OJCU, SYNOWI I DUCHOWI ŚWIĘTEMU

Miesięczne archiwum: Styczeń 2018

Obecny kryzys w kontekście historii Kościoła – Roberto de Mattei

Na kartach Ewangelii napotkać możemy wiele metafor, jakimi posłużył się Zbawiciel w odniesieniu do założonego przez siebie Kościoła. Jedną z najbardziej trafnych jest bez wątpienia porównanie go do łodzi zagrożonej burzą [Mt 8, 23-27; Mk 4, 35-41; Łk 8, 22-25]. Do metafory tej odwoływali się często Ojcowie Kościoła oraz święci, przedstawiając Kościół jako łódź żeglującą po wzburzonym morzu, wstrząsaną i zalewaną przez fale, a pomimo zmierzającą pewnie w do wyznaczonego celu.

Wszyscy znamy dobrze opisaną w Ewangelii scenę uciszenia przez Zbawiciela burzy na Jeziorze Tyberiadzkim: „Tunc surgens imperavit ventis et mari” [Mt 8, 26]. Podczas „niewoli awiniońskiej” Giotto przedstawił miotaną falami łódź Piotrową na słynnej mozaice, znajdującej się pierwotnie na wimperdze pierwszej Bazyliki św. Piotra, a obecnie zdobiącą atrium nowej.

W czasie Wielkiego Postu roku 1380 św. Katarzyna ze Sieny uczyniła ślub nawiedzania Bazyliki św. Piotra rankiem każdego dnia, aby modlić się przed wspomnianą wyżej mozaiką. 29 stycznia 1380 roku, mniej więcej w czasie nieszporów, kiedy pogrążona była w modlitwie, ujrzała jak Chrystus zstępuje z wizerunku i umieszcza na jej ramionach „Navicella” Kościoła. Katarzyna, przytłoczona tak wielkim ciężarem, upadła bez czucia na ziemię. Była to ostatnia wizyta, jaką złożyła w Bazylice ta wielka święta, która niestrudzenie wzywała papieża do odważnego kierowania „Navicella” Kościoła.

Na przestrzeni dwóch tysięcy lat mistyczna Łódź Kościoła zawsze opierała się miotającym nią sztormom i nawałnicom.

Przez pierwsze trzy wieki swego istnienia Kościół był bezlitośnie prześladowany przez Cesarstwo Rzymskie. W okresie tym, pomiędzy pontyfikatami św. Piotra i papieża Milcjadesa, współczesnego cesarzowi Konstantynowi, rządziło nim łącznie 34 papieży. Wszyscy oni zostali uznani za świętych i wszyscy poza dwoma, którzy skazani zostali na wygnanie, ponieśli śmierć męczeńską.

W roku 313 Konstantyn Wielki zagwarantował ostatecznie wolność kultu chrześcijanom którzy, opuściwszy katakumby, zaczęli kłaść fundament pod nowe chrześcijańskie społeczeństwo. Jednakże wiek IV, wiek tryumfu i wolności Kościoła, był również wiekiem straszliwego kryzysu ariańskiego.

W wieku V Cesarstwo Rzymskie upadło, Kościół zaś musiał samodzielnie stawić czoła najazdom, najpierw barbarzyńców a potem islamu, który od VIII wieku opanował zamieszkałe przez chrześcijan prowincje Afryki i Azji Mniejszej, na zawsze już utracone odkąd dla prawdziwej wiary.

W wiekach kolejnych, od Konstantyna do Karola Wielkiego, Kościół miał łącznie 62 papieży. Byli wśród nich m.in. św. Leon Wielki, który sam jeden powstrzymał pochód Attyli „Bicza Bożego”, św. Grzegorz Wielki, który odegrał znaczącą rolę podczas najazdu Longobardów, św. Marcin I, zesłany na wygnanie w kajdanach do Chersounes oraz św. Grzegorz III, który żył w stałym niebezpieczeństwie śmierci, prześladowany przez cesarzy bizantyjskich. Jednakże obok tych wspaniałych obrońców Kościoła wieki owe widziały również papieży w rodzaju Liberiusza, Wigiliusza i Honoriusza, którzy okazywali chwiejność w wierze. Na szczególną uwagę zasługuje tu Honoriusz, potępiony jako heretyk przez swego następcę św. Leona II.

Karol Wielki odbudował Cesarstwo Zachodnie i położył fundament pod średniowieczną cywilizację chrześcijańską. Pomimo tego jednak epoka ta nie była wolna od różnych przejawów zepsucia, takich jak symonia, rozprzężenie moralne duchowieństwa oraz bunty wobec autorytetu Stolicy Apostolskiej ze strony chrześcijańskich królów i cesarzy. Po śmierci Karola Wielkiego, pomiędzy rokiem 882 a 1046, Kościół miał łącznie 45 papieży i antypapieży, z których 15 zostało deponowanych a 14 uwięzionych, wygnanych i zamordowanych. Średniowieczni papieże doświadczali licznych szykan i prześladowań, począwszy od św. Paschalisa I, przez św. Leona IX do św. Grzegorza VII, ostatniego średniowiecznego papieża który miał zostać w przyszłości kanonizowany, a który zmarł prześladowany na wygnaniu.

Szczytowy rozkwit średniowiecza przypadł na pontyfikat Innocentego III, którego jednakże św. Ludgarda ujrzała w jednej ze swych wizji ogarniętego płomieniami i wyjaśniającego, że ze względu na poważne zaniedbania jakich się dopuścił, musi pozostać w czyśćcu aż do dnia Sądu Ostatecznego. Św. Robert Bellarmine komentuje to następująco: „Jeśli los taki spotkał papieża tak szlachetnego i powszechnie szanowanego, co czeka innych duchownych, zakonników i świeckich, którzy plamią się niewiernością?”.

W wieku XIV, po przeniesieniu siedziby papieży do Avignonu na okres 70 lat, miał miejsce kryzys również straszliwy co kryzys ariański: Wielka Schizma Zachodnia, w wyniku której świat chrześcijański podzielony został pomiędzy dwóch, a następnie trzech papieży, a problem ich legalności kanonicznej rozwiązany został ostatecznie dopiero w roku 1417.

Następnie nastała epoka pozornego spokoju, epoka humanizmu, stanowiąca w istocie preludium do nowej katastrofy: reformacji protestanckiej z wieku XVI. Po raz kolejny Kościół zareagował zdecydowanie, jednakże w XVII i XVIII wieku wkradła się do jego serca pierwsza herezja, która zdecydowana była nie odłączać się od niego, ale szerzyć się w jego obrębie – jansenizm.

Rewolucja francuska i Napoleon starali się zniszczyć papiestwo, próby te zakończyły się jednak niepowodzeniem. Dwaj papieże, Pius VI oraz Pius VII, zostali wygnani z Rzymu i uwięzieni. W roku 1799, kiedy Pius VI zmarł w Walencji, rada miejska przesłała wiadomość o jego śmierci Dyrektoriatowi, donosząc o pochówku „ostatniego papieża w historii”.

