Islam czyli Podbój
„Piekło zajmuje się wyłącznie sprawdzaniem formuły Islamu”, pisał w swoim Dzienniku w 1923 roku Paul Claudel. Co to za formuła? Mówi ona: „Nie ma innego Boga niż Bóg radykalnie oddzielony od całej reszty. Islam ogłosił Boga nieprzekraczalnym. Piekło jest weryfikacją Niebytu (po trosze jak Sztuka)”.
Tak – jako katolik wychowany jeszcze na św. Tomaszu z Akwinu i nie znoszący mętnej nowoczesnej filozofii – rozumiał całkowitą obcość religii islamskiej jeden z najbardziej przenikliwych umysłów epoki, obrońca cywilizacji europejskiej i twórca, który temat wiary czynił osnową swoich dramatów, przyjaciel Polski. A przy tym dyplomata, który objeździł świat jako ambasador Francji. W pierwszych latach XX wieku był konsulem generalnym we Frankfurcie nam Menem, dobrze znał Niemcy. Jego intuicje i świadomość głębokiego powinowactwa między islamem a hitleryzmem, którego rozwój obserwował osobiście, znalazły odzwierciedlenie na kartach Dziennika, który prowadził przez wszystkie lata swojego życia.
„(…) Doświadczenie przeprowadzane w nieskończoność nad tym wszystkim, co Bogiem nie jest”, kontynuował myśl o islamie, którego formułę sprawdza Piekło. „Może cechować je beznadziejne piękno. W ten sposób dałoby się pogodzić dogmat o udręce Piekła ze Sprawiedliwością, która domaga się nagrody za cnoty przyrodzone. Dusza na wieczność zapatrzona w stworzenie, którego niewystarczalność wieczyście wyjaśnia Bogu”.
W tym samym czasie pisał w liście do A. Gide`a: „Świętość to burzyć przeszkody, unicestwiać się, przestać być jakąkolwiek przeszkodą dla woli Bożej”. A w Dzienniku notował: „Tajemnica świętości to zostawiać Bogu pole do działania i zaprzestać wszystkich sprzeciwów wobec Jego świętej woli. Dziecięca ufność”.
W roku 1925 Claudel jest ambasadorem Japonii. Pod datą 12 listopada zapisuje: „Widziałem się z L. Massignonem. Przypomina mi, co kiedyś napisałem mu o arabskich sufi. Nie miłość, ale żądza, rodzaj żądzy bez miłosierdzia, żądza >ontologiczna<”. (Sufi – od arabskiego słowa suf, szorstka wełna którą okrywali się muzułmańscy asceci).
W 1935 roku wszystko jest już dla Claudela jasne. Islam jest w ekspansji. Pod datą 25 maja odnotował: „Przemówienie Hitlera. Stwarza w centrum Europy rodzaj islamizmu, wspólnotę, która poczytuje sobie podbój za rodzaj obowiązku religijnego”. (W przemówieniu wygłoszonym 21 maja 1935 roku, Hitler wypowiedział klauzule Traktatu Wersalskiego dotyczące zbrojeń).
29 marca 1936 roku Claudel zanotował: „Hitler uzyskał jednogłośny aplauz Niemiec ogarniętych maligną radości. To islam”.
(Kto nałożył bielmo na oczy tym, którzy pięćdziesiąt lat później, reprezentując Kościół katolicki, ze czcią całowali Koran i odwiedzali meczety, by modlić się w nich – do kogo?)
W 1947 roku, na marginesie dzieła Louisa Massignona Troi Prières d`Abraham, Claudel notuje: „Mahomet: Otrzymałem rozkaz, by walczyć z ludźmi dopóki nie wyznają, że nie ma boskości prócz Boga. (…) Islam nie jest niczym innym jak afirmacją Jedności niepojętej, a zarazem nieprzekraczalnego rozdziału między Bogiem a człowiekiem. Negacja możliwości wszelkiego przymierza. Mahomet przyznaje, że nie może nic dla ludzi. Wyznaje błędy Koranu. (…) Ekspiacja bez skruchy. Jagnięta składane w ofierze w Mekce. >Obowiązująca koncepcja sunnicka widzi w słowie bez warg – Koran, tekst przedwieczny, cud wysłowienia nadludzkiego istniejący per se<. Jedyny wskaźnik wznoszący się między Stwórcą a stworzeniem, Koran, tworzy znak nie zjednoczenia, lecz rozdziału, pieczęć zakazu, cud intelektualny formalny i wieczny, każdy bowiem werset z osobna stanowi integralny dowód istnienia Boga (Louis Massignon)”.
Tak pisze katolik, który przyjmował bez zastrzeżeń naukę Kościoła o tym, że istnieją fałszywe religie. I postanowił zrozumieć, czym jest jedna z nich. Z największym szacunkiem odnosił się do katolickich misjonarzy, którzy nawracali a nie dialogowali. Wiele poświęcał im miejsca w Dzienniku. Widział też na własne oczy jedyny europejski kraj, którego pogańskie pierwiastki, jakie w nim przetrwały z powodu nie ukończonej chrystianizacji, spowodowały, że gwałtownie, wręcz z entuzjazmem przyjmował ideologię zaszczepioną przez tchnienie islamu, Niemcy Hitlera. Przerażały go wpływy hitleryzmu, mentalne i duchowe, w jego ojczyźnie podczas okupacji niemieckiej, zwłaszcza gdy wpływom tym ulegali biskupi Kościoła i wojskowi, którzy otwarcie kolaborowali z Niemcami, dając sobie narzucić prymitywny antysemityzm.
