Miesięczne archiwum: Czerwiec 2020
Izraelski historyk w piśmie Haaretz: Liczba 6 mln ofiar holokaustu wymyślona w 1944 na Konferencji Syjonistycznej
Dyrektor Archiwum Elie Wiesela na Boston University, historyk Joel Rappel z Bar-Ilan Uni-versity Institute of Holocaust Research odkrył pochodzenie / origin niesławnej liczby „6 mln”: spotkanie w 1944 syjonistycznych pionierskich organizacji w tym co teraz jest znane jako państwo Izrael.
Od lat zwolennicy narracji holokaustycznej utrzymywali, że liczba ta pojawiła się po raz pierwszy na procesach norymberskich wykorzystując bardzo zdyskredytowane zeznanie / highly discredited testimony komendanta Auschwitz, Rudolfa Hossa. Liczbę 6 mln ponownie powtórzył Adolf Eichmann, którego Mosad porwał i zmusił do udziału w międzynarodowo stelewizowanym procesie pokazowym w 1962 w Izraelu.
Według dokumentów z Central Zionist Archive, pierwsza wzmianka o 6 mln miała miejsce na spotkaniu wysokiego szczebla syjonistycznych postaci politycznych w Palestynie 19.01.1944 – ponad rok przed zakończeniem wojny w Europie i mogoł być zorganizowany spis, i rok przed wejściem Armii Czerwonej do Auschwitz.
Rappel wymienia Eliezera Ungera, polskiego Żyda, który pomógł prowadzić Hashomer Hadati , syjonistyczną organizację młodzieżową, jako główną postać w powstaniu liczby Żydów zabitych przez nazistów. Ulger stwierdził, że uciekł z polskiego getta przez Europę wschodnią. Po dotarciu do Palestyny, określił swój zamiar „by wstrząsnąć całym światem, całą ludzkością i naszymi braćmi Dziećmi Izraela w szczególności”. Unger nie miał żadnych dowodów na to co mówił, ale nie wierzył iż opinie rabina Stephena Wise’a w mediach międzynarodowych w 1943 o 2 mln zabitych Żydach miały wystarczający wpływ.
Po spotkaniu Ungera z żydowskimi grupami i zdobyciu ich na swoją stronę, Haaretz opublikował krótki artykuł kilka dni później, który po raz pierwszy napisał liczbę 6 mln, poprzedzając torturowanie niemieckich liderów wojskowych do przyznania się po wojnie. Nie wydaje się żeby Unger wspomniał cokolwiek o komorach gazowych.
Artykuł Haaretz kończy się ujawnieniem cytującym głównego oskarżyciela Eichmanna, Gideona Hausnera, który o liczbie 6 mln stwierdził: „W świadomości narodu liczba 6 mln została uświęcona. To nie jest proste do wykazania. Nie używaliśmy tej liczby w żadnym oficjalnym dokumencie, ale stała się uświęcona”. Inaczej mówiąc, to jest kłamstwo.
Po dekadach zabijania, więzienia, zamachów bombowych i bankructwa rewizjonistów holokaustu, wydaje się, że społeczność żydowska teraz musi ponownie skalibrować swoją narrację i pokazać coraz więcej dowodów. Oni teraz zaczynają zgadzać się, że „6 mln” to tylko syjonistyczna propaganda, i jest głównym ciosem dla mitu.
Israeli Historian Discovers ‚6 Million’ Holocaust Figure Was Invented at Zionist Conference In 1944
Eric Striker • 30.04.2020
Haaretz? Żeby pisać takie rzeczy…. no… no… no…
tłumaczenie: Ola Gordon
Za: wolna-polska.pl (27 czerwca, 2020)
Historia obrzędu udzielania Komunii świętej – Ks. Martin Lugmayr FSSP
Jako uzupełnienie przedstawionego w naszym serwisie oświadczenia osób zaniepokojonych perspektywą wprowadzenia praktyki Komunii św. na rękę i dokumentu Kongregacji Kultu Bożego przedstawiamy niżej opracowanie na temat kształtowania się praktyki komunijnej na przestrzeni dziejów Kościoła.
1. Uwaga wstępna
Historyk może starać się wyjaśniać wydarzenia z przeszłości, umiejscawiając je w szerszym kontekście i ukazując ich przyczyny. Może je rzeczywiście wyjaśnić lub zinterpretować tylko wtedy, jeśli osobiście żywi zainteresowanie dla określonej dziedziny, jeśli rozumie odnoszące się do niej uwarunkowania wewnętrzne, oraz jeśli może zaangażować się osobiście w ich studium[1]. Temu, kogo nie interesuje absolutnie polityka, będzie trudno napisać historię Anglii lub Francji. Ten, kto wyklucza możliwość cudów, sam sobie zamyka dostęp do dziejów Izraela, naszego Pana Jezusa Chrystusa i Kościoła. Nie tyle jako historyk, ile jako kiepski filozof. Jakie konsekwencje wynikają z tych rozważań dla naszego tematu? Dzieje obrzędu Komunii nie mogą być rozważane z punktu widzenia czysto historycznego. Jeśli z jednej strony mamy Najświętszy Sakrament, a z drugiej człowieka, zrozumienie obrzędu polegającego na komunii Pana, obecnego w sakramencie, z wiernymi musi objąć zarówno eucharystyczne misteria wiary, jak i rzeczywistości związane z relacją istniejącą między Bogiem i człowiekiem, oraz symboliczny wyraz wypełnienia tej rzeczywistości.
2. Świadectwo Nowego Testamentu
W Piśmie Św. nie znajdujemy szczegółowej relacji na temat sposobu przyjmowania Komunii. Możemy jednak dokonać kilku interesujących spostrzeżeń.
Nie było nigdy obrzędu Komunii na rękę w tej postaci, jak jest ona praktykowana dzisiaj. W sensie ścisłym w tekstach Ojców nie chodzi o Komunię na rękę, ale raczej o Komunię do ust, gdzie prawa ręka służy za patenę
Ze słów Chrystusa: „Bierzcie i jedzcie, to jest ciało moje” (Mt 26, 26), wywnioskowano, że „branie” wyklucza „przyjmowanie” – co musiało mieć późniejsze konsekwencje w obrzędzie[2]. Można na to odpowiedzieć następująco: po pierwsze, św. Łukasz podkreśla, że to Pan dał swe ciało uczniom (Łk 22, 19); po drugie, niedostatki tłumaczeń na języki współczesne okazują się ewidentne, gdy odniesiemy się do pierwotnego tekstu natchnionego. Słowo lambanein oznacza co prawda etymologicznie „brać, uchwycić”, ale może być rozumiane według dwóch znaczeń: albo – w sensie jakiejś aktywności – jako „brać, umieszczać w zasięgu swej władzy”; albo w sensie „przyjmować, otrzymywać”. To drugie znaczenie pojawia się w Nowym Testamencie głównie wtedy, gdy chodzi o relację Bóg-człowiek. Jesteśmy po prostu tymi, którzy otrzymują[3]. Z teologicznego punktu widzenia jest nie do pomyślenia, by człowiek brał ciało Chrystusa, aby je mieć do swej własnej dyspozycji. Dlatego można sądzić, że istnieje ryt zdolny do zadośćuczynienia tej zasadzie. Słowo labete powinno być wówczas rozumiane w znaczeniu „przyjmować”[4].
Odpowiadające słowu lambanein hebrajskie słowo lkh oznacza „wziąć, brać, nabyć”, ale również „przyjąć, otrzymać, uzyskać”[5]. Tak samo w innym ważnym języku, spokrewnionym z językiem Pana – w języku syryjskim. Termin nsb, z powodu swego rdzenia znaczy „brać”, ale ma również sens „przyjąć”, jak to można potwierdzić na podstawie opisu Komunii św., podanego przez św. Efrema Syryjczyka[6].
Potwierdzenie naszej tezy można znaleźć w pismach pierwotnego chrześcijaństwa. I tak Orygenes podkreśla, że Chrystus czyni nam dar ze swego ciała i krwi: „Jeśli idziesz z Nim obchodzić Paschę, ofiarowuje ci kielich nowego przymierza i chleb błogosławieństwa, ofiarowuje tobie swe własne ciało i swoją własną krew”[7]. Justyn Męczennik podkreśla ze swej strony, że Chrystus ofiarowuje swe ciało i krew jedynie swoim apostołom: „gdyż apostołowie w swych pismach nazywanych Ewangeliami, przekazali to, co było dla nich przeznaczone: Jezus wziął chleb, złożył dziękczynienie i rzekł: „To czyńcie na moją pamiątkę, to jest Ciało moje”; w ten sam sposób wziął kielich, dzięki czynił i rzekł: „To jest Krew moja”. Oraz że dał je tylko im”[8].
Poza tym z fragmentu J 13, 26 wynika, że Pan położył zamoczony kawałek na wargach Judasza (ale tekst nie pozwala na jasne sprecyzowanie, o co chodzi).
Z pierwszego listu do Koryntian można wnioskować, że wszyscy ci, którzy żyli w grzechu ciężkim, byli wyłączeni ze wspólnoty przyjmujących Komunię (1 Kor 5, 6-13). Poza tym i ci, którzy dopuścili się grzechów ukrytych, mieli się powstrzymać od komunikowania, o ile nie chcieli uczynić się winnymi Ciała Pańskiego (1 Kor 11, 27). Ze względu na tak surowe napomnienie, którego nieprzestrzeganie pociągnęłoby za sobą kary Boże (por. 1 Kor 11, 30n), z pewnością musiały istnieć odpowiednie obrzędy, (1) pozwalające na to, by nie przystępować do Komunii, (2) i uświadamiające konieczność zachowania szacunku i świętej bojaźni. Jest to o tyle pewne, że – jak to zauważa C.F.D.Moule – „w Nowym Testamencie jedyne wyraźne odniesienie do przygotowania uczty Pańskiej zostało sformułowane w kontekście sądu (judgment)”[9].
3. Obrzęd Komunii w dziejach
1) Miejsce rozdzielania Komunii
Prezbiterium było oddzielone od reszty kościoła przez przegrodę służącą za zasłonę, której kształt zmieniał się w ciągu historii. Duchowni przyjmowali Komunię św. przy ołtarzu, a wierni przed kratą chóru[10]. Synod w Laodycei w IV w. wspomina już, że świeccy przystępują do Komunii przy ołtarzu, podczas gdy podchodzenie tam kobiet jest wyraźnie zakazane[11]. Udzielanie Komunii przed ołtarzem, wzmiankowane jako zwyczaj w jakimś stopniu utrwalony, jest wzmiankowane tylko w Galii[12]. W epoce karolińskiej także tutaj przyjęto normę Kościoła powszechnego[13]. Później Komunii św. udzielano świeckim czasami przy ołtarzu bocznym, a od czasu pojawienia się lektorium[14] dokonywano tego najczęściej przy ustawionym przed nim ołtarzu św. Krzyża[15]. Począwszy od XIII w. dwóch akolitów rozkładało obrus z białego płótna przed przystępującymi do Komunii, którzy klękali przed ołtarzem[16]; w XVI w. zaczęto rozkładać ten obrus na swego rodzaju ławie, ustawionej na granicy prezbiterium i nawy, którą potem zastąpiły nasze balaski.
2) Sposób udzielania Komunii
1/ Przegląd historyczny[17]
Począwszy od III w. napotykamy na świadectwa z różnych prowincji Kościoła, pozwalające na wnioskowanie o udzielaniu eucharystycznego Ciała Pańskiego osobom świeckim na rękę.
W odniesieniu do Aleksandrii i diecezji egipskich można przytoczyć Klemensa Aleksandryjskiego († przed 216/217)[18] i Dionizego Aleksandryjskiego († 264/265)[19], w odniesieniu do Palestyny: św. Cyryla Jerozolimskiego († 386)[20]. W przypadku regionu syryjskiego znajdujemy odpowiednie teksty u Afrahata († ok. 345)[21], Efrema Syryjczyka († 373)[22], Jana Chryzostoma († 407)[23] i prawdopodobnie u Cyryllonasa[24]. W odniesieniu do V w. można wspomnieć np. o Teodorecie z Cyru († ok. 466)[25]. Spośród Kapadocczyków zacytujmy Bazylego Wielkiego († 379)[26] i Grzegorza z Nazjanzu († 390)[27]. Na Wschodzie znajdujemy jeszcze późniejsze świadectwa u Anastazego Synaity († niedługo po 700)[28] i Jana Damasceńskiego († ok. 750)[29]. W Afryce północnej o wspomnianym zwyczaju[30] świadczy Tertulian († po 220)[31], Cyprian († 258)[32], Augustyn († 430)[33] w dwóch pismach polemicznych[34], oraz Quodvultusdeus († ok. 453)[35]. W Rzymie i Italii to samo czynią: papież Korneliusz (251-253) – w liście przekazanym przez Euzebiusza[36], Ambroży († 397)[37] w opisie człowieka po przedstawieniu jego stworzenia[38], Gaudencjusz z Brescii († po 406)[39], Piotr Chryzolog († 450)[40] i Kasjodor († ok. 580)[41]. W Hiszpanii znajdujemy odpowiednie teksty w aktach synodu w Saragossie (380)[42] i w Toledo (400)[43]. W Galii Cezary z Arles († 542)[44] wspomina w swych kazaniach ten sposób udzielania Komunii[45]. Beda Czcigodny († 753) potwierdza go w odniesieniu do Anglii[46].
Po roku 800 wspomniany sposób przystępowania do Komunii jest poświadczony jedynie jako przywilej duchowieństwa[47]. Z powodu niebezpieczeństwa profanacji ze strony żydów i heretyków synod w Kordobie z 839 r. odrzuca pretensje kassjanistów do przyjmowania Komunii św. na rękę more levitarum[48]. Réginon de Prüm[49] w swoim dziele De Synodalibus causis, napisanym ok. 906 r.[50], przypisuje synodowi w Rouen następujący kanon o obowiązkach kapłana:
„Niech nie kładzie [Komunii] ani na rękę świeckiego, ani na rękę kobiety, ale tylko do ust, wypowiadając następujące słowa: Ciało i Krew Pańska niech przyczynią się do przebaczenia twoich grzechów i doprowadzą cię do życia wiecznego. Jeśli kto złamie to polecenie, niech będzie odłączony od ołtarza, gdyż gardzi Wszechmocnym i Jemu samemu czci nie okazuje”[51]. Chociaż do dziś istnienie wspomnianego synodu jest przedmiotem dyskusji[52], możemy uznać ten tekst za ważne świadectwo kanoniczne, gdyż groźba kary tego rodzaju zakłada, że praktyka przeciwna, tzn. Komunia do ust, była normą. Jest ona również przedstawiona jako jedyna dozwolona w Missa illyrica[53] i w liturgii bizantyńskiej[54].
Jednak świadectwa na ten temat znajdują się już u Grzegorza Wielkiego († 604)[55] i w relacjach dotyczących chorych. Na podstawie tego, co ustalił Mario Righetti, wydaje się, że w VI w. Komunia do ust była już bardziej rozpowszechniona niż kiedyś sądzono[56]. Według Klausa Gambera zniesienie Komunii na rękę dokonuje się od V/VI w.[57]
Oczywiście praktykowanie Komunii na rękę było niemożliwe wszędzie tam, gdzie Komunii św. udzielano per intinctionem (czyli z zanurzeniem w Przenajdroższej Krwi), a więc według zwyczaju – odrzuconego przez synod w Braga z 675 r.[58] – który był bardzo rozpowszechniony, zwłaszcza w przypadku Komunii chorych[59], do tego stopnia, że ostatecznie przyjął się w wielu parafiach. W tej samej epoce rozdzielanie Komunii dokonuje się na Wschodzie zarówno z zanurzeniem, jak z pomocą łyżeczki.
Jan z Avranche († 1079) podkreśla, że kapłan nie ma prawa komunikować z zanurzeniem, za to zezwala się na to ludowi, „nie z powodu władzy, ale z powodu konieczności wywołanej przez lęk przed rozlaniem Krwi Chrystusa”[60].
Jednak aby żadna kropla Przenajdroższej Krwi nie spadła na ziemię, kiedy kapłan przenosi Komunię św. do ust komunikującego, pod jego brodę podkładano obrus[61]. W Cluny używano w tym wypadku płaskiej podstawki ze złota, którą akolita trzymał poniżej ręki kapłana, gdy ten ostatni – zanurzał fragment Hostii w kielichu trzymanym przez subdiakona i kładł go do ust komunikującego[62]. W tym przedmiocie liturgicznym możemy widzieć pierwowzór naszej pateny komunijnej.
Aż do XII wieku Przenajdroższej Krwi udzielano także świeckim (niezależnie od przypadków Komunii z zanurzeniem). Jej uroczyste szafarstwo przysługiwało diakonowi. Używano albo kielicha konsekracyjnego, albo kielicha specjalnie przeznaczonego do rozdzielania Sakramentu (ten ostatni jest wciąż w użyciu u Etiopczyków i wschodnich Syryjczyków).
Z określonych względów musimy jednak teraz zająć się szczegółowo pierwszym rodzajem obrzędu udzielania Komunii.
2/ Obrzęd udzielania Ciała Pańskiego
Przez ponad 1000 lat ani na Zachodzie, ani na Wschodzie w Kościele katolickim i we wspólnotach cieszących się sukcesją apostolską, nie było Komunii na rękę dla świeckich. Sprawy uległy zmianie wraz z instrukcją Memoriale Domini z 1969 r.[63] Uparte nieposłuszeństwo, występujące zwłaszcza w Holandii, okazało się opłacalne. Rzym zezwolił na to, co nazwano „Komunią na rękę”[64]. Uważana początkowo za efekt przyzwolenia udzielonego dla kilku nielicznych krajów (z zachowaniem formy tradycyjnej jako normy Kościoła powszechnego), Komunia na rękę odbyła niezwykły marsz tryumfalny przez kraje znajdujące się w zasięgu rytu łacińskiego. Ci zaś, którzy ją zalecali, utrzymywali – i wciąż utrzymują – że chodzi jedynie o odrodzenie starożytnej praktyki. Zbadajmy to twierdzenie.
Niezależnie od Komunii św. wierni adorowali Pana z najgłębszym szacunkiem. Św. Augustyn naucza następująco: „A skoro chodził On w tym ciele i to ciało nam dał do zbawiennego spożywania (a nikt owego ciała nie pożywa, dopóki go nie uwielbi), wiadomo jak bardzo ma być adorowany ten podnóżek stóp Pańskich[65], tak że nie tylko nie grzeszymy adorując, ale grzeszymy nie adorując”[66]. Św. Cyryl Jerozolimski powiada w odniesieniu do Komunii pod postacią wina, że należy komunikować „mówiąc Amen, w postawie uwielbienia i szacunku” (Cat. myst., 5, 19)[67].
Oddaliwszy się z miejsca rozdzielania Komunii, wznoszono otwarte dłonie ku niebu[68], aby następnie położyć je jedną na drugiej[69]. Wiernym nie było wolno przynosić naczynia dla przyjęcia Ciała Pańskiego, zezwalano jedynie na dłonie ułożone na krzyż[70]. Ojcowie Kościoła nie omieszkali przypominać, że nie powinno zabraknąć szacunku i że należy myśleć o dobroci Boga. Św. Jan Chryzostom nauczał następująco: „Jakże jest cudowne to, że stajesz obok serafinów, a Bóg pozwala ci dotykać swobodnie tego, czego serafiny nie ważą się dotykać? «I przyleciał do mnie jeden z serafinów – czytamy – a w ręce jego kamyk, który był wziął kleszczami z ołtarza» (Iz 6, 6). Tamten ołtarz jest typem i obrazem tego ołtarza, tamten ogień jest obrazem tego ognia duchowego. Ale serafiny nie ważyły się używać swych dłoni (apsastai), lecz jedynie kleszczy, tymczasem ty otrzymujesz (lambaneis) go do ręki. Jeśli jednak teraz rozważysz godność obecnych darów, [zobaczysz, że] mają one wartość o wiele większą niż to, co trzymały serafiny”[71].