Od Bonifacego VIII, ostatniego papieża średniowiecza, do Piusa XII, ostatniego papieża ery przedsoborowej, Kościołem rządziło łącznie 68 Następców św. Piotra, z których tylko dwóch zostało do chwili obecnej kanonizowanych: św. Pius V oraz św. Pius X, dwóch innych zaś – Innocenty XI i Pius IX – beatyfikowanych. Wszyscy oni kierować musieli Łodzią Piotrową podczas miotających nią rozszalałych burz. Św. Pius V walczył z protestantyzmem i stworzył Ligę Świętą przeciwko islamowi, co doprowadziło do zwycięstwa pod Lepanto; bł. Innocenty XI walczył z gallikanizmem i był inicjatorem wyzwolenia Wiednia od zagrożenia tureckiego w roku 1683. Wielki Pius IX odważnie stawiał czoła rewolucji włoskiej, która w roku 1870 wygnała go ze Świętego Miasta. Św. Pius X walczył z modernizmem – syntezą wszystkich herezji – szerzącym się w Kościele przełomie XIX i XX wieku.

II Sobór Watykański, otwarty przez Jana XXIII a zamknięty przez Pawła VI, głosił nadejście nowej ery pokoju i postępu, jednakże epoka posoborowa okazała się być jednym z najbardziej dramatycznych okresów w historii Kościoła. Benedykt XVI, posługując się metaforą św. Bazylego, porównał epokę posoborową do bitwy morskiej, toczonej w nocy i pośród szalejącego sztormu. To właśnie w tej epoce obecnie żyjemy.

Piorun, który uderzył w Bazylikę św. Piotra 11 lutego [2013] roku, w dzień w którym Benedykt XVI ogłosił swą abdykację, stanowi niejako symbol owej burzy, która wydaje się obecnie zatapiać Łódź św. Piotra, wywierając destrukcyjny wpływ na życie duchowe wszystkich członków Kościoła.

Historia burz przez jakie przechodził Kościół jest historią prześladowań, ale również historią schizm i herezji, które od samego początku jego istnienia podkopywały jego wewnętrzną jedność. Ataki od wewnątrz są zawsze znacznie niebezpieczniejsze i poważniejsze od ataków z zewnątrz. Najpoważniejszymi z tych ataków, dwiema najstraszliwszymi burzami, były kryzys ariański z wieku IV oraz Wielka Schizma Zachodnia z wieku XIV.

W pierwszym przypadku społeczność katolicka nie wiedziała, gdzie znajdowała się prawdziwa wiara, jako że biskupi byli między sobą podzieleni na arian, semiarian i anty-arian, papież zaś nie wypowiadał się w tych kwestiach w sposób jednoznaczny. To właśnie wtedy św. Hieronim pisał: „cały świat obudził się i jęknął ze zgrozy, odkrywszy że jest ariański”.

W drugim przypadku społeczność katolicka nie wiedziała, kto był prawdziwym papieżem, jako że kardynałowie, biskupi, teologowie, władcy świeccy a nawet święci należeli do różnych obediencji. Nikt nie negował prymatu papieskiego, nie chodziło więc o herezję, każdy jednak uznawał jednego z dwóch czy nawet trzech papieży, była to więc sytuacja, którą teologia określa mianem schizmy.

Modernizm niósł za sobą zagrożenie poważniejsze jeszcze od dwóch poprzednich kryzysów, nie udało mu się jednak w pełni okazać swej mocy niszczycielskiej, został bowiem częściowo poskromiony przez św. Piusa X. Na kilka dekad zszedł do podziemia, idee jego zaczęły być jednak ponownie głoszone publicznie podczas II Soboru Watykańskiego. Sobór ten, ostatni sobór powszechny Kościoła, obradujący w latach 1962-1965, zdefiniował się jako duszpasterski, jednak ze względu na wieloznaczną naturę jego dokumentów skutki, jakie przyniósł on w sferze duszpasterskiej, okazały się być prawdziwie katastrofalne. Obecny kryzys ma swe źródło bezpośrednio w II Soborze Watykańskim oraz w uznanym w trakcie niego prymacie praktyki nad dogmatem.

Podczas mowy otwierającej sobór 11 października 1962 roku Jan XXIII wyraźnie zaznaczył duszpasterską jego naturę, rozróżniając między „depozytem czyli prawdami wiary” a „sposobem w jaki są one ukazywane, przy nienaruszonym zachowaniu ich znaczenia”.

Wszystkie poprzednie dwadzieścia soborów również posiadało wymiar duszpasterski, jako że przyjęte podczas nich dekrety dogmatyczne i dyscyplinarne posiadały oczywisty wpływ na pracę duszpasterską. Jednakże podczas II Vaticanum II aspekt duszpasterski nie miał już polegać na wyjaśnianiu – w sposób odpowiedni do zmieniającej się rzeczywistości – dogmatycznego przesłania soboru; przeciwnie, cel „duszpasterski” wyniesiony został do rangi zasady alternatywnej wobec celu dogmatycznego. Rezultatem tego podejścia była rewolucja w języku i mentalności oraz uczynienie z duszpasterstwa nowej doktryny.

Do najwierniejszych wyznawców „ducha soboru” należy niemiecki kardynał Walter Kasper. To właśnie jemu powierzył papież Franciszek wygłoszenie mowy poświęconej debacie przedsynodalnej podczas Konsystorza w lutym 2014 roku. Główna teza zaprezentowana w tym podsumowaniu głosiła, że to nie doktryna o nierozerwalności małżeństwa musi być zmieniona, ale podejście duszpasterskie do osób rozwiedzionych, które zawarły kolejne związki. Tą samą formułą posłużył się kard. Kasper komentując adhortację posynodalną Amoris laetitia. Jak wyjaśniał, „papieska adhortacja apostolska «nie zmienia niczego w doktrynie Kościoła ani w prawie kanonicznym, w istocie jednak zmienia wszystko»”.

Myślą przewodnią pontyfikatu papieża Franciszka oraz kluczem do odczytania jego posynodalnej adhortacji jest przekonanie o konieczności zmiany – nie w doktrynie, ale w samym życiu Kościoła. To właśnie w celu podkreślenia pośledniejszego znaczenia doktryny stworzył on liczący 250 stron dokument, w którym zaprezentował teorię o prymacie duszpasterstwa. 16 kwietnia, podczas podróży powrotnej z Lesbos, odesłał dziennikarzy do prezentacji wspomnianej adhortacji przez kard. Schonborna, którego interpretację uznał za autentyczną. Sam kard. Schonborn podczas konferencji prasowej z 8 kwietnia określił papieską adhortację jako przede wszystkim „wydarzenie lingwistyczne”.

Formuła ta nie jest nowa: posłużył się nią już w przeszłości jeden ze współbraci Franciszka, jezuita John O’Malley z Georgetown University. W swej historii II Soboru Watykańskiego określił on Vaticanum II właśnie mianem „wydarzenia lingwistycznego”, nowym sposobem wyrażania rzeczy, w wyniku czego stanowił on „zerwanie z tradycją poprzednich soborów”. Jak wyjaśniał, określenie go jako „wydarzenia lingwistycznego” nie oznacza pomniejszania rewolucyjnej doniosłości Vaticanum II, jako że same zmiany językowe niosą w sobie nauczanie. Przywódcy soboru „rozumieli bardzo dobrze, że Vaticanum II, deklarując się jako sobór duszpasterski, z tego samego powodu był również soborem nauczającym […]. Dyskursywny styl soboru był środkiem, ale środkiem służącym przekazywaniu nauczania”.

