Miesięczne archiwum: Lipiec 2020
Brońmy gotówki jak niepodległości!
Zwolennikami Polski bezgotówkowej są potężne środowiska. Z jednej strony są to bankierzy, którzy chcą pobierać niewielkie marże od każdej możliwej transakcji ekonomicznej. Z drugiej strony mamy parlamentarnych socjalistów, którzy posiadają w głębokiej pogardzie wolność. W ich wizjach jednostka była od zawsze tylko trybikiem całkowicie podporządkowanym pod państwowe widzimisię. Zamordyści już tacy są — możliwość inwigilacji oraz kontroli społeczeństwa sprawia im wręcz ekstatyczną przyjemność. Ponadto rosnąca biurokracja posiada immanentną tendencję do tego, by nadzorować to, czego nie ma sensu nadzorować.
Elity urzędnicze chcą w pełni kontrolować życie ekonomiczne, ponieważ nie przepadają za szarą strefą. Systemowi dziennikarze głoszą: „Papierowe banknoty są narzędziem przestępców”. Nierejestrowania działalność łagodzi jednak kryzysy i pozwala szybciej z nich wyjść. Wiele zakładów pracy funkcjonuje wyłącznie dlatego, że nie są one przeciążone przez obecny, restrykcyjny system fiskalny. Legalizacja tych nieformalnych biznesów spowodowałaby ich likwidację.
Przyjmijmy następujący możliwość: postępowym politykom udało się zlikwidować płatności gotówkowe. W takiej sytuacji bankierzy będą mogli w o wiele większym stopniu rozszerzać akcję kredytową. I tak, zgodnie z austriacką teorią cyklu koniunkturalnego, ekspansywna polityka pieniężna po pewnym czasie doprowadzi nas do recesji gospodarczej.
Obawy o otaczającą nas rzeczywistość mają swoje podstawy. Obecny system finansowy stoi na słabych fundamentach. Dlatego też obywatele powinni mieć możliwość zabezpieczenia się przed nieoczekiwanymi wydarzeniami. I tak w 2013 r. na Cyprze miała miejsce częściowa konfiskata majątku zgromadzonego na depozytach i rachunkach bankowych. Z kolei w 2020 r., już na naszym lokalnym gruncie, Podkarpacki Bank Spółdzielczy został poddany przymusowej restrukturyzacji. W obu przypadkach niczego nieświadomi obywatele zostali pozbawieni na jakiś czas dostępu do swoich środków finansowych.
Niektórzy emeryci mieszkający za granicą zostali niemile zaskoczeni, kiedy to Krajowa Administracja Skarbowa skonfiskowała zawartość ich kont przez pomyłkę. W takiej sytuacji człowiek zwyczajnie jest bezradny wobec nieprzepisowych i pospiesznych działań państwa, szczególnie gdy nie posiada choć kilku banknotów zachomikowanych na czarną godzinę. Zresztą wiele osób zwyczajnie nie chce brać udziału w postępującej rewolucji bankowo-technologicznej, ponieważ podążanie za zmianami stanowi zbyt trudne wyzwanie dla seniorów czy niepełnosprawnych. Zastanówmy się: czy to naród powinien spełniać zachcianki polityków? A może na odwrót?
Rozważmy również inne ciekawe warianty. Załóżmy, że ludność została dotknięta przez atak hakerski, poważne uszkodzenie systemu energetycznego bądź klęskę żywiołową: powódź, tornado, suszę, trzęsienie ziemi. Z tych względów zabrakło prądu. Jeżeli taka sytuacja będzie miała miejsce, w przypadku powszechnego pieniądza elektronicznego, społeczeństwo traci możliwość kupowania nawet podstawowych dóbr niezbędnych do przetrwania. Podobnie w sytuacji wojny wróg może przejąć system i zgarnąć wszystkie dostępne środki finansowe.
W momencie pisania tego tekstu ludzkość zmaga się z pandemią koronawirusa. Najprawdopodobniej zmierzamy w kierunku recesji. Stąd warto zadać pytanie: jaką posiadamy pewność, że nasi rządzący nie zarekwirują części wolnych, prywatnych depozytów, pod pretekstem wyjścia z gospodarczego impasu? Dzięki posiadaniu zaskórniaków ukrytych w przysłowiowej skarpecie można uniknąć wielu nieprzyjemnych sytuacji podczas kryzysu. Nawet abstrahując od takich apokaliptycznych wizji, zwyczajna kradzież karty i telefonu pozbawia na jakiś czas jednostkę dostępu do wszelkich wygód oraz benefitów wynikających z życia w nowoczesnym, cyfrowym społeczeństwie.
Niektóre środowiska głoszą, iż banknoty są niesterylne, są potencjalnym źródłem zakażenia. Warto tutaj odbić piłeczkę; a czy terminale płatnicze mogą być potencjalnym źródłem zakażenia? Kod PIN ktoś musi w końcu wklepać na klawiaturze. A czy dziesiątki towarów obmacywanych codziennie przez setki ludzi w hipermarketach mogą być źródłem zakażenia? Pod względem higienicznym najlepsze jest kupowanie produktów bezpośrednio od rolnika bądź w małym sklepie, chociażby ze względu na skrócony łańcuch dostaw.
Media głównego nurtu chcą nas utwierdzić w przekonaniu, że żyjemy w erze niespotykanej w dziejach wolności. Skoro jednak jest to prawda, to dlaczego politycy tak usilnie pragną mieć pełen wgląd w nasze prywatne życie, nasze zwyczaje zakupowe? W końcu jaką mamy pewność, że ta wiedza nie będzie później wykorzystywana do szantażowania, zastraszania niewygodnych obywateli? Poprzez ujawniania intymnych informacji służby specjalne i policja mogą wywierać naciski na opozycję, na dziennikarzy śledczych, na dysydentów i niepokornych.
Wiele europejskich państw zaczęło nakładać limit na transakcje gotówkowe. I tak we Włoszech czy Francji wynosi on około tysiąca euro. Oczywiście kilka lat temu te pułapy były zdecydowanie wyższe. Sukcesywne przesuwanie tej arbitralnej granicy miało na celu stopniowe narzucanie coraz cięższego kagańca na nieświadome narody starego kontynentu. Za pomocą jednego kliknięcia myszy można zdławić każdy potencjalny bunt – czy tyrani nie marzyli zawsze o takich możliwościach? Jeżeli jednak traktujemy w sposób poważny takie postulaty jak wolność osobista czy swoboda zawierania umów, należy zapewnić społeczeństwu możliwość swobodnego dysponowania swoim ciężko zarobionym bilonem.
Na swój sposób chiński system kredytu społecznego pokazuje następny, drakoński etap digitalizacji pieniądza, kiedy to wiele przyzwoitych osób zostało niesłusznie pozbawionych szybkiego internetu, biletów komunikacyjnych, tańszych kredytów czy dostępu do szkół. Historia na swój sposób zatoczyła koło, gdyż ponownie władze, retorycznie egalitarne i komunistyczne, zaczęły siłowo stratyfikować społeczeństwo, tworząc nowe kasty społeczne, nowych uprzywilejowanych i wykluczonych. Innymi słowy, jedni są szlachtą obozu władzy, a drudzy są plebsem.
Małe przedsiębiorstwa i stowarzyszenia często nie posiadają odpowiednich środków na koncie organizacyjnym. Stąd też wiele faktur opłacanych jest przez gotówkowe środki prywatne. Idąc dalej, niewielkie punkty handlu nie decydują się na posiadanie czytników kart, ponieważ uczestnictwo w systemie wymusza płacenie prowizji dla operatorów w wysokości od 3% do 5% wartości transakcji. Niektórzy dowodzą, iż drukowanie gotówki to koszt, jednak terminale płatnicze to również koszt, to również system, który trzeba utrzymać.
Współczesna tyrania polega na supremacji wąskiej grupy oligarchów, globalistów i przedstawicieli światowej finansjery. Retorycznie wszyscy odwołują się do demokracji, lecz ma ona charakter czysto fasadowy, gdyż społeczeństwa są zbyt durne, by rządziły samodzielnie. O ile kiedyś walka z despotami miała charakter zbrojny, o tyle dzisiaj ta walka ma charakter pokojowy i protestacyjny. Obrona transakcji gotówkowych jest jednym z wymiarów tego konfliktu dotyczącego wolności oraz niepodległość Polski. Jeżeli zwyciężymy w tej batalii, będziemy mogli czuć się w naszej Ojczyźnie niczym gospodarze. Jeżeli jednak przegramy tę batalię, nadal będziemy niczym pariasi.
Karol Skorek
Skowyt-19, skowyt agentury lichwiarzy.
Skowyt-19, skowyt agentury lichwiarzy.
Inżynieria społeczna, biologiczna a nawet finansowa
Jak dokonać internowania pół miliarda ludzi ?
Skowyt-19, skowyt agentury lichwiarzy.
Cokolwiek media głównego nurtu i administracja krajów kontrolowane przez międzynarodówkę lichwiarzy, skowyczące o Covid-19 , donosiły o Skowyt-19, to był oczywisty fake. Jak to wskazuje także tekst MWF zorganizował wielką operację rabunku ludności za pomocą lichwy, mechanizm był prosty, zakazać wszelkiej działalności gospodarczej, a tym samy przychodów realnej gospodarce, a w tym czasie niezmiennie żądać zapłacenia lichwy (procentu od kredytu), wszystkie jednostki gospodarcze, które dysponują skromną rezerwą finansową musiały zostać doprowadzone do
a. bankructwa
b. dalszego zadłużenia jedynie z tytułu lichwy i czynszów za wynajem,
bez jakiejkolwiek możliwości wygospodarowania środków na roszczenia lichwiarzy, wobec bezwzględnego zakazu działalności gospodarczej.
Lekarz sądowy z RFN (Hamburg) Klaus Püschel ma jak mało kto doświadczenie ze zmarłymi z pozytywnym wynikiem testu Skowyt-19, dokonał ponad 200 obdukcji takich zmarłych, a więc mało kto może z jego doświadczeniem konkurować:
„Püschel hat bislang alle gut 200 Hamburger Toten, die mit Sars-CoV-2 infiziert sind, obduziert. Ohne Ausnahme hätten sie schwerwiegende Vorerkrankungen gehabt, die ihre Lebenserwartung stark eingeschränkt hätten, betont der Mediziner.”
( Püschel przeprowadził jak dotąd obdukcję ponad 200 zmarłych z Hamburga, którzy są zakażeni Sars-CoB-2. Bez wyjątku mieli ciężkie wcześniejsze schorzenia, które ich życie by ograniczyły, podkreśla lekarz. )
O tym, że jako ofiara Skowyt-19 jest liczony każdy zmarły, u które uprzednio testowano pozytywnie Sars-CoV-2, nawet jeśli ten zmarły zginął w wypadku samochodowym, jedynie w ten sposób udaje się agentom lichwiarzy doliczyć się tych liczb zmarłych. Dla „ratowania” tych kandydatów na zmarłych została zawieszona, jak wiemy, działalność lekarska wobec innych schorzeń, aby mieć środki do „ratowania” osób z diagnozą Skowyt-19. Temu towarzyszył skowyt wszystkich mediów głównego nurtu i mediów internetowych sterowanych przez agenturę i różnych pożytecznych idotów jak też pracowników administracji krajów z różnych dziedzin. Włączone obok służb medycznych, które i tak nie leczą, tylko wypełniają tzw. procedury organów administracji, także organy przemocy jak policja i obłożono wszelkie niedotrzymanie zakazów drakońskimi karami, aby nadać procedurom administracji powagi.
Odmowa udzielenia pomocy chorym spoza spektrum Skowyt-19 oznaczała, że chorzy nie spełniający wymogów Skowytu-19 narażeni byli na groźbę utraty zdrowia a także śmierci. O tym mówi z kolei laureat nagrody Nobla Levitt:
„Lockdown caused more deaths than it saved … the influential government advisor he had over-estimated the potential death toll by „10 or 12 times” ”
(Lockdown spowodował więcej przypadków śmierci niż uchronią przed nią … wpływowy rządowy doradca przecenił potencjalną liczbę przypadków śmierci „10 a nawet 12 razy”).
W gruncie rzeczy są zarządzone kroki przeciwko tzw. „pandemii” niczym innym, jak testowanie pewnej techniki eutanazji masowej, eliminacji chorych osobników, przez odmowę pomocy lekarskiej pod płaszczykiem troski o inne „ważniejsze” schorzenie.
Od Skowyt-19 do zbrodni.
Jeśli uwzględnić, że pod pretekstem „ratowania” chorych na Skowyt-19, odmówiono masowo udzielenia pomocy lekarskiej chorym spoza spektrum Skowyt-19, to obok rabunku, jaki umożliwiła administracja lichwiarzom, przez internowanie ludności w domach i uniemożliwienie pracy, należy oskarżyć administrację krajów o masowe spowodowanie śmierci lub choroby chorych, którzy nie należeli do skromnej grupy Skowyt-19, a to jest już zbrodnia masowego mordu, za którą odpowiadają błazny, obdarzone zewnętrznymi oznakami władzy.
Operacja „Pandemia” odsłoniła zbrodniczość tego systemu, i jego bezpośrednią zależność od lichwiarzy świata. Pokazała, że wszystkie organy państwa bez wyjątku są na usługach MWF i skrzętnie wykonują jej dyspozycje, gdyż to jest warunek konieczny ich egzystencji, choć nie dostateczny. Jak dalece ich zwykła egzystencja jest zależna od lichwiarzy, doświadczył nie tylko J.F. Kennedy, ale pewnie też JP II, już w rok po drugim zamachu na niego zniknął kanon 1543 z kanonu wiary.
Działanie lichwiarzy tak ujął P.J. Dunning:
“Przy odpowiednim zysku staje się kapitał śmiałym. Od dziesięciu procent można go użyć gdziekolwiek. 20 procent, a ożywia się; 50% nawet karkołomny; za 100% zdepcze wszelkie ludzkie prawa; 300% a nie istnieje żadna zbrodnia, której nie zaryzykuje, nawet pod groźbą stryczka.”
cytowany prze K. Marxa, cóż może lichwiarzy więc powstrzymać zorganizować operację „Pandemia”, czy zbrodnię w rodzaju I., II. Wojna czy 911?
28.05.2020
Inżynieria społeczna, biologiczna a nawet finansowa
Przedsięwzięcie „Pandemia” jest jednorazowym jak dotąd w historii ludzkości przypadkiem przynajmniej dwóch inżynierii: społecznej i biologicznej w skali globalnej.
Zwracano już nie bez racji uwagę na to, że pierwszą próbą tego rodzaju przedsięwzięcia była operacja w latach 2009/10 pod nazwą „pandemia grypy świńskiej”. W tej operacji odegrały kluczową rolę WHO i GlaxoSmithKline (GSK). GSK dostarczyła tzw. „szczepionkę” o znanej szkodliwości, która na szczęście została zniszczona. Kraje UE zostały wówczas zobowiązane do zakupu tej „szczepionki” za kwotę ok. 4 miliardów euro.
Jak pamiętamy, ludność masowo odmówiła poddaniu się szczepieniu, także lekarze w swej liczbie odradzali szczepienia, fachowcy zgoła wskazali wówczas na fakt, że zachorowalność na grypę jest wyraźnie mniejsza, niż to zwykle ma miejsce w rokrocznej grypie sezonowej.
Te doświadczenia zostały należycie przemyślane przez organizatorów „pandemii grypy świńskiej” i wyciągnięto z tego też wnioski.
Obecną „pandemię” przygotowano daleko bardziej starannie, dokooptowano najwyraźniej znaczne siły z kręgów finansjery. Jeszcze na jesieni 2019 roku zorganizowano w Uniwersytecie Johns Hopkins symulację pandemii koronawirusa, jednym z inicjatorów była fundacja Billa Gatesa. W tym eksperymencie zaprojektowano liczbę „zachorowań” globalnie na przeszło 60 milionów ofiar, to liczba odpowiadająca liczbie ofiar w II. Wojnie Światowej. Jak widać, planiści „Pandemii” postawili sobie ambitne cele. Uniwersytet Johnsa Hopkinsa (JHU) został też wyznaczony do nadzoru stopnia realizacji projektu „Pandemia”, na dziś podaje JHU liczbę „zakażonych” 14,7 milionów na świecie, jak widać do 60 milionów jest jeszcze wiele pracy.
– https://coronavirus.jhu.edu/map.html
Akurat w ostatnich dniach doniosły media, że w/w GSK nawiązała współpracę z Curevac
– https://www.curevac.com/news/gsk-and-curevac-announce-strategic-mrna-technology-collaboration
który przygotowuje tzw. „szczepionkę” przeciwko Covid-19, acz umowa z GSK ma rzekomo nie obejmować tej tzw. „szczepionki”. Jak z linkowanego tekstu można przyjąć, w przypadku „szczepionki” firmy Curevac chodzi o kombinację mRNA
– https://pl.wikipedia.org/wiki/MRNA
mającej przez genetycznie zmienione bodźce, w gruncie podobne jak w przypadku wirusa, doprowadzić cele „zaszczepionego” do zwalczania wirusa i innych zaprogramowanych czynności. W skrócie można stwierdzić, że firma Curevac wygenerowała rodzaj wirusa (mRNA), który m.in. ma przeciwdziałać wirusowi Sars-CoV-2 uznanemu za odpowiedzialnego za chorobę Covid-19. A więc manipulacja GMO ma doprowadzić do zwalczania Sars-CoV-2, z uwagi na szczególnie krótki czas testowania tzw. „szczepionki”, choć chodzi raczej o wirusa GMO, następstwa oboczne w szczególności długotrwałe nie mogą być znane. Projektanci przedsięwzięcia „Pandemia” po prostu eksperymentują sobie na ludzkości świata, przy czym zmiany w rodzaju GMO na masach ludności świata zostały z góry zaprogramowane.
Kto zrozumiał powyższe powinien rozpoznać, że
1. realizatorzy projektu „Pandemia” postawili sobie ambitny cel zarejestrowania przeszło 60 milionów przypadków „zakażenia”, tzn. przeprowadzenia pozytywnych testów na Sars-CoV-2, na świecie, oznacza to, że przy aktualnym stanie ok. 14,7 milionów potrzeba jeszcze dalsze 50 milionów pozytywnych wyników testu
2. nauczeni przykrym doświadczeniem z eksperymentem „grypy świńskiej” tym razem postanowiono wykorzystać wszystkich stojących do dyspozycji zarządców ludnością krajów, tzw. rządów, do terroryzowania ludności i wymuszenia na niej za pomocą sił przemocy jak policja, konfidenci i.t.p. podporządkowania się narzuconemu reżymowi tzw. „pandemii”, oznaczającej w praktyce areszt domowy dla miliardów ludzi na świecie
– https://pppolsku.wordpress.com/2020/04/12/jak-dokonac-internowania-pol-miliarda-ludzi#Jak_dkonac
3. wyciągając wnioski z doświadczenia ze „świńską grypą” zmobilizowano armię lekarzy i wszystkie podporządkowane media z dominującymi media internetowym jak Google, Pejszbuk, Twitter, do współudziału w zastraszaniu i dezinformowaniu ludności, nałożenie ludności przymusowych kagańców (masek), było dodatkowym wyrafinowanym czynnikiem degradacji ludności do rzędu psów.
4. bez ogródek meldują wyznaczenie w tym projekcie zarządcy ludów świata, że wstrzymanie wymuszonych na ludności środków przeciwko tzw. „pandemii” będzie możliwe, dopiero po opracowaniu „szczepionki” i dokonaniu masowych „szczepień” na ludności świata. Katastrofalne skutki tzw. „medycyny rokefellerowskiej” jak i akcji „szczepień” w Afryce przeprowadzone przez fundację Billa Gatesa powinny być niektórym znane.
5. zakaz wykonywania zawodu dla miliardów mieszkańców Ziemi miał doprowadzić do bankructwa wiele milionów ludzi, jak też do osłabienia i ew. bankructwa licznych przedsiębiorstw. Gwarantuje to łatwe i tanie przejęcie przedsiębiorstw przez sektor finansowy, czyli praktycznie wywłaszczenie przedsiębiorstw, w przypadku ludności tworzy armię ludzi pozbawionych środków do życia. To wszystko gwarantuje sektorowi finansowemu niezwykły popyt na kredyt i egzekucję lichwy pilnie potrzebującej pieniędzy ludności jak i przedsiębiorstw. Jest to nowy składnik operacji w porównaniu z operacją „świńska grypa”.
Jak już z powyższego można rozpoznać przedsięwzięcie „Pandemia 2020” zostało starannie przygotowane i należy je zaliczyć do przedsięwzięć z dziedziny
a. inżynierii społecznej, por. pkt. 1 – 5
b. inżynierii biologicznej, GMO, patrz znaczenie mRNA. i pkt. 4
a nawet
c. inżynierii finansowej por. pkt. 5.