(Pytanie, w czyjej głowie mogło zrodzić się pragnienie – pięćdziesiąt lat później – by modlić się z muzułmanami wspólnie, do jednego Boga?)
Rozerwane ciała ofiar zamachów w Paryżu w listopadowy piątek 2015 roku, wymieszane z rozerwanymi ciałami ich morderców, którzy – jak wszystko na to wskazuje – byli ludźmi religijnymi, zachowywali wszelkie zasady i chcieli po prostu jak najszybciej znaleźć się w raju, dopowiadają to, czego nie mieliśmy odwagi powiedzieć – a nawet pomyśleć – patrząc bezsilnie na postać w białej sutannie, którą tak kochaliśmy, gdy bez drżenia wyciągała ręce, by złożyć pocałunek na księdze Koranu.
A przecież prosił tyle razy, pod koniec życia, by modlić się z a n i e g o! Czyż nie był to ewidentny znak, zlekceważony jednak, iż miał świadomość, że błąd gorszy czasem jest niż grzech?
Filozofia realistyczna, jako fundament myśli teologicznej nie pozwalała na tego rodzaju błędy, dokąd obowiązywała w Kościele. „Nowoczesny błąd zawdzięcza swoje powodzenie w wielkiej mierze używaniu terminów o dwuznacznym charakterze, czy raczej – zaszczepianiu nowego znaczenia słowom noszącym dotąd znaczenie odmienne…”, pisze ks. Félix Sardá y Salvany w swoim dziele „Liberalizm jest grzechem”. Arystoteles, Św. Tomasz, nauczyciele żelaznej logiki, wywodzenia skutków z przyczyn, pilnujący zasad, z których najważniejsza jest zasada tożsamości, w myśli modernistycznej, w teologii „nowoczesnej”, „postępowej”, nastawionej na „dialog” z inymi wyznaniami i religiami, przegrywali z dwuznacznością. Mętne filozoficzne idee podpowiadały i kusiły jak szepczący do ucha Ewie szatan: coś co jest „fałszywe”, np. religia, nie musi być od razu „fałszywe do końca”. Są „ziarna prawdy”, są przestrzenie szarości. A poza tym to „nie prawda sama jest ważna”, lecz „dążenie do prawdy”. Pośród wielu ludzkich praw zagwarantować trzeba „prawo do błędu”…
Te i wiele innych mgławicowych koncepcji stopniowo rozmywały w głowach ludzi wierzących niezmienną n a u k ę Kościoła, wypierały z tych głów pewniki. (Także ten, że duchowieństwo Kościoła nie jest częścią duchowieństwa wszystkich wyznań, lecz kapłanami Boga z mocą sakramentalną). To, co Kościół formułował pod postacią dogmatów i w co wyposażał ludzi ochrzczonych zaczęło być coraz częściej pomijane, przemilczane, ignorowane. W to miejsce pojawiła się chwiejność przekonań (otwarcie na dialog), zawieszenie sądu, niejasne sformułowania typu „opinii”, „opcji”; wszystko to w rezultacie odebrało, także ludziom odpowiedzialnym za tok spraw politycznych w Europie, jasność ocen i zdolność do zdecydowanego reagowania na śmiertelne zagrożenie ich państw. Tak jak zareagował w XVII wieku Jan III Sobieski, poproszony o to przez Ojca Świętego. Wezwany stawił się. Nie po to, by dyskutować z islamem.
Cudowny Obraz Matki Boskiej na Pólku pod Bralinem (pochodzacy z XVI w., z czasów Kontreformacji).
Ale żaden błąd trwały nie jest. Jest Ktoś, kto błąd z miejsca demaskuje, od błędu wyzwala. Depcze usta, które błąd głoszą. Matka Boga. Nie bez przyczyny nazywa się Ją Przeciwniczką i Demaskatorką Wszystkich Herezji.
Jest potężna. Stoi na czele zbrojnych Hufców.
„Ażeby widzieć mamy oczy. Ażeby słyszeć – uszy. Ażeby poznawać Boga, który jest Bytem, mamy naszą egzystencję”, pisał Paul Claudel 29 listopada 1929 roku. „Otóż to stanowi cechę charakterystyczną naszego sposobu egzystowania, że jesteśmy s t w o r z e n i. Owo poznanie nie jest u nas odpowiedzią zastygłą w formę numeryczną, geometryczną, nieruchomą jak u minerałów i nie jest rozwojem krótkiej frazy melodycznej jak w królestwie roślin lub zwierząt. Pojęcie przyczyny wykłada się u człowieka pojęciem filiacji. To jako skutek istota pierwota poznaje swoją przyczynę. To jako synowie poznajemy naszego ojca. (…) Jest w nas duch, który powiada: Abba! – to znaczy Ojcze! >Bezbożni opowiadali mi przeróżne historie, ale nic takiego, co byłoby jak t w o j e p r a w o!<„.
To prawo jest unikalne w świecie religii. Nie pozwala zabijać. Nie pozwala nienawidzić. Pozwala i nakazuje bronić prawdy. Nakazuje miłować. A to oznacza także – nie być naiwnym i nie być słabym.