Wybór „stylu” języka do komunikacji ze światem współczesnym ukazuje kryjącą się za nim filozofię, i w tym sensie uznać trzeba, że styl literacki oraz duszpasterska formuła II Soboru Watykańskiego nie tylko wyrażają organiczną jedność tego wydarzenia, ale też stanowią środek służący do wyrażenia spójnej doktryny. „Styl – pisze O’Malley – stanowi ostateczny wyraz znaczenia, nie jest jedynie ozdobnikiem, ale również narzędziem hermeneutyki par excellence”.

Rewolucja językowa polega nie tylko na zmianie znaczenia słów, ale także na pomijaniu niektórych terminów i idei. Można podać wiele tego przykładów: twierdzenie że piekło jest puste jest z pewnością tezą najbardziej niebezpieczną, jeśli nie wręcz heretycką. Pomijanie lub ograniczanie do minimum wszelkich wzmianek o piekle nie formułuje żadnej błędnej tezy, otwiera jednak drzwi dla poważniejszego jeszcze błędu niż teoria pustego piekła, tezy iż piekło w istocie nie istnieje.

Papież Franciszek nigdy nie zanegował istnienia piekła, jednakże w przeciągu ostatnich trzech lat wspomniał o nim jedynie kilkakrotnie, i to w sposób bardzo ogólnikowy, zaś pisząc w Amoris laetitia iż „drogą Kościoła jest nie potępianie nikogo na wieczność” par. 296 zdaje się negować wieczną karę potępionych. Czyż owa dwuznaczność nie ma tej samej wartości praktycznej co teoretyczne zanegowanie?

Nic nie zmienia się w doktrynie, w praktyce jednak zmienia się wszystko. Jeśli jednak nie chce się odrzucić zasady przyczynowości, na której opiera się cały zachodni gmach wiedzy, uznać należy że każdy skutek posiada przyczynę i każda przyczyna posiada konsekwencje. Związek między przyczyną i skutkiem jest związkiem pomiędzy teorią a akcją, pomiędzy doktryną a praktyką. Do ludzi, którzy rozumieją to bardzo dobrze, należy dominikański arcybiskup Oranu Jean-Paul Vesco, który w wywiadzie dla „La Vie” powiedział, że Amoris laetitia „rien ne change de la doctrine de l’Église et pourtant tout change dans la rapport de l’Église au monde”. Obecnie – podkreśla biskup Oranu – żaden spowiednik nie będzie mógł odmówić rozgrzeszenia tym, którzy przekonani są w swym sumieniu, iż nieuporządkowana sytuacja w jakiej się znajdują jest jedyną – czy też przynajmniej najlepszą – z możliwych. Zgodnie z nową moralnością okoliczności oraz uwarunkowania znoszą w istocie ideę czynu złego z samej swej natury, jak również pojęcie uporczywego publicznego trwania w grzechu.

Jeśli księża przestaną wspominać o publicznym zgorszeniu i zachęcać będą cudzołożników oraz osoby żyjące ze sobą bez ślubu do integracji ze wspólnotą chrześcijańską, nie wspominając o tym, że pozbawieni są oni dostępu do sakramentów, wówczas, wraz z praktyką duszpasterską, w sposób nieunikniony zmieni się również doktryna. Zasadą Kościoła było zawsze, iż „osoby rozwiedzione, które zawarły kolejny związek i żyją razem, nie mogą przyjmować Eucharystii”. Amoris laetitia przeciwnie, stwierdza: „osoby rozwiedzione, które zawarły kolejne związki, mogą w pewnych okolicznościach przyjmować Komunię św.”.

Zmiana nie odnosi się jedynie do praktyki, dotyczy samej zasady. Do zmiany w zasadzie wystarcza dopuszczenie chociażby jednego tylko wyjątku. Jak można zaprzeczać, że owa rewolucja w praktyce jest również rewolucją w sferze doktryny? Jednakże nawet jeśli nic nie zmieniłoby się w doktrynie, wiemy iż zmieni się w praktyce: wzrośnie liczba świętokradczych Komunii, liczba nieważnych spowiedzi, ciężkich grzechów przeciwko VI i IX przykazaniu, liczba dusz, które trafią do piekła – i wszystko to nie wbrew ale za sprawą Amoris laetitia.

W Fatimie Najświętsza Maryja Panna ukazała trojgu małych pastuszków przerażającą wizję piekła, do którego trafiają dusze biednych grzeszników, Hiacyncie zaś objawione zostało, że grzechem który prowadzi do piekła najwięcej dusz, jest grzech przeciwko czystości. Kto mógł wyobrażać sobie wówczas, że do wielkiej liczby grzechów nieczystych dojdzie również niebawem rozprzestrzenienie się „związków nieformalnych” lub czysto cywilnych, a tym bardziej że związki takie mogłyby uznane za coś wartościowego przez adhortację papieską? Tak się jednak stało. Nie można udawać, że się tego nie widzi.

Kościół posiada praktyczną misję: zbawienie dusz. W jaki sposób ją realizuje? Poprzez nakłanianie ich do życia z zgodzie z prawem Ewangelii.

Również Szatan posiada praktyczny cel: wieczne potępienie dusz. Jak to osiąga? Nakłaniając je do życia w sposób sprzeczny z prawem Ewangelii.

Po swym Zmartwychwstaniu, kiedy Chrystus Pan objawił się swym uczniom na wzgórzach Galilei, powierzył im misję udzielania chrztu w imię Trójcy Przenajświętszej: Ojca, Syna i Ducha Świętego oraz nauczania i zachowywania Jego prawa, bez naruszania jakiegokolwiek z Jego nakazów: „docentes eos, servare omnia” [Mt 18, 19-20]. I dodał: „Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony” [Mk 16, 16].

Zadaniem kapłanów jest nauczanie i zachowywanie prawa, nie omijanie go, nie wynajdywanie wyjątków, które by je zniekształcały. Ten kto wierzy, uczynkami swymi zaprzecza jednak swej wierze, będzie potępiony, podobnie jak ci, którzy „twierdzą, że znają Boga, uczynkami zaś temu przeczą, będąc ludźmi obrzydliwymi, zbuntowanymi i niezdolnymi do żadnego dobrego czynu” [Tyt 1, 16].

Aby ocenić w sposób negatywny adhortację Amoris laetitia nie trzeba studiować teologii, sam sensus fidei będący owocem chrztu i bierzmowania całkowicie do tego wystarcza. Sensus fidei, ów nadprzyrodzony instynkt, skłania nas do odrzucenia tego dokumentu, pozostawiając specjalistom precyzyjną kwalifikację teologiczną zawartych w niej tez.

Pomiędzy herezją a ortodoksją istnieje wiele możliwych stopni. Herezja stanowi otwarte, formalne, uporczywe negowanie prawdy wiary. Istnieją jednak tezy doktrynalne nie będące stricte heretyckimi, w stosunku do których Kościół formułuje cenzury teologiczne stosownie do ich znaczenia oraz stopnia sprzeczności z doktryną katolicką. (…). „Cenzury teologiczne” wyrażają negatywny osąd Kościoła odnośnie wyrażenia, opinii lub całej doktryny. Odnoszą się one do treści doktrynalnej, klasyfikując daną opinię jako: błąd, zdanie bliskie błędu, zdanie trącące błędem, zdanie nieroztropne etc,; odnoszą się do formy, wedle której tezy takie osądzane są jako wieloznaczne, krytykanckie, podejrzane, podejrzanie brzmiące etc.; odnoszą się też do skutków, jakie pociągnąć mogą one za sobą w konkretnych okolicznościach. W takim przypadku określane są jako asperverse, gorszące, niebezpieczne, zwodzące ludzi prostych. We wszystkich tych przypadkach prawdzie katolickiej brak jest integralności doktrynalnej, względnie wyrażona jest ona w sposób niewłaściwy i niewystarczający.

