OJCU, SYNOWI I DUCHOWI ŚWIĘTEMU

Miesięczne archiwum: Marzec 2015

Adam Kowalik – Kto podyktował Gibsonowi „Pasję”?

 

Kto podyktował Gibsonowi „Pasję”?

Historycy nie pozostawiają złudzeń – Męka Pana Jezusa mogła wyglądać tak, jak w filmie „Pasja” przedstawił ją Mel Gibson. Dwa tysiące lat temu stosowano bowiem dokładnie takie metody i narzędzia tortur, jak te zobrazowane w filmie. Nie opisuje ich jednak szczegółowo Pismo Święte. Hollywoodzki gwiazdor oparł scenariusz swego filmu na objawieniach dziewiętnastowiecznej mistyczki. Kim była niezwykła kobieta, której Pan Jezus pokazał ostatnie dni swojego życia?

 

Pod koniec 1890 roku, w domu zakonnym przy francuskim szpitalu w Izmirze, w ramach lektury duchowej czytano „Życie Najświętszej Maryi Panny” bł. Anny Katarzyny Emmerich. Siostry zaintrygowane sugestywnym opisem domku NMP w Efezie postanowiły poprosić ojców Lazarystów o skonfrontowanie opowiadania mistyczki, która notabene nigdy nie była w Ziemi Świętej, z realiami. Misjonarze zdecydowali się posłać w teren kilku członków zgromadzenia. Jakże było wielkie ich zdumienie i radość, gdy podążając za opisem bł. Anny Katarzyny odnaleźli zapomniany wówczas domek Maryi. Później jego autentyczność potwierdziły badania archeologiczne. Kim była kobieta, która nie ruszając się z Bawarii opisała wydarzenia biblijne, podając przy tym szczegółowe dane topograficzne?

 

Urodziła się w 8 września 1774 roku w wiosce Flamschen w Westfalii, w ubogiej, wielodzietnej rodzinie wiejskiej. Od dzieciństwa ciężko pracowała najpierw w gospodarstwie domowym, potem jako służąca i krawcowa. Wychowana w religijnej atmosferze domu rodzinnego odznaczała się głęboką pobożnością. Dużo modliła się, rozważała Mękę Pańską, z cierpliwością znosiła dolegliwości związane z licznymi chorobami jakie ją trapiły. Mimo fizycznej słabości znajdowała siły by troszczyć się o potrzebujących.

 

Już w dziecięcych latach miewała mistyczne doświadczenia duchowe. W 1802 roku wstąpiła do klasztoru sióstr augustianek w Dülmen. Rok później, w listopadzie 1803 roku, złożyła śluby zakonne. Za klasztornymi murami doznania mistyczne Anny Katarzyny jeszcze się nasiliły. Zwielokrotniły się także doświadczenia, które Bóg zsyłał na nią. W ten sposób zadość czynił prośbom zakonnicy, która rozważając Mękę Pana Jezusa, modliła się by mogła współuczestniczyć w Jego cierpieniach.

 

W wieku 24 lat siostra Emmerich otrzymała pierwszy stygmat. Po nadprzyrodzonym doświadczeniu koronacji wieńcem z cierni, na jej głowie pojawiły się charakterystyczne rany, jakby uczynione ostrymi kolcami. By nie wzbudzać niepotrzebnych emocji zasłaniała je opaską.  29 grudnia 1812 roku na rękach, nogach i boku siostry pojawiły się krwawiące rany. Ta ostatnia przybrała kształt krzyża. Tak sama wspominała tę chwilę: Rozważałam właśnie Mękę Pańską, prosząc Pana Jezusa, by mi pozwolił uczestniczyć w tych strasznych cierpieniach, a potem zmówiłam pięć Ojcze nasz na cześć pięciu świętych ran… Nagle ogarnęła mnie światłość. Widziałam Ciało Ukrzyżowanego, żywe, świetliste, z rozkrzyżowanymi ramionami, lecz bez krzyża. Rany jaśniały jeszcze silniejszym blaskiem niż reszta Ciała. W sercu czułam coraz większe pragnienie ran Jezusowych. Wtedy najpierw z Jego rąk, a potem z boku i nóg wyszły czerwone promienie, które niczym strzały przeszyły moje ręce, bok i nogi.

 