Wojny światowe były zawsze dziełem sektora finansowego i jego zbrodniczych kadr
– https://pppolsku.wordpress.com/2016/08/07/slowni/#Rotsz
z uwagi na rozmiar przedsięwzięcia należy rozważyć, że prowadzona jest globalna wojna (nie światowa jak dotychczas) przeciwko ludzkości na ziemi. Koszty, którymi obciąży sektor finansowy ludzkość świata z tej okazji trzeba będzie liczyć w bilionach dolarów.
21.05.2020
Jak dokonać internowania pół miliarda ludzi ?
Bezspornie należy do trudniejszych zadań internowanie całego narodu i w gruncie rzeczy jeszcze się nikt jak dotąd nie pokusił coś takiego podjąć. Naturalnie siły okupacyjne ogłaszają tzw. godzinę policyjną, co w efekcie prowadzi do wstrzymania praktycznie wszelkiego ruchu i czasowego internowania ludności w ich domach, jednakże jak sama nazwa „godzina” wskazuje, chodzi o okres paru godzin, kiedy ten stan internowania ludności ma miejsce.
Naturalnie wszelkiego rodzaju spiskujące grupy nie respektują zakazu opuszczania domów i knują coś tam przeciwko okupantowi, całkowicie ignorując jego zakaz. Nie może być mowy o jakimś bezwzględnym zakazie, gdyż jest wiele osób, które usiłują ten zakaz obejść i się mu sprzeciwić, przy czym nawet uzbrojone patrole w czasie godzin policyjnych nie są w stanie zmienić tego stanu rzeczy.
Czytelnik zgodzi się, że internowanie pół miliarda ludzi wydaje się rzeczą wręcz niemożliwą i trzeba nie lada geniuszu, aby takiego czynu dokonać.
Historia i rzeczywistość pouczają nas, że to epokowe zadanie wcale nie jest aż tak trudno, jeśli po swej stronie ma się administrację, organy przemocy, medyków a nawet kościoły i ich kadry zarządzające no i naturalnie mendia gównego nurtu..
Ostatnie tygodnie uświadomiły, jak łatwo jest przez rzucenie podejrzenia pandemii przez WHO i zdyscyplinowanej kooperacji wskazanych wyżej organów przemocy stan integrowania pół miliarda ludności UE osiągnąć. Najpierw mendia gównego nurtu nastraszyły bezmyślną ludność, że najpóźniej jutro a najwyżej pojutrze ich zas…ny byt osiągnie nieubłagany koniec, jeśli tylko zabójczy wirus jak przysłowiowy „palec boży” ją dosięgnie. Z kolei medycy wystawili mrożący w żyłach scenariusz, jak „czarna śmierć” wirusowa, przymiotnik wirusowa jest wspaniałym dowodem postępu wiedzy, bo dotychczas „czarna śmierć” musiała się obejść bez przymiotnika, sięgnie swą niezawodną ręką po każdego, wreszcie administracja pierwszy raz w historii demokracji odkryła swe nieznaną dotąd troskę o tak zagrożone życie ludzkie, szczególnie ludzi starszych, jak dotąd przewidzianych do eutanazji, i wydała nakaz internowania całej populacji pół miliarda ludności UE w areszcie domowym, znajdując nawet dach nad głową dla bezdomnych, bo jakże internować pół miliarda nie bacząc na bezdomnych.
Zdawać by się mogło, że jak dotąd nadal obowiązuje niezawodna zasada, że „jak trwoga to do Boga”, ale także kapłani kościoła katolickiego, o innych oczywistych nie warto nawet wspomiinać, zostali zintegrowani w ten system internowania i bez szemrania przyjęli ogłoszony im przez episkopaty zakaz pełnienia posługi duszpasterskiej, co znakomicie potwierdza tezę, że Watykan już od dawna został zintegrowany
– https://pppolsku.wordpress.com/2016/08/06/usmiech-sw-jana-pawla/#Usmiech
w ogólnoświatowym systemie nadzoru nad populacją ludzką MWF.
Operacja na ludności nazwana „pandemią” odsłoniła prawdę przed wierzącymi chrześcijanami, że co prawda kapłani kościoła chętnie wyciągają rękę po datki i „co łaska”, ale jak ludność ich naprawdę potrzebuje, to wydają ją na pastwę mendiów gównego nurtu i każą im mszę i inne rytuały odprawiać samemu w domu. Degeneracja kadr kościoła katolickiego postępuje wielkimi krokami od rewolucyjnego Soboru Watykańskiego II., przystąpiono do fazy rozbicia gmin, do izolowania wiernych. Nie pierwszy to raz muszą wyznawcy Jezusa Chrystusa zstąpić do katakumb, aby uratować wiarę przed niszczycielskimi rękami hierarchii, aby świątynię wary ratować przed Antychrystem.
Można jedynie z pełnym respektem zdjąć kapelusz przed tymi pracownikami nieznanego nam think tank, którzy wpadli na ten genialny pomysł, jak tu dokonać internowania pół miliarda, zdawać by się mogło rozumnych, ludzi. Wydaje się jednak, że ci pracownicy jak mało kto zasłużyli na kolną Pokojową Nagrodę Nobla, bo przecież nic nie jest tak skuteczne w dziele pokoju jak właśnie internowanie ludności.
Nadchodzą, jak widać, ciekawe czasy dla ludności, która w tak łatwy sposób dała się internować w areszcie domowym, ale kręgi, które dokonały tej zręcznej operacji o kodzie „pandemia”, zdobyły bezspornie dostatecznie dużo doświadczenia, aby przeprowadzić kolejne wynikającą z poprzedniej operacje. Czytelnika wyobraźni pozostawiamy pytanie o jaką operacje może tu chodzić. Jakie operacje należy przeprowadzić na internowanej ludności, n.p. tzw. getto było też miejscem internowania, ale naturalnie nie był to areszt domowy, o nie.
12.04.2020
Naruszenie prawa przy ratyfikacji Konwencji stambulskiej. Powodem błędne tłumaczenie
W ostatnich dniach żywo dyskutowana jest kwestia możliwości wypowiedzenia przez Polskę Konwencji stambulskiej. Dokument ten, pod pozorem walki z przemocą wobec kobiet, zawiera szereg postanowień o ideologicznym charakterze. Istotnym problemem związanym z Konwencją jest fakt, że jej polskie tłumaczenie, opublikowane w Dzienniku Ustaw, nie odpowiada oryginalnym wersjom językowym konwencji – francuskiej oraz angielskiej. Nie jest także zbieżny z tłumaczeniem na język polski zamieszczonym na stronie internetowej Rady Europy. Tymczasem, zgodnie z przepisami prawa międzynarodowego, tekstem wiążącym państwa-strony traktatów jest język oryginalny. W przypadku Konwencji stambulskiej teksty takie są dwa – francuski oraz angielski. Przedłożenie błędnego tłumaczenia w trakcie procesu ratyfikacyjnego umowy międzynarodowej jest jednocześnie naruszeniem prawa.
OBOWIĄZUJĄCY W POLSCE TEKST KONWENCJI – LINK
ANGIELSKI TEKST KONWENCJI – LINK
FRANCUSKI TEKST KONWENCJI – LINK
Konwencja stambulska precyzyjnie definiuje znaczenie terminu gender w art. 3 lit. c jako „społecznie skonstruowane role, zachowania, działania i atrybuty, które dane społeczeństwo uznaje za odpowiednie dla kobiet lub mężczyzn” (w wersji anglojęzycznej: „socially constructed roles, behaviours, activities and attributes that a given society considers appropriate for women and men”).
Różni się on od angielskiego terminu sex, oznaczającego płeć w jej właściwym, biologicznym sensie.
Zgodnie z Konwencją wiedeńską o prawie traktatów, która jest podstawowym aktem prawa międzynarodowego regulującym kwestie związane ze stosowaniem i interpretacją umów międzynarodowych, obowiązującym tekstem dokumentu jest ten opublikowany w języku oryginalnym. W podstawowej wersji językowej Konwencji, termin gender (fr. genre) pojawia się aż 25 razy w różnych kontekstach (m. in. równości genderowej, polityce uwrażliwionej na gender, genderowej perspektywie, przemocy ze względu na gender). W polskim tłumaczeniu termin gender oddano jako „płeć społeczno-kulturowa” (co nie do końca koresponduje z jego prawdziwym znaczeniem, ponieważ gender jest pojęciem niezależnym od płci). Co więcej, wbrew oryginalnemu tekstowi, w opublikowanej w Dzienniku Ustaw wersji, pojawia się on zaledwie 2 razy. Oznacza to, że w pozostałych przypadkach przetłumaczono „gender” jako płeć, co może błędnie sugerować, że termin ten odnosi się do płci biologicznej.
Zastąpienie odniesień do płci przez wprowadzenie pojęcia gender ma ogromne znaczenie dla całego systemu prawnego. Termin gender zakłada bowiem, że kobiecość i męskość są konstruktami społecznymi, powstałymi na skutek dialektycznej walki płci. Podejście to całkowicie ignoruje biologiczne uwarunkowania z których wynikają różne role społeczne i aspiracje kobiet i mężczyzn. W tej optyce, przyczyną przemocy nie są więc patologie życia społecznego, a sama jego struktura, którą – za pomocą inżynierii społecznej – należy zmienić. Tak pojmowany gender jest czymś co podlega swobodnym zmianom, ponieważ ma charakter wyłącznie konwencjonalny. W konsekwencji, dla zwolenników tego podejścia istnieje wiele różnych „genderów”. Wyróżnia się pojęcia takie jak cisgender (osoba identyfikuje się z płcią ustaloną przy narodzinach), transgender (osoba nie identyfikuje się z płcią ustaloną przy narodzinach), genderfluid (osoba identyfikuje się kolejno z różnymi genderami), agender (osoba nie identyfikuje się z żadnym genderem), bigender (osoba identyfikuje się z dwoma genderami jednocześnie), polygender (osoba identyfikuje się z wieloma różnymi genderami jednocześnie).
Ponadto, stosownie do przepisów rozporządzenia Rady Ministrów w sprawie wykonywania niektórych przepisów ustawy o umowach międzynarodowych, wszelkie tłumaczenia, którymi posługują się polskie organy władzy publicznej uczestniczące w procedurze ratyfikacji umowy powinny być opatrzone klauzulą za zgodność z oryginałem. Uwierzytelnienia dokonuje organ, który występuje z wnioskiem o wszczęcie każdego kolejnego etapu procedury ratyfikacyjnej.
W przypadku tłumaczenia doręczonego w toku prac nad ustawą wyrażającą zgodę na ratyfikację Konwencji stambulskiej uwierzytelnienia dokonała Zastępca Kierownika Biura Pełnomocnika Rządu ds. Równego Traktowania Monika Ksieniewicz. W chwili przedłożenia projektu do laski marszałkowskiej funkcję Pełnomocnika Rządu ds. Równego Traktowania sprawowała Agnieszka Kozłowska-Rajewicz.
„Błędne tłumaczenie niesienie za sobą niebagatelne konsekwencje. Ocena stopnia wykonania postanowień Konwencji przez Polskę będzie dokonywana właśnie z uwzględnieniem tekstu anglojęzycznego oraz francuskojęzycznego, ponieważ wynika to z zasad obowiązujących na mocy Konwencji wiedeńskiej o prawie traktatów. Przypomnieć też należy, że wady związane z tłumaczeniem i samo wprowadzenie konstrukcji gender do prawa krajowego stały się przyczyną uznania Konwencji stambulskiej za niekonstytucyjną przez bułgarski Trybunał Konstytucyjny” – komentuje mec. Bartosz Zalewski z Centrum Analiz Legislacyjnych Instytutu Ordo Iuris.
Ordo Iuris
Za: PoloniaChristiana – pch24.pl (2020-07-27)
Konwencja stambulska. Wszystko, co musisz wiedzieć o genderowym dokumencie ideologicznym! Raport PCh24
Polska opinia publiczna zwróciła ostatnio swoją uwagę na temat genderowej Konwencji stambulskiej. Wobec tego przypominamy wybrane materiały portalu PCh24 dotyczące zagadnienia.
Aby przeczytać któryś z poniższych tekstów należy kliknąć w tytuł.
Mec. Kwaśniewski: zgodnie z Konwencją stambulską dzieci mają być „agentami zmian”
Mimo szumnych zapowiedzi polityków PiS sprzed wyborów parlamentarnych, Polska wciąż jest sygnatariuszem tzw. konwencji stambulskiej. Tymczasem, jak zauważył mec. Jerzy Kwaśniewski, dokument ten jest instrumentem inżynierii społecznej.
Ekspert Ordo Iuris: genderowa Konwencja stambulska jest niezgodna z polską Konstytucją!
Posługując się pretekstem rozwiązywania problemu przemocy w społeczeństwie Konwencja antyprzemocowa wprowadza zupełnie nowe definicje dotyczące np. płci społeczno-kulturowej, stanowiąc tym samym przestrzeń prawną dla ideologii gender, której propagowanie może wręcz tę skalę przemocy w społeczeństwie diametralnie zwiększyć – mówi w rozmowie z PCh24.pl Karina Bosak, ekspert Instytutu Ordo Iuris.
Marek Jurek: Konwencja stambulska może stać się podstawą do walki z Kościołem
Jeżeli chcemy pozostać krajem o kulturze chrześcijańskiej – a dzięki tej kulturze obroniliśmy naszą wolność przez chociażby półwiecze komunizmu – to musimy wypowiedzieć Konwencję Stambulską – powiedział na antenie TV Trwam europoseł Marek Jurek
Jan Pospieszalski o wypowiedzeniu Konwencji stambulskiej: wystarczy tylko chcieć
„Jeżeli obecna władza dostrzega teraz zagrożenia, jakie niesie z sobą model edukacja seksualnej promowanej przez WHO, tym bardziej powinna zdecydowanie zareagować wobec zapisów konwencji stambulskiej”, pisze na łamach tygodnika „SIECI” Jan Pospieszalski.
Marek Jurek na UPJPII w Krakowie: stanowcze „nie” dla genderowej Konwencji stambulskiej!
Konwencja Stambulska zawiera postulaty ideologii gender, wywraca porządek społeczny, dlatego należy się jej przeciwstawić na poziomie międzynarodowym – mówił poseł Marek Jurek, prezes Prawicy Rzeczypospolitej w trakcie konferencji „Ideologiczna Konwencja Stambulska a Konwencja Praw Rodziny”.
Prof. Zoll: Konwencja antyprzemocowa? To wykorzeni tradycję
Rodzi się podejrzenie, że jest to zamach na naszą cywilizację – powiedział prawnik prof. Andrzej Zoll w rozmowie z KAI pytany o Konwencję przeciw przemocy i przemocy domowej.
Konwencja stambulska niegroźna? Raport Ordo Iuris o systemowym wprowadzaniu ideologii gender
Trwa proces wdrażania Konwencji Rady Europy o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej. Kolejne państwa europejskie wprowadzają do swoich porządków prawnych kontrowersyjne rozwiązania, które służą promocji ideologii gender. Instytut Ordo Iuris przeanalizował pierwsze sprawozdania państw składane działającemu przy Radzie Europy Komitetowi GREVIO oraz zalecenia Komitetu, które zostały wydane dotychczas względem ośmiu państw.
„Nie” dla gender! Poradnik praktyczny
Co mają ze sobą wspólnego gender mainstreaming i seksualizacja najmłodszych? Co my, rodzice możemy zrobić z problemem urzędowego, programowego demoralizowania naszych dzieci?
Konwencja przemocowa jak Państwo Islamskie
Konwencja o zapobieganiu przemocy w swoim dążeniu do walki z wszystkimi śladami przeszłości jest bliska nie ideałom wolności, ale… Państwa Islamskiego, niszczącego dziedzictwo historii.
Genderowa Konwencja stambulska – najwyższy czas na jej wypowiedzenie!
Konwencja Stambulska, zwana dla niepoznaki „antyprzemocową”, pod płaszczykiem obrony kobiet przemyca ideologię gender. Nic dziwnego, że w Bułgarii uznano ją za sprzeczną z konstytucją, a w Chorwacji wywołała ona masowe protesty. Tymczasem większość polskich mediów, organizacji społecznych i polityków wciąż chowa głowę w piasek. Dotyczy to również partii rządzącej.
Grzech zaniechania. PiS bagatelizuje genderową Konwencję
Politycy PiS raz po raz dają nam do zrozumienia, że nie zamierzają zrobić ani kroku, by wypowiedzieć genderową „konwencję antyprzemocową”. Przyjęty przez Polskę dokument jest wprawdzie negatywnie oceniany przez polityków partii rządzącej, ale… pozostanie przez Polskę uznawany. Powód? Niechęć do wszczynania kolejnej wojenki na forum unijnym. Choć akurat o to warto się z eurokratami bić.
Genderowy szantaż Kaczyńskiego
Dopóki rządzi PiS, dopóty w Polsce nie będzie homoseksualnych „małżeństw” oraz politycznie poprawnej cenzury – wynika ze słów Jarosława Kaczyńskiego, który w kwietniu roku 2018 podczas spotkania z wyborcami w Trzciance odpowiadał na pytanie o wypowiedzenie genderowej konwencji stambulskiej. Wycofanie się z ratyfikacji dokumentu nie wchodzi jednak w grę, gdyż – zdaniem prezesa PiS – naraziłoby to nasz kraj (a ściślej: rząd) na kolejne ataki ze strony struktur międzynarodowych.
Genderowa Konwencja już dobra? Zaskakujące stanowisko rządu
Wyłączenia, czyli swego rodzaju „gwarancje” towarzyszące ratyfikacji Konwencji Stambulskiej przez ekipę PO-PSL – wówczas niesatysfakcjonujące polityków PiS – dziś stały się dla rządu Zjednoczonej Prawicy podporami wykorzystywanymi do obrony tego dokumentu. Znamy odpowiedź rządu na apel obywateli o wypowiedzenie genderowej konwencji. Stanowisko mocno zaskakuje!
Kurator pod ostrzałem, a genderowa Konwencja ciągle obowiązuje!
Lewicowo-liberalne media atakują małopolską kurator oświaty, gdyż skrytykowała niektóre założenia wprowadzonej przez prezydenta Warszawy „Karty LGBT+”. W obronie Barbary Nowak stają między innymi media „dobrej zmiany”. I bardzo dobrze! Niestety zapominają o jednym: rząd Prawa i Sprawiedliwości – mimo obietnic – nie wypowiedział groźnej Konwencji stambulskiej, dając w ten sposób „tęczowym” pole do popisu.
Rząd powinien wypowiedzieć genderową Konwencję! Czy PiS odpowie na apel Marka Jurka?
Ta konwencja jest uzasadnieniem do całkowitej przebudowy edukacji szkolnej. Rząd powinien jak najszybciej wypowiedzieć konwencję genderową! – powiedział w rozmowie z Janem Wróblem na antenie radia Tok FM eurodeputowany Marek Jurek.
Konwencja stambulska pod Trybunał? Orzeczenie jej niezgodności z Konstytucją ma wiele zalet
Zbadanie przez Trybunał Konstytucyjny zgodności genderowej Konwencji stambulskiej z polską Konstytucją i ewentualne orzeczenie niezgodności, to sposób na wyeliminowanie groźnego dokumentu z naszego prawa. Takie rozwiązanie zabezpieczyłoby też kraj na wypadek przejęcia władzy przez lewicę i liberałów – podaje „Nasz Dziennik”.
Karolina Pawłowska: Konwencja stambulska pomija prawdziwe przyczyny przemocy
Budując swoją retorykę na ideologicznej walce płci, Konwencja całkowicie pomija realne przyczyny przemocy, które wynikają w rzeczywistości z patologii życia społecznego. W Konwencji nie znajdziemy przepisów dotyczących np. zwalczania zjawiska alkoholizmu, narkomanii czy innych uzależnień (np. od pornografii), seksualizacji wizerunku kobiety czy postulatów wzmacniania więzi rodzinnych – ocenia Karolina Pawłowska, dyrektor Centrum Prawa Międzynarodowego instytutu Ordo Iuris polski raport z wykonywania Konwencji Stambulskiej. Opinię publikujemy w całości.
„Tak dla rodziny, nie dla gender”. Rusza inicjatywa obywatelska przeciw Konwencji stambulskiej
Przed pałacem prezydenckim w Warszawie odbyła się konferencja prasowa inicjatywy obywatelskiej „Tak dla rodziny, nie dla gender”. Jej zwolennicy domagają się wypowiedzenia konwencji stambulskiej jako promującej ideologię gender oraz zobowiązania rządu RP do prac nad projektem Międzynarodowej Konwencji Praw Rodziny i przedstawienia go na forum międzynarodowym. Inicjatywę podejmują Instytut na Rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris oraz Chrześcijański Kongres Społeczny z poparciem kilkudziesięciu innych organizacji.