Ręce powinny być wolne od wszelkiego grzechu. Tertulian relacjonuje fakty godne ubolewania: „Gorliwy wierny może jedynie płakać nad następującymi faktami: wyobraźmy sobie chrześcijanina przechodzącego od bożków do kościoła; idącego z wytwórni nieprzyjaciela do domu Bożego; wznoszącego przed Bogiem Ojcem ręce, którymi tworzył bożki; okazującego uwielbienie rękami, które na zewnątrz podnoszą się przeciw Bogu; zbliżającego do Ciała Pańskiego dłonie, które nadają ciało demonom? To nie wystarczy. Nie dość, że z innych rąk przyjmują to, co zaraz zbrudzą; te same dłonie dają innym to, co zbrudziły. Wytwórcy bożków są powoływani do posługi kościelnej. Co za zbrodnia! Żydzi tylko raz podnieśli ręce na Chrystusa, ci zaś codziennie obrażają Jego ciało. O ręce odrąbania godne! Niech zobaczą wreszcie, czy nie podobnie powiedziano: jeśli twoja ręka ciebie gorszy, odetnij ją. A które bardziej zasłużyły na odcięcie, jak te w których zgorszenie uderza w Ciało Pańskie?”[72].
Grzegorz z Nazjanzu pisze przeciw kobietom, które starają się kusić mężczyzn: „Czy twoje ręce nie wstydzą się wyciągając się ku mistycznemu pokarmowi, podczas gdy służyły tobie do malowania [na twej twarzy] piękna godnego ubolewania”[73].
Późniejsze teksty wspominają o wcześniejszym umyciu dłoni i kładzeniu ręcznika na dłoniach kobiet. Św. Cezary z Arles: „To, co mam wam do powiedzenia na koniec, nie jest ani trudne, ani męczące. Mówię o tym, co widziałem, że często robicie. Wszyscy mężczyźni myją sobie ręce, gdy chcą komunikować, a wszystkie kobiety rozkładają ręczniczki z białego płótna, na które przyjmują Ciało Pańskie. To, co chcę wam powiedzieć, bracia, nie jest trudne: jak mężczyźni umywają sobie ręce wodą, tak powinni również oczyścić swe sumienie jałmużną; i jak kobiety rozkładają ręczniczek z białego płótna, tak powinny przynosić czyste ciało i czyste serce, aby przyjąć Ciało Chrystusa z sumieniem dobrze usposobionym. Bracia, czy ktoś chciałby włożyć swą szatę do brudnej skrzyni? A skoro nie wkłada się tam cennej szaty, to jakim zuchwalstwem byłoby przyjęcie Eucharystii Chrystusa do duszy zbrukanej grzechami!”[74] W innym kazaniu stwierdza: „Skoro wstydzimy się i obawiamy przyjąć Eucharystię brudnymi rękami, o ileż bardziej powinniśmy się bać przyjmować tę samą Eucharystię ze zbrukaną duszą”[75].
Synod w Auxerre nakazał surowo kobietom przykrywać ręce: „Nie jest dozwolone, aby kobiety przyjmowały Eucharystię gołą ręką”[76].
W końcu zaczęto też przykrywać ręce mężczyzn, co potwierdzają przedstawienia figuratywne[77] i grawiury na srebrnych patenach[78]. Wspomnijmy również, że od ok. 350 r. tę samą zasadę obserwujemy w scenach przedstawiających „rozmnożenie chlebów”. Można w tym widzieć wpływ liturgii[79].
Przyjrzyjmy się teraz z bliska owej ręce, na którą kładziono Komunię św. Św. Cyryl w swej ostatniej katechezie mistagogicznej[80], którą wygłosił pod koniec życia (zmarł w 387r.), w okresie wielkanocnym, uczy nowo ochrzczonych w jaki sposób mają przyjmować Najświętszy Sakrament:
„Podchodząc więc nie zbliżaj się z rozłożonymi dłońmi, ani z rozczapierzonymi palcami, lecz uczyniwszy z lewej ręki tron dla prawej, jako że ma ona przyjąć Króla, i otworzywszy dłoń przyjmij Ciało Chrystusa, odpowiadając Amen. Następnie starannie uświęć swe oczy stycznością ze świętym Ciałem, a potem weź je i czuwaj, abyś nic nie uronił. Albowiem gdybyś coś uronił, byłoby tak, jakbyś uronił któryś ze swych własnych członków. Powiedz mi zaś: gdyby ci ktoś dał pył złota, czyż nie trzymałbyś go z całą pilnością i nie uważałbyś, byś nic z tego nie utracił i nie doznał szkody? Czy więc nie będziesz jeszcze troskliwiej pilnował tego, co jest droższe nad złoto i drogie kamienie, aby ani okruszynka nie upadła?”[81].
Na pierwszy rzut oka można by pomyśleć, że opis ten dotyczy obecnej praktyki Komunii na rękę, lecz przy bliższym przyjrzeniu się uderza w oczy pewna podstawowa różnica.
I tak: prawa ręka miała być położona na lewej, a nie odwrotnie (jak to ma miejsce obecnie). Mały szczegół? Absolutnie nie. Podobnie jak dziś, również wtedy większość ludzi była praworęczna, a nikomu nie przyszłoby do głowy przyjmowanie cennego daru lewą ręką[82]. Z opisu św. Cyryla Jerozolimskiego widać, że wierny nie miał możliwości wziąć i przenieść do swych ust Ciała Pańskiego. Do tego samego wniosku dochodzi Otto Nussbaum: „Przede wszystkim jednak jest według mnie niewyobrażalne – wziąwszy pod uwagę preferencję dla prawej ręki, występującą w starożytności i w liturgii Kościoła – żeby to właśnie lewa ręka (uważana za gorszą jako symbol zła, a w konsekwencji uznawana także za nieodpowiednią do posługi kultowej i niezdolną do jej wykonywania) miała prawo dotykania ciała eucharystycznego i kładzenia go do ust. Według mnie chleb konsekrowany przyjmowano wprost do ust z prawej ręki. Na rzecz takiego wniosku przemawia pocałunek udzielany temu pokarmowi przed jego spożyciem, a zwłaszcza porównanie tego pocałunku z lizaniem [ran] Pana”[83].
Prawa ręka służyła więc za swego rodzaju patenę komunijną, z której Ciało Chrystusa i ewentualne jego cząstki były zbierane ustami, podczas gdy komunikujący znajdował się w głębokim pokłonie.
Wracając do argumentu Nussbauma, który właśnie przytoczyliśmy, niektórzy stwierdzali, że podana przez Cyryla wzmianka o osobliwym zwyczaju uświęcania oczu została wprowadzona do tekstu przez Jana Jerozolimskiego, następcę Cyryla. Można jednak dowieść, że chodzi tu o zwyczaj rozpowszechniony w epoce tego ostatniego. W swoim objaśnieniu na temat pokory, pochodzącym najpóźniej z 337 r. po Chrystusie, Afrahat mówi o tym zwyczaju w tonie napomnienia, przy okazji różnych obrzędów Komunii: „Twój język powinien ukochać milczenie, gdyż liże rany Pańskie. Powstrzymaj swe usta od otwarcia, gdyż to nimi właśnie dajesz pocałunek Synowi Królewskiemu”[84]. O lizaniu językiem mówi także w komentarzu do Sdz 7, 5[85]. W pouczeniu 20, 8 Afrahat mówi również o uświęcaniu oczu: „Biedak w bramie symbolizuje naszego Zbawiciela (por. Łk 16, 20n). Błaga On, żeby Mu przynieść owoce [Jego ludu], aby mógł je oddać Temu, który Go posłał. Ale nikt Mu ich nie przynosi (por. Mk 12, 2. 6). Powiedziano, że psy zbliżały się i lizały jego rany (por. Mt 7, 6; 15, 26n). Psami, które przybiegły, są bowiem ludy, które liżą rany naszego Pana (por. Mt 7, 6; 15, 26n). Biorą Jego ciało i kładą je na oczy”[86].
Pewien tekst, którego brzmienie przypomina uderzająco sformułowania św. Cyryla, znajduje się wśród dzieł św. Jana Chryzostoma, ale nie mamy pewności co do jego autorstwa[87].
Jak to słusznie zaznacza F.G. Dölger, świadectwa Cyryla, Chryzostoma i Afrahata dopełniają się (przy czym ten ostatni wspomina z osobna o uświęceniu warg i języka, które u pozostałych zapewne jest przyjęte domyślnie[88]). Poza tym Teodoret z Cyru mówi o pocałunku dawanym Ciału Pańskiemu[89].
W jaki sposób można sobie wyobrazić to przykładanie Komunii do organów zmysłów? Jak to już mówiliśmy, Ciała Pańskiego nie brano z pewnością do lewej ręki. Pomóc może nam pewien tekst Jana Damasceńskiego: „Zbliżamy się do Niego ożywieni gorącym pragnieniem, z rękami ułożonymi na krzyż. Po dotknięciu nim oczu, warg i czoła, spożywamy (metalabomen) Boski węgiel, aby ogień naszego pragnienia, podsycony dodatkowo przez ogień węgla, strawił nasze grzechy, oświecił nasze serca, żebyśmy zostali całkowicie rozpaleni i przebóstwieni przez udział w Boskim ogniu”[90]. W ten właśnie sposób, z głową pochyloną na znak adoracji wierni uczestniczyli w ceremonii.
Należało oczywiście czuwać szczególnie nad tym, aby w czasie tego nakładania Komunii na organy zmysłów nie upadła żadna cząstka. Z powodu tego niebezpieczeństwa, oraz – jak można podejrzewać – także z powodu niestosownych i zabobonnych nadużyć, powyższy zwyczaj zanikł[91]. Przecież nie bez powodu synod w Toledo wydał w 400 r. następujący kanon: „Jeśli ktoś nie spożyje Eucharystii otrzymanej od kapłana, ma być odrzucony jako świętokradca”[92].
Podsumowując możemy powiedzieć, że prawa ręka nie służyła do brania Komunii, ale spełniała rolę swego rodzaju pateny komunijnej, z której Ciało Pańskie było zbierane przy pomocy ust.
Jednak także później, już po zniesieniu błogosławieństwa organów zmysłów, jeśli Komunia była udzielana na rękę, można było również stosunkowo łatwo odejść z nie spożytym Ciałem Pańskim. W sposób następujący mówią o tym kanony Jakuba z Edessy, zredagowane przy końcu VII w. w odpowiedzi na pytanie postawione Jakubowi przez kapłana Addai Filipona[93]: „Ponieważ są tacy, którzy biorą cząstki sakramentu, a nawet łączą je w rodzaj opaski magicznej, którą przywiązują do torby lub zawieszają na szyi jako amulet, albo wkładają do swego łóżka, czy do ściany swego domu, chciałbym wiedzieć czy robienie czegoś takiego jest stosowne, oraz – jeśli to nie jest stosowne – jaką karę powinni otrzymać ci, którzy tak robią?”
Oto jaka była odpowiedź:
„Ale ci, którzy popełniają podobną zniewagę względem godnych uwielbienia sakramentów Ciała i Krwi Chrystusa Boga, albo uważając je tylko za jakieś zwykłe rzeczy, godne szacunku wyłącznie w oczach chrześcijan, albo zawieszając je na szyi razem z krzyżem lub kośćmi świętych i poświęconymi przedmiotami, albo wkładając je do swych łóżek, ścian swych domów, umieszczając w winnicach, ogrodach lub parkach, albo w ogóle używając ich jako ochrony rzeczy cielesnych – i nie zważając na to, że te sakramenty są pokarmem duszy dla tych, którzy noszą znak krzyża Chrystusa, oraz że te sakramenty są zaczynem i zastawem zmartwychwstania umarłych i życia wiecznego – ci, jeśli są duchownymi, mają być deponowani, na trzy lata odłączeni od Komunii eucharystycznej i umieszczeni wśród pokutników. Ale jeśli są to świeccy, mają być odłączeni od Komunii eucharystycznej na cztery lata i umieszczeni wśród pokutników”[94].
Skierujmy jeszcze raz uwagę ku temu, co mówi św. Cyryl Jerozolimski, ponieważ obok szczegółowego opisu obrzędu Komunii znajdujemy tam ciągłe napomnienie, aby nie uronić małych cząstek, nawet tak małych jak okruszki chleba. Są one bowiem bardziej cenne niż złoto i drogie kamienie. Jakże wielka wiara w Realną Obecność!
Cyryl nie jest jedynym świadkiem, którego możemy zacytować. Około 150 lat przed Cyrylem Tertulian (160-220) pisał w swym dziele O koronie żołnierzy: „Przyjmujemy również […] sakrament Eucharystii na zgromadzeniach, wcześnie rano, i z niczyjej innej ręki jak tylko z ręki przewodniczących [tzn. kapłanów i biskupów]. […] Gdy coś z naszego kielicha lub z naszego chleba upadnie na ziemię, wywołuje to naszą bojaźń” (De Cor. mil. 3, 4)[95].
Orygenes – który zresztą często kładzie akcent na interpretacjach spirytualizujących[96] – opisuje następująco zachowanie wiernych względem Najświętszego Sakramentu: „Wy, którzy nawykliście do udziału w Boskich misteriach, wiecie jak bardzo powinniście być uważni kiedy przyjmujecie Ciało Pańskie, zachowując staranie i uszanowanie, aby nie upadła na ziemię najmniejsza cząstka, ani nie wylało się nic z konsekrowanej ofiary. Uważacie za grzech, jeśli coś spadnie na ziemię z powodu lekkomyślności. Ta wasza wiara jest dobra” (In Ex. hom. 13, 3)[97]. Chodzi o „najmniejszą cząstkę”, której nie powinno się rzucać na ziemię. Zaniedbanie w tej dziedzinie jest grzechem. Czy można znaleźć słowa bardziej precyzyjne?
4. Podsumowanie
Nie było nigdy obrzędu Komunii na rękę w tej postaci, jak jest ona praktykowana dzisiaj. W sensie ścisłym w komentowanych wyżej tekstach Ojców nie chodzi o Komunię na rękę, ale raczej o Komunię do ust, gdzie prawa ręka służy za patenę. To stwierdzenie znajduje dodatkowe poparcie w obrzędzie Komunii diakona w liturgii bizantyńskiej: głęboko pochylony, przyjmuje on Ciało Pańskie ustami z prawej ręki. Pełne szacunku przyjmowanie Ciała Pańskiego do ust, w pozycji pochylonej, ukazuje jasno, że człowiek jest tutaj tym, który otrzymuje, a nie tym, który sam się obsługuje i robi sobie sam podarunek. To samo było przestrzegane nawet w przypadku Komunii na rękę – tam, gdzie była ona przez jakiś czas dozwolona[98]. Kardynał Ratzinger przedstawił kiedyś fundamentalne uwagi na temat natury sakramentalnego spotkania stworzenia z nieskończonym Bogiem, który właśnie się objawia:
„To właśnie dlatego do istotnej formy sakramentu należy i to, że jest on przyjmowany, a nikt nie może go dać sam sobie. Nikt nie może sam siebie ochrzcić, udzielić sobie święceń kapłańskich, siebie samego rozgrzeszyć. Z tej struktury spotkania wynika to, że doskonała skrucha ze swej natury nie może pozostać wewnętrzna, lecz wymaga tej formy spotkania, którą jest sakrament. Dlatego dopuszczanie do tego, by Eucharystia krążyła między ludźmi, lub żeby ją brać samemu, nie jest tylko przekroczeniem przepisów kościelnych, ale również zamachem na najgłębszą strukturę sakramentu. To, że w wypadku tego jednego sakramentu kapłan ma prawo udzielić sobie samemu świętego daru, wynika z mysterium tremendum, z którym zostaje on skonfrontowany w Eucharystii: misterium działania in persona Christi, polegające na tym, że kapłan zastępuje Chrystusa, będąc równocześnie grzesznym człowiekiem, który żyje całkowicie z otrzymywania Jego daru”[99].
Poza tym od początku zabiegano w Kościele starożytnym o to, by nie stracić nawet najmniejszej cząstki Hostii. Teoretycznie rzecz biorąc, także dzisiaj to staranie obowiązuje[100]. W instrukcji z 1973 r. możemy przeczytać:
„Od czasu wydanej przed trzema laty instrukcji Memoriale Domini niektóre konferencje episkopatu prosiły Stolicę Apostolską o pozwolenie na to, by ci, którzy udzielają Komunii św., mogli kłaść Postacie eucharystyczne na ręce wiernych. Jak to przypomina owa instrukcja, przepisy Kościoła i teksty Ojców dostarczają obfitego świadectwa o bardzo głębokim uszanowaniu i bardzo dużej ostrożności, które otaczały Najświętszą Eucharystię[101] i nadal powinny ją otaczać. W szczególności, kiedy przyjmuje się Komunię we wspomniany sposób, należy zachować pewne środki ostrożności, tak jak tego wymaga samo doświadczenie. Powinno się zachowywać ciągłe staranie i uwagę, zwłaszcza w odniesieniu do cząstek, które mogłyby odpaść z Hostii. Dotyczy to zarówno szafarza, jak i wiernego, o ile święta Postać zostanie położona na dłoni komunikującego”[102].
Niedługo potem Kongregacja Nauki Wiary w deklaracja dotyczącej rozmaitych wątpliwości potwierdziła raz jeszcze, że realna obecność, a zatem prawdziwa obecność Chrystusa, dotyczy również cząstek, które oddzieliły się od konsekrowanej Hostii, i że w konsekwencji przepisy odnoszące się do puryfikacji pateny i kielicha powinny być szanowane[103].
Czy dziś otacza się „Najświętszą Eucharystię najgłębszym uszanowaniem i największą ostrożnością”, jak to czynili Ojcowie? Czy zachowuje się „ciągłe staranie i uwagę”, zwłaszcza w odniesieniu do cząstek? Wszyscy ci, którzy mogą i chcą dobrze się przyjrzeć, wiedzą jak można odpowiedzieć na te pytania. Nie chodzi o kilka nadużyć lub wykroczeń, które zdarzałyby się tu i ówdzie. Notoryczna beztroska stała się regułą, a to pozwala wnioskować o braku szacunku i o niewystarczającej wierze w Realną Obecność. Wszystkie niebezpieczeństwa wiążące się z Komunią na rękę, które zostały wymienione przez instrukcję Memoriale Domini (umniejszenie szacunku, znieważenie sakramentu i zmiana wiary[104]), ujawniły się i ujawniają się w dalszym ciągu.
Dlaczego we wszystkich Kościołach chrześcijańskich, we wszystkich rytach zrezygnowano z udzielania Komunii na rękę? Nie dlatego, że zmienił się kształt hostii, jak sądzą niektórzy (np. Jungmann myślał, że jedna z przyczyn polegała na wprowadzeniu chleba nie kwaszonego[105]). Nie może być to prawdą, chociażby w odniesieniu do Wschodu, gdzie to nie nastąpiło: z zasady używano tam zawsze chleba nie kwaszonego. Jeśli – jak Nussbaum[106] – chciano by wyjaśnić modyfikację praktyki eucharystycznej zmianą kształtu hostii (które stawały się płaskim opłatkiem), trzeba by wziąć pod uwagę pewną decydującą okoliczność: na Wschodzie ten kształt się nie zmienił. Czemu zatem zmiana nie nastąpiła we wszystkich obrządkach? „Prawdziwej przyczyny należałoby szukać raczej w tym, że z Komunią udzielaną na ręce świeckich były złe doświadczenia. […] Są to te same doświadczenia, które mamy i dzisiaj, i to w coraz większym stopniu: doświadczenia wynikające z braku szacunku, poczynając od samego przyjęcia aż do charakterystycznych wykroczeń, w których Najświętsza Eucharystia jest wykorzystywana do celów zabobonnych, a nawet satanicznych (czarne msze)”[107]. Klaus Gamber napisał to w roku 1970. Jego prorocze słowa całkowicie się spełniły.
