Miesięczne archiwum: Listopad 2014
Judaizm przeciwko Mojżeszowi. Gnostycki mesjanizm Sabbataja Cwi – Hugon Hajducki
Trwa duchowa wojna pomiędzy Bogiem a Lucyferem. W trakcie tych zmagań książę ciemności niejednokrotnie zło nazywa dobrem, a nienawiść ukrywa w słowach głoszących miłość, tolerancję i pokój.
Zapowiedziane przez św. Jana zbiorowe nawrócenie Żydów jest od dawna wypatrywanym znakiem, potwierdzającym nadejście czasów ostatecznych i rychłą paruzję Chrystusa. Jest to jedna z wielkich tajemnic dotyczących losów całego świata. W jakich jednak okolicznościach nastąpi nawrócenie Żydów? W którym momencie porzucą oni swoje zgubne poglądy o nadejściu narodowego mesjasza, który przyjdzie tylko po to, by stworzyć kolejne ziemskie imperium? Czy będzie to związane z pojawieniem się kolejnego fałszywego mesjasza żydowskiego? Pytania, na które trudno udzielić jednoznacznej odpowiedzi, można by mnożyć.
Historia narodu żydowskiego po odrzuceniu i przelaniu krwi Zbawiciela jest historią pogrążania się w religijnych błędach i samouwielbieniu. Wbrew obiegowym poglądom, Żydzi nie pozostali wierni zasadom ortodoksyjnego judaizmu, dzieląc się na liczne i zwalczające się sekty. Do dziś sam judaizm jest zjawiskiem zróżnicowanym, a jego podział na żydowskich ortodoksów i zsekularyzowanych Żydów reformowanych jest bardzo dużym uproszczeniem. Jednym z odłamów dzisiejszego judaizmu (choć część samych Żydów traktuje ten ruch religijny jako heretycką sektę) jest wpływowy i działający do dziś w konspiracji sabbataizm. Warto zapoznać się z poglądami głoszonymi w łonie tej sekty, tym bardziej że zostały one przyjęte przez niektóre dzisiejsze odłamy judaizmu, jak również sekty (najczęściej protestanckie) o charakterze judeochrześcijańskim. Warto z jeszcze jednego powodu: ponieważ sabbataizm jest koncepcją religijną odpowiedzialną za liczne, fatalne w skutkach wydarzenia społeczne i polityczne na świecie dziejące się w ciągu ostatnich 200 lat, a które od XIX wieku przypisywano bez różnicy wszystkim Żydom. Niejednokrotnie sami sabbatajczycy gorliwie pomagali w szerzeniu antyżydowskiej propagandy, aby w ten sposób, łamiąc Prawo, przyśpieszyć osiągnięcie mesjańskiego czasu. Czytaj dalej
Odnowić wszystko w Chrystusie — zwłaszcza dziś!
Drodzy Czytelnicy!
„Ubogim się urodziłem, ubogim żyłem i ubogim chcę umrzeć” – te słowa napisał papież św. Pius X w swoim testamencie. Krótko, prosto, prawdziwie. Również jako papież miał wyjątkowo skromne wymagania, o czym świadczą choćby zachowane do dziś przedmioty codziennego użytku, z których korzystał. Jego testament jest wyrazem gorącego pragnienia, aby do końca życia poprzestawać na małym. I tego całe życie się trzymał.
Powinniśmy jednak zwrócić uwagę nie tylko na materialny aspekt sposobu życia Piusa X, ale również na jego duchową głębię, na ewangeliczne usposobienie jego duszy. Odpowiada to doskonale pierwszemu z Ośmiu Błogosławieństw naszego Pana Jezusa Chrystusa: „Błogosławieni ubodzy duchem, albowiem ich jest królestwo niebieskie” (Mt 5, 3). Święty Papież pragnął nie być i nie był przywiązany do niczego na tym świecie. Był całkowicie wolny dla Boga. Pragnął gorliwie pełnić wolę Bożą i zupełnie poświęcić się spełnianiu swoich obowiązków. Czytaj dalej
Tadeusz Żychiewicz: Rzecz o śmierci, rzecz o życiu
Święto Umarłych. Ogniki zniczów, łuna świateł nad cmentarzami, zapach butwiejących liści szeleszczących pod stopami, swąd świec. Już nawet nie smutek, lecz coś mniejszego: taki sobie melancholijny smuteczek. A bardzo rzadko przelotna myśl, że przecież istnieją imiona, które pochłonęła ziemia zapomnieniem, i nikt już nie zapali ogieńka nad popiołami.
I dobrze, że tak. Umarli przystanęli w swoim przerwanym czasie, żywi idą dalej, pochwyceni nieuchronnym pochodem wydarzeń, godzin, dni, lat. Na pamięć nasuwa się miłosierna mgiełka oddalenia. Dobrze, że tak. Bo gdyby nie to, może czasem trudno byłoby żyć. Nie każdy potrafi ufać mocno, że umarli ukryci są w czasie przyszłym, w nieuchronności Dnia Przemienienia wszechrzeczywistości – przed nami, nie zaś za nami. Dla bardzo wielu liczy się bolące „dziś”. Więc może dobrze, ze to „dziś” odchodzi w oddalenie.
Uładzamy sobie dorzeczność świata, dorzeczność nas samych: dziecinną układankę z bardzo wielu powykradanych kawałków przeżyć, doznań, prac; a także z naszej wiary, nadziei i miłości. Jeśli się je złoży – a przecież pasują do siebie, niechby nawet ze szczerbami – wychodzi niejednokrotnie obrazek całkiem sensowny. Lecz potem umiera ktoś bliski, z kim byliśmy serdecznie związani; ktoś, kto wrósł w nas. Uderzamy nosem w ścianę i jakże często układanka rozsypuje się nam w palcach, a gdzieś w najtajniejszym zakątku – niechciany, nie przywoływany, odpychany – wstaje absurd. Czytaj dalej