W jednej ze swych refleksji z 6 kwietnia 2016 ks. Jean-Michel Gleize odniósł się do par. 299 Amoris laetitia, zgodnie z którym „osoby ochrzczone, które się rozwiodły i zawarły ponowny związek cywilny, powinny być bardziej włączane we wspólnoty chrześcijańskie na różne możliwe sposoby, unikając wszelkich okazji do zgorszenia”. W komentarzu do paragrafu tego napisał: „«Na różne możliwe sposoby», dlaczego więc nie dopuszczając ich do Komunii św.? Jeśli nie można już mówić, że osoby rozwiedzione które zawarły kolejne związki żyją w stanie grzechu śmiertelnego [301], dlaczego fakt udzielania im Komunii miałby stanowić okazję do zgorszenia? A wobec tego dlaczego odmawiać im Komunii? Adhortacja Amoris laetitia wyraźnie zmierza w tym kierunku. W ten sposób stanowi ona zagrożenie dla dobra duchowego całego Kościoła, jest tym, do tego co teologowie określają mianem «zgorszenia» w pełnym sensie tego słowa. A zgorszenie to jest konsekwencją praktycznej relatywizacji prawdy wiary katolickiej dotyczącej konieczności i nierozerwalności sakramentalnego związku małżeńskiego”.

Amoris laetitia jest dokumentem gorszącym, o prawdziwie katastrofalnych konsekwencjach dla dusz.

Nie okazujemy tu braku szacunku wobec papieża, a tym bardzie nie podajemy w wątpliwość jego prymatu. Powinniśmy być bardzo wdzięczni bł. Piusowi IX za zdefiniowanie na I Soborze Watykańskim dwóch dogmatów, które pozwalają nam na zajęcie właściwej postawy w obliczu obecnego kryzysu: dogmatów o prymacie oraz nieomylności papieskiej.

Zasada prymatu papieskiego oraz nieomylność jego Magisterium stanowią fundament, na którym Jezus Chrystus zbudował swój Kościół, fundament, na którym będzie się on opierał do końca czasów. Prymat powierzony został Piotrowi, Księciu Apostołów, po Zmartwychwstaniu Pańskim [J 21, 15-17] i uznawany był przez Kościół pierwszych wieków nie za przywilej osobisty i przemijający, ale za trwały i zasadniczy element Boskiej konstytucji Kościoła.

Nie ma na ziemi władzy wyższej od władzy papieża, nikt bowiem nie piastuje wyższego od niego urzędu i nie posiada wznioślejszej misji. Jakiej misji? Misji umacniania braci w prawdzie, otwierania duszom drogi do nieba, misji strzeżenia owiec, które należą do Chrystusa, jedynego i najwyższego Pasterza: w skrócie – rządzenia Kościołem.

To papież jest tym, który rządzi Kościołem. Misja ta przynależy do niego na mocy faktu, iż jest on Następcą św. Piotra, któremu powierzył ją Chrystus jako widzialnej głowie Kościoła. Misja ta wykracza poza jego [Piotra] osobę, jako że kontynuowana jest przez jego kolejnych następców.

Papież nie jest następcą Chrystusa, jest Następcą św. Piotra, i to nie w sposób bezpośredni, ale poprzez sukcesję apostolską, która na przestrzeni 20 wieków łączy go z Księciem Apostołów i pierwszym Wikariuszem Chrystusa.

Wikariusz Chrystusa jest biskupem Rzymu, ponieważ Rzym nie jest miastem ani diecezją jak inne: posiada powołanie powszechne. Następcy Piotra są biskupami Rzymu, jako że wskutek rozporządzenia Opatrzności św. Piotr poniósł w nim śmierć męczeńską, a następcy jego dziedziczą po nim w sposób prawomocny powszechny prymat nad całym Kościołem.

Wszyscy biskupi posiadają pełnię święceń kapłańskich i papież nie jest pod tym względem od nich wyższy. Jednakże jedynie papież posiada najwyższą władzę jurysdykcyjną, dającą mu pełną i nieograniczoną władzę nad wszystkimi innymi biskupami.

I Sobór Watykański ogłosił jako dogmat wiary pełny, nieograniczony i powszechny prymat papieża nas wszystkimi biskupami świata. Prymat jurysdykcyjny papieża zawiera w sobie również władzę nauczania. W roku 1870 I Sobór Watykański, po ogłoszeniu dogmatu o prymacie papieskim, ogłosił również dogmat o nieomylności Magisterium papieskiego, pod określonymi warunkami. Nieomylność jest darem nadprzyrodzonym, na mocy którego papież i Kościół nie mogą błądzić w wyznawaniu i definiowaniu objawionej doktryny – dzięki specjalnej asystencji Ducha Świętego. I papież, który nie jest nieomylny w rządzeniu Kościołem, może być nieomylny w swym papieskim nauczaniu.

Papież nie jest nieomylny zawsze. Musi pragnąć zaangażować swą nieomylność i spełnić określone warunki. Warunki te zostały jasno określone przez konstytucję Pastor aeternus: papież musi zabierać głos jako osoba publiczna, ex cathedra, z intencją definiowania prawdy wiary lub moralności i podania jej do wierzenia wszystkim katolikom.

Jeśli warunki te nie są spełnione, nie musi to jeszcze oznaczać iż papież się myli. Przeciwnie, powinniśmy zawsze domniemywać, iż nauczanie jego jest prawowierne. Jeśli jednak papież nie angażuje nieomylności, może popełniać błędy w rządzeniu i nauczaniu. Tak zwane Magisterium nadzwyczajne papieża, przemawiającego ex cathedra, jest zawsze nieomylne. Przykładem tego mogą być dogmaty o Niepokalanym Poczęciu oraz Wniebowzięciu Najświętszej Maryi Panny. Jednakże również Magisterium zwyczajne papieża może być nieomylne, kiedy potwierdza on prawdy wiary czy moralności, które przez stulecia nauczane były przez Kościół.

Tak właśnie było w przypadku encykliki Humanae vitae, która nie jest nieomylna per se, jako że nie była aktem ex cathedra, jest jednak nieomylna w tym, iż potwierdza stałe potępienie przez Kościół sztucznej antykoncepcji. Jeśli nauczanie Kościoła ma charakter powszechny, nie tyle pod względem miejsca co czasu – kiedy potwierdzone jest ono przez Tradycję – oznacza to, że cieszyło się ono asystencją Ducha Świętego.

Asystencją Ducha Świętego cieszą się kardynałowie wybierający papieża podczas konklawe, on sam zaś po wyborze cieszy się Jego szczególną opieką w wykonywaniu aktów rządzenia oraz Magisterium. Jak jednak uczy historia, pomimo tej asystencji wybrani mogą zostać papieże niegodni, którzy w swym życiu prywatnym mogą ciężko nawet grzeszyć, podobnie jak mogą istnieć papieże błądzący w rządzeniu Kościołem a nawet w swym [prywatnym] Magisterium; nie powinno nas to jednak gorszyć. Nawet jeśli Opatrzność Boża pozwala na wybór złego papieża, dzieje się to zawsze dla jakiegoś wyższego i tajemniczego celu, który poznamy być może dopiero w dniu sądu. Duch Święty wie, jak wyprowadzać dobro nawet ze zła.