Szacunek przejawiany przez Ojców oraz ciągle pogłębiająca się wiara, wytworzyły – zarówno na Wschodzie, jak na Zachodzie – Komunię do ust, czyli sposób przyjmowania Komunii, który wyraża lepiej wiarę w Realną Obecność oraz szacunek należny oddzielonym cząstkom postaci eucharystycznych.
Szacunek i wiara oraz staranie o to, aby obie te rzeczywistości zawsze były w pełni wyrażane przez obrzęd – oto jaki jest duch Kościoła pierwotnego, duch Ojców. Komunia do ust jest owocem tego starania, związanego z miłością. Instrukcja Memoriale Domini kładzie nacisk na to, że Komunia do ust powinna być zachowana, „nie tylko dlatego, że ma za sobą wielowiekową tradycję, ale przede wszystkim dlatego, że wyraża szacunek wiernych względem Eucharystii”[108].
Komunia do ust „skuteczniej gwarantuje, że Komunia św. będzie rozdzielana z czcią, pięknem i godnością, oraz że oddalone zostanie wszelkie niebezpieczeństwo profanacji postaci eucharystycznych, w których „jest obecny w szczególny sposób substancjalnie oraz trwale cały i niepodzielony Chrystus, Bóg i człowiek”[109], aby w końcu zachowana była pilna troska o cząstki konsekrowanej Hostii, której Kościół zawsze wymagał”[110].
Ks. Martin Lugmayr FSSP
(tłumaczył Paweł Milcarek)
Artykuł ukazał się w numerze 1/2 kwartalnika “Christianitas”.
Na podstawie: Histoire du rite de la distribution de la communion, w: Vénération et administration de l’Eucharistie. Actes du second colloque d’études historiques, théologiques et canoniques sur le rite catholique romain, Paryż 1997.
[1] „Słowo «inter-pretacja» wprowadza nas na ślady następującego zagadnienia: wszelka interpretacja wymaga pewnego «inter», wnikania, bliskości, towarzyszenia temu, kto interpretuje. Czysty obiektywizm jest absurdalną abstrakcją. Ten kto, nie uczestniczy, niczego nie doświadcza. Poznanie zachodzi tylko wtedy, gdy ma miejsce uczestnictwo” (J.Ratzinger, Schriftauslegung im Widerstreit. Zur Frage nach Grundlagen und Weg der Exegese heute, w: Schriftauslegung im Widerstreit, opr. J.Ratzinger, Freiburg i. Br. 1989, Herder, 23.
[2] Rzeczywiście, w liście Kongregacji Kultu Bożego, zredagowanym po francusku i dołączonym do instrukcji Memoriale Domini, udzielono zgody na to, by wierni brali Ciało Pańskie bezpośrednio z cyborium („Można jednak również przyjąć sposób prostszy, pozwalając wiernemu wziąć Hostię bezpośrednio ze świętego naczynia” – AAS 61 [1969], 547). Cztery lata później, 21 czerwca 1973 ta możliwość została zniesiona przez komunikat De sacra Communione et cultu mysterii Eucharistici extra missam (por. EDIL, I, n.3082).
[3] Por. 1 Kor 4, 7.
[4] Por. Th WBNT, IV, art. Lambano (Delling), 5n.
[5] Por. H.Seebass, Th WBAT, IV, 590.
[6] Por. Pierre Youssif, L’Eucharistie chez saint Ephrem de Nisibe, Orientalia Christiana Analecta, 224, Rzym 1984, s.298.
[7] Hom. XIX. In Jer., GCS, Origènes, III, 13, s.169, l. 30n.
[8] Apologia, I, 66.
[9] „The only explicit reference in the New Testament to preparation for the Lord’s Supper is in terms of judgment” (C.F.D.Moule, The judgment theme in the sacraments, w: The Background of the New Testament and its eschatology. Studies in honour of C.H.Dodd, Cambridge 1956, University Press, s.456.
[10] To dlatego np. św. Augustyn przestrzega tych, którzy z powodu win utracili prawo do Komunii, aby „nie trzeba było ich odsyłać, gdy przystąpią do kraty (de cancellis)” (Kazanie 392, 5 – PL, 39, 1712).
[11] Synod w Laodycei, kan. 44, wyd. Mansi, II, 571.
[12] Bez ograniczeń zwyczaj ten jest wymieniony na synodzie w Tours (567), w kanonie 4 (Mansi, IX, 793): „Ut laici secus altare, quo sancta mysteria celebrantur, inter clericos tam ad vigilias, quam ad missas, stare penitus non praesumant: sed pars illa, quae a cancellis versus altare dividitur, choris tantum psallentium pateat clericorum. Ad orandum vero et communicandum, laicis et feminis, sicut mos est, pateant sancta sanctorum”. („Świeccy nie powinni sobie w żadnym razie pozwalać na podchodzenie razem z duchownymi w pobliże ołtarza, gdzie są celebrowane święte misteria w czasie wigilii i mszy: ale przestrzeń między zasłoną chóru i ołtarzem powinna być otwarta tylko dla duchowieństwa śpiewającego psalmy. Za to podczas modlitwy i komunii prezbiterium powinno pozostawać otwarte dla świeckich i kobiet, jak to jest w zwyczaju”).
[13] W Hiszpanii już IV synod w Toledo zadecydował „ut sacerdos et levita ante altare communicent, in choro clericus, extra chorum populus” („aby kapłani i lewici komunikowali przy ołtarzu, kler w chórze, a lud poza chórem”).
[14] Na temat jego historii i znaczenia zob. Klaus Gamber, Die Funktion des gotischen Lettners aufgezeigt am einstigen „Lectorium” des Regensburger Domes, w: Sancta Sanctorum. Studien zur liturgischen Ausstattung der Kirche, vor allem des Altarraums, Friedrich Pustet, Regensburg 1981, s.109-119.
[15] Por. J.A.Jungmann, Missarum sollemnia, t.III, Paryż 1958, Aubier, 307.
[16] Wzmianka, że na balaskach należy położyć obrus, figuruje po raz ostatni w instrukcji z 26 marca 1929 (AAS, 21 [1929] n. 638).
[17] Cenne studium dotyczące całego tego zagadnienia znajduje się w: Otto Nussbaum, Die Handkommunion, Kolonia 1969, J.P.Bachem, 9n.
[18] Stromata, 1, 1, 5 (GCS Clem. 2, 18n Stählin).
[19] Eusebius, h. E. 7, 9, 4; GCS Euseb. 2, 2, 648.
[20] Cat. myst., 5, 21; FC 7, 162.
[21] Hom. 7, 21 i 20, 8.
[22] Hymny de Fide, 10, 8; 10, 15 CSCO 154/155; Seq II, 2, Naqpayata (= Suplement do Misteriów chaldejskich), Mossul 1901.
[23] In Math. hom. 82, 4 (PG 58, 743); In illud: Vidi Dominum, hom. 6, 3 (PG 56, 138n).
[24] Śpiew suplikacji na Wszystkich Świętych w roku świętym 396 na temat plagi szarańczy, BKV 6, 14: „Twa wola stworzyła nas jednym słowem, i porodziłem. Jedną kroplą Twej łaski uzdrawiasz me dzieci i wyganiasz boleść! Jeśli niewiasta cierpiąca na krwotok, która dotknęła się Twej szaty, została uzdrowiona przez Twój płaszcz, o ileż więcej uczestniczę w pomocy i zbawieniu ja, który dotknąłem całe Twoje ciało!”. Moim zdaniem nie można z tego wnioskować z całą pewnością, że chodzi tu o Komunię na rękę, skoro osoba, która wypowiada powyższe słowa, nie jest jednostką, lecz Kościołem miasta Konstantynopola, ponownie zagrożonym karą Bożą po najeździe Hunów.
[25] Cant. 1, 2 (PG 81, 53).
[26] Ep. 93, PG 32, 484n.
[27] Adv. Mulieres 299n, PG 37, 906.
[28] Oratio de S. Synaxi, PG 89, 832.
[29] De fide 4, 13; PG 94, 1149.
[30] Fragment z opisu męczeństwa św. Perpetui 4, 9 (chodzi o widzenie odnoszące się do przyszłego męczeństwa), cytowany przez Nussbauma, jest według mnie zbyt niejasny, aby można go wymienić jako świadectwo.
[31] De idol. 7, 1; CCSL 2, 1106.
[32] Ep. 58, 9; CSEL 3, 2, 665; De lapsis 22, CSEL 3, 1, 253n; De lapsis 26, CSEL 3, 13, 256.
[33] Por. Wunibald Roetzer, Des Heiligen Augustinus Schriften als liturgiegeschichtliche Quelle, Monachium 1930, 131-135.
[34] Contra ep. Parm. 2, 7, 13, CSEL 51, 58; Contra lit. Petil. 2, 23, 53, CSEL 52, 51n.
[35] De Tempore barbarico, II, IV, 1-2; CCSL 60, 475.
[36] Hist. Eccl., VI, 43, 18.
[37] Bardziej precyzyjny opis mszy św. w Mediolanie – por. Joseph Schmitz, Gottesdienst in altchristlichen Mailand, Kolonia-Bonn 1975, Peter Hanstein Verlag.
[38] Exameron VI, 9, 69; CSEL 32, 257.
[39] Tract. Paschal. 2 in Ex 31; CSEL 68, 31.
[40] Sermo 33, PL 52, 295n; Sermo 34, PL 52, 297.
[41] Hist. Eccl. 9, 30; PL 69, 1145.
[42] Kan. 3; Mansi 3, 634.
[43] Kan. 14; Mansi 3, 1000.
[44] Por. Karl Berg, Cäsarius von Arles. Ein Bischof des sechsten Jahrhunderts erschliesst das liturgische Leben seiner Zeit (Dissertatio ad lauream in facultate theologica pontificae universitatis Gregorianae Urbis, Romae 1935/1944/1946), Salzburg 1994, Kulturverlag.
[45] Sermo 44, 6, CCSL 103, 199; Sermo 227, 5, CCSL 104, 899n.
[46] De Tabernaculo et vasis eius, l. III, c. 14; PL 91, 498.
[47] Por. Nussbaum, Die Handkommunion, op. cit., 25.
[48] Por. C.J.Hefele, Conciliengeschichte, IV, 2. Aufl., Fryburg 1879, 99.
[49] Na temat jego dzieła z zakresu prawa kanonicznego zob. Paul Fournier, L’oeuvre canonique de Réginon de Prüm, w: Mélanges de droit canonique, t. II, Aalen 1983, Scientia Verlag, 333n.
[50] Wyd. F.G.A.Wasserschleben, Lipsk 1840.
[51] „Nulli autem laico aut feminae Eucharistiam in manibus ponat, sed tantum in ore eius cum his verbis ponat: corpus Domini et sanguis prosit tibi ad remissionem et ad vitam aeternam. Si quis haec transgressus fuerit, quia Deum omnipotentem contemnit, et quantum in ipso est inhonorat, ab altari removeatur” (Mansi 10, 1199n).
[52] „Do dzisiaj wciąż nie wyjaśniono czy ten synod się odbył i kiedy” (Odette Pontal, Die Synoden in Merowingerreich, Paderborn 1986, Schöningh, 204). Synod ten datuje się albo na 650 r., albo na 688/89.
[53] Missa Illyrica, PL 138, 1333.
[54] Jest prawdą, że cesarz otrzymywał Komunię na rękę, ale mimo wszystko nie stanowi to wyjątku, gdyż należał on do kleru.
[55] W związku z uzdrowieniem pewnego niepełnosprawnego przez papieża Agapita I (535-536), papież Grzegorz opowiada, że Agapit najpierw uwolnił chorego od paraliżu, „cumque ei Dominicum corpus in os mitteret, illa diu muta ad loquendum lingua soluta est. Mirati omnes flere prae gaudio coeperunt, eorumque mentes illico metus et reverentia invasit, cum videlicet cernerent quid Agapitus facere in virtute Domini ex adiutorio Petri potuisset” („a kiedy włożył mu do ust Ciało Pańskie, jego język, od dawna niezdolny do mówienia, został rozwiązany. Wszyscy zadziwieni, zaczęli płakać z radości, a ich umysły napełniły się lękiem i szacunkiem, gdy pojęli co mógł zrobić Agapit mocą Pana z pomocą Piotra”). Dial., lib. III; PL 77, 224.
[56] Por. Manuale di Storia Liturgica, III, Milano 1966, Ancora, 516.
[57] Klaus Gamber, Ritus Modernus. Gesammelte Aufsätze zur Liturgiereform, Regensburg 1972, F.Pustet, 30.
[58] „Illud vero quod pro complemento communionis intinctam tradunt eucharistiam populis, nec hoc prolatum ex evangelio testimonium recipit, ubi apostolis corpus suum et sanguinem commendavit; seorsum enim panis, et seorsum calicis commendatio memoratur” („To zaś, że [niektórzy] dla dopełnienia Komunii podają ludowi zamoczoną Eucharystię, nie znajduje świadectwa pochodzącego z Ewangelii: gdy [Pan] dawał apostołom ciało swoje i krew, wspomniane jest osobno podanie chleba i kielicha”). Mansi XI, 155.
[59] W końcu X w. znajdujemy u Burcharda z Wormacji († 1025) fragment zawierający polecenie zachowania Hostii konsekrowanych, które wcześniej zostały zamoczone w Przenajdroższej Krwi – właśnie ze względu na Komunię chorych: „Ut omnis presbyter habeat pixidem, aut vas tanto sacramento dignum, ubi corpus Dominicum diligenter recondatur, ad viaticum recedentibus a saeculo. Quae tantum sacra oblatio intincta debet esse in sanguine Christi, ut veraciter presbyter possit dicere infirmo, corpus et sanguis Domini proficiat tibi, etc. Semperque sit super altare obserata propter mures et nefarios homines, et de septimo in septimum diem semper mutetur, id est, illa a presbytero sumatur, et alia, quae eodem die consecrata est, in locum eius subrogetur, ne forte diutius reservata, mucida, quod absit, fiat” („Każdy kapłan niech ma puszkę lub inne naczynie godne tak wielkiego sakramentu, w którym ma być przechowywane starannie Ciało Pańskie jako Wiatyk dla odchodzących ze świata. Tę świętą Obiatę powinno się wcześniej zamoczyć we Krwi Chrystusa, aby kapłan mógł zgodnie z prawdą powiedzieć do chorego: Ciało i Krew Pańska niech ci przyczyni… itd. Niech zawsze znajduje się zamknięta nad ołtarzem z powodu psot i ludzi bezbożnych, a każdego siódmego dnia niech ją się zmieni, tzn. niech kapłan ją spożyje, a zastąpi tą, która była tego dnia konsekrowana, aby z powodu dłuższego przechowywania nie popsuła się, czego niech Bóg broni”). Decretorum liber quintus, PL 140, 754.
[60] Joannis Abricensis Episcopi liber De officiis ecclesiasticis: „Si autem opus non fuerit (pro viatico), tertiam (particulam hostiae), aut unus ministrorum accipiat. Non autem intincto pane, sed iuxta definitionem Toletani concilii seorsum corpore, seorsum sanguine, sacerdos communicet, excepto populo, quem intincto pane, non auctoritate, sed summa necessitate timoris sanguinis Christi effusionis permittitur communicare” (PL 147, 37).
[61] Według tekstów koptyjskich każdy komunikujący trzyma przy swojej brodzie podpórkę, którą otrzymuje od ministranta.
[62] Por. Udalrici, Consuet. Clun. II, 30; PL 149, 721.
[63] AAS 61 [1969], 541-545.
[64] Kilka przykładów w: May, Mund-oder Handkommunion, op. cit., 75n.
[65] Św. Augustyn stosuje fragment Ps 99, 5 („Et adorate scabellum pedum eius” – „I upadnijcie na kolana przed podnóżkiem stóp Jego”) do Ciała Chrystusa.
[66] „Et quia in ipsa carne hic ambulavit, et ipsam carnem nobis manducandam ad salutem dedit; nemo autem illam carnem manducat, nisi prius adoraverit; inventum est quemadmodum adoretur tale scabellum pedum Domini, et non solum non peccemus adorando, sed peccamus non adorando” (Enarr. in Ps. 98, 9; CSEL 39, 1385).
[67] Przytoczmy kilka przykładów adoracji poprzedzającej przyjęcie Komunii, pochodzących z następnej epoki: w regule św. Kolumbana († 615) przykazano potrójny pokłon; gdzie indziej całuje się ziemię; Consuetudines z Cluny, pochodzące z ok. 1080, wymagają uklęknięcia. Por. Jungmann, Missarum Sollemnia, III, op. cit., 458.
[68] Zob. Komunię Apostołów z Russano (VI w.).
[69] Np. św. Augustyn mówi w następujący sposób o złożonych dłoniach („manibus coniunctis”): „Sed interim attendant utrum saltem Optatus habuerit aliquam maculam aut aliquod vitium; non usque adeo caeci sunt, ut et istius vitam omnino immaculatam et omni vitio carentem fuisse respondeant. cur ergo accedebat offerre dona deo et ab eo ceteri conciunctis manibus accipiebant, quod maculosus et vitiosus obtulerat?” („Ale niech pilnują, aby przynajmniej Optatus nie był zbrukany jakąś zmazą lub wadą, gdyż nie są aż na tyle ślepi, aby mogli odpowiedzieć, że jego życie jest zupełnie niepokalane i wolne od wszelkiej wady. A więc dlaczego przystąpił on do złożenia Bogu ofiary, a pozostali dlaczego przyjęli ze złączonymi dłońmi to, co ofiarował człowiek obciążony zmazą i wadą?”). Contra ep. Parm. 2, 7, 13, CSEL 51, 58.
[70] Por. II synod w Trulio (692), kan. 101, Mansi 11, 985n: Jeśli ktoś chce przyjąć Komunię św., „niech złoży dłonie na krzyż i zbliży się dla przyjęcia Komunii bogatej w łaski. Nie udzielamy jednak zgody tym, którzy zamiast swych rąk przynoszą jakieś naczynie ze złota lub z czego innego, aby wziąć do niego niepokalaną Komunię, gdyż zamiast obrazu Boga wolą materię nieożywioną i poddaną [ludziom]”. II synod w Trulio nie został uznany przez papieża Sergiusza ze względu na to, że zostały na nim ogłoszone pewne kanony antyrzymskie; Jan VIII zaakceptował powyższe decyzje tam, gdzie nie sprzeciwiają się one nauczaniu i praktyce Rzymu (por. K.Baus, LTHK², 10, 381n).
[71] In illud: „Vidi Dominum” hom. 6, 3; PG 56, 138n.
[72] De idolatria, c.7, CCSL 2, 1106: „Ad hanc partem zelus fidei perorabit ingemens: Christianum ab idolis in ecclesiam venire, de adversaria officina in domum dei venire, attollere ad deum patrem manus matres idolorum, his manibus adorare, quae foris adversus deum adorantur; eas manus admovere corpori Domini, quae daemoniis corpora conferunt? Nec hoc sufficit. Parum sit, si ab aliis manibus accipiant quod contaminent, sed etiam ipsae tradunt aliis quod contaminaverunt. Adleguntur in ordinem ecclesiasticum artifices idolorum. Pro scelus! Semel Iudaei Christo manus intulerunt, isti quotidie corpus eius lacessunt. O manus praecidendae! Viderint iam, an per similitudinem dictum sit: si te manus tua scandalizat, amputa eam. Quae magis amputandae, quam in quibus Domini corpus scandalizatur?”
[73] Adv. mulieres 299f., PG 37, 906.