Niestety, dorosłe życie przyszłej Błogosławionej przypadło na lata rewolucji, czyli czas walki z Kościołem, rabowania dóbr duchownych, znoszenia wielu instytucji kościelnych, w tym klasztorów. Likwidacji uległ także dom zakonny w Dülmen. Schorowana mistyczka musiała przenieść się do wynajętego pokoiku w domu prywatnym. Zatrudniła się jako gospodyni u emigranta z Francji ks. J.M. Lamberta. Właśnie tam otrzymała wspomniane stygmaty. Nadzwyczajne znaki męki Pańskiej udawało się przez pewien czas trzymać w tajemnicy przed światem. W końcu jednak wszystko wyszło na jaw. Sprawą zainteresowały się także władze państwowe. Mimo całkowitego paraliżu, który Annę Katarzynę unieruchomił w łóżku, pozostawała pod nadzorem policji pruskiej. Lecz mylili się wszyscy wyznawcy „rozumu”, sądząc, że wystarczy porządnie zakonnicę zbadać, a na jaw wyjdzie jakaś mistyfikacja. Wniosek z uciążliwych, a dla zakonnicy często upokarzających obdukcji i eksperymentów na jej ranach, które trwały kilka lat, był dla sceptyków zaskakujący, wszystko wskazywało, że stygmaty są autentyczne. Co więcej, wiele osób wobec jawnego cudu, nawracało się. Tak było m.in. w przypadku doktora Franciszka Wesenera, który jako pierwszy badał mistyczkę. Gdy wezwano go do osłabionej chorobami i cierpieniami kobiety był niewierzący. Po spotkaniu z pacjentką stał się gorliwym katolikiem.

 

Anna Katarzyna wiedziała, że wizje życia i męki Pana Jezusa, nie są przeznaczone wyłącznie dla niej, ale także dla innych ludzi. Próbowała więc je opisywać.  Efekt nie mógł zadowalać. Była prostą, niewykształconą kobietą. Posługiwała się dialektem westfalskim. Bóg znalazł jednak dla niej nietuzinkowego sekretarza, którym został sławny niemiecki poeta i pisarz – Klemens Brentano. Wiedziony ciekawością przyjechał do Dülmen w 1818 roku. Pod wpływem świadectwa mistyczki przeszedł głęboką przemianę duchową, stając się gorliwym katolikiem. Z wielkim zaangażowaniem przystąpił do spisywania wyznań zakonnicy i czynił to do jej śmierci.

Dniem narodzin dla Nieba błogosławionej Anny Katarzyny Emmerich był 9 lutego 1824 roku. Pokorna służka Pana Jezusa, żyjąca przez ostatnie 11 lat jedynie Komunią Świętą i wodą, odeszła w końcu do swego Mistrza.

 

Pozostawiła po sobie owoce w postaci wielu osób nawróconych za jej przyczyną oraz zebrane przez Klemensa Brentano zapiski z widzeń mistycznych. Pisarz uporządkował je, zredagował 9 lat po śmierci świątobliwej zakonnicy opublikował pod tytułem: „Bolesna Męka Jezusa Chrystusa”. W 1852 wydał także drugą książkę opartą na wizjach Anny Katarzyny: „Życie Najświętszej Maryi Panny”. Polskie tłumaczenia obu dzieł ukazały się jeszcze w XIX wieku. Ta część dziedzictwa Anny Katarzyny Emmerich przynosi obfity owoc do dzisiaj. W tym miejscu należy przypomnieć  oparty częściowo na wizjach zakonnicy z Dülmen film Mela Gibbsona pt.: „Pasja” z 2004 roku i pozytywny ferment jaki wywołał, przyczyniając się do wielu nawróceń.

 

Prawie dwa wieki czekała Anna Katarzyna Emmerich na beatyfikację. Rozpoczęty jeszcze pod koniec XIX wieku proces, w okresie międzywojennym stanął w martwym punkcie. Ponowny impuls do jego uruchomienia dał cud, który za przyczyną mistyczki wydarzył się na początku lat 70 XX wieku. Ostatecznie na ołtarze wyniósł Annę Katarzynę Emmerich Ojciec Święty Jan Paweł II. Stało się to w Rzymie 3 października 2004 roku.

 

Zbliżający się okres Wielkiego Postu sprawi, że wiele osób sięgnie po lekturę „Bolesnej Męka Jezusa Chrystusa” bł. Anny Katarzyny Emmerich. Zachęcając do tego, należy jednak podkreślić, że książka jest przede wszystkim opowieścią o wielkiej miłości Boga do człowieka. W żadnym wypadku nie może zastąpić wykładów z archeologii, geografii czy historii. Obok szczegółów, które zaskakują zgodnością z realiami, zdarzają się również drobne błędy. Cóż, to tylko dzieło ludzkie i to poniekąd pochodzące z drugiej ręki. Należy jednak podkreślić, że ani jednym zdaniem, ani jednym słówkiem, błogosławiona nie sprzeniewierzyła się Doktrynie Kościoła.

 

Poruszająca treść książki może natomiast stanowić pomoc w wielkopostnych rozważaniach Męki Pana Jezusa Chrystusa. A ten rodzaj modlitwy szczególnie miły jest Zbawicielowi. Przywołajmy w tym miejscu świadectwo innej wielkiej niemieckiej mistyczki, św. Mechtyldy, która wspominała, że podczas jednego z objawień, Pan Jezus powiedział do niej: Ilekroć przy nabożnym rozpamiętywaniu męki Mojej serdecznie kto westchnie, tylekroć wdzięcznie łagodzi rany Moje. W tejże też chwili wypuszczam strzałę miłości w serce jego. Zaprawdę powiadam, że kto by z nabożeństwa ku męce Mojej choćby jedną łezkę uronił, tak mi jest miłym, jak gdyby za mnie by podjął męczeństwo.

