie usprawiedliwia jeszcze bardziej „strategiczny sojusz” z USA. Wystarczy przypomnieć w tym miejscu samodzielną politykę Turcji należącej do NATO czy innych członków tego bloku i jednocześnie członków UE, popierających wbrew tandemowi USA-Izrael walkę Palestyńczyków o własne państwo, a także sprzeciwiających się zerwaniu paktu nuklearnego z Iranem. To, że w ramach „polsko-amerykańskiego sojuszu” nie ma miejsca na polską politykę wobec Izraela, Iranu i całego Bliskiego Wschodu – podobnie jak wobec Rosji i Ukrainy – jest winą wymienionego lobby, łączącego się w swych działaniach z lobby amerykańskim.
Trzeba zatem w różnych środowiskach dokonać odważnego rachunku zysków i strat w relacjach z Izraelem i uzależnić je wyłącznie od polskich korzyści i polskich wartości cywilizacyjnych. W tym miejscu rodzi się jednak pytanie fundamentalne: czy są możliwe jakiekolwiek polskie korzyści we współpracy z państwem terrorystycznym, okupującym cudze ziemie, obarczonym winą ludobójstwa dokonanego na Palestyńczykach, odpowiadającym wraz z USA i ich sojusznikami arabskimi za zniszczenie chrześcijaństwa na Bliskim Wschodzie (nade wszystko w Iraku i Syrii), posiadającym niekontrolowaną przez żadną instytucję międzynarodową broń nuklearną, łamiącym prawo międzynarodowe?” Czy jest możliwe osiągnięcie polskich korzyści z państwem, które uprawia w swojej polityce antypolonizm, zamanifestowany ostatnio przez jego najwyższe władze na – i po – antyirańskiej konferencji w Warszawie? Służalczy sojusz Polski z Izraelem jest potrzebny lobby izraelsko-żydowskiemu i amerykańskiemu w naszym kraju i poza nim. Te dwa środowiska czerpią bowiem z niego korzyści, nie zaś Polska. One też starają się utrzymywać polskie społeczeństwo w posłuszeństwie i strachu wobec swojej polityki, wykorzystując w dyscyplinowaniu Polaków trzy maczugi, opatrzone hasłami: 1. walka z antysemityzmem, 2. pamięć o II wojnie światowej to wyłącznie pamięć o holokauście oraz jego sprawcach głównych (Niemcy) i pomocniczych (Polska), 3. Zagrożeniem dla Polski jest Rosja, która przygotowuje się do wojny z nami.
Obecny kryzys na linii Polska-Izrael jest sprawdzianem siły tych dwóch lobby. Albo zwycięży ich interes, albo Polski. I tu wystarczy na wstępie odważne myślenie w świetle prawdy oraz rozumne działanie, aby Polska zachowała swoją godność i wypracowała suwerenność w polityce nie tylko bliskowschodniej, ale również wschodniej i unijnej. Nasza historia po 1989 roku mówi jednak, że elit rządzących naszym krajem nie stać ani na odważne myślenie w prawdzie, ani na rozumne działanie. Jest im całkowicie obca dewiza sapere auso. Jedynie zatem suweren może je wymienić przy urnie. Musi jednak podjąć trud samodzielnego myślenia według wartości, a co za tym idzie – odrzucenia paradygmatu amerykańsko-izraelskiego w polityce jako bezalternatywnego.