[74] Sermo 227, 5, CCSL 104, 899f.: „Ad extremum, fratres carissimi, non est grave nec laboriosum quod suggero: hoc dico, quod vos frequenter facere aspicio. Omnes viri, quando communicare desiderant, lavant manus suas et omnes mulieres nitida exhibent linteamenta, ubi corpus Christi accipiant. Non est grave quod dico, fratres: quomodo viri lavant aqua manus suas, sic de elemosinis lavent conscientias suas; similiter et mulieres, quomodo nitidum exhibent linteolum, ubi corpus Christi accipiant, sic corpus castum et cor mundum exhibeant, ut cum bona conscientia Christi sacramenta suscipiant. Rogo vos, fratres, numquid est aliquis, qui in arca sordibus plena velit mittere vestem suam? Et si in arca sordibus plena vestis non mittitur pretiosa, qua fronte in anima quae peccatorum sordibus inquinatur Christi eucharistia suscipitur?”.
[75] „Et si erubescimus ac timemus Eucharistiam manibus sordidis tangere, plus debemus timere ipsam Eucharistiam intus in anima polluta suscipere” (Sermo 44, 6).
[76] Synod w Auxerre (między 561 i 605 r.), kan. 36: „Non licet mulieri nuda manu Eucharistiam accipere” (Mansi 9, 91).
[77] Np. Komunia Apostołów z kodeksu z Rossano (VI w.).
[78] Na patenie z Dum. Oaks widzimy wyraźnie Apostołów przyjmujących Komunię z rękami przykrytymi ręcznikiem (zob. LCI, 1, 174n).
[79] Dom Gabriel M. Braso (La Velacio de la mans. Recul d’un tema d’arqueologia christiana, w: Liturgia I. Cardinali I.A. Schuster in memoriam, Montserrat 1956, 311-386) dostarcza szczegółowego studium tematu nakrytych dłoni.
[80] Tradycja przypisała pięć jerozolimskich katechez mistagogicznych św. Cyrylowi. Dopiero na podstawie opracowania W.J.Swaana (1942) zaczęto je przypisywać następcy Cyryla, Janowi Jerozolimskiemu. Najstarszy rękopis, Codex Monacensis z X w. podaje rzeczywiście Jana jako autora, podczas gdy w prawie równie starym rękopisie (Ottobonianus 86) znajdujemy imię Cyryla dopisane inną ręką przy imieniu Jana. Posiadamy jednak inne rękopisy (Coisilianus 227, XI w.?; Marcianus II, 35, XIII w.?; Ottobonianus 220, XVI/XVII w.), które wymieniają jako autora Cyryla. Inne zastrzeżenia, natury liturgicznej i teologicznej, według Auguste’a Piédagnel (por. SG 120, 33n) nie są przekonujące. Różnice między 18 katechezami i katechezami mistagogicznymi można wyjaśnić biorąc pod uwagę disciplina Arcani i późniejsze pogłębienie teologiczne. Nawet jeśli Jan trochę je przepracował, nie można podważać faktu, że pochodzą one od Cyryla. W każdym razie katechezy te świadczą o zwyczajach liturgicznych, przyjętych u końca IV w.
[81] Cat. myst. 5, 21. Tekst grecki znajduje się w wydaniu krytycznym, np. w Fontes Christiani, t. VII, s.162.
[82] Na temat obecnej w starożytności i w Piśmie Św. preferencji dla prawej ręki – por. ThWBNT, II, 37n i IX, 415.
[83] Otto Nussbaum, Die Handkommunion, op. cit., 18n.
[84] Afrahat, Unterweisungen, 9, 10; tłum. i wstęp Peter Bruns, FC 5/1, 265.
[85] We wstępie (7, 21) mówi o tych, których miał wybrać Gedeon, zgodnie z rozkazem Boga: „Tych, którzy językiem chłeptać będą wodę, jak psy zwykły chłeptać, oddzielisz osobno” (Sdz 7, 5): „Spośród wszelkich zwierząt, które zostały stworzone razem z człowiekiem, żadne nie kocha tak bardzo swego pana jak pies, który czuwa dzień i noc. Nawet gdy otrzymuje razy od swego pana, nie porzuca go. A gdy wyjdzie na łowy razem ze swym panem, a stanie przeciw nim silny lew, pies ryzykuje śmierć dla swego pana. Tak samo odważni są ci, którzy zostali oddzieleni od wody. Idą za swoim panem jak psy, nie lękają się śmierci i walczą dzielnie. Pełnią swą służbę dzień i noc oraz ujadają jak psy, gdy dniem i nocą rozmyślają nad Prawem (Ps 1, 2). Kochają naszego Pana i swymi językami liżą Jego rany, jak pies liże swego pana. Lecz ci, którzy nie rozmyślają nad Prawem, nazywani są kalekimi psami, ponieważ nie mogą szczekać; ci, którzy nie poszczą gorliwie, nazywani są psami łakomymi, ponieważ nie mogą zaspokoić głodu” (Iz 56, 10n), FC 5/1, 229n.
[86] Afrahat, Unterweisungen, 20, 8; FC 5/2, S. 465.
[87] „Kiedy będziesz się zbliżał, nie czyń tego z rozłożonymi ramionami, lecz połóż swoją lewą dłoń jako tron dla prawicy, krzyżując je, aby przygotować się w ten sposób do przyjęcia Króla. Przyjmij Ciało Chrystusa z wielką bojaźnią, tak aby żadna cząstka nie spadła z ręki i nie doznała bólu od któregoś z twych członków. Podobnie, przybliż się do kielicha, nie podnosząc rąk do góry, ale mówiąc Amen. O ile będzie jeszcze trochę wilgoci na twoich wargach, twoje ręce dotkną twych oczu i czoła – a w ten sposób także pozostałe zmysły zostaną uświęcone. I złóż dziękczynienie Bogu, który cię dopuścił do tak wielkiego misterium” (Ecloga 47, PG 63, 898).
[88] F.J. Dölger, Das Segnen der Sinne mit der Eucharistie. Antike und Christentum, t. III, Münster in Westf. 1932, Aschendorff, 231-244 (tutaj: 237). W wymienionym artykule znajdujemy również świadectwo odnoszące się do błogosławieństwa organów zmysłów.
[89] W Cant. 1, 2 (PG 81, 53). W związku z fragmentem Osculetur me osculis suis: „Ale żeby żadna poniżająca myśl przyziemna nie zaczęła wprowadzać niepokoju w odniesieniu do tego, co powiedziano o pocałunkach, pomyślmy, że to w sposób mistyczny (en tô mustikô kairô) przyjmujemy, przytulamy, obejmujemy i ściskamy członki oblubieńca w swym sercu. Jest tu jakby pieszczota małżeńska, gdy wierzymy, że należymy w całości do Niego. Obejmujemy Go i okrywamy pocałunkami, gdyż – według Pisma – miłość usuwa lęk”.
[90] Jan Damasceński, De Fide, 4, 13 (PG 94, 1149).
[91] „Pewien zwyczaj, rozpowszechniony w Niemczech od XIV w., przypomina błogosławieństwo oczu za pomocą Eucharystii, będące w użyciu tysiąc lat wcześniej: po obmyciu palców, kładziono je na oczy mówiąc: Lutum fecit Dominus ex sputo et linivit oculos meos et abii et vidi et credidi Deo (por. J 9, 11). Ten zwyczaj, który mógł bardzo łatwo obrócić się w zabobon i nadużycie, w późniejszym okresie zanikł” (Jungmann, Missarum Sollemnia, III, 312).
[92] „Si quis autem acceptam a sacerdote Eucharistiam non sumpserit, velu sacrilegus propellatur” (kan. 14; Mansi 3, 1000).
[93] Ur. ok. 633, zm. 708 w klasztorze Tel’eda. Pomimo swych poglądów monofizyckich należał do wybitnych pisarzy syryjskich.
[94] C.Kayser, Die Canones Jacob’s von Edessa, (Lipsk 1886), 13, 14; cyt. F.J.Dölger, Die Eucharistie als Reiseschutz. Die Eucharistie in der Händen der Laien. Antike un Christentum, 5. Bd, 2. Aufl, Münster 1974, Aschendorff, 241.
[95] De Corona militum, c.3, CCSL 2, 1043: „Eucharistiae sacramentum (…) etiam antelucanis coetibus nec de aliorum manu quam praesidentium sumimus. (…) Calicis aut panis etiam nostri aliquid decuti in terram anxie patimur”.
[96] Por. Werner Shütz, Der christliche Gottesdienst bei Origenes, Stuttgart 1984, Calwer Verlag, 156-172.
[97] PG 12, 391; S.C. 321, 384, 69-72.
[98] Św. Bazyli Wielki, list 93 (PG 32, 484n): „Przystępujemy do Komunii cztery razy w tygodniu: w dzień Pański, w środę, piątek i sobotę, a także w inne dni, jeśli obchodzimy wspomnienie jakiegoś świętego. Ale to, że w czasie prześladowań ktoś – pod nieobecność kapłana lub diakona – mógł być zmuszony do przyjęcia Komunii ze swej własnej ręki, nie przedstawia w żadnym razie jakiegoś obciążenia. Zbyteczne jest to wykazywać. Przecież potwierdza to w różny sposób zwyczaj o dawnym pochodzeniu. Wszyscy pustelnicy mają bowiem u siebie Eucharystię, i pod nieobecność kapłana sami nią szafują. Nawet w Aleksandrii i w Egipcie każdy wtajemniczony z ludu (`ekastos kaì tôn en laô teloúnton) przez długi czas zachowuje u siebie Eucharystię i kiedy chce udziela sobie Komunii. Gdy bowiem dokona się ofiara kapłana, a dar ofiarny zostanie rozdzielony, ten kto go otrzyma najpierw jako całość, a potem codziennie przyjmuje po części, powinien móc słusznie wierzyć, że uczestniczy w nim i go przyjmuje od tego, kto mu go udzielił. Albowiem także w kościele kapłan udziela części, a ten kto go przyjmuje słusznie go dotyka, a to w ten sposób, że wkłada go swoją własną ręką do ust. Oba przypadki są zatem równoważne: albo ktoś przyjmuje od kapłana jakąś część, albo przyjmuje od razu pewną ich ilość”. Otto Nussbaum zauważa, że naczynia używane przy Komunii na rękę były zwykle tak pomyślane, aby brać Ciało Pańskie ustami (por. Die Handkommunion, op. cit., 21). Jednak ze względu na nadużycia przełożony klasztoru w Atripie, Szenuta († 466), którego chrześcijanie egipscy wysoko poważali, uznał się za zmuszonego do „stanowczego przeciwstawienia się temu, żeby jakikolwiek członek wspólnoty, opuszczając celebrację eucharystyczną brał ze sobą Hostie. „Kapłan lub diakon nie powinien udzielać tego przywileju temu, kto o to prosi; nawet cząstki o wielkości ziarnka gorczycy””. Leipordt, Schenute von Atripe und die Entschtehung des nationalägyptischen Mönchtums, TU NF, X, 1 (Lipsk 1903), 184; por. także s. 31. Cyt. F.J.Dölger, Die Eucharistie als Reiseschutz, op. cit., 240n.
[99] Kirche, Ökumene, Politik, Einsiedeln 1987, Johannes Verlag, 19.
[100] W prawosławiu w dalszym ciągu bierze się poważnie ostrzeżenie św. Cyryla Jerozolimskiego, wymagającego, aby czuwano, żeby nie spadła najmniejsza cząstka Ciała i najmniejsza kropla Krwi Chrystusa. I to nie tylko w teorii, ale także w praktyce, jak o tym świadczą różne przepisy bezpieczeństwa. Por. Christian Felmy, Customs and practices surrounding holy Communion in the eastern orthodox Churches, w: Bread of Heaven. Customs and Practices Surrounding Holy Communion, wyd. Charles Caspers, Gerard Lukken, Gerrard Rouwhorst, Kampen 1995, Kok Pharos Publishing House, 41-59 (tutaj: 47n).
[101] Instr. Memoriale Domini, 29 maja 1969, AAS 61 [1969], 542.
[102] Instr. Immensae caritatis, 29 stycznia 1973, AAS 65 [1973], 264-271 (tutaj: 270).
[103] Deklaracja z 2 maja 1972, Notitiae 8 [1972], 227.
[104] Por. AAS 61 [1969], 544.
[105] Por. Missarum Sollemnia, II, op. cit., 463.
[106] Die Handkommunion, op. cit., 28.
[107] Klaus Gamber, Ritus Modernus, op. cit., 52.
[108] AAS, 61 [1969], 543.
[109] Instr. Eucharisticum mysterium, n.9, AAS, 59 [1967], 547.
[110] Memoriale Domini, AAS, 61 [1969], 543.
Marian44 – nie mogę znaleźć odpowiedzi na pytanie – dlaczego kapłan w modlitwie na Przeistoczenie mówi… „bieżcie i jedzcie Z TEGO wszyscy…” Nasuwa się automatycznie w języku polskim pytanie: Z TEGO – Z CZEGO? a przecież Pan Jezus nie trzymał chleba w naczyniu/pojemniku,trzymał go w rękach i rozdawał swoim uczniom.
„Uczyńcie ją znaną całemu światu” – Matka Boża Nieustającej Pomocy
Nie będzie przesadą stwierdzenie, iż ikona Matki Bożej Nieustającej Pomocy znajduje się niemal w każdym kościele na świecie, a już na pewno w każdej diecezji. Jest to jeden z tych wizerunków Bożej Rodzicielki, który świadczy o powszechności kultu Kościoła i jednoczy wiernych w najodleglejszych zakątkach ziemi, którzy zanoszą swe prośby do Tej, która każdego dnia, każdej minuty – nieustannie – wstawia się do Trójcy Świętej, by wyjednać nam łaski, miłosierdzie i inne dary Dobrego Boga.
Oryginał jest przechowywany w Rzymie, w kościele św. Alfonsa de Liguori – w miejscu, które wedle tradycji wybrała sama Bogurodzica. Są różne hipotezy na temat genezy dzieła. Przypuszcza się, iż ikona mogła zostać namalowana w klasztorze Hilmadar na świętej górze Athos w Grecji albo też w Bizancjum, skąd z kolei trafiła na Kretę. Uznaniem wielu badaczy cieszy się pogląd, że autorem mógł być niejaki Andreas Rico de Candia, żyjący w XV wieku artysta pochodzący z Krety. W każdym razie ikona powstała gdzieś na terenach starożytnego Wschodu – istnieją nawet domniemania, że w pierwszych wiekach po Chrystusie, a postać, w jakiej dochowała się do naszych czasów, wynika z późniejszych przeróbek.
Sama wybrała swoje miejsce
Niedługo po namalowaniu obrazu – jeżeli przyjmiemy pogląd o kreteńskiej genezie – miał mieć miejsce jeden z pierwszych cudów związanych z wizerunkiem Madonny. Podczas przewożenia z greckiej wyspy do Rzymu życie załogi okrętu znalazło się w niebezpieczeństwie z powodu gwałtownej burzy, lecz pomoc Maryi przyniosła wszystkim ratunek. W XV wieku pojawiły się przekazy o pewnym kreteńskim kupcu, który przed śmiercią przekazał ikonę swojemu przyjacielowi. Najświętsza Panienka ukazała się jego córeczce we śnie, podając swój tytuł – „Nieustającej Pomocy” , a także wyrażając pragnienie, aby umieścić jej podobiznę w jednym z rzymskich kościołów pomiędzy bazyliką św. Jana na Lateranie a bazyliką Matki Bożej Większej. Matka dziewczynki przekazała ikonę do kościoła św. Mateusza pod opiekę augustianów, gdzie zasłynęła licznymi cudami.
Po zniszczeniu kościoła w 1798 roku przez wojska napoleońskie cudowny wizerunek został przeniesiony do kościoła Santa Maria in Posterula, gdzie spoczywał zapomniany przez około 70 lat. Gdyby nie brat Agostino Orsetti pochodzący ze wspólnoty kościoła św. Mateusza i pewien młodziutki ministrant, późniejszy redemptorysta, Michele Marci, zapomniano by o niej zupełnie. Brat mówił do chłopca: ,,Pamiętaj synu, że obraz Matki Bożej Nieustającej Pomocy znajduje się w górnej kaplicy, nie zapomnij o tym – to obraz cudowny!”. Po latach grunt, na którym stał zrujnowany już wówczas kościół św. Mateusza, zakupili redemptoryści. Nie podejrzewali wówczas, że posiedli teren, który Matka Boża upatrzyła sobie wiele lat wcześniej na miejsce swego sanktuarium. Na nim właśnie rozpoczęto budowę nowego kościoła Najświętszego Odkupiciela dedykowanego św. Alfonsowi de Liguori, założycielowi zgromadzenia ojców redemptorystów.
Rozsławienie cudownego wizerunku
Bracia poznali szczególną wartość zakupionej przez siebie ziemi dopiero, gdy pewien słynny jezuicki kaznodzieja przywołał wspomnienie dawnej chwały ikony Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Wtedy właśnie Michele Marci, który w wigilię Bożego Narodzenia 1858 rozpoczął nowicjat u redemptorystów, przypomniał sobie wszystko, co mu niegdyś przekazał brat Agostino Orsetti. Powiedział on swoim współbraciom, że widział ten obraz i wie, gdzie go odnaleźć. Przełożony generalny, dowiedziawszy się, iż obraz jest przechowywany w kościele Santa Maria in Posterula, napisał list do papieża Piusa IX, w którym prosił o zezwolenie na przekazanie ikony kościołowi Najświętszego Odkupiciela i św. Alfonsa de Liguori. Ojciec Święty wyraził zgodę. Właśnie wtedy miał powiedzieć przełożonemu redemptorystów: „Uczyńcie ją znaną całemu światu”. W roku 1866 ojcowie, a wśród nich Michele Marci, wybrali się, by przejąć cudowny obraz od ojców augustianów, który trzeba było oczyścić i odrestaurować.
Od tego momentu rozpoczął się kolejny etap w historii obrazu – rozsławienie go w całym katolickim świecie, wśród milionów wiernych różnych obrządków. Przyczyniły się do tego głównie misje i apostolat ojców redemptorystów, które dotarły z cudownym wizerunkiem Maryi m.in. do Rosji, Indii, Ameryki Łacińskiej, a nawet na Haiti czy do Etiopii. Na całym świecie powstały rozmaite bractwa mające na celu propagowanie kultu Matki Bożej Nieustającej Pomocy.
Ikona pasyjna z nutą nadziei
Warto powiedzieć kilka słów o charakterystyce formy wyrazu artystycznego tego niezwykłego dzieła, a przede wszystkim o znaczeniu konkretnych symboli zawartych w owym przedstawieniu Maryi. Należy zaznaczyć, że ikona nie będzie nigdy czymś w rodzaju fotografii czy naturalistycznego portretu przedstawionej na niej postaci. Jest próbą uchwycenia duchowego kształtu osoby. Ikona Matki Bożej Nieustającej Pomocy należy do rodzaju ikon pasyjnych, przedstawiających Matkę Bolesną z Dzieciątkiem Jezus, którego wzrok skierowany jest w stronę dwóch aniołów, ukazujących Mu narzędzia Jego męki.
Oblicze małego Jezusa nie jest jednak smutne. Ikona, mimo, iż przedstawia Matkę Bożą Bolesną i Pana Jezusa patrzących w przyszłość naznaczoną cierpieniem i straszliwą męką Syna Bożego, zawiera w swoim wyrazie aspekt zbawczej wartości wszystkich ziemskich bólów Jezusa i Maryi, która jest jednocześnie nadzieją grzeszników. Odnajdujemy zatem w tym przedstawieniu nie tylko Matkę przeczuwającą boleść swego Niepokalanego Serca z powodu niewinnej a okrutnej męki Syna, ale również Matkę grzeszników dodającą otuchy i budzącą nadzieję w sercach swych dzieci – wiernych Kościoła Chrystusowego.