 

 

Adam Kowalik

 

Read more: http://www.pch24.pl/kto-podyktowal-gibsonowi-pasje-,34866,i.html#ixzz3W08gvF45

Na usługach genderideologii – Tomasz M. Korczyński

Na usługach genderideologii

Kiedy atakowany jest Kościół i jego nauczanie, każdy katolik staje by go bronić, chociaż doskonale zdaje sobie sprawę z faktu, że Kościół Chrystusa i tak obroni się sam. Jednakże brak reakcji także jest postawą.

 

Ksiądz profesor Alfred Wierzbicki udzielił kolejnego już w ostatnim czasie wywiadu, w którym opowiedział się za genderową konwencją tzw. antyprzemocową, krytykując przy tym stanowisko biskupów na temat ideologii gender. Rozmowę przeprowadzili dziennikarze „Tygodnika Powszechnego”. Uważam, iż katolikowi nie wolno milczeć w sytuacji, gdy kapłan lub świecki, występujący ex cathedra jako nauczyciel korzystający z usłużnego medium, nie tylko degeneruje prawdy wiary i nauczanie Kościoła, ale także oficjalnie uprawia herezje i bluźni.

 

Tu reakcja powinna być natychmiastowa, chociaż nie uderzająca bezpośrednio w osobę, która głosi fałszywą naukę, ale w samą herezję. Niemniej, od dawna wiadomo, że największe szkody Kościołowi niosą nawet nie tyle totalitaryzmy czy ideologie (bo już nie z takimi zatrutymi prądami jak gender chrześcijaństwo sobie radziło), ale osoby, które przebrane za nauczycieli w rzeczy samej są wygłodniałymi wilkami w owczarni. Nie są to moje słowa, ale Chrystusa, powtórzone bardzo głośno przez Benedykta XVI, który prosił o modlitwę chroniącą jego posługę przed wilkami w owczarni. Dlatego, że ktoś te koncepcje tworzy, ktoś je dystrybuuje, ktoś wstrzykuje jak truciznę w żywą tkankę, szczególnie młodego pokolenia.

 

Uczona ignorancja?

Wystąpienia ks. Wierzbickiego nie są przypadkowe ani sporadyczne. Przypomnę, że dyrektor Instytutu Jana Pawła II KUL stanął w obronie ideologizacji nauki i wypaczania nauki katolickiej już dawno temu. Używał do tego dość kontrowersyjnych tez, co prawda błędnych, ale wywołujących tęczowy fetor. Na przykład, obwołał nie tak dawno Najświętszą Maryję Pannę „ikoną gender”.

 

Rezultaty swoich przemyśleń ogłasza zazwyczaj na łamach „Gazety Wyborczej”. Korzystając z platformy ex definitione antychrześcijańskiej, przemawiając na forum antykatolickim, ks. prof. Wierzbicki pisze, że „gender nie jest ideologią wrogą chrześcijaństwu, tylko nauką”.

 

Utytułowany duchowny zgodził się z pełną premedytacją na wykorzystanie swojej osoby, swojego nazwiska w wojnie z Kościołem. Wrzuca do jednego worka pojęcia kultury, sztuki, biologii, metodologii, nauki. Zniekształca nauczanie Stolicy Apostolskiej i tym samym sieje zamęt w głowach i sercach wiernych, podważa kompetencje polskich biskupów, legitymizuje lobby niebezpiecznych środowisk mniejszościowych, i jakby jeszcze tego było mało, wypowiada się nie jako osoba prywatna, ale dyrektor stojący na czele Instytutu św. Jana Pawła II. Nic innego jak jawną manipulację lub ignorancję oznacza bowiem twierdzenie, że gender (w tym przypadku gender studies) to nauka. W rzeczywistości gender studies są wyłącznie paradygmatem, metodą badawczą wypływającą zresztą z zatrutego źródła ideologicznego, jakim jest feminizm. I tak „Gazeta Wyborcza” zdobyła kolejny przyczółek w wojnie cywilizacyjnej, znajdując następnego „dyżurnego eksperta”. Natomiast ks. Wierzbicki w istocie dolewa paliwa do mechanizmu napędzającego nagonkę na Kościół w Polsce i głosi pochwałę paranauki.

 

W artykule umieszczonym na łamach magazynu „Gazety Wyborczej” (8 marca 2014), bluźnierczo zatytułowanym „Maryja, matka gender”, autor stawia szereg słabych do utrzymania, fałszywych tez. Zdroworozsądkowo myślący czytelnik zastanawia się w zdumieniu, czy nie jest to aby świadoma prowokacja, a jeśli tak, to czemu ma ona służyć?

 

Genderowy redukcjonizm

Przedstawię główną tezę ks. prof. Alfreda Wierzbickiego, dyrektora Instytutu Jana Pawła II KUL: „Jeśli uznamy, że gender jest zagrożeniem, to stracimy rdzeń chrześcijaństwa”. Będąca konsekwencją przyjęcia nauczania Kościoła oczywista odpowiedź na takie stwierdzenie jest oczywiście przeciwna. Jeżeli uznamy gender za zjawisko bezpieczne, to stracimy rdzeń chrześcijaństwa, ideologia ta podkopuje bowiem najważniejsze prawdy o człowieku jako takim, zarówno z punktu widzenia katolickiej teologii, jak i prawa naturalnego.