Zbawienie, które teologowie nazywają usprawiedliwieniem, rodzi się z tajemniczego spotkania pomiędzy wolą człowieka a łaską Bożą. Ci którzy myślą, że w życiu człowieka działanie Ducha Świętego wystarcza do zbawienia, bez współpracy ze strony jego własnej woli, popadają w błąd luterański lub kalwiński.

Ludzie utrzymujący, że papież nie może błądzić, ponieważ zawsze cieszy się chroniącą go od tego asystencją Ducha Świętego, powtarzają w istocie błąd co do łaski głoszony przez kalwinistów.

Papolatria jest grzechem, czyni bowiem Piotra Chrystusem. Przypisywanie papieżowi doskonałości i nieomylności w każdym słowie i akcie oznacza jego deifikację, zaś deifikacja papieża nie ma nic wspólnego z szacunkiem należnym jego osobie. Oddanie papieżowi, podobnie jak oddanie Matce Bożej, stanowi filar duchowości katolickiej. Jednakże duchowość musi posiadać fundament teologiczny, a przede wszystkim racjonalny. Aby okazywać należny szacunek papieżowi, musimy przede wszystkim wiedzieć kim jest, a kim nie jest.

Papież nie jest, jak Jezus Chrystus, Bogiem-Człowiekiem. Nie ma w nim natury Boskiej. Nie posiada on dwóch natur, Boskiej i ludzkiej, połączonych w jednej osobie. Papież posiada tylko jedną naturę i jedną osobę, ludzką, pozostaje skażony grzechem pierworodnym i w momencie swego wyboru nie jest umacniany w łasce. Może grzeszyć i może się mylić, podobnie jak wszyscy ludzie, jednak jego grzechy i błędy są cięższe niż grzechy innych, nie tylko ze względu na większe konsekwencje ale też dlatego, iż każdy jego akt, który nie jest zgodny w wolą Bożą, jest przewinieniem o tyle cięższym, o ile większa jest pomoc, jaką otrzymuje on od Ducha Świętego.

Jednakże poza prymatem i nieomylnością papieską jest też trzecia prawda wiary, która może być uważana za dogmat, pomimo iż Kościół nigdy uroczyście jej nie proklamował: dogmat o niezniszczalności Kościoła. Owa niezniszczalność potwierdzona została przez samego Chrystusa Pana, gdy powiedział On: „Ty jesteś Piotr, i na Opoce tej zbuduje Mój Kościół, a bramy piekielne go nie przemogą” [Mt 16, 18].

Co oznacza niezniszczalność? Nie oznacza ona, że Kościół nie może popełniać błędów. Oznacza, jak wyjaśniają teologowie, że Kościół trwać będzie do końca świata identyczny, nie zmieniony w swej istocie, jaką nadał mu sam Jezus Chrystus.

Niezniszczalność jest nadprzyrodzonym przymiotem Kościoła, oznaczającym nie tylko iż nie zaniknie on, ale również iż się nie zmieni, że pozostanie aż do końca świata dokładnie takim, jakim ustanowił go Jezus Chrystus. Kościół zachowana na zawsze swe przymioty, swą konstytucję, swe nauczanie – wyznając tę samą wiarę, monarchiczny i hierarchiczny w swej formie, posiadający widzialną strukturę, ten sam przez wszystkie wieki. Dekret Lamentabili św. Piusa X potępił tezę głoszoną przez modernistów, wedle której „Organiczny ustrój Kościoła podlega zmianie, a społeczność chrześcijańska, podobnie jak społeczność ludzka, podlega ciągłej ewolucji” [53].

Kościół jest wolny od błędu, a jednak w swym elemencie ludzkim może popełniać pewne błędy – i popełniać je mogą nie tylko zwykli wierni, ale i jego wyświęcone sługi.

Może się to zdarzyć, kiedy instytucja mylona jest z ludźmi, którzy ją reprezentują. Siła papiestwa nie bierze się ze świętości Piotra, tak jak zaparcie się św. Piotra nie oznacza jej słabości, jako że to do papieża jako osoby publicznej, a nie prywatnej, skierował Zbawiciel słowa: „Ty jesteś Piotr, i na Opoce tej zbuduję Mój Kościół”.

Papież nie jest Jorge Bergoglio ani Josephem Ratzingerem. Jest on przede wszystkim, jak uczy katechizm, Następcą Piotra i Wikariuszem Jezusa Chrystusa na ziemi. Nie umniejsza to w niczym wielkości i niezniszczalności Mistycznego Ciała Chrystusa. Świętość jest nieutracalnym przymiotem Kościoła, nie oznacza to jednak iż jego pasterze, a nawet najwyżsi pasterze, są bezgrzeszni, nie tylko w swym życiu prywatnym, ale nawet w pełnieniu swej misji.

Kiedy Chrystus Pan mówił, że bramy piekielne nie przemogą Kościoła, nie obiecał w ten sposób iż nie będzie on atakowany przez siły piekła. Słowa Jego pozwalają nam jedynie uświadomić sobie rzeczywistość owej zaciekłej walki, walki która toczyć się będzie aż do końca czasów, nie skończy się jednak ostatecznie porażką Kościoła. Kościół wyjdzie z niej zwycięski.

Główna bronią piekła jest herezja. Herezja nie zatryumfuje jednak nad wiarą Kościoła.

Dogmat o niezniszczalności Kościoła przekazuje nam dwie prawdy: po pierwsze, iż Kościół stale doświadczać będzie ataków ze strony swych wrogów, po drugie zaś, że zwycięży ich on ostatecznie i zatryumfuje nad historią. Jednak bez walki nie ma zwycięstwa – i jest to właśnie prawda która dotyczy nas, dotyczy bowiem naszego życia jako synów i córek Kościoła, a nawet po prostu jako mężczyzn i kobiet.

Zdanie „bramy piekielne go nie przemogą” oznacza w istocie to samo co: „Na koniec Moje Niepokalane Serce zatryumfuje”, wypowiedziane w Fatimie przez Matkę Bożą. W bieżącym roku obchodzimy 90 rocznicę tych objawień.

3 stycznia 1944 roku Matka Boża skierowała do s. Łucji modlącej się przez tabernakulum prorocze ostrzeżenie. Łucja wspomina:

„Poczułam ducha wylanego przez tajemnicze Światło, którym jest Bóg i w Nim ujrzałam i usłyszałam: grot włóczni jako strzelający płomień, który trafia w oś Ziemi. Ziemia się trzęsie: góry, miasta, wioski i osiedla wraz z mieszkańcami zostają pogrzebane. Morze, rzeki i chmury wychodzą ze swych brzegów rozlewając się, zalewając i porywając w wir domy i ludzi w ilości nieprzeliczonej, to jest oczyszczenie świata z grzechu, w którym jest zanurzony. Nienawiść, ambicja prowadzą do niszczycielskiej wojny!

Następnie poczułam w duchu, pośród przyspieszonego rytmu serca, w duchu echo cichego głosu mówiącego: «w czasie jedna wiara, jeden chrzest, jeden Kościół, Święty, Katolicki, Apostolski – w wieczności, Niebo!».