Autorzy inicjatywy „Tak dla rodziny, nie dla gender” prostują lewicowe kłamstwa
Niektóre media, w tym „Gazeta Wyborcza”, podały nieprawdziwe informacje na temat treści obywatelskiej inicjatywy ustawodawczej „Tak dla rodziny, nie dla gender”. Jej celem jest wypowiedzenie przez Polskę ideologicznej Konwencji stambulskiej. Organizacje zrzeszone w Komitecie Inicjatywy Ustawodawczej wydały stanowisko na ten temat.
Jan Pospieszalski: zatrzymajmy Konwencję stambulską
Piekło aborcji, zgubne skutki seksualizacji… o tym w konwencji stabulskiej nie przeczytamy. „Jest natomiast przemożna chęć realizacji inżynierii społecznej widoczna choćby w nakazie kierowania się ideologią gender na wszystkich szczeblach edukacji” – zauważył Jan Pospieszalski na łamach „Sieci”, zachęcając do wsparcia petycji w sprawie zatrzymania konwencji na stopgenderconvention.org.
Ks. Bortkiewicz, Kucharczyk, Górny. Zobacz, kto podpisał apel przeciwko Konwencji stambulskiej
Ratyfikowana przez Polskę konwencja stambulska ingeruje w porządek prawny państw, które ją przyjęły i wprowadza postulaty oparte na ideologii gender. Kwestionuje m.in. tożsamość rodziny i podważa prawo rodziców do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami. Chrześcijański Kongres Społeczny, we współpracy z innymi organizacjami prorodzinnymi, w tym z Instytutem Ordo Iuris, przygotował apel do rządu i prezydenta o podjęcie działań mających na celu wypowiedzenie konwencji. Inicjatywę poparło 51 osób ze świata nauki, polityki i mediów, m.in. prawnicy, lekarze, historycy, filozofowie, duchowni czy dziennikarze.
Węgry przeciwko Konwencji stambulskiej. „Nie ma zgody na popieranie ideologii gender”
Węgierscy parlamentarzyści w zdecydowanej większości opowiedzieli się za deklaracją polityczną, w której odrzucono wprowadzenie w kraju konwencji stambulskiej.
Bułgaria: genderowa Konwencja – niekonstytucyjna. Kiedy wypowie ją Polska?
Genderowa Konwencja Stambulska Rady Europy o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej, zwanej Konwencją Stambulską, jest sprzeczna z Konstytucją Republiki Bułgarii – orzekł Sąd Konstytucyjny w Sofii. Decyzja został podjęta ośmioma głosami przy czterech sprzeciwiających się. Tym samym zakończył się kilkumiesięczny okres dyskusji, protestów i sprzeciwu, który doprowadził do skierowania dokumentu do Sądu Konstytucyjnego w celu orzeczenia, czy jest zgodny z ustawą zasadniczą.
Brawo! Słowacy ponownie odrzucili Konwencję stambulską. To jednak nie koniec walki
Słowacki parlament w czwartek po raz drugi odrzucił Konwencję o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej, potocznie określaną mianem konwencji stambulskiej. Jednocześnie posłowie wezwali rząd do zablokowania jej przyjęcia przez Unię Europejską. W tym samym czasie europosłowie przyjęli rezolucję, potępiającą Słowację i sześć innych państw przeciwnych genderowej regulacji.
Prezydent Słowacji dotrzymała słowa. Rada Europy zawiadomiona o odrzuceniu Konwencji stambulskiej
Prezydent Słowacji Zuzana Caputova poinformowała przedstawicieli Rady Europy, że Bratysława nie ratyfikuje tzw. Konwencji Stambulskiej. Decyzja ta jest następstwem głosowania w słowackim parlamencie, w którym zdecydowano o odrzuceniu dokumentu.
Barbara Nowak o Konwencji stambulskiej: powinniśmy pójść w ślady Słowacji
W ocenie Barbary Nowak, małopolskiej kurator oświaty, Konwencja Stambulska jest zagrożeniem i powinna być wycofana jak najszybciej z obiegu publicznego w Polsce. – To, co zrobiła Słowacja jest czymś, co powinniśmy naśladować – powiedziała w rozmowie z Radiem Maryja.
Bułgaria, Chorwacja, Słowacja, Węgry. Czas na polski ruch w sprawie genderowej Konwencji
Bułgarski Trybunał Konstytucyjny już dawno odrzucił Konwencję Stambulską. Kiedy Warszawa będzie jak Sofia?
Kompromitacja „dobrej zmiany”. Słowacja przeciw genderowej Konwencji, a Polska bierna
Parlament Słowacji wezwał rząd w Bratysławie do wstrzymania ratyfikacji genderowej Konwencji stambulskiej. W ten sposób politycy z niewielkiego państwa pokazali swoim sąsiadom z północy jak to się robi. Niestety PiS wciąż pozostaje bierny, a ideologiczny dokument Rady Europy nadal nad Wisłą obowiązuje.
Genderowa Konwencja niezagrożona? Ministerstwo rodziny zabiera głos
Nie toczą się żadne prace nad wypowiedzeniem konwencji stambulskiej – zapewniała przedstawicieli lewicowo-liberalnej opozycji wiceminister rodziny Iwona Michałek.
„Koń trojański” dla pokrzywdzonych. Wiceminister krytycznie o konwencji stambulskiej
Dr Marcin Romanowski, wiceminister sprawiedliwości krytycznie ocenił tzw. konwencję antyprzemocową. Jego zdaniem jest to „koń trojański”, gdyż pod pozorami walki z przemocą „wprowadza się do naszego systemu prawnego rozwiązania, ideologie, które są sprzeczne z naszą tradycją i przede wszystkim z naszym porządkiem konstytucyjnym”.
Minister Maląg: rząd PiS wypowie Konwencję stambulską
Minister rodziny, pracy i polityki społecznej Marlena Maląg zadeklarowała, że rząd Prawa i Sprawiedliwości szykuje się do wypowiedzenia genderowej Konwencji Stambulskiej. To dokument, który rzutem na taśmę przyjęła Platforma Obywatelska w roku 2015, na co zgodził się prezydent Bronisław Komorowski. Konwencja pod pretekstem walki z przemocą wprowadza do krajowego prawodawstwa elementy ideologii LGBT i niechęci wobec wiary oraz rodziny.
Wicepremier Emilewicz przeciwko Konwencji stambulskiej: popieram jej wypowiedzenie
Konwencja stambulska budzi ogromne kontrowersje. Dyskutowaliśmy o tym w Porozumieniu. Popieram wypowiedzenie tej konwencji – powiedziała w Polsat News wicepremier Jadwiga Emilewicz.
Minister Ziobro zapowiada działania w sprawie wypowiedzenia Konwencji stambulskiej
Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro zapowiedział konkretne działania mające na celu doprowadzenie do wypowiedzenia Konwencji Stambulskiej. Polityk zadeklarował złożenie oficjalnego wniosku do Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej.
O encyklice Laudato si: rozmawiajcie ze zwierzętami – wszak jesteście jednymi z nich…
Zgodnie z ewolucyjną eschatologią Teilharda de Chardin, papież Franciszek usiłuje narzucić Kościołowi kolejną posoborową nowinkę: wezwanie do „ekologicznego nawrócenia”, pociągające za sobą degradację człowieka do poziomu elementu świata naturalnego.
Ostateczna, oficjalna, skorygowana wersja Laudato si (LS) została właśnie formalnie zaprezentowana światu przez triumwirat mianowany przez papieża Franciszka: kardynała Turksona, wychwalanego przez „Vatican Insider” za „obronę gejów przed dyskryminującym ich prawodawstwem Ugandy”, fanatycznego głosiciela zmian klimatycznych Hansa Joachima Schellnhube, powołanego właśnie przez Franciszka do Papieskiej Akademii Nauk (czyli Ateistów…), oraz prawosławnego arcybiskupa Jana Zizioulasa, reprezentującego „Ekumeniczny” Patriarchat Konstantynopola, a będącego rzekomo wybitnym ekologiem.
Encyklika – wybuch retorycznej lawy
Ukończyłem lekturę włoskiej „wersji roboczej” tego liczącego 185 stron dokumentu, mającego usprawiedliwić angażowanie autorytetu Kościoła po stronie „eko-faszyzmu” i fanatycznych głosicieli globalnego ocieplenia, a która wydaje się być identyczna z ostateczną wersją dokumentu. Jak wiemy, Sandro Magister spowodował „wyciek” tej „wersji roboczej” do prasy, za co zapłacił cofnięciem akredytacji dziennikarskiej.
Streszczenie tego co znalazłem w tym dokumencie – rzeczy złych, oraz – jak to zazwyczaj bywa w przypadku niezwykle rozwlekłych dokumentów epoki posoborowej – elementów dobrych, przedstawiłem już w osobnym tekście. W tym miejscu chciałbym skupić się na jednym z najbardziej kłopotliwych aspektów tekstu, który – jak się obawialiśmy – stanowić będzie kolejną erupcję Wezuwiusza, na przestrzeni ostatnich dwu i pół lat grzebiącego wszystko na swej drodze pod potokami retorycznej lawy.
Poinformowawszy nas, że „choć zmiany należą do dynamiki złożonych systemów, prędkość, jaką im narzucają ludzkie działania, kontrastuje dziś z naturalną powolnością ewolucji biologicznej”, Franciszek – tzn. komitet, który połączył w jedną całość dokumenty w encyklice tej zawarte – przedstawia następujący, ewolucyjny wizerunek człowieka:
Człowiek, choć jest również objęty procesami ewolucyjnymi, niesie ze sobą pewną nowość, której nie da się wyjaśnić przez ewolucję oraz inne systemy otwarte. Każdy z nas ma jakąś tożsamość osobistą, zdolną do wejścia w dialog z innymi i z samym Bogiem. Zdolność do refleksji, rozumowania, kreatywności, interpretacji, twórczości artystycznej i inne oryginalne możliwości ukazują pewną wyjątkowość, która wykracza poza dziedzinę fizyczną i biologiczną. Nowość jakościowa, jaką oznacza powstanie bytu osobowego w ramach materialnego wszechświata, zakłada bezpośrednie działanie Boga, szczególne powołanie do życia i do relacji jednego „Ty” z innym „ty”.
„Nowość jakościowa” osobowego bytu…
Na próżno szukałem w tekście LS jakichkolwiek odniesień do tego, co my – katoliccy „fundamentaliści” – powszechnie, jakkolwiek staromodnie, określamy mianem duszy. Nic takiego jednak nie znalazłem, poza luźnym nawiązaniem w paragrafie 233., stanowiącym w kilku ostatnich paragrafach tego dokumentu rodzaj „katolickiego suplementu” do całkowicie humanistycznej prezentacji oblicza „kryzysu ekologicznego”. Na początku rozdziału 2. tej książki, określanej mianem encykliki, Franciszek stawia zdumiewające pytanie: „Dlaczego w tym dokumencie, skierowanym do wszystkich osób dobrej woli, znalazł się rozdział o przekonaniach ludzi wierzących?”. Fakt, iż papież może traktować „przekonania ludzi wierzących” jako dodatek do encykliki papieskiej, mówi nam wiele o kondycji obecnego Kościoła.
Przyjmijmy, że słowa, pod którymi podpisuje się Franciszek, powinny być interpretowane zgodnie z ich powszechnym rozumieniem, a wbrew temu co rzekomo „naprawdę” oznaczają – o czym niewątpliwie będzie się nas starał przekonać Jimmy Akin (…). Przyjąwszy to założenie należałoby uznać, iż według LS poprzez jakieś bliżej nieokreślone „bezpośrednie działanie Boga” człowiek „powstał” jako „byt osobowy” ze świata materialnego, cechowała go jednak „nowość jakościowa”, odróżniająca go od innych zwierząt, które również „pojawiły się” ze świata materialnego w „procesach ewolucyjnych”.
W Księdze Rodzaju czytamy, że „Pan Bóg ulepił człowieka z prochu ziemi i tchnął w jego nozdrza tchnienie życia, wskutek czego stał się człowiek istotą żywą”. Nie znajdujemy tam wzmianki o tym, że człowiek jest „nowością jakościową”, wyłaniającą się z procesu ewolucyjnego jako „byt osobowy”. Jako że człowiek posiada duszę, stoi on z samej swej natury ontologicznie ponad wszystkimi innymi istotami żywymi, nawet wziętymi razem.
Biblijna nauka o człowieku
Słuszne i sprawiedliwe byłoby więc – w istocie stanowi to imperatyw moralny – poświęcenie każdego zwierzęcia niższego dla uratowania choćby jednej ludzkiej duszy. Dlatego właśnie Zbawiciel powiedział rzeszom, które chwilę wcześniej ostrzegał przed kłamstwami faryzeuszy: „Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, a potem nic więcej uczynić nie mogą. Pokażę wam, kogo się macie obawiać: bójcie się tego, który po zabiciu ma moc wtrącić do piekła. Tak, mówię wam: tego się bójcie! Czyż nie sprzedają pięciu wróbli za dwa asy? A przecież żaden z nich nie jest zapomniany w oczach Bożych. U was zaś nawet włosy na głowie wszystkie są policzone. Nie bójcie się: jesteście ważniejsi niż wiele wróbli” (Łk 12, 4–7).
Bóg nie zapomina nawet o rzeczach tak błahych jak wróble sprzedawane na targu za grosze, a tym bardziej o każdym człowieku posiadającym nieśmiertelną duszę, który wart jest daleko więcej niż jakiekolwiek zwierzę. Taki jest właśnie sens nauczania Chrystusa Pana.
W odpowiedzi na pytanie czy Adam w stanie niewinności panował nad zwierzętami, św. Tomasz podaje wyjaśnienie zgodne tym, czego zawsze nauczał Kościół: „Ponieważ człowiek – jako stworzony na obraz Boga – stoi ponad innymi zwierzętami, słusznie jego rządom są podległe inne zwierzęta” (ST I, q. 96, art. 1).
Jedynie w konsekwencji grzechu pierworodnego „człowiek ukarany został poprzez nieposłuszeństwo ze strony tych stworzeń, które powinny być mu podległe”. Stan rzeczy po upadku jest więc wyrazem buntu przeciwko człowiekowi, będącemu z ustanowienia Bożego panem nad stworzeniem. Człowiek nie utracił jednak swej wrodzonej wyższości względem innych zwierząt, ani swego tytułu do rządów nad nimi.
Dlaczego więc Franciszek nie potwierdza prostej prawdy, że Bóg obdarzył człowieka nieśmiertelną duszą o nieskończonej wartości, stawiając go w ten sposób ponad wszystkie inne stworzenia? I dlaczego cytując słowa Chrystusa o wróblach z Ewangelii wg św. Łukasza, pomija fragment: „Jesteście ważniejsi niż wiele wróbli”? Być może odpowiedzi szukać należy w konsekwencji tego kim jest człowiek na mocy faktu posiadania nieśmiertelnej duszy: „Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną; abyście panowali nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi” (Rdz 1, 28).
„Ekologiczne nawrócenie” i degradacja człowieka
Fragment ten jest jednak kłopotliwy dla Franciszka, usiłującego narzucić Kościołowi kolejną nowinkę: wezwanie do „ekologicznego nawrócenia”, co wymaga degradacji człowieka – choć stanowiącego „nowość jakościową” – do rangi elementu świata naturalnego. Pozostaje to w zgodzie z ewolucyjną eschatologią Teilharda de Chardin, której wyraźny wpływ dostrzec można w dwóch kolejnych paragrafach.
Czyniąc wyraźny ukłon w stronę Teilharda, Franciszek pisze: „Cel drogi wszechświata to Boża pełnia, którą osiągnął już zmartwychwstały Chrystus, będący fundamentem powszechnego dojrzewania. W ten sposób dodajemy kolejny argument, aby odrzucić wszelkie despotyczne i nieodpowiedzialne panowanie człowieka nad innymi stworzeniami. My sami nie jesteśmy ostatecznym celem wszystkich innych stworzeń. Wszystkie zmierzają wraz z nami i przez nas ku ostatecznemu kresowi, jakim jest Bóg w transcendentalnej pełni, gdzie zmartwychwstały Chrystus wszystko ogarnia i oświetla. Ponieważ człowiek, obdarzony inteligencją i miłością, pociągany jest pełnią Chrystusa, powołany jest, by przyprowadzić wszystkie stworzenia do ich Stwórcy”.
Pomińmy już ideę, wedle której zmartwychwstały Chrystus „osiągnął” Bożą pełnię. Jezuicka teologia Franciszka z lat 70. XX wieku jest zaiste wyjątkowo ciężkostrawna. Zwróćmy jedynie uwagę, że człowiek został tu zredukowany do roli kogoś w rodzaju ewolucyjnego dra Dolittle, prowadzącego swe zwierzaki do nieba w procesie „powszechnego dojrzewania” – wie bowiem którędy iść, a one będą postępować za nim.
Ta wizja człowieka oraz zwierząt postępujących wspólnie ku temu, co jawi się jako teilhardiański punkt Omega, wydaje się być trudna do pogodzenia z faktem, iż człowiek może znajdować przyjemność na przykład w zjedzeniu dobrego steku czy w polowaniu na kaczki. W istocie wydaje się być ona trudna do pogodzenia nawet z nabywaniem pięciu wróbli za dwa sykle w celu sporządzenia z nich posiłku.
Franciszek bojownikiem „praw zwierząt”?
Co więc z tradycyjnym nauczaniem Kościoła, wedle którego wszystkie stworzenia istnieją po to, by człowiek z nich korzystał, oczywiście w sposób odpowiedzialny, co oznacza niemarnotrawienie darów Bożych? Musi ono oczywiście zostać zapomniane i Franciszek porzuca je bez skrupułów: „Kościół nie mówi dziś, upraszczając, że inne stworzenia są całkowicie podporządkowane dobru człowieka, jak gdyby nie miały one wartości samej w sobie i jakbyśmy mogli nimi dysponować do woli”.
Mamy tu do czynienia z tym, co stało się już stałym elementem rozlicznych wypowiedzi papieża Franciszka – z posługiwaniem się fałszywymi antytezami. „Całkowite podporządkowanie” stworzeń człowiekowi nie sprzeciwia się w rzeczywistości faktowi posiadania przez nie wartości „samej w sobie”, albowiem wszystkie elementy stworzenia posiadają wartość samą w sobie, włączając w to drzewa, które ścinamy „wedle naszej woli” na ogień czy też różnego rodzaju zwierzęta, którymi „dysponują do woli” myśliwi. Z tego właśnie powodu w cytowanym wyżej rozdziale Sumy św. Tomasz zauważa, że „polowanie na dzikie zwierzęta jest sprawiedliwe i naturalne, ponieważ w sposób ten człowiek wykonuje swe naturalne prawo”.
Stosując podobną „logikę”, można by wysunąć argument, że królowi nie wolno podporządkowywać sobie swych poddanych, ponieważ posiadają oni wartość samą w sobie. Użycie w tym kontekście słowa „całkowicie” potęguje jedynie zamieszanie. Czy więc zwierzęta są jedynie „częściowo” podporządkowane człowiekowi? Czy istnieje jakaś granica podporządkowania, której przekroczyć nie mamy prawa? Czy Franciszek usiłuje przemycić w ten sposób do nauczania Kościoła katolickiego „prawa zwierząt”?
Nie ulega wątpliwości, że złem jest wszelkie nieuzasadnione okrucieństwo wobec zwierząt lub marnowanie pożywienia, jakiego one dostarczają. Jest to jednak złem dlatego, iż nadużycie władzy człowieka nad zwierzętami stanowi wykroczenie przeciwko Bogu, a nie przeciw zwierzętom.
Papież nadużywa hymnu świętego Franciszka
Trudno o jaskrawszą próbę zantropomorfizowania życia zwierząt niż stwierdzenie, że Ziemia jest naszą matką, którą jesteśmy w stanie obrazić. To właśnie jednak czyni Franciszek pisząc w LS (49), że „prawdziwe podejście ekologiczne zawsze staje się podejściem społecznym, które musi włączyć sprawiedliwość w dyskusje o środowisku, aby usłyszeć zarówno wołanie ziemi, jak i krzyk biednych”, a także dołączając do tego rozwlekłego i monotonnego dokumentu „chrześcijańską modlitwę wraz ze stworzeniem”, wedle której mielibyśmy zwracać się do Boga słowami: „Chwalimy Cię, Ojcze, wraz ze wszystkimi stworzeniami (…), ubodzy i ziemia wołają (…)”.
Nie sądzę, by coś podobnego miał na myśli św. Franciszek z Asyżu układając swój słynny hymn, na którym papież Franciszek usiłuje obecnie oprzeć całą „duchowość ekologiczną” (por. LS, rozdz. 6). Nie sądzę też, by św. Franciszkowi przyjemność sprawił fakt, że choć papież rozpoczyna LS od pierwszych słów tego hymnu i często go cytuje, to jednak z jakiegoś powodu pomija poruszające słowa, stanowiące jego zakończenie:
Pochwalony bądź, mój Panie, przez siostrę naszą śmierć cielesną, przed którą nikt z żyjących ujść nie może: biada umierającym w grzechu ciężkim. Błogosławieni, których zastaniesz pełniących Twą najświętszą wolę, śmierć druga nie uczyni im żadnej szkody. Chwalcie i błogosławcie mojego Pana i dzięki Mu składajcie, służcie Mu w wielkiej pokorze.