 

Zdaniem księdza, „człowiek to biologia, kultura i transcendencja, nie można widzieć tylko jednej strony”. To ewidentne przypisywanie fałszu Kościołowi, który nigdy nie postrzegał człowieka jednowymiarowo, nigdy nie redukował go do biologii, jak czynią to ewolucjoniści, albo do kultury, jak czynią to ideolodzy gender, albo wyłącznie do teologii. Przeciwnie, redukcjonizm, o jakim mowa, charakteryzuje właśnie reprezentantów ideologii gender. Stając w ich obronie ks. Wierzbicki zajmuje stanowisko wrogie nauczaniu Kościoła, odrywa jego trzon, rdzeń, jak to robią właśnie genderyści, czy ewolucjoniści, którzy negują prawdę chrześcijaństwa głoszącego, obok czynników kulturowych i biologicznych, także element transcendencji wpisanej w istotę ludzką. Stając po stronie gender, atakuje się zasadniczą i głęboką prawdę o człowieku.

 

Dalej ks. Wierzbicki pyta: „Gender zauważa i promuje wymianę ról. Co to oznacza w praktyce? Kobieta realizuje się w życiu zawodowym i nie przestaje być kobietą, a mężczyzna może opiekować się dzieckiem, biorąc urlop tacierzyński zarezerwowany wcześniej dla kobiet. Czy przez to przestaje być mężczyzną?”. Fakt, mężczyzna nie przestaje być w takim przypadku mężczyzną, ale idea urlopu macierzyńskiego nie ma na względzie ani dobra mężczyzny, ani dobra kobiety, lecz dziecka. Ks. Wierzbicki wchodzi w grę ideologów równouprawnienia, zazwyczaj kierujących się w realizacji założeń gender egoizmem i paradygmatem walki płci.

Zapoznanie perspektywy dziecka, które przede wszystkim w pierwszym okresie swego rozwoju potrzebuje przede wszystkim matki, nie ojca, jest podstawowym błędem, jaki tak często popełniają feministki, dopuszczające się dodatkowo brutalnej manipulacji, głosząc na przykład hasło: „mój brzuch, moja wolność”.

 

Twierdzenie, że dla dziecka nie ma żadnej różnicy, kto jest mu najbliższy na pierwszym etapie życia, to fałszowanie rudymentarnych zasad rozwoju małego człowieka. A jeżeli wprowadzić w czyn zasadę równouprawnienia, upraszczając slogany genderowców – tata zastępujący rolę mamy, a mama wchodząca w rolę taty – to jeśli już pozwolimy sobie na ten bałagan w imię równości, za chwilę konsekwentnie zgodzimy się, aby dziecko wychowywał tata i tata lub mama i mama, w końcu do tego dąży także ruch gender.

 

W dalszej części wywiadu ks. Wierzbicki jest coraz ostrzejszy: „Jeżeli Kościół będzie chciał się trzymać patriarchalnego modelu, w którym podstawową rolą kobiety jest prowadzenie domu, to świat nam ucieknie. Bo cywilizacja wymusza albo umożliwia kobiecie pracę i małżonkowie w naturalny sposób wymieniają się tradycyjnymi dotąd rolami”. Myślę, że nie tyle świat ucieknie Kościołowi, co w ostateczności ks. Wierzbicki ucieknie od Kościoła i jego podstawowej nauki. Smutne to, bo jednak utrata kapłana zawsze jest dla wspólnoty bolesna.

 

Dalej ks. Wierzbicki zapytuje: „Czy nie wyszłoby na dobre cywilizacji, gdyby kobiety stały się bardziej ‘męskie’, a mężczyźni – ‘kobiecy’?”. Mówiąc wprost: nie, nie sądzę. A to, że jak stwierdził dalej ks. Wierzbicki, „kobiety są bardziej od mężczyzn nastawione na długofalową współpracę, empatyczne, przyjacielskie, mężczyźni świetnie potrafią zmobilizować się do jakiegoś jednego zadania i są bardziej ambitni, zorientowani na siebie”, nie wynika z kultury, ale z biologii i uwarunkowań psychicznych, duchowych, nie kulturowych, i wszelkie sztuczności kończą się nie tylko kompromitacją, ale zgubą bądź niebezpiecznymi eksperymentami.

Sprawiedliwość i dowartościowanie to podstawy gender, zabrzmiał głos intelektualisty. Zacznijmy od tego, że jeszcze nie tak dawno „Gazeta Wyborcza” starała się przekonać opinię publiczną w Polsce, iż zjawisko gender nie istnieje. Nagonka na Kościół i wielokrotne powtarzanie zarzutu, że wymyślił on sobie wroga, była brutalna, zaś kampania ośmieszająca liderów Kościoła – ostra.