To słowo «Niebo» wypełniło me serce pokojem i szczęściem w taki sposób, że niemal nie zdając sobie z tego sprawy powtarzałam przez dłuższy czas: «Niebo, Niebo…»”.

„Jedna wiara, jeden chrzest, jeden Kościół, Święty, Katolicki i Apostolski” – owe słowa Matki stanowią niejako echo nauczania papieża Bonifacego VIII, który w ogłoszonej pod koniec Wieków Średnich bulli Unam Santam potwierdził wyłączność Kościoła w dziele Odkupienia. „Przymuszani wiarą zobowiązani jesteśmy wierzyć i utrzymywać, że jest jeden święty, katolicki i apostolski Kościół. […] poza nim nie ma zbawienia ani odpuszczenia grzechów, […] W nim jest jeden Pan, jedna wiara, jeden chrzest”.

A końcowe słowa „Niebo! Niebo!” wydają się odnosić do dramatycznego wyboru pomiędzy niebem, miejscem w którym dusze zbawionych osiągają wieczne szczęście, a piekłem, gdzie dusze potępionych cierpią przez cała wieczność.

Kościół nie otwiera bram piekła, ale bramy nieba.

Kościół to nie tylko papież i biskupi, ale też wszyscy wierni: kapłani, zakonnice, bracia zakonni oraz ludzie świeccy. Boża asystencja obiecana jest mu aż do końca świata, chroniąc go przed osłabnięciem i zboczeniem z drogi Prawdy podczas jego doczesnego pielgrzymowania. Oznacza to, że Kościół na przestrzeni wieków może przechodzić okresy dezorientacji czy odstępstw, ale postrzegany jako całość nigdy nie będzie prowadził wiernych na zatracenie.

Kiedy po swym Zmartwychwstaniu Chrystus Pan objawił się po raz drugi nad Jeziorem Tyberiadzkim, powiedział do Apostołów: „Ecce ego vobiscum sum omnibus diebus, usque ad consummationem saeculi” [Mt 28, 20]. Oto Ja jestem z wami po wszystkie dnia aż do skończenia świata.

Słowa te nie tylko potwierdzają, iż Kościół jest niezniszczalny, jako że cieszy się on Bożą asystencją, ale też przypominają nam, że prawo jakie pozostawił nam Bóg nie jest niewykonalne. Chrystus jest z nami każdego dnia, we wszystkich sytuacjach, we wszystkich okolicznościach. Przestrzeganie prawa nie jest niemożliwe, ponieważ wszystko jest możliwe z pomocą łaski Bożej. To właśnie pragnęlibyśmy, aby papież nam przypomniał, utwierdzając nas we wierze.

Jak nigdy dotąd odczuwamy dziś potrzebę pewnego punktu oparcia, światła, za którym moglibyśmy podążać, skały, na której moglibyśmy się bezpiecznie wesprzeć. A Skałą tą może być jedynie Piotr. Piotr, a nie Szymon. To u Piotra szukamy istoty, sensu i niezmienności. Ludzie, wszyscy ludzie, nawet najwięksi, przemijają. Pozostają natomiast zasady, a wśród nich jedna, w której zawierają się wszystkie inne: prymat rzymski. Doskonale wiemy, iż obecny proces samozniszczenia powstrzymać może jedynie głos papieża rzymskiego, jedynego, któremu dany został przywilej definiowania Słowa Chrystusa, bycia nieomylnym wyrazicielem wiary. Wiemy również, że sam papież może przyczynić się do samozniszczenia Kościoła, nawet popadając nawet w herezję, w którym to przypadku sumienie nasze przymuszałoby nas do opierania się mu.

Amoris laetitia przypisuje sumieniu zasadniczą i wyjątkową rolę w ocenie czynów ludzkich [par. 303], równocześnie jednak podważa obiektywizm norm moralnych, choć to na moralności i wierze opierać musimy podejmowane przez nas wybory. Światło wiary, podobnie jak światło rozumu, nie jest względem nas czymś zewnętrznym; oświeca ono serce i sumienie każdej osoby ochrzczonej, jako że sumienie nie jest niczym innym jak tylko głosem prawdy w naszej duszy. Z tego powodu miłość, jaką żywimy do papieża, nie może nigdy skłonić nas do postępowania wbrew naszemu sumieniu.

W Dniu Sądu staniemy przed Bogiem sami, z naszym sumieniem, bez papieży czy biskupów, bez krewnych i znajomych, niezdolni do okłamywania siebie samych ani innych, a spojrzenie Boże przenikać będzie i oświecać nasze sumienie jak światło błyskawicy. Ci, którzy postępują za głosem sumienia z czystą intencją, przyjmując za kryteria swych osądów obiektywne wskazówki wiary i rozumu, nie mogą zbłądzić, jako że sam Bóg oświecił ich drogę. Oświeca On ją poprzez dar wiary i dar rozumu, poprzez który wiara jest podtrzymywana. Nie możemy czynić niczego, co sprzeciwiałoby się wierze i rozumowi, niczego co byłoby w jakikolwiek sposób sprzeczne lub wieloznaczne, ponieważ w Bogu nie ma sprzeczności. Będąc Trójjedyny jest równocześnie bezwzględnie prosty (omnia simplex) i niezłożony.

Obecnie odnieść można wrażenie, iż fale zatapiają Łódź Kościoła, Pan zaś śpi, podobnie jak w dzień burzy na Jeziorze Tyberiadzkim. Zwróćmy się więc do Niego wołając: „Exsurge, quare obdormis Domine? Exsurge! [Ps 42, 23]. Powstań Panie, dlaczego wydajesz się spać?

Być może tymi właśnie słowami zwracała się do Niego św. Katarzyna ze Sieny przed mozaiką Giotta w styczniu 1380 roku. I być może to nie przypadek, że w bieżącym roku tradycyjna godzina adoracji Najświętszego Sakramentu dla uczestników Marszu dla Życia ma miejsce właśnie w Bazylice Santa Maria sopra Minerva, gdzie pod głównym ołtarzem spoczywają doczesne szczątki św. Katarzyny.

Podczas tej godziny adoracji prośmy o pomoc nie tylko dla Marszu dla Życia, ale również dla Świętej Matki Kościoła, powtarzając żarliwie słowa skierowane do Zbawiciela: „Exsurge, quare obdormis Domine? Exsurge!”.

Roberto de Mattei

tłum. Scriptor

Globalny alfabet, czyli przegląd roku 2017

Krwawe ataki terrorystyczne, zmiany rządów w wyniku wyborów i zamachów stanu, brzemienne w skutkach decyzje liderów oraz nieustanna promocja moralnej zgnilizny. Rok okrągłych rocznic – z jednej strony bolszewickiej rewolucji, powstania masonerii i antykatolickiego wystąpienia Lutra, z drugiej zaś objawień fatimskich – był dla świata trudny. Co się wydarzyło? Kto umocnił swoją pozycję? Kto stracił dotychczasowe wpływy? Zapraszamy na przegląd wydarzeń międzynarodowych roku 2017!

