OJCU, SYNOWI I DUCHOWI ŚWIĘTEMU

Miesięczne archiwum: Grudzień 2019

Życzenia Wesołych Świąt i wielu łask Bożych w Nowym Roku 2020

madonna-sykstyska

B O Ż E  N A R O D Z E N I E   -  2019

 

CICHA, W CAŁUNIE ZŁOCISTYCH GWIAZD,

BYŁA TAMTA WIELKA NOC, NARODZENIA!

NIESPODZIEWANA, CHOĆ  ZAPOWIADANA,

RADOSNA I PEŁNA BLASKU, NIEZWYKŁA!

PORUSZAJĄCA ZIEMIĘ, TĄ ZIEMIĘ,

KTÓRĄ DZISIAJ NAZYWA SIĘ MATKĄ /PACHAMANA/

DLA SPEŁNIENIA GLOBALNYCH PRAGNIEŃ CZŁOWIEKA,

KTÓRY CHCIAŁBY BYĆ BOGIEM PANUJĄCYM NAD ŚWIATEM,

ZMIENIAJĄC DOTYCHCZASOWY, BOSKI PORZĄDEK,

I ZASPOKAJAJĄC WŁASNE AMBICJE, Z POGARDĄ DLA MINIONYCH POKOLEŃ,

UZNAJĄCYCH PRAWO CZŁOWIEKA DO ŻYCIA, MIŁOŚCI I WOLNOŚCI…

B Ó G  S I Ę  R O D Z I!!! ŚPIEWALI NASI PRZODKOWIE,

I  MY TEŻ ŚPIEWAJMY DZISIAJ, MAJĄC GO W SERCACH,

BEZ BAŁAMUCENIA  I  ŚWIĘTOKRADZTWA

W IMIĘ ŹLE POJĘTEJ PYCHY I NOWOCZESNOŚCI,

ZAMIENIAJĄC TO NIEZWYKŁE WYDARZENIE NA KOMERCYJNY,

DOBRY INTERES, KTÓRY MA SZĘ KRĘCIĆ.

 

MARIAN RETELSKI

Warszawa, grudzień 2019r.

Zniszczenie Kościoła autoryzuje się Tradycją.

Pojawiają się głosy, że nie trzeba wyraźnie stawać przeciwko nadużyciom w Kościele. Że posłuszeństwo wymaga cichego podporządkowania się reformom, które wprowadza się niemal galopująco w liturgię, w obyczaje. W sferze, która powinna być odzwierciedleniem nieprzemijalności duchowego życia, które nie ma początku ani końca, każda zmiana świętych rytów to zamieszanie i zatarcie ponadczasowego charakteru Kościoła. W liturgii, obyczajach religijnych zmiany zawsze czynią zamęt, niepewność, i niszczą Wiarę. Sama zmiana rytu Mszy Świętej spowodowała masowe odejście od Kościoła wiernych świeckich ale także kryzys wiary kapłanów i zanik zakonów.

Zgodnie z duchem czasu kolejni komisarze obecnego lokatora Watykanu niszczą to, czego dziesięciolecia płycizny liturgicznej jeszcze nie zarżnęło.

I tak aż do dzisiaj, kiedy mamy w wielu diecezjach wyraźny kryzys powołań, na co urzędnicy Kościoła odpowiadają jeszcze większymi aktami samobójczych zmian, np. powołując świeckich szafarzy na wzór protestantów. Wprowadzają obyczaje protestanckie z duchowością herezji, która nie wierzy w realną obecność Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie. Zamiast odpowiadać na kryzys, niszczą i to, co z Kościoła zostało.

Widzimy więc wiele nowych wspólnot, kółek różańcowych, które przecież wykonują piękne dzieło modlitwy. Zastanawia tylko fakt, że pośród tych wszystkich, nawet posługujących się tradycyjnymi formami pobożności wspólnotami nie ma przywiązania do Wiary tak mocnej, by umieli jej bronić. Ci którzy uprawiają związane z Tradycją formy nabożeństwa nie podejmują działań mających Wiarę zachować od wrogiego zreformowania. We wspólnotach tych, przy wielkiej nieświadomości i zaufaniu wiernych do Kościoła, tradycyjnych nabożeństw używa się do autoryzacji zmian Wiary, liturgii i obyczaju, czyli prosto mówiąc, do zniszczenia Kościoła.

Kościoły w Polsce jeszcze w wielu parafiach pełne są ludzi modlących się na różańcach, ale ludzie ci działanie na rzecz obrony Wiary traktują jako coś żałosnego i dziwacznego. Bardziej dbają o to, co powie proboszcz niż o to, czy jest katolikiem i stróżem tego, co otrzymał, czy sługą reformatorów i niszczycieli, duchowym protestantem.

A przecież Maryja jest największą przeciwniczką każdej herezji, każdego błędu i każdego fałszu. Ona w Gietrzwałdzie pokazała Polakom, jakiej czci oczekuje dla swojego Syna. Jeśli ludzie modlą się na Różańcu ale nie słuchają Matki Bożej i nie obchodzi ich to, co Ona ma do powiedzenia, to czy ta modlitwa jest pełna duchowości Kościoła czczącego Maryję jako swoją Królową? Czy jedynie używają oni tradycyjnej modlitwy do zaspokojenia potrzeb duchowych dla samych siebie.

Czy takie używanie tradycyjnych modlitw nie jest wprowadzaniem ludzi w błąd często poza ich świadomością?

Modlitwa różańcowa pełna szczerości przywraca ludziom prawdziwą Wiarę. Jeśli tego nie robi, to czym jest?

Jeśli pozwala się na niszczenie katolickich obyczajów, przeinaczenia liturgii, poniżanie sakramentów ustanowionych przez Syna Matki Bożej, to czy powoływanie się na Jej Imię jest uczciwe?

Reformatorzy dają ludziom stare nabożeństwa, do których są oni przywiązani, ale wypełniają je inną treścią, która już nie wymaga trwania w prawdzie, nie wymaga walki z herezją i nadużyciami. Kanalizuje ludzką pobożność w modlitwie oderwanej o troski o Wiarę, cześć Jezusa Chrystusa, Jego Świętej Matki i Kościół.