 

Teraz ksiądz Wierzbicki mówi wprost, ze gender to jednak fakt, a „GW” tę prawdę dystrybuuje. Mało tego, podstawą gender są rzekomo sprawiedliwość i dowartościowanie. Mnie natomiast wydaje się, że to raczej podstawą chrześcijaństwa jest miłość, solidarność, sprawiedliwość, dowartościowanie, szacunek, ochrona słabszego, pomoc i wsparcie. Wystarczy trzymać się tych zasad, i to najlepiej bez gender, którego promocja (co przemilcza ks. Wierzbicki) oznacza brutalną agresję w zwalczaniu Kościoła, ośmieszanie jego ludzi i katolicyzmu w ogóle, antagonizowanie płci, wprowadzanie związków jednopłciowych, związków partnerskich, aborcji, antykoncepcji i innych patologii.

 

Dalej wywiad przynosi nam już herezje przeplatane subiektywnymi nonsensami o „genderowym przesłaniu Ewangelii”, o Kościele, który jest instytucją, państwem feudalnym, o tym, że Kościół boi się kobiet. Na tej bazie argumentacji niedługo może powstać nowe pojęcie: feminofobia.

 

Najbardziej jednak boli wykrzywienie i zniesławienie Matki Bożej, a także obrażenie osoby Jej męża, Józefa. Dodatkowo utrzymywanie, że Maryja jest jakąś ikoną gender to profanacja (artykuł, przypomnę został zatytułowany: „Maryja, matka gender”. O ile pamiętam z lekcji religii, Maryja była matką Jezusa…).

 

Maryja, osoba cicha, skromna, pobożna, posłuszna, zajmująca się domem, otwarta na macierzyństwo, ciepła i czuła, podległa mężowi, który nakazuje nagle, w noc, wyruszyć w podróż z małym dzieckiem, bo przypomnę (znów z lekcji religii), że to Józef, a nie Maria otrzymał polecenie ucieczki do Egiptu. Ponadto Józef to człowiek mocny, odpowiedzialny, dobry i szlachetny, zaś oskarżanie go o próbę „wymigania się” jest nikczemne. „Jak mogliśmy zapomnieć o genderowym przesłaniu Ewangelii?”, pyta nagle ks. Wierzbicki, może dlatego, że takiego nigdy nie było?

 

Zatruta studnia

Uznanie, iż bez kobiet nie byłoby Kościoła, bez Edyty Stein, Katarzyny ze Sieny czy Hildegardy z Bingen jest manipulatorskim sugerowaniem, że ktoś w ogóle podnosi w wątpliwość ich doniosłą rolę. Przecież Kościół nigdy tego nie głosił i nie wiem, skąd ta sugestia? Twierdzenie to wynika zatem albo ze złej woli, albo z ignorancji, albo z chęci świadomej manipulacji.

 

W rzeczywistości wszelkie dokumenty i nauka społeczna katolicka Kościoła walczą o godność kobiety, o sprawiedliwość, o praworządność, o jej dobro i bezpieczeństwo. Stojąc zaś po stronie gender nie można uniknąć apologii tych, którzy kobietę chcą ograbić z jej kobiecości właśnie, a dodatkowo głoszą hasła swobody „aborcji”, życia bez zobowiązań, promują homoukłady, związki partnerskie i tak zwane wyzwolenie seksualne.

„Nikt nie mówiłby o gender, gdyby równouprawnienie mężczyzn i kobiet było faktem” – twierdzi rozmówca „Tygodnika”, a ja sądzę, że nikt by nie mówił o gender, gdyby nie było mężczyzn albo kobiet.

 

„Z gender jest trochę tak jak z teorią ewolucji, która sama w sobie nie jest ateistyczna. Ale kiedy nada się jej interpretację ateistyczną, to widzimy ją jako poważne zagrożenie dla wiary” – konstatuje ksiądz profesor Wierzbicki To kolejna nieprawda, założenia Darwina były od samego początku ateistyczne, wynaturzały dodatkowo człowieka, redukując go do roli zwierzęcia.

 

Niewątpliwie wypowiedzi ks. Wierzbickiego są antykatolickie i szkodliwe. Powrócę do pytania czemu służą? Bardzo możliwe, że autor sam udzielił nam odpowiedzi: „Liczę na to, że gender zajmą się katolickie ośrodki uniwersyteckie”.

 

Tekst z okazji komunistycznego święta kobiet jest kolejnym odważnym krokiem do realizacji dalekosiężnego planu wprowadzenia gender studies na Katolicki Uniwersytet Lubelski, co byłoby instalacją zatrutego źródła w ważnym ośrodku intelektualnym, finansowanym przez polskich katolików – czyżby na własną zgubę? Zatruta studnia w miejscu, które ex definitione ma za zadanie kształcić sumienia, umysły i intelekt młodych ludzi, stałaby się maszyną do demontażu prawd wiary.