Angela Merkel to największy polityczny przegrany roku 2017. Liderka chadecji była w styczniu najbardziej wpływową osobą w całej Unii Europejskiej, zaś w grudniu straciła dominującą pozycję nawet we własnym kraju. Od wrześniowych wyborów w Niemczech wciąż nie zakończono rozmów koalicyjnych, a działania Merkel z kampanii okazały się całkowicie chybione oraz – co gorsza – przysłużyły się moralnemu upadkowi, bowiem w celu zyskania poklasku liberalnego elektoratu szefowa rządu de facto zgodziła się na zalegalizowanie w RFN homomałrzeństw, którym osobiście była przeciwna. Niszczeniem obyczajów kanclerz nie odzyskała jednak zaufania utraconego w wyniku kryzysu migracyjnego.

Broń masowego rażenia w rękach przywódców Korei Północnej doprowadziła w roku 2017 do radykalnego wzrostu napięcia na linii Pjongjang-Waszyngton. Ekipa Kim Dzong Una zdaje się robić wszystko, by sprowokować Stany Zjednoczone do zdecydowanego działania. Amerykańsko-koreańska wojna atomowa przyniosłaby jednak nie tylko zniszczenie komunistycznego reżimu, ale także śmierć tysięcy, jeśli nie milionów ludzi. A gdyby w konflikt dodatkowo zaangażowali się Chińczycy lub Rosjanie, to skala dramatu byłaby niewyobrażalna.

Chińscy komuniści postanowili na partyjnym zjeździe zaostrzyć kurs wobec religii. Zgodnie z planami lidera KPCh, w Państwie Środka nastąpić powinna sichnizacja, czyli schińszczenie religii. O ile dotąd Pekin interesował się kwestiami administracyjnymi, to teraz pragnie narzucić związkom wyznaniowym własne przemyślenia także w sprawach doktrynalnych i moralnych. Kolejny cios w azjatyckie chrześcijaństwo jest akceptowany przez „Kościół” państwowy.

Donald Trump przeszedł przez rok 2017 jak burza. Amerykański prezydent zaczął od mocnego akcentu. Realizując swoje wyborcze obietnice już po kilku dniach urzędowania utrudnił obywatelom kilku muzułmańskich państw wjazd na terytorium USA. Pierwsze miesiące prezydentury nie okazały się jednak sielanką. Nie obyło się bez głębokich zmian personalnych na szczytach waszyngtońskiej administracji, zarzutów o agenturalną pracę na rzecz Rosji oraz protestów skrajnej lewicy przeciw Trumpowi.

Emmanuel Mecron zaliczy ten rok do udanych. Będąc de facto politykiem znikąd i nie mając poważnego politycznego zaplecza wygrał francuskie wybory prezydenckie. To wielki osobisty sukces – i to pomimo faktu, że dla głównego nurtu wyborców liczyło się przede wszystkim to, że Mecron to ktoś inny niż znienawidzona przez establishment Marine Le Pen. „Radykalny centrysta” najpierw zdobył Francję, a od początku kryzysu politycznego w Niemczech wyrasta na lidera „starej” Unii.

Federacja Rosyjska – chociaż wielu się tego spodziewało – nie odzyskała w roku 2017 zaufania zachodnich elit. Kraj rządzony przez Władimira Putina wciąż obłożony jest sankcjami, a do problemów Rosji dochodzą nowe. Bolesnym ciosem dla prestiżu Kremla jest wyrzucenie narodowej reprezentacji z zimowych igrzysk olimpijskich Pjongczang 2018. Powód nie jest jednak polityczny, a sportowy. Podczas igrzysk w rosyjskim Soczi dochodzić miało do skandalicznych praktyk natury dopingowej, a w aferę zamieszani byli także politycy. Rosji na otarcie łez pozostaje sukces operacji militarnej w Syrii. Jej celem było wsparcie prezydenta Baszczara al-Asada oraz zmniejszenie zagrożenia ze strony Państwa Islamskiego.

George Soros z pewnością chce jak najszybciej zapomnieć o roku 2017. Chociaż wciąż pozostaje miliarderem, to nieformalną wojnę wytaczają mu kolejne kraje. Wspierane przez amerykańskiego spekulanta narodowości żydowskiej organizacje pozarządowe o profilu lewicowo-liberalnym oraz proimigracyjnym mają coraz mniejsze pole do działania na Węgrzech, a i nowy austriacki kanclerz Sebastian Kurz ma o „filantropie” nie najlepsze zdanie.

Hiszpanii groził w roku 2017 rozpad. Wszystko za sprawą działań katalońskich separatystów. Nielegalne referendum stało się dla ekipy Carlesa Puigdemonta podstawą do ogłoszenia niepodległości prowincji. Zdecydowane działania madryckiego rządu Mariano Rajoya ostudziły jednak rozgrzane głowy katalońskich nacjonalistów. Teraz hiszpańskie sądy zdecydują, czy następną szansę na ogłoszenie niepodległości liderzy separatystów będą mieli za 30 lat. Właśnie tyle mogą spędzić w więzieniach.

Imigranci w ciągu minionych 12 miesięcy nie przestali napływać do Europy. Zjawisko zostało w minimalnym stopniu opanowane, jednak nijak nie zmienia to demograficznych prognoz dla Starego Kontynentu. Jeśli trendy przyrostu naturalnego oraz migracji nie ulegną zmianie (a nic na to nie wskazuje), to w roku 2050 muzułmanów będzie w Europie 75 milionów. To około 14 proc. ludności. Najbardziej islamskie staną się Szwecja, dalej Niemcy, Francja, Wielka Brytania i Norwegia – wynika z raportu Pew Research Center.

Jerozolima znów rozpaliła umysły polityków na całym świecie. Wszystko za sprawą grudniowej decyzji Donalda Trumpa. Amerykański prezydent, realizując obietnicę z kampanii wyborczej, uznał miasto za stolicę Izraela. Reakcja świata muzułmańskiego nie zaskakuje. Powiązany z libańskim Hezbollahem dziennik „Al-Akbar” pisał „Śmierć Ameryce”, zaś Hamas wezwał do „nowej Intifady” i – zdaniem izraelskich sił zbrojnych – ostrzelał pozycje państwa żydowskiego. Sprawa Jerozolimy oraz ciągnąca się od lat wojna domowa w Syrii może być zarzewiem militarnego konfliktu między dwoma nienawidzącymi się bliskowschodnimi mocarstwami: Izraelem a Iranem.

Kurdystan, od wieków podzielony między obce państwa, postanowił – na fali sukcesów swoich milicji walczących z ISIS – powalczyć o niepodległość. Kurdowie z Iraku zorganizowali nawet w roku 2017 w tej sprawie referendum. Mimo ogromnego społecznego poparcia dla idei powołania własnego państwa, nie zanosi się na zmianę geografii politycznej Bliskiego Wschodu. Kurdyjskiej suwerenności sprzeciwiają się bowiem… wszyscy. Coraz częściej zmienia się natomiast wyznanie Kurdów. Wielu z nich porzuca islam dla chrześcijaństwa.

Los Angeles nie raz w roku 2017 musiało wstydzić się ze swojej najbardziej znanej dzielnicy – Hollywood. W centrum światowej kinematografii, a zarazem w sercu globalnej promocji obyczajowego zgorszenia, wybuchł olbrzymi skandal. Jesienią ujawniono mroczne (a zarazem przestępcze) sekrety kilku gwiazd kina. Zgrywający ludzi kulturalnych okazali się wynaturzonymi zwyrodnialcami. Echa sprawy oraz akcja #MeeToo dotarły w końcu również do Polski, gdzie światło dzienne także ujrzały skandaliczne zachowania przedstawicieli liberalno-lewicowych „elit”.