Fakt, iż św. Franciszek nazywał „naszą siostrą” nie tylko księżyc, ale też śmierć cielesną, dobrze ilustruje rozmiar nadużycia, jakim jest wykorzystanie tej metafory przez noszącego jego imię papieża.
Przeczytałem na blogu Pewsitter.com wpis opatrzony kadrem z serialu telewizyjnego All in the Family, którego tytuł dobrze oddaje coraz większą absurdalność obecnego pontyfikatu: „Czas wyłączyć show Franciszka i zachować wiarę”. Z radością bym to uczynił, gdyby tylko było to możliwe. Niestety, jednak możliwe nie jest. Wręcz przeciwnie, wydaje się, że świat będzie „wznawiał ten serial” tak długo, jak długo kontynuować go będzie jego „gwiazda”, emitując go codziennie w każdym zakątku ziemi.
Jak powiedział Joe Biden po tym, jak do prasy przedostała się wersja robocza Laudato si: „Teraz mamy odpowiedniego [człowieka]”. Niech nas Bóg ma w opiece. I niech ma w opiece swój święty Kościół.
Christopher A. Ferrara
Tłum. Tomasz Maszczyk
takie sobie uwagi o małżeństwie
Za czyjego pontyfikatu,wprowadzono tzw,
„uniewaznienie” malzenstwa?.
Czy TO nastapilo po 1978 r,bo duzo sie
zmienilo po TYM roku?.
Kościół od zawsze stwierdza nieważność małżeństwa (nie „unieważnia”), jeśli podczas jego zawierania nie są spełnione określone, kanoniczne warunki. Ale jeśli te warunki zaistnieją dopiero po zawarciu małżeństwa, to nie mogą być przyczyną jego rozwiązania. Bo zostało ważnie zawarte – i na zawsze.
Tak więc jeśli mężczyzna jest schizofrenikiem, to nie może zawrzeć małżeństwa. Ale jeśli już ma żonę i od tego zwariuje, to małżeństwo trwa nadal i jest ważne.
Nawet zdrada małżeńska nie czyni sakramentalnego małżeństwa nieważnym.
Obecnie najczęstszą przyczyną orzekania przez Kościół o nieważności małżeństwa jest kanon 1095 par.2 i 3, które mówią, że niezdolni do zawarcia małżeństwa są ci, którzy mają poważny brak rozeznania oceniającego co do istotnych praw i obowiązków małżeńskich wzajemnie przekazywanych i przyjmowanych, oraz ci, którzy z przyczyn natury psychicznej nie są zdolni podjąć istotnych obowiązków małżeńskich.
W 90 proc. przypadków podstawą rozwiązania małżeństwa jest paragraf 3, który został wprowadzony do Kodeksu Prawa Kanonicznego w roku 1984, za pontyfikatu Jana Pawła II, cenionego obrońcy rodzin. Od tego czasu liczba kościelnych orzeczeń o nieważności małżeństwa wzrosła lawinowo. W Polsce z kilkudziesięciu przypadków rocznie do ok. 4 tysięcy.
Paleta przyczyn jest wprost nieograniczona. Należą do nich choroby psychiczne i wszelkiego rodzaju uzależnienia: alkoholizm, narkomania, hazard, anoreksja (!), pracoholizm (!!), uzależnienie od rodziców, niedojrzałość emocjonalna (!!!), nacisk rodziny i tak dalej, co tam komu (lub jego adwokatowi) przyjdzie do głowy. I Kościół to uwzględnia! A jak jeszcze dodać do tego zapis par.2, o braku rozeznania co do praw i obowiązków małżeńskich (tu dopiero jest o czym mówić!), to „kościelny rozwód” mamy jak w banku. Które małżeństwo ostoi się pod nawałą tylu przyczyn?
I jeszcze jedno osiągnięcie posoborowego Kościoła, tym razem Franciszka. Do 2016 roku stwierdzenie o nieważności małżeństwa nabierało mocy po przejściu w dwóch instancjach. Często w tej drugiej instancji nie przechodziło. Apelacja do Roty Rzymskiej dodatkowo komplikowała sprawę. Wszystko ciągnęło się latami. Franciszek, wychodząc jak zwykle naprzeciw potrzebom udręczonego ludu, zdecydował, że wystarczy, gdy orzeknie tylko jedna instancja i na dodatek zalecił, żeby proces nie trwał dłużej niż 6 tygodni.
Tak więc „kościelny rozwód” coraz bardziej zbliża się do swojego świeckiego odpowiednika pod względem istoty i nazwy.
Nie ma się więc co dziwić, że w internecie można napotkać takie np. reklamy jak ta:
„Unieważnimy Ślub Kościelny – Rozwody Kościelne w 45 dni
Reklama·
http://www.kancelariarozwodowa.eu/rozwód/kościelny
[numer telefonu]
Uzyskaj Unieważnienie Ślubu Kościelnego nawet w 45 dni. Darmowa konsultacja i dyskrecja. Dzięki nam, cały proces odbywa się niezwykle sprawnie i zawsze kończy się przychylnie. Przyjmujemy w Szczecinie. Wspieramy podczas procesu. Pomagamy każdej rodzinie.”
Jak widać, wszystko jest na tzw. dobrej drodze. Kodeks daje multum możliwości, problem czasu wyeliminował papież Franciszek, prawnicy czekają w dołkach startowych, reszta jest już tylko kwestią pieniędzy. Trzeba się przygotować na wydatek ok. 3 tysięcy złotych w kurii, no i na adwokata – tak cirka 30 tysięcy. Uzyskanie stwierdzenia o nieważności sakramentu, gdy małżeństwo trwa kilkadziesiąt lat i są dzieci, kosztuje więcej. Może nawet dużo, dużo więcej, ale kto bogatemu zabroni.
Czy to naród jeszcze?…
naród – zbiorowość ludzi wyróżniająca się wspólną świadomością narodową, czyli poczuciem przynależności do wspólnoty definiowanej aktualnie jako naród.“
Wynik wyborów prezydenckich 2020 pokazuje, że wyborcy są podzieleni niemal idealnie na pół. Ten brak wspólnoty pokazuje, że staliśmy się zbiorowością bez wiążącej, scalającej, narodowej świadomości. Staliśmy się masą, komunikującą się jeszcze wspólnym językiem, chociaż z dualnym znaczeniem tych samych słów. Jesteśmy podzieleni na pół z niemal aptekarską dokładnością na tych, dla których historia Polski to pasmo walki o polskość i przetrwanie – nawet w formie komiksowego i fantazyjnego przekazu – i tych którym obce są jakiekolwiek historyczne przekazy i niuance, a jasność dziejów zaczyna się w momencie przystąpienia Polski do Unii Europejskiej. Jesteśmy rozbici na tych, dla których Krzyż Chrystusowy ma znaczenie więcej niż symboliczne, i tych którym nie przeszkadza parodia Mszy świętej z durszlakiem na głowie i Matka Boska z tęczową aureolą.
Bez kręgosłupa moralnego przeszywającego i spinającego całą zbiorowość, nie może być mowy o wspólnych celach budujących naród. Przy doraźnych sporach, przy całej politycznej retoryce zapomina się jednak, że źródło klęski tkwi w niezrozumieniu roli religii oraz w zdegenerowanej doktrynie i praktyce wiary. Kościół katolicki jako niezbędny element koncentrujący świadomość, już przestał być autorytetem, bo sam zrezygnował z roli Latarni przekształcając się w instytucję charytatywno-rozrywkową. Niestety, w tej kardynalnej kwestii dla społeczno-narodowego jestestwa, jesteśmy bezradni i w beznadziejnej kondycji. Na długą metę nie wróży to dalszych, nawet tych minimalnych zwycięstw.
Red.
Marian44 – pozostaje jedynie nadzieja, że wynik został zmanipulowany, że te całe wybory to klasyczna ustawka 50/50, jako jeszcze jeden argument za tym, co ma się niebawem wydarzyć. Że to właśnie Naród /cokolwiek to miałoby znaczyć/ tak sobie wybrał, bo lubi niewolę,czy to ruską czy żydowsko – amerykańską.
Jerzy Bukowski: Fatalny wynik
Jeszcze nie wiadomo, kto wygrał wybory prezydenckie, ale sondażowa różnica między obu kandydatami jest tak nieznaczna, że równie dobrze może w nich ostatecznie zatriumfować Andrzej Duda jak Rafał Trzaskowski.
Obojętne, który z nich okaże się zwycięzcą, Polska jest podzielona dokładnie na pół, co bardzo źle wróży na przyszłość. Gdyby przewaga jednego z rywali w walce o najważniejszy urząd w państwie była znacząca, dosyć dokładnie wiedzielibyśmy czego chcą rodacy: kontynuacji czy zmiany. Rezultat bliski remisu wskazuje na to, że trudno będzie zlikwidować fundamentalny podział, który jest destrukcyjny dla naszego kraju.
Jerzy Bukowski
Rafał Trzaskowski pokazał, że Polska jest mu obojętna
To wstrząs, że 50 procent moich rodaków głosowało na kandydata, w którego sztabie nikt nie uznał za stosowne pojawienie się na wieczorze wyborczym z flagą Polski – ocenił dzisiaj socjolog Andrzej Zybertowicz.
Jak mówił Zybertowicz w TOK FM, w ten sposób Rafał Trzaskowski pokazał, że Polska jest mu obojętna.
„Myślałem, naiwnie być może, że to jest spór między dwoma wizjami Polski, dwiema koncepcjami roli Polski w Europie, ale mam wrażenie, że dla politycznego zaplecza Rafała Trzaskowskiego gra nie szła o wizję Polski w Europie, tylko o wizję wyprowadzenia nas z polskości”.
Zybertowicz ocenił, że w wieczór wyborczy Trzaskowski „zdjął owczą skórę z twarzy i pokazał, że Polska jest mu obojętna”.
„To, co się wydarzyło tego wieczora, to pokazanie, że kontrkandydat prezydenta Dudy nie mówi: »jestem częścią Polski, będę walczył z moimi wyborcami o lepszą Polskę«. Nie, on mówi: »będę walczył o jakąś inną rzeczywistość, w której Polska, nasze 1000-letnie dziedzictwo jest zapomniane«” – przekonywał.
Pytany o niezależność prezydenta w drugiej kadencji, socjolog ocenił, że „w drugiej kadencji prezydenci są bardziej niezależni nie tylko od bezpośredniego zaplecza politycznego, ale też od wyborców, bo trudna polityka polega często na umiejętności przeciwstawienia się własnym sympatykom”. Jego zdaniem Andrzej Duda „pokazał, wetując dziewięć ustaw, w tym trzech bardzo ważnych dla Prawa i Sprawiedliwości, że potrafi być niezależny”.
AB, PAP
Za: Nasz Dziennik (13 lipca 2020)
Brak biało-czerwonych flag na wiecu Trzaskowskiego. W mediach społecznościowych zdziwienie
Na niedzielnym wiecu Rafała Trzaskowskiego próżno było szukać biało-czerwonych flag. Na zaskakujące zjawisko zwrócili uwagę komentatorzy.
Podczas niedzielnego wiecu Rafał Trzaskowskiego w ogóle nie było widać biało-czerwonych flag. Wspomniany fakt zwrócił uwagę komentatorów.
Wieczór wyborczy kandydata Koalicji Obywatelskiej Rafał Trzaskowskiego odbywał się w okolicach Zamku Królewskiego. Miał formułę otwartego spotkania. W dłoniach uczestników próżno było szukać biało-czerwonych flag.
Barwy narodowe nie były obecne także na scenie, na której występował kandydat.
Poniżej znajduje się nagranie przedstawiające fragment wieczoru wyborczego kandydata Koalicji Obywatelskiej Rafała Trzaskowskiego, opublikowane na kanale „naTemat.pl” w serwisie YouTube.
Dziwne zjawisko było szeroko komentowane w mediach społecznościowych.
„Polskich flag nie ma koło Trzaskowskiego. Po prostu nie ma” – napisał Sławomir Jastrzębowski na Twitterze.
„W sztabie Trzaskowskiego nie ma ani jednej biało-czerwonej flagi” – skomentował sytuację Rafał Ziemkiewicz.
„W sztabie Trzaskowskiego to tak ‚przypadkiem’ zapomnieli o barwach biało-czerwonych?
Nawet pół flagi nie ma na scenie” – napisał Piotr Wojtowicz.
„Czy ktoś widział choćby jedną polską flagę na scenie w plenerowym sztabie Rafała Trzaskowskiego? Jedną w tłumie widziałem. ” – czytamy na profilu Stanisława Janeckiego.
Jak pisaliśmy, Państwowa Komisja Wyborcza (PKW) podała w poniedziałek rano cząstkowe nieoficjalne wyniki wyborów prezydenckich z 99,97 proc. obwodów. Pokazują one, że w II turze wyborów prezydenckich Andrzej Duda uzyskał 51,21 proc. głosów. Jego kontrkandydat Rafał Trzaskowski zaś 48,79 proc. Szef PKW oświadczył, że są to dane bez uwzględnienia 9 obwodów.
Frekwencja wyborcza wyniosła w niedzielę 68,12 proc.
Andrzej Duda uzyskał 10 413 094 głosów, zaś Rafał Trzaskowski 9 921 219.
Przewaga urzędującego prezydenta okazała się większa niż sugerowały sondaże exit poll i late poll, o których pisaliśmy wcześniej.
twitter.com / youtube.com / dorzeczy.pl / kresy.pl
Całość: Kresy.pl (13 lipca 2020)
Co mówi o Polsce wynik poparcia dla Trzaskowskiego?
Wysokie poparcie dla Rafała Trzaskowskiego w sondażu exit poll budzi niepokój. Czy to oznacza, że duża część Polaków z radością chce powitać w Polsce rewolucję obyczajową, której sprzyja obecny prezydent Warszawy?
Pamiętam emocjonalne wypowiedzi wielu księży, biskupów czy świeckich katolików, którzy w trakcie lockdownu wyrażali głęboką nadzieję, iż epidemia zmieni nasz kraj. Że dostrzeżemy wagę spraw nadprzyrodzonych, ruszymy do kościołów i pojmiemy, że wszystko co nas otacza to ledwie marność nad marnościami. Miało się tak stać właściwie nie do końca wiedzieć czemu. Przecież zamknięto świątynie na dziesięć spustów, zaś biskupi szafowali dyspensami na prawo i lewo, zyskując przy tym poklask sporej grupy przerażonych sytuacją „katolickich” publicystów.
Jak bardzo zmieniła się Polska po lockdownie? Wygląda na to – choć może za wcześnie, by wyrokować o tym bardzo zdecydowanie – iż uległa głębszej laicyzacji. Główny bowiem przekaz, jaki zewsząd płynął do zamkniętych w domach ludzi wzywał przede wszystkim do czerpania radości z każdego dnia, darzenia ludzkości miłością i tak dalej i tym podobne. Pokuta? Nawrócenie? Przepraszanie Boga za grzechy świata, w tym ten którym świat zdaje grzeszyć się najbardziej, czyli przeciw Duchowi Świętemu? Takie wezwania ginęły pośród licznych emocjonalnych poruszeń. Efekt? Jeden z ważnych kościelnych publicystów Dawid Gospodarek opublikował na swoim Facebooku odezwę do katolików, by w wyborach prezydenckich głosowali, jak im się podoba, nawet nie zważając na kwestie światopoglądowe – jasne, kto przejmowałby się losem nienarodzonych dzieci czy nachalną promocją elgiebetyzmu oraz wszelkiej maści innych ideologii – wszak najważniejsze to szanować przeciwników. Hm… intelektualnie ubogacające spojrzenie „katolickiego publicysty” na miarę postpandemicznych czasów, nieprawdaż?
Owszem, można powiedzieć, że wysokie poparcie dla Trzaskowskiego wynika także z niechęci do PiS i Andrzeja Dudy. Wielu, także konserwatywnych obyczajowo, wyborców deklarowało poparcie dla kandydata Koalicji Obywatelskiej właśnie dlatego, by boleśnie szturchnąć obecną władzę. Dotyczy to także niemałej części wolnościowców, którym zbrzydły etatystyczne i przy tym – tu zgoda – szkodliwe dla naszej gospodarki pomysły PiS. Ale jednak nie zmienia to faktu, iż Rubikon został przekroczony. Kto raz zdecydował się przekroczyć granicę i poprzeć człowieka jawnie opowiadającego się za wprowadzaniem w Polsce ideologii niszczących w krajach Zachodu nie tylko ład społeczny, ale także gospodarkę – wystarczy spojrzeć na Stany Zjednoczone, gdzie uniwersytety miast stymulować intelektualnie rozwój gospodarczy zajmują się badaniami nad nieuświadomionym społecznie rasizmem, feminizmem czy „płynną” płcią, co już doprowadziło ów kraj do potężnego kryzysu – ten najpewniej zrobi to kolejny raz, jeśli tylko zapragnie zaszkodzić innemu PiS-owi lub innemu „Andrzejowi Dudzie”.
Jak głosi legenda, starożytny król Pontu Mitrydates VI Eupator, uodpornił się na trucizny zażywając niewielkie ilości toksycznych substancji. Jego organizm nauczył się je zwalczać i w ten sposób monarcha zabezpieczył się przed zbrodnią skrytobójstwa. Wiele wskazuje na to, że wielu Polaków zdołało, niestety, uodpornić się na ostrzeżenia o niebezpieczeństwie, kryjącym się za pozornie nieszkodliwymi hasłami o potrzebie tolerancji dla mniejszości. Inna część świadomie postawiła na obyczajową rewolucję, wszak utraciwszy wiarę, poszukuje innego celu, który nada jej tożsamość. Tym jest postęp i idący w ślad za nim emancypacja kolejnych, często sztucznie kreowanych, grup społecznych.
Na szczęście wielu nadal uświadamia sobie, iż gra nie toczy się tylko o to, która partia zdobędzie władzę. To dla nas także konfrontacja cywilizacyjna. Nie wiem, czy Andrzej Duda tym starciu był dobrym wyborem, ale wiem na pewno, że ewentualny sukces Rafała Trzaskowskiego stałby się początkiem radykalnych zmian obyczajowych. Jest tego świadoma ogromna część Polaków, czego dowodem wysoka frekwencja, na którą na pewno złożyły się także głosy młodego pokolenia. Najbliższe miesiące zapewne staną się także czasem analizy, czy faktycznie wysokie poparcie młodych dla Trzaskowskiego – w pierwszej turze w tej grupie wiekowej kandydat KO cieszył się największą popularnością – to efekt pożadania liberalizacji życia społecznego. Jeśli tak – czekają nas wyjątkowo trudne czasy.
Tomasz Figura
Za: PoloniaChristiana – pch24.pl (2020-07-12)
Blisko połowa wyborców Krzysztofa Bosaka, którzy oddali ważny głos, poparła „tęczowego” kandydata
Konfederacja już 28 czerwca zapowiedziała, że oficjalnie nie poprze żadnego z polityków walczących w II turze wyborów prezydenckich. Mimo tego zarówno Andrzej Duda jak i Rafał Trzaskowski zabiegali o wyborców, którzy poparli Krzysztofa Bosaka. Ostateczne decyzje elektoratu narodowca mogą szokować.
Z badań sondażowych exit poll wykonanych przez IPSOS dla TVP, TVN-u i Polsatu wynika, że aż 48,5 proc. wyborców Krzysztofa Bosaka, którzy 12 lipca oddali ważny głos, poparło polityka, który jako prezydent Warszawy objął swoim patronatem homoseksualną paradę równości oraz sam wziął w niej udział. Nie wiadomo, czy zdecydowali się na taki krok, gdyż uwierzyli w umizgi Rafała Trzaskowskiego pod adresem Konfederacji, popierają „tęczową” agendę czy też strategicznie liczyli na sabotowanie działań rządu PiS (np. programów socjalnych) przez opozycyjnego prezydenta.
Na prezydenta Andrzeja Dudę zagłosowało 51,5 proc. wyborców, który 28 czerwca zdecydowali się poprzeć narodowca. Nie wiadomo, jak wielu wyborców Krzysztofa Bosaka nie wzięło udziału w II turze lub oddało głos nieważny.