Najważniejsze nie dać się zastraszyć kłamstwom, intrygom, pogróżkom. Nie dać się na nowo zniewolić mitom o wybraniu przez ducha dziejów w historii ludzkości jednego narodu ponad inne narody i jednego państwa ponad inne państwa. Trzeba nieodmiennie powtarzać, że idea narodu wybranego ma znaczenie wyłącznie teologiczne, ale nawet na gruncie teologii nie jest zrozumiała wobec faktu, iż naród ten skazał Boga-Człowieka na śmierć krzyżową. Na każdym innym poziomie wszystkie narody są jednakowo równe w statusie swojego istnienia. Nie ma narodów złych i dobrych. Są jedynie narody, które – jak podkreślał prymas tysiąclecia Stefan Wyszyński – wciąż na nowo stają się w swym działaniu złe bądź dobre. Jeśli naród wybrany ma znaczenie wyłącznie teologiczne, to tym bardziej nie można mówić o analogicznym dla jego istoty „państwie wybranym”. Izrael powstał na gruncie prawa międzynarodowego i tylko w kategoriach tego prawa powinien być traktowany.
Oddzielny problem dla zastraszanego przez obcą propagandę polskiego społeczeństwa stanowi fałszywa – wymyślona przez wrogie chrześcijaństwu środowiska – koncepcja cywilizacji judeochrześcijańskiej, jakoby bliskiej Izraelowi. Wystarczy pobieżna wiedza z zakresu historii i teorii cywilizacji, aby odrzucić tę koncepcję. Nie było bowiem i nie ma takiej formy cywilizacyjnej i nie można jej stworzyć, gdyż nie pozwalają na to czynniki kształtujące cywilizację – całkowicie różne na gruncie judaizmu i chrześcijaństwa, wynikające z odmiennej filozofii człowieka i filozofii wartości. Poświadcza to choćby quincunx – pięciomian bytu zdefiniowany przez Feliksa Konecznego – łączący wartości podstawowe zarówno dla życia jednostki, jak i społeczeństwa: prawdę, dobro, piękno oraz zdrowie i dobrobyt. Każda z tych wartości na gruncie chrześcijaństwa ma chrystocentryczny wymiar, odrzucany przez judaizm. I to wystarczy, aby przestać mówić o cywilizacji judeochrześcijańskiej.
Aby nadać partnerski, oparty na prawie międzynarodowym, charakter stosunkom Polski z Izraelem należy zweryfikować polską dyplomację i szukać dróg naszego umocnienia na forum międzynarodowym. Nasza samotność w konflikcie z Izraelem to czerwona kartka dla elit rządzących Polską w imię obcych interesów. Nawet osławiona Grupa Wyszehradzka porzuciła Polskę, oskarżaną przez Izrael i USA o współudział w holokauście. Jej premierzy pojechali bez Polski do Jerozolimy – nieuznawanej przez ONZ stolicy Izraela – aby w prowokujący sposób załatwiać z nim swe drobne interesy. Tu nie wystarcz sama świadomość cynizmu jerozolimskich rozmówców, faktu, iż gospodarz spotkania bezpodstawnie oskarża Polskę o współudział w holokauście, a jego goście reprezentują państwa współpracujące z hitlerowskimi Niemcami. Tu jest konieczna dobrze przemyślana reakcja Warszawy. Możliwości mamy znikome, ale trzeba wziąć pod uwagę każdą. Najpoważniejszą i pozytywną dla nas w skutkach byłoby nawiązanie współpracy z Rosją. W sposób spektakularny należałoby wycofać się z antyrosyjskich pozycji. W zakresie minimum oznaczałoby to wykonalne w najbliższym czasie przyjęcie wobec Moskwy postawy Węgier czy Włoch. Współpraca Polski z Rosją byłaby dla nas kartą przetargową w relacjach nie tylko z USA i Izraelem, ale jednocześnie z Niemcami i Francją. Do tego trzeba jednak męża stanu na czele Polski, a nie prezesa jednej partii, który skoncentrował się ostatnio na budowie bliźniaczych wież w stolicy Polski ku czci swojego rodu – równolegle do postawienia w centrum Warszawy pomnika swojego brata, przyćmiewającego pomniki św. Jana Pawła II i Józefa Piłsudskiego. Do tego trzeba nade wszystko radykalnej wymiany składu polskiego parlamentu. Czy Polacy zdadzą historyczny egzamin przy urnie wyborczej? To pytanie wciąż otwarte.
Anna Raźny