Taki mechanizm działa w niejednej parafii. Rekolekcje na których niszczyciel liturgiczny „inkulturował” wiernych, były wypełnione czcicielami Matki Bożej Różańcowej. Byli czciciele Św. Antoniego. I nikt nie umiał obronić obyczaju i Liturgii przez zbezczeszczeniem. Wierni bezrefleksyjnie i w posłuszeństwie poddali się profanacji Najświętszego Sakramentu, gdy siostra zakonna podawała Komunię Świętą. Nie znalazł się nikt, kto z szacunku do Matki Najświętszej, która nawet nie była obecna w Wieczerniku podczas powoływania kapłanów, powiedział że tak nie wolno. A przecież były tam kobiety odmawiające różaniec i czciciele św. Antoniego.

Czy oni nie wiedzą, że św. Antoni głosił kazania przeciw herezji i był odnowicielem moralności, zasłużył się w walce z herezjami panującymi za jego życia? Kółka Różańcowe nie wiedzą, że Różaniec wręczyła Matka Boża świętemu Dominikowi do obrony i rozpowszechniania katolickiej Wiary?

Tak działa modernizm. Kradnie Kościołowi, Tradycji, starożytne, uświęcone formy modlitewne, liturgię Mszy Świętej, Brewiarz i napełnia je inną treścią, wykrzywia, wypacza. Potem podaje ludziom, aby mieli te swoje religijne obrzędy, których każdy normalny człowiek pragnie i które kocha, ale tak zmienione, że pozbawione prawdziwej treści. To zmienia Wiarę i duchowość. A ponieważ zmiany następują szybko, przekonuje się wiernych, że można się modlić – tylko modlić – i nic poza tym nie robić a w posłuszeństwie poddawać się każdemu deprawatorowi, który przychodzi przeprowadzać kolejny etap zniszczenia Wiary.

Ludzie nawet nie umieją zdiagnozować tych, którzy przychodzą zniszczyć im Kościół, jeśli tylko deprawatorzy przychodzą z Imieniem Boga na ustach i w szatach duchownego.

Pół biedy starsi ludzie, którzy wychowali się jeszcze na tradycyjnej duchowości, widzieli starych kapłanów żyjących inną liturgią, innym obyczajem. Pół biedy ci, którzy z życiem i przykładem, obyczajem dziadków i rodziców, ich zdrowej pobożności jak z krwią swoich rodzin, otrzymali piękno niezniszczonej Wiary katolickiej i zachowali resztki szacunku dla świętości.

Ale co z dziećmi, które już tej Wiary, tej duchowości nie widziały i nie ma im kto o niej opowiedzieć? Nie ma kapłanów, którzy są przeniknięci tradycyjną Wiarą i potęgą Katolickiej Liturgii Wszechczasów i katolickim obyczajem?

Dzisiejsze pokolenie różańcowych kółek jeszcze ma wiarę, jakąś wiarę. A co z dziećmi, skoro ci najpobożniejsi ludzie w Kościele nie umieją obronić Chrystusa przed profanacją i nie dość, że sami nie umieją nic zrobić, tych, którzy umieją, traktują jak dziwaków i pieniaczy? Tymczasem proces przyzwyczajania katolików do wszelkiej ewolucji i rozpadu, narastanie zmian i reform przybiera na sile. Nasze dzieci mogą już nie poznać Kościoła o ile w ogóle będą miały Wiarę, a na pewno my już nie przekazujemy go takim, jakim kochali go nasi przodkowie i w imię którego żyli, walczyli i oddawali życie, kiedy było trzeba.

Boże Wszechmogący. Miej litość nad dziećmi i wnukami dzisiejszych sprotestantyzowanych katolików i nad nami, którzy sami z troską szukamy Ciebie. Niech nasze Różańce wymodlą powrót prawdziwej Wiary i prawdziwą odnowę katolickiej duchowości. Prosimy Cię o to, nie dla ich czy naszych zasług, gdyż ani my ani oni takich przed Twoim Obliczem nie mamy, nie dla modlitw mnożonych w nieskończoność z których nie wynikają uczynki, ale dla Imienia Twego i czci Najświętszej Maryi Panny. Daj tę łaskę, by zakończyło się przewrotne używanie Imienia Pańskiego, Imienia Twojej Matki, Sakramentów Świętych, rytów liturgicznych, tradycyjnych modlitw, do autoryzowania zmian, reform, protestanckiego bezczeszczenia Liturgii, sakramentów i obyczaju. Spraw, abyśmy modlili się tak, by nasza modlitwa oddawała Ci cześć i była Ci miła: w Duchu i prawdzie.
Amen.
Opublikowane przez Święta Tradycja versus ocean przeciwności.

Felix culpa – Stanisław Michalkiewicz

Nareszcie jakaś dobra wiadomość! Żydowska gazeta dla Polaków pod redakcją pana redaktora Adama Michnika poinformowała, że organizacja, która pomagała Irlandkom dokonywać aborcji za granicą, rozpoczęła już działalność w Polsce. Abortion Support Network – bo tak się ta organizacja z siedzibą w Londynie nazywa. Żydowska gazeta dla Polaków pod redakcją… – i tak dalej – podaje numer infolinii, pod którą można dzwonić, żeby uzyskać „leki wczesnoporonne”, a jakby one nie pomogły, to pani Natalia Broniarczyk, która z tą organizacją na terenie Polski kolaboruje, informuje, że kobiety, które zaszły w ciążę co najmniej przed 12 tygodniami, dostaną pomoc finansową i „logistyczną”, to znaczy nawet 3 tysiące euro, no i tłumacza oraz nocleg przy wytypowanych rzeźniach niewiniątek w Holandii, Wielkiej Brytanii i Niemczech. Ciekawe, że żadna kobieta nie dostanie tych 3 tysięcy euro do ręki. Najwyraźniej przełożeni pani Natalii Broniarczyk nasłuchali się opowieści o przewrotności kobiet w Polsce, więc – owszem – sfinansują dzieciobójstwo, ale forsy do ręki nie dadzą, bo taka jedna z drugą kobieta mogłaby 3 tysiące euro wziać, a potem wypiąć się i do rzeźni nie pojechać. Tedy regulamin jest jasny; dostaniesz forsę, ale nie na perfumy, tylko na to, po coś się do nas zwróciła.