 

Artykuł ks. prof. Alfreda Wierzbickiego głęboko zasmuca. Sprawia wrażenie, jak gdyby Kościół był podzielony. Ukazuje też strategię skoku na KUL i jego ducha. O ile ks. Wierzbicki ma prawo wyrażać swoje poglądy, to konsekwencje ich głoszenia dla wiernych i całego Kościoła są szkodliwe i stawiają autora w bardzo złym świetle.

 

 

Tomasz M. Korczyński -

Copyright by

STOWARZYSZENIE KULTURY CHRZEŚCIJAŃSKIEJ

IM. KS. PIOTRA SKARGI

 

Narodziny „bergoglianizmu” – Christopher A. Ferrara

Niezaprzeczalnym faktem który niepokoić powinien każdego świadomego katolika, jest to, iż Franciszek, jako pierwszy papież w historii Kościoła, jest powszechnie wychwalany przez “władców świata tych ciemności, duchy nieprawości w przestworzach” (Ef 6,12). Pod “silnym wrażeniem” jego osobowości pozostaje nawet sam Barack Obama, prawdziwy zwiastun Antychrysta.

Nie ma potrzeby przytaczać tu po raz kolejny wyrazów bezprecedensowego zachwytu świata nad osobą obecnego biskupa Rzymu. O tym jak postrzegany jest jego “romans” ze światem współczesnym świadczą dobit­nie wyniki, jakie otrzymujemy po wpisaniu w dowolną wyszukiwarkę internetową wy­razów “papież Franciszek” oraz “rewolucja”.

“Biada wam, gdy wszyscy ludzie chwalić was będą. Tak samo bowiem przodkowie ich czy­nili fałszywym prorokom”.

Ekwilibrystyka neokatolików, usiłujących przypisać ten fakt powszechnemu brakowi zrozumienia dla “tradycyjnego w istocie” pa­pieża budzić może jedynie śmiech. W swej książce Spustoszona winnica (1973) Dietrich von Hildebrand ostrzegał, że “trucizna naszej epoki powoli przenika do samego Kościoła i wielu ludzi nie zdaje sobie sprawy z apo­kaliptycznego charakteru naszych czasów”.

Późniejszy papież Benedykt XVI pisał nie­gdyś: “Jestem osobiście przekonany, że kiedy w przyszłości napisana zostanie intelektualna historia Kościoła katolickiego w XX wieku” osoba Dietricha von Hildebranda uznana zostanie za jedną z najwybitniejszych postaci naszych czasów” (Soul of a Lion, s. 12). Postawa obecnych neokatolickich komentatorów pozostaje jednak w rażącej sprzeczności z intelektualną uczciwością von Hildebranda: będąc świadkami programowego zatruwania Kościoła ideami światowymi, z determinacją serwują oni swym odbiorcom środek znie­czulający w postaci fałszywego optymizmu posuwając się do blokowania komentarzy na prowadzonych przez siebie blogach, aby nie mogły przeniknąć tam żadne prawdziwe in­formacje, mogące rozwiać tworzone przez nich iluzje. Czytaj dalej

Prof. Grygiel: tzw. rewolucja miłosierdzia w Kościele może przynieść wielki chaos

Błogosławieniem grzechu byłoby udzielanie rozgrzeszenia osobie żyjącej “w namiastce małżeństwa” wbrew sakramentowi wiążącemu nadal ją z inną osobą – powiedział prof. Stanisław Grygiel, występując dziś na 368. zebraniu plenarnym Konferencji Episkopatu w Warszawie.

Prof. Stanisław Grygiel, ongiś bliski współpracownik Jana Pawła II, mówił do biskupów na temat nierozerwalności małżeństwa w kontekście propozycji dopuszczenia do Komunii św. osób w powtórnych związkach. Nakreślając tę kwestię z punktu widzenia katolickiej teologii małżeństwa i rodziny przypomniał, że każdy “sakrament jest tajemnicą przebywania osoby człowieka w Boskiej Osobie Chrystusa oraz w jego Kościele”. A istota sakramentu małżeństwa “wydarza się w trójkącie miłości: Ja-ty-Bóg”. I stąd przymierze zawarte pomiędzy kobietą a mężczyzną oraz Bogiem ma charakter nierozerwalny. “Osoby, które raz powiedziały jedna drugiej: Fiat mihi!, tak że stały się obecne jedna w drugiej i dla drugiej, nigdy się nierozłączą, nawet gdyby odeszły od siebie w i zmarnotrawiły tam otrzymane dary” – podkreślił. Dodał, że “sakrament małżeństwa nie poddaje się kalkulującemu rozumowi (ratio), jego tajemnicę można tylko musnąć intelektualną intuicją (intellectus), zdolną do umysłowego oglądu istoty tego, co się dzieje pomiędzy osobami”.