Przed II turą wyborów niektórzy politycy Konfederacji pośrednio sugerowali, że osobiście zagłosują na Andrzeja Dudę. Mimo tego formacja przez cały okres po 28 czerwca w sposób jednoznaczny odcinała się zarówno od urzędującego Prezydenta RP jak i od prezydenta Warszawy. Niemal równy podział oddającego ważny głos 12 lipca elektoratu Krzysztofa Bosaka między polityków walczących w II turze pokazuje, że ugrupowanie prawidłowo odczytało preferencje swoich wyborców. Nie wiadomo jednak czy swoista obojętność wobec groźby zwycięstwa skrajnie lewicowego Rafała Trzaskowskiego nie będzie w przyszłości stanowić rysy na wizerunku partii dotąd przedstawiającej się jako jedyna siła walcząca w Polsce z neomarksistowską rewolucją kulturalną.
Źródło: TVP Info
MWł
[Wybrane wypowiedzi internautów pod w/w tekstem na stronie źródłowej:]
Konfederacja nie tyle odczytała nastroje swoich wyborców, ile sama naprowadzała ich, żeby głosowali przeciw PAD. I jest to przejaw niegodziwości, że między Dudą a Trzaskowskim dla Bosaka et consortes gorszy był Duda.
PiotrAdamChoć sam wiele mam do zarzucenia Prezydentowi Dudzie to oddanie głosu na Trzaskowskiego uważam za skandaliczne. Mam pytanie do tych zwolenników Konfederacji, którzy oddali głos na Trzaskowskiego, a przed tym mówili o sobie że są katolikami – czy teraz dalej uważacie się za katolików ? A może powiecie, to tylko kalkulacja, że koalicja się rozpadnie, będą wcześniejsze wybory i Konfederacja wreszcie zwycięży – no to wam powiem, że taki Hołownia w dwa miesiące zdobył dwa razy więcej poparcia niż Konfederacja w kilkanaście miesięcy – bo taki to na dzień dzisiejszy jest stan umysłów w polskim społeczeństwie. Cóż – dokonaliście rzeczy haniebnej – H A N I E B N E J !!!, lepiej było nie głosować wcale.
tak tylkoMam wrażenie że ugrupowanie Bosaka przegrało na całej linii.mieli wielu zwolennikiw nawet wśród prawicowców. Zawiedli na całej linii. Nie odbudują swojej pierwotnej tożsamości. Wchłonie ich partiaPo,. Przestaną się liczyć!
adi1302
Za: PoloniaChristiana – pch24.pl (2020-07-12)
KOMENTARZ BIBUŁY: Pisaliśmy wcześniej i z przykrością zmuszeni jesteśmy powtórzyć: Konfederacja, w obecnym kształcie, z obecnymi doradcami i wieloma kluczowymi działaczami, skończyła się zanim zaistniała.
Marian44 – sprawdzian wyborczy pokazał, jak sztuczna i niestety zwodnicza to jest formacja, że trudno nie zgodzić się z tym komentarzem, a szkoda…
Wołyń 11 lipiec 1943 – bohaterowie i rezuny.
W niedzielny poranek 11 lipca 1943 roku ktoś załomotał do drzwi plebanii w Porycku, małym miasteczku w powiecie włodzimierskim, na Wołyniu.
Proboszcz, ks. Bolesław Szawłowski ujrzał na progu zdyszanego mężczyznę. Przybysz był Ukraińcem z pobliskiej wioski. Przybiegł z ostrzeżeniem – jego rodacy z Ukraińskiej Powstańczej Armii szykują rzeź; uderzą w czasie Mszy św. rozpoczynającej się o godzinie 11.00. Ksiądz Szawłowski natychmiast rozesłał po miasteczku ministrantów, by kołatali do drzwi domów, przekazując straszną wieść. Ale ogromna większość mieszkańców nie uwierzyła, że ich sąsiadami są barbarzyńcy zdolni do mordu w świątyni. O godzinie 11.00 kościół wypełnił ufny, rozmodlony tłum.
Najpierw rozległ się krzyk. Mała dziewczynka wpadła do kościoła wołając, że na zewnątrz gromadzą się uzbrojeni ludzie. Zaraz potem huknął strzał – na progu stanęła zakrwawiona, chwiejąca się na nogach kobieta. Wśród wiernych wybuchła wrzawa, zaraz zagłuszona jazgotem broni maszynowej. Strumienie pocisków wpadały przez drzwi i okna, kładąc pokotem zgromadzonych.
Po chwili kanonada umilkła. W świątyni słychać było jęki rannych i przeraźliwy szloch. Wtedy rozległy się głośno wypowiedziane słowa modlitwy. Ksiądz Szawłowski, jak dotąd nietknięty, stał u ołtarza i udzielał wiernym zbiorowego rozgrzeszenia. Z zakrystii wyłonił się uzbrojony Ukrainiec. Wymierzył do kapłana. Po strzale ksiądz zachwiał się, ale dalej odmawiał modlitwę. Dopiero druga kula cisnęła nim o posadzkę.
Dwaj mordercy, z karabinami w dłoniach, urządzili obchód kościoła. Szli między ławkami, przyglądając się leżącym. Jeżeli zauważyli oznaki życia, dobijali ofiary pojedynczymi strzałami. Robili to bez pośpiechu, metodycznie, a ich działania cechowała upiorna sumienność. Potem bojówka UPA ruszyła na miasto, w poszukiwaniu pozostałych Polaków. Tych, których udało się zaskoczyć w domach, zabijano na miejscu, całymi rodzinami.
W ów straszny dzień krew lała się w dziesiątkach miejscowości Wołynia. Bandyci UPA uderzyli niemal równocześnie na 99 polskich wsi i miasteczek. W ciągu nocy i następnego dnia liczba zmasakrowanych siół wzrosła do 167. Podczas tych kilkudziesięciu godzin zamordowano co najmniej 11.000 bezbronnych ludzi.
Sprawcy
Założona w roku 1929 Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów już przed wojną prowadziła kampanię terrorystyczną przeciw państwu polskiemu.
Terroryści OUN z biegiem lat zacieśniali współpracę ze służbami specjalnymi hitlerowskich Niemiec. We wrześniu 1939 roku ochoczo wbili nóż w plecy Polakom broniącym się przed skoordynowaną agresją sąsiadów. Podczas wystąpień przeciw Wojsku Polskiemu ukraińska „piąta kolumna” wielokrotnie zebrała zasłużone baty. Ounowscy heroje powetowali to sobie na ludności cywilnej – dziś mało kto pamięta, że do masowych rzezi w województwach południowo-wschodnich doszło już w pierwszych tygodniach wojny. Niepełne szacunki mówią o zamordowaniu wówczas przez bojówkarzy ukraińskich co najmniej 3278 Polaków.
Różnice zdań między liderami szowinistów, Stepanem Banderą i Andrijem Melnykiem, doprowadziły do rozłamu na skłócone frakcje: OUN-B (banderowcy) i OUN-M (melnykowcy). Oba skrzydła wystąpiły aktywnie w czerwcu 1941 roku, po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej, atakując tu i tam wycofującą się Armię Czerwoną, a przede wszystkim przeprowadzając kolejną serię pogromów Polaków i Żydów, znów zabijając tysiące ludzi.
Niemcy wypędzili Sowietów z Ukrainy, ale nie zamierzali przyznawać jej niepodległości. Wobec tego banderowskie skrzydło OUN zeszło do podziemia. Natomiast melnykowcy dość szybko pogodzili się z III Rzeszą, wystawiając u jej boku formacje policyjne i wojskowe (Wołyński Legion Samoobrony, Ochotnicze Pułki Policyjne SS „Galizien”, wreszcie 14. Ochotniczą Dywizję Grenadierów SS „Galizien”), które wkrótce zasłyną licznymi zbrodniami.
Niemcy powołali Ukraińską Policję Pomocniczą, przy pomocy której w ciągu dwóch lat wymordowali niemal całą sześćsettysięczną społeczność żydowską Małopolski Wschodniej i Wołynia. W policji służyli sympatycy OUN, także z frakcji banderowskiej, oficjalnie skłóconej z III Rzeszą, jako że wytępienie Żydów (a w przyszłości Polaków) pokrywało się z celami organizacji. Ukraińscy wachmani licznie zasilili załogi niemieckich obozów koncentracyjnych.
Genocidum atrox
W 1943 roku banderowcy postanowili rozpocząć samodzielną akcję ludobójczą. Odezwa OUN-B jasno wskazywała wrogów: „Narodzie! Wiedz! Moskwa, Polska, Węgrzy, Żydostwo – to Twoi wrogowie. Niszcz ich!”
Narzędziem zniszczenia miało być zbrojne ramię organizacji – Ukraińska Powstańcza Armia, wspierana przez Służbę Bezpieczeństwa (Służba Bezpeky) oraz pospolite ruszenie (Samoobronni Kuszczowi Widdiły – SKW), takoż tłumy doraźnie zwerbowanego ukraińskiego chłopstwa.
Za początek ludobójstwa w wykonaniu OUN-B przyjmuje się rzeź w kolonii Parośla na Wołyniu, dokonaną w dniu 9 lutego 1943 roku. Zamordowano tam 149 mieszkańców, a także 6 jeńców rosyjskich, których rezuni przywlekli ze sobą. Przybyli potem na miejsce zdarzenia Polacy z okolicznych wiosek byli zaszokowani tym, co ujrzeli. W chatach i na podwórkach leżeli mężczyźni obdarci ze skóry, kobiety z obciętymi piersiami, zadźgane nożami niemowlęta. Wiele ofiar miało odcięte głowy, innym przed śmiercią wyłupiono oczy, poodrzynano nosy i wargi…
Zbrodnia w Parośli nie była jednorazowym wybrykiem bandy degeneratów, ale elementem świadomie forsowanej strategii. Ataki fanatyków następowały raz za razem. Ich ofiarą padały zarówno pojedyncze polskie rodziny otoczone morzem ukraińskich sąsiadów, jak i skupiska liczące setki ludzi. Na porządku dziennym było odrąbywanie ofiarom głów i kończyn, najwymyślniejsze okaleczenia, wyrywanie języków, wypruwanie wnętrzności, palenie żywcem, zakopywanie żywcem, wbijanie na pal, wbijanie gwoździ w czaszkę, skalpowanie, ćwiartowanie przy pomocy siekier i pił. Maleńkie dzieci obnoszono na ostrzach wideł, albo wbijano na sztachety płotów. Kobietom ciężarnym rozpruwano brzuchy i wydzierano płody, niekiedy wkładając na ich miejsce żywego kota albo tłuczone szkło. Zwłoki ofiar bywały bezczeszczone – okaleczane, gwałcone, rzucane świniom na pożarcie. Znane były przypadki rozwieszania na ścianach wyprutych ludzkich jelit z podpisem „Polska od morza do morza”, krzyżowania niemowląt na ścianach z podpisem „polśkij oreł”, używania odciętej głowy do gry w piłkę nożną…
Banderowcy zmuszali osoby narodowości ukraińskiej, posiadające polskich współmałżonków, do ich zabijania. Dzieciom z mieszanych małżeństw dawano szansę ocalenia, każąc zabić polskiego rodzica.
Bandyci UPA zburzyli ćwierć tysiąca świątyń rzymskokatolickich, zamordowali około stu księży, zakonników i sióstr zakonnych. Z ich rąk zginęło również kilkudziesięciu duchownych prawosławnych i greckokatolickich, przeciwstawiających się mordercom. Pamiętając o tych bohaterach trzeba nadmienić, że znaczna liczba duchownych obrządków wschodnich zaangażowała się bez reszty w działalność OUN. Niektórzy z tych osobliwych kapłanów otwarcie podburzali wiernych do antypolskich wystąpień, posuwali się do bluźnierczego święcenia noży i siekier używanych podczas rzezi, a nawet sami uczestniczyli w napadach.
Rachunek krwi
W latach 1943-1945 ofiarą terroru UPA padło (przede wszystkim na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej, w mniejszym stopniu na Lubelszczyźnie i na Polesiu) od 120.000 do 140.000 etnicznych Polaków, a także kilkadziesiąt tysięcy polskich Ukraińców, Żydów, Ormian, Rosjan, Czechów, Cyganów.
Nadto tysiące mieszkańców Rzeczypospolitej UPA zabiła po 1945 r., po obu stronach nowo utworzonej granicy. Część z nich straciła życie już jako obywatele sowieccy, którymi mianowano ich po anektowaniu przez Stalina polskich województw południowo-wschodnich. Dalsze setki tysięcy obywateli (głównie Polaków i polskich Żydów) zginęło przy współudziale formacji ukraińskich na żołdzie niemieckim.
Dla porównania, wedle opublikowanych w 2009 roku danych Instytutu Pamięci Narodowej, w latach 1939-1945 terror sowiecki pochłonął życie 150.000 obywateli Rzeczypospolitej. Ilu ludzi ma świadomość, że w dziele zabijania Polaków banderowska wataha zbirów z siekierami i widłami, operująca na ograniczonym obszarze i w trzykrotnie krótszym czasie, zdołała dorównać krwawym antypolskim osiągnięciom całego imperium Stalina z jego Gułagiem, z jego dywizjami NKWD, ze Smierszem i całą resztą instrumentów terroru?
Żołnierze czy bandyci?
UPA działała przeciw Polsce, ale nie to powinno wpływać na jej ocenę.
W naszej historii mieliśmy wielu przeciwników, których wspominamy bez nienawiści, a nawet z szacunkiem, jako dzielnych wrogów, którzy wypełniali swój obowiązek wobec własnego narodu i ojczyzny. Nawet w odniesieniu do koszmarnych lat II wojny światowej, wypada inaczej ocenić poborowego wcielonego do Wehrmachtu czy Armii Czerwonej, walczącego na pierwszej linii – inaczej zaś oprawcę z Einsatzgruppen, Gestapo bądź NKWD.
Kłopot z UPA polega na tym, że jeśli pominąć zastraszony terrorem tłumek „przymusowych ochotników”, to składała się ona przede wszystkim z oprawców. Jej modus operandi był przerażający.
Zawsze, na każdym etapie działań ounowskich herojów, większość ich ofiar stanowili bezbronni cywile. Na 60.000 polskich ofiar Rzezi Wołyńskiej (1943-1944) znaleziono tylko 262 przypadki śmierci Polaków uzbrojonych, poległych w trakcie walki. Nie inaczej było na innych obszarach, w tych i innych latach.
Obrońcy OUN i UPA mówią, że organizacje te walczyły z Sowietami. Prawda, ale jak wyglądała ta walka? W kwietniu i maju 1941 roku w woj. tarnopolskim i na Wołyniu ounowska konspiracja zabiła 98 osób, uznanych za Sowietów i kolaborantów. Pominę fakt, że w tamtych czasach łatkę „sowieckiego agenta” dostawał każdy, kto nie zgadzał się z linią polityczną OUN. Czytelników zainteresuje pewnie, ilu z tych 98 zlikwidowanych było przedstawicielami resortów siłowych okupanta. Otóż było ich dokładnie SZEŚCIU – czterech milicjantów i dwóch żołnierzy Armii Czerwonej.
Równie ciekawymi danymi dysponujemy o okresie „powojennym” na Ukrainie Sowieckiej. Na 30.646 zabójstw przypisanych ukraińskim nacjonalistom w latach 1944-1953 zginęło raptem 8340 sowieckich żołnierzy i milicjantów, za to ponad 22.000 cywilów.
Czy to zwalczając Polaków, czy Sowietów, banderowcy najlepiej czuli się w roli katów bezbronnych. Jeżeli bandytów z UPA ktoś określa mianem żołnierzy i bojowników o wolność, to czemu do tego zacnego grona nie zaliczy również ukraińskich wachmanów z Auschwitz, Bełżca, Sobiboru i Treblinki?
Polski odwet
Próbuje się „równoważyć” ludobójstwo wołyńsko-małopolskie stwierdzeniem, że ofiary były po obu stronach.
Trudno kłaść na jednej szali zgładzonych cywilów wraz z poległymi w walce rezunami z UPA, policjantami, esesmanami z dywizji „Gallizien”. Tym niemniej, trzeba to powiedzieć uczciwie, zdarzały się też polskie odwety wymierzone w ludność cywilną. Zginęło w nich kilka tysięcy osób.
Każda niewinna ofiara to o jedną za dużo. Jednak w tym przypadku wypada pamiętać o proporcjach. Strona polska nie prowadziła planowej akcji eksterminacyjnej. Akty ślepej zemsty były najczęściej samowolną inicjatywą dowódców niewielkich oddziałów partyzanckich, grup cywilów bądź pojedynczych mścicieli. Ukraińskie ofiary cywilne stanowiły kilka procent wielkości ofiar polskich (a jeszcze mniej, gdy uwzględnimy dokonania ukraińskich pomocników Hitlera). To, co po stronie polskiej było patologią, w przypadku działań UPA stanowiło normę.
To prawda, niektórzy Polacy po tym, co ujrzeli na Wołyniu czy gdzie indziej, przeszli straszną przemianę. Już nie byli tymi samymi ludźmi, co niegdyś. Nie każdy, widząc dzieci zarąbane siekierą, albo obdarte ze skóry, albo wbite na pal, jest w stanie zapanować nad rodzącym się uczuciem nienawiści. Bóg to osądzi – i chyba nawet dla Niego będzie to straszliwy dylemat.
Zdradzeni
W tamtych mrocznych latach naród ukraiński miał prawdziwych bohaterów.
Kiedy banderowcy wyrzynali setkę Polaków w Ciemierzyńcach (gm. Dunajów), maleńka Stasia Wilk, uciekając wpadła na podwórko sąsiadki, Ukrainki Ireny Chruścielowej. Umazani krwią zbrodniarze podążyli za ofiarą. Na ich widok pani Chruścielowa porwała dziecko na ręce, przycisnęła je do piersi, krzycząc oprawcom w twarz: „Nie dam! Nie dam!” Rozwścieczeni „żołnierze UPA” zarąbali kobietę i dziecko.
W Antolinie (gm. Ludwipol) Ukrainiec Michał Mieszczaniuk miał żonę-Polkę, razem cieszyli się rocznym dzieciątkiem. UPA kazała Mieszczaniukowi zgładzić żonę i dzieciaka, a on odmówił. Zapłacił za to głową.
W Tutowiczach (gm. Antonówka) „ukraińscy powstańcy” zamordowali swą koleżankę, Jarynę Wołoszyn. Powód? Nie chciała zabić polskiego dziecka.
W Żabczu (gm. Czaruków) ksiądz greckokatolicki Serafin Horosiewicz ukrywał czterech Polaków. Kiedy sprawa wydała się, banderowcy zamknęli ich razem w cerkwi i spalili żywcem.
W Niżborgu Nowym (gm. Kopyczyńce) pewien Ukrainiec głośno potępił mordowanie Polaków. Potem zginął z ręki własnego syna.
Takich przypadków były tysiące. Pamięć o Ukraińcach zamordowanych przez banderowców winna stać się pomostem łączącym narody polski i ukraiński. Ale czy tzw. „rzecznicy pojednania polsko-ukraińskiego” pamiętają o pani Chruścielowej, o Wołoszyn, o Mieszczaniuku? Nie! Oni chcą jednać się z tymi, którym dzisiaj na Ukrainie stawiane są pomniki – z herojami, co wbijali na pal, co wykłuwali oczy, co roztrzaskiwali dziecięce główki.
***
Dziś emocje rozpala konflikt polsko-żydowski. Słusznie przeciwstawiamy się insynuacjom i nieuzasadnionym roszczeniom. Jednak polski patriota musi odczuwać wstyd, widząc szacunek okazywany przez Żydów ich męczennikom. W parlamencie Izraela nie znalazł się nikt, kto by zakwestionował określanie zagłady Żydów mianem ludobójstwa; kto żądałby przekwalifikowania jej na jakąś „akcję o znamionach”. Żydowscy historycy i publicyści nie roztrząsali „dramatycznych wyborów i dylematów” wachmanów z Treblinki. Żaden izraelski polityk nie przekonywał, że nazywanie rzezi Żydów zbrodnią „wzbudza niepotrzebne emocje”; że dyplomatyczniej byłoby mówić o „tragicznych wydarzeniach w Birkenau”…
Tymczasem polskie ofiary banderowców, takoż uczciwi Ukraińcy ryzykujący niegdyś życiem za wierność Rzeczypospolitej, albo za zwykłą ludzką życzliwość okazaną polskim sąsiadom, są dziś zdradzani przez elity polityczne Kraju nad Wisłą, również przez wielu tutejszych dziejopisów i publicystów – w kwestii oceny zbrodni UPA bijących wszelkie rekordy skundlenia.