Warto przez chwilę zatrzymać się na tym, dlaczego Żydom tak zależy, żeby Polki miały wszystkie udogodnienia dla dokonywania dzieciobójstwa. Pewne światło rzuca na to ponad 80-letni pan Ehrlich z Pensylwanii – ten sam, którego Papieska Akademia Nauk niedawno zaprosiła na sympozjon „Przeciw Zagładzie” i nawet – jak mówią na mieście – sfinansowała mu przeloty, przyczyniając się w ten sposób do globalnego ocieplenia. Otóż ten pan Ehrlich – oczywiście z pierwszorzędnymi, żydowskimi korzeniami – uważa, że liczba ludzi na Ziemi powinna zostać zredukowana do najwyżej miliarda osobników. Dlaczego do miliarda? Nietrudno się domyślić; miliard ludzi, a właściwie nie tyle „ludzi”, co gojów należy zostawić, żeby było komu pożyczać srebrniki na wysoki procent. Na taką motywację wskazuje choćby to, że pan Ehrlich, jak gdyby nigdy nic, dożył ponad 80 lat, więc najwyraźniej swoją egzystencję dlaczegoś uważa za niezbędną, bo w przeciwnym razie już dawno połknąłby „cyjankali dozę”, uwalniając Ziemię od nadmiaru populacji. Wspominam o tej dozie, bo tak zalecał słynny filozof Teofob Doro w swoich „Pleplutkach”: „Widząc, jak Piotra dręczy starość i zgrzybiałość, ogarnia Jana litość i serdeczna żałość. Więc powiada do niego: Piotrze, masz sklerozę. Czas po temu, byś zażył cyjankali dozę…”. Dlaczego tedy pan Ehrlich wspomnianej „dozy” jednak nie zażył? Przypuszczam, że ze względu na owe pierwszorzędne „korzenie”, bo w przeciwnym razie dopuściłby się czegoś w rodzaju holokaustu w miniaturze. Jak bowiem raz na zawsze wyjaśniła pani Barbara Engelking-Boni, dla Żydów śmierć, to jest „tragedia” i „metafizyka”, podczas gdy dla takich na przykład Polaków, to kwestia „biologiczna”, „naturalna”. Skoro tak, to nawet w szlachetnej intencji melioracji świata, Żydów zabijać nie można, natomiast gojów – jak najbardziej. Nie tylko można, ale nawet trzeba – pamiętając wszelako, żeby odpowiednią liczbę zostawić nie tylko po to, by było komu pożyczać na wysoki procent, ale również po to, by żydowski Herrenvolk miał kto obsługiwać.

Dlaczego w takim razie uważam, że wiadomość z takim entuzjazmem podana przez żydowską gazetę dla Polaków, jest wiadomością dobrą? Dlatego, że ma ona, to znaczy – gazeta – wielki wpływ na czytających ją mikrocefali, no i oczywiście – kolejne generacje polskojęzycznej wspólnoty rozbójniczej, z którą historyczny naród polski od 1944 roku musi dzielić terytorium państwowe. Jeśli zatem żydowska gazeta dla Polaków, najwyraźniej w intencji zachęcenia swoich czytelniczek do dokonywania dzieciobójstwa, w ramach kryptoreklamy podaje nawet numer infolinii, to jest nadzieja, że właśnie w tym środowisku przypadki dzieciobójstwa staną się coraz częstsze. Ci bowiem, którzy żydowskiej gazety dla Polaków albo nie czytają, albo nawet – jak niżej podpisany – czytają – nie tylko się tymi zachętami nie przejmą, ale nawet – jak to na przykład ja czynię – wszystko, co żydowska gazeta dla Polaków chwali, uznają za szkodliwe i niebezpieczne, a w najgorszym przypadku – za podejrzane. Toteż dzieciobójcze peregrynacje do obcych krajów będą odbywały przede wszystkim kobiety ze środowisk bezpieczniackich i postępackich – i to jest właśnie ta dobra wiadomość, ten „plus dodatni” jak powiedziałby Kukuniek – bo dzieciobójstwo stanowi oczywiście „plus ujemny”. Skoro kobiety należące do kolejnej generacji bezpieczniaków i kobiety „wyzwolone” będą się wyskrobywały, to jest szansa, że w przeciągu dwóch, a ostatecznie – najwyżej trzech pokoleń, historyczny naród polski nie tylko uwolni się od uciążliwego towarzystwa polskojęzycznej wspólnoty rozbójniczej, ale też podniesie się na wyższy poziom intelektualny i moralny, bo postępackie durnice powymierają bezpotomnie. Odsetek ludzi mądrzejszych w ten sposób w polskim społeczeństwie wzrośnie, co może przyczynić się do odczuwalnej poprawy rządzenia państwem, jako że durniów – bo powiadają, że inteligencja jest dziedziczna, a mądrością, obcując z mądrymi, nasiąka się od najmłodszych lat – będzie coraz mniej. Może ktoś zarzucić temu wywodowi, że oparty jest na darwinizmie społecznym – ale skoro do tej pory żadnego remedium na to nikt nawet nie zaproponował, to dobry i darwinizm, zwłaszcza, że nikt przecież nie będzie durnic do niczego zmuszał, a tylko zostaną przekupione trzema tysiącami euro. Jestem nawet przekonany, że taka intencja towarzyszyła tej brytyjskiej organizacji, by Irlandkom na wszelkie sposoby ułatwiać dzieciobójstwo. Im mniej Irlandczyków, tym większe szanse na powrót Irlandii do Zjednoczonego Królestwa, a skoro tak, to dzieciobójstwo, zwłaszcza dokonywane dobrowolnie przez oduraczone kobiety podbijanego narodu, jest znakomitym rozwiązaniem. Zwrócił na taką możliwość uwagę pewien niemiecki publicysta z czasów drugiej wojny światowej, wytykając Anglikom, że swoje imperium budowali podstępem, fałszem i zdradą, podczas gdy Niemcy swoje budują metodą „radosnej wojny”.