Zgubiony sandał Jezusa
Twórca obrazu w ciekawy sposób przedstawia przenikanie się pierwiastków boskich i ludzkich w stosunku Matki Bożej do swego Syna. Z jednej strony spoczywa On na Jej rękach, w czym widać bezbronność dziecka, które znajduje bezpieczeństwo u matki, z drugiej jednak strony Matka ukazuje Syna, co stanowi odniesienie do bóstwa Chrystusa i roli Maryi jako pośredniczki między Bogiem i ludźmi. Matka Boża jakby usuwa się, wskazując na Niego. Jezus zdaje się doznawać lęku wobec cierpienia, które Go czeka w przyszłości. Dlatego ucieka się do matki, gubiąc przy tym jeden z sandałów. Jest to jeden z bardziej interesujących szczegółów ikony, dzięki któremu dostrzegamy wyraźniej człowieczeństwo Chrystusa Pana. Na czole Maryi widać gwiazdę, co bywa interpretowane jako symbol gwiazdy betlejemskiej, prowadzącej mędrców ze Wschodu do narodzonego Mesjasza. Tak samo Maryja, Gwiazda Zaranna, prowadzi nas do Jezusa, Światłości Przedwiecznej.
Zwróćmy uwagę na występowanie złotego koloru w obrazie. Złoto jest symbolem wszechobecności Bożej. Złote są również oczy Bogurodzicy, jakby przebóstwione – oczy Tej, która była pełna łaski, pełna Bożej miłości. Wszystko to udziela się wierzącym. Wpatrując się w ikonę wymieniamy spojrzenie z Maryją, bowiem Jej oczy z każdej perspektywy pozostają skierowane ku oczom patrzącego. Potęguję się dzięki temu wrażenie dialogu z Niepokalaną, która przez całą symbolikę obrazu namalowanego przez natchnionego artystę chce nam powiedzieć, że jest również naszą Matką i możemy uciec się do Niej w każdej naszej potrzebie i utrapieniu. Ona jest gwiazdą przewodnią dla wszystkich poszukujących drogi, Ona wie najlepiej, czego nam potrzeba, ponieważ trzyma w swych najdelikatniejszych dłoniach Tego, który jest Stwórcą i Panem naszych serc, najgłębiej utajonym celem naszego życia i nie dającym się ogarnąć szczęściem.
Emilia Górska-Obara i Filip Obara
mat
Za: PoloniaChristiana – pch24.pl (2017-11-30)
Bill Gates trzyma łapy także na Globalnym Banku Nasion
Svalbard Doomsday Seed Vault – «Ten, kto kontroluje nasiona, kontroluje świat…»
RAM 16 czerwiec 2020
Szczepionka: Gates promuje zakazaną technikę gene drive
«Fundacja Gatesów zapłaciła 1,6 miliona dolarów jednej z firm zajmujących się public relations za zmontowanie tajnej koalicji naukowców, której celem ma stać się zniesienie moratorium ONZ na eksperymenty z zastosowaniem techniki gene drive…»
RAM 16 czerwiec 2020
5G APOKALIPSA – Wyginięcie – Lektor PL
Znakomite, przygotowane niezwykle profesjonalnie – dowodowo – opracowanie naukowe o szkodliwości pól elektromagnetycznych, w tym zwłaszcza 5G i Wi-Fi dla wszelkiego życia na Ziemi. Należy tu zacytować wypowiedź z filmu Barie Trowera, eksperta od mikrofalowych broni, który stwierdził:
„ KAŻDY KTO ZAKŁADA Wi-Fi W SZKOŁACH, POWINIEN BYĆ ZAMKNIĘTY DO KOŃCA ŻYCIA. TA OSOBA NIE POWINNA CHODZIĆ PO POWIERZCHNI PLANETY !!!”
Wszystko co mówią rządy, lobbyści i przedstawiciele firm telekomunikacyjnych na temat nieszkodliwości promieniowania elektromagnetycznego, w tym zwłaszcza 5G, dla ludzkiego zdrowia i życia, jest KŁAMSTWEM !!! WSZYSTKO !!!
Zawarty w filmie pesymistyczny scenariusz rozwoju wydarzeń został opracowany ponad pół roku przed fałszywą pandemia Covi-19, którego pojawienie się było zaplanowane dużo wcześniej przez globalnych satanistycznych psychopatów. Czy ten plan będzie zrealizowany, zależy to od szybkości i przyśpieszenia zmian świadomości ludzi w skali globu.
Przede wszystkim NIE NALEŻY SIĘ BAĆ, ponieważ właśnie STRACH W SKALI MASOWEJ, ZWIĘKSZA MOŻLIWOŚCI REALIZACJI TEGO LUDOBÓJSTWA. Także GNIEW ZWIĘKSZA TE MOŻLIWOŚCI. Dlaczego, nie należy się BAĆ I WPADAĆ W GNIEW I ZŁOŚĆ ? Ponieważ, TO NIE CIAŁO POSIADA DUSZĘ, ALE DUSZA POSIADA CIAŁO, jako jeden z wielu skafandrów kosmicznych, we współczesnym przypadku, służącym do życia na Ziemi !!!
Jeśli zmiany świadomości będą niewystarczające, to jedynym wybawieniem od losu, jaki realizują dla ludzkości ciemne siły, może być przepowiadany od co najmniej kilku lat impuls słoneczny, który to zniszczy. Taki impuls w 1859 roku zniszczył sieci drutów telegraficznych na Półkuli Północnej.
Redakcja KIP
Serdeczne podziękowania dla twórców tego wspaniałego filmu, Sashy Stone’a i ekipy New Earth Project, za zgodę na opracowanie polskiej wersji. Jednocześnie, ze względu na wagę zagadnienia, prosimy o jak najszersze udostępnianie tego filmu.
Od Redakcji KIP:
Uzupełniający zestaw opracowań dokumentujący związek promieniowania elektromagnetycznego, w tym 5G, Wi-Fi i 4G z koronawirusem.
Podejrzenie ludobójstwa – 5G i CoV
Diana Wojtkowiak: Związek pandemii koronowirusa SARS CoV-2 z siecią 5G
Czy „Koronawirus” jest w rzeczywistości chorobą popromienną, powodowaną przez promieniowanie elektromagnetyczne, w tym 5G, Wi-Fi, 4G ?
Jak zwalczyć 5G, koronawirusa i rządzących kryminalistów, aby zapobiec ludobójstwu ?
Były pracownik Vodafone UJAWNIA- prawdziwe OBLICZE KORONAWIRUSA- Wezwanie POWSTAŃMY!
Czy to możliwe, że technologia 5G prowokuje rozprzestrzenianie się koronawirusa ?
Grypa, czy Choroba Radiacyjna
Zabójcze promieniowanie elektromagnetyczne
Pandemia? Albo głupota i fantazja … I co dalej? 13 kwietnia 2020 Obudź się !
NIESAMOWITY WYWIAD DAVIDA ICKE O AKTUALNEJ SYTUACJI W ŚWIECIE I PLANACH GLOBALNYCH PSYCHOPATÓW [ usuwany z youtube, vimeo i innych sieci]
Korelacja 5G z koronawirusem, a kościół katolicki i rząd
Wywiad: Perspektywa kontrwywiadu w sprawie wirusa Wuhan – syjonistyczny atak wojenny pod fałszywą flagą?
Już oficjalnie! KORONAWIRUS operacją „fałszywej flagi”! Robert D. Steele- list do Premiera!
Steele & Cassidy update, KORONAVIRUS i Memy, reset finansowy i więcej, 20 Marca 2020
Możliwe współzależności: koronawirusów, 5G, chemtrails, broni etnicznej i psychozy strachu – Ewa Pawela
Co kryje za sobą epidemia koronowirusa ?, Cz.1
Co to jest wirus? Nie to, co ci powiedziano… – Piątek, 17 kwietnia 2020 r
Nie możesz złapać wirusa, nie jest żywą częścią naszego świata – 14.04.2020.
Brak naukowego dowodu na istnienie tzw. wirusa-patogenu.
Zbrodnie ludobójstwa za pomocą szczepionek nie ulegają przedawnieniu. Demograficzna zagłada, czyli mistyfikacja H1N1
Sensacyjna wypowiedź Ambasadora USA o zdalnym zabijaniu ludzi technologią 5G
Uliczne latarnie LED wspierające sygnały 5G mają charakter ludobójczej broni
Google, Facebook, Neuralink pozwane za transfer broni technologicznej AI, współudział w ludobójstwie w Chinach i narażanie ludzkości na niewłaściwe użycie AI
Klub Inteligencji Polskiej 27/05/2020
Świat po epidemii
Już wiek XX był wiekiem inżynierii społecznych, wcielanych w życie przez tytanów myśli, takich jak Włodzimierz Lenin, Adolf Hitler, czy Józef Stalin, z niebywałym rozmachem, chociaż metodami brutalnymi i chamskimi. W wieku XXI, z którego tak dumni są mikrocefale, że przyszło im żyć akurat teraz, inżynierie społeczne rozwinęły się jeszcze bardziej, ale i jeszcze bardziej wysubtelniały. Owszem, jeszcze tu i ówdzie, na peryferiach świata, stosowane są metody brutalne i chamskie, ale generalnie dominuje dyskrecja, dzięki której coraz więcej ludzi, zwłaszcza tych, których umysłowość kształtowana jest przez niezależne media głównego nurtu, uważa, że żadnych społecznych inżynierii, przez starszych i mądrzejszych pogardliwie nazywanymi „teoriami spiskowymi”, nie ma, że to pełny rozwojowy spontan i odlot, słowem – że to wszystko naprawdę. I tego zadowolenia ze swego rozumu nic nie potrafi im zmącić, nawet kiedy słyszą, jak „głębocy ekologowie” uważają, iż dla dobra „planety” gatunek ludzki trzeba by było wytępić, gwoli udostępnienia Lebensraumu gatunkom dotychczas dyskryminowanym, żeby nie powiedzieć – uciśnionym przez ludzkich krwiopijców – bo retoryka głębokich ekologów jest bardzo podobna do marksistowskiej. Nie może być zresztą inaczej, skoro wyrasta ona z tego samego pnia, z którego wyrastają inne pozornie sprzeczne ze sobą, społeczne inżynierie. Bo są one rozmaite; radykalne i umiarkowane, jak na przykład inżynieria zalecana przez prof. Ehrlicha z pierwszorzędnymi korzeniami. W odróżnieniu od głębokich ekologów, którzy pewnie nie zdają sobie sprawy z antysemickiego charakteru swej społecznej inżynierii, bo przecież siłą rzeczy musiałaby ona objąć również bezcenny naród żydowski, pan prof Ehrlich tak daleko nie idzie i pozwala zachować gatunek ludzki, ale nie więcej, jak miliard osobników. Nie wyjaśnia, dlaczego akurat miliard, ale i bez tego możemy się domyślić, że po to, by było komu pożyczać pieniądze na wysoki procent.
Ale to są tylko inżynierie wycinkowe, podczas gdy od XIX wieku, a może nawet od czasów dawniejszych, mamy do czynienia z inżynierią całościową, obejmującą wszystkie aspekty egzystencji gatunku ludzkiego. Mam na myśli rewolucję komunistyczną, która przewala się przez świat od początku wieku XX – ale też ewoluuje – oczywiście nie w dziedzinie celów, które są cały czas takie same, tylko w dziedzinie strategii. Strategia bolszewicka została bowiem zarzucona nie tylko jako brutalna i chamska, a poza tym – ekonomicznie zawodna – na rzecz strategii „kulturowej”, której fundamenty położył jeszcze w latach 20-tych XX wieku Antoni Gramsci, którego myśl twórczo rozwinął Altiero Spinelli, którego inżynierię realizuje w Europie Unia Europejska, a w Ameryce Północnej – obłąkani docenci, co zainfekowali kulturowym marksizmem tamtejsze uniwersytety. Absolwenci tych uniwersytetów kierują instytucjami, dzięki czemu rewolucja prowadzona według tej strategii, nie jest skierowana przeciwko nim, tylko starannie wykorzystuje ich możliwości dla świętej sprawy. W rezultacie całe narody, otumanione przez niezależne media głównego nurtu, które też zostały pozyskane dla Sprawy, zostają zmuszone do finansowania działalności mającej na celu doprowadzenie ich do zguby, to znaczy – do przekształcenia ich w „nawóz Historii”.
Nadarzyła się sposobność
Rewolucja – jak to rewolucja – rozłożona jest na etapy. W pierwszym etapie promotorzy kładą nacisk na jutrzenkę swobody, co wyraża się w haśle: „zabrania się zabraniać”. Słowem – wprawdzie wszytko wolno, bo jużci – człowiek musi się samorealizować – ale nikt za skutki swojej samorealizacji nie odpowiada. Dobrą ilustracją jest dziedzina seksu. Wszyscy mogą, a nawet powinni, rżnąć się ze wszystkimi, bez względu na płeć, która zresztą też jest pojęciem płynnym – ale co ze skutkami tej radosnej swobody? Zabraniać niczego nie wolno, to jasne, więc w ramach społecznej inżynierii trzeba stworzyć system zachęt, z narzędziami do „bezpiecznego seksu”, a gdyby coś poszło nie tak, to również w postaci legalizacji ćwiartowania niewiniątek w specjalnych rzeźniach. O ile w strategii bolszewickiej promotorzy rewolucji stawiali na ludzką chciwość, dzięki czemu mogli z masowym poparciem doprowadzić do likwidacji własności prywatnej, to znaczy – do jednej z ważnych gwarancji autonomii człowieka względem władzy politycznej, to w nowej strategii postawili na beztroskę, czyli nieodpowiedzialność, zgodnie z zasadą permisywizmu; wszystko wolno, ale nikt za nic nie odpowiada. Ta zasada doprowadziła do znacznej destrukcji organicznych więzi społecznych, co doprowadziło tradycyjne, historyczne społeczności do stanu bezradności i bezsilności w obliczu tej cierpliwej i metodycznej strategii, skierowanej na uchwycenie władzy nad zdezorganizowaną większością przez zorganizowaną mniejszość. Zatem na etapie umizgów nie wolno było „zabraniać”, ale kiedy już się okazało, że proces degrengolady jest już bardzo zaawansowany, można było przejść do etapu następnego, czyli etapu surowości. Pojawiły się kategorie nie tylko potępione, ale również represjonowane – oczywiście w imię dobra powszechnego, żeby wszystkie człowieki były „braćmi” – w rodzaju „mowy nienawiści” i temu podobnych. Przynosiło to rezultaty, nie można powiedzieć, ale z punktu widzenia promotorów rewolucji te działania najwyraźniej zostały uznane za ślamazarne, co łatwiej zrozumieć, gdy uświadomimy sobie, że jeden z promotorów, stary żydowski grandziarz finansowy Jerzy Soros, liczy sobie lat 90 i zbyt długo czekać na frukta rewolucji nie może.
W tej sytuacji, niczym dar Niebios, trafił się zbrodniczy koronawirus, który dlaczegoś precyzyjnie uderza w schorowanych, nieproduktywnych starców, oszczędzając ludzi młodych, których można będzie potem skutecznie sproduktywizować. Tym razem promotorzy komunistycznej rewolucji nie stawiali ani na chciwość, ani na lekkomyślność, tylko – na instynkt samozachowawczy. Dzięki temu niemal na całym świecie rządy z dnia na dzień przejęły władzę dyktatorską, o jakiej nie mógł marzyć ani wybitny przywódca socjalistyczny Adolf Hitler, ani drugi wybitny przywódca socjalistyczny Józef Stalin. W dodatku Hitler otwarcie krytykował demokrację, w odróżnieniu od Stalina, lansującego demokrację „prawdziwą”, podczas gdy teraz rządy mają pełne usta demokratycznych frazesów, którymi swoją dyktatorską władzę osłaniają. Odwołanie się do instynktu samozachowaczego – w czym niezależne media głównego nurtu, zgodnie z leninowskimi normami o „organizatorskiej” funkcji prasy, kładą wiekopomne zasługi, ekscytując nastroje paniczne – sprawiło, że ta operacja nie napotkała prawie żadnego sprzeciwu, chociaż pod pretekstem epidemii z dnia na dzień narzucone zostały restrykcje nie tylko nie znane przedtem nawet w sytuacjach nadzwyczajnych, ale w dodatku – nie znajdujące żadnego uzasadnienia nawet w statystykach, według których liczba ofiar epidemii nie przekracza dzięsięciotysięcznych części procenta ludności świata. Nawiasem mówiąc, nawet te statystyki są zawyżone, bo zbrodniczemu koronawirusowi przypisuje się wszystkie przypadki zgonów, nawet gdyby człowiek zarażony koronawirusem wypadł z 10 piętra i się zabił, to jest rejestrowany jako ofiara epidemii. Wreszcie narzucane restrykcje przekraczają granice absurdu na przykład, gdy policja, która dopiero w takich okolicznościach, niczym kapral Priszybiejew z opowiadania Czechowa, może spełniać wszystkie swoje marzenia, łupi mandaty kierowcom tankującym samochody „bez wyraźnej potrzeby”.
Następstwa polityczne
Następstwa polityczne uchwycenia się sposobności, jaką stwarza zadekretowana epidemia, juz się objawiają, ale to zaledwie zwiastuny tego, co nas czeka. Przede wszystkim epidemia ogarnęła cały świat, nie zważając na polityczne granice. Wprawdzie lokalne, tubylcze rządy, skwapliwie skorzystały z tej okazji, by rozszerzyć swoje imperia na tereny dotychczas bezpańskie, to przecież sama logika wskazuje, że skoro zagrożenie ma charakter globalny, to i walka z nim też musi przybrać taki charakter. Musi być prowadzona w skali światowej, a skoro tak, to działania tubylczych rządów muszą być skoordynowane w skali światowej. Zatem musi pojawić się Koordynator, który będzie dyrygował rządami poszczególnych bantustanów – oczywiście dla Dobra Powszechnego. Tak oto spełni się program Alfiero Spinelliego, że trzeba zlikwidować historyczne narody, bo z nimi tylko same zgryzoty, a świat się męczy. Zapowiedzi takiej koordynacji w skali globalnej juz mamy, choćby w postaci deklaracji Billa Gatesa, że teraz będzie można podróżować tylko z certyfikatem odporności. Kto będzie takie certyfikaty wystawiał, w jaki sposób stwierdzał odporność, no i oczywiście – ile to będzie kosztowało – tego na razie jeszcze nie wiemy, ale nie ulega wątpliwości, że w stosownym momencie zostanie nam to objawione. Z tego może rozwinąć się potężny przemysł, podobnie jak z wypłukiwania złota z powietrza, w postaci handlu limitami dwutlenku węgla, ustanowionymi przez anonimowych Dobroczyńców Ludzkości. A przecież trzeba będzie jeszcze te certyfikaty kontrolować, więc na lotniskach, w portach i na granicach pojawią się zupełnie nowe formacje żandarmerii. Wprawdzie swoboda podróżowania nadal zostanie podstawowym prawem człowieka, ale pamiętamy, że i w Związku Sowieckim też była. Z tą może osobliwością, że do kolejki przed kasą biletową podchodził oficer NKWD i uprzejmie pytał: a dokąd do się wybieracie, grażdżanie? Zawsze się trafił jakiś jegomość bardziej od innych wrażliwy na prawa człowieka, który retorycznie pytał: a co, nie wolno? – na co oficer uprzejmie odpowiadał: wolno – ale po co? Wtedy kolejka znikała sprzed kasy, jakby rozwiało ją tornado i nic już nie kolidowało z podstawowymi prawami człowieka. Być może Koordynator pozostawi lokalne, tubylcze rządy, bo nie będzie mu się chciało użerać ze wszystkimi plemionami – ale wszystkie one – to znaczy, pardon – oczywiście nie wszystkie, tylko tę mniej wartościowe, będą miały pozostawione kompetencje wykonawcze, podobnie jak to zostało przetrenowane w bantustanach przyłączonych do Unii Europejskiej. Towarzyszyć będzie temu potężna propaganda, którą za pośrednictwem niezależnych mediów głównego nurtu będą faszerowani przede wszystkim „młodzi, wykształceni, z wielkich miast”, jako że ta kategoria jest bardziej zaawansowana niż inne w utracie poczucia rzeczywistości. O schorowanych starców nikt zabiegał nie będzie, bo epidemia zbrodniczego koronawirusa znacznie przetrzebi ich szeregi.