Andrzej Solak
Chińska Operacja “Nietoperz”, czyli symulowana “pandemia” podbija (dobija?) świat Zachodu
Nadlatywały nietoperze większe od gołębi: ich uzębienie podobne było do uzębienia ludzkiego, i atakowały twarze Macedończyków : jednym wgryzały się w nosy, a innym w uszy (Leon z Neapolu, Historia de preliis Alexandri Magni)
Towarzysze, wszędzie na tej ziemi zapanował nieopisany chaos – sytuacja jest doskonała. (przewodniczący KC KPCh Mao Tse -Tung)
W kwietniu i maju 2020 roku wytworzył się na świecie naukowy kontr-konsensus w kwestii „pandemii” koronowirusa i „choroby koronawirusowej” (covid); plejada wybitnych badaczy, wirusologów, epidemiologów, immunologów, lekarzy różnych specjalności (zob. na tej stronie „Niemcy debatują o koronawirusa” w dziale Przegląd niemiecki) doszła do wniosku, że – niezależnie od pewnych różnic między nimi dotyczących szczegółowych interpretacji zjawisk medyczno-epidemiologicznych – koronawirus nie jest „wirusem-zabójcą”, nie jest groźny dla ludzi przeciętnie zdrowych o przeciętnie silnym systemie odpornościowym, czyli dla prawie całej populacji. U tej grupy infekcja nie powoduje żadnych objawów ewentualnie dość niegroźne objawy grypowe lub przeziębieniowe. Zagrożeniem może być – podobnie jak wszystkie inne patogeny – dla ludzi przewlekle chorych i w podeszłym wieku. Śmiertelność – nawet wychodząc od znacznie zawyżonych oficjalnych statystyk – jest na poziomie 0,2%, czyli kilkanaście razy mniejsza niż prognozy podawane przez instytucje zdrowia publicznego (prognozy np. dr Neila Fergusona, dla Wielkiej Brytanii pół miliona zmarłych, dla USA – 2 miliony, najprawdopodobniej wynikały z używania przezeń przestarzałego i wadliwego oprogramowania komputerowego). Drakońskie środki zastosowane przez rządy w celu zwalczenia „pandemii” były – zdaniem przedstawicieli kontr-konsensusu – całkowicie niewspółmierne do zagrożenia i pod każdym względem destruktywne. Główne tezy i hipotezy składające się na naukowy kontr-konsensus w sprawie „choroby koronawirusowej” przedstawił długoletni dyrektor Instytutu Mikrobiologii Medycznej i Higieny w Moguncji prof. dr Sucharid Bhakdi w swojej najnowszej (napisanej razem z dr Kariną Reiß) bestsellerowej książce Corona Fehlalarm? Zahlen, Daten und Hintergründe (Koronawirus – czyżby fałszywy alarm? Liczby, dane, przyczyny, Berlin 2020).
Jeśli przedstawiciele kontr-konsensusu mają rację, to zastanowić się należy nad polityczną genezą „choroby koronowirusowej” i nad krętą drogą, jaką lokalna epidemia w Wuhanie przebyła ku statusowi światowej „pandemii”. To, co wydarzyło się w Chinach jako pierwszy zinterpretował pod kątem politycznym Nikołaj Wawiłow, rosyjski ekspert w kwestiach polityki wewnętrznej i zagranicznej Chin, redaktor naczelny internetowego portalu „«Южный Китай» (Południowe Chiny), ekspert ośrodka Экономика Китая: кризис и возможности (Gospodarka Chin. Kryzys i możliwości), który przebywał 10 lat w Chinach. Jest autorem książki Некоронованные короли красного Китая. Кланы и политические группировки КНР (Niekoronowani królowie czerwonych Chin. Klany i polityczne frakcje w KPCh). W połowie kwietnia natknąłem się na rozmowę z nim opublikowaną na jutubie 7 lutego a później 7 marca w „South China Insight” (http://www.south-insight.com/en/node/218407?language=en) zatytułowaną The epidemic in China as a hidden coup (https://www.youtube.com/watch?v=1nDIc7_8dVk)
Wawiłow wysunął hipotezę, że podłożem wydarzeń w Chinach jest walka pomiędzy frakcją Xi Jinpinga a frakcją „komsomolców” (tuanpai) – działaczy, którzy nie należeli do rodzin „czerwonej arystokracji” i swoje partyjno-państwowe kariery zaczynali w Komunistycznej Lidze Młodzieży (dalej KLM); do władzy w partii szli „od dołu” poprzez organizację młodzieżową. Liga stanowiła bazę władzy dla genseka i prezydenta Hu Jintao, który w latach 1984–1985 był pierwszym sekretarzem jej Komitetu Centralnego. Zdaniem Wawiłowa choroby płuc to w Wuhanie normalność, epidemie tego typu co „epidemia koronowirusowa” są w Chinach rzeczą zwyczajną, występują co roku w postaci zimowej fali grypy. Seria zastosowanych drakońskich środków była zatem całkowicie nieproporcjonalna do skali zagrożenia, niepotrzebna z punktu widzenia zdrowia publicznego, zaś zachowanie władz regionalnych – niezrozumiałe. Zdaniem Wawiłowa była to w rzeczywistości akcja nieskoordynowana z Pekinem, czyli z frakcją genseka Xi Jinpinga i miała na celu zatrzymanie, planowanych przezeń i uderzających w „komsomolców”, zmian personalnych a przynajmniej odwleczenie ich w czasie.
Analiza Wawiłowa wzbudziła u mnie – najpierw jedynie intuicyjne – wątpliwości, choć polityczna, a nie medyczna geneza „pandemii” była dla mnie niemal od początku dość oczywista (na temat politycznej genezy innej „pandemii” zob. rozdział „Polityczna historia AIDS” w: http://www.tomaszgabis.pl/2009/03/04/raport-o-aids/). Co do istoty sprawy Wawiłow miał zatem rację, natomiast już jego konkretna interpretacja wydarzeń była nieprzekonywująca. Jak bowiem podkreślają inni obserwatorzy chińskiej sceny politycznej, fundamentalny podział na dwie wrogie zwalczające się frakcje w KPCh jest wysoce uproszczony i zaciera obraz wewnętrznej sytuacji politycznej. Amerykański dziennikarz, znawca spraw chińskich Chris Buckley w artykule sprzed czterech lat (China Reins In Communist Youth League, and Its Alumni’s Prospects (https://www.nytimes.com/2016/08/04/world/asia/china-communist-youth-league.html) skomentował zapowiedzianą przez Xi Jinpinga reorganizację KLM, tak aby zmarginalizowani za jego rządów działacze partyjni nie mogli wykorzystywać Ligi do swoich celów. Gensek „napisał epitafium” na kurczące się wpływy jego poprzednika Hu Jintao i dawnych rywali. Reorganizacja KLM – redukcja liczebności kadr na szczeblu centralnym i regionalnym, zmniejszenie budżetu o 50% – i poddanie jej ściślejszej kontroli partii – sygnalizowały, że jej dni chwały jako szkoły wychowującej chińską elitę polityczną, przeminęły.
Wprawdzie niektórzy analitycy spraw chińskich twierdzili, że „komsomolcy” są lojalni wobec siebie i mają wspólne polityczne poglądy i cele, to jednak – cytowany przez Buckley`a – były redaktor organu prasowego Ligi „China Youth Daily” Li Datong jest zadania, że działacze partyjni, którzy przeszli przez Ligę, nigdy nie tworzyli spójnej grupy, a okoliczności, które czyniły z niej inkubator politycznych talentów, straciły na znaczeniu, zanim jeszcze Xi przejął partię. Ostatnie [2014 r.] zmiany pokazują, że to środowisko ma już niewielkie wpływy. W czasach, kiedy sekretarzem generalnym KPCh był Hu Jintao, można było od biedy dowodzić, że istnieje coś na kształt frakcji „ligusów”. Obecnie jest ona już tylko „politycznym zombie”.
Po objęciu stanowiska sekretarza generalnego Xi Jinping zaczął, pod płaszczykiem walki z korupcją, skutecznie eliminować przeciwników, tak sojuszników i protegowanych Hu Jintao, jak i wszystkich innych, którzy mogli rzucić wyzwanie jego władzy. Nowi pierwsi sekretarze partii zostali mianowani w 21 z 31 prowincji, wszystkie prowincje, z wyjątkiem czerech, dostały nowych gubernatorów; w 40 głównych miastach 29 sekretarzy partii i 26 burmistrzów zostało wymienionych, zmiany personalne objęły także stanowiska wicegubernatorów lub ich odpowiedników we wszystkich 31 okręgach administracyjnych Chin (zob. Willy Wo-Lap Lam, The Xi Jinping Faction Dominates Regional Appointments After the 19th Party Congress, https://jamestown.org/program/xi-jinping-faction-dominates-regional-appointments-19th-party-congress); Rapid turnover in regional leadership shows Xi’s influence, http://country.eiu.com/article.aspx?articleid=514476635&Country=China&topic=Economy&oid=414434625&flid=965670080;
Równolegle do rozbijania frakcji „ligusów”, Xi zbudował swoją własną frakcję, której rdzeniem jest „klika z Zhejiang” (podobnie kiedyś Jiang Zemin zbudował „klikę szanghajską”), złożona z ludzi służących pod nim, kiedy był pierwszym sekretarzem partii w prowincji Zhejiang (od 2002 do 2007 r.). Kolejne grupy frakcji to „klika z Shaanxi”, czyli ludzie z rodzinnej prowincji Xi, „koteria czerwonych książąt” (taizidang) , czyli potomkowie wielkich rodziny ojców-założycieli ChRL, wreszcie jego „kumple ze szkoły” czy uniwersytetu. Swoich protegowanych, przyjaciół politycznych, zauszników, stronników i kolegów Xi wprowadził na najwyższe stanowiska w aparacie partyjnym i państwowym. Wcześniej surowo przestrzegał, aby nie tworzyć w partii „frakcji i koterii” (tuantuanhuohuo), ale najwidoczniej chodziło mu o to, żeby inni ich nie tworzyli.
Upadek czy rozpad, dawnej, luźnej – jak podkreśla część analityków – frakcji „komsomolców” (zob. Willy Wo-Lap Lam The Eclipse of the Communist Youth League and the Rise of the Zhejiang Clique, https://jamestown.org/program/the-eclipse-of-the-communist-youth-league-and-the-rise-of-the-zhejiang-clique/) rozpoczął się, kiedy ich protektor Hu Jintao odszedł ze stanowiska w 2012 roku, wycofał się na emeryturę a Xi pozbawił go możliwości wpływania na sprawy partii – mógł jedynie obserwować jak upadają jego protegowani, przyjaciele polityczni i sojusznicy. Praktycznie z dnia na dzień zniknął ze sfery publicznej (zob. Samuel K. Berkowitz It’s Official: The Man Who Ruled China Has All But Vanished; https://foreignpolicy.com/2015/01/05/its-official-the-man-who-ruled-china-has-all-but-vanished/). Prawa ręka Hu, dawny działacz Ligi Ling Jihua został usunięty ze stanowiska szefa Biura Generalnego KC, aresztowany w 2014 roku, oskarżony o różne przestępstwa i skazany na dożywocie. Działacze partyjni zaliczani do frakcji „komsomolców” są marginalizowani np. pierwszy sekretarz Ligi Qin Yizhi, człowiek blisko związany z Hu Jintao, nie został w 2017 roku wybrany delegatem na zjazd partii – było wydarzeniem bez precedensu, żeby funkcjonariusz stojący na czele Ligi nie brał udziału w zjeździe. W jakiś czas później Qin został zwolniony ze stanowiska i zdegradowany (zob. Katsuji Nakazawa, Xi silences once-powerful youth league and former president’s protege; https://asia.nikkei.com/Features/China-up-close/Xi-silences-once-powerful-youth-league-and-former-president-s-protege?mc_cid=1f9bc1ec42&mc_eid=1f9d28130a)
Hu Jintao życzył sobie, aby następcę Xi Jinpinga został jego protegowany „ligus” Hu Chunhua. Miał on najpierw wejść w skład najważniejszego gremium politycznego Chin siedmioosobowego Komitetu Stałego Biura Politycznego KC KPCh, aby rozpocząć 5 letnie przygotowanie się do objęcia stanowiska sekretarza generalnego na zjeździe partii w 2022 roku. Jednak Xi zablokował jego powołanie do KS BP, dając mu na otarcie łez wicepremierostwo. Został jednym z czterech wicepremierów, przy czym człowiek Xi Jinpinga, wicepremier Han Zheng jest, jako członek KS BP, uplasowany wyżej w hierarchii partyjnej niż on – członek Biura Politycznego.
Obecnie najwyżej ulokowanymi w hierarchii władzy członkami frakcji „ligusów” są dwaj członkowie KS BP, Wang Yang oraz Li Keqiang. Wang Yang został wybrany na członka KS BP na zjeździe partii w 2017 roku a swój awans zawdzięcza lojalności wobec Xi Jinpinga i poparciu jego linii. Li Keqiang, który współpracował ściśle z poprzednim gensekiem Hu Jintao i należał do władz krajowych LMK, jest premierem, ale Xi odebrał mu część kompetencji, w związku z czym ma on mniejszą władzę niż jego poprzednicy na tym stanowisku.
Wawiłow twierdzi, że wszyscy główni aktorzy w „walce z wirusem” to wysoko postawieni, byli liderzy regionalnych organizacji LMK m.in. burmistrz Wuhanu (od maja 2018 r.) Zhou Xianwang. Jednakże Ma Guoqiang I sekretarz partii w Wuhanie i zastępca I sekretarza partii prowincji Hubei, zastępca członka KC od 2018 roku, a zatem funkcjonariusz politycznie nadrzędny wobec Zhou Xianwanga, nie miał żadnych związków z „ligusami”. Należy do grupy awansowanych przez Xi menedżerów i technokratów. Jeśli zaś chodzi o najwyższe władze prowincji Hubei, to gubernator prowincji Wang Xiaodong powołany został we wrześniu 2016 r., kiedy sekretarzem generalnym był już Xi, a I sekretarz partii w prowincji Hubei Jiang Chaoliang, mianowany na to stanowisko w październiku 2016 roku, jest człowiekiem Wang Qishana – prawej ręki Xi. Innymi słowy kontrolę nad prowincją sprawuje frakcja genseka.
Podsumowując: przypuszczenie Wawiłowa, że zmarginalizowana frakcja „komsomolska” byłaby w stanie podjąć realne, o dalekosiężnych konsekwencjach w polityce wewnętrznej i zagranicznej, działania przeciwko dominującej frakcji Xi, w istocie samobójcze i pozbawione jakichkolwiek szans na sukces, wydaje się nieuprawnione. Niemniej jednak za słuszną uznać należy zasadniczą myśl rosyjskiego sinoznawcy, że w Wuhanie i prowincji Hubei doszło do inscenizacji epidemii polegającej na podjęciu przez władze drakońskich, spektakularnych środków, mających na celu przekonanie obserwatorów, że wydarzyło się coś niezwykle groźnego.
*****
Z podejrzliwością do wydarzeń w Wuhanie i Hubei odniósł się także dr Wolfgang Wodarg, który w jednym z wywiadów napomknął, że zrobiono tam „teatr”. Z kolei wykładający obecnie na jednym z brazylijskich uniwersytetów, niemiecki ekonomista dr Antony Müller, członek Ludwig von Mises Institut (Niemcy) i Mises Institue (USA) oraz America Institute of Economic Research, w opublikowanym 18 marca artykule Operation gelungen, Patient tot. Wie die Politik einem Phantom nachjagt und dabei die Wirtschaft zerstört (Operacja się udała, pacjent zmarł. Jak politycy ścigają zjawę niszcząc zarazem gospodarkę; (https://medium.com/@antonymueller/operation-gelungen-patient-tot-b5b4c7ad1547) napisał: „Chińczycy odstawili show w sprawie koronawirusa”. Jednak ani Wodarg, ani Müller nie rozwinęli szerzej tej myśli, uczynił to w połowie kwietnia Jon Rappoport w tekście COVID: The Chinese regime, Sun Tzu and The Art of War (https://blog.nomorefakenews.com/page/7/) . Wedle jego opinii drastyczne środki podjęte przez władze chińskie stanowiły symulację niezwykle groźnej epidemii. A źródłem, z którego przebiegli Chińczycy czerpali inspirację do zmontowania tak wyrafinowanej intrygi, były, rzecz prosta, rady zawarte w Sztuce wojny Sun Tzu, mówiące jak psychologicznie rozbić przeciwnika np. „Strategia wojny polega na przebiegłości i stwarzaniu złudzeń” (Sun Tzu, Sztuka wojny, przeł. K.A.M., Warszawa 1994, s.17). Dlatego Rappoport proponuje nazwać koronawirusa „wirusem Sun Tzu”.
Potwierdziło to ostatecznie moje podejrzenie, że to nie – jak chciałby Wawiłow – znajdująca się w stanie rozkładu frakcja „komsomolców”, lecz zdominowane przez frakcję Xi ośrodki władzy centralnej i prowincjonalnej przeprowadziły symulację epidemii – nazwijmy ją operacją „Nietoperz” – zarówno na użytek polityki wewnętrznej, jak i zagranicznej.
*****
Jednym z oczywistych celów symulowanej epidemii była pacyfikacja Hong Kongu, gdzie w 2019 roku trwały masowe uliczne protesty, i ostatecznie likwidacja jego autonomii. Symulowanie epidemii pozwala bez „łamania praw człowieka” zakazywać demonstracji i innych masowych zgromadzeń. Można manipulować symulowanymi wirusowymi „pandemiami” czy epidemiami – jeśli infekcję wirusową przekwalifikuje się na chorobę, zawsze będzie można zamknąć jakieś miasto czy region zależnie od sytuacji społeczno-politycznej, można ogłosić „epidemiczny stan wyjątkowy” w Tybecie albo w Xinjiang. Symulowana epidemia „choroby koronawirusowej” posłużyła do dalszej rozbudowy kontroli nad jednostkami i grupami – stworzenie gigantycznych baz danych, w których powiązane są informacje o miejscu przebywania, profile zachowania oraz system rozpoznawania twarzy. Idea (utopia) absolutnie „przezroczystego obywatela” naprawdę się w Chinach urzeczywistnia.
Symulowane epidemie, „epidemiologiczne stany wyjątkowe”, środki wzmożonej kontroli nad populacją mogą stać się (z punktu widzenia władzy) konieczne, ponieważ niezadowolenie społeczne może wzrosnąć, strajki i protesty się nasilić. Już w 2019 roku prognozowano, że pierwszy kwartał 2020 roku przyniesie recesję; czyli przewidywano osłabienie wzrostu gospodarczego. Władze w Pekinie nie mogą już prowadzić tak ekspansywnej polityki pieniężnej, ponieważ poziom zadłużenia gospodarki i wynikające z tego ryzyka dla sektora finansowego przybrały groźne rozmiary. Według niektórych badaczy dotychczasowy model wzrostu gospodarczego Chin powoli wyczerpuje swoje możliwości, co może przynieść wzrost napięć na tle ekonomicznym.
Nie jest przypadkiem, że operację „Nietoperz” rozpoczęto w chwili wygasania trwającego od 2018 roku afrykańskiego pomoru świń. W sierpniu 2019 roku specjaliści szacowali, że w Chinach zdechło 40% świń a pod koniec roku produkcja wieprzowiny w może spaść nawet o połowę, co oznacza utratę od 300 do 350 milionów świń (Chiny, w których żyje połowa wszystkich świń świata, są największym rynkiem wieprzowiny na świecie – potrawy z wieprzowiny to podstawowa pozycja w chińskim jadłospisie. Co oczywiste, ceny wieprzowiny poważnie wzrosły – w listopadzie 2019 r. o 110% w porównaniu do listopada roku poprzedniego (https://www.cnbc.com/2019/12/10/china-pork-prices-surged-110percent-in-november-due-to-african-swine-fever.html). Mogło to grozić wybuchem społecznego niezadowolenia. Na szczęście, nadeszła „epidemia”.
Przypomnijmy też, że w czerwcu – lipcu 2019 roku w Wuhanie miały protesty uliczne przeciwko planom budowy kolejnej wielkiej spalarni śmieci, która podniosłaby i tak już ekstremalnie wysoki poziom zanieczyszczenia powietrza w zatłoczonym do granic możliwości mieście, tonącym zimą w utrudniającym widoczność smogu. Lokalne władze były zaskoczone skalą protestów. Policja aresztowała wielu demonstrantów.
Wuhan to wielka strefa przemysłowa, gdzie zjawiskiem endemicznym są choroby dróg oddechowych np. zapalenie płuc, tradycyjna choroba Chińczyków; szacuje się, że każdego roku w Chinach ze wszystkich chorych na zapalenie płuc umiera rocznie 300 000 osób. W różnych częściach kraju poziom zanieczyszczenia powietrza przekracza poziom zanieczyszczenia z okresu pierwszej, wczesnej ery uprzemysłowienia, jak i z okresu industrializacji już w erze nowoczesnej. W chińskich mediach społecznościowych pisze się o “airpocalypse”. (https://www.theguardian.com/world/2015/nov/09/airpocalypse-now-china-pollution-reaching-record-levels). Maski chroniące drogi oddechowe to zwyczajny widok na ulicach niektórych chińskich miast. Nie ma tematu, który by tak zajmował obywateli Chin, jak skutki zanieczyszczenia powietrza. „Pandemia choroby koronawirusowej” pozwala przykryć niemoc władz wobec niezwykle poważnego problemu, odwrócić uwagę ludności od ogromnej ilości zachorowań na choroby układu oddechowego (w 2017 od 500 000 do 1 250 000 zgonów) i zrzucić odpowiedzialność na „nowego wirusa”.