Międzymorze zwane też Trójmorzem – mglista koncepcja polskich polityków z lat 30., odgrzewana niekiedy przez współczesnych prawicowych publicystów, zaczęła niedawno nabierać poważnych kształtów. Wszystko za sprawą warszawskiego szczytu, w którym oprócz środkowoeuropejskich liderów wziął udział prezydent USA Donald Trump. Nietrudno jednak zauważyć, że od tego wydarzenia ambitna inicjatywa straciła impet i zdaje się znów trafić do „zamrażarki”.

NATO powiększyło się w roku 2017 o kolejny po Słowenii, Chorwacji i Albanii bałkański kraj – Czarnogórę. Oficjalnymi kandydatami do Sojuszu pozostają dwa inne państwa regionu: Bośnia i Hercegowina oraz Macedonia. Scenariusza z rozszerzeniem się paktu na niemal całe Bałkany obawiają się Serbowie oraz ich tradycyjni sojusznicy – Rosjanie, którzy za sprawą rozmieszczenia wojsk NATO w Europie Środkowo-Wschodniej mogą czuć się coraz bardziej spychani przez Zachód do defensywy.

Organizacja Narodów Zjednoczonych z jednej strony borykała się w tym roku z poważnymi kryzysami humanitarnymi (chociażby w Jemenie), z drugiej zaś kontynuowała zaczętą przed laty akcję rozszerzania po całym globie moralnego upadku. W procederze niszczenia tradycyjnego modelu rodziny oraz ograniczania prawa do życia pojawiały się jednak w ostatnich miesiącach wyjątki. Komitet ds. Praw Osób Niepełnosprawnych orzekł, że aborcja z powodu podejrzewania u poczętego dziecka kłopotów ze zdrowiem jest sprzeczna z Konwencją o prawach osób niepełnosprawnych. Z kolei Rada Bezpieczeństwa ONZ jednomyślnie opowiedziała się za zbadaniem zbrodni przeciw chrześcijanom. Niestety ilość mądrych decyzji przegrywa w liczbowym starciu w pomysłami takimi jak uznanie prawo człowieka… aborcji i eutanazji.

Planned Parenthood, wpływowa amerykańska organizacja zajmująca się przemysłem aborcyjnym w USA i innych krajach globu, a swego czasu handlująca organami martwych dzieci, utraciła w roku 2017 znaczną część ze swojego staniu posiadania. Wszystko za sprawą decyzji Donalda Trumpa. Nowy prezydent Stanów Zjednoczonych już w kilka dni po objęciu urzędu przywrócił „Mexico City policy”, czyli ustawę zakazującą finansowania z federalnego budżetu organizacji promujących aborcję poza granicami USA. Straty zawodowych dzieciobójców liczone są w miliardach dolarów, a Planned Parenthood musiała nawet zamknąć kilka swoich „klinik”. Administracja Trumpa podjęła również decyzję o ograniczeniu dotacji dla aborcyjnego kombinatu.

Recep Tayip Erdoğan zbliżył się do spełnienia swoich marzeń. W kwietniowym referendum obywatele zdecydowali o zmianie systemu politycznego z parlamentarnego na prezydencki. Dzięki temu sprzyjający islamizacji Turcji polityk jest o krok od realizacji celu którego – zdaniem wielu analityków – pragnie: odtworzenia Imperium Osmańskiego z sobą samym w roli sułtana.

Saudowie również nie próżnują w dążeniach do dominacji w świecie islamskim. Chociaż arabskie królestwo jest na pozór krajem stabilnym i chce sprawiać wrażenie godnego zaufania sojusznika USA na Bliskim Wschodzie, to w roku 2017 zachowywało się w sposób agresywny. W lipcu Arabia Saudyjska oraz Egipt, Bahrajn i Zjednoczone Emiraty Arabskie zażądały od niewielkiego Kataru spełnienia 13 punktowego ultimatum. W tle sporu dostrzec można konflikt o dominację w świecie muzułmańskim między sunnickimi Saudami a szyickim Iranem. Ta rywalizacja widoczna jest także w Jemenie. Mały kraj cierpi w wyniku kryzysu humanitarnego, ale regionalne mocarstwa popierając walczące strony chcą ugrać jak najwięcej dla siebie. Wewnętrzną walkę w świecie muzułmańskim dostrzec można także w Syrii, gdzie Teheran popiera al-Asada, zaś Rijad oficjalnie wspiera „umiarkowaną” opozycję.

Terroryści muzułmańscy w roku 2017 stracili wiele ze swojego dotychczasowego stanu posiadania w Syrii i Iraku. Państwo Islamskie jest coraz bliższe upadku. Kryzys organizacji terytorialnej nie oznacza jednak zaprzestania krwawej działalności dżihadystów – co więcej, utrata terenów na Bliskim Wschodzie możne oznaczać wzrost zainteresowania celami w Europie. Paryż, Londyn, Sankt Petersburg, Sztokholm, Manchester czy Barcelona to tylko największe miasta, w jakich w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy na ulicach ginęli ludzie mordowani przez islamistów. To ledwie wierzchołek krwawej góry lodowej.

Ukraina wciąż toczy nieformalną wojnę z Rosją. Końca walk w Donbasie nie widać. Chociaż media coraz rzadziej poświęcają uwagę Europie Wschodniej, to trzeba pamiętać, że niespełna 1300 km na wschód od Przemyśla niemal codziennie giną ludzie. Przedłużające się walki, kryzys humanitarny oraz degrengolada politycznych elit, wpływają na społeczne nastroje. Na Ukrainie wciąż postępuje nacjonalistyczna radykalizacja, co negatywnie odbija się na stosunkach Kijowa z sojusznikiem niestawiającym dotychczas żadnych warunków wstępnych – Warszawą.

Wirtualna waluta BitCoin na początku stycznia roku 2017 kosztowała około tysiąc dolarów (czyli w przybliżeniu 3,5 tys. zł). Dzisiaj za jednego BitCoina otrzymamy blisko 18 tys. dolarów (65 tys. zł). Sukces wirtualnej waluty nie umknął uwadze „wielkich” tego świata. Rządy kolejnych państwa zaczęły bacznie przyglądać się BitCoinowi. Niektóre rządy (Chiny, Bułgaria, Wenezuela, Tajlandia) zdecydowały nawet o zakazaniu w swoich krajach tego pieniądza. Szwajcaria natomiast… akceptuje płacenie w ten sposób podatków.

Zimbabwe po 30 latach prezydentury Roberta Mugabe zmieniło głowę państwa. Jesienią wojsko zmusiło dyktatora do ustąpienia. Sytuacja gospodarcza kraju nie zmieni się jednak z dnia na dzień. Polityka czarnoskórego lidera doprowadziła kwitnącą niegdyś krainę do granic wytrzymałości, czego symbolem stała się hiperinflacja i banknoty z dziesiątkami zer. W końcu kraj całkowicie zrezygnował ze swojej waluty. Marksistowska przeszłość Roberta Mugabe oraz prowadzona swego czasu akcja likwidacji wielkich gospodarstw białej ludności nie pozostały oczywiście bez wpływu na ekonomię dawnej Rodezji.

Michał Wałach
Za: PoloniaChristiana – pch24.pl (2017-12-29)

Najnowsze komentarze
    Archiwa
    059506