Odnosząc się natomiast do dyskusji na temat dopuszczenia osób rozwiedzionych i żyjących w ponownych związkach do Eucharystii, uczony przytoczył słowa Jana Pawła II, że znajdujemy się w sytuacji, w której człowiek się zagubił, kaznodzieje się zagubili, katecheci się zagubili i wychowawcy się zagubili. Zdaniem uczonego eschatologia stała się obca dzisiejszemu społeczeństwu, wskutek czego “manipuluje się miłością czy sprawiedliwością”, a w konsekwencji i człowiekiem. Manipuluje się także słowem miłosierdzie “nie bez winy naszych pasterzy, którzy nie wchodząc w treść tego słowa, włamują się nim jak wytrychem nawet do sakramentów”. Zauważył, że skutkuje to nieraz postawą traktowania tajemnicy sakramentów jako swego rodzaju “problemu, który może rozwiązać kalkulujący rozum (ratio). A tymczasem – zauważył: “dzieje sakramentalnego życia w osobie ludzkiej to dzieje szukania przez nią Źródła wszystkiego, co jest. A człowiek, który nie szuka tego Źródła skazuje się na duchową śmierć”. Czytaj dalej

Moją Ojczyzną jest Polska Podziemna – Ewa Polak-Pałkiewicz.

Niezłomni – to znaczy Wyklęci

Lata sześćdziesiąte w mieście na pólnocy Polski. Poranek zimowy, mroczny, zimny i mglisty. Ulice puste. Ale od czasu do czasu słychać pospieszne kroki, gdzieś trzasnęły drzwi. Raz, drugi, trzeci. Przy głównej ulicy grupki ludzi. Kobiety w chustkach na głowie. Patrzą w jedną stronę. Tam, z mroku wyłaniają się światła samochodu zwanego „suką”. W wilgotnej mgle ledwo widoczny ciemny kształt przesuwa się wzdłuż chodników, na których stoją ludzie i odprowadzają wzrokiem samochód. Przecież wiadomo, że nikogo nie dostrzegą przez zakratowane okienko. I on, ten, kto tam siedzi, a może leży bezwładnie, rzucony jak worek kartofli, nigdy nie dowie się, że przyszli, żeby go odprowadzić. Ostatni żołnierz Podziemia wieziony jest na śmierć.

Miasto nie śpi. Miasto jest razem z nim.

Nie biją dzwony we wszystkich świątyniach miasta. Kapłan nie daje mu krzyża do ucałowania i nie pociesza modlitwą. Nikt nie miał prawa nic wiedzieć o jego straceniu. A jednak wszyscy wiedzą. Zastygli w niemej grozie. Tak wielu przekonanych, że to już naprawdę koniec..

Moją ojczyzną jest Polska Podziemna, walcząca w mroku, samotna i ciemna…*)

Spełniali tylko swoje obowiązki stanu. Nie zachłystywali się samą walką. Nie byli im potrzebni idole. Mieli przywódców.

Żeby spełniać swoje obowiązki stanu trzeba tylko jednego. Trzeba być ich świadomym. I mieć charakter, mieć przytomny umysł. Skoro wie się, kim się jest i jakie ma się obowiązki, to trzeba je wypełnić. Nie ma innego rozwiązania.

Żeby je wypełnić należycie, trzeba odróżnić dobro od zła. Nie pomylić się. Trzeba unikać fałszywego dobra.

Anatol Radziwonik "Olech"

Anatol Radziwonik „Olech”

Ludzie, których nazywamy Żołnierzami Wyklętymi – Niezłomnymi, nasi rodacy, nie posługiwali się fałszywymi kategoriami filozoficznymi. Fałszem było by, gdyby przyjęli, że skoro wróg rozpanoszył się na dobre w ojczyźnie, to trzeba się z tym pogodzić. Dla świętego spokoju. Dla fałszywego pokoju. Dla nędznego hasełka: Nigdy więcej wojny. Bo pokój nie jest żadną wartością.

Dlatego, że nie posługiwali się fałszywymi kategoriami są tak niebezpieczni, nawet dzisiaj. Tak bardzo, że aresztuje się nawet ich doczesne szczątki. Nie pozwala się ich poszukiwać przez tych, którzy poświęcają życie i całą swoją gruntowną wiedzę, by ich odnaleźć, rozpoznać i zapewnić godny chrześcijański pochówek, godne miejsce na cmentarzu. Tak niebezpieczni, że ich dzieci są pomijane przy uroczystościach historycznych, jak rocznica przepędzenia Niemców z obozu Auschwitz. Pomijane, jakby ich nie było, jakby się nigdy nie narodziły.

Są nadal groźni, choć już ich nie ma. Nie walczą z bronią w ręku. Nie mówią w oczy zdrajcom, że są zdrajcami. Są groźni, niebezpieczni, są wciąż  persona non grata. wywrotowcami, bo oni nigdy nie pomylili się w kwestii, co jest prawdziwym dobrem, co prawdziwym złem. Co jest prawdą, co fałszem. Nie byli w stanie przyjąć fałszu za prawdę. Nawet za cenę bycia wiecznie ściganymi przez prześladowców, jak ranne zwierzę. Nawet za cenę potwornych tortur. Nawet za cenę zniesławienia i opluwania za życia, straszenia nimi dzieci i tak zwanych porządnych obywateli. Nawet za cenę rozdzielenia z żonami i z dziećmi – których czasem nie zdążyli w ogóle zobaczyć. Ani raz w życiu. Za cenę nie złożenia ostatniego pocałunku na ręku starej matki.