Jest wszakże w tym projekcie pewien słabszy punkt. Ten mianowicie, że aby dokonać dzieciobójstwa, najpierw trzeba doprowadzić do poczęcia dziecka. Skoro jednak Abortion Support Network subwencjonuje dzieciobójstwo, to żeby biznes lepiej „sze kręczył” – jak to przed wojną mówiono w sferach kupieckich – można by stworzyć jakieś finansowe zachęty do dziecioróbstwa – ale pod warunkiem pisemnego zobowiązania, że takie poczęte dziecko zostanie potem poćwiartowane w holenderskiej, angielskiej czy niemieckiej rzeźni. Mam nadzieję, że pani Natalia Broniarczyk weźmie ten racjonalizatorski pomysł pod uwagę, a nawet przekaże, komu trzeba tym chętniej, że nie roszczę sobie żadnych praw autorskich.

Stanisław Michalkiewicz
Za: magnapolonia.org (12 grudnia 2019)

KAROL WOTJYŁA, EWOLUCJONIZM A MONOGENIZM

„SODALITIUM”

Dnia 22 października 1996 Jan Paweł II skierował przesłanie (po francusku) do uczestników sesji plenarnej Papieskiej Akademii Nauk z okazji 60 rocznicy jej założenia przez Piusa XI. Inspirując się pierwszym wybranym przez zgromadzenie tematem „Powstanie i pierwotna ewolucja życia” (n. 1), Jan Paweł II przesłał zebranym, takie między innymi spostrzeżenia (por. L’Osservatore Romano wyd. pol., październik 1996, s. 6 w wersji francuskiej):

„Zanim podzielę się kilkoma refleksjami bezpośrednio dotyczącymi kwestii początków życia oraz ewolucji, pragnę przypomnieć, że Magisterium Kościoła, działając w ramach swoich kompetencji, wyrażało już opinię na te tematy. Przytoczę tu dwie wypowiedzi. W swej encyklice Humani generis (1950 r.) mój poprzednik Pius XII stwierdził, że nie ma sprzeczności między ewolucją a nauką wiary o człowieku i jego powołaniu, pod warunkiem, że nie zagubi się pewnych niezmiennych prawd” (n. 3). Przypomniawszy inny dokument (jedno ze swoich przemówień skierowane do tejże Akademii 31 października 1992 roku w sprawie Galileusza) Jan Paweł II kontynuuje:

„Encyklika Humani generis, uwzględniając stan badań naukowych swojej epoki, a zarazem wymogi stawiane przez teologię, uznawała doktrynę «ewolucjonizmu» za «poważną hipotezę», godną rozważenia i pogłębionej refleksji na równi z hipotezą przeciwną. Pius XII sformułował przy tym dwa warunki natury metodologicznej: nie należy przyjmować tej tezy w taki sposób, jak gdyby była to już doktryna pewna i udowodniona oraz jak gdyby można było zupełnie abstrahować od tego, co mówi na ten temat Objawienie. Wskazał też, pod jakim warunkiem opinia ta daje się pogodzić z wiarą chrześcijańską; do tej kwestii powrócę później. Dzisiaj, prawie pół wieku po publikacji encykliki, nowe zdobycze nauki każą nam uznać, że teoria ewolucji jest czymś więcej niż hipotezą. Zwraca uwagę fakt, że teoria ta zyskiwała stopniowo coraz większe uznanie naukowców w związku z kolejnymi odkryciami dokonywanymi w różnych dziedzinach nauki. Zbieżność wyników niezależnych badań – bynajmniej nie zamierzona i nie prowokowana – sama w sobie stanowi znaczący argument na poparcie tej teorii” (n. 4).

Złożywszy hołd teorii ewolucji Jan Paweł II uściśla jednak, że „teoria okazuje się słuszna w takiej mierze, w jakiej pozwala się zweryfikować; jest nieustannie oceniana w świetle faktów; kiedy przestaje uwzględniać fakty, ujawnia swoje ograniczenia i nieprzydatność. Wymaga wówczas ponownego przemyślenia”. Z drugiej jednakże strony, teoria naukowa tego rodzaju „zapożycza pewne pojęcia z filozofii przyrody. W rzeczywistości należy mówić nie tyle o teorii, co raczej o teoriach ewolucji. Ich wielość wynika z jednej strony z różnych sposobów wyjaśniania mechanizmu ewolucji, a z drugiej – z różnych filozofii, które stanowią ich punkt odniesienia. Istnieją mianowicie interpretacje materialistyczne i redukcjonistyczne, a także interpretacje spirytualistyczne. Ich ocena należy do kompetencji filozofii, a dalej – do kompetencji teologii” (n. 4). Jan Paweł II jest wyraźnie przychylny (tylko by nam tego brakowało!) „interpretacji spirytualistycznej” ewolucji. Lecz na czym ona polega? Człowiek – ciągnie Jan Paweł II – „został stworzony na obraz i podobieństwo Boże (por. Rdz 1, 28-29). Soborowa konstytucja Gaudium et spes wspaniale przedstawiła tę doktrynę, stanowiącą jeden z fundamentów myśli chrześcijańskiej. Przypomniała, że człowiek jest «jedynym na ziemi stworzeniem, którego Bóg chciał dla niego samego» (n. 24). Jest osobą (…). Cały człowiek, włącznie z ciałem, jest obdarzony taką godnością, ponieważ posiada duszę duchową. Pius XII zwrócił uwagę na tę istotną kwestię: jeśli ciało ludzkie bierze początek z istniejącej wcześniej materii ożywionej, dusza duchowa zostaje stworzona bezpośrednio przez Boga: animas enim a Deo immediate creari catholica fides nos retinere iubet (Humani generis, AAS 42 [1950], 575)” (n. 5).