Następstwa ekonomiczne
Tutaj zmiany będą największe i to nie tylko na skutek wyłączenia pod pretekstem epidemii całych segmentów gospodarki w poszczególnych krajach, ale przede wszystkim w gospodarce światowej, która juz przecież odczuwa skutki ekonomicznej wojny między Stanami Zjednoczonymi i Chinami. Chińska gospodarka wysunęła się na pierwsze miejsce w świecie, co musiało budzić – no i budziło zaniepokojenie w Ameryce, bo przecież ono właśnie umożliwiło wygranie wyborów Donaldowi Trumpowi. Wprawdzie Chiny stały się gospodarczy m potentatem, ale dolar po staremu pozostał walutą światową, z czego USA ciągną grubą rentę, czego pilnuje potężna amerykańska armia. Obecnie, ponieważ pierwszym ogniskiem epidemii stały się Chiny, może pojawić się presja na ograniczenie gospodarczych kontaktów z Chinami, bo juz teraz pojawiły się opinie o zaletach gospodarczej samowystarczalności – żeby aspirynę I witaminę C można było jednak wytwarzać samemu. Myślę, ze rządy już nie zrezygnują z uchwyconej kontroli nad gospodarką, co widać również i u nas, gdzie okazało się, że „kapitał ma narodowość”. A skąd możemy wiedzieć, że kapitał ma odpowiednią narodowość? To proste, jak budowa cepa. Wtedy, kiedy jest państwowy. Toteż pod pretekstem walki z następstwami restrykcji spowodowanych koniecznością walki ze zbrodniczym koronawirusem, dojdzie do radykalnej kuracji przeczyszczającej w gospodarce. Przede wszystkim średnie firmy albo znikną, albo zostaną przejęte pod kontrolę państwa, bo małe będą już całkowicie zależne od banków i urzędników. Podobna operacja odbyła się w III Rzeszy, gdzie pod pretekstem wojny państwo przejęło całkowitą kontrolę nad przedsiębiorstwami de nomine prywatnymi – o czym w swoich pamiętnikach pisze Albert Speer.
Nasili się też fiskalna eksploatacja obywateli, bo przecież na kogoś muszą zostać przerzucone koszty wszystkich „tarcz” antykryzysowych. Na razie są one finansowane w ten sposób, ze najpierw Polski Fundusz Rozwoju, spółka akcyjna Skarbu Państwa wypuści obligacje, które następnie będą skupowały banki komercyjne. A dlaczego będą skupowały te obligacje? A dlatego, że wykupi je co do jednej Narodowy Bank Polski, a potem „umorzy”. A skąd Narodowy Bank Polski weźmie pieniądze na wykupienie tych obligacji, których wartość przekroczy 300 mld złotych? Ano stąd, co zawsze; to znaczy – puszczając w ruch maszyny drukujące pieniądze. Wprawdzie konstytucja w art. 220 ust. 2 zakazuje pokrywania deficytu budżetowego kredytem NBP, ale po pierwsze – nie będzie żadnego „deficytu budżetowego”, bo przecież Polski Fundusz Rozwoju nie jest budżetem, więc może wypuszczać obligacje, podobnie jak robi to państwowy ZUS. Banki komercyjne mogą inwestować według swego uznania, więc dlaczego nie w obligacje PFR? Nawet powinny, bo dobrze jest, jak w gospodarce rynkowej, zwłaszcza takiej, jak u nas, przedsiębiorstwa „robią na rękę” rządowi. Poza tym żadnego ryzyka nie ma, bo wiadomo, że NBP obligacje te wykupi i nie będzie to żadne „pokrywanie deficytu”, którego przecież nie ma, tylko zwyczajne inwestowanie NBP na „rynku finansowym”. A że potem obligacje „umorzy”, to cóż w tym takiego? Jak widać, można wypłukiwać złoto z powietrza – ale to tylko pozór, bo emitując obligacje, PRF wypuści na rynek ogromne ilości pieniądza, a zgodnie z prawem podaży i popytu, jeśli na rynku przybywa pieniądza, to staje się on tańszy, a to z kolei oznacza, że rosną ceny. Jak rosną ceny, to rosną też podatki, np. VAT i akcyza, które są procentem od ceny. Tak naprawdę wygląda wypłukiwanie złota z powietrza, więc opinie, że ta cała operacja przyniesie korzyść jedynie, a przynajmniej – przede wszystkim bankom – nie są pozbawione podstaw. Niezależnie od tego, że w efekcie walki ze zbrodniczym koronawirusem państwo będzie przejmowało coraz większą kontrolę nad sektorem prywatnym, to jest też prawdopodobne, że ten sektor znacznie się skurczy, nawet jeśli nie przejdzie pod zarząd państwowy. Znaczna część drobnych przedsiębiorstw nie będzie miała innego wyjścia, jak poddać się kontroli korporacji, a one już tam znajdą drogę do serc urzędników, którzy przecież też potrzebują wypić i zakąsić tym bardziej, ze gwoli zwalczania skutków restrykcyjnych poczynań rządu będą starali się udowodnić swoją niezbędność. W ten oto sposób cel rewolucji komunistycznej w postaci likwidacji, a przynajmniej ograniczenia uprawnień właścicielskich albo zostanie zrealizowany, albo gwałtownie się do tego celu przybliży. Warto w tym kontekście zwrócić uwagę, że w związku z nałożonymi przez amerykański rząd restrykcjami, w USA gwałtownie wzrosła sprzedaż broni. Być może ludzie kupują sobie broń na wszelki wypadek, kiedy np., na skutek restrykcji dojdzie do rozruchów, ale może intuicyjnie czują, że motywem alternatywą wobec rysujących się ekonomicznych skutków walki z epidemią, może być zmiana konwencji, do czego broń jest jak najbardziej potrzebna.
Następstwa ideologiczne
Walka ze zbrodniczym koronawirusem doprowadziła do zamknięcia kościołów, to znaczy – kościołów chrześcijańskich, bo muzułmanie po staremu gromadzą się w meczetach, a policja patrzy na to przez palce, bo przecież takiemu jednemu z drugim policjantowi życie też jest miłe. Warto zwrócić uwagę, że czegoś takiego nie było nawet za Nerona, chociaż Kościół egzystował w głęboki podziemiu, w „katakumbach”, a praktyki religijne były szalenie niebezpieczne. Ale wtedy nikomu, nawet poganom, nie przychodziło do głowy, że życie jest wartością „najwyższą”. Przeciwnie – liczne rzesze świętych męczenników uważały, że wcale tak nie jest, bo gdyby uważali inaczej, to nie zostaliby świętymi męczennikami. Skoro jednak życie zostało uznane za wartość „najwyższą” – co znalazło nawet wyraz w zmienionym przez papieża Franciszka Katechizmie Kościoła katolickiego, w którym kara śmierci została uznana za sprzeczna z chrześcijaństwem – to nic dziwnego, że instynkt samozachowawczy staje się dla wszystkich głównym motywem egzystencji. Po co ta egzystencja – tego nikt dokładnie nie wie – ale w ten właśnie sposób osiągnięty został kolejny cel rewolucji komunistycznej, w postaci przynajmniej sprowadzenia Kościoła do specyficznego przedsiębiorstwa przemysłu rozrywkowego, bo w takiej postaci nie będzie już przedstawił dla promotorów komunistycznej rewolucji żadnego zagrożenia.
Stanisław Michalkiewicz
Felieton • Portal Informacyjny „Magna Polonia” (www.magnapolonia.org) • 13 czerwca 2020
Święto Bożego Ciała oskarża Episkopat i biskupów w Polsce. Satanizacja Komunii Świętej przez polskich księży stała się faktem.
Choćbym miał wiarę w Najświętszy Sakrament, ale nie miał ku Niemu miłości byłbym niczym.
Tak można dzisiaj sparafrazować słowa Św. Pawła. Cóż komu z tego, że mamy wiarę. Wiarę mają też i szatani. Mają także wiedzę.
A nie mają miłości. Nienawidzą Najświętszego Sakramentu.
Częścią satanistycznych praktyk jest branie do rąk konsekrowanych Hostii i deptanie ich. Każda profanacja brała się najpierw od niechlujstwa kapłana, albo ataku niewiernego lub przekupionego przez heretyków, aby przyjętą Hostię wyjąć z ust i przynieść, na potrzeby satanistycznych obrzędów czy profanacji. Są do dziś świadkowie wydarzeń, kiedy służąca w żydowskim domu katoliczka miała polecenie przyjąć Najświętszy Sakrament ale tak, aby przynieść go swojej pani, która potem znęcała się nad świętą Hostią. Służąca poruszona zniewagami Hostii, wyznająca swój grzech i kapłan idący odebrać to, co należy do Kościoła – Ciało Chrystusa.
O tym rzecz jasna nikt dzisiaj mówił nie będzie. W niektórych parafiach, zanim ustawili się ludzie po Komunię Świętą do ręki, księża mówili o adoracji Najświętszego Sakramentu, o szacunku, o cudzie eucharystycznym tu czy tam, również w Polsce, gdzie upuszczona Hostia przybierała postać skrwawionej tkanki Chrystusowego Serca. Ale zaraz potem słowa owe okazywały się kłamstwem, obłudą, gdyż ten sam ksiądz ogłaszał, w którym kącie kościoła jest wyznaczone miejsce, gdzie okruszki Ciała Chrystusowego mogą być „zgodnie z prawem” upuszczane na posadzki. Gdzie można Hostię na oczach księdza wziąć do ręki, a korzystając z tego, że już następny w kolejce, udać, że się przyjęło a schować i wynieść. Są i dziś tacy, co za Ciało Chrystusa zapłacą.
Dzień szczególnej czci dla Najświętszego Sakramentu zamienił się w tym roku w dzień szczególnego poniżenia Najświętszego Sakramentu. Nigdy w Polsce na taką skalę nie chodzono po cząstkach eucharystycznego Chleba. Jeszcze niedawno wiele kościołów było zamkniętych albo przewiązanych taśmami jak miejsca zbrodni. Wtedy było to niesłuszne, bo nie były to miejsca zbrodni, jedynie odsuwano wiernych od kultu. Obecnie nie ma taśm, jak na miejscach morderstwa, ludzie są wpuszczani, ale wnętrza kościołów polskich stały się takim miejscem zbrodni. Stały się miejscem, gdzie Przenajświętsze Ciało Chrystusa pod pozorami religii, pod przykryciem wielu pustych słów nadętych od kłamstwa, jest deptane, pozbawione szacunku, wystawione na zakusy wrogów Kościoła, którzy dziś nie mają najmniejszego problemu z pozyskaniem Hostii do obrzędów satanistycznych i okultystycznych.
Ale cóż mówić o wrogach Kościoła. Wiernych, którzy chcą przyjąć Komunię Świętą, chcą brać udział w duchowym życiu w swojej parafii, zmusza się, aby zaspokajali pragnienie przyjęcia Chrystusa, ryzykując przejście do Komunii po partykułach. To nic, że ich nie widać. Nie byłby potrzebny obrzęd puryfikacji, gdyby cząstki tego Chleba nie kruszyły się, jak chleb.
Dla wielu wiernych nie ma miejsca, gdzie mogliby Komunię Świętą przyjąć. To nic, że w tym kącie jest miejsce „na rękę” a w tamtym na kolanach i do ust. Żeby pójść po Najświętszy Sakrament trzeba iść przez kościół usypany wcześniej przez innych najświętszymi okruszynami Pańskiego Ciała. Aby zaspokajać swoją potrzebę bycia z Bogiem, przymusza się ludzi z sumieniem, aby biorąc w tym udział, będąc obecnymi, idąc po Komunię, stąpali po podłodze, na której mogą leżeć części Pańskiego Ciała. Dla tych, którzy to wiedzą, i nie zgadzają się z tym, nie chcą deptać partykuł ani świadomie ani nieświadomie, samo wejście do takiego kościoła jest odstręczające. Tam, gdzie weszły nowe protestanckie praktyki, kościół nie jest miejscem nabożeństwa ale miejscem zbrodni, kaźni, zadawanej Bogu wśród obłudnych pobożnych słów, pod przykrywką liturgii. Ten kontrast między tym, czym liturgia Kościoła być powinna, a czym jest, kiedy okruszyny Hostii Świętej spadają z ludzkich dłoni, poraża. Zakłamanie księży jest w tej sytuacji tym bardziej perfidnie. Perfidia ta zatyka dech w piersiach i sprawia, że wizyta w kościele staje się równoznaczna ze współudziałem w tym radosnym, świątecznym deptaniu Chrystusa. Do którego mając gęby pełne pobożnych słów, namawiają sami urzędnicy kultu.
Są ludzie, którzy nie poznają kościoła, i Kościoła. Są ludzie, którzy w lokalnym kościele, i w tak przerobionym pod pozorami epidemii Kościele polskim miejsca już dla siebie nie widzą. Chcą przyjmować Ciało Pańskie, ale nie za cenę przyjmowania jednego kawałka Chleba a przejścia po innych. Czym się one różnią? Tym, że jeden jest widoczny, a drugi, maleńki odłamek niezauważalny, więc możemy udawać, że na pewno go nie ma? Właśnie, że jest. Patena kapłańska nigdy nie jest całkowicie czysta po rozdaniu Komunii Świętej. Jak więc można założyć, że obecnie nie praktykuje się rozdeptywania partykuł konsekrowanych na masową skalę w Polskim Kościele?
Satanizacja Komunii Świętej przez polskich księży stała się faktem.
Właśnie tym stało się Boże Ciało Anno Domini 2020 w Kościele w Polsce. Że działacze związani z Talmudem to wymuszają, czy z Rycerzami Kolumba, czy palący hanukowe świece, czy świętujący Reformację, to dziwić nie musi. Wszak służby specjalne zawsze usiłowały przejąć urzędy wrogich sobie instytucji i tak też przejmowały hierarchię w Kościele.
Ale żeby katolicy takim talmudystom, masonom, działaczom służb podporządkowali się bez szemrania, gotowi podeptać Boga dla posłuszeństwa fałszywemu klerowi, tego zrozumieć niepodobna. Jeśli Pan Bóg dopuści zamykanie kościołów, sprzedawanie, robienie z nich kawiarni i burdeli, jak to było na Zachodzie Europy, nas osobiście to nie zdziwi, bo zorganizowane, narodowe profanowanie Boga na polecenie kleru, który Boga się wyparł, jest czymś gorszym, niż wszystkie grzechy Polski, za jakie przyszła kara II Wojny Światowej. Za grzechy czynione przez polski rząd, okultyzm kwitnący w sferach rządowych, za warszawskie ulice pełne domów publicznych sławnych w całej Europie Warszawa została zamieniona w kupę gruzów. O tym Polacy byli ostrzegani i przez S. Faustynę i innych wizjonerów. A tamte grzechy były niczym wobec zorganizowanej i narodowej profanacji którą dzisiaj, w dniu szczególnego nabożeństwa do Ciała Pańskiego, wyraźniej widać. Niczym są wszelkie obelgi wobec obrazów, świętości i kapliczek popełnione przez lewaków opłacanych przez synagogę czy Sorosa, wobec tego, że sami katolicy maszerują po Ciele swego Boga, posłuszni niegodziwej, zaprzedanej szatanowi fałszywej hierarchii.
Tylko szatan jest zdolny tak kłamać i od niego fałszywi księża tego kłamstwa się nauczyli: wznosić modły a pod pozorem kultu i pięknych, pobożnych słów czynić największe dzieła pogardy dla Boga.
Powoływać się na boską cześć a kłaść Boga ludziom pod buty. Nikt inny jak sam szatan nie umiałby do tego użyć Kościoła, by Bogu tak wyraźnie pluć w Twarz. Pan Bóg pozwolił umrzeć takim profanatorskim kościołom na Zachodzie, pozwolił zdziesiątkować wiernych, wyprzedać relikwie i święte pamiątki. Pozwolił wyburzać starożytne sakralne budowle albo oddawać je na miejsca użycia i konsumpcji. I tak będzie w Polsce. Szatani którzy zdemolowali Kościół Zachodniej Europy bez sprzeciwu owiec zniszczyli im Wiarę i nabożeństwo. I za to Polska zapłaci.
Jeśli naród nie szanuje swego Boga jest jedynie jak bydło na rzeź. Skoro wierni pozwolili sobie, by nieprzyjaciele ubliżyli i poniżyli Chrystusa, to pewnie nie będą zaskoczeni, jak skończywszy z kultem, bandyci w sutannach wydadzą ich na rzeź tym samym, dla których zamykali Kościoły i odgradzali wnętrza taśmami jak miejsca zbrodni. Była to prorocza zapowiedź czym się stał polski Kościół.
Ludzie nie umiejący walczyć o godność swego Boga, są jak stado bydła zdane na rytualny ubój. Zdrada tożsamości narodowej, jaką jest miłość Boga, i zdrada Jego Przykazań, już nas oddała pod okupację banksterską i synagogi szatana. A teraz tracimy ostatnią wartość, która umiała nasz naród wskrzesić. Depczemy po niej literalnie, jak bolszewickie bydło niegdyś trzymane dla poniżenia Wiary w katolickich kościołach, tak dzisiaj tym bydłem jesteśmy my sami.
Dzisiejsze Święto Bożego Ciała jest jak wyrzut sumienia, jak niemy krzyk mordowanej w duszach dzieci i młodzieży wiary. I za to odpowiecie, liturgiczni bandyci, słudzy Talmudu i masonerii w purpurach i sutannach.
Słuchajcie słowa Pańskiego, wodzowie sodomscy,
daj posłuch prawu naszego Boga, ludu Gomory!
«Co mi po mnóstwie waszych ofiar? –
mówi Pan.
Syt jestem całopalenia kozłów
i łoju tłustych cielców.
Krew wołów i baranów,
i kozłów mi obrzydła.
Gdy przychodzicie, by stanąć przede Mną,
kto tego żądał od was,
żebyście wydeptywali me dziedzińce?
Przestańcie składania czczych ofiar!
Obrzydłe Mi jest wznoszenie dymu;
święta nowiu, szabaty, zwoływanie świętych zebrań…
Nie mogę ścierpieć świąt i uroczystości.
Nienawidzę całą duszą
waszych świąt nowiu i obchodów;
stały Mi się ciężarem;
sprzykrzyło Mi się je znosić!
Gdy wyciągniecie ręce,
odwrócę od was me oczy.
Choćbyście nawet mnożyli modlitwy,
Ja nie wysłucham.
Ręce wasze pełne są krwi. (Iz 1,10-15)
Do tych Słów Boga dodajemy przekleństwo wiernych, których wiarę niszczycie a sumienia łamiecie. Ono w dzień waszego sądu zaciąży nad wami, zbrodniarze w purpurach i sutannach. Bóg zemści się za używanie religii świętej do poniżania Go, odpłaci Wam za nasze okaleczone przez was dusze, w których zabijacie Boga.
Jeżeli ktoś zniszczy świątynię Boga, tego zniszczy Bóg. (1Kor 3,17)
Share this:
W najmniejszym okruszku Komunikantu jest cały Chrystus!
Czy pod każdą odrobiną chleba lub wina jest cały Chrystus?
Na pozór nie, skoro:
1. Wspomniane postacie mogą się dzielić w nieskończoność. Gdyby cały Chrystus był pod każdą odrobiną tych postaci, to wynikałoby stąd, że Chrystus jest w tym sakramencie nieskończoną ilość razy. Ponieważ zaś nieskończoność nie może iść w parze z naturą, a nawet z łaską, coś się tu nie zgadza.
