Miesięczne archiwum: Lipiec 2014
Czy tatuaże są dozwolone? – ks. Peter R. Scott, FSSPX
Uzależnienie od tatuażu nie jest nowym zjawiskim w historii ludzkości. Oszpecanie własnego ciała było spotykane w wielu prymitywnych społecznościach jako znak męstwa, osiągnięć, jako prawdziwy znak honoru.
Czy jednak współczesna praktyka stosowania tatuaży jest możliwa do porównania?
Tatuaże podlegają pod pojęcie samookaleczenia. Samookalecznie jest oczywiście dopuszczalne wtedy, gdy dokonywane jest dla dobra całego ciała, zgodnie z zasadą całości, oznaczającą iż część istnieje dla całości. To zdroworozsądkowe zrozumienie podkreślone zostaje słowami Naszego Pana:
Jeśli więc prawe twoje oko jest ci powodem do grzechu, wyłup je i odrzuć od siebie. Lepiej bowiem jest dla ciebie, gdy zginie jeden z twoich członków, niż żeby całe twoje ciało miało być wrzucone do piekła.
(Mt. 5, 29)
W związku z tym, nikt nie podważa możliwości poddania organów czy ciała okaleczeniu, zniekształcaniu zewnętrznego wyglądu, będących skutkiem leczenia poważnej lub zagrażającej życiu chorobie, na przykład nowotworu. Jednakże tatuaże są zniekształcaniem ciała skierowanym nie dla jakiegokolwiek dobra, czy to dla dobra ciała czy też duszy. Czy dopuszczalne jest zatem przeprowadzenie takiej kosmetycznej deformacji bez jakiegokolwiek obiektywnego celu, jedynie z tego powodu, iż ktoś po prostu chce tego dokonać? Czytaj dalej
Conversi ad Dominum!
Conversi ad Dominum!
(wezwanie św. Augustyna)
Słusznie twierdził Gilbert K. Chesterton, iż najbardziej niebezpiecznym rodzajem kłamstwa jest takie, które imituje prawdę. Na płaszczyźnie sporu pomiędzy Tradycją a modernizmem spotykamy wiele takich współczesnych pseudo-prawd, powtarzanych jak mantra, wmawianych niezorientowanym wiernym, obudowywanych dodatkowymi „rewelacjami”.
Jedną z nich jest powtarzana od Soboru Watykańskiego II (1962-1965) pseudo-prawda o wyrastających ze starożytnej tradycji chrześcijańskiej korzeniach posoborowej reformy liturgicznej. Jednak przy bliższym wniknięciu w szczegóły okazuje się, że jest ona zupełną bzdurą, co demaskuje analiza konkretnych faktów. Spór o ryt Mszy św. trwający od II połowy lat 60. XX wieku siłą rzeczy musiał szybko przemieścić się z obszaru teologii w przestrzeń rozważań historycznych, zważywszy na argumenty, którymi szermowali modernistyczni zwolennicy reformy liturgicznej Vaticanum II.
Aktywny uczestnik tej rewolucji, Kanadyjczyk ks. Stephen Somerville, w ten sposób charakteryzuje dziś te argumenty: „Mówi się (…) o powrocie do źródeł – do starożytnych, wczesnochrześcijańskich, pierwotnych cech Mszy z czasów Ojców Kościoła, czyli z pierwszych sześciu wieków. Ma to rzekomo polegać na odkrywaniu panującej wówczas prostoty kultu etc. W praktyce natomiast mamy do czynienia ze zubażaniem liturgii i usuwaniem z niej ubogacających ją elementów, które w sposób organiczny rozwijały się (…)”.
Dodać trzeba do słów świadka i aktywnego uczestnika wprowadzania nowej liturgii (ks. Somerville jest jednym z nielicznych duchownych, którzy przeprosili Kościół za dewastację tradycyjnej Mszy!), że rozwój ten przebiegał konsekwentnie, logicznie i spójnie od Mszy odprawionej w Wieczerniku przez naszego Pana Jezusa Chrystusa aż po kodyfikację rytu dokonaną za pontyfikatu św. Piusa V. Czytaj dalej
Ruch charyzmatyczny w Kościele katolickim
Prawdziwa odnowa jest przede wszystkim dziełem Ducha Świętego, a On działa najchętniej przez Niepokalaną. W centrum prawdziwej odnowy, obok Chrystusa Pana, powinna stać Maryja.