Przypomniawszy w ten sposób „warunek niezbędny” do pogodzenia wiary z ewolucją, Jan Paweł II potępia w następujących słowach materialistyczną koncepcję ewolucji: „W konsekwencji, te teorie ewolucji, które inspirując się określoną filozofią uważają, że duch jest wytworem sił materii ożywionej lub prostym epifenomenem tejże materii, są nie do pogodzenia z prawdą o człowieku. Co więcej, nie są w stanie uzasadnić godności człowieka” (n. 5). Wojtyła przyznaje, że powyżej przedstawiona koncepcja człowieka (wraz z „nieciągłością ontologiczną” wynikającą z bezpośredniego stworzenia duszy przez Boga) oraz koncepcja ewolucji (o „ciągłości fizycznej” między człowiekiem, a jego nieczłowieczymi przodkami) stanowią „dwie wizje, które mogłyby się wydawać całkowicie sprzeczne” (n. 6); tymczasem mogą one i muszą zostać pogodzone. Przesłanie kończy się nawoływaniem do poszanowania życia ludzkiego (n. 7).

Echo przesłania Jana Pawła II o ewolucjonizmie

Nauczanie to zostało tak ułożone, by zostało odpowiednio zrozumiane. W obecnym klimacie mea culpa „Kościoła” zainaugurowanym przez Jana XXIII i doprowadzonym do paroksyzmu przez Jana Pawła II (który „uświęcił” go w Tertio millennio adveniente), Przesłanie zostało zrozumiane jako zrehabilitowanie Darwina – nie mogło być inaczej: jedynym znanym powszechnym ewolucjonizmem jest ewolucjonizm ateistyczny i materialistyczny, bo z pewnością nie jakiś ułudny ewolucjonizm „spirytualistyczny” zaaprobowany przez Karola Wojtyłę. Stąd oświadczenia dzienników (z 24 października) oraz komentatorów które, co do istoty, nie odbiegają zbytnio od tego co zrozumiał (ku uciesze lub ku zgorszeniu) ogół śmiertelników, typu: „Papież godzi się z nauką”; tytuł Resto del Carlino: „Przesłanie skierowane do Papieskiej Akademii rehabilituje Darwina i jego zwolenników”. „Papież: możliwe, że pochodzimy od małpy” (Il Giornale, 24 października), „Papież Wojtyła werbuje Darwina” (La Stampa), „Darwin zrehabilitowany przez Kościół” (Le Monde z 25 października), etc… „Uczeni przyklaskują” widząc jak ich ateizm został poparty przez oświadczenie Jana Pawła II (i tak, na przykład, Margherita Hack pisze: „Po raz pierwszy Kościół uznaje w sposób uroczysty, że ewolucjonistyczna hipoteza jest dowiedzioną teorią”) – i korzystają z tego by pastwić się nad zwyciężonym: „Pozytywne uznanie, lecz Kościół po raz kolejny dociera z opóźnieniem” (Tullio Gregory). Barone i Massarenti, w Sole-24 Ore (27 października, s. 27) przyklaskują odwołaniom Wojtyły, jednakże odrzucają na sposób ateistyczny wszelką wizję duchową człowieka i świata: pokój między nauką a wiarą nastanie dopiero wraz z całkowitym upadkiem wiary.

Ateiści posuwają się aż do kpin konstatując, że „papież” tym samym stał się „heretykiem” (w stosunku do kryteriów katolicyzmu sprzed lat): według L’Unità, dziennika byłej partii komunistycznej, jest on po prostu gnostykiem, a według liberała Sergio Romano modernistą: „Przesłanie Papieża – i tu tkwi moim zdaniem najciekawszy aspekt – to spóźniony hołd dla historycznej metody duchowego ruchu, modernizmu, potępionego przez Kościół encykliką Pascendi dominici gregis ogłoszoną przez Piusa X we wrześniu 1907 roku” (Panorama, 7 listopada 1996, s. 17). Skoro wśród osób świeckich, znajduje się ktoś taki jak Colletti, filozof, były marksista i neoliberał, który usprawiedliwia Wojtyłę z oskarżenia (według niego z zasługi) o zrehabilitowanie Darwina, to zwraca tym samym uwagę na fakt, że ewolucjonizm spirytualistyczny Wojtyły może pochodzić od Teilharda de Chardin lub Henriego Bergsona (por. Il Foglio, 25 października), autorów nie mających nic wspólnego z ortodoksją! Toteż na próżno Giovanni Cantoni (w Il Secolo d’Italia), Antonio Socci (w Il Giornale), kard. Tonini (w Il Carlino) usiłują tłumaczyć, że „Papież” jest nadal „katolikiem”! Jeśli celem wypowiedzi jest sprawienie by nas rozumiano – jak to stwierdziliśmy – Jan Paweł II prawdopodobnie lepiej by uczynił, gdyby nie napisał Przesłania z 22 października, które z pewnością wstrząsnęło wiarą dużej liczby wiernych, nie nawracając ani jednego niedowiarka.

Czy Przesłanie z 22 października jest zgodne z prawdziwą doktryną?

Niewątpliwie, pisze przewodniczący [szef organizacji podobnej do T.F.P.] Alleanza Cattolica, Giovanni Cantoni, w dzienniku Alleanza Nazionale z 25 października. I my chcielibyśmy, iżby tak było, lecz to niemożliwe. Poza (nie)stosownością tego przesłania, należy w gruncie rzeczy podkreślić i poddać krytyce kilka punktów wojtyliańskiej wypowiedzi.