2. Ciało Chrystusa Pana – ponieważ jest organizmem – składa się z części rozmieszczonych w określony sposób. Istotną cechą organizmu jest bowiem to, że każda jego część jest oddalona od pozostałych, i odległość między nimi jest ściśle określona, jak odległość między jednym okiem a drugim i między okiem a uchem. Obecność całego Chrystusa pod każdą odrobiną postaci wykluczałaby taką ewentualność, bo pod każdą z nich musiałyby być wszystkie inne, i to w taki sposób, że w miejscu zajmowanym przez jedną, cząstkę byłaby również druga. Nie jest więc możliwe, by cały Chrystus był w każdej odrobinie hostii lub wina zawartego w kielichu.
3. Ciało Chrystusa nigdy nie staje się duchem, zawsze zachowuje prawdziwą naturę ciała. A jak czytamy ciało z istoty swej jest „wielkością zajmującą określone miejsce”. Cechą charakterystyczną takiej wielkości jest to, że różne jej części są rozmieszczone w różnych punktach przestrzeni. Wydaje się więc, że jest wykluczone, by cały Chrystus był pod każdą odrobiną postaci.
A jednak Augustyn mówi: „Każdy z osobna przyjmuje Chrystusa Pana, a w każdej cząstce jest On cały, w żadnej – nie pomniejszony, cały daje się każdemu”.
Wykład: Jak wynika z poprzednich rozważań, substancja Ciała Chrystusa jest w Eucharystii mocą sakramentu, wymiary zaś przez realne współbytowanie. Więc obecność tej substancji realizuje się na jej własną modłę, czyli w taki sposób jak substancja w rozciągłości, a nie na modłę rozciągłości, jak bryła o określonych wymiarach w przestrzeni.
Jasne zaś jest, że niezależnie od wymiarów cząstki zawierającej daną substancję, jest w niej cała natura danej substancji. Jak w każdej odrobinie powietrza jest cała jego natura, tak w każdej cząstce chleba jest cała natura chleba, zarówno wtedy gdy części tych ciał istnieją aktualnie, jak i wtedy, kiedy podzielne w możności ciała stanowią pewną całość, niezależnie od swoich wymiarów. Widzimy przeto, że Chrystus jest cały pod każdą odrobiną postaci chleba także i wtedy, kiedy podzieliliśmy hostię na części, jak utrzymują niektórzy teologowie, przytaczając porównanie obrazu w lustrze, uwielokrotnionego po jego rozbiciu w ilości odpowiadającej liczbie odłamków. Nie ma tu żadnego podobieństwa. Mnogość obrazów w odłamkach wynika z wielokrotności odbić, tu zaś jest tylko jedna konsekracja, powodująca obecność Chrystusowego Ciała w sakramencie.
Ad 1. Liczba wynika z podziału. Dopóki więc dana wielkość nie jest podzielona, substancja odnośna zachowując dane wymiary, nie zostaje uwielokrotniona. To samo dotyczy Ciała Chrystusa pod wymiarami chleba. Więc nie mnoży się ono w nieskończoność, lecz występuje tyle razy, na ile części została podzielona dana całość.
Ad 2. Określone odległości między poszczególnymi częściami organizmu są uwarunkowane jego mierzalną wielkością, a ta z kolei jest wyznaczona przez naturę substancji organizmu. Ponieważ zaś przemiana substancji chleba osiąga swój cel, realizując bezpośrednio substancję Chrystusowego Ciała w sakramencie, Ciało to istnieje w Eucharystii w sposób swoisty. Wspomniane odległości cechują Prawdziwe Ciało Chrystusa, lecz jak wiemy, nie na modłę ilości mierzalnej, a na modłę substancji.
Ad 3. Przytoczony argument bierze za punkt wyjścia naturę ciał pod kątem ich wymiarów. Wiemy zaś, że Ciało Chrystusa jest w sakramencie Eucharystii nie przez wymiary, lecz przez substancję.
Św. Tomasz z Akwinu, Suma Teologiczna, t. 28, Veritas, Londyn 1974, s. 66-68.
Św. Tomasz z Akwinu
Handel niewolnikami Żydzi wysysali z mlekiem matki
Profesor Ivo Pogonowski: „jak to opisuje miesięcznik National Geographic, w numerze poświęconym niewolnictwu naszych czasów. Izrael jest jedynym nowoczesnym państwem na świecie, w którym prawodawstwo nie zakazuje handlu niewolnikami”.
Dariusz Ratajczak: „Ponad 50 lat temu Jacob Marcus, być może najznamienitszy historyk żydowski połowy XX w., stwierdził w „Encyclopaedia Britannica”: »W wiekach ciemności (dla autora to średniowiecze – DR) handel zachodniej Europy pozostawał głównie w ich (Żydów – DR) rękach, szczególnie handel niewolnikami…«
Wspierał tym samym nieco wcześniejszą uwagę S. Grayzela poczynioną w książce „Historia Żyda: od Wygnania Babilońskiego do końca II Wojny Światowej” (Filadelfia 1948): „Żydzi byli najważniejszymi handlarzami niewolników…”
Zauważali to dużo wcześniej chrześcijańscy pisarze starożytni i średniowieczni. Nie mogło być inaczej. Żydowscy handlarze, posiłkując się biciem i – nazwijmy rzecz eufemistycznie – molestowaniem seksualnym, dostarczali z Europy na Bliski Wschód tysiące urodziwych jasnowłosych kobiet i dzieci. Była to rynkowa odpowiedź na preferencje śniadych, kruczoczarnych i przede wszystkim bogatych klientów z Azji oraz północnej Afryki.
Możemy tylko domyślać się co czuli wyrwani z ognisk domowych młodzi ludzie, jakie dramaty rozgrywały się na niewolniczych szlakach. Możemy również współczuć, chociaż uczucie to zwykle rezerwujemy dla ofiar znanych z autopsji lub opowiadań żywych świadków historii. Naturalna wybiórczość oraz skończoność ludzkiej pamięci zawsze wpędzają mnie w przygnębienie. Podobnież – okrutna anonimowość zbiorowego cierpienia ludzi żyjących w dawno minionych epokach. Jestem jednak realistą: dzisiaj oni – pojutrze my.
Przytoczone wyżej fakty nie mogą budzić większego poruszenia. Basen Morza Śródziemnego był przecież naturalnym rejonem działania żydowskich handlarzy „żywym towarem”. Natomiast współczesne pokolenia wychowane na filmach „made in Hollywood”, w których handlarzami czarnych nieszczęśników z Afryki są niezmiennie anglosaskie typy spod ciemnej gwiazdy (exemplum: „Amistad” Stevena Spielberga), za niespodziankę przyjmą twierdzenie, iż Żydzi – niezbyt przecież liczni w angielskich (brytyjskich) koloniach w Ameryce Północnej – dominowali również wśród handlarzy na amerykańskich trasach niewolniczych.
Oddajmy w tym miejscu głos żydowskiemu historykowi Marcowi Raphaelowi („Żydzi i judaizm w Stanach Zjednoczonych: historia dokumentalna”, t.14, N. Jork 1983): „Żydowscy kupcy odgrywali wiodącą rolę w handlu niewolnikami. Rzeczywiście we wszystkich amerykańskich koloniach, czy to francuskich (Martynika), brytyjskich lub holenderskich, żydowscy kupcy często dominowali. Twierdzenie to odnosi się także do kontynentu północnoamerykańskiego, gdzie w XVIII w. Żydzi uczestniczyli w »trójkątnym handlu« polegającym na tym, że niewolników przywożono z Afryki do Indii Zachodnich, tam wymieniano na melasę, którą następnie zabierano do Nowej Anglii, gdzie następowała wymiana na rum, który z kolei wywożono na sprzedaż do Afryki. Od 1750 r. do wczesnych lat 70-tych XVIII w., żydowski handel na kontynencie zdominowali Isaac Da Costa z Charlestonu, David Franks z Filadelfii i Aaron Lopez z Newport”.
W Ameryce Północnej głównym punktem handlu niewolnikami był Newport (Rhode Island). Miasto to stanowiło „osiowe” centrum „trójkątnego biznesu”. Stąd wywożono rum i melasę do Afryki, by powrócić z „żywym towarem” do Indii Zachodnich oraz kolonii na stałym lądzie. Zapewne nie jest dziełem przypadku, że Newport szczycił się najstarszą synagogą na kontynencie oraz największą i najlepiej prosperującą społecznością żydowską w amerykańskich koloniach Wielkiej Brytanii. Zarabiano ogromne pieniądze kosztem zdrowia i życia „hebanowego ładunku”.
Wspomniany mieszkaniec Newport, Aaron Lopez, potomek portugalskich marranów, był w II połowie XVIII w. jednym z najpotężniejszych handlarzy niewolników w obu Amerykach. Jego licząca dziesiątki statków flota bez przerwy krążyła po wodach Atlantyku. Warunki, jakie zapewniano przewożonym pod pokładami niewolnikom wołały o pomstę do nieba. Z zachowanego sprawozdania z dwóch podróży statku „Cleopatra” (własność Lopeza) wynika, iż wojaży nie przeżyło 250 Murzynów. A mówimy tylko o jednym statku i zaledwie dwóch jego „kursach”. Jeżeli nie nazwiemy tego ludobójstwem, to co to słowo właściwie oznacza?!
Żydzi zdominowali handel niewolnikami nie tylko w amerykańskich koloniach, ale i w całym Nowym Świecie. W fundamentalnej pracy autorstwa S.B. Liebmana „Żydostwo Nowego Świata,1492-1825: Requiem dla zapomnianych” (N.Jork 1982) czytamy: „Przypływali statkami z Afrykańczykami, których sprzedawano w niewolę. Handel niewolnikami był królewskim monopolem, a Żydów często mianowano królewskimi agentami ich sprzedaży… W całym regionie Karaibów flota handlowa była głównie żydowskim przedsięwzięciem. Statki były ich własnością, obsadzały je żydowskie załogi, żeglowały pod rozkazami żydowskich kapitanów”.
Inny żydowski badacz przeszłości, Arnold Aharon Wiznitzer („Żydzi w kolonialnej Brazylii”, 1960), dodaje nie bez pewnej dumy: „ Kompania Zachodnioindyjska, która zmonopolizowała import niewolników z Afryki, sprzedawała ich na publicznych aukcjach za gotówkę. Tak się składało, że gotówkę przeważnie posiadali Żydzi. Kupcy, którzy pojawiali się na aukcjach byli prawie zawsze Żydami. Z powodu braku konkurencji mogli oni nabywać niewolników po niskich cenach ( a potem odstępować plantatorom na kredyt ściągany przy następnych zbiorach w cukrze- DR)…. Jeżeli zdarzało się , że data danej aukcji pokrywała się z żydowskim świętem – odraczano ją. Tak było w piątek, 21 października 1644 r.”.
Żydzi byli także posiadaczami niewolników w Ameryce Północnej. Wspomniany Jacob Marcus napisał w innej książce („Żydostwo Stanów Zjednoczonych. 1776-1985”, Detroit 1989): „Przez cały wiek XVIII, aż do początków XIX w., Żydzi na Północy mieli własnych czarnych służących (niewolników – DR); na Południu kilka plantacji żydowskich opierało się na pracy niewolniczej. W 1820 r. ponad 75% żydowskich rodzin z Charlestonu, Richmond i Savannah posiadało niewolników zatrudnionych w charakterze służby domowej; ponad 40% żydowskich właścicieli gospodarstw domowych w Stanach Zjednoczonych posiadało 1 lub więcej niewolników… Bardzo mało Żydów w USA protestowało z pobudek moralnych przeciwko niewolnictwu”.
Dodam do tego wywodu tylko tyle, że mniej niż 10% pozostałych białych Amerykanów było w tym czasie posiadaczami niewolnej siły roboczej.
Solidne publikacje przedstawione powyżej były przede wszystkim adresowane do żydowskiego czytelnika zainteresowanego historią własnego narodu. Jednak w momencie gdy tematem zajęli się mniej lub bardziej „medialni” nie-Żydzi, rozpoczął się, trwający do dnia dzisiejszego, proces umniejszania, wręcz minimalizowania roli Żydów w haniebnym procederze handlu niewolnikami. Wyrazem tego trendu były liczne publiczne wypowiedzi żydowskich naukowców, wzmiankowany film „Amistad” oraz poświęcone mu artykuły na łamach ‘Time’a” czy „Newsweek’a”. Natomiast słynna „Liga Antydefamacyjna” (ADL) zastosowała jedyną znaną jej taktykę wobec adwersarzy: oskarżenie o propagowanie antysemityzmu.” (więcej )
>https://naszeblogi.pl/52310-czy-sedzia-fanatyk-moze-sprawiedliwie-sadzic-polakakatolika
Radosław Sikora: „Jest to widok, który poruszyłby zapewne serce najbardziej nawet nieludzkie, owo odłączanie mężów od żon, matek od córek, bez żadnej już nadziei na przyszłe spotkanie tych, którzy stają się niewolnikami u pogańskich mahometan, czyniąc swym ofiarom tysiączne niegodziwości. Okrucieństwo Tatarów skłania ich do niezliczonych wprost podłości, jak to gwałcenie dziewcząt, zniewalanie żon w obecności ojców i mężów, a nawet obrzezywanie dzieci w obecności rodziców, by móc je ofiarować Mahometowi.”
”Przeciętnemu mieszkańcowi Europy i USA wydaje się, że w czasach nowożytnych niewolnictwo dotyczyło tylko czarnych ludzi. Jest to jednak wyobrażenie z gruntu błędne. Aż do końca XVII wieku południowo-wschodnie tereny Królestwa Polskiego dotykała plaga najazdów tatarskich. Najazdów, w trakcie których porywano mnóstwo ludzi. Jako niewolnicy trafiali później nawet do najbardziej odległych rejonów Imperium Osmańskiego.
Tatarzy relatywnie najlepiej traktowali najmłodsze dzieci. Już w czasie transportu starano się obchodzić z nimi w miarę ostrożnie. Wszak wiadomo, że malutkie dziecko nie zniesie takich trudów jak starsze, a tym bardziej dorosły człowiek. Dlatego też, jak w 1689 roku pisał Jakub Kazimierz Haur: „Widzieć jako dziatki, by namniejsze, do swoich uwożą krajów; rozporze pierzynę i na dwie stronie po kilkoro włoży, a potem z nimi przez konia, jako biesagi [juki] przewiesi, dziury niżej dla oddechu im porobi i z sobą, jako gęsięta w kojcu, do Krymu prowadzi; uważać [widać] ich w wojsku abo przy posłach, gdzie rzadką minę tatarską między nimi, z twarzy więcej naszym podobną, obaczy cerę i kompleksyją [budowę ciała i usposobienie].”[1]”
”Jednak nawet tak „troskliwy” transport często kończył się dla najmłodszych śmiercią. Na przykład po najeździe tatarskim w grudniu 1666 roku, na drogach odnaleziono prawie 500 porzuconych przez ordyńców, na śmierć zamarzniętych dzieci[2]. Jeśli najmłodsi przeżyli podróż, doprowadzano do ich konwersji na islam. Co jeszcze nie znaczyło, że czekała je świetlana przyszłość. Wspomniany Haur wyjaśniał: ”Z dziatkami niewinnymi jak z cielętami obchodzą się, a nie tylko, że ich na swoją aplikują wiarę i obyczaje grubiańskie, ale też tako się z nimi sprawują, aże groza pisać i jaką zmiankę uczynić.”[3]
Zanim trafili na targ
Starsi nie mogli liczyć na tak „dobre” traktowanie. Ci, którzy nie wytrzymywali trudów marszu, byli bezlitośnie mordowani: „Gdy zaś niewolnik w drodze iść nie może abo zachoruje, zetnie go [Tatar], czasem i nie dotnie, tylko zamorduje.”[4]
Gehenna tych, którzy przeżyli dopiero się zaczynała. Gdy wyprawa Tatarów kończyła się, jeszcze przed powrotem do domów zatrzymywali się w miejscu uznanym przez siebie za bezpieczne. Wtedy to zbierano i dzielono łupy. W tym oczywiście ludzi. Dochodziło przy tym do dantejskich scen.
Francuski inżynier w służbie polskiej, Guillaume (czyli Wilhelm) Beauplan, w połowie XVII wieku opisał jak to wyglądało: „Czując, iż są w bezpiecznym miejscu, zatrzymują się na dłuższy odpoczynek, zbierając siły i wprowadzając porządek w swe szeregi, jeśli został on zakłócony w czasie spotkania z Polakami. W czasie tego postoju, który trwa tydzień, Tatarzy gromadzą łupy, składające się z niewolników i bydła, i dzielą wszystko między sobą. Jest to widok, który poruszyłby zapewne serce najbardziej nawet nieludzkie, owo odłączanie mężów od żon, matek od córek, bez żadnej już nadziei na przyszłe spotkanie tych, którzy stają się niewolnikami u pogańskich mahometan, czyniąc swym ofiarom tysiączne niegodziwości. Okrucieństwo Tatarów skłania ich do niezliczonych wprost podłości, jak to gwałcenie dziewcząt, zniewalanie żon w obecności ojców i mężów, a nawet obrzezywanie dzieci w obecności rodziców, by móc je ofiarować Mahometowi.
Na koniec najbardziej nieczułe serca zadrżałyby słysząc krzyki i śpiewy pośród płaczów i jęków tych nieszczęsnych Rusinów[5], gdyż naród ten śpiewa i zawodzi pośród płaczów. Nieszczęśnicy ci są od tej chwili rozdzieleni, jednych przeznaczają do Konstantynopola [Stambułu], innych zaś na Krym, a jeszcze innych do Anatolii [azjatycka część Imperium Osmańskiego]. Oto słów kilka o tym, jak Tatarzy zbierają się i porywają ludność, w ilości ponad 50 000 dusz w przeciągu niespełna dwóch tygodni, i o tym jak traktują swoich niewolników po dokonaniu między nimi podziału, po czym ich sprzedają, wedle własnego uznania, gdy już powrócą do swego kraju.”[6]”
”Warto jeszcze kilka słów poświęcić owemu podziałowi zdobyczy. Nie wszystko bowiem, co zdobyli tatarscy wojownicy, pozostawało w ich rękach. 20% łupów zabierał chan. Kałga sułtan i nureddin, czyli niżsi dostojnicy tatarscy, zabierali po 10%[7]. W podziale łupów trzeba też było uwzględnić najwyższą zwierzchność, czyli sułtana. Ale jak to zwykle bywa przy płaceniu podatków, także i tu nie obywało się bez oszustw:
„Z jasyru cło na Turczyna odbierają. Gdy tedy z czat swoich wilczych, zdradnych, jasyr prowadzą abo plon z ludzi, jest cło pogłówne z tego i na Turczyna, jakby na dziesięcinę brakują [przebierają] i biorą; a gdy się któremu Tatarzynowi jakiej nieszpetnej urody dostanie białagłowa, aby mu jej nie wzięto potarga jej włosy na głowie i gliną abo jaką szpetnością nasmaruje jej twarz.”[8]”
”Los białych niewolników był zdumiewająco różnorodny. Jedni z nich byli traktowani bardzo brutalnie. Na przykład gwałcono nie tylko kobiety, ale i mężczyzn oraz dzieci. Niektórzy mężczyźni trafiali na galery, a kobiety do haremów.”