Należy pamiętać o tym, że poważnym problemem zdrowotnym w Chinach jest również gruźlica; są nawet badacze przekonani, iż w niektórych krajach to właśnie gruźlicę błędnie – a być może celowo – identyfikuje się jako „chorobę koronawirusową”.
*****
31 grudnia 2019 chińskie władze zdrowotne zameldowały Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) o grupie przypadków wirusowego zapalenia płuc w Wuhanie (prowincja Hubei) – tym samym operacja „Nietoperz” została przeniesiona na płaszczyznę międzynarodową. 30 stycznia WHO ogłosiła „Stan zagrożenia zdrowia publicznego o znaczeniu międzynarodowym” (Public Health Emergency of International Concern), 11 marca dyrektor generalny WHO dr Tedros Adhanom Ghebreyesus, jednym podpisem zamienił „Stan zagrożenia” w pandemię, czyli w zagrożenie dla całego świata płynące ze strony tajemniczego nowego wirusa wywołującego nową chorobę, na którą nie ma lekarstwa.
*****
W tygodniku „Myśl Polska” (26 kwietnia – 3 maja) przeczytałem, że dziennikarz Witold Gadowski podał informację, iż w 18 września 2019 roku w Wuhanie armia chińska przeprowadziła ćwiczenia obejmujące funkcjonowanie wojsk w czasie epidemii koronawirusa. Gdyby to była prawda – nie byłem w stanie tego potwierdzić – to znaczyłoby to, że już we wrześniu trwały próby przed rozpoczęciem operacji „Nietoperz”.
*****
Oczywistym tłem operacji „Nietoperz” jest zaostrzająca się konfrontacja Chin i Stanów Zjednoczonych mająca charakter strategicznej rywalizacji. W odpowiedzi na wzrost potęgi Chin naruszający globalny status quo, USA odpowiedziały rozpoczęciem w 2018 r.– jak uważa np. Bartłomiej Radziejewski – de facto nowej zimnej wojny, która ma trzy główne wymiary – strategiczny, technologiczny i handlowy: „USA są w ofensywie: zadają ciosy, przesuwają siły, wzbudzają medialne zainteresowanie. Udało im się osłabić chińskie giganty technologiczne z ZTE i Huawei na czele, zmniejszyć deficyt handlowy, zahamować ekspansję Państwa Środka na Morzu Południowochińskim, zaburzyć chińskie łańcuchy produkcji poprzez ograniczenie dostępu do półprzewodników (…). Podobnie ma się rzecz na polu wojskowo-strategicznym. Kolejne manifestacje amerykańskiej siły na Indo-Pacyfiku, dalsza fortyfikacja Tajwanu, ożywienie współpracy z Filipinami, Japonią i Indiami – wyhamowały chińską ekspansję w regionie” (Bartłomiej Radziejewski, USA na drodze do porażki w rywalizacji z Chinami, https://nowakonfederacja.pl/usa-na-drodze-do-porazki-w-rywalizacji-z-chinami/; zob. też „Starcie mocarstw” – Jacek Bartosiak i Bartłomiej Radziejewski o napięciu między USA a Chinami (https://www.youtube.com/watch?v=lOh-LmKIzQA oraz Na progu wojny. Rozmowa z Bartłomiejem Radziejewskim. Wolność w Remoncie #27, https://www.youtube.com/watch?v=d18IktesHjY).
Podobną opinię reprezentuje brazylijski dziennikarz Pepe Escobar, który uważa, że strategicznym celem USA jest powstrzymywanie Chin na wszelkich możliwych odcinkach, zaś taktyka służąca do realizacji tego celu polega na montowaniu antychińskiej koalicji, prowadzeniu wojen gospodarczych, nakładaniu embarg i sankcie, blokowaniu regionalnych rynków dla chińskich korporacji, podejmowaniu prób zastopowania Nowego Jedwabnego Szlaku poprzez odcięcie jego odgałęzień (Pepe Escobar, China Updates Its „Art of (Hybrid) War” https://asiatimes.com/2020/05/china-updates-its-art-of-hybrid-war).
W artykule Nialla Fergusona czytamy: „W 2007 r. ekonomista Moritz Schularick i ja ukuliśmy określenie »Chimeryka« opisujące symbiotyczne relacje gospodarcze między Chinami a Stanami Zjednoczonymi. Dziś ta współpraca zamarła. Zaczęła się druga zimna wojna”. Ta „nowa zimna wojna będzie jeszcze zimniejsza” (Ferguson, Druga zimna wojna? Tak, z Chinami. Już trwa, „Gazeta Wyborcza”, 31 grudnia 2019).
Zdaniem Nikolaja Wawiłowa (zob. https://newprospect.ru/nikolay-vavilov-koronavirus-ne-prichina-povod), Xi Jinping po dojściu do władzy zainicjował stopniową geopolityczną reorientację Chin; podważył kurs na budowę „sojuszu” ChRL–USA i – aby zmniejszyć uzależnienie Chin od Ameryki – skierował je w kierunku krajów Eurazji, także jeśli chodzi o wymianę handlową, która z tymi krajami rośnie, podczas gdy z USA maleje. Frakcja Xi Jinpinga to według Wawiłowa „izolacjoniści”. Współgra z tym kursem coraz intensywniejsza „narodowo-patriotyczna” propaganda (na temat patriotycznych filmów zob. Kai Strittmatter, Chiny 5.0. Jak powstaje cyfrowa dyktatura, przeł. Agnieszka Gadzała, Warszawa 2020 , s.76)
*****
U Grahama Allisona Destined for War. Can America and China Escape Thucydides Trap? (wyd. polskie Skazani na wojnę? Czy Ameryka i Chiny zmierzają do starcia, Kraków 2019). Niemcy cesarza Wilhelma II i Niemcy rządzone przez NSDAP są odpowiednikiem współczesnych Chin, Wielka Brytania w 1914 i 1939 roku jest odpowiednikiem współczesnych Stanów Zjednoczonych, zaś współczesnym odpowiednikiem dyktatora Adolfa Hitlera, tak jak i on dążącym do osiągnięcia mocarstwowej pozycji a tym samym kwestionującym status quo, które służyło interesom Anglosasów i dawało im „władzę nad światem”, jest Xi Jinping, który kieruje Chiny w stronę „socjalizmu narodowego” lub, patrząc z innej perspektywy, „narodowego kapitalizmu”.
Tak wtedy, jak i dziś mocarstwo , które nie uznaje status quo pilnowanego przez Anglosasów i dla nich korzystnego, czym narusza ich „prawowite żywotne interesy narodowe”, jest aktywnie, w najrozmaitszych formach i na różnych frontach, powstrzymywane i odpychane. Waszyngton przyjął strategię powstrzymywania (containment), by w kolejnych latach dążyć do przekształcenia jej w strategię odrzucenia wroga na poprzednio zajmowane przezeń pozycje (roll back). To, co z punktu widzenia Waszyngtonu jest zagrożeniem dla „prawowitych, żywotnych narodowych interesów” USA, z punktu widzenia Pekinu jest wyłącznie dbaniem o własne „prawowite żywotne narodowe interesy”, to, co dla Waszyngtonu jest „powstrzymywaniem agresywnych” Chin, jest dla Pekinu agresywną ofensywą USA, której celem jest „okrążenie” Chin.
Operacja „Nietoperz” jest chińskim była (kontr)uderzeniem, niezwykle pomysłowym, nieprzewidzianym przez teoretyków, manewrem w „wojnie hybrydowej” z USA.
*****
Na początku czerwca Clifford D. May założyciel i prezes Foundation for Defense of Democracies (FDD) i publicysta „The Washington Times” – postawił bardzo istotne pytanie: „Did Chinese Communist Party intend for COVID-19 to destabilize a disunited America?”. May pisał: „Wiele filmów science-fiction z lat pięćdziesiątych pokazywało atak obcych form życia (alien lifeforms) – Ziemianie rozumieli, że to, co ich łączy, jest ważniejsze od tego, co ich dzieli. W ostatnich miesiącach my Ziemianie byliśmy atakowani przez obce formy życia, a jednak jesteśmy bardziej podzieleni niż kiedykolwiek. W ciągu styczniu chińscy komunistyczni mandaryni pozwolili ludziom z Wuhanu polecieć na cały świat”. Kiedy zamknęli miasto pod koniec miesiąca, ogniska epidemii pojawiły się już w ponad 30 miastach w 26 krajach, jej ziarna roznieśli po świecie podróżujący z Wuhanu – „Czy chińscy komuniści wyznaczyli obce organizmy (alien organisms) do zdestabilizowania coraz bardziej podzielonych Stanów Zjednoczonych? Nie ma na to rozstrzygających dowodów, ale jest pewne, że nie wylewają krokodylich łez z tego powodu, jak rzeczy się mają” (https://www.washingtontimes.com/news/2020/jun/2/did-chinese-communist-party-intend-for-covid-19-to ).
Żadnych decydujących dowodów nie potrzebuje natomiast Tucker Carlson: „Zanim objęto kwarantanną miasto Wuhan, około 5 milionów mieszkańców uciekło z miasta i rozproszyło się po świecie. Władze pozwoliły na to. W wielu przypadkach roznieśli chorobę zamieniając ognisko wybuchu epidemii w globalną pandemię”. Zdaniem amerykańskiego publicysty i komentatora telewizyjnego rząd chiński traktuje to jako element „bitwy o kontrolę nad światem”. Chińczycy chcą – ostrzega Carlson – kierować międzynarodowymi systemami finansowymi, porozumieniami handlowymi, sojuszami wojskowymi, szlakami morskimi. (https://www.foxnews.com/opinion/tucker-carlson-propaganda-war-china-coronavirus).
Carlson ma oczywiście rację w tym sensie, że „bitwa o kontrolę nad światem się toczy, tzn. USA, które do tej pory sprawowały „kontrolę nad światem” i kierowały „międzynarodowymi systemami finansowymi, porozumieniami handlowymi, sojuszami wojskowymi, szlakami morskimi”, nie kwapią się do podzielenia się z innymi „odpowiedzialnością za świat”.
Wprawdzie jak twierdzi sinoznawca Jakub Jakóbowski z Ośrodka Studiów Wschodnich „obecnie Chiny nie posiadają ani supermocarstwowych aspiracji, ani narzędzi budowy globalnego porządku” – (cyt.za: Robert Stefanicki Czy Chiny przejmą stery świata, „Gazeta Wyborcza”, 10 IV 2020), jednakże rozszerzanie strefy wpływów w Azji Południowo-Wschodniej, na zachodnim Pacyfiku i w Eurazji, inicjatywa „Pasa i Szlaku” – są wyzwaniem rzuconym Imperium Americanum, które odpowiednio reaguje na zagrożenie dla swoich globalnych interesów .
*****
Chińczycy ani nie wykorzystali „obcych organizmów do zdestabilizowania coraz bardziej podzielonych Stanów Zjednoczonych” (May), ani nie wywołali „pandemii” rozsyłając swoich zarażonych obywateli jako „wirusowe bomby”, aby odebrać USA „kontrolę nad światem” (Carlson); nie, oni przeprowadzili tajną operację w ramach wojny psychologicznej i gospodarczej – wysłali do USA iluzję biologicznego zagrożenia, chytrze podrzucili Amerykanom „straszną opowieść o śmiercionośnym tajemniczym wirusie” umieszczoną dla jej uwiarygodnienia w scenografii masowej kwarantanny milionów ludzi oraz blokady w Wuhanie i prowincji Hubei – ta symulacja wystarczyła, aby wywołać globalną panikę, „zdestabilizować coraz bardziej podzielone Stany Zjednoczone” (nie bez kozery na przeprowadzenie operacji wybrano rok wyborów prezydenckich dodatkowo polaryzujących scenę polityczną w USA) i nieco naruszyć ich „kontrolę nad światem”. Rzecz prosta, operacja „Nietoperz” będzie Chiny wiele kosztować, ale przecież wojna zawsze kosztuje. Ponadto nieuchronne koszty da się propagandowo wykorzystać: „My Chińczycy też jesteśmy ofiarami, nasza gospodarka też ucierpiała, my też zostaliśmy poszkodowani przez epidemię, my też zasługujemy na współczucie”.
*****
Wielorakie związki gospodarczo-finansowe Chin ze światową – zwłaszcza amerykańską – gospodarką powodują, że każdy cios ekonomiczny wymierzony w Pekin na zasadzie bumerangu uderza w USA i na odwrót, każdy cios ekonomiczny wymierzony w Waszyngton – jak oszukanie i przestraszenie tamtejszego establishmentu obrazem wirusa i spowodowanie zamknięcia gospodarki – uderza jak bumerang w Chiny. Przy czym koszty walki elit o „kontrolę nad światem” na własnej skórze odczuwają przede wszystkim, a właściwie wyłącznie, „zwykli Amerykanie” i „zwykli Chińczycy”. Kiedy weźmie się pod uwagę realną sytuację gospodarczą obu krajów, fakt, że ich zbudowany na tanim kredycie wzrost gospodarczy jest iluzoryczny – od czasu kryzysu finansowego w 2008 roku Chiny wpompowały w swój system bankowy 20 bilionów dolarów, czyli czterokrotność PKB Japonii – to nasuwa się obraz zaciekłych zmagań dwóch „kolosów na glinianych nogach” (zob. Ronald-Peter Stöferle, Mark J. Valek, China is in Trouble, https://mises.org/wire/china-trouble oraz Doug Casey, What Happens Next for China—Collapse or War with the US?; https://internationalman.com/articles/what-happens-next-for-china-collapse-or-war-with-the-us/)
*****
W skład Kongresu wchodzi mniej więcej jedna trzecia łobuzów, mniej więcej dwie trzecie głupców i mniej więcej trzy trzecie tchórzy (Henry Louis Mencken)
*****
Dlaczego „chiński spisek” się udał? Podstawowym warunkiem sukcesu operacji „Nietoperz” było to, że za symulowaną epidemią stanął autorytet władców Chin, czyli drugiego mocarstwa świata, którzy – po to, aby przekonać świat (USA) o grożącym mu straszliwym niebezpieczeństwie – wysłali fałszywy komunikat wprowadzając u siebie nadzwyczajne, drakońskie środki jak masowa kwarantanna, zamknięcie całego miasta i całej prowincji, itd. Nigdy wcześniej nie wprowadzono kwarantanny o takim zasięgu. W globalnych sieciach informacyjnych zaczęły krążyć obrazki pokazujące jak służby policyjno-sanitarne mierzą ludziom temperaturę, wyciągają z samochodów i pod przymusem odwożą na kwarantannę czy do szpitala. Przerażeni widzowie na własne oczy oglądali na ekranach, jak na ulicach przewracali się i umierali ludzie (niewykluczone, że byli to zwyczajni statyści).
Przebiegli Chińczycy symulując epidemię, a dokładniej rzecz biorąc, ogłaszając zwyczajną, występującą tam stale epidemię nowym supergroźnym zjawiskiem powodowanym przez nieznanego tajemniczego śmiercionośnego wirusa sprawili, że fikcja stała się rzeczywistością tzn. walka z „pandemią” stała się czymś realnym. Rządy innych państw znalazły się pod presją, aby naśladować Chiny, bo przecież – jak sądzono – nie bez przyczyny Chińczycy podjęli aż tak radykalne działania. To one były „dowodem”, że mamy do czynienia z „wirusem-zabójcą”.
Polityczne poparcie koronawirus otrzymał więc najpierw ze strony rządu potężnych Chin, a następnie ze strony Światowej Organizacji Zdrowia, która – jak wiadomo – nie jest organizacją medyczną, lecz polityczną. To WHO zamieniła lokalną epidemię w „Stan zagrożenia zdrowia publicznego o znaczeniu międzynarodowym” a następnie w globalną pandemię, śmiertelność określiła na 3,4% , czyli ponad dziesięciokrotnie wyższą niż przy powikłaniach pogrypowych i rozgłosiła na cały świat, że mamy do czynienia z wyjątkowym wirusem o wyjątkowych właściwościach. Oprócz WHO opowieść o koronawirusie wsparły swoim autorytetem amerykańskie Centra Kontroli Chorób i Prewencji a za nimi prawie cały światowy wirusologiczny establishment, cały kompleks medyczno-farmaceutyczny. Państwo menedżersko-terapeutyczne zyskało wielkie pole do popisu. Był to, dodajmy, tym razem udany recykling „pandemii świńskiej grypy” z lat 2009-2010: takie same alarmistyczne nagłówki w prasie, takie same apokaliptyczne scenariusze i prognozy z setkami tysięcy, ba, milionami zarażonych i zmarłych, taka sama medialna panika.
Jon Rappoport napisał, że wytresowanym do tropienia wirusów psom gończym z WHO, CDC (oraz, dodajmy, ze wszystkich instytutów wirusologicznych świata, gdzie wirusolodzy pogrążają się w niekończącym się przeszukiwaniu komórkowego gruzu i nie-swoistego materiału białkowego) chiński reżim powiedział dokładnie to, co chciały usłyszeć: pojawił się nowy koronawirus, który nigdy wcześniej nie zainfekował ludzi, zanim na przełomie 2019/2020 roku nie zaczął nagle szaleć. Łowcy wirusów połknęli przynętę i śliniąc się z radości, powciskali guziki na swoich pulpitach sterowniczych. Cały globalny pandemiczny aparat piarowski z impetem wkroczył do akcji.
*****
A wiatr sieci uginał ich neurony na wirtualnych krańcach instrumentalnego świata. (…) Zamiast rozwijać się z biegiem historii, zdarzenia zaczynają następować po sobie w pustce. Nadmiar dyskursów i obrazów, wobec których jesteśmy bezbronni, tak samo bezsilni i wprawieni w wyczekujące osłupienie, jak w obliczu nieuchronnej wojny. (…) Dezinformację powoduje sam nadmiar informacji, jej inkantowanie, ciągłe powtarzanie, tworzące pole pustej percepcji, przestrzeń rozpadu jak po uderzeniu bomby neutronowej albo takiej, która pochłania cały tlen z otoczenia. Wszystko jest tu unieszkodliwiane z wyprzedzeniem poprzez precesję obrazów i komentarzy, włączając w to wojnę. (…) Niezależnie od tego, czy te wydarzenia zostały sztucznie wytworzone, czy nie, wywołała je szerząca się w ukryciu epidemia sieci informacyjnych. Fake events. (Jean Baudrillard, Pakt jasności. O inteligencji Zła, przeł. Sławomir Królak, Warszawa 2005).
*****
Wielkie środki finansowe na koronawirusową propagandę przeznaczył światowy technooligarcha William „Bill” Gates, nazywany przez niektórych „tajnym szefem WHO” (zob. Jakob Simmank, Der heimliche WHO-Chef heißt Bill Gates; https://www.zeit.de/wissen/gesundheit/2017-03/who-unabhaengigkeit-bill-gates-film), żarliwy zwolennik teorii o wszechświatowym spisku wirusów, możliwym do pokonania tylko poprzez „wszczepienie” całej ludzkości od niemowlaków po stulatków. Gates od lat trąbi o straszliwych zagrożeniach ze strony złowrogich wirusów i szczepionkach, które nas od nich wybawią. Ma on regularnego „fioła” na tym punkcie. Wierzy głęboko, ba fanatycznie wręcz, że kiedy cała ludzkość zostanie „wszczepiona”, nastanie nowa era w dziejach świata, ludzie będą żyli dłużej, zdrowiej i szczęśliwiej.
18 października 2019 na Johns Hopkins University odbył się z udziałem Fundacji Billa i Melindy Gatesów tzw. Event 201, czyli gra symulacyjna pandemii nowego koronawirusa; jej twórcy zakładali, że wirus zabije 33 miliony ludzi na całym świecie. Dwa miesiące później Chińczycy przeprowadzili tę symulację w warunkach rzeczywistych. Obecny na „Evencie” był dyrektor generalny chińskiego Centrum Kontroli Chorób i Prewencji od 2017 r. prof. George Fu Gao, specjalizujący się w wirusach pochodzących od nietoperzy; po powrocie do Pekinu z pewnością omawiał z najwyższymi czynnikami ostatnie szczegóły operacji „Nietoperz”. WHO, CDC, Gates et consortes, establishment medyczno-wirusologiczny i kompleks medyczno-przemysłowy mieli wyznaczoną rolę w tej „prawdziwej” symulacji: dywersantów nieświadomych prawdziwych celów strategicznej gry geopolitycznej, w której biorą udział.