1) Tendencyjne przedstawienie myśli Piusa XII

Aby zamaskować swój nowy pogląd (w stosunku do magisterium kościelnego) o opinii ewolucjonistycznej, Jan Paweł II usiłuje przedstawić ją jako stanowiącą ciągłość z magisterium Papieża Piusa XII, a czyni to, przytaczając właśnie encyklikę Humani generis, dokument, który wyraźnie potępił wszystkie błędy, które następnie Vaticanum II przemyciło jako prawdę. Wątpię, żeby Humani generis została kiedykolwiek zacytowana przez Jana Pawła II w innym celu jak „chrystianizowanie” ewolucjonizmu. Lecz czy rzeczywiście takie było zamierzenie Papieża Pacelliego? Z pewnością nie. Jego celem było, przeciwnie, potępienie różnych teorii, które inspirowały się właśnie ewolucjonizmem. W jednym fragmencie encykliki Papież potępił ewolucjonizm filozoficzny oraz ewolucjonizm polityczny. („Są mianowicie najpierw tacy, którzy system tzw. ewolucji, nawet w dziedzinie nauk przyrodniczych dotąd niezbicie nie udowodniony, nieroztropnie i bez zastrzeżeń stosują do wytłumaczenia początku wszechrzeczy, przyjmując śmiało monistyczne i panteistyczne wymysły o świecie całym, nieustannej ewolucji podległym. Tą właśnie hipotezą posługują się chętnie zwolennicy komunizmu, aby skuteczniej rozszerzać i naprzód wysuwać swój dialektyczny materializm, który wszelką ideę Boga z umysłów całkowicie wyplenia” – Humani generis). Dalej – o czym jeszcze będziemy mówić – potępia poligenizm jako niezgodny z wiarą katolicką (H. G., ss. 14 i 15).

Co się tyczy ewolucjonizmu (rozumianego tutaj jako prosta hipoteza, według której pierwszy człowiek otrzymał duszę bezpośrednio od Boga, podczas gdy ciało rzekomo „powstało z istniejącej poprzednio, żywej materii”) Pius XII potępił tych, którzy działają „jakby dotychczasowe odkrycia i oparte na nich rozumowania dawały już zupełną pewność, że ciało ludzkie w swym pierwszym początku wyszło z istniejącej uprzednio i żywej materii, i jakby źródła Bożego objawienia niczego nie zawierały, co w tej zwłaszcza kwestii jak największej domaga się ostrożności i umiarkowania”. W rzeczywistości, nawet jeśli teoria ewolucji ograniczona jest tylko do pochodzenia ciała pierwszego człowieka, i jeśli nawet uznaje bezpośrednie stworzenie duszy tegoż pierwszego człowieka przez Boga, to jednak stawia problemy, w tym co dotyczy „Bożego objawienia”, toteż Pius XII przypomina teologom i naukowcom, że „wszyscy” muszą być „gotowi poddać się sądowi Kościoła, któremu Chrystus zlecił obowiązek, zarówno autentycznego wykładania Pisma, jak strzeżenia dogmatów wiary” (H. G., s. 14). Sprawa jest tym bardziej istotna, że Pius XII w tej samej encyklice powtarza potępienie przez Kościół tych wszystkich, którzy negują historyczność pierwszych jedenastu rozdziałów Księgi Rodzaju! A zatem Pius XII nie stawiał na tym samym poziomie ewolucjonizmu i anty-ewolucjonizmu, jak to, przeciwnie, utrzymuje Przesłanie Jana Pawła II, lecz potępiał niektóre rodzaje ewolucjonizmu i zachęcał do najwyższej ostrożności względem ewolucjonizmu, choćby umiarkowanego, który gdyby został w pełni dowiedziony, mógłby być ewentualnie zgodny z wiarą.

2) Według Jana Pawła II „teoria ewolucji jest czymś więcej niż hipotezą”

Zachęcam czytelnika do ponownego przeczytania Przesłania Jana Pawła II, które przytoczyłem w tym artykule. Wyraźnie twierdzi w nim, iż: „Dzisiaj, prawie pół wieku po publikacji encykliki [Piusa XII], nowe zdobycze nauki każą nam uznać, że teoria ewolucji jest czymś więcej niż hipotezą”. A więc, według Wojtyły hipoteza ewolucjonistyczna została naukowo udowodniona, lub, przynajmniej, jest ona bardziej prawdopodobna niż jej negacja: „Zwraca uwagę fakt, że teoria ta zyskiwała stopniowo coraz większe uznanie naukowców…” toteż ich odkrycia stanowią „znaczący argument na poparcie tej teorii”. Jan Paweł II oczyszcza tychże „naukowców” z wszelkich podejrzeń o stronniczość ich badań: w materii, która tak blisko dotyka wiary, rzekomo pracowali oni „niezależnie” uzyskując „zbieżne”, „bynajmniej nie zamierzone i nie prowokowane” wyniki na korzyść ewolucjonizmu! Jednakże, któż nie wie, iż dla wielu naukowców, wręcz przeciwnie, ewolucjonizm jest „wiarą” uderzającą w dogmat o stworzeniu? Profesor Di Trocchio (Uniwersytet z Lecce) w Le bugie della scienza [Kłamswa nauki] (Mondadori, 1993) poświęca cały rozdział (Falsi fossili e anelli mancanti [Fałszywe skamieniałości i brakujące pierścienie]) niektórym znanym kłamstwom naukowym ewolucjonistów; a wśród oszustów, na pierwszym planie króluje jezuita Teilhard de Chardin, którego Wojtyła publicznie opiewa w słynnym „liście” z 10 czerwca 1981 (por. Sodalitium, n. 27, s. 3). Na przekór najwybitniejszym ewolucjonistom (między innymi Rostand, Monod, etc.) Msgr. Landucci w La verità sull’evoluzione e l’origine dell’uomo [Prawda o ewolucji i pochodzeniu człowieka] (La Roccia, Rzym 1984) poświęca kilka stron, ażeby wykazać, iż podtrzymują tę tezę nie dlatego, iż została dowiedziona, lecz po to aby nie musieć uznać stworzenia świata. Wojtyła z pewnością nie lekceważy tegoż klimatu, który warunkuje w znacznej mierze „wolne badania naukowców”; wcale też nie ignoruje faktu, że mimo wszystko, wielu naukowców obecnie nadal neguje ewolucję (we Włoszech znani są z tego Fondi i Sermonti) jako hipotezę, uznaną za fałszywą przez naukę. Lecz jeśli hipoteza ewolucjonistyczna nie uczyniła rzeczywiście żadnego kroku naprzód od 1950 (rok ogłoszenia Humani generis) po dzień dzisiejszy i pozostaje zwykłą hipotezą, Karol Wojtyła trafia bezpośrednio w sam środek zarzutu, jaki Humani generis kieruje pod adresem tych, którzy nie troszcząc się o to co na ten temat mówi Objawienie, uznają ewolucję za udowodnioną.