”Tegoż dnia przysłał mi wezyr dwadzieścia i trzy białychgłów niewolnic; od Żydów gwałtem ich wzięto, o co łotrowie wielką kommocyją [wzburzenie] uczynili tak, że mało do zamieszania wielkiego nie przyszło, bo wezyra do cesarza [sułtana] oskarżyli. Złotem Turkom sypali tak, że im dwie albo trzy wrócić musiano; gorszy w tym i gorętszy byli daleko niżeli Turcy i Grecy, którzy milczeli, wezyra słuchali i dobrowolnie wydawali więźniów. Taki jad i złość pokazała się żydowska, że przemogli wezyra w saraju przez matkę [sułtana] i eunuki. Na włosku była szyja wezyrowa. Przed oczyma bili niewiasty nasze, drugie w piwnicach, w turmach [więzieniach] do odjazdu mego kryli.”[9]
Ostatecznie Miaskowskiemu udało się wydobyć z niewoli 260 Polaków i Rusinów. Wśród nich byli towarzysze husarscy Górski i Słomka, którzy na galerach tureckich spędzili 30 i 40 lat! Był to niewątpliwie wielki sukces posła. Ale liczba ta blednie gdy zestawi się ją z informacją, że w tym samym czasie, w Stambule, na tureckich galerach i w Tracji (to jest części Imperium Osmańskiego) miało znajdować się około 150 tys. niewolników pojmanych w Rzeczypospolitej…
>http://naszeblogi.pl/62921-ameryce-i-jej-agentowi-nie-udalo-sie-obalic-erdogana
Radosław Sikora: „Czy Polska powinna domagać się odszkodowań od Izraela?”
”Cały handel niewolnikami w Stambule pozostawał w rękach około 2 tysięcy zorganizowanych w osobny cech Żydów, którzy zarówno tutaj, jak i w innych miejscowościach nad Morzem Śródziemnym (w Tunisie, Liworno) prowadzili ten dochodowy proceder.”
”Żydzi handlowali Polakami. Przez ponad dwa stulecia to właśnie Żydzi zajmowali się handlem polskimi niewolnikami w stolicy Imperium Osmańskiego, Stambule. Mieli na niego monopol. Jak pisał prof. Andrzej Dziubiński: „Cały handel niewolnikami w Stambule pozostawał w rękach około 2 tysięcy zorganizowanych w osobny cech Żydów, którzy zarówno tutaj, jak i w innych miejscowościach nad Morzem Śródziemnym (w Tunisie, Liworno) prowadzili ten dochodowy proceder.”[10]
W artykule „Targi białych niewolników” opisałem, w jaki sposób pozyskiwano tych niewolników, gdzie nimi handlowano i jaki był ich dalszy los. Teraz chciałbym zająć się skalą tego procederu.
Nie ma dokładnych obliczeń określających ilu mieszkańców Królestwa Polskiego zostało sprzedanych przez żydowskich handlarzy żywym towarem. Są jednak pewne źródła, które pozwalają oszacować skalę zjawiska. We wspomnianym już artykule notowałem:„Ostatecznie Miaskowskiemu udało się wydobyć z niewoli 260 Polaków i Rusinów. Wśród nich byli towarzysze husarscy Górski i Słomka, którzy na galerach tureckich spędzili 30 i 40 lat! Był to niewątpliwie wielki sukces posła. Ale liczba ta blednie gdy zestawi się ją z informacją, że w tym samym czasie, w Stambule, na tureckich galerach i w Tracji (to jest części Imperium Osmańskiego) miało znajdować się około 150 tys. niewolników pojmanych w Rzeczypospolitej…”
Nie wyjaśniłem jednak, iż liczbę 150 tys. niewolników mieli podać sami Turcy i „wiadomi [znający się na rzeczy] Grecy”[11]. Liczba ta nawet dzisiaj robi wrażenie. A przecież są to dane tylko dla roku 1640, w którym to Wojciech Miaskowski posłował do Imperium Osmańskiego. Na dodatek nie obejmują one całości Imperium!
Proceder handlu pojmanym w Polsce żywym towarem kwitł w Stambule przez przeszło dwa stulecia. Jego natężenie było różne. W drugiej połowie XVII wieku Paul Ricaut, czyli sekretarz posła angielskiego w Imperium Osmańskim, mając dostęp do wewnętrznych spisów Imperium, stwierdził, iż: „Trudno zgadnąć liczbę więźniów co rok zaprzedanych, która też raz iest większa, drugi raz mnieysza, iako się Tatarom na woynie źle albo dobrze powiedzie: ile się iednak może dochodzić z Regestrow celnych Konstantynopolitańskich [stambulskich], przywożą ich na rok więcey niż Dwadzieścia Tysięcy”[12]
Przeszło dwadzieścia tysięcy niewolników przechodziło rocznie przez stambulskie targi, a tym samym żydowskie ręce! Czy powinniśmy domagać się odszkodowań?
Tematem starannie omijanym przez cieszące się największą oglądalnością i poczytnością media, jest kwestia roszczeń, jakie wysuwa państwo Izrael wobec Polski i zobowiązań, jakie podobno Polska w tej sprawie podjęła. Wspomniał o nich prezydent Izraela Reuwen Riwlin w wywiadzie udzielonym PAP w październiku 2014 roku: „Jeśli chodzi o zwrotu mienia żydowskiego również ten temat będzie obecny podczas naszych rozmów. Wiem rzecz jasna, jakie jest polskie stanowisko w tej sprawie, jak również znam obietnice i umowy, jakie zostały udzielone i zawarte.”[13]
Sprawa nie jest błaha, bo podobno roszczenia te przewyższają zawrotną kwotę 60 miliardów dolarów! [300 miliardów – admin]
Jedynym kandydatem na prezydenta Polski, który podnosił tę kwestię w swojej kampanii wyborczej, był Grzegorz Braun. Został za to okrzyknięty faszystą. Reszta milczy w tej sprawie jak zaklęta. Milczą media głównego nurtu. Milczą politycy. Tak, jakby tematu w ogóle nie było.
A tymczasem WikiLeaks ujawniło tajną notatkę ambasadora USA w Polsce, z której wynika, że: „Bronisław Komorowski i Donald Tusk zamierzali sprzedać lasy i nieruchomości należące do skarbu państwa, by zdobyć środki na wypłatę odszkodowań za mienie odebrane Żydom przez Niemców i Sowietów. Komorowski złożył taką obietnicę w styczniu 2009 r., a jego deklaracja jest kluczem do zrozumienia szeroko zakrojonej strategii rządu. Ambasador Victor H. Ashe zaraportował do Departamentu Stanu USA, że „Komorowski stwierdził, iż premier Tusk zmusi niepokornych ministrów, […] by »dołożyli się do rekompensat«, sprzedając państwowe lasy i nieruchomości”[14]
Polska miałaby więc wypłacić odszkodowania za mienie zrabowane Żydom nie przez państwo polskie (które przecież uległo likwidacji na początku II Wojny Światowej), ale przez Niemców i Sowietów? I komu to odszkodowanie miałoby być wypłacone? Państwu, które nawet nie istniało, gdy doszło do tej grabieży?
Warto przy tej okazji przypomnieć, że Polska już ponad pół wieku temu zapłaciła odszkodowania i USA, i kilkunastu państwom zachodniej Europy, by ich żydowscy obywatele, którzy na terenie naszego kraju stracili majątek, nie mogli w przyszłości wysuwać żadnych roszczeń wobec Polski. Czy więc te nowe żądania, to nie uzurpacja?
A może, zamiast szukać źródeł sfinansowania tych roszczeń, polscy politycy wystawią Izraelowi równie absurdalny rachunek? Rachunek za to, że Żydzi, przez dwa stulecia, na wielką skalę trudnili się handlem polskimi niewolnikami? Podkreślę „na wielką skalę”, bo sam handel niewolnikami pochodzącymi z terenów polskich jest znacznie starszy. Żydzi prowadzili go już co najmniej w dziesiątym wieku. A pisał o tym jeden z nich – Ibrahim ibn Jakub, czyli Abraham syn Jakuba. Tyle, że wówczas skala tego procederu, choć spora[15], nie była chyba aż tak dramatycznie wielka jak w wiekach XVI i XVII.
>http://naszeblogi.pl/62921-ameryce-i-jej-agentowi-nie-udalo-sie-obalic-erdogana
Warta podkreślenia jest rola portu w Newport i ogromny wkład Żydów w handel niewolnikami. Był czas, kiedy to miejsce nazywane było „Żydowskim światowym centrum handlu niewolnikami w Newport”. W samej Ameryce Północnej powstało w tym czasie 6 gmin żydowskich: Newport, Charleston, Nowym Jorku, Filadelfii, Richmond i Savanuah. Generalnie Żydzi rozsiani byli po całym Wschodnim Wybrzeżu, Nowy Amsterdam pod względem osadnictwa żydowskiego zajmował pierwsze miejsce, za nim plasował się właśnie Newport.
Jednak to właśnie Nowy Jork był „zagłębiem koszernego mięsa” – stamtąd rozprowadzano go po całym ES, a także do Indii i Ameryki Południowej. Newport natomiast stało się w tym czasie największym portem handlowym w całej Ameryce Północnej. To tutaj kupcy przywozili i wymieniali swoje towary, odbywał się handel alkoholem i dobrami luksusowymi. Nie trzeba było długo czekać, aż będzie ważnym ośrodkiem handlu niewolnikami. To właśnie z tego miejsca wypływały statki z „misjami”, których celem było wyłapywanie czarnych, których przywożono następnie do Ameryki Północnej, gdzie sprzedawano ich z ogromnym zyskiem. Ze wszystkich 128 przeznaczonych do tego jednostek, 120 należało do Żydów z Newport i Charleston.
Aby oszacować udział Żydów we wszystkich transakcjach Newport, wystarczy spojrzeć na przedsiębiorstwa portugalskiego Żyda, Aaron Lopeza, który odgrywa ważną rolę w całej historii Żydów i niewolnictwa.
Biorąc pod uwagę całość handlu z koloniami, koncesji i przychodów, pod większością z nich widnieje podpis kupca Aarona Lopeza. Wszystko to miało miejsce w latach 1726/74, jego hegemonia trwała więc prawie 50 lat! Okazało się, że więcej niż 50% transakcji odbywało się z jego udziałem, a ponadto posiadał jeszcze inne statki, które nie pływały pod jego nazwiskiem.
W roku 1749 powstała w pierwsza w Ameryce Północnej loża masońska, która na początku liczyła 14 członków, z których 90% było Żydami. Akceptowano kandydatury tylko ważnych i bogatych osób, dlatego to chyba nie powinno nikogo dziwić. 20 lat później została powołana do życia kolejna loża o nazwie „Król Dawid”, o której składzie chyba nie muszę już wspominać.”.
>https://naszeblogi.pl/49494-izrael-zaplaci-odszkodowania-za-szmalcownictwo-na-polakach
Ibrahim sam był handlarzem, trudniącym się opisanym wyżej, niezwykle zyskownym, procederem w krajach słowiańskich. Mieszkańców tych krajów nazywano we współczesnych źródłach żydowskich – Kananejczykami, a zatem niewolnikami w nawiązaniu do niewolnych mieszkańców podbitej przez Żydów w czasach starożytnych Ziemi Świętej. Świadectwem zjawiska są ówczesne dokumenty celne np. taryfa z Passawy, z roku 906 wymieniająca Żydów, którzy podróżowali na wschód w celu pozyskania niewolników. Z kolei szlaki powrotne z ziem słowiańskich na rynki muzułmańskie – na wschód wiodły przez Węgry i dawne tereny kurczącego się pod naporem islamskim Cesarstwa Bizantyjskiego lub przez będący również ośrodkiem handlu ludźmi Kijów, w którym 1 poł. X wieku istniała przypuszczalnie kolonia chazarska, i ziemie zjudaizowanego w 1. połowie IX wieku Kaganatu Chazarskiego. Na zachód prowadziły ku Verdun, gdzie znajdował się znaczący węzeł „przeładunkowy”, a potem – na południe ku ziemiom mauretańskim dzisiejszej Hiszpanii.
Powszechność owego procederu potwierdza ówczesny język łaciński, w którym słowo sclavus określało osobę pochodzenia słowiańskiego i jednocześnie niewolnika, z którego to języka określenie powyższe trafiło do języków współczesnych (np. slave w jęz. angielskim).
Handel ludźmi na ziemiach niemieckich marchii wschodnich poświadcza natomiast kronika biskupa merseburskiego Thietmara, który, opisując panowanie wojującego z Bolesławem Chrobrym Henryka II, zanotował: „uczestnicząc osobiście w sądzie synodalnym zabronił na mocy kanonicznego i apostolskiego autorytetu zawierania nielegalnych związków małżeńskich oraz sprzedawania chrześcijan poganom”
Czy Wojciech, który w czasie handlowych łowów Ibrahima, syna Jakuba miał około 10 lat, mógł się spotkać na targu w Pradze z sefardyjskim Żydem? Oczywiście tego nie wiemy. Bez wątpienia w odległych o niecałe 20 lat od handlowych łowów Ibrahima, syna Jakuba, czasach posługi biskupiej Wojciecha Praga stanowiła nadal ośrodek handlem niewolnikami chwytanymi w krajach słowiańskich. Według żywota Tempore illo o ówczesnych mieszkańcach Pragi „mieli oni zwyczaj sprzedawać lud chrześcijański jak bydło, zarówno Żydom jak i innym poganom; przeto Pan ukazał się we śnie świętemu mężowi i rzekł: „Ja za trzydzieści srebrników sprzedany zostałem Żydom i oto znowu mnie sprzedają, a ty śpisz spokojnie!” (tłum. J. Pleziowa).
Z kolei w pierwszym żywocie św. Wojciecha Jan Kanapariusz zanotował, że Wojciech swe biskupstwo porzucił między innymi dlatego, że nie miał pieniędzy na wykup wszystkich niewolników, których z kolei bez problemu kupowali żydowscy kupcy:
„Stało się to głównie z trzech powodów, powiadają ci, którzy o przebiegu tej sprawy dowiedzieli się z jego opowiadania. Pierwszy i zapewne najważniejszy to wielożeństwo. Drugi to budzące wstręt małżeństwa duchownych. Trzecim powodem była dola jeńców i niewolników chrześcijańskich, których kupiec żydowski kupował za nieszczęsne złoto, i to tylu, że biskup nie mógł ich wykupić.” (tłum. K. Abgarowicz)
Oczywiście, handel niewolnikami musiał dokonywać się za przyzwoleniem księcia, który z pewnością uzyskiwał z niego korzyści finansowe i właśnie księcia Czech napomina biskup praski w opisanej na wstępie scenie z Drzwi Gnieźnieńskich. Dla kontrastu nie jest o tak niecny proceder oskarżany Bolesław Chrobry, na którego dwór udał się Wojciech po niepowodzeniu swojej działalności praskiej.
Handel ów w Czechach kwitł także w wiekach kolejnych np. wskazuje nań dokument fundacyjny romańskiego kościoła św. Szczepana w położonych nad Łabą Litomierzycach z roku 1057 (za: H. Zaremska: Aspekty porównawcze w badaniach nad historią Żydów w średniowiecznej Polsce, Rocznik Mazowiecki 2001).
Interesującą wzmiankę o żydowskim handlu niewolnikami zawiera również XII-wieczna kronika Anonima zwanego Gallem i odnosi się ona do okresu bezpośrednio poprzedzającego panowanie Bolesława Krzywoustego: „Mały Bolesław urodził się więc w uroczystość św. Stefana króla, matka zaś jego [księżniczka czeska Judyta – przyp. wł.], zaniemógłszy następnie, umarła w noc Bożego Narodzenia. Niewiasta ta pełniła dzieła miłosierdzia wobec biednych i więźniów, szczególnie bezpośrednio przed śmiercią, i wielu chrześcijan wykupywała za własne pieniądze z niewoli u Żydów” [tłum. R. Grodecki].
Czy te ostatnie dzieła miłosierdzia pełniła Judyta na terenie Polski (co sugeruje wzmianka o jej szczególnej dobroczynności przed śmiercią), czy też również wcześniej – na terenie Czech – nie wiemy. Prawdopodobne jest iż powyższe mogło mieć miejsce na Mazowszu, pozostającym na obrzeżach państwa polskiego, gdyż Płock był rezydencją Hermana jeszcze przed wygnaniem Bolesława Szczodrego i przejęciem przez Władysława władzy w Polsce – źródła (taryfa z Pomiechowa) potwierdzają istnienie w XII w. prawa pobierania cła od transportów z niewolnikami przez klasztor w Czerwińsku nad Wisłą – przypuszczalnie niewolników pozyskiwano u sąsiednich Prusów.
Jeszcze późniejszego roku 1124 dotyczy natomiast relacja Kosmasa o doradcy księcia Czech Władysława, który w roku 1120 odzyskał stolec praski – Żydzie Jakubie Apelli.
„Stąd swoimi sztukami wprawił go w taką zuchwałość, a raczej szaleństwo, że wywyższając się nad swój stan, tak bardzo nikczemny człowiek sprawował po księciu urząd zastępcy pana; było to wielkim zamieszaniem dla ludu chrześcijańskiego. Tenże sam po chrzcie stając się odstępcą, w nocy zburzył ołtarz, który był wystawiony i poświęcony w ich synagodze, i wziąwszy święte relikwie nie lękał się wrzucić je do swego wychodka. Tego tak wielkiego świętokradcę i złoczyńcę książę Władysław pełen Boga, gorejąc gorliwością Chrystusową, przytrzymał i 22 lipca kazał go zamknąć pod najściślejszą strażą. Ach! Ile bogactwa zdobytego z niesprawiedliwości zabrano z domu tego oszusta i przeniesiono do skarbca księcia! Oprócz tego Żydzi równi mu w zbrodni, aby wspomniany skurwysyn nie był stracony, złożyli księciu trzy tysiące grzywien srebra i sto grzywien złota. Że zaś książę natchniony łaską Bożą wykupił chrześcijańskich niewolników od wszystkich Żydów i zakazał, aby nadal jakikolwiek chrześcijanin im służył, mówię amen, amen; cokolwiek kiedykolwiek przewinił, wszystko tym chwalebnym czynem zgładził i zyskał sobie wieczne imię” (przeł. M. Wojciechowska).
Ponieważ czas życia Władysława przypada na kolejny okres zamętu politycznego w Czechach, można postawić tezę że do odżywania tego sposobu zarobkowania dochodziło w okresie słabości chrześcijańskiej władzy książęcej, a z tym Kościoła, a z powstających wskutek zamętu okazji „handlowych” (jak się domniemywa zysk na handlu wynosił nawet 10-krotność ceny zakupu w Pradze) korzystali bezwzględnie Żydzi. Rosnąca rola Kościoła i postępująca chrystianizacja ziem słowiańskich przyniosła kres procederowi.
Żydowski historyk A. Toaff uważa że u źródeł konfliktów chrześcijańskich społeczności Europy ze społecznościami żydowskimi mogła leżeć dominująca żydowska rola w handlu niewolnikami w IX i X stuleciu. Jak wskazuje – intratność interes powodowała że handel istniał i dotyczył także ludności chrześcijańskiej ziem frankijskich, uprowadzanych niekiedy z własnych domów.
W roku 826 arcybiskup Lyonu Agobard opisał w swoim liście do Ludwika Pobożnego przypadki chrześcijańskich niewolników porwanych jako dzieci na ziemiach dzisiejszej Francji. Pisał również: „Wycierpieliśmy te rzeczy od popleczników Żydów z takiego jedynie powodu że nauczaliśmy chrześcijan by nie sprzedawali im niewolników chrześcijan i by nie pozwalali Żydom na sprzedaż chrześcijan do Hiszpanii (…) Ujawniono że wielu chrześcijan jest sprzedawanych przez chrześcijan i kupowanych pw oryginarzez Żydów oraz że wiele niesłychanych niegodziwości oni czynią, które są zbyt obrzydliwe by je opisywać” (cytaty za: sourcebooks.fordham.edu/source/agobard-insolence.asp)
Z handlem wiązał się inny, jeszcze bardziej okrutny proceder – kastracja zakupionych niewolników, również dzieci, która znacząco podnosiła cenę sprzedaży towaru na arabskich rynkach. Praktykę powyższą opisał m.in. biskup Cremony Liutprand.
>https://naszeblogi.pl/49494-izrael-zaplaci-odszkodowania-za-szmalcownictwo-na-polakach
>http://www.pogonowski.com/display_pl.php?textid=352
Autor: Marek Mojsiewicz
Więcej w oryginalnym artykule.
https://naszeblogi.pl/