*****
Osmoza durniów do elit światowej władzy zachodzi z przyspieszoną akceleracją. Niestety, nie wszyscy spośród nich kończą tak fatalnie, jak sobie tego od serca życzę (Stanisław Lem)
*****
W elitach politycznych występuje zawsze podział, z grubsza rzecz biorąc, na dwie kategorie ludzi, analogiczny do tego, który można było zaobserwować przed i w trakcie prohibicji alkoholowej w USA, kiedy to wśród gorących zwolenników jej wprowadzenia znajdowali się zarówno „cwani bimbrownicy-przemytnicy”, jak i „cnotliwe, lecz naiwne damy” z towarzystw antyalkoholowych. Na pierwszym etapie „pandemii”, kiedy strach i panika opanowują nie tylko masy, ale również elity, dominują politycy, dziennikarze, lekarze, duchowni, celebryci, naukowcy będący odpowiednikami owych „cnotliwych, naiwnych dam” – mają oni dobre intencje, ale kompletnie nie rozumieją mechanizmów życia społeczno-politycznego, nie potrafią rozpoznać rzeczywistych zależności przyczynowo-skutkowych. Innymi słowy, poczciwi durnie. Kiedy w elitach powoli zaczyna opadać pierwsza fala „pandemii”, a dokładniej fala strachu przed nią to znaczy przed niewidzialnym, groźnym wirusem-demonem, rozpoczyna się druga faza, kiedy mocniej do gry wchodzą „cwani bimbrownicy-przemytnicy”, czyli ludzie, dla których liczy się wyłącznie to, jakie zyski polityczne i finansowe mogą wyciągnąć z „pandemii” (ze strachu przed nią) oraz z utrzymywania środków, jakie zastosowano, aby ją „zwalczyć”.
Jak zauważył Jon Rappoport, „pandemia” to dobry interes, zarabiają na niej: biznes farmaceutyczny, biznes medyczny, biznes wywoływania strachu, biznes odwracania uwagi od spraw istotnych, biznes nadzoru i kontroli itd. „Cwani bimbrownicy-przemytnicy” nie wierzą w realne zagrożenie, dlatego mogą na zimno manipulować „pandemią” dla osiągnięcia swoich celów np. umocnienia legitymizacji władzy – ponieważ wszystkie inne sposoby legitymizacji się wyczerpały, pozostaje jeszcze tylko jeden, ostatni: „uchronienie obywateli przed chorobą i śmiercią”. Jednakże taka manipulacja „pandemią” i środkami zastosowanymi, aby ją zatrzymać, nie jest wyłącznie kwestią woli zainteresowanych. Należy ją rozpatrywać w perspektywie systemowej i porównawczej. W ustroju autorytarnym, takim jaki panuje w Chinach, epidemia „choroby koronawirusowej” zaczęła się i zakończyła wtedy, kiedy zadecydował o tym „cesarz” Xi Jinping i Komitet Stały Biura Politycznego KPCh. W Chinach suweren wprowadza i odwołuje „epidemiczny stan wyjątkowy”, natomiast w państwach masowej demokracji partyjnej, gdzie suwerenność jest rozmyta, nie można ustalić kto tak naprawdę ów „stan wyjątkowy” zaprowadza a zwłaszcza kto go odwołuje.
Amerykański Naczelny Łowca Wirusów Anthony Faucci oświadczył na przykład, że o tym, kiedy „epidemiczny stan wyjątkowy” zostanie odwołany, zadecyduje „Wirus”. „Wirus” stoi więc ponad prezydentem USA, ponad Kongresem, ponad Sądem Najwyższym, a decyzje oznajmia za pośrednictwem swoich „kapłanów”, czyli Faucciego i jego kolegów z branży. Jednakże „kapłani Wirusa”, mimo ujawnionej w wypowiedzi Faucciego aspiracji do ustanowienia „wirusowej” suwerenności, mogą jedynie umocnić się jako jedna z głównych frakcji biomedycznego establishmentu walcząca o większy kawałek tortu – więcej pieniędzy, władzy i prestiżu.
We współczesnej masowej demokracji typu zachodniego nie ma najwyższego suwerena, jest wielość ośrodków władzy, ciał i gremiów politycznych, administracyjnych i sądowych, przeróżnych zorganizowanych grup interesu i lobbies, zgrupowań wielkiego biznesu i wielkiej finansjery, mnogość walczących ze sobą partii, obozów politycznych i ideologicznych, „głębokich państw i państewek”, centrów medialnych organizujących tzw. opinię publiczną. Tłoczą się i wpadają na siebie liczne organizacje pozarządowe, nie-państwowi aktorzy, władze pośrednie i ukryte, „mafie, służby i loże”, związki, stowarzyszenia i ruchy tzw. społeczeństwa obywatelskiego. Wszyscy dążą do własnych celów, wszyscy mają swoje – często sprzeczne z innymi – interesy, wszyscy chcą (współ)rządzić, mieć udział w decyzjach lub na nie wpływać. W sytuacji kryzysowej, pełnej emocjonalnych napięć i ostrych starć, wywołuje to chaos i niemożność podjęcia jednoznacznych, radykalnych decyzji, które pozwolą odbudować ład społeczno-gospodarczy.
W masowej demokracji partyjnej rządzący nie mogą ignorować zmiennych nastrojów mas, dominuje u nich dynamika myślenia grupowego i psychologia tłumu – przy czym do tłumu należą także dziennikarze i politycy. „Pandemia” staje się bronią w walce politycznej, wygodnym narzędziem wykorzystywanym np. przez opozycję do oskarżania rządzących o „odpowiedzialność za śmierć tysięcy ludzi”. Albo przez polityków Alternatywy Wegetariańskiej do zamykania zakładów mięsnych, tej ulubionej siedziby wirusa. Nie ma komu podjąć ostatecznych decyzji: wychodzić z „pandemii” czy jeszcze w niej zostać, przedłużyć „pandemię”, skrócić ją czy może tylko ograniczyć. A może na jakiś czas przerwać „pandemię” a potem znowu ją ogłosić? Może „pandemię” ogłaszać i odwoływać w poszczególnych regionach, miejscowościach , dzielnicach, ulicach, w przedsiębiorstwach, szkołach lub blokach mieszkalnych? Otwierać czy nie otwierać? Zamrażać czy odmrażać? Całkiem czy tylko częściowo? Zdejmować maski, czy się nadal maskować? Czekać na szczepionkę, czy nie czekać? Płynąć na pierwszej fali czy czekać na drugą albo trzecią? Ustalić i ogłosić, że fala będzie niższa, ale nigdy nie opadnie? Raz uruchomione procesy „polityki pandemicznej” nabierają własnej wewnętrznej dynamiki, którą bardzo trudno zahamować a co dopiero całkowicie zatrzymać. Dlatego „pandemia choroby koronawirusowej” może – w różnych formach i zakresach – trwać w nieskończoność.
Ponadto rządzący muszą do ostatniej kropli krwi bronić swoich niesłychanych działań (Denis G. Rancourt: „globalny lockdown ponad miliarda ludzi to nie mający precedensu eksperyment w historii medycznej i politycznej”), które przyniosły i nadal przynoszą katastrofalne skutki gospodarcze i społeczne, tak aby obywatelom nie zaświtała czasami w głowie myśl, że może to wszystko było niepotrzebne, że ofiary, jakie musieli ponieść w wyniku masowej kwarantanny i zamknięcia gospodarki nie miały żadnego sensu. Rządzący nie mają wyjścia – aby nie stracić twarzy, muszą „iść w zaparte” i możliwie jak najdłużej podtrzymywać „stan zagrożenia”.
*****
Nową dominującą ramę kapitalizmu tworzy globalna panika (Franco „Bifo” Berardi)
*****
Mieszkająca na stałe Nowym Jorku dziennikarka Ewa Kern-Jędrychowska, napisała 18 marca: „U nas niesamowity bałagan, szpitale nieprzygotowane, a w stanie Nowy Jork jest już ponad 2300 przypadków zachorowań i codziennie przybywa parę setek. Za parę dni będziemy kolejnymi Włochami”, zaś następnego dnia: „Stany Zjednoczone obudziły się zdecydowanie za późno. Jeszcze na początku marca prezydent Trump twierdził, że koronawirus to wymierzona przeciwko niemu polityczna mistyfikacja” (cyt. za: Marta Jakubiak, Walka z SRAS-CoV-2 jest coraz trudniejsza, „Gazeta Lekarska” 2020 nr 4). Prezydent Trump intuicyjnie, ale trafnie wyczuł, że „pandemia” to wymierzona przeciwko niemu mistyfikacja, ale musiał ugiąć się pod zmasowanym propagandowym ogniem opozycji, mediów, establishmentu wirusologicznego. Co ciekawe, zdaniem Jona Rappoporta, chiński atak wymierzony był właśnie w prezydenta Trumpa, którego kierownictwo ChRL uznaje za najgroźniejszego przeciwnika. Operacja „Nietoperz” powiodła się także w przypadku Borisa Johnsona, który, mimo, iż w kwestii „pandemii” reprezentował „common sense”, uległ ostatecznie potwornej presji kowidystów.
*****
Operacja „Nietoperz” polegała na tym, aby celowo poprzez symulację „pandemii” wywołać falę strachu („chiński spisek”); w następnej fazie zaczynają działać już samoistne mechanizmy globalizacji: globalne media (TV i internet), globalna komunikacja, globalna ikonosfera, globalna panika, globalna histeria. Wśród szerokich mas poddawanych bezustannemu prysznicowi przerażających „informacji”, budzi się trwoga w obliczu wirusa-zabójcy – obcej formy życia, niewidzialnej, bezlitosnej, zewsząd i znikąd atakującej nas Ziemian. „Wirus paniki” (prof. Karin Mölling) rozprzestrzenił się w tzw. świecie zachodnim jak pożar na prerii, wzbudzając lęki paraliżujące racjonalne myślenie. Podłoże psychiczne pod te reakcje stworzyła trwająca od dziesięcioleci „polityka codziennego strachu” (Brian Massumi) i „filmy pandemiczne” ze śmiercionośnym wirusem w roli głównej. Widzów straszą wirusy zamieniające ludzi w zombie, mutantów, psychopatycznych morderców i wampiry, wirusy genetycznie zmodyfikowane, wirusy jako broń biologiczna, wirusy zakażające krew, wirusy wścieklizny, koronawirusy, wirusy ptasiej grypy, wirusy, nowe i nieznane itp.
Mamy całą serię filmów postapokaliptycznych, w których wirus uśmierca niemal całą ludzkość. Inne są pod tym względem mniej ambitne np. w Smallpox 2002: Silent Weapon (2002) pandemia ospy pozbawia życia tylko 60 milionów ludzi. W telewizyjnym filmie Fatal Contact: Bird Flu in America (2006) amerykański biznesmen powraca z Chin zarażony zmutowanym wirusem ptasiej grypy, wirus rozprzestrzenia się po całym kraju a następnie po całym świecie, władze prognozują, że umrze 350 mln ludzi, uzbrojone gangi walczą o szczepionki (Gatesa?), kwarantanną obejmuje się całe miejscowości, pandemia zostaje w końcu opanowana, ale w scenie finałowej widzimy mieszkańców pewnej wioski w Angoli zmarłych w wyniku zarażenia się nową mutacją wirusa. Zaczyna się druga fala pandemii. W Quarantine (2000) zmutowany genetycznie wirus niezauważenie rozprzestrzenia się po świecie dzięki lotnictwu pasażerskiemu. W Doomsday (2008) ludzie padają jak muchy za przyczyną wirusa-zabójcy nazywanego „żniwiarzem”. Rząd w Londynie obejmuje kwarantanną Szkocję wznosząc mur izolujący ją od reszty Wielkiej Brytanii. W odcinku „Plague” (2003) serialu Martwa strefa (scen. Stephen King, Jeffrey Boam) z Chin do USA przybywa koronawirus i zaczyna swoją krwawą robotę. W Contagion (2011, polski tytuł Epidemia strachu) możemy obejrzeć poglądową lekcję na temat transmisji wirusa: buldożer przewraca drzewa palmowe w chińskim lesie, żyjące w pobliżu nietoperze uciekają, jeden z nich chroni się na fermie świń, upuszcza zainfekowany kawałek banana (!), który zjada świnia, zaszlachtowaną świnię przygotowuje na stół szef kuchni w kasynie w Macao, kucharz podaje rękę amerykańskiej binzeswomen, ta wraca do USA jako pacjentka-zero i rozpoczyna się danse macabre: w Stanach Zjednoczonych umiera 2,5 miliona ludzi, na świecie 26 milionów, mało tego, naukowcy przewidują, że w całej ziemskiej populacji zainfekowanych będzie 10–12 % (czyli 600 mln), zaś śmiertelność wyniesie 25-30% , czyli umrze prawie 200 mln ludzi. Na koniec wymieńmy najnowszy „pandemiczny thriller” Before the Fire (2020), który miał premierę 7 marca, czyli tuż przed ogłoszeniem przez WHO „pandemii choroby koronawirusowej”. Innymi słowy, „pandemia grypy” szalejąca w filmie płynnie przeszła w „pandemię” rzeczywistą tzn. symulowaną.
*****
Filozof Giorgio Agamben, zawsze uważny obserwator polityki dążącej do kontroli nad naszymi ciałami, pisał w gazecie „II Manifesto”, że widzimy rosnącą tendencję do używania „stanu wyjątkowego” jako paradygmatu normalnych rządów. Przyjęty w trybie ekspresowym dekret powołujący się na względy „higieny i bezpieczeństwa publicznego” prowadzi do militaryzacji gmin i obszarów, gdzie pojawia się „co najmniej jedna osoba o pozytywnym wyniku testu, co do której nieznana jest droga przekazania wirusa albo droga ta nie prowadzi do osoby pochodzącej z obszaru już dotkniętego wirusem”.
Agamben jest przekonany, że „tak ogólnikowe sformułowanie pozwoli rozszerzyć szybko stan wyjątkowy na wszystkie regiony”. Innym, nie mniej niepokojącym według niego czynnikiem jest stan lęku, zasiany w świadomości jednostek i przekładający się na potrzebę przeżywania stanów zbiorowej paniki, do czego epidemia daje idealny pretekst. „W szalonym błędnym kole narzucone przez rządy ograniczenie wolności zostaje zaakceptowane w imię potrzeby bezpieczeństwa, wywołanej przez te same rządy, które obecnie wkraczają, by ją zaspokoić” (Francesco M. Cataluccio, Miasto w czasach koronawirusa, przeł. PB, „Tygodnik Powszechny”, 2020 nr 10).
Rosnąca tendencja do używania „stanu wyjątkowego” jako paradygmatu normalnych rządów, która tak wyraźnie objawiła się w „pandemicznym stanie wyjątkowym”, sprawia, że przechodzi on w „nową normalność” (niczym u Orwella: „wyjątkowość” = „normalność” , „nadzwyczajność” = „zwyczajność”. Patrząc na to zjawisko w kontekście globalnym, łatwo spostrzec można, że zachodzi konwergencja systemów – chińskiego i zachodniego. Modelem dla „Zachodu” staje się chińska „cyfrowa dyktatura”, chiński „technorytaryzm”, chińskie „państwo powszechnej inwigilacji” zaludnione przez „posłusznych poddanych” (zob. Strittmatter, Chiny 5.0. Jak powstaje cyfrowa dyktatura, oraz Roger Cohen, Po dekadzie chaosu czas na strach, „Gazeta Wyborcza” 31 grudnia 2019). Jeden tylko przykład: władze wielu krajów zachodnich naśladują partię komunistyczną, w jej dążeniu do zbudowania „Chin bezgotówkowych”. Obecnie wykorzystują „pandemię”, aby skłonić ludzi do oddania im gotówki (wszak przylepiony na banknotach i monetach czai się wirus-kiler), a tym oddania samych siebie pod absolutną kontrolę politykę, tajniaków i bankierów. Wspomniana wyżej, wcielana w życie w Chinach, idea (utopia) w pełni „przezroczystego obywatela” znajduje coraz więcej gorliwych naśladowców w Europie i Ameryce.
Mówiąc o konwergencji, nie mamy na myśli jedynie podobnych lub identycznych mechanizmów funkcjonowania „policyjnego państwa terapeutyczno-medycznego”, usankcjonowania na stałe podwyższonego reżimu sanitarnego, starych i nowych form biowładzy (por. Joel Kotkin, Hygienic Fascism: Turning the World Into a ‘Safe Space’ — But at What Cost?; http://joelkotkin.com/hygienic-fascism-turning-the-world-into-a-safe-space-but-at-what-cost/.) Upodobnianie się systemów daje się zauważyć także na poziomie polityczno-ideologicznym. Myli się Agencja Informacyjna Xinhua pisząc (17 października 2017 r.) że „oświecona demokracja Chin stawia Zachód w cieniu” (Strittmatter, op.cit. s.21), ponieważ państwa zachodnie już od dłuższego czasu ewoluują w kierunku „oświeconej demokracji” typu chińskiego, którą cechują, zdaniem Strittmattera, jednolity odgórny przekaz informacyjno-propagandowy, zharmonizowanie (ujednolicenie) myśli i opinii, kontrola nad językiem i nasycenie publicznych dyskursów nowomową. Podobne zjawiska, istniejące już wcześniej w Europie i USA, ujawniają się obecnie w spotęgowanej formie i bez zbędnego kamuflażu. Na wzór chiński wprowadza się coraz to nowe, coraz bardziej wyrafinowane i pomysłowe sposoby cenzurowania inaczej myślących i zamykania ust dysydentom (zob. Toby Young, We’re facing a tsunami of censorship; https://www.spectator.co.uk/article/were-facing-a-tsunami-of-censorship).
W Hong Kongu z nakazu Komunistycznej Partii Chin władze usuwają z bibliotek „prodemokratyczne” książki, w krajach zachodnich usuwa się książki (filmy, rzeźby, malowidła) „antydemokratyczne” (zob. Brendan O’Neill, The Tyranny of cancel culture , https://www.spiked-online.com/2020/07/06/the-tyranny-of-cancel-culture). Widać jasno, że propagowany w Chinach „konfucjański ideał harmonii”, czyli osiągnięcie „jedności języka, wiedzy, myślenia i zachowania” staje się także ideałem świata zachodniego. Zauważają to nawet przedstawiciele lewicowego establishmentu, którzy, przerażeni tym, co wyprawiają ich wychowankowie, skarżą się w liście otwartym na duszną atmosferę (stifling atmosphere) panującą w życiu polityczno-kulturalnym, na coraz większy ideologiczny konformizm i dogmatyzm, klimat nietolerancji dla odmiennych poglądów, ograniczanie swobodnej wymiany informacji i idei, nakładanie restrykcji na debatę publiczną. 150 sygnatariuszy listu (m.in. Martin Amis, Anne Applebaum, Margaret Atwood, Ian Buruma, Noam Chomsky, Francis Fukuyama, Jonathan Haidt, Eva Hoffman, Michael Ignatieff Parag Khanna, Mark Lilla, Deirdre McCloskey, Yascha Mounk, Steven Pinker, J.K. Rowling, Salman Rushdie, Gloria Steinem, Michael Walzer, Fareed Zakaria) krytykuje zwalnianie z pracy redaktorów i naukowców, wycofywanie książek , zakazywanie dziennikarzom pisania o pewnych sprawach, poddawanie śledztwu wykładowców za cytowanie dzieł literackich itd. (zob. A Letter on Justice and Open Debate; https://harpers.org/a-letter-on-justice-and-open-debate/Harper’s Magazine).
*****
Nie powinniśmy nazywać Chin komunistycznymi, ponieważ nie są komunistyczne. Nie są nawet socjalistyczne. Mają system faszystowski, podobny do tego, jaki mamy w USA. Innymi słowy biznes jest prywatną własnością i dobra konsumpcyjne są szeroko dostępne – ale wszystko jest kontrolowane przez państwo. To jest system autorytarny. Chińczycy przesunęli się w kierunku systemu amerykańskiego, podczas gdy USA przesuwają się ku systemowi chińskiemu (Doug Casey, What Happens Next for China – Collapse or War with the US?; https://internationalman.com/articles/what-happens-next-for-china-collapse-or-war-with-the-us/)
*****
Bardzo charakterystyczna była wypowiedź kanclerz Niemiec Angeli Merkel, która zaapelowała do obywateli, żeby w sprawach „pandemii” wierzyli wyłącznie „oficjalnym komunikatom” – ewidentnie jej ukrytym życzeniem było, aby także we wszystkich innych kwestiach zawierzyli wyłącznie „oficjalnym komunikatom”, czyli propagandzie rządu i współpracujących z nim mediów. Warto w tym miejscu wspomnieć postać innego Wielkiego Kanclerza Adama Sutlera, jednego z bohaterów filmu W jak wendetta (2005, reż. James McTeigue, scen. Larry i Andy Wachowscy); akcja filmu rozgrywa się około 2020 roku w Wielkiej Brytanii, gdzie rządzi zamordystyczna partia Norsefire, która objęła władzę na fali strachu przed wirusową pandemią. I rok 2020 właśnie nadszedł. Nie tylko w Wielkiej Brytanii.
Tomasz Gabiś