Ażeby rozbawić nieco czytelnika, przytoczę mimochodem interpretację przesłania „papieskiego” przedstawioną przez Giovanniego Cantoniego w powyżej zasygnalizowanym artykule; według swojego obrońcy z urzędu, Jan Paweł II chciał powiedzieć: „ewolucjonizm nie jest już tylko hipotezą, nie dlatego że przeszedł w pewnik, ale dlatego że w obliczu licznych hipotez, to znaczy wielu danych faktycznych, niezależnych od siebie, jawi się jako teoria, czyli zbiór hipotez”. Wystarczy przeczytać ponownie Przesłanie Jana Pawła II, ażeby zrozumieć, że Cantoni zwodzi, a jeśli nas oszukuje to dlatego, iż on sam jest zażenowany wojtyliańską wypowiedzią, której nie przyjmuje tak naprawdę, lecz tylko w słowach, inaczej mówiąc w zupełnie złudnej interpretacji, jaką chce jej nadać. W rzeczywistości Jan Paweł II twierdzi, że w stosunku do 1950 roku istnieje dużo nowych argumentów na korzyść ewolucji i że w związku z tym nie jest ona już zwykłą hipotezą. Tymczasem, zatwierdziwszy te dane eksperymentalne na korzyść ewolucji, Jan Paweł II ustala istnienie różnorodnych „teorii” ewolucjonistycznych, które opierają się nie tylko na dowodach faktycznych, lecz również na przesłankach filozoficznych. Z tego tytułu, nie wszystkie teorie ewolucjonistyczne są możliwe o przyjęcia. Gdyby interpretacja Cantoniego była poprawna, należałoby wierzyć, iż przed 1950 rokiem ewolucjonizm był tylko hipotezą eksperymentalną, bez dodatkowych, licznych „teorii”; jest to absolutnym fałszem, tym bardziej, że prawdą jest, iż Pius XII potępiał już wówczas niektóre teorie ewolucjonistyczne sprzeczne z wiarą, dopuszczając swobodę dyskusji co do innych! Daremna próba obrony ortodoksji Jana Pawła II jest więc – nawet w swej porażce – niezamierzonym potwierdzeniem poważnych braków doktrynalnych myśli wojtyliańskiej, którą usiłowano bronić opróżniając ją z jej znaczenia.

3) Poważne pominięcie w wojtyliańskim Przesłaniu: Monogenizm i grzech pierworodny

Przejdźmy jednakże do najpoważniejszego punktu Przesłania wojtyliańskiego. Nie chodzi tyle o stwierdzenie ile raczej o pominięcie. Tymczasem pominięcie jest nad wyraz ważne, a przedstawia się nieomal jako implicytne zanegowanie prawdy wiary. Załóżmy przez moment, że Pius XII rzeczywiście przyznał hipotezie ewolucyjnej tę samą wartość co jej przeciwieństwu, i że dziś, po pięćdziesięciu latach, nauki przyrodnicze opowiedziały się na korzyść ewolucjonizmu (teza Jana Pawła II). Należałoby wówczas, spośród różnych ewolucjonizmów, przyjąć jeden, który byłby zgodny z wiarą chrześcijańską. W tym właśnie tkwi ważne pominięcie Jana Pawła II. Według Jana Pawła II Pius XII już „wskazał też, pod jakim warunkiem koniecznym [przymiotnik występujący tylko w wersji włoskiej przemówienia] opinia ta daje się pogodzić z wiarą chrześcijańską; do tej kwestii powrócę później” (n. 4). Zwróćmy dobrze uwagę: zagadnienie to jest najwyższej wagi: zgodność danej teorii z wiarą. Według Jana Pawła II (który rzekomo cytuje Piusa XII) istnieje jeden „warunek konieczny”: tylko jeden, w liczbie pojedynczej. Zgodnie z obietnicą warunek ten został podany w punkcie 5: otóż, dusza ludzka została stworzona bezpośrednio przez Boga; nie może być postrzegana jako „wytwór sił materii ożywionej” lub jako „prosty epifenomen tejże materii”. „Pius XII – przypomina Jan Paweł II – zwrócił uwagę na tę istotną kwestię” (n. 5). Punkt ten leży na sercu Janowi Pawłowi II, ponieważ stanowi fundament „godności człowieka” stworzonego na obraz i podobieństwo Boga, godności zrujnowanej przez ewolucjonizm czysto materialistyczny. W myśli Wojtyły – która jest personalistyczną myślą antropocentryczną – ta prawda wiary zajmuje wyjątkowe miejsce, zgodnie z kierunkiem dwuznacznego tekstu Gaudium et spes n. 24 (por. Sodalitium, n. 37, ss. 61-62). Według niego ewolucjoniści materialistyczni, więcej niż przeciwni wierze, „są nie do pogodzenia z prawdą o człowieku” i „co więcej, nie są w stanie uzasadnić godności człowieka” (n. 5), najpoważniejsze grzechy ze wszystkich! Lecz Wojtyła zapomina (?) przytoczyć inny warunek, znacznie bardziej podkreślany przez Piusa XII – monogenizm, warunek od którego zależy inna prawda wiary (nieco mniej chwalebna dla godności osoby ludzkiej, to prawda): grzech pierworodny!