W niniejszym artykule chcę przypomnieć podstawowe założenia teologiczne i zasady praktyczne, na których jest oparta działalność szeroko rozumianego ruchu charyzmatycznego. Chodzi więc o przedstawienie fundamentu tego ruchu z pominięciem takich zagadnień, jak jego geneza i rozwój historyczny. Te zagadnienia zostały omówione już w wielu pracach na temat pentakostalizmu.
Pominę też zjawisko rozwarstwienia ruchu charyzmatycznego. Wiadomo, że ten ruch nie jest monolitem. Można w nim znaleźć wiele grup kojarzonych z Odnową w Duchu Świętym, ale różniących się od siebie znacznie. Wystarczy tylko dla przykładu wskazać, z jednej strony, na Ruch Światło-Życie (Oaza), a z drugiej na neokatechumenat. Niektóre z moich uwag bardziej będą odnosiły się do ruchu oazowego, a inne bardziej do neokatechumenatu. Sam neokatechumenat, będący ruchem międzynarodowym, przybierał w poszczególnych krajach, szczególnie w czasie rozpoczęcia działalności, różne formy, za którymi jednak kryje się wspólna idea.
Podobnie działo się, choć być może w mniejszym stopniu, z Ruchem Światło Życie. O tej organizacji ukazało się na łamach ZAWSZE WIERNI kilka artykułów napisanych przez dawnych jej działaczy i naocznych świadków jej rozwoju. Teksty te posiadają imponujący aparat źródłowy. Nie chcę ich w niniejszym artykule powtarzać. Stwierdzę tylko, iż Odnowa w Duchu Świętym wywodzi się z pentakostalizmu protestanckiego. Czytaj dalej
Pułapka w pułapce
Ewa Polak-Pałkiewicz
Po lekturze tekstu „Pożegnanie z narracją” niektórzy czytelnicy uznali, że lekceważę zagrożenie płynące ze strony tzw. ideologii gender. Nic bardziej błędnego.
Zauważam tylko, że proponowane metody zmagania się z propagandą dewiacji dziwnie niekiedy przypominają to, co Sowieci przedstawiali światu zachodniemu – z wielkim powodzeniem – jako „walkę o pokój”. Dziś ponownie wpycha się nas w nierzeczywistość.
Pomysły z serii: jak radzić sobie z faktem, że wciąż rodzą się nowe dzieci (a to, jak wiadomo zagraża ładowi światowemu), pojawiają się regularnie, od stu przynajmniej lat.
Żeby przerwać ten skandal rozpoczęto najpierw światową kampanię na rzecz rozwiązłości, także nieletnich, i równocześnie z nią propagowanie aborcji jako najlepszego środka antykoncepcyjnego (wraz z nową odsłoną słusznej walki o prawa kobiet). Teraz jest kolej na promocję wszelkich dewiacji związanych z tą najbardziej niebezpieczną (dla światowego ładu) sferą, jaką jest sfera przekazywania życia.
Jean-Baptiste Simeon Chardin – Poranna toaleta
Warto tu dostrzec elementy zaplanowanej strategii i psychotechniki. I zdać sobie sprawę, że metoda oświecających prosty lud wykładów uczonych mężów na temat różnic między płciami oraz listów protestacyjnych, marszów organizowanych przez specjalistów od zagadnienia gender, różne aktywne środowiska itd., czy deklaracji podsuwanych do podpisu politykom, to nic innego jak lansowanie zbiorowych lamentów. Nie wzruszą one tych, do których są adresowane. Uleganie zaś nastrojowi, jakie tworzą „masowe protesty”, z towarzyszącymi im emocjami i nadziejami na wyrost, prowadzi do oszukiwania samych siebie. Do rozmiękczenia, rozpowszechnienia wygodnictwa. Nie ma wiele wspólnego z postawą, jaką powinien wobec zła zajmować człowiek wierzący. Czytaj dalej