Co to jest stan? Co to są obowiązki?

z chwilą, gdy się już ma stan jakiś obrany i gdy nie ma możliwości go zmienić, należy tak urządzić ażeby w pokorze służyć. To co można i co jest obowiązkiem najlepiej spełnić i przez to podobać się Bogu. (Stanisław Kostka Starowieyski)

„Pewnego razu (…) przyszedł jakiś sowiet, pewnie oficer. Tak się popatrzył na tego księdza [ks. Maja, proboszcza Łaszczowa – EPP] i powiada: – O, ja takich księży w swoim życiu mam ośmiu zariezanych, a ty będziesz dziewiąty. Wyciąga pistolet. A ksiądz stanął pod ścianą i jak szarpnął sutanną, tak wszystkie guziki oberwał.

– Strielaj, ty swołocz parplataja! – zwymyślał go ksiądz proboszcz.

Ten tak się popatrzył, siadł, schował pistolet i powiada:

–  Tamtych co osiem zginęło, to nie byli takie, a ty jesteś maładiec”.**)

Nie bali się. Zdolni byli do nadzwyczajnego męstwa i nadzwyczajnego wysiłku. Potrafili nie jeść i nie spać wiele dni. Spali na stojąco. Otwierali więzienia i wypuszczali dziesiątki, setki więźniów politycznych, powstańców warszawskich, Akowców. Mówili w oczy tym, którzy ich prześladowali, kim są. Wywoływali tym jeszcze większą furię.

Byli samotni.

Mieczysław Dziemieszkiewicz "Rój"

Mieczysław Dziemieszkiewicz „Rój”

 

Dziś, gdy widzimy, że żyjemy w kraju, gdzie niektórzy usadowieni na świeczniku boją się nawet ludzi w podeszłym wieku – ich dzieci, nawet ich doczesnych szczątków, jest sposobność, by pomyśleć, że musiało zostać coś z tamtego czasu. Lęk, paniczny lęk przed prawdą. Zaciśnięte usta, by tylko nie nazywać rzeczy ich właściwym imieniem. I odróżniać je: To jest to, a to coś innego. Nie ma stanów pośrednich. Między prawdą i fałszem nie ma ciągłości. Dla normalnego człowieka, wychowanka cywilizacji łacińskiej, między dobrem a złem jest przepaść, nie rozciąga się szeroka strefa szarości, „względnego dobra”, „mniejszego zła”.

Ich zamordowano dlatego, że nie akceptowali mieszanek. Żołnierze Niezłomni byli nade wszystko ludźmi rozumnymi.

Cóż mi po wszystkich urokach tej ziemi.

Jeśli mi serce pchnięto do podziemi…. **)

„…W zrozumieniu i pogłębieniu (…) będą pomocne rudimenta filozofii klasycznej, która wychodzi od elementarnego pytania: co to jest? Nie wychodzi od pytania, co ktoś tam sobie na ten a ten temat myśli, jakie ma na ten a ten temat opinie. Uczciwy metodologicznie prymat obiektywizmu nad subiektywizmem. Uczciwy metodologicznie prymat prawdy nad opiniami. Uczciwy metodologicznie prymat bytu nad jego werbalnym ujęciem (stwierdzeniem, sądem, opisem). Pokora wobec rzeczywistości. Pokora wobec prawdy, którą poznać i nazwać można. Zaszczytna powinność istoty rozumnej!” (Ks. Jacek Balemba SDB) ***)

Jedyna rzecz, której domaga się Bóg od człowieka – oddanie Mu owej wolności, po którą sięgnął człowiek w raju. „Mogę wszystko – bez Boga!” A teraz, gdy naprawdę wierzysz? „Nie, nie mogę nic. Bóg wszystko może”.

Płk. Łukasz Ciepliński, kandydat na ołtarze

Płk. Łukasz Ciepliński, kandydat na ołtarze

 

1 marca 1951 roku w warszawskim więzieniu Na Mokotowie wykonano wyrok śmierci na członkach IV Zarządu Głównego Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość: Łukaszu Cieplińskim, Mieczysławie Kawalcu, Józefie Batorym, Adamie Lazarowiczu, Franciszku Błażeju, Karolu Chmielu i Józefie Rzepce. Nie godzili się z okupacją sowiecka. Spełnili dobrze, jako żołnierze, jako Polacy, swój obowiązek stanu.

niech im całunem będzie mgła

A światłem szronu ostre igły

I pamięć nasza przy nich trwa

I płoną mroki wiekuiste

(Zbigniew Herbert, „Piosenka”)


*) Z wiersza Stanisława Balińskiego, Polska Podziemna

**) ks. Zbigniew Kulik, Bł. Stanisław Kostka Starowieyski, Sandomierz 2005

**) St. Baliński, Polska Podziemna 

***) https://sacerdoshyacinthus.wordpress.com/2015/02/28/opinie-czy-rzeczywistosc/

.

 

 

Najnowsze komentarze
    Archiwa
    059771