Pius XII pisał: „Nie wolno bowiem wiernym Chrystusowym trzymać się takiej teorii, w myśl której przyjąć by trzeba albo to, że po Adamie żyli na ziemi prawdziwi ludzie nie pochodzący od niego, drogą naturalnego rodzenia, jako od wspólnego wszystkim przodka, albo to, że nazwa «Adam» nie oznacza jednostkowego człowieka ale jakąś nieokreśloną wielość praojców. Już zaś zupełnie nie widać jakby można było podobne zdanie pogodzić z tym, co źródła objawionej prawdy i orzeczenia kościelnego Nauczycielstwa stwierdzają o grzechu pierworodnym, jako pochodzącym z rzeczywistego upadku jednego Adama i udzielającym się przez rodzenie wszystkim ludziom, tak iż staje się on grzechem własnym każdego z nich” (Humani generis). Pius XII jedynie przypomina Pismo Święte; ograniczę się do zacytowania świętego Pawła: „I uczynił z jednego wszystek rodzaj ludzki, aby mieszkali po całej ziemi” (Dzieje Ap. 17, 26); „Stał się pierwszy człowiek Adam istotą żyjącą” (1 Kor. 15, 45). Jedność pochodzenia rodzaju ludzkiego jest prawdą wiary, z której pochodzi inna prawda wiary o grzechu pierworodnym: „Dlatego jak przez jednego człowieka grzech wszedł na ten świat, i przez grzech śmierć, i tak na wszystkich ludzi śmierć przeszła, w którym wszyscy zgrzeszyli (…) Przeto jak przez przestępstwo jednego na wszystkich ludzi potępienie, tak i przez sprawiedliwość jednego na wszystkich ludzi usprawiedliwienie życia” (Rzym. 5, 12. 18).

Doktryna ta z Pisma Świętego „o pierwszym człowieku, o jego stanie pierwotnej sprawiedliwości, jego utraconych przywilejach (w szczególności o nieśmiertelności) i o grzechu pierworodnym przechodzącym na wszystkich ludzi jako pochodzących od Adama” (Denz.-U. 101, 133, 174, 176, 789, 791) potwierdzona została przez Sobór Trydencki. Dekret z 1909 „umieszcza jedność rodzaju ludzkiego wśród punktów, które dotykają fundamentów religii chrześcijańskiej” (Denz.-U. 2121-2123). Sobór Watykański (I) miał uroczyście zdefiniować tę prawdę orzekając: „Jeśliby ktoś zaprzeczał pochodzeniu całego rodzaju ludzkiego od jednego tylko rodzica, Adama, niech będzie wyklęty” (por. Garrigou-Lagrange OP, hasło Monogenismo [Monogenizm] w Enciclopedia cattolica). Czy Karol Wojtyła wierzy w te prawdy? Jeśli w nie wierzy to dlaczego je ukrył w Przesłaniu, w którym winien obowiązkowo je wyznać? Co można odpowiedzieć wydawcy dziennika Le Monde (który jednak interpretuje odczucia niemałej liczby ludzi) kiedy pisze: „Konsekwencje tej rehabilitacji mogą być znaczące. Powzięty tym samym dystans do fundamentalistycznego odczytywania Biblii może naruszyć cały gmach dogmatyki chrześcijańskiej, oparty na grzechu pierworodnym i istnieniu zła, który ukształtował naszą zachodnią mentalność. Bez pojęcia dziedzicznej winy, związanego z «pierwszym człowiekiem», Adamem, centralne dogmaty wiary chrześcijańskiej, jak grzech pierworodny i Odkupienie, są niezrozumiałe” (wydanie z 25 października 1996, s. 17). Toteż, w obliczu takiego skandalu, wydaje się nam, że wierni katolicy mają prawo do definitywnego wyjaśnienia ze strony, nie Cantoniego na usługach, lecz głównego odpowiedzialnego, Karola Wojtyły: wierzy on czy też nie, że Adam, pierwszy człowiek, stworzony przez Boga w stanie łaski, zgrzeszył i że grzech ten został przekazany drogą rodzenia wszystkim ludziom (za wyjątkiem Pana Naszego i Niepokalanej Panny Maryi), którzy pochodzą od niego? Nie jest to zbyt wygórowane żądanie od człowieka, który mieni się być następcą świętego Piotra, tego którego obowiązkiem jest „utwierdzać w wierze” swoich braci. Po raz kolejny, wraz z Przesłaniem z 22 października 1996, Jan Paweł II zaniedbał tę powinność.

Post scriptum: po napisaniu tego artykułu dowiedzieliśmy się co na ten temat zostało opublikowane przez Sì sì no no (15 grudnia 1996, ss. 3-7) w Evolutionnisme ou teilhardisme? Le «Message» de Jean-Paul II à l’Académie des sciences [Ewolucjonizm czy teilhardyzm? "Przesłanie" Jana Pawła II do Akademii nauk]. Artykuł, którego lekturę polecamy, jest interesujący zwłaszcza w celu ustalenia jaka była rzeczywista myśl Piusa XII (por. punkt 1 naszej analizy) oraz jak poważne problemy stawia sam ewolucjonizm „spirytualistyczny” poprawnej egzegezie Pisma Świętego. (1)

Z języka francuskiego i włoskiego tłumaczyła Iwona Olszewska

Artykuł z czasopisma: „Sodalitium” (wersja francuska), nr 43, kwiecień 1997, ss. 63-68.

Wersja włoska: „Sodalitium”, nr 45, kwiecień 1997, ss. 54-59.

Przypisy:

(1) Por. 1) Ks. Jan Górka, Encyklika „Humani generis” o kwestii początku człowieka. 2) Ks. M. Dietz SI, Dogmat stworzenia wedle świętego Tomasza z Akwinu. 3) Bp Michał Nowodworski, a) Monogenizm. b) Rekomendacja książki pt. „Homo versus Darwin, czyli sprawa o pochodzenie człowieka”. 4) Ks. Jacek Tylka, Dogmatyka katolicka. 5) O. Marian Morawski SI, Dogmat Łaski. 19 wykładów o porządku nadprzyrodzonym. 6) Ks. Dominik Radecki CMRI, Teilhard de Chardin i grzech pierworodny. (Przyp. red. Ultra montes).

© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Cracovia MMXI, Kraków 2011

Najnowsze komentarze
    Archiwa
    059725